Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
<strong>467</strong>
W NUMERZE:<br />
Pascal nie wyjasn ia, dlaczego mi elibysmy bye przymuszeni do wypowiadania s i~ za<br />
b1!di p rzeciw iSlnieniu Boga, ale nielrudno wyobrazie sobie odpowiedz zgodnil<br />
z jego mysleniem . Brzmialaby ona laic jesli lwierdzisz, ze nie mozesz si~ zdecydowai:<br />
wsk ulek braku argumenlow, juies sit: zdecyd owal - i 10 najprawdopodobniej<br />
p r z e c i w k 0 Bogu. Nie powinienes si~ oszukiwae: skoro mowisz "sk1!die mam<br />
wiedziee, czy Bog iSlnieje, czy lei nie", 10 znaczy, ie b¢ziesz wolal iye lak, jak<br />
gdyby Boga n ie bylo, gd yz tak jest 0 wiele wygodniej. Ale jdli lak, i jesli Bog islnieje,<br />
~dziesz stosownie do tego osqd zon y.<br />
Leszek Kolakowski, Gra 0 lI'iar(<br />
Moina wyroinie d wa sposoby podej§Cia do Boga: jeden polegajqcy na przezw<br />
yci~ianiu wyobcowania i drugi - na spolkaniu obcego. W pierwszym przypadku<br />
czlowiek odkrywajqc Boga, odkrywa s i e b i e; odkrywa cos, co jesl identyczne z nim<br />
samym, chociai nieskonczenie go lranscenduje, cos od czego jesl wyobcowany, lecz<br />
nigdy nie byl i nie moi e bye oddzielony. W drugim przypadku czlowiek spolykajqc<br />
Boga, spolyka 0 b c e go.<br />
Paul Tillich, D IVa typy jifozajii refigii<br />
Tomasz nie zywil wielkich zludzell co do p owagi i odpowiedzialno§Ci myslenia,<br />
szczegolnie tych, klorzy wkraczaj 1! ze swym racjonalnym rynszlunkiem na "rynek<br />
idei" i z roi:nych, najc z~ Sc iej pozateorelycznych, wzgl
ZNAK<br />
MIESIF;CZNIK KWIECIEN<br />
KRAKOW<br />
IROK XLVI<br />
NR <strong>467</strong> (4)<br />
<strong>1994</strong><br />
TREse ZESZYTU:<br />
Od redakcji<br />
Leszek Kolakowski<br />
GRA OWIAR~<br />
Nieci'lg/osc wszechswiata<br />
tlum. Ireneusz Kania 4<br />
Maurice Biondel<br />
JEDNOSC DOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ<br />
t/um. Ireneusz Kania 14<br />
Elthieta Wolicka<br />
LEKCJA SWlIn'EGO TOMASZA 28<br />
Paul Tiluch<br />
DWA TYPY FILOZOFII RELiGII<br />
tlum. Krzysztof Mech 43<br />
Karol Tarnowski<br />
ZRODtA POZNANIA BOGA 56<br />
ANALIZA I RELIGIA<br />
Z profesorem Richardem Swinburnem<br />
rozmawia Tadeusz Szubka 70<br />
Kr7,YsztoJ Mech<br />
RELIGIA NA GRANICY ROZUMU 82<br />
3
WOK6L "VERITATIS SPLENDOR"<br />
Zhigniew Stawrowski<br />
BLASK PRAWDY, BLASK WOLNOSCI __________<br />
96<br />
TEMATY I REFLEKSJE<br />
Andrzej Lazari<br />
IITYKA PIESNI<br />
ALEKSANDRA GALlCZA 107<br />
ZDARZENIA KSL,\ZKI - LUDZIE<br />
Tadeusz Szuhka<br />
FlLOZOFICZNE PODSTAWY TEIZMU 113<br />
Adam Grobler<br />
KU POKRZEPlENIU FILOZOFA 119<br />
lreneusz Ziemitiski<br />
FILOZOFIA WOBEC TAJEMNICY CZLOWIEKA ________ 123<br />
Zhigniew Pasek<br />
PIESNIO SMIERCI A RELIGIJNOSC 129<br />
Maja Jurkowska<br />
LIST Z NANTES<br />
NO WE OBLICZE VUILLARDA 132<br />
Joanna Petry Mroczkowska<br />
LIST Z WASZYNGTONU<br />
DOUBLE SPEAK CZYLI DWUMOWA 137<br />
Janina Katz- Hewetson<br />
LIST Z KOPENHAGI<br />
DuNSKIE MITY ________________ _ 141<br />
Krystyna Czerni<br />
CZYTAJJ\C MrESr~CZNIKI<br />
EKUMENIZM MI~DZY WIERNOSCl1\ A NAWR6cENIEM 143<br />
Tadeusz Drhski<br />
LIST DO REDAKCJI 149<br />
SUMMARY 151<br />
SOMMA IRE 152
OD REDAKCJI <br />
Numer obecny, po.§wifcony roznym jilozojicznym tradycjom i drogom<br />
poznania Boga, to przedluzenie cyklu zapoczqtkowanego w ostatnich latach<br />
numerem 0 "Bogu teologow" (441), a kontynuowanego w zeszytach 0 "Bogu<br />
jilozoJow " (447), " Bogu artystow" (458) czy wreszcie ostatnio blokiem<br />
tekstow 0 wierze (464).<br />
Mys/q przewodniq calego cyklu - wyrainq moze zwlaszcza w obecnym<br />
numerze - jest proba przeciwstawienia sif jednemu z najhardziej Jalszywych<br />
stereotypow czasow nowoiytnych: stereotypowi nieuleczafnego konfliktu<br />
mifdzy wiarq a rozumem, mifdzy reIigiq a naukq czy - szerzej - mysleniem<br />
racjonalnym. Odmawianie wierze - utoisamianej z irracjonalnym uczuciem<br />
- wszelkiej wartosci poznawczej, a z drugiej strony kult poznania "czysto<br />
racjonalnego", wolnego rzekomo od zaloien obcych "rozumowi naukowemu",<br />
zrodzilo dwojakie skutki. Pierwszy - to jalowosc rozumu, ktory<br />
lekcewaiqc sakralny wymiar rzeczywistosci w konsekwencji traci kontakt<br />
z niq samq i pogrqia sif w pustych konstrukcjach (i dekonstrukcjach).<br />
Kulturze wspolczesnej przywrocic trzeba swiadomosc, ie kierowania hacznej<br />
uwagi na reIigijny wymiar rzeczy, swiata, historii wymaga od nas wlasnie<br />
po c z u c i e r z e c z y w is t 0 s d. Z drugiej strony, wiara bagateIizujqca<br />
rozum staje sif bezbronna wobec Jalszywych em0 cji, niewiele majqcych<br />
wspolnego z glfbiq do§wiadczenia reIigijnego. Dlatego czlowiekowi reIigijnemu<br />
potrzebna jest z kolei .fwiadomosc, ie wpisany w wiarf imperatyw<br />
prawdy domaga sif od nas pracy mysIi.<br />
Nie chodzi oczywiscie 0 latwq syntezf wiary i rozumu. Ze nie jest ona<br />
moiIiwa, swiadczq dzieje mysli religijnej i metajizycznej. Dlatego w tym<br />
numerze podqiamy tropem odwiecznych sporow i dylematow, rozwaiajqc<br />
w swietle wyzwan wspolczesno.fci koncepcje sw. Augustyna (Maurice Blondel)<br />
i sw. Tomasza (Elihieta WoIicka) , zestawiajqc ze sobq biorqce od tych<br />
mysIicieli poczqtek dwie tradycje jilozojii refigii (Paul Tillich) , pytajqc<br />
o sens do§wiadczenia refigijnego (Karol Tarnowski), poddajqc tradycyjne<br />
dowody na istnienie Boga testowi mysIi anaIitycznej (Richard Swinburne)<br />
czy rekonstruujqc poglqdy na temat sposobow poznania Boga we wspolczesnej<br />
jilozojii religii (KrzysztoJ Mech).<br />
Numer otwiera tekst Leszka Kolakowskiego, zaczerpnifty z jego najnowszej<br />
ksi4.iki, ktora ukaie sif wkrotce nakladem Wydawnictwa <strong>Znak</strong>.<br />
Przedmiotem rozwaian Autora jest slynny "Zaklad Pascala" - mysIiciela,<br />
ktory bodaj najprzenikliwiej zdawal sobie sprawf z trudnosci, jakie, chcqc<br />
pogodzic wiarf z rozumem, spotka na swej drodze nowoiytnosc.
LESZEK KOLAKOWSKI <br />
GRA OWIAR~<br />
<br />
NlEClt\GLOSC WSZECHSWIAT A<br />
Glownym celem Pascal a rue jest sprawic, by "nasza religia" byla godna<br />
szacunku pod wz gl ~dem intelektualnym, lecz by sta!a si~ "przyjemna",<br />
godna milosci i po z~d ania. Uznal to za jedyn ~ drog~ dla siebie, jako Ze<br />
ludzie w sposob naturalny ki eruj~ swe kroki ku temu, co wydaje im si~<br />
poci~ gaj~ce. " Czlowiek nigd y rue porzucilby przyjemnosci doczesnych,<br />
jesliby rue znajdowa! wi ~cej radoSci (douceur) w tym, ze jest pogardzany,<br />
ubogi i od epchn i~ty przez innych, niili w uciechach grzechu."l<br />
l ednakze chcial on ukazac nie radosci chrzescijanstwa tout court, ale<br />
jego wariantu Augustynskiego - surowej poboZnosci mieszczqcej w sobie<br />
r6wniez t eologi~ predestynacji w rozumieniu jansenist6w. Nicole powiada,<br />
ze sam probowa! uwolnic A ugustynskq d o ktryn~ !aski od pozorow pewnej<br />
szorstkoSci odpych aj~ cej wielu ludzi, nie zmieniajqc wszakze ani nie<br />
os!ab i aj~c niczego z jej zawartoSci. Pascal podzie1a! to stanowisko i zach<br />
~ca! go do dalszych wysilk6w. "By! on [pascal) nadzwyczaj sztywny<br />
i nieugi~ty w kwestiach t ycz~ cy ch si~ laski skutecznej, m6wil jednakowoz,<br />
ze gd yby mial zajmowac si ~ t~ spraw~, niechybnie udaloby mu si~ uczynic<br />
t~ d okt ryn~ tak wia r ygodn~ i w takiej mierze uwolnic j~ od pozor6w<br />
pewnej szorstkosci (farouche), ze przypadlaQy do gustu umyslom wszelkiegopokroju<br />
."2 ~-<br />
Czy Mys/om udalo si~ zlagodzic Augustynsk~ teologi~ laski i unikn~c<br />
przy tym ust~ pstw doktrynalnych Raczej nie; a jeSJi tak, to poprzez<br />
przernilczenie pewnych kwestii. My.W po wielekroc pod kreslaj ~, ze istoty<br />
Iudzkie niezdolne s~ samodzielnie uleczyc si~ ze swej nyrlzy: "daremnie,<br />
ludzie, w sarnych sobie poszukujecie lekarstwa na swoje n~d ze " - m6wi<br />
Boska rn ~drosc (Mys/i,nr 149 3 ). Nie rn a wszakze w tej mysli nic<br />
specyfi cznie Augustynskiego; jest ona moze tylko nie do pogodzenia ze<br />
I List do Roanoeza z grudnia 1656, 0 [euvre.f! C/ ompIe tesj L/ajumaj, s. 269.<br />
2 Tekst w O/euvresj C/ompiele.r! M/esnardj, t. I, s. 1002 .<br />
) MySii podaj~ w przekladzie, niekiedy zmodylikowanym w pororumieniu z Leszkiem<br />
Kolakowskim, Tadeusza Boya-Zelenskiego.
GRA 0 WrAR~<br />
5<br />
skrajn~ wersj ~ pelagianizmu. Stwierdzenie, ie "czlowiek nie jest godny<br />
Boga, ale nie jest niezdolny stac si ~ go godnym" (nr 239), rue wyk racza<br />
poza obiegow~ interpretacj~ grzechu pierworodnego. Tym, co specyficznie<br />
Augustynskie, nie jest ani dogmat grzechu pierworodnego (przynajmniej<br />
w sensie naj ogolniejszym - ie w jego wyniku rodzaj ludzki stal si~ zepsuty),<br />
ani powszechne przeswiadczenie, ii b¢~c tym, czym jesteSmy, nie moi emy<br />
byc usprawiedliwieni bez laski; jest to raczej doktryna glosz'!ca, ie rozdzial<br />
laski nie rna ruc wspolnego z ludzkimi zasrugarni, ie laska dana jest darmo<br />
nielicznym wybranym bez najmniejszego udziaru z ich strony i ie dziala<br />
ona niezawodnie. Istotnie, dla wielu wiernych musialo to brzmiec "szorstko"<br />
i byc trudne do strawienia. Otoi tenze motyw, swoiscie Augustynski<br />
a jednoczeSnie podzielany przez Pascala (jak to wynika z Hcrils sur fa<br />
Grace), po prostu nie jest obecny w My.§lach, przynajmniej w postaci<br />
wyartykulowanej. Nie wiemy, w jaki sposob moma by go bylo przedstawic<br />
w ksztalcie "milym" (suave) i pon~tnym dla czytelnikow.<br />
A przeciez, co oczywiste, pragn~1 on nawracac ludzi (na wiar~ w Boga,<br />
nie zaS w jego swoiscie Augustynski wizerunek), niezaleinie od klopotliwego<br />
pytania, jak to robic, skoro nawracanie zastrzezone jest wyl~cznie<br />
dl a Boga i skoro niezdolni jestdmy oprzec s i~ 1ego woli, jesli zechce On nas<br />
zbawic. W tym momencie Pascal wy st~p uje z metod ~, ktora, gdy j,!<br />
wyjasnic, uderza swoj~ p ro s tot~, ktora wszelako mogla zostac obmyslona<br />
jedynie na gruncie swoistych dla Pascal a idei naukowych, filozoficznych<br />
i teologicznych .<br />
Metoda ta jest wyloiona we fragmencie 0 koniecznosci zakladu (nr<br />
418). Slusznie uwaia si~j ~ za sam rdzen My.W w znanej nam postaci. T ych<br />
kilka stronic cieszy si~ slaw~ tak ruezw ykl ~ (por own ywaln~ moie jedynie<br />
z t~, ktorej zaiywa krotka, IV cz~sc Kartezjanskiej Rozprawy), ze<br />
niezr~c zn e byloby je przytaczac. lednak i:e niektorych czytelnikow mog,!<br />
one wprowadzac w bhtd - i istotnie, tak si~ niekiedy dzi alo. StreScmy je<br />
pokrotce.<br />
Skoro celem zakladu jest sklonic nas do wst ~pienia na sci ezk~ wiary<br />
chrzescijanskiej, wywod, calkiem stosownie, zaczyna si ~ od podania jednej<br />
z przyczyn (nie glownej, jak si~ to pozniej pokaze), dla kt6rych w spos6b<br />
naturalny opieramy si~ Bozemu wezwaniu. T~ przycz y n ~ jest po prostu<br />
niemoznosc zrozumienia Boga. "Dusza nasza wtr~con a jest w cialo, gdzie<br />
znajduje li czb ~, czas, wymiary; rozumuje 0 tym, nazywa to na tur~,<br />
konieczn os ci ~ i nie moze uwierzyc w nic innego."<br />
" W tr~con a w cialo"; to Augustynskie (w rzeczywistosci quasi-gnostyckie),<br />
bynajmniej nie tomistyczne wyraienie rna tlumaczyc nasz~ ulomnosc<br />
in t el e k t u a I n ~ ; jestdmy uwi ~zie n i w ciele, co sklania nas do wiary, iz<br />
we Wszechswiecie i stniej~ tylko ciala. Ho rror corporis.<br />
B6g zatem, nie b¢,!c cialem, jest dla nas niepoj~ty . Ale jest On<br />
niepoj~ty przede wszystkim dlatego, ze jest nieskonczony. "lednosc dod ana<br />
do nieskonczonoSci nie pomnazajej ani 0 wlos (...) Skonczonosc unicestwia<br />
sill! w obliczu nieskonczonosci i staj e s i~ czyst'! nico sci~. T ak nasz duch
6 LESZEK KOLAKOWSKI<br />
w obliczu Boga; tak nasza sprawiedliwosc w obliczu sprawiedliwoSci<br />
boskiej. "4<br />
Czytamy nast~pnie dwa zqania, ktore w tym punkcie latwo mogly byly<br />
nasun'!c si~ pisarzowi pod pioro, ale w istocie nie nalez,!, jak si~ wydaje, do<br />
glownego toku jego rozumowania, moma by je przeto pomin,!c: "Sprawiedliwosc<br />
Boga musi byc rownie niezmierna, jak Jego milosierdzie; owoz<br />
sprawiedliwosc wobec pot~pionych mniej jest niezmierna i mniej musi<br />
uderzac niz rni!osierdzie wobec wybranych." Innyrni s!owy, jdli idziemy do<br />
piekla, to z wyroku sprawiedliwosci; jesli do nieba - to za spraw,!<br />
milosierdzia. Jest to standardowy pogl,!d jansenistow. Co atoli mamy<br />
pocz'!c z t'! "bezmiernosci,!" tak sprawiedliwoSci, jak i milosierdzia Boga,<br />
nie jest calkiem jasne; zdaje si~, ze z wiedzy 0 tym nie sposob wyci,!gac<br />
praktycznych wnioskow co do naszego post~powania.<br />
Potem mamy fragment przyprawiaj,!cy nas 0 niejakie zaklopotanie;<br />
dotyczy on nieskonczonoSci, 0 ktorej naturze nic nie wiemy, choc wiemy,<br />
ze ona istnieje. "Prawd,! jest, ze istnieje nieskonczonosc w liczbie, ale nie<br />
wiemy, co to jest. FaJszem jest, aby byla parzysta, falszem, aby byla<br />
nieparzysta; za dodaniem bowiem jednosci nie zmieni swej natury;<br />
a wszelako jest to liczba, wszelka zas liczba jest parzysta albo nieparzysta<br />
(prawda, iz to odnosi si~ do wszelkiej liczby skonczonej)."<br />
Jest to fragment 0 tyle klopotliwy, ze sugerowalby, podlug mniemania<br />
Pascal a, iz istnieje cos jakby tajernnicza liczba najwyzsza, wyzsza od<br />
jakiejkolwiek innej liczby. A przeciez jest czyms zgola nie do pomyslenia<br />
i niemozliwym, aby matematyk Pascal pomylil prosty i oczywisty fakt<br />
nieskonczonosci ci,!gu liczbowego z falszyw'! ide,! liczby najwyzszej.<br />
W rzeczy samej Esprit geomhrique wyraznie odrzuca poj~ie najwyzszej<br />
liczby.5<br />
Jdli jednak przyjmiemy nawet, ze przeslanka jego wyjasnienia jest<br />
falszywa, nie ma to wi~kszego znaczenia dla jego wywodu, poniewaz<br />
chodzi mu jedynie 0 wykazanie naszej bezsily w obliczu nieskonczonosci.<br />
"Tak samo mozna dobrze wiedziec, ze jest Bog, nie wiedz,!c, czym jest."<br />
Inaczej wszakZe niz w przypadku nieskonczonej rozci,!glosci, 0 ktorej<br />
istnieniu wiemy (bo sami jestesmy czyms rozci,!glym), nie znaj,!c przeciez<br />
jej natury, "nie znamy ani istnienia, ani natury Boga, poniewaz nie ma On<br />
ani rozci,!glosci, ani granic. Ale przez wiar~ znamy Jego istnienie; przez<br />
chwal~ poznamy Jego natur~."<br />
J ak dot,!d wi~c, Zaklad potwierdza to, 0 czym wiemy rowniez z innych<br />
4 Fragment ten zaczyna si~ dwoma slowami: "NieskoDczonosc - ruc". Pascal w sposob<br />
oczywisty stosuje w rum reneksj~ matematycznll Dad wartosciami rueskoDczonymi rozmaitycb<br />
porZlldkow IszeregowJ. W rozprawie 0 trojkllcie arytmetycmym (OCL, s. 94) wzOlian1ruje fakt<br />
(nie przez siebie wykryty), i.e punkt Die dodaje ruczego do liDii, linia - do plaszczymy,<br />
plaszczyzna zas - do bryly. Myslal najwidoczruej 0 rozmaitycb rodzajacb DieskoriczonoSci, po<br />
czym zastosowal to poj~ie do swoicb "trzecb dziedzin". Por. M. Goubier, Le Memorial est-it un<br />
texte mystique (przedr. w jego ksiliWe Blaise Pascal. Commentaires, Vrin, 1984), s. 287 in.;<br />
Mesnard, La culture du XVll e sjecle, s. 466 (gdzie podejmuje on - cbybionll - pro~ wyrai.erua<br />
mysli Pascala w kategoriach matemalycznych, kt6re wszaki.e Sl! malematycznie bezsensowne).<br />
, OCL, s. 352.
ORA 0 WIAR~<br />
7<br />
fragment6w Myili - ze nie rna zadnej niezawodnej drogi prowadzl!cej do<br />
Boga z naturalnego porz'ldku Wszechswiata ani z ludzkiej natury.<br />
Fakt, Ze chrzescijanie nie potrafil! podae racji swojej wiary, nie jest<br />
podstawl! do ich ganienia - wszak sami wlasnie twierdzl!, ze ich religia to<br />
slulli/ia, glupota, z chwill! gdy objawiajl! jl! swiatu. "Gdyby jej dowodzili,<br />
nie dotrzymaliby slowa."<br />
Teraz przychodzi moment kluczowy. "B6g jest alba Go nie rna. Ale na<br />
kt6rl! stron~ si~ przechylimy Rozum nie moze tu nic okreSlie: nieskonezony<br />
chaos oddziela nas." Cetno albo licho.<br />
Kontrargument: skoro niezdolni jesteSmy do rozstrzygni~eia, sluszne<br />
jest nie zakladae si~ w og6le.<br />
Kontr-kontrargument najwyzszej wagi: "Tak, ale trzeba si~ zakladae;<br />
to nie jest rzecz dobrowolna, zmuszony jesteS" (cela n'esl pas volontaire,<br />
vous etes embarques). Pascal nie wyjasnia, dlaczego mielibysmy bye<br />
przymuszeni do wypowiadania si~ za bl!dz przeciw istnieniu Boga, ale<br />
nietrudno wyobrazie sobie odpowiedz zgodnl! z jego mysleniem. Brzmialaby<br />
ona tak: jesli twierdzisz, ze nie mozesz si~ zdecydowae wskutek braku<br />
argumen t6w, juzeS si~ zdecydowal - i to najprawdopodohniej p r z e c i w<br />
k 0 Bogu. Nie powinieneS si~ oszukiwae: skoro m6wisz "skl!dze mam<br />
wiedziee, czy B6g istnieje, czy tez nie", to znaczy, ze b~ziesz wolal:lye tak,<br />
jak gdyby Boga nie bylo, gdyz tak jest 0 wiele wygodniej. Ale jeSli tak,<br />
i jdli B6g istnieje, b~ziesz stosownie do tego oSl!dzony.<br />
Czyz jednak nie mozna powiedziee "Nie wiem, ezy B6g istnieje, czy tez<br />
nie istnieje, ale wol~ :lye tak, j a k gd y b y istnial"<br />
Owszem, moma. Zawarte w tym postanowieniu zobowil!zanie jest<br />
zgodl! umyslu nie na akt wiary, lecz raczej na pewien sposob :lycia<br />
- przeciwko Bogu lub w zgodzie z Nim. Nie Sl! moZliwe obie opcje naraz,<br />
nie mog~ tez obu odrzucie; nie spos6b uniknl!e wyboru w naszych<br />
konkretnych zachowaniach, jakkolwiek moZliwe by bylo zawieszenie sl!du<br />
teoretycznego w kwestii fundamentalnej: czy On istnieje, czy nie Musimy<br />
przy tym zawsze pami~tae, ze gdy umieramy, les jeux sont faits, rien ne va<br />
plus. "Ostatni akt jest krwawy, choeby cala sztuka byla i najpi~kniejsza:<br />
gruda ziemi na glow~ i oto koniec na za wsze" (m 165).<br />
To, ze opcja na rzecz Boga jest otwarta, nawet jdli zawiesimy sl!d,<br />
stanowi wyw6d pozostalej, moze najbardziej znarniennej i najslawniejszej,<br />
cz~sci Zakladu. Ot6i: powinnismy przyjl!e postaw~ hazardzisty, kt6ry<br />
przyst~pujl!c do gry dokladnie wazy stawk~, jakl! rzuca na st61, kalkuiujl!c<br />
ewentualnl! wygranl! bqdz przegranl!. Skoro juz musimy grae i stawiamy<br />
jedno :lycie przeciwko trzem, ktore Sl! do wygrania, byloby z naszej strony<br />
nierozsl!dne nie zaryzykowae, jesli szanse wygranej i przegranej sl! rowne.<br />
W tym atoli przypadku gra idzie nie 0 trzy zycia, lecz 0 zycie wieczne, peine<br />
nieskOI1czonego szcz¥scia. W tej sytuacji byloby rzeczl! rozsl!dnl! stawiac na<br />
Boga, nawet gdyby istnialo nieskOllczenie wiele szans przegranej wobec<br />
jednej tylko szansy wygranej, bo przeciez stawkl! jest cos skonczonego,<br />
tymczasem zas moZliwa wygrana jest nieskonczona. "Tak wi¥c kiedy si¥
8 LESZEK KOLAKOWSKI<br />
jest zmuszonym grae, trzeba bye obranym z rozumu, aby zachowae zycie,<br />
raczej niz rzucie je na azard dla nieskonczonego zysku, rownie prawdopodobnego<br />
jak utrata czegos, co jest niczym. Na nic bowiem nie zda si~<br />
mowie, ze niepewne jest, czy wygramy, a pewne, ze ryzykujemy C ...) Tak<br />
sarno kazdy gracz ryzykuje pewne dla wygranej niepewnej C ...) i nie grzeszy<br />
w tym przeciw rozumowi."<br />
Potencjalny rozmowca replikuje: "Tak, ale ja mam r~e zwi'tZane, a usta<br />
nieme; kaZ'l mi zakladae si~, a nie mam swobody; nie chc'l mi sfolgowae,<br />
a mam tak'l natur~, ze nie umiem wierzye. Coz mam tedy uczynie"<br />
Odpowiedz na t~ rep1ik~: "To prawda. Ale dowiedz si~, Ze twoja<br />
niemoc wiary C ...) pochodzi jedynie z winy twoich nami~tnosci. Pracuj tedy<br />
nad tym, aby przekonae samego siebie nie mnozeniem dowodow Boga, ale<br />
poskromieniem swoich nami~tnosci. Chcesz ise ku wierze, a nie znasz<br />
drogi." Ucz si~ od tych, ktorzy j'l znaleZli: "to znaczy czyni'lc wszystko tak,<br />
j a k gd y b y wierzyli, bior'lc wod~ swi{:COn'l, s/uchaj'lc mszy itd. W naturalnej<br />
drodze doprowadzi ci~ to do wiary i uczyni z ciebie automat" C["oglupi<br />
ci~'1 vou.!' abetira; za Gilsonem umaje si~ powszechnie, ze to dziwne<br />
wyrazenie znaczy nie tyle "oglupi ci~", ile raczej "uczyni ci~ podobnym<br />
zwierz~ciu", tm. automatem).<br />
lesli taki niedoszly nawrocony pojdzie za rad'l Pascal a, wnet przekona<br />
si~, ze nawet jego pierwotne pojmowanie gry bylo bl¢ne. Pascal zapewnia<br />
go, ze wygra w tym zyciu i ze b¢zie umacnial si~ w przdwiadczeniu, iz<br />
zabiegaj'lc 0 pewn'l wygran'l niczego nie ryzykowal: "w koncu poznasz, ze<br />
zalozyles si~ 0 rzecz pewn'l, nieskonczon'l, za ktor'l nie dales nic". Dawne<br />
zgubne przyjemnosci zostan'l zast'lpione przez inne.<br />
Uderzaj'lcym rysem Zakladu jest jego precyzja i odmowa szukania<br />
latwych rozwi'lzan b'ldz ucieczki w nieokreslonose; Pascal jest, jak zwyide,<br />
bezlitosny w poszukiwaniu prawdy "aZ do konca". Nie obiecuje on<br />
wiarygodnych argumentow za istnieniem Boga, bo to po pro stu niemozliwe;<br />
odwo/uje si~ za to - moze nie calkiem w zgodzie z niektorymi moralizuj'lcymi<br />
fragmentami My.W - do milosci wlasnej czytelnika, do jego pragnienia<br />
szcz~scia i do jego rozumu, jako ze rozum moma wprz'lc w s/uzb~<br />
osobistego interesu Cnie byle jakiego, rzecz jasna, lecz tylko tego, jaki mamy<br />
we wlasnym zbawieniu wiecmym). lest po prostu rzecZ'l rozs'ldn'l optowaC<br />
za Bogiem, tak jak rozsCldne jest postawienie pewnej sumy pieni¢zy w grze<br />
hazardowej, jdli szanse wygranej s'l duze w porownaniu z ryzykiem gracza.<br />
Ostatecma rada praktyczna pod adresem potencjalnego neoftty moze<br />
si~ wydawae skromna: "bierz wod~ swi~on'l" itd. lednakze zarowno jej<br />
kontekst, jak i podloze ftlozoftcme macznie wzbogacajCl jej sens.<br />
Nieuprzedzonemu czytelnikowi argument Zakladu wydaje si~ niezbyt<br />
skomplikowany; mimo to wywolywal on niegdys liczne nieporozumienia,<br />
nawet wsrod bystrych czytelnikow. Dlatego nie od rzeczy b~dzie chyba<br />
tutaj garSe objasnien, choeby nie calkiem odkrywczych.<br />
Przede wszystkim Pascal nie czyni zadnych probabilistycznych zalozen<br />
co do samego istnienia Boga. Rozumowanie probabilistycme stosuje do
GRA 0 WlARI:;<br />
9<br />
obrachowania strat i zyskow wynikaj~cych z opowiedzenia sic:: za Bogiem;<br />
nie twierdzi, ze prawdopodobienstwo istnienia Boga jest takie sarno jak<br />
lego nieistnienia, lecz mowi tylko, ze "rozlUU nie moze tu nic okreslic".<br />
Powtorzmy (gdyzjest to motyw kl uczowy, przewijaj~cy sic:: przez wszystkie<br />
Mys/i): Bog nie jest zadn~ empiryczn~ hipotez~ 0 wic::kszym b~dZ mniejszym<br />
stopniu prawdopodobienstwa. Bog jest poza wszelk~ gr'l umyslu.<br />
A jednak blydne odczytania tej kwestii byly nieomal nie do uniknic::cia.<br />
Nawet Wolter s
10 LESZEK KOLAKOWSKJ<br />
Tak wi~c wysilki Pasca1a s~ zupelnie czcze w oczach racjonalisty, 0 ile<br />
nie zachowal on w umysle szczypty w~tpliwoSci co do swego bezbomictwa<br />
i odrobiny woli, aby Zyc w swiecie upor~dkowanym na sposob boski; 0 ile<br />
nie zachowal niklych resztek wiary.<br />
To sarno odnosi si~ do przewai:aj~cej c~Sci tworzywa MySli, gdyi<br />
racjonalista zawsze b¢zie utrzymywae, ze ten, kogo maj~ przekonae owe<br />
argumenty, juz wczdniej musi byc wierz~cy, tzn. nie tylko in abstracto<br />
przyjmowac zasad~ credo ut intelligam, lecz rzeczywiscie wierzyc. Wolter,<br />
bynajrnniej nie zakarnienialy ateista, ale przeciez racjonalista, wielokrotnie<br />
daje dowody swej niezdolnoSci do wnikni~a w prawdziwy sens Mysli, tak<br />
jak musial pojmowac go ich autor. Jcili bowiem Pascal wyzszosci chrystianizmu<br />
upatruje w jego niejasnosci, to znaczy, Ze to, co niezrozurniale, jest z tej<br />
racji godne wiary; dlaczego zatem opowiesc 0 grzechu pierworodnym, ten<br />
roman theologique, mialaby lepiej niz legend a 0 Prometeuszu czy Pandorze<br />
wyjaSniac n¢~ i wie\kosc czlowieka Jesli teksty prorokow zawsze mialy sens<br />
podwojny, to znaczy, ze Bog nas oszukuje. A coz jest zlego w rozrywkach,<br />
b¢~ych wszak naturalnym lekarstwem na nasze cierpienie<br />
Ostatecznie wszystko sprowadza si~ do takiej oto sprawy: Pascal<br />
wierzy, ze los czlowieczy i samoukrycie si~ Boga staj~ si~ zrozurniale<br />
w swietle historii Upadku. Racjonalista zareplikuje zawsze, iz nie widzi<br />
powodu, by wierzyc w biblijmt opowiesc, i ze nawet sam Pascal nie<br />
przyjmuje jej explicite jako wiarygodnej hipotezy. Mamy zatem bl~ne<br />
kolo: gdy wierzymy, wszystko uzyskuje sens, jednakze nie mozemy tresci<br />
wiary wydedukowac z faktow. Jest raczej na odwrot: gdy uzbrojeni<br />
jestesmy w wiar~, projektujemy sens w fakty.<br />
Pascal byl tego swiadom, totez zwracal si~ do ludzi nosz~cych w sobie<br />
jak~s sklonnosc do wiary. Zadaniem rozumu jest usun~c przeszkody<br />
ustawione przez racjonalistow, jako ze t r eS c religii nie zadaje przeciez<br />
gwaltu rozumowi. W tej kwestii Pascal, podobnie jak pisarze jansenistyczni,<br />
przemawia nie do zatwardzialych materialistow, lecz do ludzi malej wiary,<br />
w ktorych codziennym Zyciu motywacja religijna gra rol~ znikom~, do<br />
"Ietnich", 0 ktorych czytamy w Pismie to, co czytamy.<br />
Po trzecie, wiara nie jest religi,! deisty, aktem asercji; jest to akt<br />
calkowitego zaangazowania obejmuj~cy milosc, ufnosc i poddanie wlasnej<br />
woli Bogu. Pascal nie doradza swemu czytelnikowi, aby zachowywal si~<br />
tak, j a k gd y by Bog istnial, i oczekiwal w wyniku wiecznej nagrody.<br />
Wiara nie jest polis~ ubezpieczeniow,! ("na wszelki wypadek post~puj<br />
wedle dornniemanych boskich wskazowek; w koncu pieklo moze nie jest<br />
tylko bajk~"). Swi~ona woda a nawet bezgrzeszne zycie nie zagwarantuj~<br />
nam zbawienia, ktore jest przeciez darmowe. Przyczyny, dla ktorych woda<br />
swi~cona i podobne praktyki mimo wszystko toruj,! narn drogy do wiary<br />
(a wi~ i do nieba), wyluszczone s~ w innym miejscu MySli. "JesteSmy tylez<br />
automatem co duchem: st~d pochodzi, ze dowodzenie nie jest jedynym<br />
narz~ziem przekonywania. Jak malo jest rzeczy dowiedzionych! Dowody<br />
przekonywaj~ jedynie rozum; najsilniejsze i najskuteczniejsze dowody
ORA 0 WlARI;;<br />
11<br />
tworzy zwyczaj; on sklania automat, ktory pocillga za sobll ducha bez jego<br />
wiedzy" (nr 821). Odnosi si~ to do stosunku mi~zy zachowaniem<br />
a rzeczywistll enotll, albo moze mi~dzy znakami "zewn~trznymi" a wiarll.<br />
"Poprzez nawyki zewn~trzne przyzwyczajamy si~ do enot wewn~trznych"<br />
(nr 912). "Zewn~trzna skrucha sklania nas do skruchy wewn~trznej, takjak<br />
[akty] pokory sklaniajll nas do [rzeczywistej] pokory" (nr 936; por. nr 944).<br />
Pascal przyznaje, i:e niepodobna pojllc, w jaki sposob zwierz~ee cialo,<br />
automat, zlllczone jest z duszll (na gruncie kartezjanizmu jest to istotnie<br />
niezrozumiale); ale rownie niepoj{:te jest, bysmy byli bezdusznymi automatami.<br />
Musimy przyjllc, i:e obie te rze czy , wzajem nie do pogodzenia,<br />
spaja w jednll- prZ}1lajmniej w obeenym, ziemskim i:yciu - jakas tajemnicza<br />
wi~z. Jest przeto rozsCldne przypuszczac, i:e oddziarujllc na cialo mozemy<br />
wplywac na dusz~ i i:e Cwiczenia cielesne oddzialujll na nasze "wn~trze". Jest<br />
to filozoficzny aspekt mysli Pasca\a wyjaSniajllcy jego rad~, aby nie<br />
lekeewaZyc czysto mechanicznej pobomosci, gdyz moZe ona wytworzyc<br />
prawdziwll wiar~. Lecz i tutaj nie dowiadujemy si~ z Mysli, w jaki sposob<br />
moma by uzyskac Lask~, skoro nigdy nie bywa ona nagrodll za wmsciwe<br />
postypowanie. Wydaje si~ jednak, Ze jest to najlepsze, co mozemy czynic.<br />
ezy wiara samego Pascal a byla rezultatem zalecanego przezen Zakladu<br />
Wydaje si{: to zupelnie nieprawdopodobne. Kiedy mowi on "ucz si~<br />
od tych, ktorzy byli sp~tani tak sarno jak ty, a ktorzy teraz zakladajll si~<br />
o wszystko, co majll", nie rna zadnego powodu Slldzic, iz mowi 0 sobie<br />
samym (co wszakze sugerowal Goldmann). Jak mozna wnosic z Memorial<br />
(nr 913), jego wielka ognista noc i nagle nawroeenie nie mialy nic<br />
wspolnego z Zakladem. Napomykajllc 0 sobie w kontekScie rozwazan<br />
o Zakladzie ("to jest mowa ... czlowieka, ktory przedtem i potem padal na<br />
kolana, aby si~ modlic do tej nieskonczonej i niepodzielnej istoty, poddajllc<br />
Jej calego siebie, 0 to, aby poddala sobie rowniez i ciebie dla twego<br />
wlasnego dobra i dla swojej chwaly") nie wspomina 0 zadnej szczegolnej<br />
"metodzie" Zakladu ani jej nie roztrzllsa.<br />
Wskazywano juz, ze Zaklad mial pewne anteeedensy, choc Pascal mogl<br />
w ogole 0 nich nie wiedziec. Jezuita Antoine Sirmond (eel ostrych atakow<br />
Amaulda i bratanek bardziej znanego Jacques'a Sirmond SJ, przez jakis<br />
czas spowiednika Ludwika XIII) w swym traktacie 0 nidmiertelnosci<br />
duszy (1637) sugerowal podejscie, ktore zdaje si~ miee niemalo wspolnego<br />
z Zakladem 7 ; kaznodzieja bCldz apologeta powinien odwolywac si~ do<br />
egoistycznego interesu niedowiarkow, przekonywac ich, ze w kategoriach<br />
bilansu ryzyka i zysku rozslldniej jest post{:powac tak, jak przystoi<br />
dobremu chrzeScijaninowi (nawet jeW si~ nie rna prawdziwej wiary) oraz<br />
przestrzegae przykazan w nadziei nagrody niebieskiej.<br />
Analogia moglaby bye sugestywna, gdyby nie pewien istotny szkopul.<br />
Autorem jest tenze sam o. Sirmond, ktory rozjuszyl Arnaulda 8 twierdzllc,<br />
7 Por. L. Blanchet, L'allilude religieuse des Jesuiles el les sources du pari de Pascal, "Revue<br />
de M6taphysique et de Morale", or 4, 1919, s. 477-516.<br />
• Th/!Olog ie morale des Je.ruiles. Oeuvres, t. XXIX.<br />
" . r
12 LESZEK KOLAKOWSKI<br />
ie moma wiese zacne chrzdcijanskie iycie i uzyskae tym sposobem<br />
zbawienie, nie kochaj,!c przy tym Boga, lecz tylko stosuj,!c si~ do<br />
zewn~trznych wymagan KoSciola. Zgadza si ~ to z przeswiadczeniem<br />
molinistow, ie laska jest sprawiedliw,! odplat'!, na ktor,! slusznie moie<br />
liczye kaidy, kto post~powal wlasciwie. Jednak z pewnosci,! nie takie jest<br />
stanowisko Pascala. Owszem, adresat jego metody powinien zacz'!e od<br />
mechanicznego przestrzegania wszystkiego tego, co uzna za sluszne po<br />
chlodnym skalkulowaniu moiliwych strat i zyskow. Tym wszelako, na co<br />
moze liczye, nie jest nagroda niebieska, gdyi w takim razie zbawienia<br />
mogloby dost,!pie zwierz~, automat, ktorym na pewien czas ma si~ on stac.<br />
Te mechaniczne czynnosci S4 dobre 0 tyle, 0 ile mog,! oddzialywac na seree<br />
Uak nie wiemy; wiemy tylko, ie istnieje tajemnicza wi~i mi ~dzy umyslem<br />
a cialem) i ostatecznie przywieSc do prawdziwego nawroeenia, a "prawdziwe<br />
nawroeenie pol ega na tym, aby siy unicestwic wobec tej Wszechistoty,<br />
ktor'! pogniewalismy tyle razy i kt6ra moie sprawiedliwie zgubic nas<br />
w kaidej godzinie; aby uznac, ie nie moiemy nic bez niej i ie nie<br />
zasluiylismy u niej na nic oprocz gniewu" (nr 378).<br />
Nie, Pascal nie moie p r zyrze c zbawienia kaidemu, kto sprobuje tej<br />
drogi; zbawienie jest wyl,!cznie w rykach Boga, on jednak chee wykazac, ie<br />
warto sprobowac. "Wnet wyrzeklbym si ~ rozkoszy, powiadaj,!, gdybym<br />
mial wiar~. - A ja wam powiadam: Wnet mielibyscie wiar~, gdybyscie si~<br />
wyrzekli rozkoszy. Otoi wasz'! rzecz'! jest zacz'!c. Gdybym mogl, dalbym<br />
wam wiar~: nie mogy tego uczynic, a tym samym doswiadczyc prawdy<br />
tego, co opowiadacie. Ale wy moiecie porzucic rozkosze i doswiadczyc, czy<br />
to, co ja m6wi~, jest prawd'!" (nr 816).<br />
Jest u Pascala pewna dwuznacznosc polegaj,!ca na tym, ze nie<br />
wspomina on 0 kwestii tak zasadniczej dla teologii sw. Augustyna i tak<br />
istotnej w jego napomnieniach - 0 niezasluionym otrzymywaniu laslU.<br />
Jednakie nigdy nie zapominal on 0 romicy miydzy mechanicznym<br />
posluszenstwem a wiar,!. W rzeczy samej wiara, ii mozna gladko - w sensie<br />
intelektuainym b,!di moralnym - przejsc od natury do krolestwa laski,<br />
stanowi w Myslach gl6wny cel atakow Pascala (przekonanie, iz da si~<br />
dotrzec do Boga uiywaj,!c swiatla naturalnego, ze mom a dost,!pic<br />
zbawienia w rezultacie moralnego wysilku opartego na naszych wladzach<br />
naturalnych). Nie daj,!ca si y zasypac (naszymi ludzkimi silami, rzeczjasna)<br />
przepasc miydzy tym, co czlowiecze, i tym, co boslUe, jest nie tylko<br />
nieuniknionym wynilUem naszej ulomnosci, ale ma charakter, by tak rzec,<br />
"metafizyczny", wyni kaj,!cy z samej istoty wchodz'!cych tu w gr~ rzeczywistosci,<br />
z nieskonczonej odleglosci dziel,!cej to, co skonczone, od tego, co<br />
nieskonczone. "Wszystkie ciala, strop niebieski , gwiazdy, ziemia i jej<br />
krolestwa nie s,! warte najmniejszego z duch6w; Ouch zna to wszystko<br />
i siebie, a ciala nie znaj,! nic.<br />
Wszystkie ciala i wszystkie duchy razem i wszystkie ich twory nie s,!<br />
warte najmniejszego drgnienia Milosci: jest bowiem z dziedziny nieskonczenie<br />
wyzszej.
GRA 0 WIARI;:<br />
13<br />
Z wszystkich ciai razem nie moina by wydobyc najmniejszej mysii: to<br />
jest niemozliwe, to inna dziedzina. Ze wszystkich cial i duchow nie moina<br />
by wydobyc jednego drgnienia prawdziwej Milosci: to jest niemozliwe, to<br />
inna dziedzina, nadprzyradzona" (nr 308).<br />
To pami~tne zestawienie trzeeh porz
MAURICE BLONDEL <br />
JEDNOSC <br />
DOKTRYNY AUGUsrYNsKIEJ <br />
Augustyn bardziej nii: ktokolwiek inny ucierpial z powodu beztroski,<br />
z jak~ cz~to rozczlonkowywano jego doktryn~, wykorzystuj~c jej cz~sci<br />
wyrwane z calego organizmu i lekcewaZ~c jego wewn~trzne i:ycie. Tak<br />
jakby transfuzji krwi b~dz przeszczepu Zywych tkanek morna bylo<br />
dokonac podobnie, jak gipsem lata si~ dziury na scianach budynku ... Czas<br />
jui: najwyi:szy, aby do filozofti Augustyna podejsc zupelnie inaczej.<br />
Wowczas z mniejszym zdziwieniem b¢ziemy przyjmowac slowa Portalie,<br />
ktory w poswi~onym naszemu autorowi artykuJe w Dictionnaire de<br />
The%gle zauwai:a, wespol z innymi historykami , i:e filozofia chrzeScijanska,<br />
ilekroc odwraca si~od Augustyna, wi¢nie i usycha, nabiera zas<br />
rumiencow i wigoru, gdy tylko do niego powraca. Skoro tak, i jesli<br />
b~ziemy coraz gl~biej wnikac w sedno tej doktryny, moi:emy miec<br />
nadziej~, Ze w przyszlosci otrzymamy od niej jeszcze wi~cej nii: w przeszlosci,<br />
i to nie tylko co si~ tyczy spekulacji religijnej, ale i rozwini~ia<br />
i wzbogacenia samej fLIozofii na wszystkich jej polach i we wszystkich<br />
zakresach jej rozumienia.<br />
•<br />
Jak atoli uzasadnic ten optymizm Czy Augustyn w sposob wyrainy<br />
postawil problemy, do kt6rych sam - jak to stwierdziliSilly wyi:ej - dostarczal<br />
elementow i rozwi~zan, przynajmniej implicite I czy - pochloni~ty<br />
swoim zadaniem - nie korzystal czasami z najbardziej niejednorodnych<br />
materialow, skutkiem czego jego doktryna staje si~ podatna na ewolucje<br />
i manipulacje JeSli natomiast posiada jednosc, to czy nie jest to raczej<br />
jednosc i:ycia i ci~glosc ruchu nizjednosc sp6jnie zorganizowanej i zintelektualizowanej<br />
mysli Zeby odpowiedziec na te obiekcje czy tez w~tpliwosci,<br />
musimy najpierw poruszyc kolejno niektore z owych rozproszonych b~dz
JEDNOSC DOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ<br />
15<br />
nawet - jak chcl! niektorzy - wzajem sprzecznych wl!tkow, wykorzystac ich<br />
pozornl! niejednorodnosc celem poszerzenia naszej perspektywy, wykazac,<br />
ie moina je pojl!c jedynie wnikajl!c w saml! dusz~ doktryny, by wreszcie,<br />
poruszywszy t~ tajemnl! zasad~, ujrzec w pelnym blasku i w calej jej<br />
tworczej dynamice jednosc nauki Augustynskiej.<br />
J. Oto pierwszy nasz krok w poszukiwaniu centrum in telektualnego<br />
i witalnego. Augustyn rozmyslnie i z zasady, a nie tylko faktycznie,<br />
postanowil nie oddzielac spekulacji umyslowej od moralnego oczyszczenia,<br />
drogi prawdy od drogi dobra, dziaJalnosci w dziedzinie wiedzy dialektycznokrytycznej<br />
od pracy nad osi~ganiem wiecznej szcz~liwosci i zbawienia,<br />
szukania rozwil!Zania problemu calosciowego w sferze inteligibilnej i historii<br />
od duchowego wzrastania w milosci. Przed, podczas i po swoim nawr6ceniu<br />
dobrze jui znal g1~boki zwi~k bl~u z narni~tnoscil!, nauczyl si~ tei<br />
prostowania woli i dzialania, korygowania myslenia i wiedzy - dw6ch<br />
aspektow bez wl!tpienia odr~bnych, a nawet cz~sciowo niezaleinych (bo<br />
inaczej zaCmienie umyslu byloby nieuleczalne b~z tei bll!d w dobrej wierze<br />
bylby niemoiliwy), a przeciei scisle z sobl! zwil!Zanych i funkcjonujl!cych, by<br />
tak rzec, w strukturze czlowieczo--powszechnej, ktorl! jesteSmy.<br />
Totei Augustyn dochowuje wiemosci (zobaczyrny, z jakim gl~bokim<br />
i oryginalnym wyczuciem) tradycji przysl!dzajl!cej filozofii podwojny charakter<br />
- uczonego badania i dyscypliny umacniajl!cej. Przypisywanie mu troski<br />
jedynie 0 metod~ znajdowania latwej drogi do szcz~sliwosci, podczas gdy<br />
o dowody bezosobowej, przekazywanej prawdy mieliby si~ troszczyc inni<br />
nauczyciele - to bll!d w odniesieniu do kaidej tradycjonalnej umyslowosci,<br />
ale w sposob szczegoln9 nie dajl!cy si~ pogodzic z call! postawl! Augustyna.<br />
Do tego stopnia, ie sarno jui tylko sfonnulowanie takiej opozycji i dychotomii<br />
mi~zy via veritatis et scientiae oraz via salutis et beatitudinis swiadczy, ii<br />
ten, kto jl! wypowiada, nie wszedl i nie potrafi wejsc w ducha Augustyna<br />
i w jego nauk~. Tego rodzaju nieostroinosc, ai nazbyt cz~sto popelniana,<br />
w swej fonnie systemowej pochodzi niewl!tpliwie z teorii, ktora dla<br />
augustynskiej umyslowosci bylaby ze wszech miar i gl~boko odstr~ajl!ca,<br />
jakkolwiek nieraz na niego si~ powolywala - teorii, wedle ktorej inteligencja<br />
funkcjonuje osobno, owszem, ta jej arystokratyczna izolacja wr~z sprzyja<br />
wyniesieniu ml!droSci do rangi czystej wiedzy.l Otoi nikt bardziej nii<br />
Augustyn nie cenil wyzwolonej inteligencji i suwerennej kontemplacji.<br />
Intellectum valde ama - powtarzal. lednakie ta wlaSnie kontemplacja<br />
przenikni~ta jest czyms jeszcze innym nii spekulacja. Pascal, nie umiejl!cy<br />
dorownae Augustynowi celnoscil! uj~ (i to wlaSnie wtedy, gdy sl!dzil, ie<br />
wyraia wiemie jego mysli), zawdzi~za mu jednak t~ mysl, ii prawda bez<br />
milosci nie jest prawdl!, choe bye moie nie zrozumial wszystkiego, co<br />
Augustyn chcial powiedziee przez slowa non intratur in veritatem nisi per<br />
I Przeciwstawiac sobie w tyro puokcie Augustyna i Tomasza z Akwiou, tak jakby jodeo byl<br />
oauczycielem prawdy i dyscyplioy oaukowej, drugi zas mistrzem zbawienia i przewodoilciem<br />
i.yciowym, to krzywdzic jodnego i drugiego, oiezaleinie zresztll od dzieillcych icb rMoic,<br />
i lansowac tez~ doktrynalnll, kt6rll zakwestiooowaliby obaj.
16 MAURICE BLONDEL<br />
charita/em. Albowiem zauwaiaj,!c, ze te same mysli odmiennie rozwijaj,! siy<br />
w rozmaitych umyslach, Pascal rezerwowal dla jednego ze swoich trzech<br />
porz'!dkow to, co Augustyn w sposob bardziej radykalny odnosil do<br />
wszystkich rodzajow wiedzy. Sprobujmy wiyc g1ybiej wnikn,!c w jego mysl,<br />
aby ustrzec siy blydu interpretacji, proton pseudos, ktory moglby znieksztalcic<br />
caty sens jego filozofii .<br />
2. S'!dzi siy zazwyczaj, ze istruej,! prawdy, same w sobie swietliste, istot<br />
rOzSwietionych w sobie, a nawet - do pewnego stopnia - samodzielnie<br />
oswiecaj,!cych. WyobraZamy sobie przeto, ze ta wlasna swiatlosc jest<br />
prawdziwym punktem wyjscia i podstaw,! naszego poznania, wszelkiego<br />
naszego dzialania. I s,!dzimy, ze st,!d wlasnie bierze siy poryw umoiliwiaj,!cy<br />
nam wzniesienie siy do prawd wyi:szych, nawet do samego Boga. Zobaczymy<br />
niebawem, co z takiego przdwiadczerua warto zachowac. Nie wolno jednak<br />
mylic zabiegow psychologicznych b,!di meandrow refleksji z rzeczywistymi<br />
sytuacjami, z tajernnymi uwarunkowaniami, z konkretnymi realiami, bez<br />
ktorych nie byloby nic do poznawania ani tez nic poznac by siy nie dalo.<br />
Otoi dla Augustyna prawda prawd jest calkowit'! odwrotnosci,! tych<br />
potocznych przekonan, odwrotnosci,! nawet znaczenia, jakie nazbyt pochopnie<br />
(id,!c chocby na Malebranchem) przypisywano jego wlasnej doktryrue<br />
wewnytrznej iluminacji. Ta prawda prawd glosi, ze rzeczy bynajmruej nie<br />
nios,! w sobie iadnego swiat/a, ze duch nie jest sam dla siebie swiat/em, Ze<br />
ani w rzeczach, ani w duchu rue sposob doszukae si y zadnego pierwotnego<br />
promienia, zadnego wewnytrznego blasku, chocby nawet uznano go za<br />
posredni Uak odbicie) alba zaporyczony, niby owa poswiata, ktora wsrOd<br />
mrokow nocy nie tyle moze rozjaSnia, co przynajrnniej czyni widzialnymi<br />
pewne substancje uprzednio wchlaniaj,!ce blask sloneczny. Nie rna zadnej<br />
swietlistosci w tym, co nie jest jedyn,! swiec'!C'! w ciemnosciach prawd,!. Tej<br />
jedynej prawdy nasze ciemnosci nie s,! zdolne poj,!c, gdyz sarrti przypisujemy<br />
sobie "ow,! jasnosc swiec,!C
JEDNOSC DOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ<br />
17<br />
przeszedtszy co prawda per grados debitos, jak to nam sugeruje ostatnia<br />
rozmowa Augustyna z Monik~ na brzegach Ostii.<br />
Zanim jednak dokladniej wytlumaczymy ten paradoks, bez ktorego<br />
Augustynska teoria egzemplaryzmu moglaby zostae opacznie zrozumiana,<br />
i zanim pokaiemy, jak umoiliwia on b~dz warunkuje jego dia1ektyk~<br />
poznania i bytu, dobrze b~zie ukazae ow~ pierwsz~ prawd~ wlasnie w jej<br />
kontrascie z doktrynami, jakie zdawaly si~ go inspirowae lub jakie bodaj<br />
z niego czerpaly inspiracj~.<br />
Nie bez racji nazywano Augustyna chrzeScijanskim Platonem.<br />
o ile jednak cz~sto przemawia on podobnie jak Platon, 0 ile poszukuje<br />
prawdy w swiecie Idei rozswietlanym przez jedno jedyne inteligibilne<br />
Sionce - to jakie odmienny jest duch, ktory oiywia, nadaje barwy,<br />
ogrzewa jego bosk
18 MAURICE BLONDEL<br />
conditio sine qua non prawoSci ducha. Pj~tnowany przez nas proton pseudos<br />
mysli Scisle si ~ wi~ie z fundamentaln'l ulomnosci'l czlowieka; Augustyn<br />
niestrudzenie powtarza wyznanie (w formach najrozmaitszych, ktore<br />
niejednokrotnie brano za wynurzenia nUstyka b'ldZ egza1tacj~ konwertyty)<br />
wlasnej osobowej n~dzy, wlasnych idei i uroszczen, nie mowi'lc jui<br />
o swoich dawnych skalaniach, 0 niewied zy i poi'ldliwosciach grzesznego<br />
czlowieka. W sposob naturalny kaida inte1igencja SkOllczona, skutkiem<br />
tego, ie otrzymuje swiatlo od boskiego Stowa, wystawiona jest na pokus~<br />
uczynienia z samej siebie osrodka jasnosci, ze swojej racji zas - normy;<br />
sklonna jest wynosic pod niebiosa wlasne koncepcje, wykorzystywae fakt<br />
widzenia wszystkiego w swietle Boiym w taki sposob, jak gdyby przedmiot,<br />
sk'lpany w slonecznym blasku, sam byl S/oncem, tym stoncem,<br />
w ktorego oblicze wprost patrzeC niepodobna, lecz ktore czyni widzialnym<br />
wszystko i bez ktorego wszystko byloby jedynie ciemnosci'l, jako ii rzeczy<br />
S'l tylko tym, czym s'!.<br />
Nie dose wi~c, ie prawd~ znajdujerny tylko znajduj'lc Boga; owszem,<br />
wszelkie nasze mniemania i pogl'ldy na temat istat i Boga, jakie urabialibysmy<br />
sobie w oderwaniu od owej zaleinosci, jako izolowane prawdy,<br />
musiatyby bye uzurpacj'l, b/¢em, balwochwalstwem: de Te cum cogitaham,<br />
Deus, non Tu era~ , sed vanwn phanlafma ef error meus erat Deus meus.<br />
T o, co Augustyn mowi w sposob tak dobitny i wyrazisty 0 swoich iluzjach<br />
cielesnych, trzeba tei powiedziee - maze nawet jeszcze dobitniej - 0 batwochwalstwie<br />
intelektualnym. Wiedza spekulatywna i intelektualna pokora,<br />
zasada prawdy i religijne nastawienie duszy jednocz'l si~ wi~c z sob'l<br />
u najgl~bszych korzeni naszego poznania.<br />
St'ld wlasnie bior'l si~ u Augustyna owe intymne, serdeczne rozmowy<br />
z niewidzialn'l Obecnosci'l, w cieplej, osobistej atmosferze rozci'lgaj'lcej si~<br />
na cal'l natur~ b~d'lc'l widowni'l dramatu dwoch milosci; st'ld owa<br />
oryginalna dialektyka, co wybucha aktami pokory, wyznaniami, wysitkami<br />
poprawy. Trzeba j~ widziee w dzialaniu, przynajmniej w niektorych jej<br />
formach. Ale jui teraz, w punkcie, do ktol ego dotarlismy, widae wyrainie,<br />
jak groina bylaby pomy/ka polegaj~ca na izolowaniu i przeciwstawianiu<br />
sobie systematyzacji naukowej i duchowego oczyszczenia, na interpretowaniu<br />
intelektualistycznych tez Augustyna (bo i takie spotykamy<br />
u niego) w perspektywie wY/'lcznie ideologicznej, tak jakby chodzilo<br />
o szeregowanie poj~e ustalonych samych w sobie, b:tdZ jak gdyby prawda<br />
znajdowa/a si~ po stronie wyrainie zarysowanych, zewn~trznych, by tak<br />
rzec, konturow, a nie w przekonaniu oowej niewyczerpanej, stymuluj'lcej<br />
- b¥Ji poci'lgaj'lcej - pelni, ktor'l Bossuet, w tej dziedzinie prawdziwy<br />
uczen "wielkiego Augustyna" Oak go nazywa), tak wybornie opisal.<br />
Jabe wielk'l niedorzecznose popelnia ten, kto przypisuje Augustynowi<br />
tez~ mowi'lc'l, iz nasze idee maj'l jakoby pozytywn:t substancjalnosc<br />
w oparciu 0 ktor'l moi:liwe jest - przez bezposredni, calkowicie<br />
i p etni~,<br />
rozumowy dowod - poznanie Boga, nas samych i wsze1kich rzeczy!<br />
A przeciez cal'l nasz'l wiedz~ 0 "prawdziwej prawdzie" opieramy nie tylko
JEDNOSC DOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ<br />
19<br />
na pel n i, lecz rowniei na pus t c e, by tak powiedziec - za posrednictwem<br />
pars purificans, ktorej potrzeby w rozmaity sposob odczuwaty wszystkie<br />
wielkie doktryny. Jest to pustka bynajmniej nie urojona ani amorficzna, lecz<br />
cos, co posrednio, drog~ negatywn~, odpychaj~c i przyci~gaj~c, sklania nas<br />
do nieufuoSci wobec naszego ubogiego rozumu, przynagla nas do pozbycia<br />
siy falszywych defmicji. Jest to stopniowe, zarazem ascetyczne i dialektyczne<br />
wyodrybnianie moenej wiedzy, ktora pragnie zrownac nas ze wszystkirn<br />
i ksztaUowac w Bogu. "Wtedy okrzepny i ustaly siy w Tobie, w Twojej<br />
prawdzie byd~cej forrn~ mej istoty" (Wyznania, XI, 30, przel. Z. Kubiak).<br />
A jakim absurdem - wiykszym jeszcze niz ten, ktoremu holdowali<br />
Arnauld i wielu innych - jest oskarzanie takiej doktryny 0 konszachty<br />
z immanentyzmem, idealizmem, subiektywizmeml JeSli bowiem istnieje<br />
postawa calkowicie temu wszystkiemu obca i przeciwstawna, to jest ni~<br />
wlasnie postawa Augustyna, wskazuj~cego, ze jeSli s~ w nas swiaUo<br />
i ciemnoSci, pelnia i promia - to owa pozytywna pustka, owe rozjasnione<br />
mroki bior~ siy z nas, podczas gdy swiaUo w tej nocy i zamieszkuj~ce nas<br />
bezgraniczne pragnienie nie mog~ rniec swego zrodla w nas. To wlasnie<br />
trzeba okreSlic lepiej teraz, gdysmy juz stanyli w obliczu glownej doktryny<br />
i zaczyli badac jej promieniowanie. W rzeczy samej napotykamy tutaj<br />
pewn~ trudnosc w zrozumieniu, jak teori~ iluminacji i pokory intelektualnej<br />
na sposob mistyczny pogodzic z badaniem dyskursywnym (ktorego ona<br />
nawet si~ domaga), aby zabezpieczyc si y przed swego rodzaju kwietyzmem<br />
oboj~tnym na usilowania ludzkiej wiedzy, co wydaje si~ beznadziejnie<br />
niewspolmierna z bosk~ kontemplacj~. Patrz~c pod tym k~tem, musimy<br />
przeanalizowac cal~ teoriy poznania sw. Augustyna, gdyz zazwyczaj<br />
,badacze zajmuj~ si~ jedynie dialektyczn~ stron~ jego argumentacji i jego<br />
tezami uorganizowanymi pojyciowo, tymczasem zas 0 wiele wazniejszy jest<br />
inny aspekt, inny element jego mysli - nie ten statyczny, lecz dynarniczny,<br />
nie ten, ktory ustala, lecz ten, co porusza, oiywia, larwy forrnul pobudza<br />
do wzrostu i przemiany w uskrzydlone prawdy. :laden z tych dwu<br />
elementow nie moglby bezkarnie pomijac drugiego; bez definicji poj~<br />
prawda bylaby dla nas czyms ulotnym, bez zywiolowego zas naporu ci~g\e<br />
odnawiaj~cej wszystko prawdy ustalona raz na zawsze doktryna szybko<br />
okazalaby si~ martwa i smiercionosna. Zobaczmy jednak, w jaki sposob<br />
Augustyn de facto, jeSli nie expressis verbis, stapia w jedno obie te zywotnie<br />
wazne funkcje.<br />
•<br />
Zanim - spogl~daj~c z punktu centralnego, ktorysmy wlasnie osi~gnyli<br />
- naszkicujemy Augustynsk~ teoriy poznania, i zeby unikn~c grozby<br />
nawrotu do falszywych interpretacji, musimy ukazac jego sposob postypowania,<br />
byd~cy poniek~d konkluzj~ calej jego teorii iluminacji b~dZ tez<br />
przeslank~ wstypn~, ktora rna nas przygotowac do zrozumienia wszystkiego<br />
tego, co rna on nam do powiedzenia na temat poznania swiata, duszy<br />
i Boga.
20 MAURICE BLONDEL<br />
1. W krancowym przeciwienstwie do zwyklych doktryn abstrahuj,!cych,<br />
kt6re poruszajlj. siy po koleinie wiod,!eej od swiata zmyslowego przez<br />
pojycia i rozumuj,!cy intelekt, Augustyn, zwolennik konkretnego realizmu,<br />
akeeptuje wszeikie podejscia, albowiem kazdy punkt wyjscia jest dobry dla<br />
czynn~go ducha zd,!zaj,!eego do prawdy i szczyscia. Otoz eel ten, nieslychanie<br />
odlegly b,!dz nawet nieosi,!galny dla dialektyki czysto pojyciowej<br />
i dla umyslow przekonanych, iz dziyki swoim spekulatywnym konstrukcjom<br />
po st~uj,! na tej drodze, jest bardzo bliski tym, co unizaj,! siy<br />
w kornej uleg/osci.<br />
Abstrakcja, ktor,! posluguje si y Augustyn, nie jest budowl,!, by tak rzec,<br />
wielopiytrow,!, wieioetapow,!; nie polega ona na piytrzeniu jedna na drugiej<br />
idei, tak jak Tytani, usiluj,!cy wspi,!e siy do nieba, spiytrzyli na sobie gory<br />
Pelion i OSSy. Usiluje ona rozpoznae ludzkie oblicze naszych mysli, oblicze<br />
zas boskie - prawdy zawartej w kazdym porz'!dku danych realnych. Jest to<br />
zawsze abstrakcja pierwszego stopnia, tzn. taka, ktora nie piytrzy abstrakcji<br />
na abstrakcji na podobienstwo by tow wieiostopniowych b,!dz szczebli<br />
jakiejs hierarchii, zarazem inteligibilnej i ontologicznej. Nasze pojycia<br />
d otycz,!ce prawdy bytuj,!cej w Bogu nie oddaj,! nam sl,;sle tejze prawdy,<br />
ktorej same S,! antropomorficznym wyrazem. Tworz'! one wszakle sposobnose,<br />
stanowi,! drogowskaz, z ktorego powinnismy korzystae, aby przedrzee<br />
si y przez te ludzkie nawarstwienia i rozpoznae czyste, proste swiat/o.<br />
Foris admonitio, intu~ magisferium. W obrybie naszych idei nie przywi,!zujemy<br />
si y do nich samych, lecz do tego, co je rozswietla i co czyni z nich<br />
wymog prawdy, wehikul kieruj,!cy siy ku rzeczywistosci. Jest to oczyszczanie<br />
poprzez ekstrahowanie; moze ono w pewnym sensie bye bezposrednie<br />
(ictu oculi interioris), zarazem jednak wymaga glybokiego wewoytrznego<br />
nawr6cenia. Taka duchowa asceza nie odnosi siy do tego lub owego<br />
artykulu, ktory w pol,!czeniu z innymi zlozylby si y na pewo,! sumy, lecz<br />
implikuje ow'! jednocz,!C4 dyspozycjy duszy i inteligencjy nastawion,! na<br />
pojmowanie, co jest, zdaniem Platona, swoist,! cech,! filozofa (syn6ptik6s tis).<br />
ezy oznacza to, ze ta mysl (wiycej niz syntetyczna, skoro wyplywa<br />
zjednosci, ktorej wyczerpae ani zidentyfikowae do konca nie potrafi zaden<br />
dyskurs) jest czyms nieokreslonym, nie do pogodzenia z bodaj dydaktyczn,!<br />
i analityczn'! precyzj,! Bynajmniej, gdyz - pomijaj,!c to, ze rozmaite s,!<br />
rodzaje precyzji i ze duch subtelnej analizy moze bye na swoj sposob<br />
rownie scisly jak duch geometrii - widzimy u Augustyna kompensacyjn,!<br />
rownowagy: swoj,! doktryny iluminacji wewnytrznej uzupelnia on teori,!<br />
boskiego egzemplaryzmu. S,! to dwa bieguny jego filozofii, ktorych nie<br />
trzeba pochopnie I'!czyc, co uczynilibysmy mniemaj,!c, ze w naszych ideach<br />
dostrzegamy idee Boga, wieczne esencje, natury inteiigibilne. Jednakowo<br />
myl,! sio[: ci, co w tym punkcie aprobuj,! go i nasladuj,!, jak i ci, co go<br />
krytykuj,! i zwalczaj,!.<br />
Istotnie, tym, co przes'!dza 0 wyj'!tkowosci charakteru i intelektu<br />
Augustyna jest fakt, ze odczuwa on tak'! sam,! potrzeby logiki jak i finezji,<br />
giytkosci; jego mysl jest, by tak powiedziee, jednoczesnie krystaliczna
JEDNOSC DOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ 21<br />
i koloidalna. Urodzony matematyk, milosnik liczb i rytmow, subtelny<br />
znawca prozodii (por. jego dzielo De Musica), teoretyk ladu, celuje<br />
w odgadywaniu racjonalnego porz'!dku podtrzym uj~cego wszechswiat<br />
i opieraj,!cego nieskonczenie zroinicowan'! dynamiky pojedynczych istot<br />
na niezmiennosci powszechnego, inteligibilnego planu wprzygniytego<br />
w sluzby miloSci. Egzemplaryzm jest u niego wyrazem owego wymogu ladu<br />
numero, mensura el pondere. Tyle tylko, i:e nie miesza on naszych<br />
konstrukcji pojyciowych z tym opatrznosciowym lad em, ktory kieTuje si~<br />
od calosci do cZysci i rna na wzglydzie istoty zindywidualizowane,<br />
pomijaj,!c po drodze byty ogolne. Jego zas abstrakcja nie jest ukierunkowaniem<br />
na owe konceptualne byty ogolne, ale nawet wyzwala nas<br />
z nich, by wyniesc nas do poziomu powszechnosci, obecnej w kazdej<br />
jednostce. Wszystkie zdarzenia, wszystkie konkretnc byty wl'!cza ona w ow<br />
rachunek nieskonczonoSci, ktory bez sztucznego upraszczania rozwi,!zuje<br />
problem calosci jako funkcjy kazdego poszczegolnego punktu. Twierdzono,<br />
i:e jego doktryna nie jest systemem, ze brak jej koscca. Wynika<br />
z tego, ze alba jej nie zrozumiano, albo urobiono sobie blydne wyobrazenie<br />
o samym tym szkielecie - jakoby zaistnial on najpierw, aby p6Zniej<br />
przyoblec siy w cialo. Tymczasem jest on wytworem Zycia, karrni'! go<br />
rozmaite warstwy ciala i organy, dziyki ktorym wzrasta, one zas maj,!<br />
w nim oparcie. BI,!d cZysto popelniany w zwi"zku z egzemplaryzmem<br />
pol ega na przekonaniu, ie intelektualny kosciec istnieje wczesniej od<br />
organizmu z ciala i krwi, ze dla Boga i dla nas jest on wyobrazalny<br />
i poznawalny osobno jako warunek uprzedni b"dz wyzszy i ze przedstawia<br />
siC( on tak sarno dla mysli boskiej oraz dla antropomorficznych pojyc. Otoz<br />
Bog nie ujrzal i nie zechcial najpierw abstrakcyjnych wzorcow; ujrzal On, \<br />
zechcial i pokochal istoty. Tu wlasnie musimy sobie przypomniec, ie jeSli )<br />
w naszych ludzkich pojl!ciach tkwi cos wiycej niz poj I!ci a, to przeciez ich<br />
glowna wartosc polega na uswiadamianiu nam ich nieadekwatnosci, ich<br />
ograniczen, ktore zawsze musimy przekraczac.<br />
Z tych wstypnych uwag wynika, ze kaida rzecz, kaida rzeczywistosc,<br />
kaida mysl moie dostarczac sposobnoSci, napomnienia, punktu wyjscia do<br />
bardzo krotkiej i zarazcm bardzo dlugiej podrozy, ktora moze i powinna<br />
zaprowadzic nas do krainy prawdy, aczkolwiek zaden z owych obiektow<br />
nie jest zdolny posluzyc nam jako opoka b,!dZ mocna odskocznia, sOl to<br />
bowiem jedynie chwiejne glazy, ktorych jako podpory moiemy uzyc tylko<br />
przez sekund y, bo zatallcz'! pod nami. Ale nawet i ten obraz wyolbrzymia<br />
ich roly, gdyi nie chodzi tu 0 iadne przemieszczanie siy, lecz tylko 0 podroz<br />
jakby w miejscu, we wlasnym kraju, 0 uswiadornienie sobie tego, co go<br />
oswietla, uzyfnia i zamieszkuje.<br />
2. Tym, co najczysciej, najmocniej i najbardziej bezposrednio nas<br />
napomina, jest nasza samoswiadomosc) chocby nawet zaciemniona przez<br />
rutyny i nie wyksztalcona wyramie. Jest to forma swiadomosci zawarta,<br />
jako fundament, we wszelkim naszym poznaniu; konkretna pewnosc, przed<br />
ktor,! nie sposob siC( uchylic) ktora jednak zawisla od innej, wyzszej
22 MAURICE BLONDEL<br />
i bardziej nieodzownej pewnosci, tak ze majltc pewnose samych siebie,<br />
nawet jeSli nie potrafimy sami siebie jasno pojlte, jeszcze wiykszlt pewnose<br />
mamy CO do samej zasady naszego bytu, naszej swiadomosci i swiatla. To,<br />
co wiemy 0 sobie w sposob niezaprzeczalny, to tylko tryb Zyczltcy: Noverim<br />
me! A to zyczenie opiera siy na gJybszej wiedzy, rowniez wyrazajltcej siy<br />
w optatiwie: Noverim Te. Deus! Albowiem poznanie Boga, pewniejsze, acz<br />
mniej a.dekwatne niz wiedza 0 nas samych, jest najpierwszym warunkiem<br />
naszej ·osobowej mysli.<br />
Gdy to pojmiemy, zobaczymy - moze nawet z zaskoczeniem - jak<br />
wyrainie liczni augustynisci odwrocili punkt wid zenia Augustyna. Czyz<br />
moZe bye absurd wiykszy nii doszukiwanie si~ jego wplywu w kartezjariskim<br />
cogito Kartezjusz niewlttpliwie bronil siy przed zapozyczeniem, ktore<br />
byloby zdradlt, umal jednak za celowe i korzystne przyjltc pewne zblizenie,<br />
okazujltce siy teraz zwodniczym, poniewaz Augustynowi nigdy nawet nie<br />
postaloby w glowie, aby ze swojej mysli czynie "opoky", stawiae siy<br />
w pozycji absolutu i z tegoz absolutu wydzielac ducha Gakim go znamy)<br />
w charakterze wyosobnionej, samowystarczalnej substancji. I gdy Pascal<br />
- w chwili, kiedy wydawalo siy, ze juz zaakceptowa! stanowisko Kartezjusza<br />
- chwali go za odkrycie w cogito niewzruszonej zasady oraz wspiera<br />
go wspanialym szeregiem prawd, uwaga zas Augustyna "Si fallor sum"<br />
wydaje mu siy jedynie s!owem rzuconym ot tak, mimochodem - popelnia<br />
podwojnlt nieScis!osc. AIbowiem, jak pokaza! to ca!y rozwoj nowoczesnego<br />
idealizmu, sens nadawany przez Kartezjusza swemu cogito implikuje, iz<br />
mysl jest sarna w sobie prawdziwlt rzeczywistoscilt, trwale istniejltclt<br />
prawdlt, irodlem swiatla (choe Kartezjusz, celem potwierdzenia i umocnienia<br />
tego poglltdu, ucieka siy do szukania w Bogu jedynego idealnego<br />
uzasadnienia jednosci bytu i poznania). Z drugiej strony, nieslusznie<br />
twierdzi siy, ze Augustyn jedynie mimochodem rzuci! ty drobnlt uwagy,<br />
obiter dictum, gdyz nigdy nie wypowiada siy on w ten sposob. Wszystkie<br />
jego mysli pozostajlt w glybokirn zwiltzku ze swietiistlt jednoscilt, stltd tez<br />
o wiele powamiej niz Kartezjusz i zupelnie inaczej niz Sokrates i Platon<br />
ocenil on - inspirujltc si y sw. Pawlem - trudnosci w poznawaniu samego<br />
siebie, dziyki zas wlasciwej sobie filozoficznej przenikliwosci przewidzial<br />
warunki wszelkiej skonczonej, niedoskonalej mysli.<br />
Bodaj jeszcze wiyksze klopoty nastrycza kojarzenie Malebranche'a<br />
z tym, ktorego nazwano chrzeScijanskim Platonem i ktory, bardziej jeszcze<br />
niz Kartezjusz, byl, jak siy zdaje, jego prawdziwym nauczycielem! AIbowiem<br />
0 ile Augustyn ostrzega nas przed antropomorfizmem i latwym<br />
zeSliiniyciem si y w balwochwalstwo naszych nawet najbardziej racjonalnych<br />
idei (na przyklad naszej, chocby najczystszej, idei Boga), 0 tyle<br />
Malebranche wykazuje sklonnose do utozsamiania naszego rozum u z Rozumem<br />
i do kanonizowania naszej wiedzy scis!ej, na przyk!ad prawd<br />
geometrycznych, ktore jawilt mu siy jako takie same dla Boga i dla nas.<br />
Stltd jego tendencja do nauczania, ze Boga siy nie dowodzi, lecz stwierdza<br />
si y Go zwyklym aktem widzenia; tymczasem Augustyn, doswiadczywszy
JEDNOSC DOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ<br />
23<br />
na sobie i rozpoznawszy metafizyczne tudziez moraine niedostatki czlowieka,<br />
byl juz swiadom niebezpieczenstw, powolnosci i zawilosci drog<br />
dialektycznych i ascetycznych - on, ktoremu przyszlo oskarzac si~ 0 to, ze<br />
przez tak dlugi czas swoje ludzkic bq.dz nawet materialne koncepcje bral za<br />
prawdziwe oblicze Boga.<br />
Znow zatem naocznie stwierdzamy niedogodnosc wi,! z,!c~ si~ z w y<br />
k 0 r z y sty wan i e m w charakterze izolowanych, abstrakcyjnych tez mysli<br />
Augustynskich, tak zasobnych w konkretne doswiadczenia i tak mocno<br />
zespolonych z calosci,! doktryny, ktora najbardziej nawet intelektualnym<br />
aspektom nadaje sens duchowy, owszem, nawet duchow'! witalnosc, jeSli<br />
moma si~ tak wyrazic.<br />
W zwi,!zku z poznaniem duszy mozna by rownolegle pokazac, jak<br />
Malebranche, ktory wyzwolil si~ z interpretacji zasadniczo psychologicznej<br />
kartezjanizmu, aby podkreslac bezosobowy, obiektywnie racjonalny aspekt<br />
mysli - winny sposob zdradza prawdziw,! postaw~ Augustyna, gdy<br />
odmawia duszy moZliwoki samopoznania si~, pozostawiaj,!c jej jedynie<br />
jakies niejasne odczucie samej siebie. Sensus mentLf oznacza w rzeczy samej<br />
dla Augustyna prawdziwe poznanie; noverim me to nie zadne chimeryczne<br />
zyczenie, jakkolwiek droga wiodqca do tej wi edzy 0 duszy jest czyms<br />
zupelnie innym niz simplex mentis in lUilus. PrzejdZmy jednak do nast~pnego<br />
punktu, wywoluj,!cego nie mniej nieporozumien - do sprawy<br />
poznania zmyslowego.<br />
3. Wiemy juz, w jakim sensie Augustyn rozumie, wysluchuje i wykorzystuje<br />
swiadomosc, ten "zmysl duszy". W podobny, swobodny sposob<br />
korzysta ze swiadectwa zmyslow, sensus corporis; one rowniez Sq nauczycie\ami,<br />
tyle ze nie uprzywilejowanymi, dost~pniejszymi i mowi,!cymi<br />
pozomie glosniej, lecz moze tei: bardziej dwuznacznymi. Bynajmniej nie<br />
stanowi", one jedynego punktu wyjscia, jedynego naprawd~ niewzruszonego<br />
fundamentu dla poznania, ktore drog,! abstrakcji powiodloby nas ku<br />
metafizyce, ontologii, racjonalnej teologii. Dla Augustyna dane zmyslowe<br />
nie utozsamiaj,! si~ z materialn,! rzeczywistosci,!. Zmysly - uZyteczne<br />
sygnaly ostrzegawcze b,!dZ ularmowe, lecz kusiciele i wspolnicy poz'!dliwosci<br />
- S,! rowniez heroldami niewidzialnego, realnego porz'!dku i w wi~kszym<br />
stopniu pouczajq nas 0 ulomnosciach oraz uzalemieniach rzeczy<br />
materialnych niz 0 ich esencji b,!dZ substancji. Nie stwierdzamy zgola<br />
u Augustyna sladow idealizmu, jednakie w owych materialnych rzeczywistosciach<br />
dostrzega on zarazem to, co jest spraw,! naszej sUbiektywnej<br />
niewiedzy i naszych z,!dz, jak i to, co implikuje i zaswiadcza rozswietiaj,!C'!<br />
obecnosc oraz tworcze dzialanie Boga. Kryje si~ tu obecna wsz~zie<br />
u niego dystynkcja, calkiem wszakze odmienna od dystynkcji zawartej<br />
w medytacjach kartezjanskich lub w tezach krytyki idealistycznej. Augustyn<br />
jest bowiem realist'! w sposob dwojak1: materii przypisuj,!c subsystencjy<br />
zakorzenion,! w pot~dze i iluminacji boskicj, danym zmyslowym zas<br />
- konkretn,! wartose i rol~ duchow,! gl~boko wpisan,! w plan powszechny<br />
i w dramat naszego zycia. Tak wiyc cialo i zmysly S,! na swoj spos6b
24 MAURICE BLONDEL<br />
swiadkami b,!dz nawet aktorami teogonii, na ktor,! skladaj,! sir; nasze<br />
przeznaczenie i dzieje swiata.<br />
4. Spraw'l jednak, do ktorej Augustyn niestrudzenie i uporczywie<br />
nawraca i kt6r'l mocno podkreSla, jest swiadectwo rozumu, Zywe Magisterium,<br />
Osoba Slowa br;d,!ca cal'! prawd,! naszej mysli. Zwlaszcza tutaj nie<br />
dajemy sir; zwieSc pozorom. Augustyn, drog'l bezposredniej i ci'lglej<br />
abstrakcji, rozr6znia mir;dzy naszymi pojr;ciami i rozumem oraz Rozumem<br />
i Prawd'l bosk'l; co prawda maj'l one pol'lczye sir;, ale nie wolno pochopnie<br />
utozsamiae ich z sob'l ani do siebie zblizae posluguj'lc sir; Ii tylko zwykl'l,<br />
spekulatywn'l dialektyk'l, sposobem dyskursywnym, gdyz invenitur Deus<br />
non ambulando, sed amando. Jesli zatem musimy udac sir; na wygnanie, aby<br />
dotrzee do Boga, to trzeba nam wyjsc z naszych idolatrii i egoizm6w<br />
i zd'lzae w stronr; tego, co w nas intymniejsze niz najglr;bsza intymnosc.<br />
Jakoz najczr;sciej jestem dla siebie nieobecny, niewidzialny zas gosc zawsze<br />
we mnie przebywa. Ahsum a me; ego,foris; Tu autem, intus, tak ze dowody<br />
istnienia Boga, zawsze potencjalne, nie tyle s'l odkryciem b'ldz wynalazkiem,<br />
ile raczej inwentarzem b'ldZ bilansem, albo tez - by tak powiedziee<br />
- kana/em l'!cz'!cym to, co w nas lub rzeczach przynalerne jest kondycji<br />
stworzenia, z tym, co stanowi dar, obecnosc, wezwanie Stw6rcy.<br />
Czy wszystko to oznacza, ze argumenty do niczego nie s/uz'l, nie maj'l<br />
mocy demonstratywnej Zadn'l miar'l. Przeciwnie, S,! niezbr;dne do rozr6zniania<br />
i do zapobiegania wszelkim formom baiwochwalstwa, kt6rego nawet<br />
ateizm jest skrzywionym odbiciem. Chodzi 0 argumenty rozumowe, ale<br />
zawsze przeniknir;te i oZywione wysi/kiem oczyszczaj'!Cym, tak jak nauczy/<br />
sir; tego w trakcie swojej mozolnej konwersji Augustyn, kt6ry tyle mia/<br />
trudnosci z wyzwoleniem obu wspolnikow - ducha i ciala. Dowod rozumowy,<br />
aby byl kompletny i mial swoj'l normaln'l moc, powinien budowae<br />
religijne i zarazem intelektualne nawrocenie. Totez Augustyn, trzymaj,!c si~<br />
swego integralnego realizmu uwzglr;dniaj'lcego wszelkie dane historii, nie<br />
mysli 0 przeciwstawianiu "Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, Boga Ewange\ii"<br />
Bogu Rozumu, Nauk i Liczb . Jeszcze raz, i na jeszcze glr;bszym<br />
poziomie, stwierdzamy - w jego oczach zasadnicz,! - jed nose dyspozycji<br />
woli, owszem, nawyk6w cia/a, z przekonaniami umys/u i naukami tradycji.<br />
W tym miejscu musimy zabezpieczyc si~ przed zagrozeniem jeszcze<br />
podst@niejszym niz te, kt6resmy wyiej zasygnalizowali. Otoz, jesli z izolowaniem<br />
i fiksowaniem tez Augustynskich celem wykorzystania ich jako<br />
materialu do konstrukcji pojr;ciowych wi'lz'l si~ powazne niedogodnosci, to<br />
nie mniejsze czyha na nas niebezpieczenstwo, gdy zamiast trzymac si~<br />
poszczegolnych teorii probujemy inspirowac si~ jego duchem i ogoln'l<br />
metod,!, jednak traktuj'lc je rowniez pod/ug nawykow slownych i myslowych,<br />
kt6re - w chwili, gdy wskazujemy i chwalimy konkretne realia<br />
- sugeruj,! nam, ze ta nasza wypowiedz i pochwaly pod adresem ogolnego<br />
pojr;cia konkretu zwalniaj'l nas z obowi,!zk6w wzglr;dem tegoz konkretu.<br />
W taki wlasnie sposob wielokrotnie - zwlaszcza w pocz'ltkach XlII<br />
wieku, w niekt6rych szkolach XVIII- i XIX-wiecznych - sam'l ider;
JEONOSC OOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ<br />
25<br />
iluminacji, czy tez dialektyki moralnej, przenoszono w porz'!dek pojyciowy<br />
jako zasad y systemu d,!z,!cego do eliminowania aspektow naukowych,<br />
analiz metalizycznych i w ogole wszystkich instrumentow kontrolnych<br />
krytycznej mysli, co dzialo si y ze szkod,! wlasnie dla zycia duchowego,<br />
ktoremu rzekomo chciano niese sluzby i przysparzae chwaly. St,!d owa<br />
sklonnose do iluminizmu, ktora wywolala reakcjy scholastykow, dbalych<br />
o formalnie poprawn,! argumentacjy i techniczn,! precyzjy. St,!d tei ryzyko<br />
posadowienia na samej tylko swiadomosci moralnej i na immanentnym<br />
Zyciu ducha rozwoju naszej aktywnoSci Iilozolicznej i religijnej. Posillgiwae<br />
siy w ten sposob Augustynem to popelniae najwiyksz,! ze zdrad, totez gdy<br />
ludzie zwalczaj,!cy takie interpretacje i takie sposoby "wykorzystywania"<br />
s'!dzili niekiedy, ze walcz'! przeciwko wmawianiu Augustynowi osobiscie<br />
tego lub owego, w istocie swoimi krytykami wyzwalali jedynie prawdziw,!<br />
mysl mistrza. Nic nie jest bardziej sprzeczne z mysl,! Augustyna niz<br />
przypisywanie zyciu ludzkiego ducha mocy i jasnosci wystarczaj,!cej do<br />
dowodu istnienia Boga lub ufundowania jakiejs dyscypliny moralnej<br />
i religijnej. Tam, gdzie w czyims przeswiadczeniu Augustyn widzi pelniy<br />
i blask, w istocie dostrzega on tylko mrok i nydzy. Jego doktryna sytuuje<br />
siy wiyc na antypodach immanentyzmu, ktory nieraz nan siy powolywal.<br />
Nie lekcewaZ,!c obiektywnej wartosci i znaczenia rozumu, Augustyn<br />
bardziej niz ktokolwiek inny wskazywal na ograniczenia i przeszkody<br />
z nim zwi,!zane, tylko jednak po to, by tym lepiej uwydatnie nieodzownose<br />
zjednoczenia, jego wznioslose i glybokose.<br />
5. Wlasnie to wyjasnia rowniez oryginalny stosunek, jaki wedle Augustyna<br />
zachodzi miydzy wiar,! a wiedz'!. Gdyby szlo jedynie 0 pojycia, ktore<br />
mielibysmy przyjmowae jako widci z niewidzialnego swiata, obcego<br />
wszelkiej naszej naturalnej mysli, ta sarna prawda istotnie nie moglaby bye<br />
jednoczdnie obiektem wiedzy i wiary. Jdli jednak w tym, co nosimy<br />
w sobie, a nawet w naszej mysli, kryje siy nieskonczenie wiycej niz to, co<br />
zostaje zdeliniowane i upojyciowane; jesli to, co dostypne jest suchemu<br />
poznaniu, pragnie bye karmione soczyst'! straw,! zarazem ludzk,! i bosk,!<br />
- wowczas to, co cz'!stkowo juz wiemy, jest przedmiotem wiary zdolnej do<br />
nieskonczonego ubogacania siy.<br />
Ale nie koniec na tym, gdyz, 0 ile pojmujemy wiary w sposob tak<br />
istotowy, przestaje ona bye zwykl,! namiastk,! wiedzy. Nie jest ona juz<br />
pol'!czona z ni,! jedynie wzajemnym zwi,!zkiem przyczynowym (crede ut<br />
intelligas, intellige ut credas); bowiem do tej dwoistej, psychologicznej<br />
i moralnej prawdy dochodzi prawda metafizyczna i religijna: wtedy, gdy<br />
idzie 0 dosiygniycie jakiegokolwiek konkretnego bytu, a jeszcze bardziej,<br />
gdy duch pragnie poznae sam siebie, choe posiadl juz tajemnicy wlasnej<br />
swiadomosci, i wreszcie, w stopniu nieskonczenie wyzszym, gdy staje<br />
w obliczu boskiej tajemnicy - poznanie przedmiotowo najpewniejsze,<br />
wykazane i daj,!ce si y wykazae, z,!da dopelnienia wiant, ufnosci,!, ktorej<br />
odpowiada moZliwose b,!dZ pragnienie przejawienia siy, objawienia. Tym<br />
sposobem dotykamy filozoficznego aspektu problemu religii, widzimy
26 MAURICE BLONDEL<br />
pierwszy ruch rozumowej systematyzacji obejmuj~cej nawet tt[: dziedzin~, te<br />
twierdzenia, ktore zdawaly sit[: wykraczac poza granice filozofii. Czy<br />
jednak, mowi,!c 0 jej granicach, nie dajemy do zrozumienia, ie s~ rzeczy<br />
poza zasit[:giem filozofii Albo tei, jeSJi nie godzimy sit[: na jej ograniczenie,<br />
to czy nie usirujemy tym samym twierdzic, ii rna ona najwyisZ'! wladz~<br />
orzekania 0 wszystkim, podczas gdy - w sposob oczywisty i zgodnie z jej<br />
wlasnym swiadectwem - sarna mowi 0 istnieniu tajemnicy i 0 niezb¢nosci<br />
wiary Zbadajmy zatem owo nader filozoficzne ujl[:Cie przcz filozofit[:<br />
prawd, ktore - z abstrakcyjnego punktu widzenia, w jakim nie powinna sit[:<br />
ona zreszt~ zamykac - wydawaly sit[: poza jej zasit[:giem . Zadanie to<br />
delikatne, ale 0 kapitalnym znaczeniu dla wyloienia doktryny Augustynskiej.<br />
] esli czlowiek jest czlowiekiem tylko przekraczaj~c siebie samego, to<br />
czyi filozofia nie jest sob~ jedynie szturmuj~c tt[: ostateczn~, najwyisZ'!<br />
dziedzint[: Owszem, ale jak to jest moiliwe Mamy tu do czynienia<br />
z jednym z najbardziej paradoksalnych i najistotniejszych problemow<br />
dziejow augustynizmu, wamych rowniei dla przyszlosci nie tylko mysJi<br />
Augustyna, lecz i calej filozofli. W istocie bowiem idzie 0 to, by si~<br />
przekonac, czy jest moi:1iwe i prawomocne, bez zadawania gwaltu filozofii,<br />
rozwaienie zjej stanowiska kwestii pierwiastka nadprzyrodzonego i prawd<br />
o rodowodzie chrzeScijanskim, ktore moma by w jakis sposob - i secundum<br />
quid - przyswoic ludzkicj swiadomosci.<br />
W sredniowieezu uznawano za moi:1iwe i konieczne - celem unikni~cia<br />
zamieszania - podkreslac radykaln~ romiCl[: mi¢zy dwoma heterogenicznymi<br />
porz~dkarni - natury i laski, roinicy nie przeczuwan'! przez staroiytnych,<br />
a ukazan'! jawnie w przepowiadaniu ewangelicznym; to byla "Dobra<br />
Nowina". Z jednej strony, wszystko to, co "czlowiek czysto czlowieczy",<br />
wedle wyraienia Kartezjusza, moie odkryc i znaleic dziyki swemu<br />
rozumowi i przedsit[:biorczoSci; z drugiej - to, co w religijnym porz'!dku<br />
"zbawienia" oraz powolania czlowieka do rzeezy nieodgadnionych i niedostt[:pnych<br />
naturze domaga siy tylei darmowej, co i nieodzownej pomocy,<br />
abysmy mogli poznac i realizowac to wzniosle powolanie, b¢,!ce udzialem<br />
nas wszystkich. Pierwsze pokolenia chrzeScijan nigdy nie myslaly 0 mieszaniu<br />
tych dwoch porz~dkow - tak jaskrawo nowosc nauki i otrzymanych<br />
obietnic kontrastowala z ubostwem pospolitych nadziei i obyczajow.<br />
Nikomu wiyc nawet przez mysl nie przeszlo, by rozroiniac te rzeczy,<br />
jawi~ce si y jako noc i dzien, jako plomien zepsucia i oczyszczaj'!ca woda<br />
laski. Zjednoczenie obu porz~dkow nastt[:powalo w mysli i iyciu chrzescijan,<br />
przy czym nie mogl pojawic si y nawet cien w'!tpliwosci co do<br />
transcendencji i sily dzieta Chrystusa, posrednika i zbawcy. Potniej jednak<br />
perspektywa ulegla odwroceniu: nowy porz'!dek zawladn~l swiadomoSciami<br />
ludzi i spolecznosciami, dziyki czemu moma bylo wl'!czyc go, by tak<br />
rzee, w spontaniczny poryw, w najgl~bsz,! aspiracj~ rozumu i woli.<br />
Dodajmy, ie odradzaj,!ce si~ zainteresowanie mysl,! antyczn,!, rozwoj<br />
odnowionej z rozmachem spekulacji i utrwalony jui nawyk analiz poj~ciowych<br />
sprawity, ie glowni mistrzowie mysli sredniowiecznej potrafili
JEDNOSC DOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ<br />
27<br />
zapobiegac mozliwoSci b,!dZ nawet realnej groibie konfuzji, potrafili tez<br />
rozrozniac, ustalac, definiowac, rozdzie1ac quidditates, esencje, natury<br />
inteligibilne - z tym wiykszym powodzeniem, ze renesans arystotelizmu<br />
sklanial umysly do drobiazgowego, zarazem logicznego i realnego kJasyfikowania<br />
rzeczy wedle hierarchicznego porz,!dku, wzbraniaj'lcego przechodzenia<br />
od zal,!zka do za1'lzka. Na skutek oddzialywania tych zbieznych<br />
wplywow idea Absolutu nadprzyrodzonego - taka, jaka zawarta byla<br />
w tradycji - zostala przeciwstawiona pojyciu czystej natury. Grozilo to<br />
wytworzeniem siy przekonania, ze oba te porz
ELZBIETA WOLICKA <br />
LEKCJA <br />
SWI~TEGO TOMASZA <br />
Summa contra Gentiles - "pierwsze dzielo Tomasza, gdzie uklad nie<br />
wi~ze si~ juz scisle z wymogami biez~cych zaj~ dydaktycznych"l - zostala<br />
napisana na przelomie lat 50. i 60. XIII wieku, po objyciu kated ry swiytej<br />
teologii na Uniwersytecie Paryskim przez okolo 32-1etniego Magistra<br />
w roku 1256. Zgodnie z tradycj~, z prosb~ 0 napisanie rozprawy<br />
"przeciwko bl¢om niewiernych" zwrocil siy do swego zakonnego wspolbrata<br />
Rajmund z Penafort, zwany "ojcem Saracenow", na krotko przed<br />
sw~ smierci~, pragn~c, aby "zdj~lo z ich oczu grub~ powlok~ ciemnosci<br />
i ukazalo nauk~ prawdziwego swiatla tym, ktorzy chq uwierzye"2.<br />
W zamierzeniu apo!ogetyczne, skladaj~ce si~ z czterech ksi~g, irnponuj~co<br />
spojne i zarazem wszechstronne w prezentacji problematyki<br />
doctrinae christianae, a dokladniej: catholicae, dzielo Tomasza "znacznie<br />
wykracza poza to, czym bylby tylko misjonarski podr~znik"3. Jego<br />
charakter trafniej oddaje podtytul: Summa de Veritate Catholicae Fidei,<br />
czyli "Calose nauki 0 prawdziwosci wiary katolickiej". Mistrz Zakonu<br />
Kaznodziejskiego daje si~ w nim poznae jako "doktor powszechny"<br />
- umiej~tnie ukazuje zwi~zki mi~dzy "prawdami rozumu" i "prawdami<br />
wiary", rni~dzy filozofi~ i teologi~, przy zachowaniu ich zrodlowych<br />
odrybnoSci i wlasciwych obydwu dziedzinom kompetencji poznawczych.<br />
W pierwszych rozdzialach Summy Autor odslania swoje "intencje"<br />
-przede wszystkim odwoluje si~ do m~drosci, do ktorej "z przyrodzenia"<br />
aspiruje ludzki umysl jako do swego najwyzszego dobra (I, I), oraz do<br />
z a sad y d i a log u, oddaj~c pierwszenstwo argumentom "naturalnego<br />
rozumu, ktore wszyscy s~ w stanie poj~e i uznae" (1,2).<br />
J M.-D. Cbenu, W.f/~" do jilozojii $"'. Tomasza z Ak...inu, przel. Hanna Rosnerowa,<br />
Warszawa 1974, s. 321.<br />
1 J.A. Weisbeipl, Toma.~z z Ak...inu - iycie, m)'-fl, dzielo, przel. Czeslaw Wesolowski, Poznan<br />
1985, s. 175. Cytat z Kroniki brata Piotra Marsilio.<br />
1 M.-D. Chenu, dz. cyt., s. 325 .
LEKCJA SWII~TEGO TOMASZA<br />
29<br />
M,!drosc - niczym architektura, ta sztuka-przewodniczka kieruj,!cych<br />
si~ rozumem umiej~tnoSci - rozrz,!dza wszelkim ludzkim dzialaniem wedlug<br />
zasad porz
30 ELZBIETA WOLICKA<br />
byla wylOlcznie wskrzeszeniem czy tez "ochrzczeniem" arystotelizmu,<br />
czerpala bowiem swobodnie m.in. takze z tradycji neoplatOllskiej i patrystycznej,<br />
niemniej jednak uniwersalizm Tomaszowej Summy wspiera si~<br />
przede wszystkim na tej fundamentalnej wspolnocie poj~c i calego instrumentarium<br />
filozofti, jakOl w jego epoce zapewniala uczonym, nawet<br />
zwasnionych obozow, metafizyka, logika i metodologia Stagiryty, zwanego<br />
po prostu Filozofem. Z tej chociazby racji wypada zgodzic si~ ze zdaniem<br />
Chenu, ze "rzadko doktryna byla rownie »historyczna«"4. Chodzi, rzecz<br />
jasna, 0 doktryn~ Akwinaty.<br />
Pami~tajOlc 0 tych historycznych uwarunkowaniach, warto przyjrzec si~<br />
podstawowym przeslankom stanowiska swi~tego Tomasza w jego "dialogu<br />
z niewiernymi" takZe w kontekscie pytan i niepokojow naszych czasow .<br />
• Rozum i wiara<br />
Rozum i wiara - dwie instancje poznawcze i zarazem wiOlzOlce czlowieka<br />
relacjOl Zywego uczestnictwa w otaczajOlcym go swiecie - od czasow<br />
nowoZytnych rozdziela coraz wi~kszy dystans, jdli nie wr~z jawna<br />
opozycja. Dla Tomasza stanowiOl one razem podwojne zrodlo tej samej<br />
mOldrosci. Nie stojOl na przeciwstawnych biegunach duchowej aktywnoSci<br />
czlowieka i nie stanowiOl dla siebie "konkurencji", lecz si~ w sposob<br />
konieczny dopelniajOl i nawzajem wspierajOl. Jeden i drugi "organ" wgJOldu<br />
w podstawowOl struktur~ rzeczywistosci jest bowiem niezb~ny i dla<br />
odkrycia prawdy - zwlaszcza tej si~gajOlcej "pierwszych zasad" - i dla<br />
uchronienia si~ przed bl~em lub zwyklOl glupotOl, ktora nie omija rowniez<br />
uczonych. Tomasz - intelektualista - bynajmniej nie przecenia poznawczych<br />
moZliwosci i osiOlgni~ rozumu. Przeciez nawet<br />
o wieJu rzeczach ujmowanych w doswiadczeniu zmyslowym nie posiadamy<br />
[dostatecznej] wiedzy, a z kolei tych cech, ktore poznajemy zmyslowo, nie<br />
potrafimy odniesc do wlasciwych zasad rozumowych. Tym bardziej wi~c<br />
niewystarczajllce okazujll sit: wszelkie po ludzku zrozumiale zasady, gdy<br />
chodzi 0 odkrycie owych najwyiszych, lranscendentnych islnoSci. Potwierdzeniem<br />
lego Sll slow a Filozofa, klory powiada, ie "jak oczy nietoperzy Sll<br />
oslepiane blaskiem dnia, tak tei i rozum naszej duszy oslepiajll isloty rzeczy,<br />
najbardziej ze swej natury oczywiste" (Met A, lJ, 1).<br />
(1,2)<br />
Niewielu posiada zdolnosci i ch¢, by podjOlc wysilek systematycznego<br />
studiowania i cierpliwie pogl~biac swojOl wiedz~. Wielu pogrOlZa si~<br />
w praktycznych zaj~ciach doczesnych. Wielu z prostego lenistwa unika<br />
podejmowania trudnych, zwlaszcza metaftzycznych, zagadnien, ktore kierujOl<br />
umysl ku sprawom transcendentnym. SOl to bowiem kwestie, kt6re<br />
jedynie po wie1u trudach, po pokonaniu licznych przeszk6d, za cen~<br />
dlugotrwalego zaprawiania si~ w pracy inte1ektualnej i intensywnej dociekliwosci,<br />
dajOl si~ prawdziwie rozstrzygnOlc.<br />
4<br />
TamZe, s. 322.
LEKCJA SWI~EGO TOMASZA<br />
31<br />
Tomasz nie zywil wielkich zludzen co do powagi i odpowiedzialnosci<br />
myslenia, szczegolnie tych, ktorzy wkraczajil ze swym racjonalnym rynsztunkiem<br />
na "rynek idei" i z r6Znych, najcz~sciej pozateoretycznych,<br />
wzg1¢ow preferujil i propagujil falszerstwa, zerujilc na ludzkiej ulomnosci.<br />
Ta ulomnosc nie oszcz¢za przede wszystkim naszej "wladzy sildzenia"<br />
oraz wyobrami - jaisitCLf admiscetur propter debilitatem intel/ectus nostri in<br />
iudicando et phantCLfmatum admixtionem (1,4). leSli wi~ w rzeczach "tego<br />
swiata" umyslludzki okazuje si~ tak dalece nieporadny i omyiny, a nawet<br />
niekiedy wr~z zwodniczy, to coz powiedziec 0 sprawach boskich, ktore<br />
wprawdzie czlowiek "z przyrodzenia" pragnie poznac, ale bez pomocy<br />
wiary skazany jest na blildzenie po omacku - jak ow nietoperz oslepiony<br />
swiatlem dnia.<br />
Wiara jest zatem dla Tomasza, po pierwsze, jakby "pierworodnil"<br />
przewodniczkil rozumu. Po drugie, jest darem nadprzyrodzonym. W tym<br />
drugim znaczeniu jest pewnego rodzaju "naddatkiem" - szczegolnym<br />
"pomnoZeniem cnoty" (augmentum virtutis) intelektu, ktoril w stopniu<br />
"zalilzkowym" posiada z natury kazda istota rozumna. W swej postaci<br />
doskonalej, zblizajilcej do uczestnictwa w poznaniu boskim, wiara staje si~<br />
"nowil dyspOzycjil" umyslu przeswietlonego blaskiem Bozej chwaly, ktora<br />
mu si~ wprost udzie1a. Wiara nie jest zatem dla Tomasza czyms statycznym<br />
- wzrasta i intensywnieje w miar~ rozwoju zycia duchowego w czlowieku.<br />
luz u podstaw naturalnej aktywnosci rozumu, 0 ile tylko zmierza on ku<br />
prawdzie, umieszcza Tomasz "przeslank~ wiary". Trzeba, "aby tak.Ze<br />
w tych [dziedzinach], ktore rozum potrafi przeniknilc, kierowal si~<br />
pouczeniem wiary" (1,4), zwlaszcza, gdy chodzi 0 zasady - pryncypia<br />
- rzeczywistosci oraz istnienia i powolania czlowieka, tu bowiem najbardziej<br />
jest narazony na dewiacje. Stwierdzenie to nie odbiega zbyt daleko od<br />
Augustynskiego "credo ut intelligam" - "wierz~, aby zrozumiec".<br />
Wiara "zalilzkowa" speloia rol~ jak gdyby przed-sildu wspomagajilcego<br />
poznanie rozumowe, gdyz "ani pragnienie czegos, ani badanie nie kieruje si~<br />
do swego przedmiotu inaczej, jak tylko wiedzione jego przedrozurnieniem"<br />
- nul/us enim desiderio et studio in aliquid tendit, nisi sit ei praecognitum (1,5).<br />
To "przedrozumienie" moma uznac za naturalnil inklinacj~ do przyswiadczenia<br />
prawdzie, wynikajilcil z bytowego - metafizycznego - "przysposobienia"<br />
czlowieka nie tylko do jej poznania, ale i do uczestnictwa w niej.<br />
Z pewnym ryzykiem, ale moZe nie bez podstaw, daloby si~, jak sild~,<br />
porownae Tomaszowe praecognitum lub praeceptum fidei do Ricoeurowskiej<br />
"afirmacji podstawowej" lub takZe laspersowskiej "wiary fllozoficznej"5.<br />
Rzecz wymagalaby, oczywi scie , szczegolowej analizy.<br />
W najwi~kszym skrocie i uproszczeniu: podstawil Tomaszowego "pojednania"<br />
wiary i rozumu wydaje si~ przeswiadczenie, ze poznanie ludzkie<br />
kieruje si~ przede wszystkim ku odkrywaniu i potwierdzaniu prawdy bytu,<br />
l Par. P. Ricaeur, NeKalywno'/c i pierWOlna afirmacja, przel. Anita Szczepatiska, w: legoi:<br />
aulora, Podlug nadziei, Warszawa 1991, s. 303-330; K. Jaspers, Der philosophische Glaube<br />
ange.•ichls der Offenharung, Munchen 1963 .
32 ELZBIETA WOLlCKA<br />
a jest to cos wi~ej nii: tylko stwierdzanie faktow i kategorialne porz~dkowanie<br />
rzeczy na podstawie doswiadczenia. "Cantus firmus bytu" - jak go<br />
nazywa Ricoeur - "podejmowany jest od Grekow po nasze czasy" i jemu<br />
zostal przyporz~kowany zr6dlowy akt intelektuainej intuicji oraz rownie<br />
pierwotny akt wiary. Zaklada to nieustann~ "dialektyk~ skonczonosci<br />
i przekraczania", ktora stawia wytrwaly opor "kondycji bl~dzenia" nie<br />
sprowadzaj~cej si~ tylko do popelniania konkretnych, daj~cych si~ racjonainie<br />
rozpoznac, bl¢ow. Wiara "zal~i:kowa" bylaby wi~ "potrzebna"<br />
rozumowi wlasnie dla podtrzymaniajego aspiracji wykraczaj~cych poza to,<br />
co "przygodne" - w d~i:eniu do przekraczania tego, co skonczone, do<br />
afirmacji bytu jako czegos, co wyrasta ponad determinacje empiryczne,<br />
przedmiotowe i doczesne, sytuuj~c umyslludzki w "horyzoncie bycia" lub<br />
inaczej, wedlug sugestywnej metafory Jaspersa, "w przestrzeni Ogarniaj~cego".<br />
Ten transcenduj~cy<br />
charakter intencjonalnosci intelektu wyrai:a si~<br />
zarowno w aktach "pierwotnej afirmacji" tego, co przekracza ograniczony<br />
punkt widzenia, jak i negacji tego, co ograniczone. "Funkcj~ negacji<br />
- pisze Ricoeur - jest wlasnie utrudnienie filozofti bytu (...) Pod naciskiem<br />
negatywnosci, naciskiem doswiadczen negatywnych, musimy ponownie<br />
odzyskac poj~cie bytu, kt6re byloby bardziej a k t em nii: for m ~, stanowiloby<br />
zyw~ afirmacj~, momosc istnienia i powolywania do istnienia."o<br />
Wsp6lczesne drogi filozoficznego ratio wiod~ niew~tpliwie poprzez owe<br />
"utrudnienia".<br />
Ujm uj~c powyzsz~ kwesti~ od strony ogolnej postawy umyslowej,<br />
moma powiedziec, i:e Tomasz nie tylko opowiada si~ zdecydowanie<br />
przeciwko skrajnemu sceptycyzmowi i reiatywizmowi, ale krdli przed<br />
czlowiekiem perspektywy poznawcze nobilituj~ce jego rozum do rangi<br />
odkrywcy rzeczywistosci boskiej. Dzis, kiedy sceptycyzm i relatywizm<br />
ciesz~ si~ niemal~ atencj~, takie roszczenie moze si~ wydawac wieiu<br />
"trzeiwym" filozofom jedynie "zludzeniem transcendencji" wlasciwym dla<br />
przedkrytycznej fazy mysienia. Dla Autora Summy z kolei minimalizm<br />
poznawczy, redukuj~cy transcendentne aspiracje rozumu i odcinaj~cy si~<br />
od wiary jako czegos zasadniczo irracjonalnego, wynika z "represywnych<br />
przes~dow" (praesumptionis repressio), ktore s~ glownym zrodlem bl¢ow.<br />
Sij. bowiem lacy, ktorzy calkowicie i wyl&cznie polegajij. na przyrodzonych<br />
zdolnosciach poznawczych, utrzymuj&C, ie wszystko, co naleiy do porzij.dku<br />
natury boskiej, potrafi& sprowadzic do miary wlasnego umysru, oraz<br />
oSij.dzajij. jako prawdziwe tylko to, co jest zgodne z ich punktem widzenia,<br />
a jako falszywe to, co ich pogiij.dom si~ sprzeciwia. Aby wi\!c uwolnic umysl<br />
czlowieka od tego typu przesij.dow i na.klonic do pokornego poszukiwania<br />
prawdy, okazuje si~ konieczne jakby wst~pne "przedloienie" mu tego, co<br />
boskie (proponi qllaedam divinilus) i co calkowicie przerasla ludzkie zdolnosci<br />
poznawcze (1,5).<br />
• P. Ricoeur, dz.cyt., s. 329.
LEKCJA SWI~TEGO TOMASZA<br />
33<br />
Prawda w ogolnosci, a przede wszystkim ta prawda, ktora wykracza<br />
poza horyzont pojmowania rozumu, jest wedlug Tomasza po prostu<br />
przeznaczeniem - powolaniem - czlowieka. A to znaczy, ze umysl ludzki<br />
musi niejako zostac "przywolany", "zwabiony", u samych podstaw swego<br />
kontaktu ze swiatem przez to, co go przewyzsza, prowadzi w gl~b wiedzy<br />
o rzeczywistosci i 0 wlasnym istnieniu i sklania zarowno ku metafizyce, jak<br />
i ku wierze religijnej - opportuU mentem evocari in aliquid altius quam ratio<br />
nostra in praesenti possU pertingere (I,5). To inicjalne "wezwanie prawdy"<br />
- budz~ce wi a r ~ w jej poznawalnosc - uczy go pragn~c i dociekac tego,<br />
czego w tym Zyciu, sp~tany poz~daniami i d~zeniami doczesnymi, zmyslowymi,<br />
w pelni dosi~gn~c nie moze. Kryje si~ w tym miejscu niew~tpliwie<br />
paradoks, ktorego Tomasz specjalnie rue podkrdla, ale ktory nasza<br />
wspo/czesna "wrazliwosc egzystencjalna" potrafi z jego pism odczytac.<br />
Powolaniem czlowieka jest zwracanie si~ - na ile zdola - ku temu, co<br />
boskie i nidmierteine, ku prawdzie "pierwszej" i zarazem transcendentnej<br />
- homo debet se ad immortalia et divina trahere quantum po lest (1,5). Nawet<br />
wysoce ograniczone i pod wieloma wzgl~dami ulomne poznanie tej prawdy<br />
udoskonala go i czyni, rzee moina, bardziej ludzkim ruz znajomosc wielu<br />
nauk i umiej~tnoSci w sluzbie "tego swiata".<br />
W tym jednym punkcie zasadniczy, metafizyczny optymizm Tomasza<br />
wydaje si~ niezlomny: rozum czlowieka - przy calej swej "przygodnosci"<br />
i zawodnosci - stworzony zostal i uksztahowany dla poznania i kontemplacji<br />
tego, co boskie. "Boska wiedza" jest uwienczeniem jego wysilkow<br />
poznawczych. A to, co boskie, rue jest sprzeczne z rozumem uczciwie<br />
d~z~cym do prawdy, chociaz go przewyzsza, ukazuj~c ruepelnosc, warunkowosc<br />
i niesamowystarczalnosc wszelkich prawd cz~stkowych. To, co<br />
boskie, jest po prostu pelni~ prawdy, ktor~ owe cz~stkowe prawdy ukazuj~<br />
"przez podobienstwo" i niejako "obiecujq:' - jako eel ostateczny. Przeczucie<br />
czy tez przedsmak tego celu moze dac wylqcznie wiara w sensie<br />
nadprzyrodzonym, stwarzaj~c "miejsce" dla oswiecenia przez samego<br />
Boga, dzi~ki ktoremu umyslludzki, stajqc si~ zdolny do uchwycenia czegos<br />
ze splendoru Jego transcendentnej prawdy, odkrywa takie sam siebie,<br />
dostrzega, ze jest "pojemny na Boga" - capax Dei.<br />
"Dla intelektu ludzkiego bardziej upragnione, i umilowane, i uszcz~sliwiajqee<br />
jest poznanie tego, co boskie, chociaz tylko jego ulamek potrafi<br />
postrzegac, niz posiadanie doskonalej wiedzy 0 rzeczach nizszej rangi.<br />
Celem czlowieka jest bowiem w jakikolwiek sposob pojqC umyslem Boga"<br />
(III,2S). Mimo iz dzisiejsza kultura umyslowa moze potwierdzic to<br />
przekonanie Tomasza niemal wylqcznie "przez negacj~", tj. poprzez nie<br />
napawajqce nadmiern~ radosciq skutki fascynacji wiedzq 0 rzeczach<br />
"nizszej rangi" - skutki sprowadzaj~ce wlasnie wspomnian~ "kondycj~<br />
blqdzenia" - niemniej jednak, chocby z tego wzgl~u, punkt widzenia<br />
"doktora powszechnego" na dost~pnosc "wiedzy boskiej" dla ludzkich<br />
zdolnoSci poznawczych wart jest gl~bokiego zastanowienia.<br />
Dotykamy w tym miejscu kwestii tzw. "pierwotnego" lub "natural
34 ELZBIETA WOLICKA<br />
ncgo" objawienia, czyli tych prawd, ktore pozostaj'l zasadniczo w gestii<br />
przyrodzonych dyspozycji ludzkiego rozumu i Sl! zarazem integralnq<br />
cz~scil! depozytu wi ary - pod jednyrn wszelako warunkiem: ie rozum nie<br />
ulegl "zdeprawowaniu" przez romego rodzaju "represyjne przesl!dy"<br />
i uczciwie poszukuje prawdy. T~ wlaSnie "pierwiastkow'l", by tak rzee,<br />
otwierajl!cego si ~ na swiat umyslu czlowieka in k1inacj~ ku prawdzie, ktora<br />
jest jednoczesnie jego dobrem i powolaniem, posirzega Tomasz jako swego<br />
rodzaju "miejsce spotkania" rozumu i wiary.<br />
Albowiem pierwsze zasady s~ w sposob nalllralny wszczepione naszemu<br />
poznaniu jako oczywiste z Bozego nadania. Boe przeciez tenze Bog jest<br />
Autorem naszej natury, kt6rego M~rosc sarna zawiera w sobie owe zasady.<br />
Cokolwiek zatem przeciwstawia sit< tym zasadom, przeciwstawia sit< tez<br />
boskiej M~drosci i nie pochodzi od Boga. A wi\;C i lO, co dzit
LEKCJA SWI~TEGO TOMASZA<br />
35<br />
• Filozofia j teologia<br />
Umysl ludzki, wedlug Tomasza, poszukuj,!c m,!drosci zwraca si~ ku<br />
prawdzie w dwojakim znaczeniu: ku tej, ktor,! w sposob naturalny<br />
odkrywa w rzeczywistosci jako "podobienstwo" prawdy "pierwszej"<br />
- boskiej, transcendentnej - oraz ku tej, ktor'! moze otrzymac wyl,!cznie<br />
dzi~ki Bozemu objawieniu lub takze na drodze specjalnego oswiecenia,<br />
jako prawd~ pochodz,!C'! od Boga wprost i dotycz'!C'! Jego samego.<br />
Chqc zakomunikowac odkryt'! prawd~ komus, kto jej nie zna lub nie<br />
rozumie, w pierwszym rz~dzie si~ga si~ po argumenty racjonalne i takie<br />
uzasadnienia, ktore rozmow~ S,! w stanie przekonac - quibus adversarius<br />
convinci potest. Skoro jednak prawdy objawione w scislym znaczeniu nie<br />
daj,! si~ uzasadnic w drodze czysto racjonalnej argumentacji, to byloby nie<br />
na miejscu chciec zjej pomoc,! "nawracac niewiernych". eM wi~c pozostaje<br />
Swi~ty Tomasz dostrzega tu nast~puj'!Ce wyjscie: po pierwsze, nalezy<br />
odwolac si~ do owych przyrodzonych pierwszych zasad - racji uzasadniaj,!cych<br />
w sensie mocnym (rationes demonstrativas) - wykazuj,!c, iz<br />
rzekome "racje niewiary", jesli rzeczywiScie s,! racjami szukaj,!cego prawd y<br />
rozumu, w rzeczy samej nie s,! wymierzone przeciwko wierze i bl,!d tkwi<br />
w niewlasciwym sposobie ich uzycia, wynika na przyklad z nieumiej~tnoSci<br />
wyprowadzania z nich wlasciwych wnioskow. Po drugie, nalezy skorzystac<br />
z wszelkich mo:i:liwych wyjasnien prawdopodobnych - racji uzasadniaj,!<br />
cych w sensie slabszym (rationes probabiles) - posluguj,!c si~ zarowno<br />
argumentacj,! filozoficzn,!, jak i swiadectwem wyznawcow, ktore<br />
potwierdza prawd~ i jest najbardziej przekonuj,!ce. N alezy przy tym zawsze<br />
rozpoczynac od wskazywania na to, co bardziej oczywiste - "zdroworozs,!d<br />
kowe" - stopniowo przechodz,!c do prawd, ktore przekraczaj'! rozumowanie,<br />
ale jednoczesnie rzucaj,! swiatlo na problemy i w'!tpliwosci tych,<br />
ktorzy przecz'! prawdom wiary (solvere rationes adversarium).<br />
Dla swi~tego Tomasza "prawdy rozumowe s,! bowiem zawsze prezentowane<br />
jako cz~sc skladowa depozytu wiary i z tego wlasnie tytulu<br />
wymagaj,! dowodu i obrony"7 przy pomocy wszelkich dost~pnych narz~dzi:<br />
racjonalnego uzasadniania, wykazywania prawdopodobienstw (rationes<br />
verisimiles), argumentow zaczerpni~tych z tradycji, potwierdzania przez<br />
autorytet swiadkow, tak aby "architektonika doktryny", hannonijnie<br />
I,!cz,!ca przeslanki racjonalne i prawdy objawione, ukazala si~ w calej swej<br />
uniwersalnej donioslosci i wiarygodnosci.<br />
W tym wyliczaniu rozmaitych sposobow uzasadniania i przekonywania<br />
"adwersarzy" widoczne jest "niezawodne wyczucie wzgl¢nosci metod",<br />
jak powiada Chenu, ktore dyktuje zarowno sama natura przedmiotu, jak<br />
i charakter poznania, a tak.Ze recepcyjne zdolnosci i nastawienie rozmowcy.<br />
Tego ostatniego wzgl~du Tomasz, wyksztalcony na Arystotelesowskich<br />
Topikach bynajmniej nie lekcewazy. Elastycznosc podejscia rna szczegolne<br />
zastosowanie w kwestiach dotycz'!cych objawionych prawd wiary, gdzie<br />
7<br />
M.-D. Chenu, dz.cyt., s. 327.
36 ELiDlETA WOLICKA<br />
umysl ludzki napotyka na szczeg61ne trudnosci i musi post~powac ze<br />
zdwojon'! ostroznoSci,! i samokontrol,!.<br />
Umysl ludzki w taki bowiem sposob zmierza do poznania prawdy wiary,<br />
ktora tylko na mocy wizji samej boskiej istnosci moglaby mu si\! ukazac jako<br />
calkowicie zrozumiala, ze zdolny jest zbierac i przyrownywac do niej<br />
roi:norakie prawdy-podobienstwa (veras simililudines col/igere), co, rzecz<br />
jasna, nie wystarcza, aby owa prawda w pelni swej racjonalnej oczywistoSci<br />
i sarna przez si\! (quasi demonstrative et per se) dala si\! poj~c przez nasz<br />
intelekt. Z tej racji jest rzecz~ pozyteczn ~, aby rozum - przy calej swej<br />
ulomnosci - Cwiczyl si\! i kontrolowal, gdy tylko spostrzeie, ie brak mu<br />
zrozumienia lub przeslanek w dowodzeniu. Bowiem rozwaianie 0 rzeczach<br />
najwyZszych - nawe! tak dalece niedoskonale i ulamkowe - w efekcie okazuje<br />
si\! dla rozumu najbardziej pocillgajllce (1,8).<br />
Takie rozwazanie wzbudza w poznaj,!cym "poryw wiei kiej radosci"<br />
- contingit auditori ut vehemens sit gaudium (I,5).<br />
W tyro "zbieraniu" (colligere) jak gdyby ziaren prawd y, by je na koniec<br />
"przyr6wnac" i "zwi
LEKCJA SWII;;TEGO TOMASZA<br />
37<br />
nieustannie, od podstaw budowana "wiedza organiczna, gdzie w poszuldwaniu<br />
roznych racji bytu ksztaltuj ~ si~ realia doswiadczenia i myslenia<br />
w postaci szereguj~cych si~ kolejno analiz i syntez"IO, wiedza<br />
kulminuj~ca w m~dro s ci, w uporz~dk owanym, kontemplatywnym ,,0<br />
gJ~zie " prawdy.<br />
Prawda, do ktorej poznania i obj~i a d~zy um ysl ludzki, jest jedna,<br />
inaczej wszakZe do kwestii prawdy podchodzi mozof, inaczl"j wierz~cy .<br />
Filozof rozwaza to, co jest - byt - w swietle wlasciwej natury kai:dej rzeczy<br />
is tniej~cej; wie rz~cy - rozpatruje byt W relacji do Boga-Stworcy. l esli<br />
nawet ftlozof i wierz~cy s ~ zgodni w podstawowym rozumieniu porz ~d k u<br />
rzeczy stworzonych, to jednak odnosz~ ow porz~dek do odmiennych<br />
zasad. Filozof czerpie argumenty uzasadniaj~ce z naturalnej przyczynowo<br />
Sci wlasciwej rzeczom samym w sobie; wi erz ~cy - czerpie je z przyczyny<br />
pierwszej, podkreslaj~c jej charakter boski oraz to, ze uj awnia Boz~ ch wal~<br />
lub nieskonczonosc Bozej mocy. R6ina jest rowniei: procedura wyjasniania:<br />
filozofia wychodzi od p orz~ k u rzeczywistosci stworzonej i doprowadza<br />
do poznania Boga jako przyczyny ostatecznej; doktryna wiary<br />
zas wszystkie rzeczy odnosi wprost do Boga i w Nim, a Scislej: w l ego<br />
objawieniu, ma swoj punkt wyjscia.<br />
Pomimo tych romic drogi " m~dro sci ludzkiej" oraz "wiedzy boskiej"<br />
spoty k aj~ si~ - w tym dokladnie punkcie, w ktorym w gr~ wchodzi "racja<br />
ostateczna", bytowy fundament wszystkich istniej~cych rzeczy. "Filozofia<br />
pierwsza" , jak j~ okreSla wielu ftlozofow za Arystotelesem, lu b inaczej :<br />
metafizyka, 0 tyle, 0 ile rozwaza byt pod k ~ tem najwyzszych przyczyn,<br />
zasruguje na mi ano tej m ~d ro sci, 0 ktorej mowi Ksi~ga Powtorzonego<br />
Prawa: "one [prawa boskie] Sl! wasz~ m~d ro sci ~ i umiej~tno sci~ w oczach<br />
narodow" (4,6). Dlatego " c z~s to rowniez m ~dro sc boska wywodzi swoje<br />
argumenty z zasad ludzkiej filozofii" (11,4).<br />
Tak~ wlasnie proced urt;: prezentuje Tomasz w Summie contra Gentiles.<br />
Jest to dzielo "swit,:tej doktryny" , w ktorym wykorzystuje cale instrumentarium<br />
wyjasniania filozoficznego. Jake teolog - rozpoczyna od wyjasnienia<br />
samej "idei" Boga oraz lego "operacji" , b~d ~cyc h ma n ife stacj~<br />
pelni istnienia, jaka Mu przysluguje (Ks. I). Nastt,:pnie przechodzi do<br />
wyjasnienia rzeczywistosci stworzonej w swietle jej pochodnosci i zalezno<br />
Sci od sprawczego dzialania Boga-Stworcy (Ks. II). Wreszcie, rozwaza<br />
"szczegolny rodzaj rz~do w, jakie Bog sprawuje nad stworzeniami obdarzonymi<br />
intelektem" (Ks. III,!). W Ksi~ze IV i ostatniej rozwija<br />
katolickf! doktryn~ 0 Trojcy Swi~tej polemizujf!c z "b l~ami Grek6w" oraz<br />
teologit,: chry stologi czn ~ i sak r amen taln~ . Pierwsze trzy Ksit,:gi obejmuj~<br />
zatem te dziedziny, ktorych poznanie lezy w gestii "natural nego" rozumu,<br />
czwarta dotyczy sp raw dostt,:pnych wyl~c z ni e na podstawie objawienia.<br />
Tak jak nie moze bye mowy w dziele Tomasza 0 opozycyjnym<br />
rozdzielaniu rozumu (ratio) i wiary (fides), tak tez byloby grubym<br />
10 Por. E . Stein, Fenomenolofi ia lllL,serla a jilozojia sw. Tomasza z Akwinu. Pr6ba<br />
konj ronlrlcji, przel. J uli usz Zychowicz, " <strong>Znak</strong>-Jdee" nr I, s. AD-I OO.
38 ELZBIETA WOLICKA<br />
nieporozumieniem separowanie w podobny sposob "ftlozofii pierwszej"<br />
- metafizyJcj - od teologii. Przy calej roznicy sposobu podejScia spotykaj4<br />
si\! one i dopelniaj4 w tym samym wysilku umyslowego poszukiwania<br />
i zgl\!biania prawdy - przede wszystJcjm prawdy "pierwszej" - oraz w tym<br />
samym celu - jej intelektualnej kontemplacji.<br />
Wspomniee trzeba 0 szczegolnej jakosci intelektualizm u swi\!tego<br />
Tomasza, ktory, z jednej strony, wyrasta ponad racjonalizm, zarowno<br />
sredniowiecznych "dialektykow", jak - tym bardziej - W4SJcj racjonalizm<br />
mysli nowoiytnej i wspo/czesnej, a z drugiej strony - nie ma nic wspolnego<br />
z "i rracjonalizmem " , ktory czynnik wiary sprowadza do czegos stOj4cegO<br />
poza rozumem i poza prawd4 i falszem. Tomasz precyzyjnie rozroi:nia<br />
rozum - ratio - oraz intelekt - intellectus. Ten drugi jest wladz4 nadrz¢n4<br />
w stosunku do pierwszego - supremum autem in nostra cognitione est non<br />
ratio. sed intellectus. qui est rationis origo (1,57). Tej wlasnie wladzy<br />
intuicyjnego wgi4du, b\!d 4cej zroolem pojmowania i "calosciuj4cej rezolucji",<br />
przysluguje zdolnosc kontemplacji, ktora upodabnia umyslludzki do<br />
umyslu Bozego. Rozwazanie racjonalne (discursus) jest wi\!c tylko narz~dziem<br />
i pod wieloma wzgi¢ami niedoskonal4, posredni4, niejako "okr\!zn4"<br />
drog4 (via) do prawdy.<br />
St4d tei: wszelkie operacje dyskursywne, dowodowe, rozumowania<br />
i rozroi:nienia poj\!ciowe maj4 dla Tomasza wartosc instrumentaln4. S4<br />
"szkol4 mysli", ktora powinna zmierzac do ozywienia tej najistotniejszej<br />
intuicji podstawowej i zwiel1czaj4cej zarazem caly wysilek poznawczy,<br />
kiedy to prawdajawi si\! w jednym, "rezolutywnym" rozblysku intelektualnej<br />
oczywistosci - per se nota.<br />
Imponuj4ca swoim metodologicznym rygoryzmem "architektonika"<br />
Tomaszowej Summy przenikni\!ta jest w calosci tym niezb¢nym spoiwem<br />
jednej, przenikJiwej, "zbieraj4cej i wi 4z4cej" intuicji, ktora narzuca mysl<br />
o "ustroju organicznym" jego filozoficzno-teologicznej wizji: "to nie jest<br />
system, nie jest »r\!kodzielo« (artefactum), tylko zywy organizm" - zauwaza<br />
Jacques Maritain.<br />
W tym duchu nalezy tez rozpatrywac zwi4zek rozumu i wiary<br />
- w plaszczyznie intelektualnej afirmacji prawdy, ktora dokonuje si\!<br />
zawsze w atmosferze tajemnicy - oraz zwi4Zek filozofii i teologii, w ktorym<br />
pierwsza pelni rol\! niezb¢nego narz\!dzia, sluiy metodycznie wypracowanym<br />
j\!zykiem poj\!Ciowym i regulami poprawnego rozumowania, druga<br />
dostarcza swiatla niezb¢nego w przemierzaniu drogi od dostwnych<br />
rozumowi prawd cZ4stkowych, realiow "tego swiata" i naturalnego<br />
doswiadczenia, ku prawdzie "pierwszej" i "racji ostatecznej", zaprawiaj4c<br />
umysl w kontemplacji bytu i przenikaj4cej go bosJcjej M4drosci .<br />
• Droga ku prawdzie i jej eel: szcz~sliwosc<br />
PokaZn4 ilosc rozdzialow III Ksi\!gi Summy contra Gentiles poswi\!ca<br />
Tomasz uzasadnianiu "przez negacj\!" tezy, ze prawda - we wlasciwym
LEKC1A !;WI~TEGO TOMASZA 39<br />
sensie tego slowa - zawiera si~ w poznaniu "tego, co najszlachetniejsze<br />
poznawczo, czyli Boga". Poznanie to " nazywa si ~ rowniez sz cz~sliwo sci4<br />
lub blogoslawienstwem", do niego bowiem zwraca si~ i jego w gruncie<br />
rzeezy pragnie ka:i:da istoia stworzona, obdarzona intelektem, jako celu<br />
sarno przez si~ poz,!danego. Nie znaczy to, ie przedmiotem pOi,!dania jest<br />
blogose czy tei inne "uczucie duchowe" , towarzysz'!ce takiell'lu poznaniu<br />
- jest nim przeciei sam Bog - ale skoro kon tempi acj a bosldej prawdy jest<br />
ostatecznym eelem intelektualnego poznania, to z koniecznosci musi<br />
wzbudzae uszcz~sliwiaj,!cq. radose, spemia bowiem to, do czego czlowiek<br />
zostal powolany. Wezwanie prawdy, ktoremu byl posluszny jego rozum<br />
wspomagany wiar,!, otrzymuje w ten sposob godn,! jego wytrwalosci<br />
odpowiedz. "Zgodnie z nasileniem bl!d z oslabieniem rozradowania towarzysz,!eego<br />
dzialaniu, przykladamy si~ do tego, w czym odnajd ujemy OWl!<br />
radde. Dlatego ... Filozof powiada, i:e rozradowanie jest jakby ozdobq.<br />
dzialania, tak jak uroda mlodoSci. Uroda jest tym, co przystoi mlodosci,<br />
nie zas odwrotnie" (III,26).<br />
Pozostaje wi~c rozwaiye, ktore drogi wiod,!ce do poznania Boga<br />
pozwalaj,! czlowiekowi osi,!gn,!e eel i wydae owoc s zc z~sliwo sci, do ktorej<br />
d,!Zy, cz~sto metod,! prob i bl~ow, po omacku, pokonuj ,!:c liczne<br />
przeszkody, narazony na ukryte pulapki i slepe zaulki falszywych "spelnien".<br />
Poznanie Boga, dost~pne zasadniczo wszystkim ludziom j daj,!ee si~<br />
uzyskae silami naturalnego rozumu, przedstawia si~ dwojako. Jest to<br />
,jakby powszechna i m~tna swiadomose Boga" (quae dam communis et<br />
confusa Dei cognitio), b,!dZ jako "pierwszej zasady" wszystkiego, co<br />
istnieje, ktor,! drog,! "rezolucji" wyprowadza si~ na swiatlo i czyni<br />
przedmiotem intelektualnego wgl ,!du jako sam,! pEez si~ oczywi st'!, b,!dZ<br />
jako tej samej zasady, wywiedzionej jednak drog,! rozumowania - posrednio<br />
- z postrzeganego porzildku (przyczynowego) wszechrzeczy, dla<br />
ktorego szuka si~ "proporcjonalnej racji " , czyli - Sprawcy. W tym drugim<br />
przypadku " tego, kim jest oraz jaki jest, a takie czy jest tyl ko jeden - ow<br />
Sprawca porz'!dku naturalnego, w iaden sposob, drogq. powszechnie<br />
stosowanego rozumowania, nie da si~ wprost rozstrzygnqc" (III,38).<br />
W tym niezwykle waznym stwierdzeniu zakresla Tornasz nieprzekraczalne<br />
granice "przyrodzonego" poznania, a w konsekwencji - fiiozofii,<br />
ktorych rozum ludzki sam przez si~ nie jest zdolny pokonae. Co wi~eej,<br />
tego typu poznanie z reguly naraza na wiele bl~ow: jedni b~dq. upatrywae<br />
owego "ordynatora" wszechrzeczy w cialach niebieskich, inni w samych<br />
immanentnych prawach natury; znajd,! si~ wreszcie i tacy, ktorzy dostrzegajq.c<br />
suwerennose czlowieka - to, ze zdolny jest stanowie wlasne<br />
prawidla dzialania - b~d,! s,!dzili, iz to on sam b,!dz jego prawodawcy s,!<br />
jedynymi "bogami". Na takich mie1iznach osiada niemal nieuchronnie<br />
ludzki umysl, kiedy sprzeniewierza si~ owej "zalq.zkowej" intuicji wiary,<br />
o ktorej byla wyzej mowa, i zaczyna post~powac wlasnymi drogami.<br />
Wymienione przcz Tomasza (l1I ,38) przyklady filozoficznej idolatrii za
40 ELZBIETA WOLICKA<br />
skakujl!, swl!, aktualnoscil!, - niemal wszystkie weryfikujl!, sit;: we wsp6lczesnych<br />
teoriach zlaicyzowanej kultury umyslowej.<br />
ezy z owych bl¢ow morna sit;: definitywnie wyzwolic przy pomocy<br />
czysto "naturalnych" sposob6w i narzt;:dzi poznawczych Tomasz co<br />
najmniej wl!,tpi w takl!, moZliwosc. Falszywosc wymienionych przezen<br />
hipotez f!lozoficznych da sit;: wykazac, jego zdaniem, tylko posrednio<br />
- przez ujawnienie ich zasadniczych brakow, kt6re wynikajl!, z ulomnosci<br />
"przyrodzonego" rozumu i wypaczajl!, prawdt;: 0 swiecie i 0 czlowieku.<br />
Niezbi tych dowodow falszu, kt6re uczynilyby ich refutacjt;: r a c jon a 1 n i e<br />
koniecznl!" nie da sit;: przeprowadzic. Wynika z tego, ze najglt;:bsza<br />
prawda metafizycma nie moze sit;: narzucac sill!, racjonalnej koniecznosci.<br />
Bylaby bowiem niczym innym jak koniecznoscil!, logicml!, - 0 b 0 k innych<br />
prawd, kt6re rozum zawdzit;:eza swojej wlasnej zdolnosci rozstrzygania<br />
i ktore mieszczl!, sit;: w granicach "naturalnej" oczywistosci, 0 tyle, 0 ile sl!,<br />
zrozumiale "dla nas" (quoad nos). Prawda "pierwsza" moze jedynie<br />
apelowac i naklaniac umysl do jej uznania i przyjt;:cia, odwoiujl!,c sit;:<br />
w rownej mierze do podstawowej operacji "rezolutywnej" intelektu, jak<br />
i do "zall!,zkowej" intuicji wiary.<br />
Absolutnej pewnosci nie jest zdolna zapewnic czlowiekowi nawet droga<br />
racjonalnego dowodzenia (cognitio per demonstrationem), chociaz jest<br />
jednl!, z najwyzszych w hierarchii . Droga dowodzenia - rzecz jasna<br />
metafizycmego - posluguje sit;: jednoczeSnie afirmacjl!, i negacjl!. ledna bez<br />
drugiej nie moze sit;: obejsc - pierwsza doprowadza do pomania istotnych<br />
wlasciwosci kazdej rzeczy, druga pozwala wyodrt;:bnic danl! rzecz sposr6d<br />
innych. Ta ostatnia jest szczegolnie przydatna, a nawet koniecma,<br />
w kwestii poznania Boga: "wiemy 0 Bogu raczej to, czym nie jest, niz to,<br />
Kim jest" - powtarza Tomasz za Pseudo-Dionizym Areopagitl!. Racjonalne<br />
dowodzenie nigdy, zwlaszcza w tej kwestii, nie moze sit;: wyzwolic od<br />
licznych niepewnosci - cognitio autem praedicta multum incertudinis habet<br />
- a takZe niejasnosci i brakow - iUa cognitione hahita, alia desideramus scire<br />
(...J adhuc multa ignoramus (II1,39).<br />
Trudno sit;: oprzec wrazeniu, ze dotykamy w tym miejscu czegos, co za<br />
wspo/czesnym "poszukiwaczem Absolutu" - na takiej wlasnie racjonalnej<br />
drodze! - morna okreslic jako horror metaphysicus.<br />
Pogon za Absolutem ... jest wyrazem ludzkiego niepokoju wobec doswiadezenia<br />
nierealnosci swiata, pocrueia, ze Alles Verganglische isl nur ein<br />
Gleichnis - a zarazem, by tak rzee, uniewamia to doswiadezenie, wskazujqc<br />
na Byt, eo istniee musi bezczasowy i jeden, ktory wspanialomyslnie przywraca<br />
do istnienia kruchy swiat doswiadczenia, w cudowny sposob wszystko<br />
na powrot czyniqc realnym. I w tym samym momencie, gdy do tego<br />
dochodzimy - czy chot nam si~ tak wydaje - wszystko si~ rozpada, bo<br />
AbsoJul niknie w bezdennej studni niewypowiadalnoSci. Jl<br />
Z tym "horrorem", kt6ry w pewnym miejscu nazywa "opresjl!"<br />
(angustiae, III,48), stara sit;: zmierzyc swit;:ty Tomasz. Nie doswiadczywszy<br />
II L. Kolakowski, llofror melaphy.ricu." przel. Maciej Panufnik, Warszawa 1990, s. 67.
LEKCJA 5;W[~TE G O TOMASZA<br />
41<br />
jeszcze kataklizmu "pomieszania j~zykow", ktory dotknql m ozofi~ wspolczesnq,<br />
jest jednak w pelni swiadomy tego, ze nawet najwyi:sza z nauk czyli<br />
metafizyka, nie przysparza niezachwianej pewnosci. Prawda, ktorq odkrywa,<br />
mimo iz jej przysluguje najwyzszy stopien wiarygodnosci, nie rna<br />
mocy zniewalajqcej i nie rozprasza do konca mrokow, ktore umysl ludzki<br />
probuje rozswietlie wszelkimi d o st~pnymi sobie srodkami i sposobami.<br />
Moma zaryzykowae twierdzenie, ze intelektualizm Tomasza polega nie<br />
tyle na zaufaniu do tych narz¢zi, jakie rna do d yspozycji poznanie ludzkie<br />
w swym niezaspokojonym dqzeniu do prawdy, ile raczej do samej tej<br />
"przyrodzonej" potrzeby dqzenia i do nie dajqcej si ~ stlumie ani zn i ech ~ cie<br />
licznymi i nieuchronnymi niepowodzeniami, nienasyconej duchowej wrazliwosci<br />
czlowieka na "wezwanie" prawdy. A takze do "sily atrakcji" samej<br />
prawdy, ktora kaze ludzkiej wladzy poznawczej wci,!z na nowo mierzye si ~<br />
z ni e zgl~bion ym nigdy do konca obszarem tajernnicy bytu i wlasnej<br />
egzystencji - in statu viatoris. Skazani na "horror" nieustaj,!cego kwesti<br />
onowania i intelektualnych poszukiwan "nigdy nie przestalismy i zapewne<br />
nigdy nie przestaniemy takich pytan zadawae. Nigdy nie pozb~d ziemy<br />
si~ pokusy postrzegania swiata jako tajemniczego szyfru, do ktorego<br />
uparcie usilujemy odnaleze klucz. Czemuz zresztq mielibysmy wyzbywae<br />
si~ tej pokusy, skoro okazala si~ bye najplodniejsza we wszystkich<br />
cywilizacjach - z wyjqtkiem naszej wlasnej , a przynajmniej pr,!du w niej<br />
domin ujqcego" J2<br />
Ten horror metaphysicus, co najdziwniejsze, koresponduje z sytuacj,!<br />
czlowieka wierzqcego - tak jak j,! opisuj e swi~t y T omasz. Okazuje si~<br />
bowiem, ze ostatecznego celu swej kwerendy nie osi,!ga si~ rowniez na<br />
drodze wiary, gdyz nie dostarcza ona intelektowi tej "oczywistosci<br />
prawd y" (veritatis evidentia), jaka wyl,!cznie moze go zadowolie. Ponadto,<br />
wiar~ w to, co przekracza racjonalne pojmowanie, czerpie czlowiek "ze<br />
slyszenia", czyli ze swi adectwa (objawienia). T ymczasem duchowa, najwyzsza<br />
wladza poznawcza - intelekt - d,!zy do bezposredniego "widzenia", co<br />
wi~ cej , przekaz wiary jest wlasnie obietniq takiej wizji: "inaczej bowiem<br />
przyswiadczenie wi ary byloby p rome i pozbawione pewnosci" - esset enim<br />
vanus et absque certitudine fidei assensus (1II,40). Podstaw'! wiary objawi<br />
onej S,! zreszt'! rowniez swiadectwa " widz'!cych": przede wszystkim<br />
Ch rystusa, a potem Apostolow, Prorokow i innych swiadkow-wyznawcow.<br />
Wiara - podobnie jak wszystkie inne "organy" i akty poznawcze<br />
czlowieka - jest zatem nieustannie " w drodze" (in statu viae) do swego celu,<br />
czyli u szcz ~ s li wi aj ,!ceg o uczestni ctwa w wiedzy Boga.<br />
"Bog jest zarazem ostatecznym celem [wszystkich] rzeczy i pierwszym<br />
Poruszycielem (.. .) Cel zas ustanowiony przez dzi alanie sprawcy jako<br />
[okreslony] zamiar nie moze bye pierwszym poruszycielem, lecz raczej jest<br />
skutkiem [sp rawionym] przez dzi alajqcego. Bog zatem nie moze bye celem<br />
rzeczy [stworzonej] jako cos ustanowionego, lecz tylko jako Ten, kt6ry<br />
12 Tamie, s, l43,
42 ELZBJETA WOLlCKA<br />
W Swym przedistnieniu przyci'lga j'l [do siebiej w pewien sposob, by Go<br />
obj~la w posiadanie" (III,18). Znaczy to, Ze b¢'lc irodlem wlasnego<br />
istnienia - ipsum esse suhsistens - sprawia, iz takze wszystko, co istnieje<br />
"przygodnie", uczestniczy w J ego Istnieniu, a d'lz'lc do Niego, coraz<br />
bardziej si~ do Niego upodabnia (III,19).<br />
Napotykamy tu wazny w'!:tek spekulatywnej teoantropologii Tomasza<br />
- neoplatonski w gruncie rzeczy w'!:tek emanacji i powrotu wszystkich<br />
rzeczy stworzonych do swego Stworcy, przeksztalcony w kategorie jego<br />
wlasnej metafizyki, konfrontowanej nieustannie z chrzeScijanskim objawieniem:<br />
"skoro teologia jest wiedz'!: 0 Bogu, przeto wszystkie rzeczy<br />
badac tu trzeba w ich relacji z Bogiem, i to zarowno w odniesieniu do ich<br />
pochodzenia, jak tez do ich celu - exitus et reditus"!3. Byt w calosci, jak<br />
i w kazdym przypadku jednostkowego istnienia, od Boga wyszedl i do<br />
Boga zmierza. W szczegolny sposob dotyczy to czlowieka, ktorego cala<br />
intelektualna i egzystencjalna przygoda doczesna rozci,!:ga si~ pomi¢zy<br />
tymi dwoma biegunarni: zacz'!:tkowych i cz'!:stkowych poszukiwan prawdziwosciowych<br />
rozumu sprzymierzonego z "pierworodn,!:" intuicj,!: wiary<br />
oraz intelektualnej kontempiacji, ktora wspomagana oswieceniem M,!:dro<br />
Sci Bozej d aje przedsmak tego "z przyrodzenia" upragnionego celu<br />
i ostatecznego dobra - ogj,!:dania Boga "twarz'!: w twarz".<br />
Elihieta Wolicka<br />
ELZBIETA .wOLlCKA, ur. 1937 w Warszawie, mozor, absolwentka malarstwa<br />
Panstwowej Wyiszej Szkoly Sztuk Plastycznych w Gdansku i Wydziatu Filozolii<br />
KUL; teoretyk sztuki, dr hab., kierownik Katedry Teorii Sztuki i Historii Doktryn<br />
Artystycznych KUL, czlonek redakcji "<strong>Znak</strong>u". Wydala: Byt i znak. Filozojiezne<br />
podstawy semiotyki Jana od sw. Tomasza (1982); Mit - symbol rozwinirty. W krrgu<br />
platonskiej hermeni!utyki mitow (1989); Wobee sztuki (red. 1992). Tlumaczyla m.in.<br />
Anthony Blooma, Paula Evdokimowa.<br />
" M.-D. Cbeou, dz.cyt., s. 338.
PAUL TILLICH <br />
DWA TYPY <br />
FILOZOFII RELIGII <br />
Moina wyroinie dwa sposoby podejscia do Boga: jeden polegaj,!cy na<br />
przezwyci~zaniu wyobcowania i drugi - na spotkaniu obcego. W pierwszym<br />
przypadku czlowiek odkrywaj,!c Boga, odkrywa s i e b i e; odkrywa<br />
cos, co jest identyczne z nim samym, chociaz nieskOllczenie go transcenduje,<br />
cos od czego jest wyobcowany (estranged), lecz nigdy nie byl i nie<br />
moze bye oddzielony (separated). W drugim przypadku czlowiek spotykaj,!c<br />
Boga, spotyka obcego. Spotkanie jest przypadkowe. Zasadniczo nie<br />
przynalez'! do siebie. Podstawa, na ktorej mog,! stae si~ przyjaciobni, jest<br />
ehwilowa i niepelna. Obey, ktorego spotkal czlowiek, jest nieokrdlony.<br />
Moze znikn,!e, a orzeczenia 0 jego naturze cechuje tylko p raw do pod 0<br />
bienstwo.<br />
Te dwa sposoby oznaczaj'! dwa moiliwe typy filozofii religii: typ<br />
ontologiczny i typ kosmologiczny. Przezwyci~zenie wyobcowania oznacza<br />
metod~ ontologiezn,! w filozofLi religii. Spotkanie obcego oznacza metod~<br />
kosmologiczn'!. Ce1em tego eseju jest pokazanie, ze: po pierwsze, metoda<br />
ontologiczna jest pods taw'! wsze1kiej ftIozofii religii; po drugie, metoda<br />
kosmologiczna bez metody ontologicznej jako swojej podstawy prowadzi<br />
do zgubnego roz!amu mi~dzy ftlozofi,! i religi'!; i wreszcie po trzecie, na<br />
bazie podejscia ontologicznego oraz warunkowo uzytej metody kosmologieznej,<br />
filozofia religii wnosi swoj wklad w dzielo pojednania mi~dzy<br />
religi,! a kultur,! swieck'!. Te trzy kwestie winny bye szeroko przedyskutowane<br />
w nawi,!zaniu do klasyeznych form dwu typow filozofLi religii<br />
powstalych w XIII wieku .<br />
• Rys historyczny problemu<br />
Spolecznose zaehodnia na dwa sposoby przezwyC!~za swoje wie1owiekowe<br />
uzaleinienie od "mocy": tyeh po! religijnych - po! magicznych,<br />
pol boskich - pol demonieznych, pol nadludzkich - pOt zwierz~cych, pOt
44 PA UL TILLICH<br />
abstrakcyjnych - pol konkretnych by tow, ktore stanowi~ prawdziwe<br />
tworzywo mitow. "Moce" zostaly pokonane na sposob r eligijny przez<br />
podporz~dkowanie ich jednej z nich, bogu prorokow Izraela; jako bog<br />
sprawiedliwosci mogl stac si~ Bogiem uniwersalnym. "Moce" zosta/y taki:e<br />
pokonane na sposob fil ozo ficzny przez poddanie ich zasadzie, ktora<br />
jest bardziej rzeczywista niz one wszystkie; jako jakosc o bej muj~ca wszelkie<br />
jakosci mogla stac si ~ uni we rsaln~ zasad~. W tym procesie " moce" trac~<br />
swoj sakralny charakter a wraz z nim zdolnosc utrzymywania si ~ w ludzkiej<br />
swiadomosci. Wszelka swi~t osc zostala przeniesiona na absolutnego Boga<br />
albo na absolutn~ za s ad ~. Bogowie zanik aj~ lub staj ~ si~ pomocnikami<br />
absolutnego Boga b~dz przejawami absolutnej zasady. Lecz "moce",<br />
chociaz pokonane i przeksztaicone, nie zosta/y unicestwione. Mog/y i mog~<br />
powrocic, ustanawiaj ~c panowanie zabobonu i strachu, a wtedy nawet<br />
absolutny Bog moZe stac si~ jed n II z mocy obok innych, byc moZe<br />
naj w yzsz~ lecz nie absolutn ~. Do zadan filozofri religii nalezy ochrona tak<br />
religii jak i naukowej interpretacji swiata przed powrotem "mocy", ktore<br />
zagr azaj~ obu jednoczesnie.<br />
Z pod po rz~dkowania "mocy" absolutnemu Bogu i absolutnej zasadzie<br />
wylania si~ "p ro b 1 e m d w u A b sol u t ow" . W jakiej pozostaj~ do siebie<br />
relacji Deus i esse nie mog~ pozostawac bez zwi~zk u ze sob~ ! Jald jest<br />
charakter tego ZWillZku, zarowno z punktu wid zenia bytu jak i poznania<br />
W prostym stwierdzeniu "Bog j e st", zwi~zek ten j uz si~ dokonal; lecz<br />
charakter tego zwi~zk u jest problemem obecnym we wszystkich problemach<br />
filozoru religii . Rozmaite odpowiedzi na to pytanie s~ kamieniami<br />
milowymi na drodze reiigijnej swiadomosci Zachodu; a ta droga jest drog~<br />
wciqz post~puj~cego za n i k u swiadomosci religijnej. Filozofia religii<br />
chociaz nie ponosi glownej odpowiedzialnosci za ten proces, musi jednak<br />
zapytac siebie, w zgodzie ze swoimi zasadami, czy byl to proces nieunikniony<br />
i czy zmiana kierunku jest moZliwa .<br />
• Rozwhtzanie augustyiiskie<br />
Augustyn po rozwazeniu wszystkich nast~pstw starozytnego sceptycyzmu<br />
dal klasyczne rozwiqzanie "problemu dwu Absolutow": One wspolistniej~<br />
(coincide) w naturze prawdy. Veritas jest zakladana w kazdym<br />
filozoficznym argumencie, a veritas to Bog. Nie mozesz usunqc prawdy<br />
jako takiej, poniewaz moglbys to zrobic tylko w i m i~ prawdy, tym samym<br />
ustanawiajqc prawd~. A kiedy ustanawiasz prawd~, potwierdzasz Boga.<br />
"Gdzie znalazlem prawd~, tam znalazlem Boga mojego, p rawd~ sam ~",<br />
mowi Augustyn. Problem dwu Ostatecznosci jest rozwi ~za ny w ten sposob,<br />
ze religijna Ostatecznosc jest zakladana w kazdym fil ozoficznym pytaniu,<br />
nie wyl~czaj~c pytania 0 Boga. Bog jest z a lozen i em p ytania<br />
o B og a: to jest ontologiczne rozwiqzanie problemu filozofii religii. Nie<br />
moma nigdy dosi~gnqc Boga, jezeli jest on p r z e d m i 0 t ern pytania a nie<br />
jego pod s taw q.<br />
Trzynastowieczna scholastyka franciszkanska, reprezentowana przez
DWA TYPY FILOZOFII RELIG"<br />
45<br />
Aleksandra z Hales, Bonawentur~ i Mateusza z Aquasparta, rozwija<br />
augustYl1skie rozwil!zanie w nauk~ 0 zasadach teologii, utrzymujl!c i,<br />
pomimo wplywu arystotelizmu, ontologiczny typ fIlozo fii religii. Caly<br />
nacisk polozono na bezposredni charakter wiedzy 0 Bogu. Wedlug<br />
Bonawentury "Bog, bezposrednio poznawalny, jest najprawdziwszl! obecnoscil!<br />
dla kai.dej duszy". lest poznawalny w Sobie bez zaposredniczen,<br />
jako Ten , ktory jest we wszystkim. Dlatego jest zasadl! wiedzy, pierwszl!<br />
p rawd~, w swietIe ktorej wszystko inne jest poznawane, jak mowi Mateusz<br />
z Aquasparta. Jake taki jest t ozsam o Sci~ podrniotu i przedmiotu. Nie<br />
podlega w~tpien iu, ktore jest moi:liwe tylko wtedy, kiedy subiektywnosc<br />
i obiektywnosc po zo s taj~ od siebie oddzielone. Psychologicznie, w~tpienie<br />
jest oczywiScie mozliwe; lecz logicznie, Absolut jest potwierdzany w kazdym<br />
akcie w~tpie ni a, poniewaZjest zalozony w kazdym orzekaniu 0 relacji<br />
pom i ~zy podmiotem a orzeczeniem. Ecce twi est ipsa veritas. Arnpiectere<br />
Warn (fwoja jest prawda sarn a, obejmij j~). Te ostateezne zasady i wiedza<br />
o nich s~ niezalezne od zmiennosci i wzgl~n osci indywidualnego umyslu;<br />
s~ niezmiennym, wiecznym swiatlem, ujawniaj~cym si~ zarowno w logicznych<br />
i matematyeznyeh aksjomataeh , jak i w podstawowych kategoriach<br />
myslenia. Zasady te nie s~ funkejami wytworzonymi p r z e z nasz umysl,<br />
leez ob ecn osci~ prawdy samej, a wi ~e Boga w naszym umysle. Tomistyezna<br />
metoda uzyskiwania wiedzy poprzez zmyslow~ percepcj~ i abstrakcj~ moze<br />
bye uzyteczna do celow naukowych, lecz nigdy nie moze dosi~gnl!c<br />
Absolutu. Wyp rzed z aj~c p6:Zniejszy rozwoj Mateusz mowi 0 podejsciu<br />
arystotelesowsko-tomistycznym: jezeli nawet ta metoda tworzy nauk~, to<br />
ostatecznie niszczy m~dro se. M~drose, sapientia, jest wiedz~ 0 zasadach,<br />
o prawdzie samej. A ta wied za jest albo bezposrednia, albo nie istnieje<br />
wcale. Nalezy j~ odrom ie od humana rationatio, ludzkiej rozumnosci, jak<br />
i od scripturarum autoritas, autorytetu Pisma Swi~tego. To jest certitudo ex<br />
se ipsis, pewnose poza samymi rzeczami, bez zaposredniczenia. Uswiadomienie<br />
i akceptaeja wiecznej prawdy s~ tym samym, jak stwierdza<br />
Aleksander z Hales.<br />
Prawda, ktora jest zalozona w kazd ym pytaniu i kazd ym w~tpieniu,<br />
poprzedza rozdzial na podmi ot i przedmiot. Zadne z nich nie rna<br />
ostatecznej mocy. Lecz uczestniczl! one w ostateeznej moey, ktora jest<br />
ponad nimi, w Bycie samym, w prirnum esse. "Byt jest tym, co jako<br />
pierwsze pojawia si~ w naszym intelekcie" (Quod prirnum cadit in intelectu) .<br />
I ten Byt (Being) (ktory nie jest z w y k I y m by tern) jest czys t ~ a ktual noSci~,<br />
dl atego jest boski. Zawsze na niego patrzymy, lecz ni e zawsze go<br />
dostrzegamy; tak jak widzimy wszystk o w promieniach swiatla, nie zawsze<br />
dost rzegajl!c sarno swiatlo.<br />
Wed lug Augustyna i jego zwolennikow, verum ipsum jest taki:e bonum<br />
ipsurn, poniewaz ni c co mniejsze niz ostateczna moe Bytu nie moze bye<br />
ostatecznl! mocl! dobra. Zadne zmienne alba uwarunkowane dobro nie<br />
moze pokonae l~ku przed jego utrat~. Tylko w N iezmiennym moma<br />
znaleze Zr od I 0 (prius) wszelkiego dobra. W relacji do esse ipsum zadna
46 PAUL TILLICH<br />
roznica pomi¢zy poznaniem a poz~daniem nie jest moZliwa, poniewaz<br />
rozdzielenie funkcji zaklada rozdzielenie podmiotu i przedmiotu.<br />
Tradycja augustynska slusznie more bye nazwana mistycm~, jezeli<br />
mistycyzrn jest definiowany jako doswiadczenie tozsamosci podmiotu<br />
i przedmiotu w relacji do Bytu samego. UZywaj~c naszych kategorii obcego<br />
i wyobcowania Mistrz Eckhart mowi: "Pomi¢zy Bogiem a dusz~ nie rna<br />
ani obcosci, ani dystansu, tak wit;c dusza jest nie tylko rowna Bogu, lecz<br />
ona jest ... tym samym, czyrn On jest." OczywiScie Eckhart i inni mistycy<br />
wiedzieli, ze jest to paradoksalne stwierdzenie; aby w y r a z i e identycmose,<br />
musi bye zalozony element nie-identycznosci. To okazalo sit; punktem<br />
zwrotnym w podejSciu ontologicmym.<br />
Na tej podstawie nalei:y rozumiee ontologiczny dowod na istnienie<br />
Boga. Nie jest to ani dowod, ani nie traktuje 0 istnieniu Boga, chociaz<br />
czt;sto przedstawiano go w tej postaci. lest to racjonalny opis relacji<br />
naszego umyslu do Bytu jako taldego. Nasz umysl zaklada principia per se<br />
nota, ktore maj~ bezposredni~ oczywistose, kiedykolwiek s~ uswiadamiane:<br />
transcendentalia, esse, verwn, bonwn. One konstytuuj~ Absolut, w ktorym<br />
nie istnieje roznica pomi¢zy poznawaniem a poznaniem. Absolut jako<br />
zasada Bytu posiada absolutn~ oczywistose. lest to s~d koniecmy,<br />
poniewaz jest on zalozeniem dla kazdego inn ego s~du. "Boska substancja<br />
jest poznawana w tald sposob, ze nie mozna 0 niej mys\ee, iz nie istnieje",<br />
stwierdza Aleksander z Hales. Fakt, ze ludzie odrzucaj~ ten s~d, rna<br />
podstawt; w indywidualnym bl¢zie a nie w istotowej strukturze ludzkiego<br />
umyslu. Umysl jest zdolny odwrocie sit; od tego, co jest najblizsze<br />
podstawy jego wlasnej struktury. To jest nerw dowodu ontologicznego.<br />
lednakZe Anzelm, na bazie swojego epistemologicznego realizmu, przeksztalca<br />
primwn esse wens realissimwn, zasadt; w uniwersalny byt. Czyni~c<br />
to, odslonil sit; na wszelkie zarzuty wysuwane pocz~wszy od Gauliona<br />
i Tomasza az do Kanta, ktorzy slusznie zaprzeczaj~ logicznemu przejsciu<br />
od koniecznosci Bytu samego do najwyzszego bytu, od zasady, ktora jest<br />
poza istot~ i istnieniem, do czegos, co istnieje.<br />
Lecz nawet w tej niezadowalaj~cej postaci ontologiczna odpowiedZ na<br />
pytanie 0 dwa Absoluty rna istotne maczenie. Deus est esse, pewnose Boga<br />
jest identyczna z pewnosci~ Bytu samego: Bog jest zalozeniem pytania<br />
o Boga .<br />
• Tomistyczne rozbicie<br />
Wypracowane przez Augustyna i jego szkolt; podejScie ontologiczne<br />
prowadzilo do trudnosci, ktore pojawily sit; tak w anze1miansldej formule<br />
dowod u on tologicznego, jak i w probach wykorzystania go w teologii przez<br />
wielkich myslicieli franciszkansldch. St~d wychodzi krytyka Akwinaty.<br />
Lecz krytycyzrn samego Tomasza, a bardziej radykalny u Dunsa Szkota<br />
i Wilhelma Ockhama, daleko wykracza poza nad uzycia i trudnoSci.<br />
Nadszarpn~1 on w duzym stopniu maczenie podejscia ontologicznego dla
DWA TYPY FILOZOFII RELIGII<br />
47<br />
czlowieka Zachodu wraz z jego bezposredniOl religijnOl pewnosciol. ZastOlpH<br />
on jeden typ ftlozofii religii drugim.<br />
Generalnie, tomistyczne podejscie do filozofii religii jest nast~pujOlce:<br />
racjonalna droga do Boga nie jest bezposrednia lecz posrednia. Jest to<br />
droga wnioskowania, ktora, chociaz poprawna, nie daje bezwarunkowej<br />
pewnosci; dlatego musi bye uzupelniona za pomoq autorytetu. To<br />
oznacza, ze bezposrednia racjonalnose franciszkanska zostala zastOlpiona<br />
przez racjonalnose argumentow, oraz ze obok elementu racjonalnego stoi<br />
nie-racjonalny autorytet. Aby uczynie ten krok, Tomasz musi odrzucie<br />
rozwiOlzanie augustynskie. Dlatego stwierdza: "Na dwa sposoby cos jest<br />
oczywiste: sarno w sobie, ale nie dla nas, lub tez zarowno sarno w sobie<br />
i dla nas (...) Mowi~ zatem, Ze to twierdzenie »Bog jest« wzi~te same<br />
w sobie jest sarno w sobie oczywiste, poniewaz orzeczenie jest tozsame<br />
z podmiotem; Bog bowiem jest swoim wlasnym byciem (...) Lecz poniewai:<br />
my nie wiemy, czym Bog jest, twierdzenie to nie jest dla nas oczywiste, lecz<br />
musi bye dowiedzione przez te rzeczy, ktore sOl lepiej przez nas znane,<br />
jakkolwiek mniej oczywiste same w sob ie, a to znaczy poprzez Jego dziela."<br />
W tych slowach Tomasz przecina nerw pod ej scia ontologicznego. Czlowiek<br />
jest wylOlczony z primum esse oraz z prima veritas. Nie moze przylgnOle do<br />
niestworzonej prawdy. Tak wi~ zasady, transcendentalia, n i e sOl obecnosciol<br />
boskosci w nas, n i e sOl "niestworzonym swiat/em", w ktorym widzimy<br />
wszystko, lecz SOl wytworzonOl strukturOl naszego umyslu. Jest oczywiste, ze<br />
w ten sposob bezposrednia wiedza 0 Absolucie zostaje zniszczona.<br />
Sapientia, wiedza 0 zasadach nie romi si~ jakosciowo od scientia. Tak jak<br />
student muzyki musi zaakceptowae twierdzenia matematykow, nawet jeSli<br />
nie rozumie ich pe/nego znaczenia, tak tez czlowiek musi uznae twierdzenia<br />
tej nauki, ktorOl Bog rna 0 sobie i ktorOl w pelni rozumiejOl aniolowie. One<br />
sOl nam dane na mocy autorytetu. "Dowodzenie w oparciu 0 autorytet jest<br />
najwlasciwsze dla tej nauki (teologii)", mowi Tomasz. Biblia, w konsekwencji,<br />
zamiast bye kontemplacyjnym przewodnikiem jak u Bonawentury,<br />
staje si~ zbiorem prawdziwych twierdzen. A kiedy franciszkanie, szczegolnie<br />
Aleksander, rozromiajOl pomi~zy (a) tymi naukami, ktore przynalezOl<br />
do wiecznej prawdy i SOl bezposrednio oczywiste (na przyklad Bog jako<br />
esse, verum, bonum), oraz (b) tymi naukami, ktore SOl wtorne, obejmujOlc<br />
wiecznOl prawd~ w czasowych formach i ktore SOl uwarunkowane i pozbawione<br />
oczywistosci (na przyklad Inkarnacja albo nauka KoSciola),<br />
Tomasz stawia wszystkie twierdzenia teologiczne na tym samym poziomie,<br />
mianowicie na poziomie autorytetu. W efekcie nast~puje rozdzielenie<br />
credere i intelligere. Wedlug Tomasza ten sam przedmiot nie moze bye<br />
zarowno przedmiotem wiary jak i wiedzy; poniewaz wiara nie zaklada<br />
bezposredniej stycznosci z przedmiotem. Wiara to mniej niz wiedza. "Jak<br />
dlugo widzenie nie jest peine, wiara nie si~ga porzOldku wiedzy, obecnej<br />
w nauce", mowi Tomasz; a widzenie, wedlug niego, nie jest moZliwe<br />
w naszym cielesnym istnieniu. Tutaj tkwi przyczyna utraty znaczenia<br />
poj~cia "wiara" (faith) rozumianego jako przeswiadczenie (belief) 0 niskim
48 PAUL T1 LLICH<br />
stopniu oczywistosci, CO wlasciwie uniemozliwa dzisiaj jego stosowanie.<br />
Rozdzielenie wiary, jako podleglej autorytetowi, i wiedzy, rozumianej jako<br />
nauka, pocii!ga za sobi! rozdzielenie funkcji psychologicznych, kt6re<br />
u Augustyna Si! wyrazem tej samej substancji psychicznej. Intelekt poruszany<br />
przez wol ~ akceptuje treSci dla intelektu przygodne; bez rozkazu woli<br />
uznanie transcendentnej nauki nie jest moZliwe. Po odrzuceniu ontologicznej<br />
bezposrednioSci, wola wypelnia luk~, kt6rej intelekt nie moze zapelnic.<br />
Wszystko to wynika u Tomasza z epistemologii, kt6rej granice<br />
zakreSlaji! zmysly: "Ludzki intelekt nie more dosi~gn i! c boskiej substancji<br />
silami naturalnymi, poniewaZ w Zyciu doczesnym poznanie naszego<br />
intelektu zaczyna si~ od zmysI6w." Dlatego musimy wznieSc si~ do Boga za<br />
pomoci! kategorii przyczynowosci. To wlasnie ftlozofia religii moze uczynie,<br />
i czyni to bez zadnych trudnosci stosuji!c poj~ cia kosmologiczne.<br />
Mozemy stwierdzic, ze musi istniee czysta aktualnosc, poniewaz ruch od<br />
moi:nosci do aktualnosci zalezy od aktualnosci, tak iz aktualnose poprzedzaj,!ca<br />
wszelki ruch musi istniee. Dowoo ontologiczny jest niemozliwy nie<br />
tylko w swej w'!tpliwej formie, lecz w kazdej postaci. Gilson przedstawia to<br />
tak: "Jest rzeczywiscie niezaprzeczalne, ze w Bogu istota i istnienie S,!<br />
identyczne. Alejest to prawdziwe w odniesieni u do istnienia, w kt6rym B6g<br />
trwa wiecznie w Sobie, a nie istnienia, do kt6rego SkOllczony nasz umysl<br />
moze si~ wznieSc, kied y, przez dowodzenie, ustala, ze B6g jest." Jest<br />
oczywiste, ze ta druga koncepcja istnienia sprowadza bosk,! egzystencj~ do<br />
poziomu istnienia kamienia czy gwiazdy, i czyni atei zm nie tylko mozliwym,<br />
lecz niemal nieuniknionym, co wykazal pozniejszy rozw6j.<br />
Pierwszy krok w tym kierunku zrobil Duns Szkot, kt6ry ukazal<br />
nieprzezwyci~zaln,! przepasc rni ~dzy czlowiekiem jako skonczonym i Bogiem<br />
jako nieskonczonym bytem, i wywnioskowal z tego rozdzielenia, ze<br />
argumenty kosmologiczne, jako demonstrationes ex finito pozostaj,! wewn,!trz<br />
skonczonosci i nie mog,! do si~gn i!c nieskonczonosci. Nie mog,!<br />
przekroczye idei samo-poruszaj'!cego si~, teologicznego uniwersum. Tylko<br />
autorytet moze przekroczyc racjonalne prawdopodobienstwo Boga, kt6re<br />
jest jedynie mozliwosci,!. Poj~cie bytu traci sw6j ontologiczny charakter;<br />
jest slowem, pod kt6rym kryj,! si~ calkowicie r6zne rzeczywistosci skonczonego<br />
i nieskonczonego. B6g przestaje bye Byciem samym, a staje si~<br />
indywid ualnym bytem, kt6ry domaga si~ poznania, cognitione particulari.<br />
Ockham, ojciec p6iniejszego nominalizmu, nazywa Boga res singularissima.<br />
Nie mozna Go dosi~gn ,!e ani przez in t uicj ~, ani przez abstrakcj~ ; to<br />
oznacza, ze nie moi:na Go dosi~ gn,!c wcale, wyj,!wszy niedostrzegalny<br />
hahitus laski w podswiadomosci, kt6ra porusza wol~ poddaj,!c j,! autorytetowi.<br />
Oto ostateczny rezuItat tomistycznego rozbicia (d is-solution)<br />
augustynskiego rozwi,!zania (solution). Pytanie 0 dwie Ostatecznosci uzyskuje<br />
odpowiedi w ten spos6b, ze religijny Absolut staje si~ bytem<br />
jednostkowym 0 przytiaczaj,!cej mocy, podczas gd y Absolut ftIozoficzny<br />
przeksztaIca si~ w okreslon,! struktur~ rzeczywistosci, w kt6rej wszystko<br />
jest przygodne i indywidualne. Wczesny protestantyzm, swiadomy tych
DWA TYPY FILOZOFII RELlGJI<br />
49<br />
filozoficznych zalozen, roztropnie powstrzyrnywal si~ od ro zwij ani a jakiejkolwiek<br />
f1lozofii religii, wypracowujl!C na mocy religijnego doswiadczenia<br />
poj~e wiary, w ktorym destruktywne skladniki pomej scholastyki wchodZl!<br />
w nowl! syntez~. Wartost tomistycznego zwrotu tkwila w tyrn, ze<br />
natura wiary zostala gruntownie przedyskutowana, a naiwna identyfikacja<br />
bezposredniej oczywistosci z wiarl! pokonana, ujawniajl!c element przygodnOSci<br />
w religii .<br />
• Konflikty i pomieszanie dwu typow we wspOJczesnej filozofti religii<br />
Material, ktory moma zgromadzic pod tym naglowkiem, jest ogromny.<br />
lednak jego oryginalnose w porownaniu z klasycznyrni rozwil!zaniami jest<br />
niewielka. Te odpowiedzi wcil!z powracajl!, kazda z osobna lub w pomieszaniu.<br />
Mimo ze glowny kierunek wyznacza typ kosmologiczny wraz zjego<br />
ostatecznl! samo-negacjl!, to jednak w kaidyrn wieku, a szczegolnie<br />
w ostatnich latach, pojawiajl! si~ przeciw niemu ontologiczne reakcje.<br />
Cz~sto mowi si~, ze nowyrn typem filozofii religii (podl!zajl!cyrn za<br />
kantowskim tak zwanyrn moralnyrn dowodem na istnienie Boga) jest typ<br />
moralny. Lecz tak nie jest. Argument moralny rowniez musi bye zinterpretowany<br />
kosmologicznie alba ontologicznie. lezeli jest rozumiany kosmologicznie,<br />
to fakt moralnej oceny jest podstawl! wnioskowania, prowadZl!cego<br />
do najwyzszego bytu, zapewniajl!cego ostatecznl! jednose wartosci<br />
i doskonalosci, alba do wiary w zwyci~skl! moc wartoscio-tworczego<br />
procesu. leieli argument moralny jest interpretowany ontologicznie, doswiadczenie<br />
bezwarunkowego charakteru moralnego przykazania jest<br />
bezposrednio, bez jakiegokolwiek wnioskowania, swiadomoscil! Absolutu,<br />
aczkolwiek nie jako najwyzszego bytu. Warto w zwil!zku z tym odnotowae,<br />
ie nawet dowOd ontologiczny moze bye formulowany kosmoiogicznie,<br />
przykladem jest Kartezjusz, ktory podl!zajl!c za Dunsem Szkotem uznaje<br />
wnioskowanie od idei nieskonczonego bytu w naszyrn umysle do jego<br />
istnienia jako przyczyny tej idei. To jest podstawowa roznica porni~zy<br />
augustynskim a kartezjanskim punktem wyjscia; jej korzenie tkwil! w zastl!pieniu<br />
mistycznego elementu augustynskiej idei ostatecznej oczywistosci<br />
przez kartezjanskie poj~cie racjonalnosci.<br />
OczywiScie, niemiecki idealizm przynaleiy do ontologicznego typu<br />
filozofti religii. Nie bylo nic bl~dnego w ustanowieniu :hodla (prius)<br />
podmiotu i przedmiotu, lecz bl~em bylo wywodzenie z Absolutu wszelkich<br />
moiliwych treSci, pokusa, przed ktorl! uchronili si~ franciszkanie<br />
dzi~ki swojemu religijnemu pozytywizmowi. Przekroczenie granic podejscia<br />
ontologicznego zdyskredytowalo je w protestantyzmie, podobnie, ten sam<br />
bll!d ontologow neoscholastycznych zdyskredytowal je w katolicyzmie.<br />
Nowego typu nie wytworzyla tak zwana empiryczna albo eksperyrnentaina<br />
filozofia reJigii. Wi~kszose jej reprezentantow przynaleiy do typu<br />
kosmologicznego. Argumentujl! za Bogiem jako "najlepszym wytlumaczeniem<br />
calosci doswiadczenia czlowieka", albo za "teistycznl! hipotezl!" jako
50 PAUL T1LLICH<br />
"najbardziej rozumn'l wiar'l", itp. w niezliczonych odmianach; dodaj'lc do<br />
tych argument6w, jak zawsze typ kosmologiczny musi czynie, pozostalosci<br />
staro-protestanckiej idei osobistej wiary, kt6ra pozostaje bez zwi'lzku<br />
z rozwi'lzaniami typu kosmologicznego. CZysto jednak, idea religijnego<br />
doswiadczenia jest wyrazana w sposob maj'lcy niewiele wsp61nego z podej<br />
Sciem empirycznym, za pomoc'l franciszkanskich terminow i twierdzen.<br />
lezeli idea Boga rna bye formulowana "w ten spos6b, ze pytanie 0 Boz'l<br />
egzystencjy staje siy martw'l kwesti'l" (Wieman), jezeli Lyman m6wi<br />
o "najskrytszym centrum czlowieka, ktore jest pokrewne Najglybszej<br />
RealnoSci we Wszechswiecie"; jezeli Baillie zaprzecza moZIiwosci autentycznego<br />
ateizmu; je:i:eli pojycie widzenia jest uzywane raz za razem; to, jesli<br />
chodzi 0 nasz'l wiedzy 0 Bogu, tkwimy w ontologicznej atmosferze, mimo<br />
ze ontologiczne podejscie nie jest wyrainie wylozone, a jego relacja do<br />
podejscia kosmologicznego oraz do wiary dostateeznie wyjasniona.<br />
Bardziej swiadomi ontologicznego podejscia S'l tacy fllozofowie religii<br />
jak Hocking, klad'lcy nacisk na bezposrednie doswiadczenie "CaloSci"<br />
jako irOdla (prius) wszelkiej obiektywnej wiedzy dotycz'lcej bytu i wartosci,<br />
albo Whitehead, nazywaj'lCY pierwotn'l naturtr Boga zasad'l konkretyzacji,<br />
albo Hartshorne, usiiuj'lcy ustanowie na nowo dowod ontologiczny i pol'lczye<br />
go z "przygodnosci'l" w Bogu. Jdli chodzi 0 autentyczny pragmatyzm,<br />
to przynaleiy on do kierunku ontologicznego 0 tyle, 0 ile wyraZnie odrzuca<br />
argumetacjtr kosmologiczn'l i odmawia uznania rozlamu pomi~zy podmiotern<br />
i przedmiotem za ostateczny. Nie jestjednak wolny od pozostalosci typu<br />
kosmologicznego, jak na to wskazuje szkotystyczna doktryna "woli wiary"<br />
l amesa, a takze szeroko rozpowszeehnione przypuszczenie, ze koniec drogi<br />
kosmologicznej jest koncem wszelkiego racjonalnego podejscia do religii.<br />
Proponowane tutaj rozwi'lzanie systemowe jest okreslone tylko w swej<br />
twi erdz'lcej i konstruktywnej formie. Argumenty, na ktorych te systemowe<br />
proby sitr opieraj4, pojawiaj'l si~ w kJasycznej dyskusji nad dwiema<br />
drogami w filozofii religii oraz we wspolczesnych jej kontynuacjach.<br />
Wyrainie pokazuj'l one dl aczego, po zniszczeniu podejscia ontologicznego,<br />
zostala zniszczona sarna reiigia .<br />
• Ontologiczna swiadomosc bezwarunkowego<br />
Na pytanie 0 dwa Absoluty morn a odpowiedziec tylko utozsamiaj'lc<br />
Absolut filozoficzny z j ed n y m elementem Absolutu religijnego . Deus est<br />
esse jest podstaw4 wszelkiej filozofii religii. Jest to warunek jednosci<br />
myslenia i religii, pokonuj'lcy ich, by tak rzee, schizofreniczne rozdzielenie<br />
w iyciu indywidualnym i zbiorowym.<br />
Zasada ontologiczna w fiJozofii religii moze bye okrdlona w nasttrpuj'lcy<br />
spos6b: Czlowiek jest bezposrednio swiadomy czegos<br />
bezwarunkow eg o, co jest hodlem oddzielenia i wzajemnego<br />
oddzialy w ania podmiotu i przedmiotu, zarowno<br />
na plaszczyznie teoretycznej jak i praktycznej.
DWA TYPY FILOZOFII RELIGII<br />
51<br />
Swiadomose jest w tym twierdzeniu uzyta w jej najbardziej neutralnym<br />
znaczeniu, unik~l!cym takich konotacji tego pojycia jak intuicja, doswiadczenie,<br />
wiedza. Swiadomose Nieuwarunkowanego (Unconditioned) nie rna<br />
charakteru "intuicji", poniewaz Nieuwarunkowane nie pojawia si y w swiadomosci<br />
jako "Gestalt", by bye intuicyjnie pochwyconym, lecz jako Zywiol,<br />
moc, jako 4danie. Tomasz mial racjy odrzucajl!c moZliwose widzenia<br />
Boga, jak dlugo czlowiek rna zwil!zek z przestrzenil! i czasem. Rowniez nie<br />
powinno si y uzywae slowka "doswiadczenie", poniewai zwykle opisuje<br />
one uobecnianie si~ jednej realnosci w innej oraz poniewai Nieuwarunkowane<br />
nie jest przedmiotem empirycznej obserwacji. "Wiedza" zaklada<br />
wreszcie oddzielenie podmiotu i przedmiotu oraz pocil!ga za sobl! wyizolowany<br />
akt teoretyczny, ktory jest wlasnie przeciwienstwem swiadomosci<br />
Nieuwarunkowanego. Lecz kwestie terminologiczne nie Sl! najwamiejsze.<br />
Jest oczywiste, ze swiadomose ontologiczna jest bezposrednia, nie zaposredniczona<br />
w procesie wnioskowania. Jest ona obecna w postaci bezwarunkowej<br />
pewnosci, zawsze wtedy gdy swiadomose ogniskuje siy na niej.<br />
Swiadomose oczywiscie jest takze pojyciem poznawczym. Lecz swiadomose<br />
Nieuwarunkowanego, sarna bydl!c bezwarunkowl!, jest ponad rozdzialem<br />
funkcji psychologicznych. Psychologia augustynska byla przede<br />
wszystkim zainteresowana pokazaniem wzajemnej immanencji funkcji<br />
duszy i niemoiliwosci ich rozdzielenia w relacji do esse, verum, bonum.<br />
Swiadomose Nieuwarunkowanego nie bylaby moZliwa, gdyby jego szczegolna<br />
obecnose nie wykluczala kaidego postrzegajl!cego, ktory nie jest od<br />
niego zaleiny calym swoim by tern. Tomasz okaleczyl rozumienie reiigii,<br />
kiedy rozbil substancjalnl! jednose funkcji psychologicznych, przypisujl!c<br />
wyizolowanej woli to, czego sam intelekt nie jest zdolny uczynie. Taki:e<br />
Schleiermacher okaleczyl rozumienie religii, kiedy w swojej walce przeciwko<br />
podejsciu kosmologicznemu protestanckiego Oswiecenia oddzielil "uczucie"<br />
(jako funkcjy religijnl!) od woli i intelektu; tym samym wyll!czyl<br />
religiy z calosci osobowej egzystencji i oddal jl! w sfery subiektywnych<br />
emocji. C z low i e k, a nie wyll!cznie jego wladze poznawcze, jest swiadomy<br />
Nieuwarunkowanego. Moma byloby wiyc nazwae tl! swiadomose swiadomOScil!<br />
"egzystencjalnl!", w znaczeniu, w jakim uzywa tego slowa filozofia<br />
egzystencjalna, mianowicie uczestnictwa czlowieka jako caloSci w akcie<br />
poznawczym. W rzeczywistosci, jest to prawdopodobnie jedyne miejsce,<br />
w ktorym ten termin moglby bye uiyty w filozofii w sposob odpowiedni.<br />
Powodem, dla ktorego nie jest tutaj uiyty, jest istotowa jednose w swiadomosci<br />
ontologicznej tego co bezwarunkowe i uwarunkowane; podczas gdy<br />
slowko "egzystencjalny" wskazuje na oddzielenie i decyzjy. Ate ostatnie sl!<br />
elementami wiary. Podczas gdy teologia jest egzystencjalna bezposrednio<br />
i intencjonalnie, to filozofia tylko posrednio i nieintencjonalnie, poprzez<br />
egzystencj alnl! sytuacjy filozofa.<br />
Pojycie "bezwarunkowego" domaga si y interpretacji. Chociai w czysci<br />
historycznej zastosowano wyrazenie "dwa Absoluty", to jednak, aby<br />
rozjasnie problem, w czysci konstruktywnej zastl!pilo go wyraienie "bez
52 PAUL T1LLICH<br />
warunkowe". "Absolut", brany doslownie, oznacza "pozostaj~cy poza<br />
wszelkimi relacjami"; wzi~ty w tradycyjnym rozumieruu, oznacza idealistyczn'l<br />
sam o-rozwijaj ~c'l siy zasady. Obydwu znaczen unika siy stosuj'lC<br />
pojyc:ie " bezwarunkowego", ktore poci'lga za sob,! bezwarunkowe z,!danie<br />
wobec tych, ktorzy S'l swiadomi czegos bezwarunkowego, i ktore nie moze<br />
bye in terpretowane jako zasada racjonalnej dedukcji. Lecz nawet tutaj<br />
nalezy unikac blydnych konotacji: ani "Nieuwarunkowane" ani "cos<br />
bezwarunkowego" nie S,! rozumiane jako byt, nawet nie jako najwyi:szy<br />
byt. ani nawet jako Bog. Bog jest nieuwarunkowany, dzi~ki czemu jest<br />
Bogiem; lecz "bezwarunkowe" to nie Bog. Slowo " Bog" jest wypemione<br />
konkretnymi symbolami. poprzez ktore rodzaj Iudzki wyrai:a swoj,! trosk~<br />
ostateczn'l - swoj byt pochwycony przez cos bezwarunkowego. To "cos"<br />
nie jest wlakiwie rzecz'l, lecz moC'! bycia, w ktorej wszystkie byty<br />
uczestnicz'!.<br />
Moc bycia jest irOdlem wszystkiego, co rna byt. Poprzedza Iogicznie<br />
i on tologiczrue wszystkie poszczegolne treSci. Poprzedza kazde rozdzielenie<br />
i umozliwia wszelkie wzajemne odd zialywanie, poniewai: jest punktern<br />
identycznosci (point of identity ), bez ktorej nie moma pomyslec ani<br />
rozdzielenia, ani wzajemnego oddzialywania; chodzi tu 0 oddzieIenie<br />
i wzajemne oddzialywanie podmiotu i przedmiotu, tak w poznaniu jak<br />
i w dzia/aniu. ZrOdlo podmiotu i przedm.iotu rue moZe stac siy przedmiotem,<br />
z ktorym czlowiek jako podmiot pozostaje w teoretycznej<br />
i praktycznej relacji. Bog nie jest przedmiotem dla nas jako podrniotow.<br />
Jest zawsze tym, ktory poprzedza rozdzielenie. Lecz, z drugiej strony,<br />
mowimy 0 Nim i dzia/amy wobec Niego i nie mozemy tego unikn'le,<br />
poniewaz wszystko, co staje si¥ dla nas realne, rna charakter korelacji<br />
podmiotowo-przedmiotowych. Z tej paradoksalnej sytuacji powstalo na<br />
wpol-bluiniercze i mitologiczne pojycie "istnienia Boga". St,!d tez nieudane<br />
proby dowodzenia istnienia tego "przedmiotu" musialy zakonczyc si~<br />
fiaskiem. Ateizm jest trafn'l reIigijn'l i teologiczn'l odpowiedzi'l na takie<br />
koncepcje i takie usilowania. Najzarliwsza pobomosc wszystkich czasow<br />
zna j'l dobrze. Uderzaj'lce, jak ateistyczna jest terminologia mistycyzmu.<br />
Prowadzi poza Boga ku Nieuwarunkowanemu, przekraczaj'lc kazd'l prob~<br />
uprzedmiotowienia boskosci. Lecz takie sarno uczucie nieadekwatnosci<br />
wszystkich imion danych Bogu mamy w religii niemistycznej. Nie sposob<br />
sobie wyobrazic autentycznej religii bez ateistycznego eIementu. To nie<br />
przypadek, ze nie tylko Sokratesa, ale takze Zydow i pierwotnych<br />
chrzescijan przdladowano jako ateistow. Dla tych, ktorzy slui:yli mocorn,<br />
byli oni ateistami.<br />
Podejscie ontologiczne przekracza spory pomi¢zy nominaIizmern<br />
i realizmem, poniewaz z koniecznoSci odrzuca p oj ~cie ens realissimum.<br />
Bycie sarno, jako obecne w swiadomosci ontologicznej, nie jest najpot~zniejszym<br />
by tern, Iecz moC'! Bycia; nie jest ani ens realissimum, ani ens<br />
singularissimum. Jest moq we wszystkim, co posiada moc, czy jest to cos<br />
ogolnego czy jednostkowego, czy jest to rzecz czy doswiadczenie.
DWA TVPY FILOZOFII RE LIGII<br />
53<br />
• Kosmologiczne rozpoznanie Nieuwarunkowanego<br />
Historia i analiza pokazaly, Ze jeZeli kosmologiczne podejscie do religii<br />
nie opiera si~ na podejsciu ontologicznym, prowadzi do jej samo-destrukcji.<br />
lezeli to oparcie istnieje, to kosmologiczna zasada moze bye sformuiowana<br />
w nast~puj,!cy sposob: N ie uw arunk owan e . kt o rego<br />
jestdmy bezposred nio bez j a k iegokol wiek w n i o s k owania<br />
swiadomi, moz n a roz pozn ae w sw i ecie natury i kult<br />
u ry.<br />
Podejscie kosmologiczne pojawia si~ zwykle w dwu formach, z ktorych<br />
pierwsza wyznaczona jest przez kosmologiczny, a druga przez teleologiczny<br />
dowoo. Dopiero po radykalnym odrzuceniu sposobu dowodzenia stosowanego<br />
w podejsciu kosmologicznym, mozemy na nowo odkrye rzeczywiste,<br />
niezwykle plodne znaczenie drogi kosmologicznej w fllozofii religii. Moina<br />
i trzeba tego dokonac w nadchodz,!cych d ziesi~cioleciach, bardziej niz<br />
kiedykolwiek od czasow franciszkanskich, z dwu punktow widzenia. Jeden<br />
rodzaj poznania kosmologicznego podllza pocz'!tkowo sladem starego<br />
dowodu kosmologicznego, mianowicie analizy skonczonosci tego co skon<br />
ClOne w swietle swiadomosci Nieuwarunkowanego. Nowe podejscie kosmologiczne<br />
rozwija si~ przy zastosowaniu poj~e przygodnosci, niepewnosci,<br />
zmiennosci oraz ich psychologicznych odpowiednikow, poj ~cia trwogi,<br />
niepokoju, bezsensu. Psychologia k1iniczna, antropologia, fil ozofia egzystencjalna,<br />
wniosly sw6j wklad w t'! negatywn,! d rog~ poznania elementu<br />
bezwarunkowego w czlowieku i jego swiecie. lest to najbardziej poruszaj,!<br />
cy sposob przyblizania ludziom sensu religii - pod warunkiem, ze unika<br />
bl~nego wniosku dotyczllcego najwyzszego bytu.<br />
Drugi rodzaj poznania kosmologicznego rna charakter pozytywny<br />
i poczqtkowo pod'!za sladem dowod u teleologicznego, poszukuj ,!c elementu<br />
bezwarunkowego w procesie tworzenia natury i kultury. W odniesieni u<br />
do natury opracowano i przyznano ostateczn,! wartose takim ideom jak<br />
"caiose", "elan vital", "zasada konkretyzacji", "Gestalt", itp., gdzie<br />
w kazdej z nich zawiera si~ cos bezwarunkowego, co warunkuje jakid<br />
okrdlone doswiadczenie. W odniesieniu do kultury dokonano tego<br />
poprzez religijn,! interp r et acj~ autonomicznej kultury i jej rozwoju, poprzez<br />
"teologi~ kultury", jak mozn a by j,! nazwae. Zalozeniem tych wielostronnych<br />
wysilkow jest przekonanie, ze 0 kazdym wytworze kultury - sztuce,<br />
panstwie, prawie, ruchu politycznym Uakkolwiek swiecki by on nie byl)<br />
- wyraza si~ trosk~ ostateczn,!, oraz ze mozna rozpoznae jego nieuswiadomiony<br />
charakter teologiczny.<br />
lest to, oczywiscie, moZliwe tylko w oparciu 0 ontologicznll swiadomose<br />
Nieuwarunkowanego, tzn . w oparci u 0 wgl,!d stwierdzaj,!cy, ze<br />
kultura swiecka w swej istocie jest rownie niemozliwa, jak niemozliwy jest<br />
ateizm, poniewaz jedno i drugie zakiada element bezwarunkowy oraz jedno<br />
i drugie wyraza troski ostateczne.
54 PAUL TILLICH<br />
• Ontologiczna pewnosc a ryzyko wiary<br />
Bezposrednia swiadomose Nieuwarunkowanego nie ma charakteru<br />
wiary, lecz samo---{)czywistosci. Wiara zawiera element przygodnosci i z,!da<br />
ryzyka. L'!czy ontologiczn,! pewnose Nieuwarunkowanego z niepewnoSci,!<br />
wszystkiego co uwarunkowane i konkretne. To oczywiscie nie oznacza, ze<br />
wiara (faith) jest wierzeniem (believe) w cos, co ma nizszy b,!dz wyzszy<br />
stopien prawdopodobienstwa. Ryzyko wiary nie polega na przyjmowaniu<br />
twierdzen dotycz'!cych Boga, czlowieka i swiata, ktore nie mog'! bye<br />
w pelni zweryfikowane, lecz ktore moglyby zostae potwierdzone, b,!dz<br />
zanegowane, w przyszlosci. Ryzyko wiary wynika z faktu, ze element<br />
bezwarunkowy moze stae siy treSci,! troski ostatecznej tylko wtedy, kiedy<br />
przejawia si y on w konkretnym ucieleSnieniu. M oze siy pojawie w oczyszczonych<br />
i zracjonalizowanych symbolach mitologicznych takich jak np.<br />
Bog jako najwyzszy byt osobowy, czy tez wiele innych tradycyjnych poj¢<br />
teologicznych. Moze siy pojawie w rytualnej i sakramentalnej dzialalnosci<br />
zwolennikow zinstytucjonalizowanych i autorytarnych religii. Moze siy<br />
pojawie w konkretnych formulach i okreslonych zachowaniach wyrazaj,!<br />
cych to, co niewypowiadalne, jak to ma zwykle miejsce w zywym<br />
mistycyzmie. Moze siy pojawic w profetyczno-politycznych z,!daniach<br />
sprawiedliwosci spolecznej, jezeli to one S,! ostateczn,! trosk'! religijnych<br />
i swieckich ruchow. Moze wyst,!pie w uczciwym i bezgranicznym poswiyceniu<br />
prawdzie naukowej. Moze wyst,!pie pod postaci,! uniwersalizmu<br />
klasycznej idei osobowosci oraz w stoickiej (starozytnej i wspolczesnej)<br />
postawie wzniesienia si y ponad zmiennose egzystencji. We wszystkich tych<br />
przypadkach ryzyko wiary jest ryzykiem egzystencjalnym, ryzykiem,<br />
w ktorym wchodzi w gry sens i spelnienie naszego zycia, nie zas<br />
teoretycznym s,!dem, ktory wczesniej czy p6Zniej moze bye odrzucony.<br />
Ryzyko wiary nie rna arbitralnego charakteru, jest jednosci,! przeznaczenia<br />
i decyzji. Opiera siy na podstawie, ktora jest pozbawiona ryzyka:<br />
swiadomosci elementu bezwarunkowego w nas i naszym swiecie. Tylko na<br />
takiej podstawie wiara jest usprawiedliwiona i moi.liwa. Jest wiele przykladow<br />
ludzi tak mistycznego jak i profetycznego czy swieckiego pokroju,<br />
ktorzy w r6:i:nych momentach (a nawet okresach) swojego zycia doswiadczyli<br />
upadku wiary, ktorej ryzyko podjyli, a ktorzy ocalili ontologiczn,!<br />
pewnose, bezwarunkowy element swojej wiary. Najbardziej gruntowne<br />
w'!tpienie nie moglo podwaZyc warunku w,!tpienia, swiadomosci czegos<br />
bezwarunkowego.<br />
Mimo, ze wiara jest kwesti,! przeznaczenia i decyzji, musi zrodzie siy<br />
pytanie, czy istnieje kryteri um dla elementu decyzji w wierze. Odpowiedz<br />
jest nastypuj,!ca: jest nim bezwarunkowe, kt6rego jesteSmy bezposrednio<br />
swiadomi, kiedy zwrocimy ku niemu nasze umysly. Kryterium kazdego<br />
konkretnego uzewnytrznienia naszej troski ostatecznej jest stopien, w jakim<br />
konkretnosc troski jest zjednoczona z jej ostatecznym charakterem.<br />
Niebezpieczenstwo kaldego ucieleSnienia elementu bezwarunkowego,
DWA TYPY FILOZOFII RELlGIl<br />
55<br />
o eharakterze religijnym ezy swieekim, tkwi w tym, ze podnosi ono COS<br />
uwarunkowanego ku ostateeznosci. To niebezpieezenstwo dobrze m ali<br />
wszelkiego typu przyw6dey religijni; rowniez caly wysilek teologii mom a<br />
zawrzec w stwierdzeniu, ze jest ona ci'lgi'l obron'l bezwarunkowego przed<br />
aspiracjami jej wlasnyeh religijnych i swieckich przejawow.<br />
lezeli krytyeznie zinterpretujemy, rozwazane przez Augustyna i jego<br />
nast~pcow, a powraeaj'lce w wielu formaeh w historii mysli, ontologiezne<br />
podejscie do fllozofii religii, to moze one uezynic dla religii i kultury<br />
naszyeh ezasow to, co uezynilo w przeszlosei: pokonac, na ile to moZliwe<br />
dla samej tylko mysli, fatain'l przepasc pomi~zy religi'l i k ultu r~, a tym<br />
samym pojednac troski, ktore nie s~ sobie obee, lecz tylko zostaly od siebie<br />
oddzielone.<br />
Paul Tillich<br />
tlum. KrzysztoJ Mech<br />
Fragment II rozdzialu ksillZki Theology o/Culture, New York 1959, s. 10-29.
KAROL TARNOWSKI <br />
ZRODLA POZNANIA BOGA <br />
Tradycyjna nauka KoSciola stwierdza, ze "samym ludzkim rozumem"<br />
moma poznae istnienie Boga, ale nie Jego istot~, to, "czym" jest; istota ta<br />
bowiem jest przed czlowiekiem zakryta, moze bye natomiast, a nawet<br />
zostala - nie niwecz~c Bozej tajemnicy - objawiona w Pismie Swi~tym. Na<br />
II Soborze Watykanskim Kosci6l wypowiedzial si~ r6wniez, ze prawda<br />
o Bogu znana jest takze cz~sciowo innym niz judaizm i chrzdcijanstwo<br />
religiom, przy czym nie jest do konca jasne, czy chodzi tu 0 rodzaj<br />
naturalnego objawienia, czy tez 0 wysilki autonomicznego ludzkiego<br />
rozumu. Kosci6l katolicki utrzymywal przy tym, iz najbardziej trafnym<br />
sposobem poznawania tego, co 0 Bogu wiedziec moma samym rozumem,<br />
jest myslenie metafizyczne, to przede wszystkim, ktore zostalo wyrazone<br />
przez sw. Tomasza z Akwinu w XIII wieku. Poznanie metafizyczne jest<br />
w zasadzie pewne i moze doprowadzic oporne - w kazdym razie<br />
filozoficzne - umysly do uznania istnienia Boga i w ten sposob przygotowac<br />
je na przyj~cie Objawienia chrzdcijanskiego; st~d okreslenie "praeambula<br />
fidei" na tak zwan~ naturaln~ teologi~, czyli metafizyk~ Boga.<br />
Wynikaloby jednak z tego, ze jeSli inne niz chrzescijanstwo religie dosi~gaj~<br />
w jakis spos6b prawdy 0 Bogu, to nie moze si~ to dokonywac dzi~ki<br />
rozumowaniu Scisle metafizycznemu, kt6re przeciez wyksztalcilo si~ w basenie<br />
Morza Srooziemnego, dzi~ki pytaniom, kt6re postawila sobie najwczesniejsza<br />
mysl grecka. Bye moze wi~c poj~cia rozumu i rozumu<br />
metafizycznego nie pokrywaj~ si~, podobnie jak trzeba odroznie objawienie<br />
"naturalne" i objawienie biblijne.<br />
W czasach wsp6/czesnych zdalismy sobie ostrzej niz kiedykolwiek<br />
spraw~, ze zagadnienie poznania Boga nie jest bynajmniej proste. Przede<br />
wszystkim, jak wiadomo, mamy do czynienia na wielk~ skal~ ze zjawiskiem<br />
ateizmu, zar6wno wsr6d zwyklych ludzi, jak wsr6d filozof6w. Stawia nas<br />
to przed nast~puj~cymi pytaniami: czy przypadkiem na przyklad "dowody<br />
na istnienie Boga" nie s~, mimo zapewnien metafizyk6w, tylko pozornie<br />
pewne, skoro nie zdolaly przekonac bardzo wielu mysl~cych ludzi A moZe<br />
jest tak, ze nawet przyjmuj~c te dowody czlowiek mimo to wcale Boga nie
iRODl.A POZNANIA BOGA<br />
57<br />
po z n aj e i dlatego nie musi istnienia Boga u z n a c, jesli kloci si~ to<br />
z czyj~s wizj~ swiata, w ktorej dla Boga nie rna miejsca, na przyklad<br />
z powodu istnienia zla I moze Bog filozofow i Bog wiary religijnej nie jest<br />
- jak to mowil Blaise Pascal - tym samym Bogiem Juz sw. Tomasz<br />
zwracal uwag~, ze poznanie Boga przez dowody jest osi~galne jedynie dla<br />
nielicznych, z wielkq trudnoSciq i nie bez moZliwoSci bl~du; stqd potrzeba<br />
wiary, a wi~c i szczegolnego poznania Boga poprzez wiar~. W czasach nam<br />
najblizszych sprawa skomplikowala si~ jeszcze bardziej. Z jednej strony,<br />
dla wielu ludzi nie rna dla Boga "miejsca" w ich Zyciu i we wspolczesnym,<br />
poznawanym coraz lepiej przez nauk~ i przeksztalcanym swiecie: ani<br />
wszechswiat, ani przenikni~te zlem i cierpieniem zycie czlowieka na ziemi<br />
nie "odsylaj~" juz do Boga, nie nosz~ Jego sladow, nie domagaj~ si~ Boga<br />
jako zwienczenia sensu calej rzeczywistoSci. Z drugiej strony, jestesmy<br />
coraz bardziej swiadomi wieloSci religii i wiary, a potrzeby religijne<br />
zaspokajane s~ nie tylko przez powame systemy nieteistyczne, jak buddyzm,<br />
ale i przez rozne, dose dziwaczne konstrukcje poj~iowe, ktore maj~<br />
usprawiedliwic poszukiwanie ucieczki od rzeczywistoSci w swiat pseudoreligijnych<br />
przezyc. Bog - jei:eli pojawia si~ w ogole na horyzoncie<br />
czlowieka - wydaje si~ raczej znakiem zapytania niz rzeczywistosci~.<br />
W tej sytuacji wydaje si~ z gory niepewne, czy "dowody na istnienie<br />
Boga" i zbudowane na nich konstrukcje mogq funkcjonowac istotnie jako<br />
praeambulafldei. Wtedy, gdy powstawaly w XII wieku, wiara w Boga byla<br />
czyms naturalnym, powszechnie takze przez nie-chrzescijan przyjmowanym,<br />
i metafizyka de Jacto zakladala cos, co j~ poprzedzalo i stanowilo dla<br />
niej gleb~ : religijne przei:ywanie swiata. Wydaje si~ to jednak<br />
oznaczac, ze in'lula afirmacji Boga lezq gl~biej niz wszelkie dowody<br />
i metafizyczne rozumowania: w czyms, co mozemy nieprecyzyjnie nazwac<br />
"doswiadczeniem religijnym". To do niego i do zwiqzanej z nim wiary<br />
b~ziemy si~ musieli ostatecznie zwr6cic z zapytaniem 0 irodla poznania<br />
Boga.<br />
Ale czy poj~cie poznania nie zaklada zwiqzku z poj~ciem rozumu I czy<br />
poj~e rozumu nie odrzuca nas z powrotem w stron~ metafizyki Jak rna<br />
si~ sprawa z rozumnosci~ wiary w Boga Zeby odpowiedziec na<br />
wszystkie te pytania, musimy kolejno, w wielkim skr6cie poruszyc nast~puj~ce<br />
sprawy: po pierwsze - zagadnienie rozumu metafizycznego i jego<br />
granic, po drugie - zagadnienie doswiadczenia religijnego i zawartego<br />
w nim poszukiwania sensu, po trzecie - problem wiary i jej rozumnosci.<br />
Najwazniejszym moze odkryciem myslenia metafizycznego bylo sformulowanie<br />
idei calkowitej zrozumialosci rzeczywistosci.<br />
Z greckich mitow opowiadajqcych 0 poczqtkach swiata metafizyka wyprowadzila<br />
swiadomie postawione pytanie 0 "zasad~", czyli ostatecznq<br />
rzeczywistosc, ktora by mogla t~ rzeczywistosc, w jakiej tkwimy, z roz
58 KAROL TARNOWSKI<br />
maitych perspektyw w sposob ostateczny w y j as n i e. Dstateczna rzeczywistose<br />
to taka, ktora jest w pelni zrozumiala i ktora z tego powodu moZe<br />
takZe uczynie zrozumialym to, co nieostateczne, czyli - swiat. Wyliczmy<br />
kilka wlasciwosci tej ostatecznej rzeczywistosci.<br />
Po pierwsze, choe "zasad" moze bye w roznych aspektach wiele, to to,<br />
co w pelni zrozumiale, jest jed yn e - inaczej trzeba by znow podae racje,<br />
dla ktorych jest mnogie.<br />
Po drugie, jest to pel n i a realnoSci, nazwanej u pocz,!tkow greckiej<br />
filozofii "bytern", tym co jest. Jednym z klopotow metafizyki bylo pytanie,<br />
czy "pelnia rzeczywistosci" me musi oznaczae zarazem wszystkiego, co jest,<br />
calosci, i czy Bog nie jest tozsamy z wszechswiatem.<br />
Po trzecie, rzeczywistose ta jest k 0 n i e c z n a. Zrozumial to jui two rca<br />
idei bytu, Parmenides. Czymze jest bowiem "byt" Tym co jest. W takim<br />
razie byt m u s i bye, czyli jest konieczny, me moze bowiem - z definicji<br />
- nie bye; dlatego dla Parmenidesa cala rzeczywistose jest konieczna. Ale<br />
zarazem podstawowil intuicj,! metafizyki bylo, ze rzeczy wraz z nami<br />
wlasnie n i e S,! konieczne, powstajil bowiem i ginil, mogil bye lub nie bye<br />
i dlatego "domagajil" siy jako swej racji bytu koniecznego.<br />
Po czwarte, tak rozumiana rzeczywistose jest n i e s k 0 n cz 0 n a, kaide<br />
bowiem ograniczenie oznaczaloby, ze jej czegos brak, nie jest wiyc pelniil.<br />
Takie z tego powodu jest ona jedyna, w przeciwnym razie bylaby przez cos<br />
ograniczona, bylaby wiyc skonczona.<br />
Po piilte, rzeczywistose ta jest ostateczn,! p raw d il . Absolutnie prawdziwe<br />
jest bowiem to, co jest tak, a nie inaczej i co nie moze bye inaczej<br />
- pelna prawda musi bye niezmienna i konieczna. W swiecie nigdy nie rna<br />
prawd ostatecznych, nic nie jest pewne, wszystko jest zmienne.<br />
Po szoste wreszcie, byt absolutny jest Bog i em. Pojycie Boga, ktore<br />
wylania siy z religijnej in terpretacji rzeczywistosci, zostalo memal od razu<br />
przyswojone przez idey metafizycznego Absolutu. Dlaczego Zapewne<br />
z dwoch powodow. Najpierw, poniewaz pelnia rzeczywistoSci to takie<br />
petnia tego, czemu nic nie brakuje i co dlatego jest calkowicie inne niz<br />
nasza skonczona, niepewna i niezrozumiala rzeczywistose - jest d 0 s k o<br />
n a I a. Po drugie, absolut prawdy i rozumnosci moze bye interpretowany<br />
jako myslilcy "podmiot", Zywy rozum. luz wczesni Grecy mowili 0 boskim<br />
rozumie poruszaj,!cym i porz'!dkujilcym wszystko, a dla Arystotelesa<br />
- wzoru wielu metafizykow chrzescijanskich - byt absolutny, czyli "czysty<br />
akt", jest tozsamy z "samomyslilc'! myslil".<br />
DtM tak rozumiany Bog metafizyki zostal zaadoptowany przez mysl<br />
chrzeScijansk,!. Sarno pojycie bytu wydawalo siy cudown,! poganskil<br />
odpowiedzi,! ludzkiego umyslu na Logos, ktory "oswieca kazdego czlowieka<br />
na swiat przychodzilcego", bowiem Bog w Ksiydze Wyjscia mowi<br />
o sobie ,,Jestem, ktory Jestem" - jestem, a wiyc jestem by tern, ktorego cal,!<br />
trdciil jest wlasnie bytowose. Dla sw. Tomasza Bog - jak wiadomo - jest<br />
" czystym aktem", ktory jest nie tyle najwyzszym by tern (ens), ile samym<br />
byciem (esse) i wlasnie dlatego jest odrybny od wszystkich by tow:
ZR60LA POZNANIA BOG A<br />
59<br />
w przeciwienstwie do byt6w, ktore m aj '! bycie, Bog j est swoim wlasnym<br />
byciem, istnieniem. Dlatego czerpie On wszystko z siebie samego: jest "per<br />
sen (przez siebie), jest ,,/psum Esse subsistens" (samym samoistnym<br />
Byciem). Z koncepcji tej sw. Tomasz wyprowadza wiele atrybut6w Boga:<br />
lego jedynose, nieskonczonose, bezcielesnosc, wiecznosc, niezmiennosc,<br />
prostot{:, a taki:e wszechwiedz{:, wszechmoc, stworczosc. Ten ostatni punkt<br />
jest dla metalizyki chrzeScijanskiej szczeg61nie wainy. Rzeczywlscie, tylko<br />
Samoistne Istnienie a nie nicosc moze bye absolutnym zr6dlem istnienia<br />
rzeczy - sk,!die by je bowiem mogly otrzymac, jak nie od Niego Skoro<br />
tak, to byty musz'! otrzymywac swe istnienie nieustannie, nie maj,!c go<br />
bowiem ze siebie, mog,! je w kazdym momencie utracic. Swiat nie jest wi{:C<br />
bynajmniej tozsamy z Bogiem, musi natorniast stale w Nim u c z estn<br />
i c z y e jako w samoistnym, stw6rczym Istnieniu.<br />
lesli jednak zapytamy, w jaki spos6b Bog metalizyki jest po z n a w a 1<br />
ny, popadamy w niejaki klopot. Sw. Tomasz podkresla, ze 0 Bogu wiemy<br />
raczej to, czym nie jest, niz to czym jest - jest On tajemniczym Innym.<br />
Z drugiej jednak strony, mozemy 0 Nim wypowiadac pewne twierdzenia<br />
przez analogi{: do tego, co najdoskonalsze w stworzeniach, bowiem jako<br />
stworzenia musz'! nosic na sobie slady Stworcy. W zadnym jednak<br />
wypadku nie mamy wgl,!du w bosk'! istot{:, ktor'! jest konieczne bycie,<br />
istnienie i dlatego istnienie to musimy u dow a d n i a C. Sk,!d jednak<br />
w takim razie wiemy, ze B6gjest swoim istnieniem Zanim na to pytanie<br />
odpowiemy i rozstaniemy si{: z klasyczn,! metalizyk,!, przypatrzmy si{:<br />
najwarniejszym argumentom na istnienie Boga, ktore i wsp6lczesnie<br />
znajduj,! zwolennikow. 1<br />
Chronologicznie pierwszym z nich jest argument z celowosci swiata,<br />
argument, kt6ry si{:ga swoimi pocz'!tkami do Platona, a i dzis bywa<br />
broniony przez niekt6rych, szczeg6lnie anglosaskich, filozof6w i fizyk6w.<br />
Zwraca on uwag{: na to, co moina nazwac rozumnosci,! rzeczywistosci:<br />
a wi{:C zar6wno na jej poznawalnosc, jak i na struktur{: zywych organizmow,<br />
kierunek ewolucji zmierzaj,!cej, jak si~ zdaje, ku istotom mysl'!cym,<br />
jak wreszcie pi{:kno swiata. Ostatnie wersje tego argumentu chc,! wskazae<br />
na niezwykle niskie prawdopodobienstwo przypadkowego powstania swiata<br />
takiego, jaki jest, poniewaz jest on wynikiem zestawu proporcji<br />
czynnik6w, ktorych najlzejsze zachwianie uniemozliwiloby rozw6j swiata.<br />
U pocz'!tk6w swiata i poprzez jego funkcjonowanie daje 0 sobie nieprzeparcie<br />
znac Mysl - oto wniosek dowodu z celowosci. Niestety jednak<br />
- jak zwraca si{: niemal powszechnie uwag~ - nie da si~ tego po prostu<br />
udowodnie, poniewaz zawsze da si~ pomyslee, ze rzeczy s'! jakie s'! jedynie<br />
dzi{:ki wewn~trznym skladnikom wszechswiata, kt6re da si~ coraz lepiej<br />
wyjasniac naukowo, lecz ktorych ostateczne pojawienie si{: moina uwazae<br />
za czysty fakt. Pot~znym kontrargumentem jest tu taki:e istnienie zla, kt6re<br />
I John Hick, Arguments for the Existence of God, London (Macmillan Press) 1970; polski<br />
przeklad ukaie si~ vi tym roku nakladem Wydawnictwa <strong>Znak</strong>.
60 KAROL TARNOWSKI<br />
wyzywa wszelki porz,!dek, jest czynnikiem chaosu, destrukcji, tym, czego<br />
istnienia nie da si~ racjonainie usprawiedliwie - choe nie stanowi on tam<br />
rozstrzygaj,!cego argumentu przeciwko istnieniu Boga. "Celowose" moZe<br />
wchodzie w sklad przeZycia religijnego, ale nie da si~ jej po prostu<br />
udowodnie.<br />
Drugi typ argumentow za istnieniem Boga, ktory takZe rna wspolczeSnie<br />
wielu zwolennikow - to tak zwany dowod ontologiczny, pochodz'!cy od<br />
sw. Anzelma, z XII wieku. Jego punktem wyjsciajest idea Bogajako "tego,<br />
nad co nic wi~kszego nie daje si~ pomyslee", a istot'! dowodu analiza tej<br />
w/asnie idei. Dobrze znane rozumowanie sw. Anzelma jest nast~puj,!ce.<br />
Idea "tego, nad co nic wi~kszego nie da si~ pomyslee" nie moZe bye tyl k 0<br />
ide'! tkwi'!c'! w naszym umysle, bowiem czyms wi~kszym jest istniee nie<br />
jedynie w idei, ale takze w rzeczywistoSci, ktorej ta idea dotyczy. Albo wi~<br />
idea Boga jest wewn~trznie sprzeczna - a chyba nie jest - albo Bog istnieje<br />
nie tylko w idei, ale takZe poza ni,!. Przeciwko temu dowodowi, ktory<br />
wci,!z fascynuje, wysuwane S,! zwlaszcza dwa zarzuty. Po pierwsze, nie<br />
morna mowie 0 istnieniu jako 0 wlasciwosci czy "doskonalosci" obok<br />
innych - istnienie jest w calkiem szczegolnym stosunku do rzeczy, innym<br />
niz na przyklad wszechmoc, dobroe itd. Po drugie - z tego, ze mozemy<br />
porn y s lee cos istniej,!cego, nie wynika koniecznie, ze to cos r z e c z y w i <br />
sci e istnieje koniecznie: mysl nie rna wladzy nad prawd,! 0 rzeczywistoSci,<br />
prawomocne przejScie zachodzi nie od mysli do rzeczywistosci, lecz<br />
odwrotnie - od rzeczywistosci do mysli. Kartezjusz na kanwie idei sw.<br />
Anzelma mowi 0 idei NieskOl1czonosci, ktorej skOl1czona mysl nie moze,<br />
by tak rzec, pomieScie, ktora wi~c nie moze od niej pochodzie. Obecnose<br />
idei boskiej NieskOl1czonosci w skonczonym ludzkim umysle - oto, co<br />
"daje do myslenia" takim choeby wspo/czesnym myslicielom jak Emmanuel<br />
Uvinas. Lecz czy morna tu mowie 0 prawomocnym wniosku czy<br />
raczej 0 moZliwym akcie wi a r y w to, ze idea Nieskonczonego jest w nas<br />
sladem samego Nieskonczonego<br />
Tomasz z Akwinu, ktory krytykowal sw. Anzelma, uwazal, Ze jedyny<br />
moZliwy typ argumentow na istnienie Boga prowadzi od zmyslowo nam<br />
danej rzeczywistosci poprzez poj~ie przyczynowosci. Jest on autorem tzw.<br />
pi~u drog, zwanych od czasow Kanta argumentami kosmologicznymi.<br />
Ujmuj,!c kolejno jakis aspekt rzeczywistosci zmyslowo dost~nej, np.<br />
zjawisko ruchu, przyczynowoSci, celowosci itd., chc,! one wykazae, Ze<br />
aspekty te domagaj,! si~ ostatecznej czyli Pierwszej Przyczyny. Na przykIad<br />
trzecia, moze najwarniejsza droga, mowi, ze to, co nas otacza, dostrzegamy<br />
jako zniszczalne, a zatem mog'lce bye lub nie bye. Gdyby jednak tylko taka<br />
rzeczywistose istniala, to dotychczas niczego by nie by/o, bo wszystkie<br />
przyczyny musz'l zniszczee, a zatem musialy i powstae. Gdyby nie istnial<br />
byt, ktory nie moze powstawae i gin,!e, bye lub nie bye, bowiem j est<br />
swoim byciem, nie byloby takZe rzeczywistosci, ktora to bycie jedynie rna.<br />
Argumenty sw. Tomasza poddaj,! si~ latwo powierzchownej krytyce.<br />
Kiedy mowi on, ze nie moze bye nieskonczonego ci'lgu przyczyn i trzeba
iR6DLA POZNANIA BOG A<br />
61<br />
si~ zatrzymac na pierwszej, wskazuje si~ na to, ze w czasie i przestrzeni<br />
przyczyny ci~gn~ si~ wlasnie w nieskonczonosc i ze zadnej pierwszej<br />
wskazac nie sposob. SW. Tomaszowi chodzilo jednak 0 COS zupelnie<br />
innego: ze tylko Samoistne Istnienie moze - nie w przeszlosci, a w kazdej<br />
chwiJi - zdac spraw~ z niesamoistnego. W przeciwnym wypadku istnienie<br />
byt6w takich, jakie znamy, byloby niewytlumaczalne, byloby czystym<br />
irracjonalnym faktem.<br />
Tylko, ze idea Samoistnego Istnienia, Bytu Koniecznego jest w istocie<br />
zalozeniem calego myslenia metafizycznego, jej punktem wyjScia,<br />
kt6rego istnienie przyjmuje si~ de facto, zanim rozpocz~lo si~ jego<br />
dowodzenie. Jest tak dlatego, ze niezaleinie od interpretacji Boga z Ksi~gi<br />
Wyjscia - wyraza ona jedynie podstawow~ intuicj~ metafizyki, jak~ jest<br />
koniecznosc przyj~cia absolutnie racjonalnej, ostatecznej rzeczywistoSci,<br />
kt6ra wyjaSnialaby t~ nie w pelni racjonaln~. Metafizyka odkryla w czlowieku<br />
absolutn~ m i a r ~ rozumnoSci, a taki:e doskonalosci, miar~, 0 kt6rej<br />
korzenie wolno teraz dalej pytac i doszukiwac si~ jej w "doswiadczeniu<br />
religijnym". Ale od kryc miar~ rzeczy i w y m 6 g "dostatecznej racji" to<br />
jeszcze nie to sarno, co w sposob niepow~tpiewalny stwierdzic, ze ta racja<br />
i ta miara naprawd~ jest. Bowiem czysto racjonalnie nie mozemy w y <br />
k I u c z y c moi:liwoSci, ze swiat jest w swym rdzeniu ostatecznym, niewytlumaczalnym<br />
faktem, ze jest w swym rdzeniu irracjonalny. Rozum ludzki<br />
zdolny jest taki:e do krytyki rozumu metafizycznego. B6g metafizyki moze<br />
si~ stac okazj~ do doswiadczenia reJigijnego, moze je takze racjonalnie<br />
artykulowac. Ale tylko doswiadczenie religijne i wiara s~ miejscami, gdzie<br />
moze dokonac si~ to, co nazywamy poznaniem Boga, zarowno tego, Kim<br />
jest, jak tego, ze jest. Trzeba wi~ nam teraz przejsc do analizy tego<br />
szczeg61nego doswiadczenia, kt6re stapia si~ w jedno z wiar~ w Boga.<br />
II<br />
U podstaw wszelkich religii leZy pewna wi zj a s w i at a. Przez wizj~<br />
rozumiem tu "odbi6r" rzeczywistosci naturalny i swoiScie bezposredni,<br />
kt6ry nigdy nie daje si~ sprowadzic do rozumowan czy nabudowac na nich<br />
bez reszty. W reJigiach swiat w calosci ,jawi" si~ jako odniesiony do<br />
transcendentnej rzeczywistosci, sk~pany w niej niejako. Czlowiekowi<br />
religijnemu wszystko poniek~d "mowi" 0 tym, co boskie, i - przynajmniej<br />
w pewnej warstwie tego przezycia - nic nie moze on na to poradzic: tak po<br />
prostu "widzi". JeSli tak widzi, to dlatego, ze musial kiedys do s wi adc<br />
z y c religijnego wymiaru rzeczywistosci.<br />
Ale co oznacza w tym wypadku doswiadczenie Czy moina por6wnywac<br />
doswiadczenie tego oto pulpitu do - jakkolwiek by szeroko<br />
rozumianego - "doswiadczenia" boskiej RzeczywistoSci Niew~tpJiwie nie.<br />
Na czym dokladnie ta roinica polega, powiem wowczas, gdy b¢~ mowic<br />
o wierze. Na razie zapytajmy - jak w og61e to doswiadczenie jest moi:liwe<br />
i jak je mozna okreslic
62 KAROL TARNOWSKI<br />
Doswiadczenie religijne jest nierozl~cznym zwi~zkiem pewnego W y d a<br />
rzenia w Zyciu doswiadczaj~cego i swoist~ interpretacj~ tego wydarzenia.<br />
Bog, transcendentna Rzeczywistose z reguly przychodz'l do czlowieka<br />
w wydarzeniu - nie kategoria bytu jest tu kluczowa, lecz kategoria<br />
wydarzenia, w ktorym "przemawia" do czlowieka cos nieskOl1czenie<br />
waznego i rzeczywistego, co go w pewien sposob przemienia, "cos z nim<br />
robi". Wydarzenie doswiadczenia jest tu wi~c pewn~ his tor i~, ktor'l<br />
w kr~gu oddzialywania chrzdcijanstwa moina takZe okreslie jako spotkanie,<br />
ktore cos inicjuje.<br />
Lecz wydarzenie jest znacz'lce dlatego, ze moze zostae w odpowiedni<br />
sposob zinterpretowane. Interpretacja jest tym, co uwypukla fakt, Ze<br />
doswiadczenie jest wydarzeniem w sferze sen s u. Czym jest sens Moina<br />
go rozumiee co najrnniej trojako.2<br />
Najpierw sens jest - jak to we wsp6lczesnej filozofii mowi si~ coraz<br />
cz~ciej - doswiadczaniem czegos j a k 0 ... tego czy owego. Kiedy siedz~<br />
przy /adnym biurku, traktuj~ to biurko jako przyrz'ld do pracy - jego<br />
sensem jest bycie dla mnie pewnym narz~ziem. Ale kiedy przestaj~ przy<br />
nim pracowae, moze one dla mnie nab rae innego sensu, np. przedmiotu<br />
fizycznego lub czegos ladnego, czemu si~ z upodobaniem przygl~dam. Otoz<br />
w doswiadczeniu religijnym kaida rzecz, napotkany czlowiek, zachod<br />
slonca, kaide cierpienie poza swym zwykiym sensem moie bye widziane<br />
j a k 0 przejaw transcendentnej Rzeczywistosci lub wr~cz jako wyraz<br />
osobowego Boga. Czlowiek religijny moze zobaczye wszystko jako symbol<br />
czy - jak m6wi Jaspers - szyfr Boga. 3 To "widzenie" jest zreszt~ - jak<br />
twierdz~ filozofowie religij - zazwyczaj nieodl~czne od dzialania, na<br />
przyklad obr~du liturgicznego czy modlitwy. Ma to znaczenie zasadnicze,<br />
gdyi wskazuje na to, iz pierwotnym sposobem poznawania Boga nie jest<br />
bierne stwierdzanie J ego istnienia, lecz - w kaidym razie w religiach<br />
biblijnych - pokome zwracanie si~ w stron~ partnera wezwania, pewnego<br />
"Ty". Jest to jednak moi:liwe dlatego, ze w doswiadczeniu ludzka<br />
swiadomose zdolna jest do "wyjscia poza siebie", napotkania czegos<br />
innego nii ona sama i pomyslenia, zinterpretowania go. Tak rozumiany<br />
sens moina nazwae "rozpoznaj
ZR6DLA POZNANIA BOGA<br />
63<br />
oczekuje w przyszlosci. Dlatego ten rodzaj sensu nazwijmy z braku<br />
lepszego okrdlenia "sensem projektuj~cym". Sens ow ogniskuje niejako,<br />
skupia w jednym kierunku nasze poszczegolne d~zenia i zaplanowane ceie,<br />
stanowi~c jakby ich aksjologiczny horyzont, ku ktoremu jestesmy stale,<br />
mysl~c 0 tym czy nie, wychyleni.<br />
OtM tym, co ozywia skrycie "sens projektuj~cy", wydaje si~ p ragn<br />
i en i e do b r a4, w ktorym zawiera si~ takze zazwyczaj pragnienie<br />
sprostania wymogom naszej moralnej istoty, dobrze spelnionego i dojrzalego<br />
iycia, lecz takze iycia po prostu szcz~sliwego. Pragnienie to zderza<br />
si~ jednak, jak dobrze wiemy, z doswiadczanym przez nas jako nieuchronne<br />
zlem pod rozmaitymi postaciami. N asze projekty dobrego zycia s~ mniej<br />
lub bardziej skazane na niepowodzenie: zarowno od strony naszych<br />
wlasnych slabosci czy zewn~trznego ukladu okolicznosci, jak wreszcie<br />
zagrazaj~cej bezlitosnie smierci wylania si~ wizja kl~ski, ktora moze nas<br />
przyprawic 0 egzystencjaln~ rozpacz. Zlo, swoiste zlo, to takze niepewnose<br />
i niejasnose naszej egzystencji w swiecie, w ktory wydajemy si~ - jak mowil<br />
Heidegger - rzuceni, nie wiedz~c, ani "dok~d idziemy", ani "sk~d<br />
przyszlismy". Sens projektuj~y natrafia tu na absolutn~ barier~, poza<br />
ktor~ czai si~ perspektywa calkowitego bez-sensu, absurdu: jdli bowiem<br />
n i e m a zadnego "sk~d i do k~d", to iycie m usi bye napi~tnowane<br />
- pomimo i wbrew najpi~kniejszym wartosciom - najgl~bszym t rag i z<br />
me m, przeciwko ktorem u cos w nas w sposob absol utnie pierwotny<br />
protestuje. W ten sposob sens projektuj~cy stapia si~ w jedno z pragnieniem<br />
inn ego jeszcze rodzaju sensu, ktory oswietlilby w sposob<br />
ostateczny cal~ nasz~ sytuacj~ w swiecie i wykluczylby udr~k~ moZliwej<br />
ostatecznej przypadkowosci tej egzystencji, jej calkowitej - by tak rzec<br />
- niepotrzebnosci.<br />
W to wlasnie pragnienie sensu wkracza i na ni~ jakby czatuje<br />
odwieczna pamiye religijna ludzkosci, ktora zanotowala i przekazala mysl<br />
o perspektywie ostatecznego ratunku, z b a w i e n i a zarowno od pustki,<br />
nieobecnosci sensu, jak od ontologicznej nicosci - zbawienia, ktore moze<br />
przyjse jedynie od strony ostatecznej Rzeczywistosci . ezy jest ni~ Bog<br />
I Kim jest Bog w perspektywie pragnienia ostatecznego sensu<br />
Odpowiedz na to pytanie nie jest prosta, poniewaz religie rMni~ si~<br />
mi~zy sob~ . Wolno jednak powiedziee przynajmniej tyle. Boskose i Bog<br />
- to przede wszystkim To, co czlowieka najgl~biej obchodzi, na co<br />
w pewien zasadniczy sposob stawia i od czego oczekuje pomocy. Jest to<br />
wi~c calkiem szczegolna najwyzsza "wartose", ktora rownoczeSnie uwalnia<br />
od pustki, pozomosci i nasyconej bolem skonczonosci Zycia oraz od<br />
dotkliwej przypadkowosci i niezrozumialosci swiata i nas samych. Uwalnia<br />
przez to, ze jest w swej zawartoSci rownoczesnie r z e c z y wi s t 0 sci ~ petn~<br />
mocy i zarazem laskawosci. To "fundament", ktory powoduje, ze oba<br />
4 Tennin szczeg61nie wyr6zniony przez Simone Wei!. Na ten temat por. ZIlajduj~C
64 KAROL TARNOWSKI<br />
rodzaje sensu: rozpoznaj~cy i projektujll-CY uzyskuj~ szczegoln~ jakosc<br />
pelni przez to, ze zakotwiczaj~ si~ w owym innym, wlasnie ostatecznym<br />
sensie, ktory przemienia i jakby "nadaje" dopiero sens wszystkiemu<br />
innemu. Doswiadczac rzeczywistoSci w sposob religijny, to doswiadczyc jej<br />
jako w pelni sensownej.<br />
W doswiadczeniu - sit venia verbo - re\igijnym ow sens ostateczny nie<br />
jest bynajrnniej czyms abstrakcyjnym: jest doswiadczany jako k 0 n k retn<br />
a rzeczywistosc. Konkretna to znaczy zdolna do interweniowania hic et<br />
nunc w nasz~ biedn~ p61-rzeczywistosc i dlatego zdolna tez przybierac<br />
okreSlon~ "twarz", ktor~ moma n a z wac i jej wzywac. Filozofowie religii<br />
zadali sobie trud utworzenia kategorii, w jak~ moma uj~c t~ w najwyZszym<br />
stopniu wartoSci.ow~, nadaj~~ sens i konkretnie dzialaj~q Rzeczywistosc:<br />
jest ni~ Swi~tosc. Kategoria ta uchwytuje cos bardzo istotnego z tego, co<br />
jawi si~ czlowiekowi religijnemu: wskazuje, z jednej strony na to, co<br />
radykalnie Inne, niedosi~me i niedotykalne, i dlatego taki:e niemozliwe do<br />
zamkni~cia w znane nam wyobrazenia i poj~a; z drugiej, mowi 0 mocy,<br />
kt6ra wkracza i dla kt6rej nic nie jest niemo:iIiwe; z trzeciej wreszcie,<br />
wskazuje na doskonalosc, kt6ra wzywa do nasladowania - wprawdzie<br />
tylko Swi~ty B6g jest doskonaly, ale "bl!dzcie doskonaIi jako Ojciec wasz<br />
doskonaly jest..." Kategoria Swi~tosci przypomina nam taki:e 0 podstawowym<br />
prawie poznania religijnego: to, co swi~te i doskonale, "Boga",<br />
poznawac mozna pierwotnie jedynie przez u c z est n i c two, a nie z dystansu<br />
wlasciwego teoretycznemu mysleniu. Doswiadczenie Sacrum w re\igiach<br />
archaicznych bylo doswiadczeniem uczestniczenia w sakralnej mocy,<br />
a we wszystkich religiach udzial w liturgii, w rytuale i sakramentach jest<br />
okazj~ do Spotkania, ktore moze wycisn~c slad na calym Zyciu. Bowiem<br />
spotkanie ze Swi~tosci~ zaprasza i wzywa do przemian)' wewn~trznej, do<br />
ludzkiej swi~tosci, kt6r~ moma okrdlic jako moraln~. Sw. Jan Ewangelista<br />
m6wi wyraznie, ze zna Boga tylko ten, kto sam kocha. Dlatego<br />
w tradycji biblijnej poznanie nie oznacza bynajmniej tylko intelektualnej<br />
kontemplacji, lecz uczestnictwo w Swi~tosci Boga, ktorej pozwalamy si~<br />
przenikac i przemieniac, i dzi~ki temu t a k z e mozemy j~ poznawac<br />
w zwyklym znaczeniu tego slowa. JeSli w tradycji chrzeScijanskiej kontemplacja<br />
jest samym sednem przyobiecanej szcz~SIiwoSci, to tylko dlatego, Ze<br />
stanowi jedno z calkowicie bezinteresown~ miloSci~, przygotowywan:t "in<br />
via" przez walk~ z wlasnym egoizmem, a przede wszystkim przez osobisty,<br />
intymny kontakt z boskim "Ty".<br />
ezy potrafimy jeszcze doswiadczac Swi~tosci i jej mocy lntensywnosc<br />
spotkan modlitewnych we wspolnotach chrzeScijanskich, niektorych mszy<br />
papieskich, zdolnosc przej~ia si~ moralnym swiadectwem takich ludzi jak<br />
Matka Teresa z Kalkuty, wreszcie czasami czyms, co wydaje si~ przemawiac<br />
do nas poprzez pi~kno swiata - wszystko to wskazuje chyba na<br />
trwalosc "doswiadczenia religijnego". Tylko ze grozi nam takZe, jak<br />
wiadomo, "dzikie sacrum", poszukiwanie i wytwarzanie "odlotowych"<br />
przezyc, nieokielznanych zbiorowych emocji, falszywej mistyki. Tym
ZR6DLA POZNANIA BOGA<br />
65<br />
czasem pragnienie dobra i ostatecznego sensu jest i musi bye nieodl,!czne<br />
ad poszukiwania p raw d y 0 dobru i 0 ostatecznym sensie. Prawda zas<br />
nieodl,!czna jest ad rozumu i od pracy mysli, to znaczy od in t e r<br />
pre t acj i tego, co spotykamy i czego naprawd~ pragniemy, interpretacji<br />
naszej egzystencji w swietle tradycji naszej cywilizacji, naszych narz~dzi<br />
myslenia, naszej uwagi i godnego zaufania autorytetu.<br />
Czy jednak w takim razie doswiadczenie religijne jest w ogole poznaniem<br />
Czy da si~ go w jakimkolwiek sensie porownae do poznania<br />
biurka, przy ktorym piszr,:, moich wlasnych stanow psychicznych czy<br />
rownania matematycznego Zeby na to pytanie odpowiedziee, musimy<br />
jeszcze zanalizowae pokrotce podstawowy akt religijny, jakim jest wiara<br />
- i zapytae 0 jej zwi,!zki z rozumnoSci'!.<br />
III<br />
Doswiadczenie religijne to doswiadczenie spotkania z RzeczywistoSci,!,<br />
ktorajest radykalnie inna i dlatego nieuchwytna. Jest wi~c ono paradoksalne,<br />
wydaje sir,: bowiem, ze spotkanie czy doswiadczenie jest nawi,!zaniem<br />
jakiegos zwi,!zku mi~zy spotykaj,!cym a spotykanym, zwi,!zku, ktory<br />
zaklada, ze jest mi~dzy nimi pewna jednorodnose czy przynajmniej jakid<br />
neutralne "pole spotkania"; filozofia transcendentalna mowi, ze takim<br />
neutralnym polem wszelkiego "spotkania" musi bye czasowose. Tymczasem<br />
w wypadku doswiadczenia religijnego jednoradnose ta jest z gory<br />
wykluczona, a "pole spotkania" musi bye tak odrnienne jak jego boski<br />
Partner. J ak wir,:c to spotkanie jest w ogo\e mozliwe Dzi~ki temu, Ze<br />
w spotkani u tym zaangazowana jest w 0 I nos e. Czym ona jest Poruszr,: tu<br />
tylko dwa momenty.<br />
Najpierw wolnose to ta wlasciwose czlowieka, ktora powoduje, ze moze<br />
on mysl,! i wyobrami,! p r z e k r a c z a e wszystko, co skonczone: wolnose<br />
to zdolnosc "transcendowania" i przez to jakby "uwalniania" si~ w duchu<br />
ad wsze1kich (np. politycznych) ograniczen; to ten wlasnie aspekt wolnosci<br />
powoduje, ze czlowiek w imi~ wszystkich wartosci potrafi zniese najgorsze<br />
przdladowania. W swietle tego znaczenia slowa "wolnose" moglibysmy<br />
powiedziee, ze idea Nieskonczonosci, podobnie jak Jaspersowskiej Transcendencji,<br />
jest w nas znakiem przede wszystkim naszej wolnosci. Inaczej<br />
mowi,!c, wolnose to otwartosc na to, czego swiat nie moze w zadnej mierze<br />
zaspokoie.<br />
Nastwnie jednak wolnose to fakt, ze czlowiek moze w y b i era c<br />
mi~zy wartosciarni, szczegolnie rni~zy duchowymi a tzw. materiainymi,<br />
a ostatecznie - mit,:dzy dobrem a zlem. Kiedy czuj~, ze powinienem komus,<br />
kto mnie skrzywdzil, przebaczye, to powinnose ta nie przym usza mnie, jak<br />
koniecznosc sn u: m 0 g r,: nie przebaczye, tak jak mog~ nie bye prawd omownym,<br />
pracowitym, slownym itp. Jest tak dlatego, ze im wyzsze wchodz,!<br />
w grr,: wartosci, ktore s,! wszak rowniez duchowymi rzeczywistosciami, tym<br />
mniej si~ narzucaj,!, tym mniej nas do czegos chq zmusie: apeluj,! one, ale
66 KAROL TARNOWSKI<br />
nigdy do niczego nie przymuszaj(!. Apeluj(! z jednej strony do naszej<br />
zd9lnosci interpretacji rzeczywistosci, z drugiej, do czegos takiego jak<br />
"dobra wola": trzeba miee dobr(! wol~, zeby nie bye gluchym na wezwanie<br />
wolaj(!cego 0 pomoc czlowieka czy prawdy domagajllcej si~ swiadectwa.<br />
Wyzszych wartosci, podobnie jak przed miotow matematyki, nie moina<br />
bowiem ani dotkn(!e, ani ich po prostu stwierdzie. Trzeba miee wrazliwose,<br />
otwartose i "ducha prawdy", hory nie pozwala, by emocje czy winy<br />
zaciemnialy nasze rozumienie.<br />
W doswiadczeniu religijnym Bog ,jawi" si~ jako najwYZsza Wartose,<br />
ostateczny Sens i absol utna Rzeczywistose. Ale czy jawi si~ rzeczywiScie<br />
W doswiadczeniu tym mamy do czynienia z calkiem swoistym "spotkaniem"<br />
ludzkiej egzystencji z absolutnll Transcendencjll, co jest, rzee<br />
moina, najgl~bszll i - jak to dobrze wiedzial Kierkegaard - najistotniejszll<br />
postacill paradoksu. Jdli bowiem doswiadczae oznacza obcowae z pewnll<br />
obecnoScill, to doswiadczenie religijne jest spotkaniem z n i eo be cn 0 s<br />
ci Il: jest to, trzeba by powiedziee, "obeenosc Nieobecnosci", czyli tego, co<br />
w sposob radykalny przekracza wszystko, co moze bye dla nas obecne, ale<br />
takze - przez r.vykle zaprzeczenie - nieobeene. Oto dlaczego nie mozemy<br />
w zadnym sensie stwierdzie, ze Bog "istnieje" lub "nie istnieje",<br />
poniewaz nasze moZliwosci stwierdzania czegokolwiek (lub dowodzenia,<br />
ktore takZe do stwierdzania prowadzi) ograniczajll si~ z koniecznosci do<br />
przedmiotow albo danych zmyslom, albo wyznaczonych przez poj~cia<br />
odkryte (lub wytworzone) przez nas wewn Il trz najszerzej rozumianego<br />
uniwersum. Podobnie tylko do tego uniwersum ograniczajll si~ nasze<br />
moZliwosci rozumienia w znaczeniu WgJIldu w struktur~ rzeezy umoz<br />
Iiwiajllc,! nam jakid nad til rzeczll zapanowanie. Dlatego Bog moZe bye<br />
tylko i jedynie korelatem naszej wolnosci zdolnej do transcendowania<br />
swiata, ale takze - i to jest kluczowe - do akceptacji "dotkni~cia" czy<br />
"poruszenia" przcz Boga, ktory t~ wolnosc najgl~biej an g a z uj e, w pewien<br />
sposob willie, tylko jednak dlatego, ze stanowi jedno z tym, co<br />
przeczuwamy jako kres drllzllcego nas pragnienia dobra i ostatecznego<br />
sensu. Oznacza to, ze Bog moze bye poznany tylko w wi e r z e. Rozpatrzymy<br />
tu tylko "epistemologiczne" aspekty wiary.<br />
W wierze za warta jest afirmacja r z e c z y w i s to sci Boga jako najwyzszego<br />
Dobra, ostatecznego Sensu i Mocy w taki sposob, ze moze On<br />
okrdlae "moje" zycie we wszystkich wymiarach. Tylko afirmacja Boga<br />
j a k 0 zdolnego okreSlac Zycie we wszystkich wymiarach, dokonujllca si~<br />
w wierze, jest w ogole jedynym prawomocnym poznaniem zarowno<br />
"istnienia" jak "istoty" Boga. Tylko bowiem osobiste otwarcie si~ na<br />
poruszenie nas przez tak rozumianll Transcendencjv pozwala nam jakos<br />
uch wycic, kim jest i ze jest, poniewaz Bog j est przede wszystkim - jak<br />
mowil Tillich - naszll "Ostatecznll Troskll", a nie anonimowym i nieokreslonym<br />
fundamentem bytu. Bog jest " Ostatecznll Troskll" oczywiscie d I a<br />
n a s, ale wszystko jawi si~ przeciez dla nas i 0 zadnym rzekomym<br />
obiektywizmie nie moze tu bye mowy. Kim jest Bog "sam w sobie", tego
ZRODLA POZNANIA BOGA<br />
67<br />
przeciei nie wiemy! Oto dlaczego tylko "przyswiadczenie reaine" - by uiye<br />
tu tenninologii Newmana - rna jakikolwiek epistemologiczny walor,<br />
podczas gdy "przyswiadczenie poj~iowe", dokonuj,!ce sit; tylko na poziomie<br />
teoretycznego myslenia, dotyczy z reguly pewnej konstrukcji poj~iowej,<br />
bt;d,!cej jedynie pust,! w istocie formul,! zastt;pcz'!, ktora w dodatku<br />
podstawia siebie falszywie pod sam,! rzeczywistose. Najglt;bszym powodem<br />
pozornosci "wiedzy pojt;ciowej" jest fakt, ie transcendencja Boga nie tylko<br />
jako transcendencja wymyka sit; poj¢om, ale rowniei: ie odslania sit; ona<br />
w pewien sposob jedynie poprzez "poruszenie", ktore moze bye rozumiane<br />
tylko w analogii do odslaniania sit; osoby. Wlasniejednak dlatego takie<br />
poj t; c i e osoby jest tu nieadekwatne - coz moiemy wiedziee 0 konkretnej<br />
osobie poprzez jej poj¢e Osoba odslania sit; jedynie poprzez wydarzenie,<br />
ktore jest zawsze jakirns zaproszeniem do dialogu. Oto dlaczego wszelkie<br />
poznanie Boga moiJiwe jest tylko dzit;ki naszej wolnosci i tylko dla niej,<br />
bowiem "dialog" moiJiwy jest tylko mi~zy wolnosciami - jakkolwiek by<br />
te poj~ia w zastosowaniu do Boga byly nieadekwatne.<br />
OtM wiara jako spotkanie z Transcendencj,! i Swit;tosci'! jest zawsze<br />
stopem pewnosci i ryzyka. S Pewnose odpowiada najpierw momentowi<br />
"poruszenia", ktore jest jak'!s postaci,! odslonit;cia, jakby objawienia<br />
w calkiem pierwotnym tego slowa znaczeniu. Dzit;ki temu, tajemniczemu<br />
w istocie, odslonit;ciu, nasza wlasna egzystencja i caly swiat jawi,! sit;<br />
w szczegolnym, "wypemionym" sensie; wiara jest rownoczdnie wizj,! - nie<br />
Boga, lecz swiata w swietle Boga. Akt wiary wydaje sit; wierz'!cemu w pemi<br />
rozumny, to znaczy dotycz'!cy p r a wd y i w tym sensie pewny. Dla<br />
czlowieka wierz,!cego - a przynajmniej chrzescijanina - sytuacja, w ktorej<br />
swiat bylby niewytlumaczalnym faktem, a duch ludzki pozbawiony boskiego<br />
Partnera, jest wprawdzie teoretycznie moiliwa, ale nieprawdziwa,<br />
niezgodna nie tylko z wymogiem sensu, ale takie z konstelacj,! "szyfrow"<br />
glt;boko dwuznaczn,! i niepokoj,!c,!, a jednak pozwalaj,!c,! przyj'l6 jako<br />
rzeczywistose ostateczny sens. Pewnose wiary rna takie charakter praktyczny,<br />
wyplywa z calosciowego zaangaiowania, jaki w wierze implicite sit;<br />
zawiera: kto raz decyduje sit; na obranie zasadniczego kierunku swego<br />
Zycia, to znaczy wsparcia go 0 Ostateczny Sens, ten sit; wi~ej nie waha,<br />
poniewai rozumie, ie stawk,! jest tu sarno jego iycie, jego "bye alba nie<br />
bye". Pewnose ta zreszt'! jest stopniowaina, rosnie - jak to wiedzial Pascal<br />
- wraz z tzw. Zyciem wiary, proporcjonalnym do wi ern osci pierwotnym<br />
zaangazowaniom, ktora bywa nagradzana swoistym ciemnym, lecz pewnym<br />
poznaniem religijnym. Wiatykiem na drodze owego Zycia wiary S,!<br />
swiadkowie wiary, bowiem wiara domaga sit; komunikacji w wierze,<br />
wzmacnia sit; w niej i poprzez ni'! buduje.<br />
Lecz pornit;dzy pewnosci,! odslonit;cia a pewnoSci,! zaangazowania<br />
i jego konsekwencjami midci sit; wlasciwe ryzyko wiary. Ma one trzy<br />
rMne poziomy. Poziom pierwszy, "teoretyczny", wyplywa z faktu, ze Bog<br />
, Por. na ten temat Paul Tillich. Dynamika wiary. ttum . A. Szostkiewicz, Poznan 1987.
68 KAROL TARNOWSKI<br />
- T ranscendencja - jest niewidzialny, nieuchwytny i niepojyty, a zatem, ze<br />
nie mozemy siy tu wesprzeC na zadnych "naturalnych" pewnoSciach . Ktos<br />
obdarzony "ethosem prawdy" i wymogiem jasnosci rna poczucie, ze<br />
calkowicie przekracza w wierze obszar, na kt6rym moze panowac swoimi<br />
wladzami intelektualnymi, skazanymi nonnalnie - jak m6wit Kant - na<br />
szeroko rozumianCl naocznosc. Musi on tu porzucic naocznosc, by<br />
postawic na cos, co zgadza siy co prawda z najglybszym jego wymogiem<br />
Absolutu, ale czego nigdy nie bydzie m6g1 ud owodnic i czego nawet<br />
najbliZsi jego przyjaciele mog~ nie dostrzegac i nie akceptowac. Poziom<br />
drugi - to ryzyko odp o wiedzi na poruszenie przez Transcendencjy.<br />
Poruszenie to bowiem rn a charakter we zwania do zyci a w swietle<br />
Bog a, a wiyc swiadczenia 0 Ostatecznym Sensie i Dobru; lecz za<br />
wezwaniem tym moma n i e p6jsc i ;lyC dalej, tak jakby nic siy nie stalo,<br />
jakby swiat byl ostatecznym horyzontem myslenia i dzialania. Dlatego<br />
w wierze zawsze zawiera siy moment decyzji i jaldegos zaangazowania - za<br />
alba przeciw Bogu; neutralnosc jest tutaj zawsze pozom a.<br />
Trzeci i najwamiejszy poziom ryzyka wi ~ze siy z paradoksem "obecno<br />
Sci nieobecnoSci" Boga. Obecnosc jest z koniecznosci obecno sci~ k 0 n<br />
k r et n ~ , a wiyc wejsciem w swiat szyfr6w, symboli, a przede wszystldm<br />
religii jako pewnego zorganizowanego systemu wierzen i zachowan wspartych<br />
przez wi elkich nauczycieli religijnych. Odsloniyci e Transcendencji jest<br />
od razu wejSciem w immancncjy, konkretnym "wcielaniem siy" w swiadectwa<br />
i swiadk6w, w okrdlone d r 0 g i do Boga. Poznawanie Boga nie jest<br />
moZliwe poza przyjyciem paradoksu "wcielenia". Lecz w tym momencie<br />
m oZliwe s~ dwie odpowiedzi na ten paradoks. Moma - w trosce 0 ochrony<br />
transcendencji Boga - budowac metodologiy transcendowania, oczyszczania,<br />
apofazy i w ten sposob poniek Cld uniewamiania wszelkich "szyfrow<br />
T ranscendencji" ; najbardziej bodaj heroicznym przykladem tej metodologii<br />
jest z jednej strony buddyzm, z drugiej filozo fi a 1aspersa. Moma jednak<br />
takze dostrzec we wcieleni u "i n ten cj y" boskiej Transcendencji i starac<br />
siy w ni~ wsluchac. Oznacza to zgody na ;lycie wewn~trz parad oksu<br />
nieustannego czy lepiej moZe: powtar zaj~cego siy zamieszkiwania Nieskonczonosci<br />
w skonczonoSci, Transcendencji w immanencji . Szczytem tego<br />
paradoksu jest oczywiscie wcielenie siy Boga w lezusie Chrystusie, s~<br />
ch rzdcijanskie idee Objawienia, Odkupienia, Zbawi enia, Zmartwychwstania.<br />
Odp owiadaj~ one na najgtybsze tysknoty czlowieka poszuk uj~cego<br />
dobra i sensu, tysknoty, ktore prz ej awi aj~ siy w chrzescijanstwie pod<br />
p o sta ci ~ Boga jako sch od z~cej do nydzy czlowieka i cie rp i~cej MiloSci.<br />
Lecz s t an o wi~ one kwi ntesencjy tego, co nazwalem ryzykiem wiary, jd Ji<br />
rozumiec pod tym postawienie catego ;lycia na cos, co z punktu widzenia<br />
rozumu calkowicie niepojyte, co moma zaakceptowac tylko w swym<br />
najbardziej indywidualnym "rdzeni u osobowym" - choc zarazem wpisuje<br />
si y one w "logiky wcielania", ktora rozpoczyna siy juz w gruncie rzeczy<br />
razem z sym boliczno-szyfrow~ str uktur ~ religijnego doswiadczenia Swiyto<br />
Sci. Ryzyko to polega zwlaszcza na wejsciu w "di alog" - zaposredniczony
ZR60LA POZNANIA BOG A<br />
69<br />
przez wielorakie przekazy wiary - z osobiscie objawiaj,!cym si~<br />
i domagaj,!cym si~ naszego rzeczywistego wewn~trznego przeksztalcenia<br />
Bogiem, a wi~c na zgadzie na stanie si~ w calym swoim wolnym jestestwie<br />
uczniem, a nie mistrzem.<br />
• • •<br />
A zatem to nie rozumowania metafizyczne, lecz 0 wiele gl~biej ad nich<br />
lez'!cy konkretny, dla kazdego niepowtarzainy, a przeciez nie zamkni~ty<br />
i solipsystyczny logos religijny, nieodlllczny ad ontologicznego i aksjologicznego,<br />
a przede wszystkim sarno osobiste wejscie w relacj~ z boskim<br />
Partnerem, prowadzll nas do moiliwego poznania Boga - w wierze. Wiara<br />
bowiem niesie w sobie swoiste, perswazyjne swiatlo, ktore sw. Tomasz<br />
okreSlal jako "instynkt wiary" czy "intuicj~ " , a co w j~zyku teologii<br />
chrzeScijanskiej okresla si~ jako dzialanie Ducha Swi~tego czy inaczej<br />
- Laski. JeSli jednak j u i: w Boga wierzymy, wowczas i glowny rdzen<br />
argumentacji metafizycznej nabiera dla nas charakteru czegos wewn~trznie<br />
przekonujllcego - pod tym wzgl~dem nigdy nie dosyc jest czytac i rozmyslac<br />
nad Proslogionem sw. Anzelma z Canterbury. Tylko dla wierzllcego<br />
filozofa skonczonosc staje si~ zrozumiala poprzez Nieskonczonosc, a przygodnosc<br />
ontologiczna poprzez koniecznosc Samoistnego Istnienia. Tylko<br />
wowczas poj ~ia te i ich relacje odzwierciedlaj ll gl~bokll prawd~ i choc nie<br />
przewyzszajll pewnosci wiary, czynill jll w pewnym porz'!dku bardziej<br />
zrozumiai,! i przyczyniaj,! si~ do tego, ze w parze z wiar,! w Boga moZe ise<br />
wiara w ludzki rozum, b~llcy z pewnosci ,! jednym z najwspanialszych<br />
darow czlowieka. Z drugiej jednak strony, uczciwosc intelektualna nakazuje<br />
przyj rzee si~ blizej, a moze i dac pierwszenstwo przed metafizycznym,<br />
logoso wi aksjologicznemu i antropologicznemu - logice wartosci<br />
i logice m i ~d zy osob owego spotkania.<br />
Lecz zarowno wiara, jak uczciwy ludzki rozum b~ll bronie czlowieka<br />
przed jakllkolwiek in telektualnll idolatrill, gdyz, jak nie przestaje powtarzac<br />
cal a wi elka tradycja mistyczna, "quid est Deus nescimus", kim jest<br />
Bog - tego ostatecznie nie wiemy (sw. Tomasz, De Pot., 7,2, ad II ).<br />
Karol Tarnowski<br />
KAROL T ARNOWSKJ, ur. 1937 w Krakowie, filozor, pianista, czlonek redakcji<br />
"<strong>Znak</strong>u". Wydal ostatnio Ku ohsolulnej ucieczce. Bog i lViara IV filo zofii Gabriela<br />
Marcela (\ 993).
ANALIZA I RELIGIA <br />
ROZMOWA <br />
Z PROFESOREM RICHARDEM SWINBURNEM <br />
TADEUSZ SZUBKA: Moze zaczniemy t(! rozmow(! od nieco biograJicznego<br />
pytania. Tak si(! zlozylo, iz studiowal Pan w OksJordzie w szczytowym<br />
okresie rozwoju JilozoJii lingwistycznej. Od tego czasu JilozoJia analityczna<br />
znacznie si(! zmienila. Czy maglby Pan kratko scharakteryzowac wplyw tych<br />
zmian na Pana glawnq specjalnosc, tj. na JilozoJi(! religii<br />
RICHARD SWINBURNE: Filozofia lingwistyczna z konca lat plyCdziesi'!tych<br />
naszego stulecia utrzymywala, ze glownym zadaniem ftlozofii<br />
jest analiza znaczen slow, a szczegolnie tych, ktore odgrywaly wazn,! roly<br />
w formulowaniu tez ftlozoficznych. Kryla siy za tym mysl, ze jesli<br />
zrozumiemy, jak te slowa byly i S,! uzywane w jyzyku potocznym,<br />
dojdziemy do wniosku, iz wiele tez ftlozoficznych przeszlosci jest faktycznie<br />
pozbawionych znaczenia. Nie bydziemy siy wowczas kusie 0 gloszenie<br />
"wielkich" tez ftlozoficznych, ograniczaj,!c swoj,! dzialalnose do pomagania<br />
innym w jasnym wyrazaniu tez z obszaru ich wlasnych dyscyplin. Tak<br />
wiyc analizowalismy wowczas, jak slowa "przyczyna", "spostrzegae",<br />
"moralny" czy "materia" S,! uiywane na poziomie przedfilozoficznym.<br />
Idli traktuje si y tak,! dzialalnose jako prolegomena do filozofii, to wiele<br />
przemawia za analiz,! lingwistyczn,!, ktora uwraZliwia nas na to, jak<br />
uZywamy slow w fonnulowaniu "wielkich" tez. Ale zalozenie, iz na tyro<br />
wyczerpuje siy fil ozofi a, wydaje mi siy pogl,!dem absurdalnym. Mialem to<br />
Szczyscie, iz moglem uczestniczye w wielu zajyciach i wykladach 10hna<br />
L. Austina i bye swiadkiem uprawiania filozofti lingwistycznej na najwyzszym<br />
poziomie, lecz nawet wowczas bylem swiadom, iz filozofia to cos<br />
wiycej. Dla prawdziwego ftlozofa lingwistycznego to, co mogl robie filozof<br />
religii, sprowadzalo siy do opisywania tego, jak teologowie i w ogo\e ludzie<br />
religijni uzywaj,! jyzyka, lecz nie mogl on pytae 0 to, czy istnieje Bog i jaki<br />
On jest. Faktycznie nawet odczuwalo si y posmak pozytywizmu logicznego<br />
w sposobie, w jalci filozofowie w owym czasie traktowali religiy. Przeciytny<br />
filozof lingwistyczny utrzymywal, ze religia nie moze dotyczye czegos<br />
faktualnego, poniewaz w pewnym sensie religia jest nieweryfikowalna.<br />
W konsekwencji filozofia religii nie byla zbyt interesuj,!ca dla filozofa<br />
lingwistycznego.
ANALIZA I RELlGlA<br />
71<br />
Od tego czasu wszystko radykalnie si~ zmienilo. Glowny nurt filozofii<br />
anglo-amerykanskiej, kt6ry w okresie ostatnich 70 lat jest niekiedy<br />
nazywany filozofi~ analityczn~, odzyskal swoj~ rownowagy. Zajmuje si y on<br />
ponownie "wielkimi" zagadnieniami metafizycznymi dotycz~cymi tego,<br />
jakie s~ ostateczne skladniki swiata i jak s~ one ze so b~ powi~zane, oraz<br />
"wielkimi" zagadnieniami epistemologicznymi dotycz~cymi natury i granic<br />
poznania. S~ to problemy, ktorc fascynuj~ filozofow od czasow greckich.<br />
W filozofii anglo-amerykanskiej przy ich podejmowaniu kladzie si~ nacisk<br />
na dwie sprawy: na zachowanie rygorow scislej i jasnej argumentacji oraz<br />
na uwzglydnienie tego, co poszczegolne nauki mowi~ nam 0 swiecie.<br />
UwaZam ten powrot do metafizyki za cos bardzo dobrego. To prawda, ie<br />
metafizyka, jak~ preferuj~ filozofowie anglo-amerykanscy, rna charakter<br />
materialistyczny. Ale w tradycji, ktora kladzie nacisk na metody ostroinej<br />
i Scislej analizy oraz bierze pod uwagy szczegolowe dane nauk, moiliwe s~<br />
tei i inne stanowiska. I wlasnie one s~ wykorzystywane przy analizie<br />
znaczenia i uzasadnienia centralnych doktryn religijnych, charakterystycznych<br />
zwlaszcza dla chrzescijanstwa oraz innych religii Zachodu, takich jak<br />
judaizm czy islam. Filozofowie religii badaj~, czy istnieje Bog, w sensie,<br />
w jakim stwierdzaj~ to owe religie, oraz jaka jest Jego natura, a ponadto<br />
posluguj~ siy swoimi umiejytnosciami przy analizie znaczenia i uzasadnienia<br />
mniej centralnych twierdzen religijnych. Od ostatnich dwudziestu lat<br />
moma dostrzec znaczny wzrost zainteresowania filozofi~ reJigii, zarowno<br />
w USA, jak i w Wielkiej Brytanii. Dla przykladu, kiedy studiowalem<br />
filozofiy w Oksfordzie, nie bylo specjalnego przedmiotu zwanego filozofi~<br />
religii, ktory studenci mogliby wybrac i studiowac. Obecnie ftIozofia religii<br />
jest popularn~ opcj~ w zakresie studiow filozoficznych i okolo 60 lub 70<br />
oksfordzkich studentow pisze kaidego roku pracy z tej dziedziny. To<br />
prawda, ie wiykszosc ftlozofow anglo-amerykanskich to ateisci, lecz religia<br />
jest dzisiaj na wydzialach filozoficznych traktowana 0 wiele powainiej nii<br />
to kiedys mialo miejsce. Jest to cZySciowo rezultat tego, ze metafizyka jest<br />
znowu popularna ("wielkie" zagadnienia metafizyczne prawie zawsze<br />
zawieraj~ problem istnienia Boga), a czysciowo tego, ie ci, ktorzy<br />
uprawiaj~ ftlozofi\ religii, czyni~ to w sposob seisly, opieraj~c siy na<br />
wynikach osi~gniytyeh na innych obszaraeh filozofii, wypraeowanych tam<br />
terminach teehnieznyeh i podstawowej literaturze przedmiotu. W wyniku<br />
tego filozofia religii dobrze pasuje do ealego studium filozofli, jest<br />
uprawiana w ten sam sposob, jak inne dyseypliny filozofiezne.<br />
Czy moglby Pan podac nazwiska kilku wspOlczesnych fllozoJow angloamerykanskich,<br />
klorzy odgrywajq waznq rolf w dzisiejszej fllozofli religii<br />
Do najbardziej wplywowyeh nalezy zaliczyc takich autorow, jak Alvin<br />
Plantinga, William Alston, Robert Adams i wielu innych, ktorzy s~ ze sob~<br />
Scisle zwi~zani i staraj~ siy uprawiac filozo fiy religii w podobny sposob. Nie<br />
starajfl siy oni uprawiac teologii naturalnej, leez usiluj~ znaleic uzasadnienie<br />
dla religii , ktore ni e wiflze siy z podawaniem argumentow za teizmem
72 ROZMOWA Z PROFESOREM RICHARDEM SWINBURNEM<br />
(a przynajmniej tak post~puje wielu z nich). Ja staram si~ podchodzie do tej<br />
sprawy inaczej i podawae uzasadnienia opieraj~ce si~ na argumentach,<br />
ktore moglyby zostae zaakceptowane poza kr~gami religijnymi.<br />
Niech mi wolno b{!dzie ohecnie nawiqzac do innego biograjicznego momentu.<br />
Przed napisaniem swoich gl6wnych dziel z jilozojii religii, sp{!dzil Pan sporo<br />
czasu studiujqc nauki szczeg6lowe i histori{! nauki, a nast{!pnie publikujqc<br />
dwie ksiqiki i szereg artykul6w z jilozoJii nauki. Jak ta uzyskana w6wczas<br />
wiedza pomaga Panu w badaniach z jilozojii religii<br />
Nauki przyrodnicze stanowi~ paradygmat wiedzy dla wspolczesnego<br />
czlowieka. KaZdy, kto chce dowieSe, Ze teologia dostarcza, lub nie<br />
dostarcza, wiedzy, musi pokazae, w jakim stosunku pozostaje ona do<br />
nauk, jak jej pogJ~d na swiat wi~Ze si~ z naukowym pogJ~dem na swiat<br />
i w jakim stopniu jest on uzasadniony w swietle standardow uzasadniania,<br />
ktoryrni posluguj~ si~ naukowcy. Filozofia nauki stanowi wi~, wedlug<br />
mnie, istotne prolegomena do filozofii re1igii. W zasadzie poswi~ilem jej<br />
pierwszych dziesi~e lat mojej kariery naukowej. Moja pierwsza ksi~Zka<br />
Space nad Time (1968, wyd. poprawione 1981) dotyczyla cz~ciowo jednej<br />
z dwoch wie1kich teorii wspolczesnej fizyki - teorii wzg1¢nosci. Usilowalem<br />
dokonae analizy jej twierdzen 0 naturze czasu i przestrzeni oraz<br />
zrozumiee, jak s~ one uzasadnione. W mojej drugiej ksi~Zce z filozofii<br />
nau ki An Introduction to Conjirmation Theory (1973) badalem kryteria<br />
tego, ii cos jest swiadectwem na rzecz czegoS innego, a w szczegolnoSci,<br />
jakie obserwacje naukowe s~ swiadectwem na rzecz okreSlonych teorii<br />
naukowych oraz do jakiego stopnia owe ewidencjalne kryteria mog~ bye<br />
sformulowane w precyzyjnej postaci za pomoq matematycznego rachunku<br />
prawdopodobienstwa. Kryteria te, ktoryrni posluguj~ si~ naukowcy, s~<br />
uiywane nie tylko przez nich, lecz na wszystkich obszarach, gdzie<br />
prowadzone s~ jakies badania: w historii, w pracy detektywistycznej itd.<br />
Staralem si~ okreSlie, jakie to s~ standardy, ograniczaj~c si~ do obszaru,<br />
gdzie mamy znacznie jaSniejszy pog1~d na to, co jest swiadectwem czego,<br />
a nast~pnie po ustaleniu tych ogolnych kryteriow zastosowae je do bardziej<br />
kontrowersyjnych obszarow, a szczegolnie do teologii.<br />
Zaraz na pocz~tku studiowania nauki bardzo jasno uswiadomilem<br />
sobie, ie postuluje ona nieobserwowalne byty (elektrony, protony, kwarki<br />
itd.) w celu wyjasnienia obserwowalnych zjawisk. Z kolei istniej~ trzy<br />
kryteria pozwalaj~ce przypuszczae, ie jak~s hipotez~ moma przyj~e<br />
w oparciu 0 dane swiadectwo. Najkrocej: dane swiadectwo czyni hipotez~<br />
prawdopodobn~ 0 tyle tylko, 0 ile, po pierwsze, hipoteza prowadzi do tego,<br />
ii oczekujemy owego swiadectwa (tj. jeSli bylaby ona prawdziwa, oczekiwalibysmy<br />
tego swiadectwa); po drugie, swiadectwa tego nie moma<br />
oczekiwae w innym przypadku; i po trzecie, hipoteza ta jest hipotez~<br />
prost~. Przez ten ostatni warunek rozumiem to, ii: postuluje ona niewiele<br />
by tow czy rodzajow by tow, niewiele wlasnosci i matematycznie proste<br />
oddzialywania mi~dzy nimi.
ANA LIZA I RELIG IA<br />
73<br />
Moze przejdziemy teraz do Pana prac z zakresu jilozojii religii. Z tomow<br />
skladajqcych si~ na Panskq trylogi~ z teologii jilozojicznej, ktore noszq<br />
kolejno tytuly The Coherence of Theism (1977) , The Existence of God<br />
(1979) i Faith and Reason (/981) , chyba najw i~cej dyskusji wywolal tom<br />
drugi, dotyczqcy argumentow za istnieniem Boga. Wyr6inione sq tam dwa<br />
rodzaje argumentow: aprioryczne, ktore wychodzq od jakichs prawd logicznych<br />
lub konceptualnych, oraz aposterioryczne, ktore wychodzq od doswiadczenia.<br />
Jest Pan przekonany, it te pierwsze skazane sq na niepowodzenie.<br />
Jakie sq zasadnicze racje tego przekonania<br />
Przyjmuje si~, ie argumenty aprioryczne maj~ bye dedukcyjnymi formalnie<br />
poprawnymi argumentarni wychodz~cymi od prawd logicznych lub konceptualnych.<br />
UwaZam, ze wszystkie takie argumenty, jakie kiedykolwiek<br />
zostaly podane, s~ najwyramiej nietrafne. Tradycyjny argument ontologiczny,<br />
sformulowany na przyklad przez Descartesa, nalezy odrzucie<br />
z uwagi na racje pod ane przez Kanta. Mowi~c jednak bardziej ogolnie:<br />
gdyby istnial trafny argument aprioryczny tego rodzaju, to wowczas<br />
twierdzenie, iz nie istnieje Bog, byloby ostatecznie wewn¥trznie sprzeczne.<br />
Ale tak najwyrainiej nie jest. Rozumiemy, co owo twierdzenie glosi; alba<br />
inaczej, opisuje one d aj~cy si¥ poj~e, spojny stan rzeczy. Bye moze<br />
irracjonalne jest przekonanie 0 prawdziwosci tego twierdzenia, lecz sarno<br />
owo twierdzenie nie jest wewn~ trznie sprzeczne. Oczywiste jest tez, ze jdJi<br />
twierdzenie, iz nie istnieje Bog, nie zawiera sprzecznosci, to nie wszystkie<br />
przeslanki rzekomych argumentow apriorycznych na istnienie Boga s~<br />
prawdziwe.<br />
Chcialbym powiedziec, ze faktu, iz nie rna dobrych argumentow<br />
apriorycznych za istnieniem Boga, nie uwazam w zadnym wypadku za<br />
jak~s wad¥ teizmu. Argumenty aprioryczne podaj,! pewnego rodzaju racje,<br />
dlaczego Bog musi istniec. W tradycyjnym argumencie ontologicznym<br />
dowodzi si¥, ze Bog jest na mocy definicji w pelni doskonalym bytem. Jdli<br />
zatem istnienie jest doskonalosci,!, to byt, ktory istnieje, jest bardziej<br />
doskonaly od tego, ktory nie istnieje. Tak wi¥c Bog istnieje. Ale jdli w ten<br />
sposob podaloby si¥ wys t arczaj~c,! racj¥, dlaczego Bog musialby istniee,<br />
i pokazaloby si¥, ze wynika to z jeszcze bardziej ogolnej prawdy, iz<br />
doskonalosc musi si¥ manifestowa6, to w pewien sposob wyjasni aloby si¥<br />
istnienie Boga w kategoriach czegos bard ziej podstawowego. A przeciez dla<br />
teisty Bog j e s t ostatecznym wyjaSnieniem wszystkiego i st~d tez nie moze<br />
istniec wyjasnienie, dlaczego istnieje Bog. Jdli istnialby jakis argument<br />
wychod z~cy z prawd logiki, wowczas to, czego ow argument by dowodzil,<br />
byloby w pewien sposob "slabsze" od prawd logiki. Jdli zatem istnialby<br />
dobry argument aprioryczny za istnieniem Boga, Bog, ktorego istnienie<br />
byloby dowodzone, nie byiby Bogiem chrzeScijanskiego teizmu.<br />
Przejdimy wobec tego do argumentow aposteriorycznych. Mowiqc najogolme},<br />
uwaza Pan te argumenty za argumenty indukcyjne prowadzqce do<br />
naj/epszego wyjaSnienia istnienia wszechswiata lub jakicM okreslonych
74 ROZMOWA Z PROFESOREM RICHARDEM SWINBURNEM<br />
fenomenow w jego obrt}hie. Argumenty te pozwalajq ostatecznie twierdzii, ie<br />
istnienie Boga jest bardziej prawdopodobne nii Jego nieistnienie. PodkreSla<br />
Pan, ie wszystkie one wzajemnie sit} wzmacniajq i nie powinny bye rozwaiane<br />
w oderwaniu. Ale bye moze warto byloby wskazae na te z nich, ktore<br />
Panskim zdaniem bardzo znacznie przyczyniajq sit} do wysokiego prawdopodobienstwa<br />
teizmu i podae powody takiego stanu rzeczy.<br />
Argumenty aposterioryczne za istnieniem Boga wychodz,! od skutk6w Jego<br />
dzialalnosci. Nie dowodz'l, one, Ze B6g musi istniee, lecz ze po prostu<br />
istnieje, jak to da siy pokazae na podstawie pewnych rzeczy, kt6re<br />
obserwujemy. Argumenty te mozna uporz'l,dkowae stosownie do ogolnosci<br />
zjawisk, do kt6rych odwolujemy si~ w przeslankach. Tak "vi~ tnamy<br />
wpierw argument kosmologiczny, kt6ry wychodzi po prostu od istnienia<br />
wszechswiata. Nast~nie mamy dwie postacie argumentu z celowosci, kt6re<br />
opieraj'l, si~ na r6mym uporz'l,dkowaniu wszechswiata. Dalej jest argument<br />
ze swiadomosci (tj. z faktu, Ze czlowiek jest swiadomym by tern), a nast~pnie<br />
argumenty z rozmaitych historycznych fenomenow i ludzkiego doswiadczenia.<br />
I w koncu jest tez argument z doswiadczenia religijnego, ktory<br />
wychodzi od prywatnych doswiadczen poszczegolnych ludzi. Uwazam, ze<br />
wszystkie te argumenty maj,! swoj udzial w wysokim prawdopodobienstwie<br />
teizmu, lecz w sposob szczegolny ceni~ sobie dwie postacie argumentu<br />
z celowosci, z ktorych kazd a w bardzo znacz'!cy sposob przyczynia si~ do<br />
ostatecznego, kumulatywnego rezultatu.<br />
Pierwsz'! postac tego argumentu okreslam mianem argumentu z porZ'l,dku<br />
czasowego. W przeslankach stwierdza si~ tu, ze w calym przypuszczalnie<br />
nieskonczonym czasie i przestrzeni przedmioty materialne zachowuj,!<br />
si~ w podobny, daj,!cy si~ skodyfikowae w prawach naukowych,<br />
sposob. Mozemy nie wiedziee dokladnie, jakie to s,! prawa. Bye moze S,! to<br />
rownania pola Einsteinowskiej ogolnej teorii wzg\~dnosci, a bye moze<br />
prawa wielkiej zunifikowanej teorii/ pola, ktora nie zostala jeszcze sformulowana.<br />
Stwierdzenie, iz prawa {akie rZ'l,dz,! materi,!, rowna si~ stwierdzeniu,<br />
ze kazda porcja materii - kazdy neutron, proton i elektron<br />
- zachowuje si~ w nieskonczonym czasie i przestrzeni w dokladnie ten sam<br />
sposob. WczeSniej mowilem 0 kryteriach, ktore decyduj,! 0 tym, ze<br />
swiadectwo obserwacyjne uzasadnia jak,!s hipotez~ eksplanacyjn,!. Stosownie<br />
do pierwszego kryteri urn, jeSJi dana hipoteza jest prawdziwa, powinnismy<br />
spodziewae si~ tego swiadectwa, a wedlug drugiego kryterium nie<br />
powinnismy si~ w innym przypadku spodziewac tego swiadectwa. Niew'!tpliwie<br />
swiadectwo, z jakim tu mamy do czynienia, jest takie, ze nie<br />
powinnismy si~ go spodziewac przy normalnym biegu rzeczy, tj . opartym<br />
na przypadku. Szanse tego, ze na mocy przypadku kazda poszczegolna<br />
porcja materii we wszechswiecie b~dzie si~ zachowywac w dokladnie taki<br />
sam sposob, S,! nieskonczenie male. Ale jesli istnieje Bog, to istnieje racja,<br />
by przypuszczac, ze stworzyl On wszechswiat uporz'!dkowany. B¢'!c<br />
wszechmocnym, byl On w stanie to zrobie, a ponadto istnieje powoo,
ANALIZA I RELIGIA<br />
75<br />
dlaezego stworzony przez Niego wszechswiat jest uporz'ldkowany. Po<br />
pierwsze dlatego, ze uporz'lrlkowany wszechswiat jest pi~kny, a po drugie<br />
dlatego, ze ludzie mog'l oddzialywae jedynie na uporz'ldkowany wszeehswiat,<br />
i to uporz'ldkowany w bardzo prosty sposob. Tylko jeSli nasiona<br />
rozwijaj,! si~ regulamie, b~dziemy w stanie - przez ieh zasiew - wyhodowae<br />
owoce. A zatem jeSli 0 tym wiemy, b~dziemy w stanie kontrolowae<br />
przebieg rzeezy. Tak wi~ ludzie S'l w stanie kontrolowae to, co dzieje si~<br />
we wszeehswiecie, 0 ile tylko istniej'l w jego obr~bie regularnosci, ktore<br />
mog'l zaobserwowae i wykorzystae. I jdli Bog mial powody, aby stworzye<br />
istoty ludzlde, ktore same mog'l oddzialywae na wszechswiat, to musial tez<br />
stworzye wszeehswiat uporz'ldkowany. Tak wi~ mial On pow6d, by<br />
stworzye ten rodzaj porz'ldku, na ktory ow argument zwraca uwag~.<br />
Przypuszezenie, ze istnieje Bog, jest przypuszezeniem, ze istnieje bardzo<br />
pro sty rodzaj bytu. Postuluje si~ tu tylko jeden byt, jednego Boga,<br />
posiadaj'lcego wlasnosci, ktore posiada byt osobowy, w nieskonezonym<br />
stopniu. Aby bye osob'l, nalezy wiedziee, jak maj'l si~ rzeczy, bye w stanie<br />
na nie oddzialywae, tj. posiadae pewn'l moe, oraz posiadae pewn'l wolnose,<br />
aby oW'l moe przejawiae. Bog rna bye by tern, ktorego wiedza, moe<br />
i wolnose nie rna granie. Jest wszechwiedz'ley, wszechmocny i rna<br />
nieskonczon'l wolnose. Naukowcy zawsze postuluj'l (jdli tylko mog'l)<br />
wlasnosci w stopniu zerowym lub nieskonezonym. Utrzymuj'l, ze proton<br />
rna mas~ zerow'l, a nie bardzo niewie1k'l, eo mialoby te same rezultaty<br />
obserwacyjne. Postulowali tez, ze swiatlo rna pr~dkosc nieskonezon'l, a nie<br />
ze rna niezwykle wielk'l pr~kose, co przeciez mialoby rowniez te same<br />
rezultaty obserwaeyjne. Postulowali to, dopold dane obserwaeyjne nie<br />
uczynily tej hipotezy niezgodnej z doswiadezeniem. Ale jesli wszystko inne<br />
pozostaje bez zmian, poszukujemy hipotez prostyeh, a proste hipotezy<br />
poei'lgaj'l wlasnosci w stopniu zerowym lub nieskonczonym. Postulowanie<br />
Boga jest postulowaniem najprostszego rodzaju bytu. Tak wi~c zalozenie<br />
o istnieniu Boga, wyjasniaj'lee porz'ldek wszechswiata, spelnia bardzo<br />
dobrze kryteria, ktorymi naukowey oraz prowadz'ley badania na innyeh<br />
obszarach ludzkich dociekan przez ealy ezas si~ posluguj'l.<br />
Drug,,! postae argumentu z celowosei nazywam argumentem z porz,,!dku<br />
przestrzennego. Jest to argument wyehodz"!cy od istnienia zwierz"!t<br />
i roslin, ktore przypominaj,,! bardzo, bardzo zlozone maszyny. Daje to<br />
pow6d do zastanawiania si~, jak si~ one pojawily. Oezywiscie, istnieje<br />
dobrze znane Darwinowskie wyjasnienie tego faktu: zlozone rosliny<br />
i zwierz~ta rozwin~ly si~ ze znacznie prostszych organizmow, zgodnie<br />
z prawami ewolucji i doboru naturalnego. Ci,,!gle jednak trzeba odpowiedziee<br />
na pytanie, dlaezego materia byla w stanie doprowadzie, na<br />
drodze ewolueji, do powstania roslin i zwierz,,!t i dlaezego istniej,,! prawa<br />
ewolucji i doboru naturalnego. Bye moze dlatego, ze materia na poez"!tku<br />
wszechswiata miala pewien okrdlony charakter, zas prawa ewolueji<br />
i doboru naturalnego S,,! talde, jakie S,,!, poniewaz wynikaj,,! one z podstawowych<br />
praw fizyki. Wowczas powstaje pytanie, dlaczego materia na
74 ROZMOWA Z PROFESOREM RICHARDEM SWINBURNEM<br />
fenomenow w jego obrrbie. Argumenty te pozwalajq ostatecznie twierdzie, ie<br />
istnienie Boga jest bardziej prawdopodobne nii Jego nieistnienie. Podkreila<br />
Pan, ie wszystkie one wzajemnie sir wzmacniajq i nie powinny bye rozwaiane<br />
w oderwaniu. Ale bye moie warto byloby wskazae na te z nich, ktore<br />
Pariskim zdaniem bardzo znacznie przyczyniajq sir do wysokiego prawdopodobieizstwa<br />
teizmu i podac powody takiego stanu rzeczy.<br />
Argumenty aposterioryczne za istnieniem Boga wychodz,! od skutkow Jego<br />
dzialalnosci. Nie dowodz,! one, ze Bog musi istniee, lecz ze po prostu<br />
istnieje, jak to da si\! pokazae na podstawie pewnych rzeczy, ktore<br />
obserwujemy. Argumenty te mozna uporz,!dkowac stosownie do ogolnosci<br />
zjawisk, do ktorych odwolujemy si\! w przeslankach. Tak wi\!c mamy<br />
wpierw argument kosmologiczny, ktory wychodzi po prostu od istnienia<br />
wszechswiata. Nast\!pnie mamy dwie postacie argumentu z celowosci, ktore<br />
opieraj,! si\! na roinym uporz,!dkowaniu wszechswiata. Dalej jest argument<br />
ze swiadomosci (tj. z faktu, ze czlowiek jest swiadomym by tern), a nast\!pnie<br />
argumenty z rozmaitych historycznych fenomenow i ludzkiego doswiadczenia.<br />
I w koncu jest tez argument z doswiadczenia religijnego, ktory<br />
wychodzi od prywatnych doswiadczen poszczegolnych ludzi. Uwazam, ze<br />
wszystkie te argumenty maj,! swoj udzial w wysokim prawdopodobienstwie<br />
teizmu, lecz w sposob szczegolny ceni\! sobie dwie postacie argumentu<br />
z celowosci, z ktorych kaida w bardzo znacz'!cy sposob przyczynia si\! do<br />
ostatecznego, kumulatywnego rezultatu.<br />
Pierwsz'! postac tego argumentu okreSlam mianem argumentu z porz,!dku<br />
czasowego. W przeslankach stwierdza si\! tu, ze w calym przypuszczalnie<br />
nieskonczonym czasie i przestrzeni przedmioty materialne zachowuj,!<br />
si\! w podobny, daj,!cy si\! skodyfikowac w prawach naukowych,<br />
sposob. Mozemy nie wiedziee dokladnie, Jakie to s,! prawa. Bye moze S,! to<br />
rownania pola Einsteinowskiej ogolnej teorii wzgl\!dnosci, a bye moze<br />
prawa wielkiej zunifikowanej teorii/ pola, ktora nie zostala jeszcze sformulowana.<br />
Stwierdzenie, iz prawa {aide rz'!dz'! materi,!, r6wna si\! stwierdzeniu,<br />
ie kaida porcja materii - kaidy neutron, proton i e1ektron<br />
- zachowuje si\! w nieskonczonym czasie i przestrzeni w dokladnie ten sam<br />
sposob. WczeSniej mowilem 0 kryteriach, ktore decyd uj,! 0 tym, ie<br />
swiadectwo obserwacyjne uzasadnia jak,!s hipotez\! eksplanacyjn,!. Stosownie<br />
do pierwszego kryteri urn, jdli dana hipoteza jest prawdziwa, powinnismy<br />
spodziewae si\! tego swiadectwa, a wedlug drugiego kryterium nie<br />
powinnismy si~ w innym przypadku spodziewac tego swiadectwa. Niew'!tpliwie<br />
swiadectwo, z Jakim tu mamy do czynienia, jest takie, ie nie<br />
powinnismy si~ go spodziewae przy normalnym biegu rzeczy, tj . opartym<br />
na przypadku. Szanse tego, ze na mocy przypadku kawa poszczegolna<br />
porcja materii we wszechswiecie b~zie si~ zachowywae w dokladnie taki<br />
sam sposob, S,! nieskonczenie male. Ale jeSli istnieje Bog, to istnieje racja,<br />
by przypuszczac, ie stworzyl On wszechswiat uporz,!dkowany. B~,!c<br />
wszechmocnym, byl On w stanie to zrobic, a ponadto istnieje powod,
ANALIZA I RELIGIA<br />
75<br />
dlaczego stworzony przez Niego wszechswiat jest uporz,!dkowany. Po<br />
pierwsze dlatego, ze uporz
76 ROZMOWA Z PROFESOREM RICHARDEM SWINBURNEM<br />
pocz
ANALIZA I RELIGIA<br />
77<br />
z najlepszej wiedzy naukowej i rozumienia nauki, kt6r'! my dzisiaj dysponujemy.<br />
I to wlaSnie staram si~ robie w jego duchu.<br />
Argumenty za istnieniem Boga CZ(!sto spotykajq si(! z wyzwaniem, Jakim sq<br />
rozmaite rozumowania majqce dowodzic nieistnienia Boga, z kt6rych najhardziej<br />
przekonujqcy wydaje si(! argument wyprowadzajqcy konsekwencje<br />
z Jaktu istnienia z/a. Jaka jest Pana linia odpowiedzi na ten argument<br />
OJa wsp6lczesnego czlowieka istnienie bolu i cierpienia wydaje si~ swiadczye<br />
znacz'!co przeciwko istnieniu dobrego i wszechmog'!cego Boga.<br />
W pelni rozumiem t~ reakcj~ . S
78 ROZMOWA Z PROFESOREM RICHARDEM SWINBURNEM<br />
Jestem przekonany, iz to, co morna byloby nazwae obron~ wolnej woli,<br />
musi bye centralnym momentem kazdej teodycei. Ale niew~tpliwie tego<br />
typu obrona nie moze sobie poradzie z niekt6rymi rodzajami zla,<br />
w wytwarzaniu kt6rych ludzie nie maj~ udzialu, na przyklad ze zlem<br />
spowodowanym przez choroby i trzysienia ziemi. Aby uporae siy z tego<br />
rodzaju zlem potrzebujemy innego uzasadnienia. S~dzy, iz przed teodyce~<br />
otwierajq siy tu przynajmniej dwie drogi. Po pierwsze, naturalne zlo<br />
pozwala nam stwierdzie, jakie naturalne procesy wyworujq b6l i cierpienie.<br />
Uzyskujemy w ten spos6b wiedzy, jak b6l i cierpienie wywolywae lub jak<br />
go powstrzymywae. Aby zas mie6 w pelni tego rodzaju wyb6r miydzy<br />
dobrem a zlem, 0 kt6ry chodzi w obronie wolnej woli, musimy wiedzie6,<br />
jak zlo wywolywae. Po drugie, naturalne zlo pozwala nam na pewnego<br />
rodzaju zachowania, kt6rych inaczej nie bylibysmy w stanie podejmowae.<br />
Jdli odczuwam b61, to mam moiliwose okazania odwagi, a inni mog~<br />
okazae mi sympatiy. Oczywiscie ani przez moment nie sugerujy, ze B6g<br />
powinien wytwarzae bardzo, bardzo wiele zia naturalnego i dawae nam<br />
moiliwoSci nieskonczonych wybor6w w celu promocji r6znych d6br. Ale<br />
istnieje pow6d wytworzenia ograniczonej ilosci zla, aby miee moiliwose<br />
znacz~cego wyboru oraz pewnych dziaIan, kt6rych inaczej nie moglibysmy<br />
podj~e. I s~dzy , ze swiat bylby ubozszy, jdli nie mielibysmy moiliwoSci<br />
naprawdy wielkich wybor6w i wynikaj~cych st~d pewnych okres6w, gdy<br />
B6g dopuszcza istnienie zia.<br />
W swoim nowym, czterotomowym dzieIe , tetralogii z zakresu doktryny<br />
chrzdcijaliskiej, ktarego dwa pierwsze tomy zostaly jui opublikowane,<br />
przesunql Pan swojq uwag~ od najogalniejszych twierdzen teistycznych i ich<br />
czysto jilozojicznego uzasadnienia w kierunku pewnych specyjicznych twierdzen<br />
chrzescijanstwa. Zmiana ta jest podyktowana cz~sciowo Pana przeswiadczeniem,<br />
ie teologia Jilozojiczna i teologia oparta na objawieniu nie sq<br />
dwiema calkowicie odr~bnymi dyscyplinami, leez sq - do pewnego stopnia<br />
- wzajemnie uzaleinione. Czy maglby Pan opisac t~ zaleinosc i zilustrowacjq<br />
jakims jednym charakterystycznym przykladem<br />
Byloby czyms irracjonalnym wierzye w Boga lub w jakiekolwiek prawdy<br />
stwierdzane w chrzescijanskim wyznaniu wiary, gdyby nie istnialo w tym<br />
wzglydzie odpowiednie swiadectwo. Swiadectwo na istnienie Boga pochodzi<br />
gI6wnie z bardzo og6lnych fenomen6w, na kt6re zwr6cilem uwagy<br />
powyzej. Swiadectwo na rzecz okrdlonych prawd chrzescijanskich, na<br />
przykiad doktryny Tr6jcy Swiytej, wcielenia lub szczeg610wych twierdzen<br />
moralnych, sprowadza siy w pierwszej instancji do tego, ze s~ to prawdy<br />
gloszone przez Kosci61 i Chrystusa. Ale dlaczego powinnismy wierzye w to,<br />
co m6wi Kosci61 Dlatego, ze Kosci61 zostal zalozony przez Chrystusa<br />
w celu kontynuacji swego dziela. Dlaczego jednak powinnismy wierzye<br />
w to, co powiedzial Chrystus Dlatego, ze B6g zaswiadczyl 0 jego<br />
proroctwie, dokonuj~c symbolicznej afirrnacji jego nauczania w fakcie<br />
zmartwychwstania. Jdli zmartwychwstanie mialo taki charakter, jak
ANALIZA I RELIGIA<br />
79<br />
opisujl! to Ewangelie, bylo one naruszeniem praw natury. Idli istnieje Bog,<br />
to tylko On mogl zlamae prawa, ktorymi rZl!dzony jest wszechswiat.<br />
Istnieje zatem pewien pow6d, by wierzyc w dogmaty chrzeScijanstwa,<br />
poniewai potwierdzone Sl! one w ow cudowny sposob. Ale oczywiscie,<br />
gdyby Bog nie istnia!, nie mogtyby one zostac potwierdzone w ten<br />
cudowny sposob. leieli jednak dysponujemy znaczl!cym swiadectwem na<br />
rzecz tego, ie istnieje Bog, to mamy powod, aby przypuszczac, ii moie On<br />
nam chciee objawic dodatkowe prawdy, a zatem i powod, ie tego rodzaju<br />
naruszenie praw natury, ktore rzekomo mialo miejsce w potwierdzeniu<br />
tych prawd, tj. zmartwychwstanie, faktycznie mialo miejsce. Tak wi~<br />
kaide swiadectwo waine dla teologii naturalnej jest swiadectwem na rzecz<br />
tego, ie istnieje Bog, ktory najprawdopodobniej objawil si~ w swiecie<br />
w pewien okreslony sposob, a zatem potrzebujemy rnniej dowodow<br />
historycznych na to, ie faktycznie si~ On objawil. Aby pokazae trafnosc<br />
takiego rozumowania, wystarczy si~ tu odwo!ae do bardzo "doczesnego"<br />
przykladu. Idli dysponujemy ogolnl! teoril!, wedrug ktorej gwiazdy<br />
niekiedy eksploduj'l, potrzeba znacznie mniej dowodow na to, co widzimy<br />
przez teleskop, aby dojsc do wniosku, ie w pewnych okolicznosciach miala<br />
miejsce eksplozja gwiazdy. Ale jesli ogolna teoria mowi, ie niemoiliwa jest<br />
eksplozja gwiazd, trzeba zebrae znacznie wi~cej obserwacji teleskopowych,<br />
aby uzasadnie przekonanie, ii w pewnych okrdlonych okolicznosciach<br />
gwiazda eksplodowala. Podobnie tei, jesli ogolna teoria teizmu czyni<br />
objawienie czyms bardzo prawdopodobnym, potrzebujemy mniej szczegolowych<br />
dowodow historycznych, aby pokazac, ii mia!o one miejsce<br />
w okreslonej sytuacji. I na odwr6t: kaide swiadectwo na rzecz tego, ie<br />
mialo miejsce naruszenie praw natury, potwierdzajl!ce tradycj~ nauczania<br />
Kosciola, dla ktorej istnieje jakies inne niezaleine swiadectwo, b~zie<br />
powodcm, by przypuszczae, ie to Bog w ten sposob interweniowal. B~zie<br />
to wi~c dodatkowa racja za tyrn, ze istnicje Bog. Obie te sprawy Sl! ze sobl!<br />
wzajemnie powil!zane.<br />
Pyta! Pan 0 przyklad. Poslui~ si y bardzo mocnym przykJadem, tj.<br />
doktrynl! Trojcy Swi~tej. Jest to element chrzeScijanskiego objawienia<br />
i centralna doktryna wyznania wiary. Mamy zatem powody, aby w nil!<br />
wierzyc, gdyi naucza tego KoScio!, ktory przekazuje nam nauk~ Chrystusa,<br />
potwierdzonl! w cudowny sposob. Kaide swiadectwo pozwalaj'lce przypuszczac,<br />
ie istnieje Bog, jest swiadectwem na rzecz tego, ze bye moze pragnie On<br />
nam powiedziee cos wi~cej 0 sobie samym, a zatem jest to jakid<br />
swiadectwo na rzecz tej doktryny. I odwrotnie: jdli doktryna ta mialaby<br />
taki charakter, ze chociai nie mamy na jej rzecz iadnych pocz'ltkowych<br />
racji, to jednak potrafimy nast~pnie podac jakid aprioryczne racje,<br />
dlaczego jest ona prawdziwa, wowczas byloby to swiadectwo na rzecz tego,<br />
ze Bog rna tak'l naturrr i dziala w taki wlasnie sposob. S'ldz~, ie istniejl!<br />
dobre aprioryczne argumenty na rzecz doktryny Trojcy Swi~tej. I faktycznie<br />
zostaly one podane jeszcze przed Tomaszem z Akwinu. Sformuruj~ tu<br />
jeden z nich. Bog, ktory jest doskonale dobry, b~zie staral si~ udzie\ae
80 ROZMOWA Z PROFESOREM RI CHARDEM SWINBURNEM<br />
swego istnienia. Bydzie wsp anialomyslny do tego stopnia, do jakiego tylko<br />
moZe bye wspanialomyslny. B¢ zie si~ wi~ staral stworzye kogos innego,<br />
z ktorym moglby dzielie swe istnienie. Ale sarna tylko wzajemna milose jest<br />
miloscilt samolubnlt. Jest cos nie w porzltdku z mali:enstwem, w ktorym<br />
m ltz i zona Slt tak bardzo soblt wzajemnie zaj~i, it: nie staraj,! si~ miee<br />
dzieci. A zatem napr a wd~ dobra milose jednego boskiego bytu do drugiego<br />
byd zie starala si~ zrealizowae w wytworzeniu kogos trzeciego. Ale wymog,<br />
aby milose nie byla samolubna, b~dzie juz spelniony w momencie istnienia<br />
owego trzeciego boskiego bytu, tak wi~ nawet jesli bylby jakis powod<br />
istnienia jeszcze jednego takiego bytu, to de facto potrzeba doskonale<br />
dobrego bytu zwi'!zana z udzielaniem niesamolubnej miloSci b¢zie<br />
spelniona, gdy zaistnieje ow trzeci byt. Nie rna zatem koniecznosci istnienia<br />
czwartego bytu. Gdy zaS nie rna koniecznoSci czwartego bytu, to nie moze<br />
on bye by tern koniecznym, a zatem i Bogiem. Istnieje wiyc powOd, aby<br />
przypuszczae, Ze jest czyms koniecznym, iz boski byt b¢zie stwarzal, i to<br />
stwarzal nieustannie, drugi, a zatem i trzeci taki byt, lecz nie wiycej. Ten<br />
sposob argumentacji zostal zasygnalizowany przez sw. Augustyna, a w wyraznej<br />
postaci przedstawil go w swym nauczaniu Ryszard od Sw. Wiktora<br />
w X I wieku. Jesli nie slyszelibysm y 0 Trojcy Swiytej, najprawdopodobniej<br />
nie wpadJibysmy na ten argument. Ale dowiedziawszy si~ 0 Trojcy<br />
i zastanawiaj,!c siy nad ni,!, mozemy zrozumiee ow argument i dojse do<br />
wn iosku, ze to, czego naucza si y nas na podstawie objawienia, jest<br />
najprawdopodobniej prawd ,! koniecznlt. Byloby to wiyc swiadectwo na'<br />
rzecz tego, ze objawienie jest prawdziwe i ze zaswiadczyl 0 tym sam Bog.<br />
I ostalnie pylanie. ktore bardzo CZ(!sto pojawia si(! w tego Iypu rozmowach.<br />
Nad czym obecnie Pan pracuje i co w niedlugim czasie zamierza Pan<br />
opublikowac Zauwazylem. ze pojawi/y si(! drugie. poprawione wydania<br />
dwoch pierwszych lomow Pana trylogii z teologii JilozoJicznej. Czy ukaze si(!<br />
wkrotce rowniei poprawione wydanie Faith and Reason. Ij. Irzeciego lomu<br />
tej trylogii<br />
Rzeczywiscie opubli kowalem w ubieglym roku poprawione wyd anie The<br />
Coherence of Theism, lecz nie poczynilem tam zbyt wielu zmian. Opublikowalem<br />
rowniez trzy lata temu to, co zostalo nazwane poprawionym<br />
wydaniem The Existence of God, lecz w rzeczywistosci rna one tylko dwa<br />
nowe dodatki. Zamierzam w przyszlosci opubli kowae znacznie bardziej<br />
zmienione wydanie tej ksi ,!zki oraz Faith and Reason, lecz obecnie - jak<br />
Pan to wczesniej zauwa:i:yl - pracujy nad tetralogilt z zakresu doktryny<br />
chrzeScijanskiej . Kai:dy tom tego dzie!a rna ty samlt struktury. Pierwsza<br />
cz~se rna zawsze charakter czysto fil ozoficzn y, gdzie staram si~ ustalic<br />
i zebrae "czysto swieckie" wyniki filozoficzne w odniesieniu do pewnego<br />
obszaru, a nastypnie usilujy pokazac, jakie S,! ich konsekwencje dla<br />
okreslonych doktryn chrzeScijanskich. W pierwszej cZysci tom u Responsibility<br />
and Atonement (1989) anali zowalem te pojycia, ktore S,! zwi,!zane<br />
z dobrem i z naszym moralnym dzialaniem, tj. takie jak pochwala, win a,
ANALIZA I RELIGIA<br />
81<br />
nagroda, kara itd., a nast~pnie staralem si~ je zastosowac do tych doktryn<br />
chrzeScijanskich, ktore wi'lz'l si~ z moralnymi re\acjami zachodz'lcymi<br />
mi~zy Bogiem i czlowiekiem, a zatem tych, ktore dotycz'l zagadnienia<br />
grzechu, grzechu pierworodnego, pokuty, wiecznej kary i wiecznej nagrody.<br />
Podobna jest struktura drugiego tomu Revelation: From Metaphor<br />
to Analogy (\992), w ktorym wpierw roztrz'lsam fllozoficzne zagadnienia<br />
zwi'lzane ze znaczeniem, a nast~pnie rozwaiam sens i uzasadnianie<br />
twierdzen roszcZ
KRZYSZTOF MECH <br />
RELIGIA <br />
NA GRANICY ROZUMU <br />
Nasze czasy w rownym stopniu charakteryzuje Sartre'owskie wyznanie,<br />
ze "gdyby Bog nawet istnial, nic by si~ nie zmienilo", jak peine powagi<br />
stwierdzenie Bubera, ze czlowiek, ktory nie doswiadcza obecnoSci Boga<br />
w swoim Zyciu, nie jest czlowiekiem. Fenomen Europy wspolczesnej bierze<br />
si~ z jednej strony z faktu "odkrycia" nieograniczonej moZliwosci problematyzowania,<br />
a co za tym idzie - odrzucenia kaidego aspektu kultury,<br />
kaZdej wartosci, kazdej prawdy; z drugiej zas strony z dostrzezenia, Ze<br />
moZliwosc ta moZe oznaczac podwazenie fundamentow kultury europejskiej.<br />
Czlowiek wspolczesny nie chc'tc wyrzec si~ swojej wolnosci jako<br />
prawa, taki:e jako prawa do odrzucenia Boga, dostrzegl ni!:bezpieczenstwa,<br />
jakie za sob't to odrzucenie niesie. Ta "dwuznacznoSc" syiuacji wspolczesnego<br />
czlowieka jest tym, co wymaga szczegolnego namyslu .<br />
• Negatywnosc czyli spytajmy 0 cllowieka<br />
Pytaj'tc 0 Boga, naleZy przede wszystkim spytac 0 czlowieka; oznacza<br />
to koniecznosc ponownego przemyslenia sposobow bycia tego bytu, ktory<br />
posred innych wyroi:nia si~ zdolnosciq stawiania pytania 0 Byt. NaieZy<br />
spytac 0 czlowieka jako 0 byt urzeczywlstniaj'tcy si~ poprzez szczegoln't<br />
zdolnosc p r z e k r a c zan i a siebie i swojego swiata, poprzez szczegoln't<br />
zdolnosc neg a cj i; m usimy spytac 0 :hodla jego "nienasycenia" przejawiaj'tcego<br />
si~ w wysilku samotranscendencji. Refleksja ftIozoficzna musi bye<br />
wysilkiem odslaniania fundamentow takiego bytowania.<br />
Czlowieka "buduje" jakas szczegolna negatywnosc. Jego istota realizuje<br />
si~ w ci'tgiym "niepoprzestawaniu" na tym, co jest, w ci'tglym<br />
przezwyci~zaniu tego, co w kulturze zastane. Mowi'tc inaczej, czlowiek<br />
realizuje si~ w jakiejs niezgodzie na swoj swiat. "Kazde urzeczywistnione<br />
przez czlowieka urz'tdzenie swiata szybko ukazuje jak'ts niemoZliwosc
RELlGIA NA GRANICY ROZUMU<br />
83<br />
- zarodki rozkladu danej postaci i sklonnose do nieustannego wkraczania<br />
w to, co nieprzewidywalne."1 Oznacza to, ze droga do jakiejkolwiek<br />
afinnacji prowadzi przez negacj~. Podl!zajl!c tl! drogl!, musimy spytae, jak<br />
moZliwa jest afirmacja Boga przez byt, ktory negacj~ "zawiera" w sobie,<br />
a takZe, czy negacja oznacza tylko prostl! "zdolnose" odrzucenia Boga, czy<br />
tez rna ona w jego afinnacji miejsce szczegolne i w jakimssensie cil!g1e<br />
nieodgadnione.<br />
Kluczem do rozumienia rei acj i czlowieka do Boga jest wi~c ludzka<br />
n e ga ty w nos c. Pytanie 0 mozliwosc afirmacji Boga prowadzi nas do<br />
pytania 0 saml! negacj~. Trzeba b~dzie spytae nie tylko 0 :hodla tej negacji,<br />
ale takZe 0 to, co sarna negatywnose w czlowieku oznacza. Mowil!c inaczej,<br />
trzeba spytae za Ricoeurem: "czy byt rna przewag~ w sercu czlowieka,<br />
a wi~c jestestwa, ktore zaznacza swojl! obecnosc poprzez szczegolnl!<br />
zdolnose negacji"2 Niejasno przeczuwamy jakl!s dwuznacznose negatywnOSci,<br />
w ktorej przejawia si~ dwuznacznose naszej reJacji do Boga.<br />
Rozumiejl!c znaczenie negatywnosci dla ftIozofii Boga, podl!zajmy za tymi,<br />
ktorzy poszukuj~ granic negatywnosci w niejasnym poczuciu, ze tam, gdzie<br />
konczy si~ negatywnose, otwiera si~ przestrzen Nienazwanego, ktore bye<br />
oZe wyjdzie nam na spotkanie.<br />
Na samym wst~pie trzeba powiedziee, ze negatywnose jest "postacil!<br />
refleksji", sposobern bycia refleksyjnego podmiotu. Moje bycie-w-swiecie<br />
rna charakter jakiegos rzucenia w swiat, jakiegos<br />
uwiklania, jest pierwotnym t u -0 t 0, poprzedzaj~c~ wszelk~ refleksj~,<br />
niezdystansowan~ swiadomosci~ swiata. Lecz bytowanie na sposob ludzki<br />
to przede wszystkim jakies n i e - by c i e t u - 0 t 0, to przede wszystkim<br />
jakieS tego tu-oto p rzek roczen i e. We wszystkich mozliwych sposobach<br />
bycia czlowieka, moZliwych sferach tu-oto, pojawia si~ mozliwose ich<br />
oceniaj~cego przekroczenia. Negatywnose jest sam'l, zdolnosci~ przekraczaia;<br />
oznacza to rnoZliwose us t 0 sun k 0 wan i a si~ czlowieka do swiata<br />
jako caloSci. Przekroczenie rna charakter jakiegos d y s tan sow ani a;<br />
zlowiek jako jedyny byt moze sobie swoj swiat p r zed -s taw ie, jest<br />
bytern, dla ktorego ten swiat staje si~jego swiatem. Buber powie:"W<br />
jednej chwili p r z e s k a k u j e on [czlowiek - przyp. KM] ponad tym, co jest<br />
u dane, pokonuje horyzont i ogl'l,dane gwiazdy, i chwyta calose. Wraz<br />
nim, jego ludzkim by tern, istnieje swiat"J jako jego, czlowieka lIS a m 0<br />
z i e I n e Nap r z e c i w". Czlowiek w akcie przek raczania "stawia siebie"<br />
obec calosci swiata; 1a stoj~ce wobec calosci tego, co jest mu dane jako<br />
ie-1 a. ,,»1 a« jednakZe jest sobl! tylko dlatego, ze posiada jakis swiat,<br />
aj'l,cy struktur~ kosmos, do ktorego nalezy i od ktorego jest jednoczeSnie<br />
wyodr~bnione."4 Oznacza to zdolnose zdystansowania si~ wobec kazdego<br />
poszczegolnego napotkanego bytu, t ran s c end 0 wan i a tego, co jest<br />
, K. Jaspers, Filozojia egzy.rlencjl, ttum . D . Lacbowska, Warszawa 1990, s. 138. <br />
1 P. Ricoeur, Podlug nadziei, ttum. S. Cicbowicz, Warszawa 1991, s. 303. <br />
J M. Buber, fa i Ty, prze!. J. Doktor, Warszawa 1992, s. 128. <br />
• P. Tillicb, M(!sIWO hycia, trum . H . Bednarek, Paris 1983, s. 90.
84 KRZYSZTOF MECH<br />
nam dane w swej totalnosci. Negatywnosc oznacza wi y
RELIGIA NA GRANICY ROZUMU<br />
85<br />
wid zenia wlasnie dlatego, ze mierzylem w tl; rzecz poprzez sens usytuowany<br />
poza jakimkolwiek punktem widzenia", jabtkolwiek perspektyw~. Akt<br />
przekraczania oznacza, ze czlowiek moze siebie sarnego we wszystkich<br />
sposobach otwarcia na swiat przekroczyc, moze siebie w tych sposobach<br />
bycia przed-stawic, " wszelkich przejaw6w naszej skonczonosci rnogy<br />
doswiadczyc jedynie w pr6bie jej »przekroczenia«".6 Dzi~ki przekraczaniu<br />
mogy siebie zrelatywizowac, zobaczyc siebie jako postawiony .bok innych<br />
punkt widzenia, swoje stanowisko obok innych stanowisk; w ten spos6b<br />
zobaczyc SkOllczonosc i ograniczonosc wlasnej perspektywy. "Doswiadczenie"<br />
skonczonosci jest wiyc ni eodl~cznie zwi ~z ane z tej skonczonoSci<br />
przekroczeniem. 0 swej skonczonoSci wiem wtedy, kiedy jlt przekroczylem,<br />
kiedy zanegowalem jlt w akcie transcendowania samego siebie. Wiem, ze<br />
jestem skonczonoscilt, kiedy nie jestem skonczonosci:t .<br />
• Negatywnosc i I~k<br />
Negatywnose, kt6ra oznacza nieskonczon:t moZliwosc problematyzowania,<br />
pozwala spytae taue 0 nilt sam:t. Moma, idltc za Kierkegaardem<br />
i jego nastypcami, postawie pytanie: s bt d neg a t y w nos e i zwi:tzane<br />
z ni:t przekraczanie<br />
Musimy na pocz:ttku stwierdzie, i:e ludzkie zapytywanie nie wynika<br />
tylko ze zwyklej ciekawosci, z jakiegos pragnienia poznania. Doswiadczenie<br />
skonczonosci zwi :tzane jest z doswiadczeniem zatroskania 0 tl;<br />
skonczonosc, jak:t sami jestd my. Zapytywanie jest wyrazem jakiegos<br />
z at r 0 s k an i a bytu 0 swoje wlasne by c i e, przy czym przez to bycie<br />
naleiy rozumiee jakieS urzeczywistnienie si ~ prawdy i sensu, dobra<br />
i szcz~scia. Dla Marcela odkrywanie bycia jest powi:tzane z zatroskaniem<br />
o to bycie, z doswiadczeniem jego b ra k u. Czlowiek jest by tern, kt6rego<br />
bytowanie naznaczone jest specyficznym "doswiadczeniem" nicpebloSci,<br />
nieostatecznosci. "Dopiero swiadomosc braku rodzi pytanie: jeSIi pozltdam<br />
rzeczywistosci, kt6rej jeszcze nie znam i kt6r:t jeszcze nie jestem."7<br />
Czlowiek doswiadcza tego stanu pod postaci :t "etycznego wstrzltsu" - n i e<br />
ies t t a k , j a k pow inn 0 b y C. Czlowiek doswiadcza napiycia pomiydzy<br />
byciem a istnieniem (Marcel), esencj:t a egzystencj~ (fillich). To, co daje do<br />
myslenia, to jakieS, przynalezne egzystencji czlowieka, napi~cie pomiydzy<br />
is t n i e n i em a po w i n 11 0 sci:t. Stan czlowieka jest j uz zawsze stanem<br />
bytu upadlego, oddzielonego od tego, j a k pow in n 0 bye. "Czlowiek jest<br />
iwiadomy negatywn osci jako czegos, co nie powinno bye i za co jest on<br />
odpowiedzialny."8 Myslenie fil ozoficzne wyrasta ze "zdzi wienia" czlowielea<br />
swym wlasnym upadkiem, jest wyrastaj'!cym z gl~bi ludzkiego bytu<br />
jramatycznym pytaniem - d I a c z ego<br />
W ten spos6b docieramy do sfery, w kt6 rej zatroskany podmiot pyta<br />
• P. Ricoeur, dz. cyt., s. 307, 30R, 309. <br />
7 K. Jaspers, dz. cyt., s. 130. <br />
B P. Tillich, Sy.~tem atic theology, C hicago 1957, l. II, s. 30.
86 KRZYSZTOF MECH<br />
o swe wlasne bycie. To sfera najglr;:bszego zaangaiowania. "Widzimy tutaj<br />
- pisze Marcel - jak problem bycia naklada sir;: na swe wlasne dane<br />
i poglr;:bia sir;: wewn'ltrz podmiotu, ktory go stawia. Tym samym neguje<br />
siebie (lub przekracza) i przeksztalca w tajemnicy C ...) rozroinienie na to, co<br />
we mnie i to, co jest przede mn'l, traci swoje znaczenie i swoj pierwotny<br />
walor."9 W tej swoistej regresji cofamy sir;: od swiata relacji podmiotowo-przedrniotowych<br />
do podmiotu. Nie mozemy uprzedrniotowie swojego<br />
bycia, sproblematyzowac go, poniewaz nie mozemy do kOllca uprzedrniotowie<br />
siebie. KaZde zapytywanie 0 moje bycie to bycie juz zaklada. Jest to sfera,<br />
w ktorej jestem "w sobie" i nigdy nie mogr;: bye calkowicie "dla siebie".<br />
Uprzedmiotowienie zaklada pierwotne wzglydem przedmiotu oddzielenie.<br />
Tymczasem oddzielenie od swojego ostatecznego zatroskania nie jest moZliwe;<br />
to raczej sarno oddzielenie z niego wynika. W ten sposob czlowiek przekracza<br />
swiat relacji podmiotowo-przedmiotowych, odkrywa sfery zatroskania 0 swoje<br />
bycie, sferr;:, ktora jest noolem dynarnicznego urzeczywistniania siy<br />
podrniotu w swiecie. Oocierarny do sfery tego, co radykalnie immanentne, co<br />
w najglybszym sensie moje, niHwiatowe, nawet nie dla-mnie.<br />
Oostrzegamy jakis istotny zwi'lzek porniydzy zatroskaniem i przekraczaniem.<br />
Zwi'lzek ten bydzie wymagal szczegolnego namyslu. Musimy<br />
postawie pytanie 0 zrodla przekraczania w kontekscie ludzkiego zatroskania.<br />
Wlasnosci'l mysli protestanckiej jest przeSwiadczenie, ze czlowieka<br />
konstytuuje jakies wewnr;:trzne napir;:cie, jakis stan wewnr;:trznego "nieukojenia",<br />
ktory jest zrodlem jego dynamiki, jego urzeczywistniania sir;:<br />
w swiecie. Wed lug Hegla, "dzialanie, urzeczywistnianie sir;:" czlowieka<br />
w swiecie dokonuje sir;: dzir;:ki "tkwi,!cemu w nim boskiemu pierwiastkowi",<br />
jest to "podstawa i irodlo religijnosci, etyki itd."IO Intuicja Hegla wydaje<br />
sir;: wielce znacz'lca dla naszych rozwazan. Jej poglr;:bienia szukae moma na<br />
kartach Pokcia lrku Kierkegaarda. Opisuje on "ducha marz,!cego", czyli<br />
ducha, ktory w jakims sensie jeszcze sir;: w swiecie "nie uzewnr;:trznil"<br />
a pozostaje "w stanie dzieciyctwa", pozostaje u s i e b i e, jest "czyst'l gr,!<br />
moZliwosci" - mogr;: bye tym alba tamtym, mogr;: to albo tamto.<br />
Marzycielstwo jest stanem uwewnr;:trznionego ducha. I nagle<br />
w samym srodku tej "ontologicznej beztroski" pojawia sir;: I r;: k Ctrwoga).<br />
Nie jest to jednak Ir;:k 0 cos, poniewaz nie rna tam zadnego realnego<br />
przedmiotu lr;:ku; mimo to duch doswiadcza Iyku . Kierkegaard powie, ze<br />
ponad wszystkirni moZliwosciami , ktore "buduj'l" ducha marz,!cego,<br />
przeSwituje nicosc; doswiadczana pod postaci'l Ir;:ku jest nicosci'l etycznej<br />
niewiedzy, niewiedzy 0 dobru i zlu. Wraz z pojawieniem sir;: lr;:ku stan<br />
dziecir;:ctwa mija bezpowrotnie. Ouch zatroskany 0 siebie, w potr;:inym<br />
wysitku przekraczania oddzieli sir;: od siebie i swojego swiata, by urzeczywistniac<br />
sir;: na ludzki sposob. Wedlug Kierkegaarda to Ir;:k "popycha"<br />
czlowieka do dzialania, kaze mu zrobie uzytek ze swej wolnosci; otwiera<br />
przed nim swiat moZliwych sposobow uzywania swej wolnoSci. Zaczyna sir;:<br />
• Cyl. za K. Tarnowski, art. cyt., s. 55. <br />
10 G. Hegel, Wyklady z/ilozo/ii dziejnw, trum. A . Landman, Warszawa 1958, s. 51.
RELIGIA NA GRANICY ROZUMU<br />
I<br />
I<br />
dramat urzeczywistniania si~ czlowieka w swiecie. W l~ku odkrywamy sil~<br />
nap~owll, ludzkiej samotranscendencji; l~k stanowi przyczyn~ ludzkiego<br />
dzialania, urzeczywistniania tego, co tkwilo w czlowieku niejako potencjalnie.<br />
L~k jest podstaw~ ludzkiej eksterioryzacji w swiecie.<br />
Zrodlem dynamiki podmiotu, ludzkiej zdolnoSci przekraczania, urzeczywistniania<br />
si~ podmiotu w swiecie, jest wi~c cos, co w jakims sensie<br />
czlowieka ,,0 d s rod k a" neguje, cos, co zagraia jego "ontologicznej<br />
beztrosce", "kaill,c" mu urzeczywistniac si~ na ludzki sposob. Moina<br />
spytac: dlaczego zrodlo czlowieczenstwa tryska z miejsca, ktore czlowieka<br />
neguje Tam, gdzie zaczyna si~ czlowieczenstwo, tam tei zaczyna si~ jego<br />
negacja. Negatywnosc i zwi'lzana z ni'l ek-statycznosc ludzkiego bytu<br />
znajduje swoje ufundowanie w zrOdlowym wzgl~dem niej I~ku. Jest<br />
"odpowiedzi'l" na I~k, jakims tego I~ku przekroczeniem; jest jak'lS<br />
"gwaitownosci'l istnienia" daj'lc'l ,,0 sobie znae jedynie w woli-mowienia<br />
i woli-czynienia"lI. Sprobujmy gl~biej rozwaiye t~ wzajemnll, zaleznosc<br />
negatywnosci i l~ku. Spytajmy wi~c: sk'ld l~k<br />
• Przekraczanie a skonczoDoSc<br />
Ludzka ek-statycznose oznacza moiliwosc przekraczania swej skonczonosci.<br />
Czlowiek "wyrywa" si~ skonczonosci, tak jakby sarna skonczonosc<br />
go do tego przymuszala, jakby u samych podstaw skonczonoSci<br />
tkwila jakas koniecznose jej przekroczenia. L~k znajd uje swe ufundowanie<br />
w skonczonosci czlowieka. Czlowiek jest by tern zatroskanym 0 sWll,<br />
skonczonosc. Pytanie 0 I~k i zwi~zanll, z nim negatywnosc zmierza<br />
ponownie ku skonczonosci. Znaczll,ce Sll, tutaj analizy Tillicha. Tillich jest<br />
swiadomy, ie wszelkie zapytywanie 0 negacj~ , 0 wzajemn'l relacj~ negatywnosci<br />
i skonczono ~ ci prowadzi ostatecznie do relacji bytu i niebytu.<br />
Egzystencja czl6wieka to jaki eS wy-stawanie z niebytu i to w podwojnym<br />
sensie. Niebyt zagraia czlowiekowi jako absolutne Nic (auk On), jako<br />
jeszcze nie i jui nie czlowieka; lecz niebyt zagraia czlowiekowi takie<br />
w jakims wzgl¢nym sensie (me on), jako los, pustka, wina. W ten sposob<br />
czlowiek zawiera niebyt w sobie. Skonczonose oznacza, ie czlowiek jest<br />
jak'lS "mieszanin'l bytu i niebytu" , ie godzi w sobie byt i niebyt.<br />
Egzystowae to znaczy bye swiadomym, "ie niebyt stanowi cz~se wlasnego<br />
bytu czlowieka"12. Niebyt zagraia czlowiekowi jako l~k, a "l~k to stan,<br />
w ktorym byt jest swiadomy moiliwoSci swego niebytu (...) I~k to<br />
egzystencjalna swiadomose niebytu"13. Egzystowae znaczy wi~ bye "wystawionym"<br />
na I~k. L~k jest cz~scill, dramatu skonczonosci, "l~k to<br />
skonczonosc przeiywana jako nasza wlasna skonczonose, (...) swiadomose<br />
wlasnej skonczonosci jako skonczonosci"14. L~k jest I~kiem skonczonosci,<br />
wraz ze wszystkim, co tej skonczonosci zagraia: smiere, bezsens, wina itp.<br />
II P. RiC()eu r, dz. cyt., s. }08. <br />
12 P. TiUicb, Theology of culture, New York 1959, s. 41. <br />
1.1 P. TilUcb, Mrstwo bycio, s. 56. <br />
14 J.w. , s. 41 no. <br />
87
88 KRZYSZTOF MECH<br />
Oznacza to, ze czlowiek pod postaci~ l~ku zawiera n i e b y t w sobie. Bye<br />
skonczonym oznacza wy-stawae z niebytu, pod postaci~ l~ku niebyt<br />
zawierae w sobie. Niebyt jest wi~ ostatecznie tym, co czlowieka neguje,<br />
jest jakims pierwotnym n i e wobec czlowieka.<br />
W ten sposob odnajdujemy negacj~ u samych irodel czlowieczenstwa.<br />
Czlowiek juz "z samego pocz~tku" jest by tern "naznaczonym" negacj~,<br />
a mowi~c Scislej by tern, ktory negacj~, pod postaci~ l~ku, "znajduje"<br />
w sobie. Odkrywamy negacj~ bardziej pierwotn~ niz kawy zawieraj~cy<br />
negatywnosc akt przekraczania. Jestem "skonczon~ negacj~" (Ricoeur).<br />
Egzystencjalne analizy odslaniaj~ negacj~ "wpisan~" w sam~ struktur~<br />
bytu, w sam fakt egzystencji czlowieka, wskazuj~ na "n.egatywny pierwiastek,<br />
wpisany ponizej poziomu slownego"IS, na "struktury obiektywne (...)<br />
na poziomie struktur warunkuj~cych egzystencj~" 16. Przekroczenie jest ze<br />
swej istoty negacjq l~ku, jest negacjq tego, co czlowieka w sposob<br />
pierwotny neguje. Tym samym przekroczenie jest neg a cj q neg a cj i. Jest<br />
jakims "wbrew" wobec tego l~ku.<br />
To zatem w stosunku do owej pierwotnej negacji, ktorll naz)'wam teraz<br />
przygodnoscilliub nietrwalosciil, akt transcendujllcy stanowi negacjtr wtornll.<br />
Zaprzeczenie jest negacjll negacji. ~cislej mowillc, mysl, ktora mierzy w sens<br />
ponad skonczonll perspektYWll, ocena, ktora mierzy w wartoSci wychodzllc<br />
poza punkt widzenia samej woli, w por6wnaniu z negacjll skonczonoSci<br />
pozostajll ze sobll w specyficznej relacji, kt6rll moroa dose dokladnie wyrazie<br />
takimi oto slowy: mysltr, chCtr w b r e w mej skOl1czonosci. W b re w ... - tak<br />
moi:na by scharakteryzowae najbardziej konkretny stosunek zachodzilCY<br />
mitrdzy negacjll jako lranscendowaniem a negacjll jako skonczonoscill,<br />
mitrdzy zaprzeczeniem a unicestwieniem. '1<br />
Przekraczanie jest wprawdzie jakims n i e, iecz w stosunku do pierwotnego<br />
- chcialoby si~ powiedziee egzystencj alnego - n i e, do tego n ie, ktore<br />
egzystencja czlowieka ze sob~ "niesie". Jest wi~ ostatecznie jakims t a k,<br />
negacj~ negacji.<br />
Tym samym, odslaniaj~ca refleksja dochodzi do miejsca, w ktorym<br />
tryska sarno z rod lob y t u, do miejsca, w ktorym odslania si~ przed nami<br />
pierwotna afirm,cja bytu, "mysi, ktora mierzy w sens poza skonczon~<br />
perspektyw~"18, odslania swoje zrodlo - pierwotnq aftrmacj~ bytu.<br />
Lecz przekraczanie jest nie tylko jakims "wbrew", jakims "pomimo ze".<br />
Owo n i e jest czyms wi~j niz tylko w sensie logicznym rozumianq negacjq<br />
negacji . Przekraczanie jest takZe, a moze przede wszystkim, jakims "w<br />
imi~ czegos". Oznacza to,ze obok pierwiastka negatywnego mozemy<br />
w przekraczaniu doszukae si~ pierwiastka po z Y t Y w neg o. Negacja, nie<br />
przestajqc bye negacjq skonczonoSci, jest zarazem jakqs a fi r m a cj q.<br />
Maj~ca charakter negacji zdolnose przekraczania jest ostatecznie pewnym<br />
" P. Ricoeur, dz. eyt., s.318.<br />
I. P. Tillieh, Systematic theology, t. II, s. 48. <br />
17 P. Ricoeur, dz. eyt., s. 318. <br />
I. l .w., s. 318.
RELIGIA NA GRANICY ROZUMU<br />
89<br />
t a k, dokonywan'! w kaidym ludzkim projekcie afinnacj,! wartoSci.<br />
Zaprzeczenie nie rna charakteru Sartre'owskiej absolutnej negatywnoSci,<br />
lecz jest, jak powie Ricoeur, "aktem nicosciowania", ktory urzeczywi stnia<br />
siy jako "afirmatywna negacja". Przekraczanie jest nie tylko nie kOllcz'!cym<br />
siy "zrywaniem" ze sw'! SkOllczonosci'!, postaci,! jej "odrzucenia",<br />
lecz jest przede wszystkim jakims byciem-ku. Negacja dokonuje siy<br />
zawsze w imiy czegos, czego brak rzeczom. Odkrylismy moi:liwosc<br />
"odnalezienia afirmacji w zaprzeczeniu". W samym centrum przekraczania<br />
jako negacji odnaleZlismy jakis zal'!zek afinnacji. "S,!dzy, iz moma<br />
wykazac, ze w kazdym zakwestionowaniu rzeczy, poprzez ktore pojawia siy<br />
w swiecie wartosc, tkwi afirmacja bycia."19 Czlowiek jest by tern projektuj,!cym<br />
siy na bycie. Przekraczanie nie tylko rna swoje :hoolo w pierwotnej<br />
negacji (iyk), ale takze "zawiera" w sobie jak'!s postac afinnacji. Spytajmy<br />
o ty afirmacjy.<br />
Tillich mowi,!c 0 afirmacji mowi zarazem 0 mystwie. Akt, w ktorym<br />
,jail afirmuje siebie, jest aktem mystwa. Mystwo jest aktem samoafirmacji<br />
,ja", w ktorym to ,jail przezwyciyza lyk w obliczu mozliwosci niebytu.<br />
Przekraczanie jest wiyc postaci,! mystwa; ,ja" myznie afinnuje siebie<br />
wbrew groi'!cemu niebytowi. Tym samym mystwo jest jak,!s tkwi'!C
90 KRZYSZTOF MECH<br />
powie Tillich. Spytajmy teraz 0 fundament tej afirmacji, 0 zrodlo m~stwa.<br />
o tt(: moc pozwalaj'lC'l przezwycil(::iye groZ'lcy czlowiekowi niebyt.<br />
Przede wszystkim trzeba podkreslie, ze afirmacja jest reiacj'l, w ktorej<br />
czlowiek ustosunkowuje sit(: do samego siebie. Stosunek ten rna postae<br />
jakiegos samoutwierdzania sit(: w bycie w b r e w mozliwosci niebytu.<br />
Samoafirmacja jest jakims wysilkiem istnienia tak, jakby same istnienie<br />
wymagalo takiego wysilku. 22 Refleksja filozoficzna spyta 0 ten wysilek,<br />
spyta 0 podstawt(: tego stosunku. Stosunek ten zaklada element trzeci,<br />
ktory sam ten stosunek umozliwia. Oznacza to, podobnie jak u Kierkegaarda,<br />
Ze ezlowiek moze ustosunkowae sit(: do siebie tylko ustosunkowuj'lc<br />
sit(: do Moey Bytu. Moc Bytu jest jak'lS zwycit(:sk'l odpowiedzi'l na<br />
Niebyt. Czlowiek w kazdym akcie mt(:stwa afirmuje afirmacjt(:, ktor'l kazdy<br />
akt mt(:stwa zaklada. Mt(:stwo "staje sit(: moi:liwe jedynie dlatego, ze sam byt<br />
ceehuje sit(: samoafirmacj'l wbrew groz'lcemu niebytowi. Uezestniczy one<br />
w samoafirmaeji samego bytu, w mocy bytu bior'lcego gort(: nad niebytern.<br />
"23 Mt(:stwo potrzebuje "mocy bytu, mocy przekraczaj'lcej niebyt (...)<br />
Mt(:stwo, kt6re integruje (...) ll(:k, musi bye zakorzenione w moey bytu<br />
wit(:kszej niz moc wlasna naszego »ja« i moe ezyjegos swiata (...) Ostateezna<br />
bowiem moe samoafirmaeji moze bye jedynie moq bytu jako bytU."24<br />
Moe samoafirmaeji znajduje swoje zr6dlo w Mocy Samej. Dotarlismy do<br />
absolutnej podstawy bytu. Dialektyczny umysl odkrywa swoje<br />
wlasne zrodlo.<br />
Moc bytu jest ZrOdlern wszystkiego, co rna by!. Poprzedza wszystkie<br />
poszczegolne treSci logicznie i ontologicznie. Poprzedza kaide rozdzielenie<br />
i urnozliwia wszelkie wzajernne oddzialywanie, poniewai jest granic!l<br />
ide n t y c z nos c i, bez kt6rej nie moi:na pomyslec ani rozdzie1enia, ani<br />
wzajemnego oddzialywania. Dotyczy to oddzielenia i wzajernnego oddzialywania<br />
podmiotu i przedmiotu, tak w poznaniu jak i w dzialaniu. ZrOdlo<br />
podmiotu i przedmiotu nie moie stac si~ przedmiotem, z ktorym czlowiek<br />
jako podrniot pozostaje w teoretycznej i praktycznej relacji. Bog nie jest<br />
przedmiotem dla nas jako podmiotow. Jest zawsze tym, ktory poprzedza<br />
rozdzielenie. 25<br />
Ufundowana na negatywnosci refleksja odkrywa Moc Bytu jako sw'l<br />
wlasn'l podstawt(:. Moc Bytu stanowi ostateczn'l podstawt(: (Urgrund)<br />
karoego aktu przekraczania, kazdej postaci ludzkiej ek-statycznosci.<br />
Czlowiek odkrywa transeendenejt(: "w samym centrum" immanenej<br />
i. Przypornina sit(: augustynska tradycja mowienia 0 Bogu, ktory jest<br />
bardziej wewnt(:trzny niz ja sam: "w mysl'lcym czlowieku wylania sit(: cos,<br />
11 To wldnie raine "rozumienie" iSlnienia slanowi najgl~bsZll podSlaw~ spor6w pomi(ldzy<br />
leillllem i alei llll em. Dla teist6w istnienie zwillzane jest zjakims "wysilkiem", a sam a zdolnoloC<br />
do tego wysitku jest jui darem . Ateizm jest jakims "Iekeewaieniem rnocy niebytu", istnienie jest<br />
lutaj jaklls "oezywistosd'l", kt6ra ogranieza rnoiliwosc pylania 0 nieose. Same nie Jekcewaiy<br />
"moey niebytu", ale, 0 ile dobrze rozumiem, wysitek istnienia sprowadza do wysilku sensu<br />
istnienia lak, jakby to nie sarno istnienie domagalo si~ moey go podtrzymuj'lcej.<br />
13 P. Titlieb, MfSlHlo hycia, s. l73. <br />
1A J.w., s. 153 nn . <br />
" P. Tillieh, Theology of culture, S. 57.
RELIGIA NA GRANICY ROZUMU<br />
91<br />
co wykracza poza wszystko, co [dotychczas] pomyslal"26. Rozum odnajduje<br />
sWll ostateC71111 podstawy w momencie swego przekroczenia - "w ten<br />
spos6b rozum wskazuje na zr6dlo rozumu: na niedosiymosc jedni, kt6ra<br />
przezen oddzialuje"27. "Doswiadczenie" Mocy Bytu "otwiera" nas na<br />
transcendencjy. Moina rzec, ie transcendencja jako Moc Bytu "przeSwituje"<br />
poprzez kaidy akt mystwa. Moc Bytu jest wiyc poj~ciem "granicznym", jest<br />
takie jakims "poza". Docierajllc do :Zrodel urzeczywistniania si~ podmiotu,<br />
docieramy zarazem do jego granic, do granic swiata podmiotowo-przedmiotowego.<br />
Absolutna podstawa jawi nam si~ jako fundament ludzkiej<br />
negatywnosci, jako fundament ludzkiej zdolnoSci przekraczania.<br />
Co 0 tej podstawie morna wiyc powiedziec Nic ponad to, co stanowi<br />
jej uzewn~trznienie w swiecie: "po owocach rozpoznasz Jll". Moina<br />
powiedziec, ie to, z czym mamy do czynienia, to tylko poszczegolne akty<br />
m~stwa. W kaidym akcie przekraczania, czy jestdmy tego swiadomi czy<br />
nie, uczestniczymy w Mocy Bytu, ktora zawsze jest tego aktu podstawll,<br />
nigdy zas jego przedmiotem.<br />
W samym centrum zatroskania 0 bycie odkrywamy Moc Bytu,<br />
podstaw~ sensu i prawdy, odkrywamy Boga. Afirmacja jest w tajemniczy<br />
sposob powillzana z zatroskaniem 0 Byt. Tu tkwi dwu711ac711osc bytowania<br />
czlowieka. Samoafirmacja jest jaklls mocll, jakims uczestniczeniem w Mocy<br />
.Bytu, ale z drugiej strony samoafirmacja jest jaklls odpowiedzill na l~k,<br />
jakims zatroskaniem 0 Byt. Moc bytu staje w obliczu niebytu, cillgie na<br />
nowo go przezwyci~iajllc.<br />
• AbsoJutny horyzont<br />
Analiza przekraczania pozwolila nam odkryc w samym centrum negacji<br />
"ukrytll" w niej pierwotnll afirmacj~ . Jak powiedzielismy, afirmacja jest<br />
jakims "wbrew". Pytajllc 0 Moc Bytu, pytalismy 0 to "wbrew", pytalismy<br />
o Moc pozwalajllC'! urzeczywistniac si~ czlowiekowi wbrew groillcemu mu<br />
niebytowi. Lecz afirmacja dokonuje si~ przede wszystkim w i m i ~<br />
c z ego s. Pytanie - w imi~ czego - jest czyms wi~cej nii tylko pytaniem<br />
o ujawniajllcll si~ w przekraczaniu wartosc. Przekraczanie, jak stwierdzilismy,<br />
jest byciem-ku, a cwo bycie-ku wyznacza jakis h 0 r y z 0 n t kaidego<br />
aktu afirmacji, jakis fe/os kaidego aktu przekraczania. Lecz retleksja<br />
zmierza dalej, chce spytac 0 horyzont horyzontow, pyta 0 to - "w czym<br />
midci si~ kaidy poszczegoiny horyzont jako po prostu w czyms obejmujllcym<br />
go, czego nie moma jui dostrzec jako horyzontu"28. Jest to<br />
pytanie 0 moiliwosc moZliwosci Bytu dla nas, a mowillc precyzyjniej,<br />
o Byt, ktory jest jui nie moZliwoscill, lecz par excellence r z e c z y wi s t 0 s<br />
ci ll. Mamy tu do czynienia z mysleniem swiadomym swoich granic,<br />
z drugiej strony - mysieniem wcilli t~ granicy "przesuwajllcym", wcillZ na<br />
26 K. Jaspers, Rozwn i eFuysleocja, ltum. C. Piecuch, Warszawa [99[, s. 68. <br />
27 K. Jaspers, Filozojia ef(zY.flencji, s. 125.<br />
2. K. Jaspers, Rozwn i ef(zY.flencja. s. 44.
92 KRZYSZTOF MECH<br />
nowo usituj~cyrn wzniesc si,.: "ponad" swiat podmiotowo--przedmiotowy;<br />
mysleniem "samej granicy" balansuj~cyrn "nad przepaSci~" nicosci nieokreslonosci.<br />
SkOl1czonosc w karoyro akcie przekraczania, swiadomie bqdz<br />
nie, afirmuje absolutny horyzont wszystkich swoich akt6w. Mamy na mysli<br />
horyzont, kt6ry ujawnia si,.: we wszystkich sferach, w kt6rych czlowiek,<br />
poprzez myslenie i dzialanie, spotyka Byt.<br />
Wsp6lczesna refleksja uklada si,.: w histori,.: poszukiwan absolutnego<br />
horyzontu przez analiz,.: r6Znych sposob6w bycia czlowieka, r6znych<br />
sposob6w otwarcia czlowieka na Byt, we wszystkich postaciach, w jakich<br />
Byt jest czlowiekowi dany. Przejscie od horyzontu naszego myslenia<br />
i dzialania do absolutnego horyzontu w niezmiernie sugestywny i przejmuj~cy<br />
spos6b pokazuje Jaspers. To przejscie jest jakims skokiem, jest to<br />
"skok z wszystkiego, co jako czasowe moze bye doswiadczone i jako<br />
bezczasowe poznane (i dlatego zawsze pozostaje tylko zjawiskiem), ku<br />
samemu bytowi, kt6ry jest rzeczywisty i wieczny" 29.<br />
Tyro, co najpierw odkrywamy w wysilku refleksji, jest horyzont tych<br />
wszystkich aspekt6w Bytu, kt6rych "przejawem" jestdmy sami. Po<br />
pierwsze, odkrywamy horyzont wszelkiego i stnieni a e mpirycznego,<br />
kt6ry sam nie b¢~c istnieniem empirycznym stanowi jego warunek. Tyrn<br />
samyrn odkrywamy warunek moi:liwosci istnienia empirycznego. Po drugie,<br />
odkrywamy horyzont swiadom os ci w og6le jako warunek<br />
"momosci uswiadamiania sobie", kt6ry rna zwi~zek ze zdolnosci~ "prawdziwosciowego"<br />
odnoszenia si,.: do Bytu. Horyzont jawi si,.: nam tutaj jako<br />
Prawda warunkuj~ca wszelk~ prawd,.:. Wreszcie horyzont d u ch a, pelnej<br />
wzajemnego oddzialywania relacji czlowieka do swiata, kt6ry powoduje, ze<br />
swiat ten jest dla nas zrozumialy; horyzont jako warunek urzeczywistniania<br />
si,.: czlowieka w swiecie, jego "czasowe stawanie si,.:", warunek urzeczywistniania<br />
si,.: czlowieka w historii (Heglowski duch). Jasperowskie rozr6znienia<br />
moma by poszerzyc 0 ujaw ni aj~cy si,.: w spotkaniu z drugim<br />
czlowiekiem horyzont milosci, warunek moi:liwosci bycia w jednosci wraz<br />
z innymi, a taue 0 horyzont symboliczny, warunek mozliwosci egzystencjalnego<br />
otwarcia si,.: na Nienazwane poprzez symbol. Lecz na tym sprawa<br />
si,.: nie konczy. Ostatecznie zaden z wyr6znionych horyzont6w "nie daje si,.:<br />
poj~c sam przez siebie", wskazuje na cos innego, na Byt, "kt6ry za pomoq<br />
wskaz6wki daje si,.: nam odczuc nag ran icy i dlatego jest tym, co<br />
ostatnie w naszym pytaniu"30.<br />
Rozum napotyka transcendencj,.: docieraj~c do swych granic. Transcendencja<br />
wychodzi mu na spotkanie w momencie, w kt6rym rozum<br />
przekracza sam siebie. To najwi,.:kszy wysilek i naj wi,.:ksze zadanie. "W ci~z<br />
od nowa w mysl~cym czlowieku wylania si,.: cos, co wykracza poza<br />
wszystko co [dotychczas] pomyslal. "31 Chcialoby si,.: powiedzie6, Ze rozum<br />
wznosi si,.: na swe wyzyny wtedy, kiedy "opuszcza" siebie. Rozum znajduje<br />
2. K. Jaspers, FilozoJia egzystencji, s. 98. <br />
>0 K. Jaspers, Rozum i egzystencja, s, 54. <br />
31 Jw., s, 68.
RELIGIA NA GRANICY ROZUMU<br />
93<br />
sw6j ostateczny sens, swe ostateczne znaczenie w przekraczaniu samego<br />
siebie.<br />
Lecz w tym momencie, aby transcendencja nie byla - jak pisze Jaspers<br />
- czyms "tylko na podobienstwo jakiejs oboj ~tnej niepoznawalnoSci",<br />
w rozwazaniach musi dokonac si~ zwrot. Transcendencji nie nalezy<br />
rozwazac "w znaczeniu rozlegloSci jakiegos horyzontu wszystkich horyzont6w,<br />
lecz w znaczeni u ZrOdla jako warunku bytu osobowego (Selbstsein),<br />
bez kt6rego wyblaklaby cala rozleglosc"32, w znaczeniu zr6dla wszystkich<br />
sposobow bycia, poprzez ktore urzeczywistnia si~ czlowiek. W ten spos6b<br />
transcendencja, kt6 r~ odkrylismy w przekraczaniu, sprowadza nas na<br />
nowo do transcendencji w immanencji. Tillich m6wil 0 Mocy Bytu, Jaspers<br />
o egzystencji zatroskanej 0 tran scend encj~, "wok61 kt6rej kr~zy wszystko,<br />
co w swiecie rna dla nas prawdziwy sens"33.<br />
• Pragnienie nieskonczonoSci<br />
W ten sposob nasze rozwazania zatoczyly kolo, by powrocic do<br />
czlowieka jako bytu zatroskanego 0 swoje bycie. Analiza przekraczania<br />
pozwolila nam odkryc w samym centrum negacji "ukryt~" w niej<br />
pierwotn~ afinnacj~, pozwolila nam zrozumiec czlowieka jako byt, kt6ry<br />
przez wysilek samotranscendowania projektuje siebie na swoje bycie.<br />
"Nienasycenie" czlowieka, ci~ gle przekraczanie tego, co jest, stanowi<br />
ostatecznie postac urzeczywistniania si~ pragnienia bycia, naszego ostatecznego<br />
zatroskania 0 pr awd~ i sens. "Tylko skonczonosc czlowieka nie<br />
znajduje spelnienia. Tylko jego skonczonosc prowadzi go w dzieje,<br />
w kt6rych chce sil; stac tym, czym moZe byC."34 Podkrdlmy egzystencjalny<br />
aspekt przekraczania. Nieskonczone przekraczanie tego, co skonczone,<br />
stanowi wyraz nadziei na pe lni~ bycia, jakid tkwi~ce w czlowieku,<br />
w spos6b swiadomy b~dz nie, p ragn ien ie n i es konczono sci. Kaidy<br />
akt przekraczania, jak pokazalismy, jest nie tylko negacj~ "negacji<br />
skonczonosci", czyli tej negacji, kt6r~ ze swej istoty jest skonczonosc; akt<br />
ten jest przede wszystkim afirmacj'l Bytu. Przekraczanie transcenduje<br />
skonczonosc w i m il; n i e s k 0 n cz 0 nos c i. "Skonczona transcendencja"<br />
skierowuje sil; ku temu, co j~ ni eskonczenie przekracza. M~stwo jest jakims<br />
"wyrywaniem sil;" skonczonoSci ku nieskOl1czonosci. Kazde m6wienie n i e<br />
skonczon 0 sci jest zarazem w tej samej chwili m6wieniem t a k nieskonczonosci.<br />
Poprzez ni eskonczon~ zdolnosc przekraczania skonczonosci<br />
"namierzamy" nieskonczonosc sam~. Moma powiedziec, ze w kazdym<br />
akcie, w kt6rym przekraczamy wlasn ~ skonczonosc, afirmujemy to, co<br />
nieskonczone. Ll;k i nadzieja na niesk011czonosc stapiaj~ sil; w jedno<br />
pragnienie nieskOl1czonoSci. Czlowiek zall;kniony 0 skonczonosc z m i e<br />
r z a ku nieskonczonoSci. Zr6dlem negatywnosci w czlowieku jest ostatecz-<br />
Jl J.w., s. 56 . <br />
.\.} J.w., s. 54 . <br />
.w K. Jaspers, Filozojia e[l.zyslencji, s. 39.
94 KRZYSZTOF MECH<br />
nie zalrrknienie bytu SkOtlczonego 0 nieskonczonose. Negatywnose w czlowieku<br />
oznacza, Ze "nienasycenie" czlowieka, ei~gle przekraczanie tego, co<br />
jest, stanowi ostatecznie postaC urzeczywistniania sirr pragnienia bycia,<br />
naszego ostatecznego zatroskania 0 prawdrr i sens; nieskonczone przekraczanie<br />
tego, co jest, stanowi wyraz pragnienia nieskonczonosei, nadziei<br />
na pemirr bycia. Dopiero w nieskOtlczOnosei skonczonose znajduje swoj<br />
ostateczny sens, cheialoby sirr rzec, swoje uzasadnienie.<br />
Dopiero doswiadczajllc ruchu naszego czasowego istnienia i wykraczajllc<br />
poza nie, dochodzimy do spokoju, klory nie jest jui: paraliiujllcym przytloczeniem<br />
przez nie znajllClI moi:liwoSci faklycznosc, ale przej~ciem si~<br />
wiecznll rzeczywisloscill, objawiaj!jCII si~ w nieskonczonosci czasowych przejawow,<br />
przej~iem dajIlC)'ll1 gl~bokie zaspokojenie. J5<br />
Doeieramy zarazem do tej zadziwiaj,!cej syntezy skonczonosei i nieskonczonosei,<br />
jak~ jest czlowiek. Czlowiek jest zatroskany 0 sw~ skonczonose<br />
w "swietle" nieskonczonosei; jest skonczonoseiq. zalrrknion~ 0 sw~<br />
nieskonczonosc. Ale czym jest pragnienie nieskonczonoki Odkrywamy tu<br />
jakq.s tajemnicz~ dwuznacznosc zarowno skonczonosei jak i nieskonczonosci.<br />
Skonczonosc z jednej strony jest tym, co " nam najblizsze", w czym,<br />
wydawaloby sirr, jestdmy u siebie. Z drugiej strony bye skonczonym to<br />
znaczy bye wyalienowanym od ostatecznego sensu i prawdy, to znaczy bye<br />
trrsknot~ za ostatecznym sensem i dobrem. Rowniez nieskonczonose<br />
"naznaczona" jest szczego\n~ dwuznacznosciq.. Skonczonose transcenduj~ca<br />
sam~ siebie jest jakims wyrywaniem sirr ku nieskonczonoki.<br />
Przekraczanie jest jakims pragnieniem nieskonczonoki, pragnieniem nieskonczonego<br />
szczrrseia i dobra.<br />
• W stron~ konkretu<br />
Mozemy wreszeie spytae 0 konkretnq. wiarrr, wiarrr w okres\onego Boga.<br />
Jak powiedzielismy, nieskonczonose stanowi~c to, co "poza", jest<br />
zarazem "przedmiotem" naszego ostatecznego zatroskania. Tillich nazwal<br />
troskrr 0 to, co dotyczy czlowieka, ostatecznie wiar~ . "Jest ona stanem bytu<br />
ogarnirrtego moc,! bytu Coo .) wiara jest doswiadczeniem tej mocy, czlowiek<br />
zostaje objrrty moc~ bytu transcendentnego, w ktorym wszystko, co jest,<br />
uczestniczy."36 Lecz wiara ta nie jest wiarq. w zwyklym sensie. Tillich<br />
nazywa ty wiarrr wiarq. absolutnq.. Wiara ta jest pozbawiona jakiejkolwiek<br />
trdei. Tillich nazwie trr wiarrr bezposredniq. swiadomoseiq. Bezwarunkowego,<br />
wskazujq.c tym samym, ze zarowno ludzka racjonalnose, jak<br />
i wiara znajdujq. w nim wspolny fundament. Bezwarunkowe jest "obecne,<br />
w znaczeniu bezwarunkowej pewnosci, kiedykolwiek swiadomose ogniskuje<br />
sirr na nim"37. Oznacza to wiarrr tylez niewq.tpliwq. co nieokrdlonq..<br />
" J.w., s. 136. <br />
'" P. Tillich, Mfstwo bycia, s. 167. <br />
37 P. TiUich, Theology of culture, s. 62.
RELlGlA NA GRANICY ROZUMU<br />
95<br />
Gdy nie oslania mnie iadna potwierdzona w praktyce skutecznosc pragmatycznej<br />
prawdy, iadna dowodliwa pewnosc swiadomosci intelektualnej,<br />
iadna daj~ca schronienie calosc ducha, to dotarlem do prawdy, dzi~ki kt6rej<br />
wylamuj~ si~ z calej swiatowej immanencji, zeby doswiadczywszy transcendencji<br />
powr6cic do swiata; wtedy jestem w swiecie i zarazem poza nim,<br />
i dopiero teraz jestem sob~ . 38<br />
Wiara absolutna, wiara odarta przez w~tpienie z jakiejkolwiek treSci.<br />
szuka swego ucieldnienia. To, co absolutne i nieokreslone, ostatecznie<br />
spelnia si~ w okrdlonoSci. Wiara absolutna przeradza si~ w konkretn~<br />
wiant~, wiar~ okreSlonej religii, wiar~ w okrdlone syrnbole itd. Ta wiara jest<br />
zwi~zana z jakims ryzykiem. "Wiara zawiera element uwarunkowania<br />
i z~da ryzyka. L~czy ontologicZI1~ pewnosc Bezwarunkowego z niepewnosci~<br />
wszystkiego, co uwarunkowane i konkretne."J9 Ryzyko nie dotyczy<br />
jednak "fund amentu wiary", lecz jego nieuniknionej konkretyzacji ucieleSnienia<br />
wiary absolutnej w swieeie podmiotowo-przedmiotowyrn. "Wiara<br />
to niew~tpliwie szczegolny sposob patrzenia na Boga. Spojrzenie specyficzne,<br />
ktore wszakZe z chwil~ jego sformulowania zostaje uwiklane w siatk~<br />
logiczno-rozumow~, co do ktorej filozof rna prawo wydawae s~dy."40<br />
W ten sposob transcendencja pojawia si~ na poziomie immanencji.<br />
Oczywiscie tylko w ten sposob moze si~ pojawie "w swiecie czlowieka",<br />
jako taka musi zostae wy--slowiona. Z filozoficznego punktu widzenia<br />
wy--slowienie morna rozumiee jako postae uzewn~trznienia si~ ludzkiego<br />
podmiotu, przejaw ludzkiego ducha, jako podlegaj~ce krytycznej ocenie<br />
tego ducha uprzedmiotowienie. Oczywiscie uprzedmiotowienie niejest zlem<br />
samym w sobie, leez jedynyrn m07Jiwyrn sposobem przejawiania si~ religijnego<br />
ducha w swiecie. Uzewn~trznione tresci mog~ bye w niepowtarzalny,<br />
tajemniczy sposob "przepelnione" moc~ tworz~cego je ducha, kiedy duch<br />
"iyje w swoich fonnach". Lecz z drugiej strony uzewn~trznione treSci mog~<br />
nie zawierae go wcale; eksterioryzacja moze oznaczae alienacj\!. Religijna<br />
alienacja jest niebezpieczenstwem wci~z czyhaj~cyrn na kai:d~ tradycj~<br />
religijn~. To ostatecznie z ni~ zmaga si~ kaZdy religijny duch odnowy.<br />
KrzysztoJ Mech<br />
KRZYSZTOF MECH, ur. 1961, absolwent liIozofii i religioznawstwa UJ, asystent<br />
w Zakladzie Filozolii Religii ]nsty1utu Religioznawstwa UJ. Publikowal w "Logosie<br />
i Elhosie", "Studia Religiologica" i "Nomosie".<br />
J8 K. Jaspers, Filozofia egzysteneji, s. 108.<br />
lQ P. Tillich, Theology 0/ culture, s. 75.<br />
40 H. Dumery, Bog filoz%w ezy Bog tywy, "Zeak·' 447, s. 29.
WOKOL "VERITATIS SPLENDOR" <br />
ZBIGNlEW STAWROWSKI<br />
BLASKPRAWDY, <br />
BLASK WOLNOSCI <br />
Niedawno opublikowany Katechizm Koscioia Katolickiego przedstawil<br />
nam pelny wykiad katolickiej doktryny moralnej. Z tego tei: wzgl¢u<br />
Jan Pawel II w encyklice Veritatis splendor m6g1 ograniczye si~ do<br />
poruszenia tylko tych kwestii nauczania moralnego Kosciola, kt6re staly<br />
si~ przedmiotem aktualnych kontrowersji etyk6w i teolog6w. Wymagalo to<br />
oczywiScie om6wienia samych fundament6w teologii moralnej podwaianych<br />
przez pewne nurty mysli wspolczesnej. W Encyklice akcent poloiony<br />
jest jednak nie tyle na same zagadnienia moraine, co przede wszystkim na<br />
problem ich wlasciwego rozumienia i interpretowania.<br />
Tio papieskich rozwaian tworzy precyzyjne okrdlenie, na czym polega<br />
powolanie teologa i jaka jest w ramach wsp6Jnoty KOScioia jego wlasciwa<br />
rola i zadanie. Magisterium korzysta wprawdzie z pomocy teolog6w, ale to<br />
nie teologowie wyznaczajl! norm~ jego nauczania, w tym takie nauczania<br />
moralnego (116). Bowiem "czym innym jest sam depozyt wiary, czyli jej<br />
prawdy, a czym innym spos6b jej wyraiania" (29). Powolanie teologa to<br />
sluiba "wierze szukajl!cej zrozurnienia". W takiej mierze, w jakiej jest to<br />
moiliwe, rna on za zadanie trumaczye objawione prawdy wiary na<br />
uniwersalny j~zyk rozumu. Jedna prawda moie bye ujmowana i wyjasniana<br />
na wiele, mniej lub bardziej niedoskonalych sposob6w. Dlatego tei<br />
- pisze Jan Pawei II - "UrZl!d N auczycielski Koscioia nie zamierza<br />
oczywiscie narzucae wiernym iadnego okreslonego systemu teologicznego<br />
ani tym bardziej filozoficznego. Aby jednak »swi~ie strzec i wiernie
LASK PRA WDY. BLASK WOLNOSCI<br />
97<br />
yjasniae Siowo Boze«, zobowi~zany jest zabrae glos wtedy, gdy okrdlone<br />
urty mysli teologicznej i pewne twierdzenia filozoficzne s~ niezgodne<br />
prawd~ objawion~" (29).<br />
Encyklika jest wlasnie takim gJosem sprzeeiwu, przypominaj~cym<br />
undamenty nauczania moralnego KOScioia wobec rozpowszechnianych<br />
sp6lczesnie w~tpliwoSci i krytyki. Kiedy pami~ta si~ 0 wielkich sporach<br />
eologicznych, kt6re w dawnych epokach rozpalaly, ale takze i dzielily<br />
~hrzeseijan, sporach 0 rozumienie Tr6jcy Swi~tej, 0 pochodzenie zla, 0 sens<br />
ozej laski, to koncepcje, wobec kt6rych Papiez czuje si~ zobowi~zany<br />
~aj~e stanowisko, budz~ zadum~ i zaklopotanie. Dawni chrzeseijanie,<br />
~ewni swego wyr6znionego miejsca w swiecie, miewaJi najwyzej w~tpliwoci<br />
co do kwestii, jak ludzk~ wolnosc pogodzie z Boz~ Opatrznosci~.<br />
zisiaj natomiast powamie podnosi sit: problem, czy czlowiek istotnie<br />
ozni sit: od innych stworzen, czy w obliczu rozmaitych uwarunkowan<br />
udzkiego dzialania: biologicznych, psychologicznych, kulturowych, spolecz<br />
~ych, jest jeszcze w ogole sens mowie 0 wolnosei i moralnej odpowiedzialnoei<br />
czlowieka. Teorie uwarunkowan w swych skrajnych postaeiach sprowajzaj~<br />
go do bezwolnego mechanizmu, ktorego czyny, a raczej poruszenia,<br />
~aleme s~ od anonimowych sil i nie mog~ bye oceniane w perspektywie<br />
oralnej. Z drugiej strony, pojawiaj~ si~ rowniez koncepcje, ktore<br />
ibsolutyzuj~ wolnose, co w skrajnych wypadkach oznacza zakwestionow.<br />
ie istnienia jakichkolwiek bezwzgl~dnych, tzn. obowi~zuj~cych zawsze<br />
wsz~dzie, ograniczen dla ludzkiej samowoli.<br />
Owe koncepcje teologiczne stanowi~ oczywiste odzwierciedlenie pewego<br />
destrukcyjnego trendu obecnego we wspolczesnej kulturze, trendu juz<br />
ie tyle dechrystianizacji tej kultury - przekonanie 0 istnieniu czynow<br />
)ezwzgl~dnie zlych, jak rowniez 0 osobistej odpowiedzialnosei, a wi~<br />
wolnosei czlowieka, jest bowiem wspolne nie tylko dla calego kr~gu<br />
:ywilizacji judeo--chrzdeijanskiej, ale takze i dla wiel u innych wielkich<br />
:radycji religijnych i m~droseiowych - lecz barbaryzacji niszcz~cej funiamenty<br />
elementarnych wi~ spolecznych. Przeciwstawiaj~c si~ tenden<br />
:jom wypaczaj~cym sens moralnego wymiaru ludzkiego Zycia, Jan PawellI<br />
itara si~ przedstawie, jak w swietle Objawienia jawi sit,; kwestia ludzkiej<br />
Nolnosei. Szczegolnie wazne jest tutaj uchwycenie istotnej re\acji mi~dzy<br />
Nolnosei~ a prawd~. Niewlaseiwe uj~cie tego zwi~zku rodzi bowiem<br />
latychmiast falszywe koncepcje czlowieka i jego zycia moralnego.<br />
Przy lekturze Encykliki uderza przede wszystkim to, ze wyjasniaj~<br />
itanowisko Kosciola wobec kwestii moralnej Papiez posluguje si~ dwoma<br />
'6znymi j~zykami. W cz~sei pierwszej przywoluje obrazy z Ewangelii i na<br />
lrZykladzie rozmowy Jezusa z bogatym mlodziencem, ktory pyta: "Nau<br />
:zycielu, co dobrego mam czynie, aby otrzymae Zycie wieczne" (Mt<br />
19,16), otwiera przed nami gl~bi~ ewangelicznej moralnosci. Ma ona<br />
)rzede wszystkim charakter dynamiczny. Oznacza stopniowe dojrzewanie<br />
:zlowieka, dojrzewanie, kt6rego pierwszy konieczny szczebel stanowi<br />
:achowywanie przykazan, zwlaszcza tych z tzw. drugiej tablicy Dekalogu,
98 ZBIGNIEW STAWROWSKI<br />
sformulowanych w postaci zakazOw. Nastypnym etapem, etapem doskonaloSci<br />
jest spelnianie przykazania miloSci - porzucenie wszystkiego<br />
i pojScie za jezusem. Wezwanie do pelni Zycia moralnego kieruje siy przy<br />
tym do czlowieka jako istoty wolnej, rna charakter nie tyle nakazu, co<br />
propozycji: "Jdli chcesz ..." Te trzy zasadnicze aspekty: I) fundamentalna<br />
wolnose czlowieka, ktory - jdli chce - moze wkroczye na drogy moralnosci;<br />
2) bezwzglydna obowi,!zywalnose Bozych przykazan; oraz 3) wymiar<br />
doskonalosci - ukazuj,! siy w swietle ewangcJicznego przeslania jako istotne<br />
elementy Zycia moralnego czlowieka. Refleksja etyczna, ktora ich wszystkich<br />
nie dostrzega i nie uwzglydnia, musi bye uznana za niewystarczaj,!c,!.<br />
Dlaczego wiyc VI drugi m rozdziale Encykliki Jan Pawel II sam zaezyna<br />
m6wie jyzykiem pewnej okreslonej tradycji teologiezno-filozoficznej Chodzi<br />
tu nie tylko 0 to, ze ewangeliczny jyzyk jest zrozumialy wyl,!cznie dla<br />
tych, kt6rzy uwierzyli, nie tylko 0 to, ze wezwanie do pojscia za<br />
Chrystusem drog,! d oskonalosci moZe podj,!e tylko ten, kto Go juz<br />
wczesniej spotkal. G/ownym celem Encykliki jest przeeiwstawienie siy<br />
falszywym koncepejom i teoriom moralnym, .wobec ktorych wskazane jest<br />
odwolanie siy do argumentow racjonalnych. Rozstrzygniycie kontrowersji<br />
na plaszczyinie rozumowej jest rowniez 0 tyle istotne, ze najczysciej to<br />
wlasnie pogl,!dy filozoficzno-teologiezne rzutuj,! na sposob odczytywania<br />
Pi~m a Swiytego. Ale podjycie sporu na poziomie raejonalnego dyskursu<br />
oznacza rowniez zaproszenie do lilozoficznej dyskusji nad kwesti,! moraln,!,<br />
a tym samym otwarcie si y na moZliw,! krytyky, poniewaz jyzyk kazdej<br />
fil ozofii czy teologii jest czyms z koniecmosci niedoskonalym.<br />
Tradyeja filozofiezno-teologiezna, ktor'! w tym miejseu Eneykliki<br />
wspomaga siy Papiez, tradyeja poworuj'!ca siy na mysl sw. Tomasza, na<br />
pierwszy rzut oka wydaje siy szezegolnie przydatna w konfrontacji<br />
z koncepcjami krytycznymi wobec katolickiej doktryny moralnej. I to nie<br />
tylko dlatego, ze od stuleei jest ona gl6wnym oryzem KOScioia w intelektualnych<br />
sporaeh z wci,!z nowymi ideami pojawiaj,!cymi siy w swiecie.<br />
Podkrdlanie w ramaeh tej tradycji obowi,!zuj,!eego charakteru prawa<br />
naturalnego, ezy tez akeentowanie znaczenia obiektywnej prawdy w decyzjach<br />
moralnych, spra·.via wrazenie, ze potrafi ona przedstawie wlasciw,!<br />
odpowiedz na wyzwanie subiektywizmu i re1atywizmu dzisiejszej epoki. Ale<br />
naprawdy wl asciwa odpowiedz polegalaby nie tylko na wskazaniu bl~ ow<br />
odnosnych koncepeji moralnych, leez ponadto na wypraeowaniu jyzyka,<br />
kt6ry ocalilby to wszystko, co sluszne i prawdziwe w pogl,!dach kontestatorow.<br />
Aby udzielie odpowiedzi, trzeba jednak najpierw uslyszee pytanie,<br />
trzeba zrozumiee, Jakie wazne doswiadczenie stoi za takim a nie innym<br />
ujyciem problematyki moralnej. Tradycji tomistyeznej zdaje siy to w ogole<br />
nie interesowae. Ma ona w tej kwestii wlasn'!, niezaleZn,! od pojawiaj,!cyeh<br />
siy w dziejaeh konkretnych problem ow, uniwersaln
BLASK PRAWDY. BLASK WOLNOSCI<br />
99<br />
rozumianej prawdzie 0 czlowieku, pomija jej wymiar podmiotowy i tym<br />
samym staje si\ niezdolna do uchwycenia istoty fenomenu ludzkiej<br />
wolnosci.<br />
Trzeba tu jednak mocno podkreslic, ze tradycyjne tomistyczne uj\Cie<br />
kwestii moralnej nie jest bynajmniej po prostu falszywe. Jego autentyczny<br />
dorobek nie podlega przeciez zakwestionowaniu. Rzecz jednak w tym, ze<br />
potrafi one w ramach swojej struktury pojlCiowej uchwycic tylko jeden<br />
istotny aspekt moralnosci, a mianowicie stalosc i niezrniennosc zakazow.<br />
Innymi slowy: jest one wprawdzie zdolne do stworzenia znakomitej teorii<br />
odnosz~cej si\ do moralnosci Dekalogu, do moralnoSci Przykazan, natomiast<br />
uj\cie specyfiki wolnosci - a przede wszystkim jej dynamicznego<br />
charakteru, pozwalaj~cego wkroczyc na drog\ moralnego rozwoju, ktorej<br />
ostatecznym celem jest wymiar ewangelicznej doskonaloSci - pozostaje<br />
poza jego zasi\giem.<br />
Cal a Encyklika przenikni\ta jest napilCiem rni\dzy gl\bi~ doswiadczenia<br />
moralnego emanuj~cego z papieskiego tekstu a ograniczonym<br />
zasobem srodkow, za pomoc~ ktorych to doswiadczenie szuka adekwatnego<br />
wyrazu w j~zyku ftlozofii i teologii. Wydaje si~, ze Ojciec sw.<br />
doskonale rozumie, na czym polega slabosc tradycyjnej refleksji moralnej.<br />
Nie bez powodu, zanim si~ do niej odwola, podkrdla najpierw kluczowe<br />
znaczenie wolnosci czlowieka: "Ludzkie problemy - pisze - najszerzej<br />
dyskutowane i rozmaicie rozstrzygane we wspolczesnej refleksji moralnej<br />
sprowadzaj~ si\ wszystkie - choc na r6Zne sposoby - do zasadniczej<br />
kwestii: do kwestii ludzkiej wolnosci" (31). Ma on z jednej strony peln~<br />
swiadomosc, ze zyjemy w epoce, w ktorej uksztaltowala si~ szczegolna<br />
wraZliwosc na kwesti~ wolnosci. Z drugiej strony, wyraznie wyczuwa si(:<br />
jego obaw~ , Ze wypracowany w czasach nowozytnych filozoficzny j(:zyk<br />
wolnosci , z kluczowym dla niego poj~ciem autonomii czlowieka, nie jest<br />
wolny do wyrazenia nienaruszalnego charakteru fundamentalnych zasad<br />
moralnych. Wymieniane w Encyklice kontestuj~ce nurty teologii moralnej<br />
wyrosly przeciez w przestrzeni tego j~zyka. Czy jednak w takim rane<br />
- trzeba tutaj zapytac - nie pojawia si(: pal~ca potrzeba nowego,<br />
pogl(:bionego ujlCia ludzkiej wolnosci<br />
Si\gaj~c do tradycji Ojcow Kosciola, Jan Pawel II przypomina nam, ze<br />
wolnosc nie jest bynajmniej wynalazkiem czasow nowozytnych, ze uznanie<br />
iej szczegolnej wartosci stanowi od pocz~tku nieusuwalny element chrzes<br />
::ijanskiej tozsamosci. To przekonanie odnajdziemy chocby w tekscie<br />
lW. Grzegorza z Nyssy: "Dusza ujawnia sw~ krolewskosc i wielkosc (.. .)<br />
:lrzez to, ze jest niezalema i wolna, rz~dzi sob~ samowladnie kieruj~c si(:<br />
Nlasn~ wol~. Komuz innemu jest to dane, jesli nie krolowi" (38).<br />
Wolnosc, ktor~ czlowiek zostal obdarzony, stanowi wi~c szczegolny znak<br />
Nspoluczestnictwa w Boiym panowaniu nad swiatem. Trudno jednak nie<br />
:auwaiyc, ze przez wiele stuleci to szczeg61ne znaczenie ludzkiej wolnosci<br />
lie bylo w KOSciele zbytnio podkrdlane i w zasadzie dopiero Sobor<br />
,vatykanski II ponownie przywrocil jej nalezne miejsce: "Bog bowiem
100 ZBIGNIEW STAWROWSKI<br />
zechcial czlowieka pozostawic W ryku rady jego, zeby Stworzyciela swego<br />
szukal z wlasnej ochoty i lego siy trzyrnaj,!c dobrowolnie dochodzil do<br />
pelnej blogoslawionej doskonalosci" (34). Te i inne slowa z dokumentow<br />
soborowych przywolywane przez lana Pawla II ukazuj,!, ze g/ybokie<br />
doswi adczenie wolnosci nie jest obce wspolczesnemu KoSciolowi.<br />
Ale czy to doswiadczenie zostalo naleZycie przemyslane, zrozurniane<br />
i spojnie wl'!czone w calosciowe ujycie kwestii moralnej Czy jest do tego<br />
zdoina wci,!z dominuj,!ca tomistyczna refleksja moralna, ktora nie wolnose,<br />
lecz prawdy stawia w centrum swojego zainteresowania Ojciec<br />
Swiyty, nie dysponuj,!c bardziej precyzyjnyrn jyzykiem filozoficzno-teologicznyrn,<br />
taki:e poddaje siy wplywowi tej tradycji. Po podkresleniu szczegolnego<br />
znaczenia ludzkiej wolnoSci, na pytanie: ale 0 jak,! wolnose tu chodzi<br />
- pada odpowiedz: 0 wolnosc prawdziw'!. "ldli istnieje prawo<br />
- pisze Jan Pawel II - do poszukiwania prawdy na wlasnej<br />
drodze, to bardziej podstawowy w stosunku do niego<br />
jest ci'!z'!cy na kazdym czlowieku powazny obowi(!Zek<br />
moralny szukania prawdy i trwania przy niej, gdy si y j,!<br />
od n aj d zi e" (34 - podkr. Z.S.).l Od tego momentu, wraz z jednoznacznyrn<br />
zaakcentowaniem wyroznionego znaczenia prawdy, rozpoczyna siy<br />
prezentacja konsekwentnej, odwoluj,!cej siy do tradycji sw. Tomasza,<br />
doktryny moralnej wraz z jej podstawowym pojyciem, pojyciem naturalnego<br />
prawa moralnego.<br />
Warto siy jednak chwily zatrzymac nad powyzszym cytatem. Jest on<br />
bowiem jednym z tych k1uczowych zdan Encykliki, w ktorych wyraznie<br />
widac, jak jyzyk tomistycznej filozofIi redukuje sens doswiadczenia moralnego<br />
do jednego tylko z jego istotnych aspektow. Prawo do wolnoSci, do<br />
poszukiwania prawdy na wlasnej drodze, ktore tutaj zostalo uznane za cos<br />
mniej istotnego i podporz'!dkowane obowi'!zkowi poszukiwania prawdy,<br />
nie jest przeciez zadnym uprawnieniem , z ktorego czlowiek moze korzystac<br />
lub nie, lecz wlasnie prawem ludzkiej natury, prawem istotowyrn, czyms, co<br />
w sposob konieczny okresla ludzki sposob bycia w swiecie. Nie jest tak, :i:e<br />
czlowiekowi niekiedy w 0 1nos am od zi el n i e poszukiwac prawdy. Musi<br />
on zawsze szukac jej na wlasnej drodze, poniewaz innej drogi niz wlasna po<br />
pro stu nie rna. Piyknie pisal 0 tyrnjuz sw. Augustyn w Dialogu 0 nauczycielu.<br />
Zas w Soborowej Konstytucji Gaudium et spes, ktorOl Papiez cytuje kilka<br />
wierszy wczeSniej, znajdujemy najbardziej lapidarne ujycie tej oczywistosci:<br />
"Czlowiek ( ... ) moze zwracac siy do dobra tylko w sposob wolny" (34) .<br />
J Zacytowane roanie opatrzooe jest przypisem, w kt6rym Papiez odsyta oas mi¢zy iooymi<br />
do 2 artykuru Deklaracji 0 wolooSci retigijnej Dignilali. humanae. Ale tam wlasnie znajdujemy<br />
lekst - zreszt'l oajbardziej chyba radykalo'l aIirmacj~ ludzkiej wolnoilci ObeCD!! w olicjaloym<br />
dokumencie Kosciola katolickiego - zupelnie inacz.ej rozkladaj!!cy akcenty niz tomistycznie<br />
zorientowana wyktadnia zagadnien moralnycb : "Prawo do wolooki religijnej C... ) rna fundament<br />
rue w subiektywnym nastawieniu osoby, ale w samej jej naturze. Dlatego prawo do ow/ii<br />
wolnoki przysluguje trwale rowniei: tym, ktorzy nie wypeiniaj'l obowi'lzku szukaoia prawdy<br />
i trwania przy niej. Korzystanie z tego prawa nie moZe napotykac oa przeszkody, jeSli tylko<br />
zachowany jest sprawiedliwy tad publiczny."
BLASK PRAWDY, BLASK WOLNOSCI<br />
101<br />
Lecz w takim razie przeciwstawianie koniecznego prawa wolnosci<br />
moralnemu obowiqzkowi poszukiwania prawdy, a wi~ czemus, co z jednej<br />
strony sarno zaklada wolnosc, z drugiej t~ wolnosc dopemia, stanowi<br />
pomieszanie dwoch r6:inych porzqdkow, porzqdkow bynajmniej nie przeciwstawnych,<br />
lecz wzajemnie si~ uzupemiajqcych. Co wi~ej , to raczej<br />
prawo "wlasnej drogi", to, ze "Bog zechcial pozostawic czlowieka w r~ku<br />
rady jego", jest w pewnym sensie - jako konieczny, choc nie wystarczajqcy<br />
warunek mo:i:liwoSci kierowania si~ ku prawdzie - bardziej podstawowe od<br />
wszelkich moralnych obowiqzkow. Tylko bowiem wolna i samodzielna<br />
osoba moZe byc w ogole czymkolwiek zobowiqzana.<br />
Musimy wi~ szukac nowego j~zyka, takiego, ktory pozwoli nam<br />
zachowac dorobek tomistycznej mysli etycznej, ajednoczesnie wzbogaci go<br />
o wrazliwosc na inne istotne momenty doswiadczenia moralnego. Chodzi<br />
przeciez 0 to, by wlasciwie zrozumie6 relacj~ prawdy i wolnosci. MoZliwe<br />
zas jest tu nie tylko niebczpieczenstwo balwochwaIczego kultu ludzkiej<br />
wolnosci i oderwanie jej od obiektywnie istniejqcej prawdy, ale rowniez<br />
i odwrotnie - akcentowanie obiektywnej prawdy, przy zapoznaniu tego<br />
oczywistego faktu, ze konstytutywnym elementem prawdy 0 czlowieku jest<br />
jego wolnosc. Nie negujqc wartoSci mysli sw. Tomasza, trudno nie<br />
dostrzec, ze w czasach, gdy tworzyl on swoj system myslowy, kwestia<br />
wolnosci nie byla z pewnoSciq problemem pierwszoplanowym. W poszukiwaniu<br />
nowego j~zyka tym bardziej wi~ warto si~gnqc do inte1ektualnego<br />
dorobku czasow noworytnych, epoki, ktora oddychajqc wolnosciq<br />
wydala nie tylko piewcow swawoli, relatywizmu i nihilizmu, lecz takZe<br />
wielkich ftlozofow wolnosci - zarazem znakomitych obroncow uniwersalnego<br />
porzqdku etycznego.<br />
Zacznijmy od sprawy podstawowej. Czytamy w Encyklice: ,,1 tak<br />
w niektorych nurtach mysli wspolczesnej do tego stopnia podkresla si~<br />
znaczenie wolnosci, ze czyni si~ z niej absolut, ktory rna byc zr6dlem<br />
wartosci" (32). Lecz jesli z wolnosci czyni si~ absolut, nie dzieje si~ to<br />
- mimo wszelkich naduryc - bezpodstawnie. Jak bowiem inaczej pojqC<br />
wolnosc, skoro stoi ona ponad absolutem transcendentnej prawd y, ch ocby<br />
tylko w tym sensie, ze moze jej nie przyjqc i si~ od niej odwrocic Wolnosc<br />
jest absolutem, ale - jak to paradoksalnie wyrazil Schelli ng - a b sol ute m<br />
po c hod n y m 2. I chociaz takie poj~cie wydaje si~ dla tradycyjnego<br />
myslenia po prostu skandalem, to czy nie jest jednak tak, ze tylko<br />
pochodny absolut moze uzurpowac sobie prawo bycia absolutem bezwzgl~nym<br />
Po ch 0 d n y absolut rna poza sobq podstaw~, z ktorej<br />
pochodzi i ktora rownoczesnie stanowi jego eel; wolnosc wyrasta z prawdy<br />
i jedynie w prawdzie moze odnaldc swoje spemienie. Ale jako a b sol u t<br />
jest on w stanie dokonac odwrocenia kierunku od prawdy ku sobie<br />
samemu, odwrocenia, w ktorym zawiera si~ tajemnica wsze1kiego zla.<br />
2 "Poj(!Cie pocbodnego absolulu Iub boskosci nie jest wcale sprzecme i wr~C2 stanowi<br />
cenlralne poj(!Cie calej filozofii" - F. Schelling, Filozo/iczne haclania nacl iHOIq ludzkiej wolno-fci<br />
i spra....ami z Iym zwiqzanymi, Krakow 1990, s. 45.
102 ZBIGNIEW STAWROWSKI<br />
Czy takie rozr6i:nienie mi¢zy absolutem pochodnym i bezwzgl¢nym<br />
jest w ogole potrzebne Czy mowi one cos wiycej niz to, ze wolnose zalezna<br />
jest od prawdy, co przeciez rownie dobrze moma wyrazic posluguj,!c si~<br />
tradycyjnym aparatem poj~ciowym Po co wprowadzaC dose niepokoj,!c
BLASK PRAWDY, BLASK WOLNOSCI<br />
103<br />
niei jest p rawem. Prawo to rna wprawdzie inny charakter nii te<br />
prawa, ktorych tresc pokrywa si~ z przykazaniami Dekalogu. Moina je<br />
nazwae p raw emf0 r m a In y m, nie mowi bowiem, co naleiy czynie, aby<br />
post~pow ae moralnie, lecz jak, mianowicie w sposob autonomiczny<br />
i wolny. Mimo to jest one tak sarno ogolnym, koniecznym i niezmiennym<br />
prawem, ktorego naruszenie, podobnie jak naruszenie innych praw, niszczy<br />
naturalny lad ludzkiego iycia moralnego. Tak poszerzone p OJ~ci e prawa<br />
przelamuje konflikt woln oSci i prawdy, ujmuj,!c wolnose jako specyficzny<br />
wyraz prawdy, jako jej " formaln'!" treSe.<br />
Nowe uj ~cie prawa naturalnego nie jest byn ajmniej jedynie abstrakcyjn'l:<br />
igraszk,! inte1ektualn,!. Wr~z przeciwnie, otwiera one dost~p do bardzo<br />
konkretnej sfery i odslania fenomeny moraine, ktore do tej pory zbyt latwo<br />
umykaly naszej uwad ze. Tradycyjna refleksja moraIna, 0 czym swiadczy<br />
Encyklika, znakomicie i wyczerpuj,!co opracowala kwesti~ obiektywnych<br />
praw moralnych. Ich naruszenie, mowi,!c j~zyki em teologicznym, zawsze<br />
stanowi grzech. Ale jdli istnieje takie i inny rodzaj prawa, jeS\i prawdl!<br />
czlowieka jest nie tylko to, ~e zgodnie ze swoj ,!: naturl! rna bye posluszny<br />
Boiym przykazaniom, lecz rowniei, ie rna to czynie w sposob wolny, to<br />
obok grzechow naruszaj'!cych przykazania staje przed nami problem<br />
grzechu przeciwko wolnosci.<br />
Wolnosc jest ze swej istoty dynamiczna. Jest czyms, co wzrasta<br />
i dojrzewa, co wymaga zatem odpowiedniego pokarmu i srodowiska,<br />
innymi slowy - wlasciwego wychowania. Celem m'l:drej pedagogii moie<br />
bye tylko jed no: stworzenie jak najlepszych warunkow rozwoju samej<br />
wolnosci, a tym samym wychowanie osob dojrzarych, zd olnych do<br />
samodzielnych wyborow moralnych . Przeciwienstwem wychowania do<br />
wolnosci bylaby natomiast akceptacja infantylizmu czy wr~cz wynoszenie<br />
go na piedestal idealu moralnej postawy. Orzech przeciwko wolnosci<br />
przyjmuje dwie scisle ze sob,! zwi,!zane przeciwstawne formy; kusi bowiem<br />
zarowno wychowankow, jak i wychowawcow. Pierwsza z nich to opisana<br />
przez Ericha Fromma " ucieczka od wolnosci", I~k przed iyciem na wlasny<br />
rachunek, ktory czlowiek probuje ukoie przy pomocy zewn~trznych<br />
srod kow czy autorytetow. Druga fornla rna jednak znacznie wi ~ksz
104 ZBIGNIEW STAWROWSKI<br />
Ograniczenie rozwazan moralnych do przedmiotowo pojmowanych<br />
praw naturalnych rna swoje reperkusje rue tylko w odniesieniu do<br />
moralnosci jednostkowej, ale rowniez do zagadnien politycznych i spolecznych.<br />
Tomistyczna refleksja nad spoleczenstwem rna powame problemy ze<br />
zrozumieniem sensu wspokzesnej demokracji i zaakceptowaniem jej szczegolnej<br />
wartosci. Istot 'l i fundamentem demokracji jest bowiem<br />
poszanowanie formalnego prawa wolnosci. Sarno<br />
poj~ie demokracji nic nam jeszcze nie mowi 0 trdci praw, ktore w niej<br />
panuj'l. Demokracja okrdla jedynie to, j a k te prawa mog'l bye uchwalane<br />
i wprowadzane, mianowicie w taki sposob, ktory szanuje i uznaje wolnose<br />
wszystkich obywateli. Wystarcza to w zupemosci, by uznae jej przewagy<br />
nad innymi ustrojami politycznymi, mimo ze w stosunku do tego, co<br />
zostalo uchwalone i obowi'lzuje w panstwie jako treSe jego praw, demokracja<br />
- podobnie zreszt'l jak i inne formy ustrojowe - pozostaje indyferentna.<br />
Problem stanowionych praw i ich zgodnoki z obiektywnym prawem<br />
naturalnym nada! pozostaje kryterium oceny konkretnego porz'ldku<br />
politycznego, ale krytyka ewentualnych rozbieznoki, jeSli sarna z kolei nie<br />
chce przeciwstawie siy prawu naturalnemu, nie moze uderzae w formaln'l<br />
zasady demokracji.<br />
Dziyki szerszemu pojyciu prawa naturalnego udaje siy spojnie opisae<br />
dwa istotne aspekty doswiadczenia moralnego: moment ludzkiej wolnosci<br />
oraz bezwzglydn'l obowi'lzywalnose uniwersalnych norm. Natomiast znalezienie<br />
jFyka, ktory potrafilby uchwycie trzeci wymiar tego doswiadczenia,<br />
wymiar moralnej doskonalosci, stwarza znacznie powazniejsze<br />
trudnosci. Mimo to potrzeba poszukiwania takiego jyzyka wydaje siy<br />
oczywista. Przestrzeganie przykazan, zakazow zabraniaj'lcych popelniae<br />
czyny bezwzglydnie zle, jest tu tylko warunkiem minimalnym. Scisle rzecz<br />
bior'lc, 0 tym, kto jedynie przestrzega zakazow, tzn. nie czyni nic zlego, nie<br />
moma jeszcze powiedziee, ze czyni cos dobrego. Gdybysmy siy wi~<br />
ograniczyli do kwestii przestrzegania przykazan negatywnych, naszym<br />
etycznym idealem, zamiast d'lzenia ku dobru, stalaby siy moralna bezczynnose.<br />
Ale czy mozemy wskazae jakis zestaw pozytywnych nakazow, zbior<br />
pozytywnych ogolnie obowi'lzuj'lcych norm moralnych Nie da siy tu<br />
chyba stwierdzie czegokolwiek wict:cej nii: "Jeieli jui zachowujesz przykazania,<br />
to kochaj i rob, co chcesz." Nie istnieje zadne inne pozytywne<br />
przykazanie nii przykazanie milosci, przykazanie, ktore posiada jednak<br />
dose szczegolny charakter. Trudno powiedziee, ie jest ono norm'l, ktora<br />
obowi'lzuje, i ie nalezy je przestrzegae tak, jak inne przykazania. Takie<br />
sformulowanie poraia wrycz swoj'l niezr~znosci'l. Nie chodzi przeciez<br />
o to, by przestrzegae przykazania rnilosci, lecz 0 to, by kochae. Przykazanie<br />
milosci niejest iadnym ogolnym prawem, lecz wezwan iem, czyms na<br />
wskros indywidualnym, skierowanym do tego oto czlowieka. 1m bardziej<br />
poddajemy si y temu wezwaniu, tym glct:biej odslania si y przed nami sens<br />
owego przykazania, sens konkretny i niepowtarzalny. "Przykazanie milosci
BLASK PRAWDY, BLASK WOLNO~CI<br />
105<br />
Boga i blimiego - pisze w Encyklice Papiei - ze wzgl¢ u na sw~ pozytywn~<br />
dynami k ~ nie wyznacza iadnej gornej granicy, okrdla natomiast grani~<br />
doln~, ktor~ przekraczaj~c czlowiek lamie przykazania" (52). Doln~<br />
grani~ okreslaj~ slowa: "Miluj bliiniego swego jak siebie samego",<br />
przykazanie minimum miloSci, ktore ze wzglt;du na przyj~t~ miar~ : ,jak<br />
siebie samego" jest wlasciwie toisame z nakazem sprawiedliwosci. Droga<br />
ku gorze pozostaje otwarta...<br />
Wprawdzie do sfery miloSci wprowadza niepowtarzalne wezwanie, to<br />
jednak owo wezwanie i odpowiedZ, jak~ ono znajduje, nie s~ ai: tak<br />
indywidualne, i:eby - przynajmniej w jakiejs mierze - nie mogly zostac<br />
uogolnione i przekazane innym. Nie da si~ oczywiscie stworzyc ogolnej<br />
koncepcji doskonalosci moralnej. Moiemy natomiast opisywac doswiadczenia<br />
miloSci, 0 ile sarna milosc zechce si~ przed nami odslonic i nas sob~<br />
doswiadczyc. Nigdzie indziej nie widac tak dobrze jak tutaj, ie poznanie to<br />
nie tylko teoria, leez przede wszystkim inicjaeja. Najbardziej cenne prace<br />
opisuj~ce t~ sfer~ poehodz~ bez w~tpienia z kr~gu poszukiwaezy doswiadezen<br />
zroolowyeh, z kr~gu szeroko rozurnianej fenomenologii. Analizy<br />
takieh ehocby fenomenow jak odpowiedzialnosc, nadzieja, wiernosc, wina<br />
to w gruncie rzeezy nieustanne wysilki odnajdywania tej samej milosci<br />
w niezmierzonym bogactwie jej imion i odcieni. Sposrod najbardziej<br />
zasluionych na tym polu myslicieli, obok Gabriela Marcela, naleialoby<br />
wymienic przede wszystkim Emrnanuela Uvinasa. Jego wizja czlowieka<br />
jako tego, kto w swej najgl~bszej istocie jest calkowieie dla i za drugiego,<br />
stanowi najbardziej radykaln~ prob~ nazwania w j~zyku filozofieznym<br />
powolania do doskonalej milosci.<br />
Choc trudno przecenic wartosc tych filozoficznyeh poszukiwan, to ieh<br />
znaezenie dla doktryny moralnej Kosciola nie jest jui ai tak waine, jak<br />
kwestia przestrzegania praw naturalnyeh. Pasterska misja KOScioia to<br />
przede wszystkim praca budowania fundamentow moralnych. Kaide<br />
m~dre wyehowanie rozpoezyna si~ od rzeezy elementamyeh. Kiedy te<br />
zostan~ jui jednak przyswojone i uwewn~trznione, stopniowo powierza los<br />
podopieeznego jego wlasnej roztropnoSci. Sfera doskonalosei moralnej to<br />
sfera samotnej wolnosci, a okrdlanie w niej ogolnie obowi~zuj~eyeh<br />
powinnosci zamieniloby nauczanie w pouczanie moraIne. Czyi moina<br />
bowiem drugiemu nakazac np. m~ezenstwo Wszelka nauka moralna,<br />
w tym i nauka Kosciola, musi si~ stopniowo wyeiszac, by w pewnym<br />
momeneie zamilkn~c. Ale nie oznaeza to weale porzucenia wyehowanka,<br />
leez przekazanie go w r~ce jedynego prawdziwego Mistrza, ktorego<br />
sw. Augustyn nazywal wewn~trznym nauezycielem.<br />
Oczywiseie mog~ ezasem pojawic si~ w~tpliwosei co do rozgraniczenia<br />
obu etapow rozwoju moralnego. Takim przykladem jest wei~i dyskutowana<br />
kwestia srodkow antykoncepcyjnyeh. Papiei odnosi si~ do niej<br />
tym razem w jednym tylko krotkim akapicie. Przytaeza w nim slowa<br />
z encykliki Humanae vitae, ktore uiywanie tego typu srodkow okreslaj~<br />
jako to, "co ze swej istoty narusza lad moralny - a co tym samym nalciy
106 ZBIGNIEW STAWROWSKI<br />
uznac za niegodne czlowieka - nawet w przypadku, jdli zostaje to<br />
dokonane w zamiarze zachowania lub pomnozenia d6br poszczeg61nych<br />
ludzi, rodzin lub spoleczenstwa" (80). Czy jednak rzeczywiSci.e stosowanie<br />
nieaborcyjnych srodk6w antykoncepcyjnych w tym sensie narusza lad<br />
moralny, ze stanowi przekroczenie kt6regos z przykazan i wobec tego<br />
wlasciwy jest tutaj j~zyk moralnych zakaz6w Czy tez moze propozycja<br />
rezygnacji z nich naleiy juz do sfery wezwania do doskonalej milosci i jako<br />
taka wymaga odmiennego jt;:zyka<br />
Powyzsze refleksje na marginesie Veritatis splendor oraz wszystkie<br />
uwagi krytyczne czy tez raczej uzupelnienia - prawdziwa krytyka nie jest<br />
bowiem niczym innym jak uzupelnieniem - maj'l jedno zasadnicze zr6dlo.<br />
Jest nim przekonanie, ze w epoce, w kt6rej uksztaltowala sit;: szczeg61na<br />
wrazliwosc na kwesti~ wolnoSci, jesli si~ chce bye wysluchanym i zrozumianym,<br />
trzeba m6wic 0 sprawach moralnych zupelnie nowym jt;:zykiem.<br />
J~zykiem, kt6ry mimo wszelkich moZliwych naduzyc i zagrozen nie It;:ka sit;:<br />
wolnosci, lecz przeciwnie - potrafi w pelni ukazac jej blask.<br />
Zhigniew Stawrowski<br />
ZBIGNIEW STAWROWSKl, ur. 1958, dr fIlozolii, adiunkt na Wydziale Filozolicznym<br />
PAT. Publikowal m.in. w "Tygodniku Powszechnym", "<strong>Znak</strong>u" i "KJytyce".<br />
Autor ksi~ki Polityka i pralVo IV jilozojii Hegla (<strong>1994</strong>).
TEMATY I REFLEKSJE <br />
AND RZEJ LAZARI <br />
ETYKA PIESNI <br />
ALEKSANDRA GALICZA <br />
KJ~ska na arenie empirii przy zwyci~slwie W swiecie<br />
wartosci to chyba jedna z najbardziej niewll,tpliwych<br />
poslaci lragizrnu.<br />
Henryk Elzenberg<br />
Do niedawna nazwisko Aleksandra Galicza (1919-1977) bylo usuwane<br />
przez cenzur~ rue mniej stanowczo i starannie, ruz nazwiska Aleksandra<br />
Solzenicyna i Andrieja Sacharowa.<br />
Na pocz~tku lat sZeSCdziesi~tych Galicz byl wzi~tym dramaturgiem<br />
i scenarzyst~ filrnowym, czlonkiem Zwi~zku Pisarzy i Zwi~zku Filmowcow<br />
Radzieckich. Spod jego piora wyszly populame w swoim czasie sztuki: Utica<br />
chlopcow (1946), Tu mowi Tajmyr (1948, wspolautor - Konstanty Isajew,<br />
polskie wydanie - Warszawa 1949), Pod szczflsliwq gwiazdq (1957) i wiele<br />
innych, a takze szereg scenariuszy filrnowych (Wierni przyjaciele. Dygnitarz<br />
na tratwie - po\skie wydanie w tlumaczeniu Zofii Lapickiej, Warszawa 1954,<br />
Zmartwychwstaly po trzykroc. Biegnqca po falach. Proszfl 0 ksiqikfl zaialen).<br />
W drugim tomie radzieckiej encyldopedii literackiej (1964) czytamy, iz<br />
Galicz byl rowniez "autorem populamych piosenek 0 mlodziezy".<br />
I wlasnie owe "piosenki" (co prawda - nie 0 mlodziezy) staly si~<br />
bezposredrull przyczyn~ zerwania z Galiczem w kOllCU lat sZeSCdziesi~tych<br />
wszystkich umow wydawniczych. W 1971 roku wykluczono go ze Zwi~zku<br />
Pisarzy i tzw. Funduszu Literackiego, a na poczlltku 1972 roku takze ze<br />
Zwi~zku Filmowcow. Pozbawiono go wszelkiej moZliwoSci zarobkowania<br />
i zmuszono do emigracji (w 1974 roku). Zgin~1 w ParyZu 15 grudnia 1977<br />
w bezsensownym wypadku, porazony pr~dem.
108 ANDRZEJ LAZAR!<br />
Do niedawna 0 historii spoleczenstwa radzieckiego du:i:o wi~j inforrnacji<br />
dostarczala tworczosc Sol:i:enicyna, Ajtmatowa, Rasputina, Dudincewa,<br />
Rybakowa, Granina, Okudzawy, Wysockiego niz prace radzieckich<br />
historykow, ekonomistow i fLlozofow. T~ list~ bez w'ltpienia moma<br />
rozszerzyc rownie:i: 0 nazwisko Aleksandra Galicza, ktory przez sw'! poezj~<br />
byl nie tylko wielkim artyst'!, lecz tak:i:e filozofem, historykiem, a nawet<br />
socjologiem i ekonomist,!.<br />
W filozofii zajrnuje Galicza przede wszystkim etyka: problem konfliktu<br />
wartosci rnoralnych, godnego i niegodnego kompromisu, norm bezwarunkowo<br />
obowillzujllcych w karoej spolecznosci ludzkiej a niszczonych przez<br />
ideologi~ stalinowskll i poststalinowsk'!. Wszystkie te zagadnienia znalazly<br />
dobitny wyraz w najbardziej popularnej jego pidni, zatytulowanej Walczyk<br />
poszukiwaczy ziola:<br />
Myod dawna jestdmy dorosli, <br />
Nie placimy szezeniaetwu daniny <br />
I po skarby na wyspy wolnosci <br />
Nie biegniemy, by nie stracic sily. <br />
Nie w pustyni i nie pod namiotem, <br />
Bez zb¢nego swiecenia oczami, <br />
Lecz, 0 ile milczenie jest ztotem, <br />
My jestesmy poszukiwaezami. <br />
Przemilez, przemilez, a b~ziesz bogaty!<br />
Cisza, spokoj zapewni dostatek!<br />
I nie wierz~e ni sercu, ni glowie,<br />
By nie wyszlo jakowes faux-pas,<br />
Tyle razy milkniemy w pol slowa ...<br />
Nie na przekor, rzecz jasna, a "za!"<br />
Gdzie s~ teraz krzykacze, narwaney<br />
Naszumieli i wpadli za mlodu ...<br />
A milcz~ey - zrobili pieni~dze ,<br />
Gdyi milczenie, jak wiemy, to zloto.<br />
Przemilcz, przemilez - dorobisz si~ daczyl<br />
Cisza, spokoj zapewni dostatek!<br />
I gdy wreszcie stoimy na ezele,<br />
Omarnila przemowien nas gra,<br />
Lecz z mow naszyeh, powielanyeh stale,<br />
Wci~i wylazi niemoty ezern zla.<br />
Niechaj inni, ezy z bolu, ezy z glodu,<br />
Z poniienia - niech krzyez~.... Lecz po co<br />
My z milczenia zrobimy doehody,<br />
Gdyi milczenie, jak wiemy, to zloto!<br />
Ot, jak latwo jest zostac bogaczem, <br />
Ot, jak latwo dorobic si~ daezy, <br />
Ot, jak lalwo jest zostac .. . katem: <br />
Cisza, spokoj zapewni dostalek! <br />
Pidn Galicza jest zjednej strony swego rodzaju "dowodem nie wprost"<br />
na traktowanie norm moralnych jako tylko wzgl~nie sytuacyjnie obowi,!
ETYKA PIESNI ALEKSANDRA GALICZA<br />
109<br />
zuj~cych, z drugiej - poetyckim wezwaniem do poszukiwania norm,<br />
ktorym czIowiek niezalemie od sytuacji powinien dochowac wiernoSci.<br />
"Istniej~ kompromisy - pisze Maria D~browska w swoich Szkicach<br />
o Conradzie - ktore sprzyjaj~ iyciu i oczyszczaj~ je, i kompromisy<br />
niegodne, ktore zatruwaj~ atmosfer~ i rodz~ nowe, coraz bardziej nierozwi~zalne<br />
konflikty." 0 tym samym mowi Galicz w swej piesni.<br />
Pyta: czy godny jest twoj kompromis, polegaj~cy na milcz~cym<br />
przyzwoleniu na istnienie niesprawiedliwoSci, bolu, niedostatku w sytuacji<br />
zagroienia twojej wolnoSci<br />
Odpowiada: nie, niegodny - milcz~c stajesz si~ odpowiedzialny za cale<br />
zlo, wobec ktorego zajmujesz postaw~ komprornisow~, milcz~ stajesz si~<br />
jednym z katow; stanowcze "Nie!" dla niesprawiedliwoSci, cierpienia, glodu<br />
jest jedn~ z norm bezwarunkowo obowi~j~ych kaZdego czIowieka.<br />
Do problemu przyzwolenia na zlo poprzez postaw~ milcz~cego kompromisu<br />
Galicz wraca w swej tworczoSci niejednokrotnie. Najostrzej<br />
problem ten postawiony zostal w piesni Pociqg:<br />
Ni szabl~, ru przyganami<br />
Od dawna nie brzl!kamy:<br />
Witamy sil! z podlecami,<br />
Szpic10wi sil! klaniamy ...<br />
i niezwykle rzadko uswiadamiamy sobie fakt, ii nasze milcz~ce przyzwolenie<br />
na zlo sprzyja tworzeniu rzeczywistosci, ktoq poeta przyrownuje<br />
do poci~gu zmierzaj~cego do... Oswi~cimia.<br />
Sk~d si~ bierze nasze mi1czenie ezy tylko ze strachu 0 wIasn~ skor~<br />
Gdyby tak bylo, norma wybaczania doznanych krzywd jawilaby si~<br />
Galiczowi jako norma sensowna, tym bardziej, ie sankcjonuje j~ tradycja,<br />
jednak, zdaniem poety, milczenie wyplywa przede wszystkim z oboj~tnosci<br />
na cudz~ krzywd~:<br />
Zgnilo zawszone ubranie wil!inia, <br />
Wszystkie smutki zebrano w tom, <br />
A nad Babim Jarem - smiech i muzyka ... <br />
Spij wi\!C synku, spokojnie spij. <br />
A oboj~tnosci poeta wybaczyc nie jest w stanie:<br />
.. . Ludzie obojl!tni mi wybaczll,<br />
OboWnym nie wybaczl! ja!<br />
(Zasypiajqc i budzqc si~)<br />
Poetyckie "Ja" Galicza moma byloby przyrownac do ,,Ja" bohatera<br />
powieSci Jurija Dombrowskiego Fakultet rzeczy niepotrzebnych - archiwisty<br />
Zybina. Galicz, podobnie jak Zybin, jest "archiwist~" norm moralnych<br />
i wartosci zawartych w takich poj~iach jak prawda, dobro, sumienie,<br />
sprawiedliwosc, uczciwosc, honor, przyja:lJl, etc., ktore w rzeczywistosci<br />
totalitamej zepchni~te zostaly do symbolicznych muzeow i archiwow.<br />
Jednostka, jeSli chce zachowac czlowieczenstwo, nie rna moralnego prawa<br />
ulec totalitarnej przemocy i wyzbyc si~ tych norm i wartosci, nawet za cen~
110 ANDRZEJ LAZAR!<br />
Zycia. Walk~ 0 zachowanie czlowieczenstwa Zybin wygral, tak jak i wygral<br />
j'l (choc w sposob 0 ile bardziej tragiczny) lanusz Korczak w poemacie-pidni<br />
Galicza Kadisz.<br />
Galicz zdaje sobie spraw~, jak trudna jest taka walka i ze naleZy j'l<br />
rozpocz'!:c od uwolnienia moralnego "la" w samym sobie, od pokonania<br />
"czorta", ktory z mojego "la" chce zrobic "My":<br />
Liczylem owce i laic, i siak, <br />
A jednak nie zasnlllem, <br />
I wtedy zjawil siC; moj Clort, <br />
I wierzchem dosiadl stolek . <br />
I rzekl moj czort: .. Wic;c, bracie, jak, <br />
Jalc sprawc; zakOliczymy <br />
Spiszemy c}Tograf i daIejie w tan, <br />
Troszeczkc; pogrzeszymy! <br />
A lajdacz siC; stary, do woli klam, <br />
Przyjaci61 sprzedaj hurtem! <br />
Ze placic przyjdzie ... - pomysl sam, <br />
Ze placic przyjdzie potem! <br />
Zasmakuj bracie - s10dki jest grzech, <br />
Gdy jui wyblaknll sny. <br />
I szczc;scie nie w wielosci cech, <br />
A w tym, ie ja to My! <br />
Nikt nie oslldzi, zrozumie wszalc, <br />
Nie ma przeklenst wa przeszlych dni, <br />
Gdy ze wszystkimi powiesz - talc! <br />
I ze wszystkimi - nie! <br />
I bctdziesz wilki na zierni pasl, <br />
I uczyl je merdac spolem! <br />
Ze placic przyjdzie ... - pomysl sam, <br />
Ze placic przyjdzie potem! <br />
Co z duszll tWIl Zeszloroczny snieg!<br />
Od dawna jui: w oczy nie kluje!<br />
Atomu wiek, kamienny wiek -<br />
Sumienie grosz kosztuje!<br />
I komu potrzebne to »dobro« dzis, <br />
Gdy droga dla wszystkich - w piach .. . <br />
Wi~ dalejie, bracie, pioro bierz! <br />
I podpisz siC; tutaj, tak.. ... <br />
Tu czort poczochral kciukiem brew ... <br />
Podsunlll mi kalamarz, <br />
A ja spytalem go - "To krew" <br />
"Atrament" - odrzekl kpiarz ... <br />
Alleluja, aUeluja! <br />
"Alrament" - odrzekl kpiarz. <br />
(Jesz cze raz 0 czorcie)<br />
To nieprawda, mowi Galicz, ze z "czortem", chc,!:cym zniszczyc nasze<br />
moraIne "la", podpisujemy cyrograf krwi,!: - podpisujemy go zwyklym<br />
atramentem zawsze wtedy, gdy w imi~ wlasnej wygody oboj~tnie przecho
ETYKA PIESNI ALEKSANDRA GALICZA<br />
111<br />
dzimy obok krzywdy innych, gdy pr6bujemy utozsamiae siebie z abstrakcyjnym,<br />
bezdusznym, totalitarnym "My".<br />
W powieSci Eugeniusza Zamiatina My jednostkom, kt6re z "My" nie<br />
chc'l si~ utozsamie, wypala si~ cz~sc m6zgu rOOz'lCCl fantazj~ . W swiecie<br />
totalitarnym Galicza jednostce OObierane S'l normy moraine. Otrzymujemy<br />
rzeczywistosc, kt6r'l jeden z bohater6w powiesci Beniamina Kawierina<br />
Artysta nieznany przedstawia w spos6b nast~puj'lcy:<br />
Moralnosc Nie mam czasu, by zastanawiac si~ nad tym slowem. Jestem<br />
zajtrty. Buduj~ socjalizm. Gdybym jednak musial wybierac pomit;dzy moralnosci'l<br />
i gaciami - wybraJbym gacie.<br />
Galicz nie goozi si~ z tak'l rzeczywistosci'l, wysmiewa, wyszydza<br />
okrutn'l filozofi~ "My" - Kronosa pozeraj'lcego kazd'l indywidualnose,<br />
kazd'l osobowoSe szukaj'lc'l ucieczki z zamkni~tego kr~gu totalitaryzmu:<br />
Serce mam polatane, <br />
I w szarym kurzu skronie, <br />
Lecz ja wybieram Wolnosc, <br />
I gwiidzcie sobie do woli! <br />
Czy w totalitarnym swiecie "My" jednostka moze bye wolna Czy<br />
w kolektywizmie, w kt6rym obowi'lZUje zasada "nie rna ludzi niezast'lpionych",<br />
jest miejsce dla morainego "Ja", kt6re w duchu etyk wywOOZ'lcych<br />
si~ z kultury srooziemnomorskiej z zasady jest "niezast'lpione"<br />
Wydawaloby si~, ze OOpowiedz na takie pytania moze bye tylko<br />
negatywna, jednak Galicz nie daje odpowiedzi jednoznacznie negatywnej,<br />
gdyz w swiecie "My" znajduje (pOOobnie jak np. wspomniani Zamiatin<br />
i Dombrowski) jednostki, kt6re broni'lc swego moralnego "Ja" totalitaryzmowi<br />
nie ulegaj'l i zachowuj'l w ten sposob wolnose wewn~trzn'l, mimo<br />
calkowitego zniewolenia zewn~trznego. Wolne, moralne "Ja" Galicz 00<br />
krywa mit;dzy innymi w Januszu Korczaku i Annie Achmatowej, w Osipie<br />
Mandelsztamie i w Borysie Paslernaku, i oczywiscie w sobie samym.<br />
Problem "Ja" i "My" jest lradycyjnym problemem kultury rosyjskiej.<br />
Dla wi~kszosci myslicieli rusofIlizuj'lcych, dziewi~tnasto- i dwudziestowiecznych,<br />
"Ja" symbolizuje zagubion'l w swiecie zachodnim, OOerwan'l<br />
cd kolektywu (narodu, klasy, panstwa etc.) jednostk~, w odroi:nieniu od<br />
zjednoczonego w kolektywie, wolnego jakoby cd wszelkich sprzecznoSci,<br />
rosyjskiego, slowianskiego, narodowego, klasowego lub panstwowego<br />
"My". Najogolniej rzecz ujmuj'lc, w imi~ "Ja" wyst~owala i wyst~puje<br />
rosyjska mysl okcydentalizuj'lca, poszukuj'lca wartosci og6lnoludzkich,<br />
natomiast po stronie "My" opowiadaj'l si~ nurty, ktore umownie do tej<br />
pory nazywane S'l slowianofilskimi (do wsp6lczesnych radzieckich "slowianofilow"<br />
zaliczye mozemy mit;dzy innymi Wiktora Czabnajewa, Jurija<br />
Selezniewa, Igora Szafarewicza, tworc6w skupionych wokol towarzystwa<br />
"Pamiat' ", czasopism "MolOOaja gwardija", "Nasz sowriemiennik",<br />
"Wiecze", "Ziemla" etc.). Do wyj'ltk6w nalez'l tacy "slowianofile" jak<br />
Apollon Grigorjew czy wsp61czeSnie Dymitr Lichaczew i Aleksander
112 ANDRZEJ LAZARl<br />
Sotzenicyn, ktorzy w "My" broni~ prawa "Ja" do wolnosci, jak i tacy<br />
"okcydentaliSci.", ktorzy nie rezygnuj~c z wolnego "Ja" probuj~ stworzyc<br />
swiat "My" (w przeszloSci. np. Aleksander Hercen).<br />
Galiczjest oczywiscie "okcydentalist~" w sensie poszukiwania wartosci<br />
ponadkolektywnych (ponadnarodowych), ogolnoludzkich w imi~ wolnego<br />
"Ja". Jedynym "s!owianofilem", do ktorego odnosi si~ z sympati'!, jest<br />
wspomniany Apollon Grigorjew. W swych utworach kilkakrotnie odwo!uje<br />
si~ do Grigorjewowskiej Cyganskiej w(!gierki, by pokazac, do<br />
jakiego stopnia wolne, romantyczne "Ja" splugawione zostalo przez<br />
totalitaryzm. W pidni Potegnanie z gitarq siedmiostrunowa gitara Grigorjewa<br />
w rzeczywistosci totalitarnej rna juz tylko jedn~ strun~ i staje si~<br />
instrumen tern "nomenklaturowym".<br />
Walcz'!c 0 wolne "Ja" w rzeczywistosci totaiitarnej, Galicz wkracza<br />
w niezwykle trudny problem obywatelskiego sprzeciwu. Poeta jest zdecydowanym<br />
przeciwnikiem stosowania przemocy w walce ze zlem. Nie<br />
znaczy to jednak, aby by! zwolennikiem jedynie biernego oporu, polegaj,!<br />
cego na psychicznym (nie ujawnianym na zewn'!trz) protescie wobec<br />
zjawisk i:ycia publicznego. Ze wspolczuciem i zrozumieniem ocenia kl~sk~<br />
artystyczn'! Anny Achmatowej, gdy ta w 1950 roku, chc,!c ratowac syna,<br />
pisze wbrew sobie samej wiersz wys!awiaj,!cy Stalina. Galicz nie os¥iza<br />
Achmatowej, cierpi wraz z ni,! i jednoczesnie uswiadamia nam, ze sam<br />
bierny opor w rzeczywistosci totalitarnej moze uzewn~trzniac si~ niekiedy<br />
jeszcze wi~kszym zniewoleniem (Bez tytulu). Dlatego poeta w petni<br />
swiadomie wtasnl!: postaw,! i tworczoSci,! nawoiuje do oporu czynnego,<br />
ktory wcale nie musi poci,!gac za sob,! stosowania przemocy:<br />
Nie siadaj ze szmatq do stolu, <br />
Przed pochlebslwem nie chyl czola, <br />
I nie wierz ni w czyste niebo, <br />
Ni w usmiech pseudoboga. <br />
(Walczyk poslVifcony regulaminolVi<br />
sluib y worlowniczeJ)<br />
Jednak przede wszystkim, zdaniem Galicza, opor wobec totalitaryzmu<br />
powinien polegac na wyrazonym g!osno sprzeciwie. Dlatego sam spiewa,<br />
"krzyczy" swoje piesni, nie zwazaj'!c na fakt, Ze choc bardzo si~ stara,<br />
s!ychac go tylko "na pi~ krokow", lecz<br />
Darem z nieba jest ito, <br />
Ody ci~ slycha6 na pi~ krokow! <br />
(Przylaluje kruk nocam/)<br />
Andrzej Lazar;<br />
ANDRZEJ LAZAR1, ur. 1946, prof. dr hab., kierownik Katedry FiloJogii<br />
Rosyjskiej i lnterdyscyplinarnego Zespolu Badan SowietoJogicznych Uniwersytetu<br />
LOdzkiego. Wydal: "Poczwienniclwo". Z bodan nod hisloriq idei w Rosji (1988),<br />
Napoleon iii Cziczikow (petersburg 1993). Mieszka w Lodzi.
ZDARZENIA - KSlt\ZKI - LUDZIE <br />
FILOZOFICZNE PODSTAWY TEIZMU <br />
• R.M. Gale, On the Nature and Existence of God, Cambridge<br />
University Press 1991 (wydanie broszurowe 1993), ss. VIII + 422<br />
Przez wiele lat ftlozofi~ analityczn~ uwazano wr~z za naturalnego<br />
wroga teizmu. Niew~tpliwie podstaw do takiego przekonania dostarczaiy<br />
niektore tezy stanowisk zaliczanych do tego nurtu, takich jak logiczny<br />
atomizm, logiczny pozytywizm czy nawet filozofia j~zyka potocznego,<br />
w mysl ktorych teizm zdawal si~ nie spelniae pewnych minimalnych<br />
warunkow sensownosci. Podtrzymywanie tego przekonania dzisiaj jest juz<br />
zdecydowanym anachronizmem. Filozofia analityczna ulegla daleko id~cym<br />
przeobrazeniom, zrywaj~c z dogmatami ksztaltuj~cych j~ w pierwszej<br />
polowie XX wieku doktryn. Obecnie moma nawet mowie 0 czyms zupelnie<br />
przeciwnym - 0 intensywnych probach wykorzystania dorobku ftlozofii<br />
analitycznej do klaryfikacji i uprawomocnienia teizmu. Dobrym przykladem<br />
s~ w tej mierze prace William a P. A1stona, Alvina Plantingi<br />
i Richarda Swinburne'a, trzech autorow, ktorzy prawie od dwudziestu lat<br />
nadaj~ ksztalt analitycznej ftlozofii Boga i religii.<br />
Richard M . Gale, profesor filozofii University of Pittsburgh, uwaza, Ze<br />
w tej zmienionej sytuacji filozoficznie instruktywne moze bye ponowne<br />
wcielenie si~ w rol~ Hume'owskiego sceptyka i krytyczne przedyskutowanie<br />
rozmaitych argumentow, jakie dzisiaj wspieraj~ teizm . I to jest wlasnie<br />
glowne zadanie, jakie stawia on sobie w obszernej monografli dotycz~cej<br />
natury i istnienia Boga. Gale zastrzega si~ przy tym, ze jego zadanie rue jest<br />
tylko czysto negatywne - krytyka istniej~cych uzasadnien teizmu - lecz<br />
i w dalszej perspektywie rowniez pozytywne, gdyz chodzi mu ostatecznie<br />
o ukszaltowanie adekwatnej koncepcji Boga; Boga, ktory b~dzie godzien<br />
czci i posluszenstwa, chociaz bye moze filozoficzne podstawy do przyj~ia<br />
Jego istnienia nie b~d~ tak mocne, jak s~dz~ niektorzy autorzy.<br />
Krytyczne analizy wspolczesnych wersji argumentow za istnieniem<br />
Boga, zawarte w ksi~zce Gale'a, maj~ charakter wybiorczy: ograniczaj~ si~<br />
one do dowodow ontologicznych, argumentow kosmologicznych, argumentacji<br />
bazuj~cych na fakcie istnienia przeiyc religijnych oraz do<br />
pragmatycznych uzasadnien teizmu, ktore wskazuj~ na to, jak bardzo
114 ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />
roztropne lub korzystne moralnie jest prZYJ~e tezy 0 istnieniu Boga.<br />
Analizy te nie obejmuj,! zatem tzw. indukcyjnych argument6w za istnieniem<br />
Boga, odwoluj,!cych sirr do celowosci, pit;::kna, prawo-podobnych<br />
regularnosci i prostoty wszechswiata. Chociaz - z jednej strony - trudno<br />
nie zgodzic sit;:: z racjami, kt6re kierowaly autorem przy wykluczaniu ich<br />
z zasirrgu jego dociekan, rna to - z drugiej strony - tt;:: niepoz,!dan'!<br />
konsekwencjt;::, ze ostateczny wynik analiz zawartych w ksi(l:lce b¢zie<br />
musial miec mocno ograniczony zasit;::g.<br />
Ale czy nawet w tak ograniczonych ramach moma zawsze zgodzic sirr<br />
z ustaleniami Gale'a co do waloru poszczeg61nych argument6w Oczywiscie<br />
nie spos6b przekonuj(lco odpowiedziec na to pytanie bez, chociazby<br />
szkicowego, przedstawienia toku wywod6w autora. Oto jak wygl(ldaj(l<br />
gl6wne punkty tych wywod6w w odniesieniu do sformulowan dw6ch<br />
filozoficznie najbardziej donioslych argument6w za teizmem: ontologicznego<br />
i kosmologicznego.<br />
Istot(l argumentacji ontologicznej jest pr6ba wydedukowania istnienia<br />
Boga z analizy pojrrcia Boga i pokazanie tyro samym, ze jest konieczne, iz<br />
B6g istnieje. Ze zwyklej moiliwosci logicznej tego, Ze pojrrcie Boga posiada<br />
egzemplifikacjrr, wydaje sit;:: wynikae, ze z koniecznosci musi miee ono<br />
egzemplifikacjt;::. Tego typu argumentacjt;:: kwestionowano gl6wnie na tej<br />
podstawie, ze istnienie bytu nie moze bye nigdy konsekwencj,! jego istoty.<br />
Ale zalozenie to nie rna - zdaniem Gale'a - mocy obowi(lzuj,!cej<br />
w odniesieniu do byt6w abstrakcyjnyeh, tj. byt6w nie posiadaj(lcych<br />
lokalizaeji czasoprzestrzennej, jak Iiczby, wlasnosci, s(ldy w sensie logicznym.<br />
Co wirrcej - twierdzi Gale - wieley sredniowieczni teisci pojmowali<br />
Boga wlasnie jako szcz:eg6In(l postac bytu abstrakcyjnego, r6zni(lc,! si~ od<br />
innyeh byt6w abstrakeyjnych posiadaniem zycia wewn~trznego i zdolnosci,!<br />
bezezasowego wplywania na bieg wszechSwiata. JdJi zgodzic sirr na<br />
takie pojmowanie statusu Boga, to dedukeyjne rozumowanie prowadz(lce<br />
od przeslanek aprioryeznyeh do konkluzji egzystencjalnej nie musi weale<br />
popelniac jakiegos oczywistego bl¢u. Nie znaczy to jednak, ze tym samym<br />
zapewnionajest prawomocnosc wszelkieh postaci dowodu ontologieznego.<br />
Gale analizuje kolejno eztery postacie tego dowodu (przy takim wlasnie<br />
pojmowaniu statusu Boga) i za kazdym razem jego ocena jest negatywna.<br />
Wedlug pierwszej postaci dowodu ontologicznego, opartej na slabej<br />
wersji zasady racji dostateeznej (stosownie do kt6rej wszystko rna swoje<br />
moiliwe wyjasnienie), teza 0 nieistnieniu Boga prowadzi do sprzecznoSci,<br />
gdyz zarazem istnieje i nie istnieje moiliwe wyjaSnienie tego negatywnego<br />
stanu rzeezy. W dowodzie wychodzi si~ od koncepeji Boga jako nieprzekraczalnie<br />
wielkiego bytu, od kt6rego wirrkszego nie da si~ poj(lc. Byt taki<br />
nie jest czymkolwiek ograniezony i rue nie mogloby spowodowac, aby nie<br />
zaistnial. Przyjmijmy jednak, zgodnie z tym, co twierdzi oponent tego<br />
dowodu, ze tak poj~ty B6g nie istnieje. Wynika z tego, ze istnieje moiliwe<br />
wyjasnienie tego negatywnego faktu egzystenejalnego. Ale zgodnie z przyj~t'!<br />
koncepcj,! Boga nie nie moze stanowic takiego wyjasnienia. St(ld
WARZENIA - KS!J\ZKI - LUDZIE<br />
115<br />
)owstaje sprzecznose, ze istnieje i zarazem nie istnieje moZliwe wyjasnienie<br />
'aktu, Ze Bog nie istnieje. Pozwala to twierdzie, ze teza 0 nieistnieniu Boga<br />
est analitycznie fa/szywa. Tak wi¥C jest konieczne, ie Bog istnieje.<br />
Zdaniem Gale'a, argumentacja ta w sposob nieuprawniony zaw~za<br />
'epertuar moZliwych wyjasnien do wyjasnien przyczynowych. Tymczasem<br />
noma wyjasnic, Ze cos nie istnieje, ujawniaj~c wewn~trzn~ sprzecznose<br />
ezy 0 jego istnieniu lub wskazuj~c na jakis stan rzeczy, ktory logicznie<br />
vyklucza zaistnienie tego czegos. I tak, racj~ nieistnienia Boga moze bye<br />
aids stan rzeczy logicznie wykluczaj~cy Jego istnienie, na przyklad<br />
noralnie nieuzasadnione z/o, czyli takie, ktore nie s/uzy zadnemu dobremu<br />
elowi.<br />
Druga postae dowodu ontologicznego (wywodz~ca si~ od Anzelma<br />
Canterbury, a wspoiczeSnie opracowana m.in. przez Nonnana Ma1colna)<br />
opiera si~ na pewnych prawdach koniecznych dotycz~cych by tow<br />
.bstrakcyjnych. Chodzi po pierwsze 0 to, ie skoro Bog rna bye bytem<br />
,bstrakcyjnym, istniej~cyro poza czasem, to nie moina pojrnowae Go jako<br />
Iytu maj~cego swoj pocz~tek, gdyz wtedy mia/by On pocz~tek w czasie<br />
by/by w czasie. Po drugie zas, cos, co moina poj~e jako istniej~ce i co<br />
aktycznie nie istnieje, moma poj~e jako maj~ce swoj pocz~tek. Ale skoro<br />
v tald sposob nie mozna myslee 0 Bogu, to da si~ dowieSe, Ze jest<br />
:onieczne, ii Bog istnieje. Ma1colmowskie sfonnu/owanie dowodu onologicznego<br />
skierowane jest przeciwko oponentowi, ktory przyznaje, ze<br />
lic nie moze przeszkodzie temu, aby Bog zaistnia/, lecz jednoczeSnie<br />
Itrzymuje, Ze istnienie Boga jest przygadne (mozliwe jest Jego istnienie<br />
moZliwe nieistnienie). Gdyby tak byio, argumentuje Malcolm, wowczas<br />
log nie by/by wieczny a jedynie trwa/by w czasie, co nie zgadza si~<br />
: przyj~t~ koncepcj~ Boga jako bytu abstrakcyjnego.<br />
Wobec tej postaci dowodu ontologicznego Gale wysuwa dwa zarzuty.<br />
'0 pierwsze, argumentacja tego rodzaju przes~dza juz z gory, w przyj~tych<br />
Irzesiankach, spraw~ koniecznego, pozaczasowego istnienia Boga. Tyrozasem<br />
przeciwnik dowodu ontologicznego moZe zgodzie si~ na to, ie Bog<br />
~st by tern abstrakcyjnym, a jednoczeSnie twierdzie, ze Jego istnienie jest<br />
Irzygodne. Stanowi On wi~ szczegolnego rodzaju byt abstrakcyjny,<br />
I ktorym nie moma orzee ani Ze jest konieczny, ani ie jest niemozliwy. Po<br />
lrugie, w oparciu 0 powyzszy schemat rozumowania mozna dowieSe nie<br />
ylko tezy 0 istnieniu Boga, lecz rowniez jakiejs tezy z ni~ niezgodnej, na<br />
Irzyk/ad tezy 0 istnieniu najwi~kszego daj~cego si~ poj~e abstrakcyjnego<br />
lemona czy diabla. Taka sytuacja dyskredytuje powyzsz~ postae dowodu<br />
,ntologicznego.<br />
Trzecia, najbardziej znana i najbardziej dyskutowana, postae dowodu<br />
'ntologicznego pochodzi z Proslogionu Anzelma z Canterbury. Anzelm,<br />
,pieraj~c si~ na koncepcji Boga jako bytu, od ktorego nic wi~kszego nie<br />
iloie bye poj~te, i przyjmuj~c, ze istnienie jest pewnego rodzaju doskonaioci~,<br />
dochodzi do wniosku, iz Bog istnieje. Gale rekonstruuje jego<br />
ozumowanie w postaci dowodu nie wprost, zakladaj~c, ie byt, ad ktorego
116 ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />
nie wi~kszego nie moze bye p oj~ te, nie istOleJe, co prowadzi go de<br />
sprzeeznosci, gdyz byt taki mimo wszystko moze bye wi\!kszy, wlasnie gd)<br />
b~zie istnial. W konsekweneji nalezy odrzucie zalozenie dowod u nie<br />
wprost, ezyli przyjlle tez\!, ze nie jest tak, iz byt, od ktorego nie wi\!kszegc<br />
nie moZe bye poj~te, nie istnieje. Tak wi~ c - przy przyjytej koncepcji BOgE<br />
- jest konieezne, ze Bog istnieje.<br />
Gale jest przekonany, ze argumentaeja tego typu skutecznie broni si\<br />
przed wszelkimi zarzutami dopoty, dopoki nie podejrnie si\! proby je.<br />
przelozenia na kategorie wspolczesnej ontologii swiatow moiliwych. JeSl !<br />
si~ tego dokona, wowezas znika sprzecznose tezy, ze byt, od ktorego nie<br />
wi~kszego nie moZe bye pojyte, moze bye wiykszy. Moze bye wiykszy, lecl<br />
w innym swiecie moi:liwym.<br />
Tego rodzaju uniewaznieniu wymyka si y osiatnia, czwarta postac<br />
dowodu ontologieznego, sformulowana przez Alvina Plantingy. Romi si~<br />
ona od poprzedniej przede wszystkim analizll bytu, od ktorego nie<br />
wi~kszego nie moze bye pojyte. PodkreSla siy tu, ze determinaeja wielkoSc !<br />
bytu w jakims swiecie mozliwym zale:iy nie tylko od pozyeji tego bytu<br />
w tym swiecie, leez rowniez od jego pozycji w innych swiatach, a ponadto,<br />
ze konieezne istnienie - niemoiliwose nieistnienia - jest rowniez zawarte<br />
w koncepcji bytu, od ktorego nie wiykszego nie moze bye pojyte. PrZ)<br />
takieh zalozeniach bez trudu mozna dowieSC istnienia Boga.<br />
Aczkolwiek tak sformulowany dowod ontologiczny moma obcillZYC<br />
zarzutem, ze juz w samym punkcie wyjscia przes'!dza on spraw\! istnienia<br />
Boga, to jednak efektywniejszy sposob jego podwazenia polega - zdaniem<br />
Gale'a - na wskazaniu takiej wlasnosci, ktorej istnienie jest intuicyjnie<br />
bardziej wiarygodne niz tego , od czego nic wi ykszego nie moze bye pojyte<br />
i ktora to wlasnose jest z tll wiel kosci
ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZI E<br />
117<br />
jedynie przyczynowe dzialanie samowyjasniaj~cego si ~ Boga lub czegos, co<br />
Soga bardzo mocno przypomina. Oczywiscie, domaganie si~ tego wyjasnienia<br />
nie byloby odpowiednio uzasadnione bez odwolania si~ do zasady<br />
racji dostatecznej. W argumentacji tej ani ta zasada, ani fakt egzystencjalny<br />
nie SIj, znane a priori. Poz~dane jest, aby ow fakt egzystencjalny mial<br />
charakter bezspomy, czy tez aby istnialy gwarancje, ze bez wzgl¢u na<br />
aktualny stan swiata, zawsze b¢zie on zachodzil i b~dzie istniala potrzeba<br />
iego wyjasnienia (przykladem takiego faktu jest to, i:e cos istnieje). Musi to<br />
bye zarazem fakt, ktorego nawet w zasadzie nie da si~ wyjasnie naukowo<br />
: ktorego potrzeba wyjasnienia nie zalezy od zalozen okrdlonej teorii<br />
laukowej.<br />
Rozumowanie eksplanacyjne jest tym, co wyroi:nia argument kosmoogiczny<br />
od ind ukcyjnych argumentow za istnieniem Boga, wychodz~cych<br />
:xi prawopodobnych regularnosci lub prostoty swiata. Te ostatnie bowiem<br />
itarajlj, si~ pokazac, ze tego rodzaju fakty czyni~ istnienie Boga wysoce<br />
)rawdopodobnym, natomiast w argumencie kosmologicznym chodzi 0 cos<br />
Ni~cej: 0 dowi e d zenie, ze istnienie i dzialanie Boga jest jedynym<br />
no z Ii w y m wyjasnieniem opisanego w przeslankach faktu.<br />
Gale rozwaza zalety i slaboSci trzech wersji tak rozumianego argumen<br />
:u kosmologicznego. Pierwsza z nich domaga si~ wyjasnienia jakiegos<br />
wnkretu, tj. czasoprzestrzennego agregatu, ktorym moze bye wszechswiat<br />
ako calosc, maksymalny czasoprzestrzenny agregat, czy tez sukcesja<br />
~darzen i obiektow sk lad aj~cych s i ~ na ca l~ his tori ~. Druga wersja domaga<br />
;i~ z kolei wyjasnienia specjalnego rodzaju ogolnego faktu egzystencjallego<br />
- tego, ze istnieje przynajmniej jeden zalezny byt, tzn. byt, ktorego<br />
stnienie jest wyjasniane w kategoriach przyczynowego oddzialywania<br />
nnego bytu. Trzecia wersja (b¢~ca oryginalnym pomyslem autora)<br />
.vychodzi od wst~p neg o faktu egzystencjalnego, ze pewna "ksi ~g a swiata"<br />
est po pro stu prawdziwa (gdzie przez "ks i~g~ swiata" rozumie siQ<br />
Nszystkie s~dy, ktore bylyby prawdziwe, gdyby pewien moi:liwy swiat<br />
~osta l zaktualizowan y), a nast~nie postuluje wyjasnienie tej prawdziwosci.<br />
Oprocz szczegolowych zarzutow wysuwanych pod adresem wymieniolych<br />
wersji argumentu kosmologicznego, istnieje kilka ogolnych obiekcji,<br />
Jd no sz~cych siQ w rownym stopniu do kai:dej z tych wersji. Pierwsz~ jest<br />
~akwes tiono wan ie zasady racji dostatecznej. Ale zwolennik argumentu<br />
cosmologicznego moze siQ przed takim zarzutem bronie u trzymuj~c, ze dla<br />
.vskazanego bezspornego faktu egzystencjalnego wyjasnienie teistyczne jest<br />
e d y n y m m 0 z Ii w y m wyjasnieniem, ze - mowi~c innymi slowy - tylko<br />
log moze zaspokoic nasz~ racjonaln~ t~sknotQ posiadania intelektualnie<br />
~adowal aj~cego wyj asnienia wszechSwiata. Istnieje rowniez sposob na<br />
Jporanie si~ z drugim ogolnym zarzutem dotyczlj,cym argumentu kosmoogicznego,<br />
zarzutem wskazuj~cym na rzekom~ regresywnose proponowalego<br />
w nim wyjasnicnia, tj. na nieskonczon~ moi:liwosc c i ~glego ponawialia<br />
pytania "dlaczego". Sposob ten polcga na zakwestionowaniu zasadnoici<br />
pytan dotyczlj,cych tego, dlaczego Bog stworzyl dokladnie taki, a nie
118 ZDARZENIA - KSI,
ZDARZENIA - KSLA,:l:KI - LUDZI B<br />
119<br />
argument6w za istnieniem Boga, konczy jll warunkowym twierdzeniem, ze<br />
gdyby argumenty przez niego dyskutowane byly wszystkimi moZliwymi<br />
argumentami teistycznymi, to wiara nie posiadalaby racjonalnego uzasadnienia.<br />
Bylaby co najwyzej kierkegaardowskll subiektywnll nami~tnoscill,<br />
wykraczajllC'l poza Ilasz rozum. Slldz~. ze istniej'l podstawy, aby wzmocnic<br />
warunkowosc powyzszego twierdzenia, dodaj'lc do niego jeszcze zastrzezenie:<br />
"i gdyby trafna byla krytyka uwzg\¢nionych w ksillice argument6w".<br />
Ale, moim zdaniem, warunek ten nie zostal spelniony.<br />
Tadeusz Szubka<br />
TADEUSZ SZUBKA, ur. 1958, dr mozom, pracoYmik naukowo-dydaktyczny<br />
w Zakladzie Logiki i Teorii Poznania KUL. Jest wsp6lredaktorem kilku prac<br />
zbiorowych oraz autorem szeregu artykul6w i recenzji, gl6Ymie z zakresu wsp6lczesnej<br />
liJozofii anglo-amerykanskiej.<br />
KU POKRZEPIENIU FILOZOFA <br />
• Peter F. Strawson, Analysis and Metaphysics. An Introduction to<br />
Philosophy, Oxford University Press 1992<br />
Co to jest ftlozofia Do czego jest potrzebna Oto pytania, kt6re stajll<br />
przede mn'l, ilekroe jako nauczycie\ filozofti witam nowll grup~ poczlltkujllcych<br />
student6w. Dotychczasowe odpowiedzi, moje wlasne i znalezione<br />
w literaturze, pozostawialy zawsze pewien niedosyt. Niekt6re wydawaly mi<br />
si~ w og61e nie do przyj~cia. Wybawienie z tej klopotliwej dla filozofa<br />
sytuacji przyniosla lektura ksillZki Peter a Strawsona Analiza i metaJizyka.<br />
Strawson oczywiscie nie probuje objllc wspolnll definicjll wszystkiego,<br />
co wyst~puje pod mianem filozofii. Ksillzka, zgodnie z sugestill zawartll<br />
w tytule, jest wprowadzeniem w ftIozofi~ analitycznll. Otwarcie pomija<br />
koncepcj~ filozofii jako rel1eksji nad kondycj'l ludzkll, ftIozofii w gatunku<br />
uprawianym przez Heideggera, Sartre'a i Nietzschego, gatunku majllcym<br />
na celu wzmocnienie ludzkiego ducha i w tym podobnym do poezji.<br />
Filozofia analityczna zajmuje si~ natomiast chlodnym, systematycznym<br />
badaniem swojego przedmiotu i w tyrn podobna jest bardziej do nauki.<br />
Przedmiotem filozofii jest, wedlug Strawsona, og61na stru ktura naszego<br />
myslenia, a metod,! - analiza poj~c przenikaj'!cych cale ludzkie myslenie,
120 ZDARZENIA - KSI~KI - LlJDZIE<br />
poj~ 0 powszechnym zastosowaniu, przekraczajiicym poszczegolne dziedziny<br />
ludzkiej dzialalnosci intelektualnej; moze nawet nie tyle poj~<br />
faktycznie uzywanych w rozmaitego rodzaju dyskursach, CO typow poj~ciowych:<br />
pojyc odnosziicych siy do typow poj~ byd'lcych w rzeczywistym<br />
ui:yciu. Wyraz "analiza" oznacza zazwyczaj rozbior na najprostsze,<br />
nierozkladalne skladniki. Strawson przedstawia jednak przekonujiice argumenty<br />
na rzecz tezy, ze nie istniejii i:adne pojycia elementarne, podstawowe,<br />
b¢iice kresem analizy filozoficznej, na podobienstwo poj~<br />
pierwotnych teorii matematycznej, b¢'lcych kresem defmiowania. Analiza<br />
filozoficzna nie polega zatem na rozbiorze poj~ na prostsze czy najprostsze<br />
skladniki. Polega na ujawnianiu wielokierunkowych powi'lzan mi¢zy<br />
najogolniejszymi poj~ciami lub typami pojyciowymi. Brak pojyc pierwotnych<br />
moze sklaniac do postawienia zarzutu, ze uprawianie ftIozofii w propagowanym<br />
przez Strawsona stylu nieuchronnie prowadzi do bl¢nego kola<br />
w analizie. lednak zarzut z tego, co nieuchronne, nie moze byc, sam<br />
w sobie, ciosem smiertelnym. Nalei:y wszakZe lagodzic jego skutki dbaj'lc,<br />
by kolo analizy nie bylo zbyt ciasne, by bylo - mimo swej kolowatoSci<br />
- pouczajqce.<br />
W ten sposob Strawson przynosi dobr'l nowin~ zniechyconym rzekom'l<br />
lub autentycznq nidcislosci q filozoficznych wywodow. Ukazuje cel intelektualny<br />
zakrdlony nieomal tak jasno, jak w niedoSciglej pod wzglydem<br />
scislosci dziedzinie, matematyce - znalezienie powiqzan mi¢zy pojyciami<br />
- tyle, Ze bardzi ej ambitnie: bez Archimedesowego punktu oparcia<br />
w rodzaju poj~ pierwotnych i ustalonych z gory aksjomatow. Ten wysoce<br />
abstrakcyjny wizerunek pracy ftlozofa Strawson objasnia wymownq metafoq,<br />
porownujqC
ZDARZENIA - KSL,\ZKl - LUDZIE<br />
121<br />
Filozofa obchodzll nie naj waz n i ej s z e rodzaje rzeczy, tylko rodzaje<br />
najogolniejsze, rodzaje, ktorych gwiazdy i atomy sll szczegolnymi i przygodnymi<br />
odmianami, ktorych poj~ a majll zastosowanie przekraczajllce horyzonty<br />
dyskursu tej czy innej nauld. Przykladem moze bye poj~ie przedmiotu<br />
materialn ego albo przestrzenno-czasowego.<br />
Ogolnose i szczegolowose, bycie szczegolnym przypad kiem tego, co<br />
ogolne, jest wszakZe stosunkiem m i~zy poj ~cia mi. Stosunkiem wyrazanym<br />
w standardowej notacji logicznej za pomoq kwantyfikacji zmiennych<br />
przebiegajllcych okreslone zbiory mo:iliwych wartosci. Stlld bierze si~<br />
slynne dic tum Quine'a: "istniec to bye wartoscill zmiennej pod kwantyfikatorem".<br />
Omawiajllc zalety i niedostatld tej maksymy, Strawson<br />
ukazuje intymne zwl,!zki mit;ldzy Iogik'! i metafizyk,! na tle dyskusji<br />
dotycz'!cej istnienia b,!dz nieistnienia, oprocz przedmiotow, takze zdarzen,<br />
procesow, wlasnoSci, stosunkow itd . Tytul ksi,!zki, Analiza i metaJizyka,<br />
nawi,!zuje wprost do metody, kt6ra dociekania niezgl~bionej tajemnicy<br />
istnienia zast~puje analiz'l typow poj~ odnoszllcych si~ do najogolniejszych<br />
rodzajow rzeczy, ktore mom a rozwazae jako istniej,!ce, badaniem<br />
najogolniejszej struktury naszego myslenia na temat tego , co istnieje. Jak<br />
powiada ojciec Bochenski: filozofia nie jest przeZywaniem metafizycznych<br />
dreszczy.<br />
Sugestywne ukazanie scislego zwl,!zku mi~dzy logik,! a metafizyk'l<br />
narusza wspomniany wczesniej wizerunek filozofti jako wie1obranzowej<br />
dzialalnosci intelektuaInej . Strawson stopniowo poszerza kr,!g analizy<br />
o kolejne poj~cia i konsekwentnie wl'!cza no we obszary w obr~b jednolitej<br />
dziedziny badan. Epistemologia czyli teo ria poznania I'!czy si~ z logik'l<br />
dzi~ki poj~ciu prawdy. Poj~ci e prawdy zaklada poj~ie obiektywnej rzec:zywistosci<br />
dost~nej poznaniu przez podmiot. Pojft:cie doswiadczenia wi'lze<br />
sift: z pojft:ciem przedmiotu materi alnego, tj. indywidualnej, przestrzennoczasowej,<br />
obiektywnie istniej'lcej rzeezy. W ten sposob epistemologia l'lczy<br />
sift: z metafizyk,! (ontologi'l) i Iogik,!. Zachwianie rownowagi mift:dzy<br />
elementami filozoficznego tercetu: Iogika, epistemologia i ontologia, niedocenianie<br />
zwi'lzkow mi~ zy nimi jest, zdaniem Strawsona, zrodlem wielu<br />
bl¢ow filozoficznych . Tezft: tft: il ust ruje omowienie slepych uIiczek kJasycznego<br />
empiryzmu i rozmaitych falszywie postawionych dylematow filozoficznych.<br />
Na przyklad : czy 0 zdaniach matematycznych i/lub 0 zdaniach<br />
zawieraj,!cych oceny moraIne moma mowie, ze s,! prawdziwe lub falszywe<br />
i stosownie do tego rozszerzyc nasze pojft:cie rzeezywistosci zaliczaj,!c do<br />
niej, oprocz przedmiotow przestrzenno-czasowych, przedmioty matematyczne,<br />
i/lub wartosci moraine, czy raczej zaciesnie nasze pojft:cie rzeczywlstosci<br />
do swiata materialnego i zrezygnowae z zastosowania poj~ a prawdy<br />
do takich zdan . Strawson nie podaje gotowej odpowiedzi, ale wskazuje<br />
drogft: badania, na kt6rej podobne, na pozor nierozstrzygalne konllikty<br />
pojft:ciowe staj,! sift: oswajalne.<br />
Nastft:pnie prowadzi nas daIej , poza gran ice tercetu logika-epistemoIogia--ontoiogia.<br />
Zwi,!zek pojft:cia doswiadczenia z pojft:Ciem dzialania ujaw
122 ZDARZENIA - KSI~KI - LUDZIE<br />
nia spoleczn'l istot~ czlowieka jako podrniotu poznaj'lcego, co nas upowaznia<br />
do nazywania filozofti badaniern og6lnej struktury n a s z ego rnyslenia.<br />
Poj~ie prawdy przedstawia si~ jako pornost rni~zy teon'l poznania<br />
i teon'l znaczenia. St'ld przechodzirny do filozofii j~zyka i urnyslu: do<br />
rozwazan na ternat zwi'lzku rni~zy znaczeniern a rozurnieniern.<br />
Przegi'ld kluczowych poj~ i problern6w filozofli analitycznej (z pornini~iern<br />
etyki) koncz'l dwie bardziej szczeg610we pr6bki zastosowania<br />
rnetody: orn6wienie zagadnien wyjasniania i przyczynowosci oraz wolnosci<br />
i koniecznosci. Po raz kolejny autor pokazuje, jak nawet najbardziej<br />
uporczywe dylernaty ftlozoficzne ust~puj'l w wyniku dokladnego przesledzenia<br />
powi'lzan rni~dzy poj~ciarni, kt6re S'l w nie jawnie lub skrycie<br />
zaangazowane.<br />
Lektura ksi~zki przyniesie korzyse nie tylko nowicjuszowi w dziedzinie<br />
filozofli. Zaawansowanernu studentowi pozwoli uporz'ldkowae nierzadko<br />
chaotyczn'l wiedz~. Nauczyciela uzbroi w nieocenione instrurnenty dydaktyczne.<br />
Profesjonalnernu filozofowi dostarczy niejednej inspiracji. Jest to<br />
wi~c ksi'lzka dla kazdego srednio i wysoko wyksztalconego czytelnika.<br />
Jest wszakie jedna kategoria czytelnik6w, kt6rych ksi'lzka Strawsona<br />
przypuszczalnie rozczaruje. To ludzie nieufnie nastawieni do kr~puj'lcej<br />
IIswobod~ tw6rczosci" konsekwencji rnyslenia, poszukiwacze gl~bi pochlaniaj'lcej<br />
wsze1k'l zrozurnial'l treSe. Tych bardziej poci'lga gatunek<br />
przeciwstawiony na wst~pie ftlozofii analitycznej. W sarnej r6znicy upodoban<br />
nie rna, oczywiscie, nic zlego. Gorzej jednak - prosz~ rni wybaczye t~<br />
be1fersk'l uwag~ - jeW stanowi ona pretekst do przedstawiania intelektualnego<br />
pozerstwa jako intelektualnego wyrafinowania.<br />
Dwubiegunowy podzial calej dziedziny kultury wys~puj'lcej pod nazw'l<br />
filozofli jest z pewnosci'l uproszczony. Nie obejrnuje wielu wsp6lczesnych<br />
kierunk6w, na przyklad fenornenologii ezy neotornizrnu. S'ldz~ jednak, i:e<br />
sugestywna koncepcja filozofti naszkicowana przez Strawsona rna znaczenie<br />
nie tylko wewn'ltrz, zreszt'l niejednolitej, tradycji analityeznej: ze<br />
dostarcza perspektywy zdolnej wzbogaeic alternatywne uj~ia zadania<br />
filozofii. Idea ekurneniczna wisi w powietrzu. Z tego punktu widzenia<br />
ksi'lzka Strawsona rna dodatkowe zalety.<br />
Adam Grohler<br />
ADAM GLOBLER, ur. 1949, absolwent matematyki j filozofti UJ, adiunkt<br />
w Instytucie Filozofii UJ. Publikowal w "<strong>Znak</strong>u" oraz krajowyeh i zagranicznych<br />
ezasopismach specjalistyeznych. Zajmuje si~ glownie filozofill nauki. Mieszka<br />
w Krakowie.
ZDARZENIA - KSt,\ZKI - LUDZIE<br />
FILOZOFIA <br />
WOBEC TAJEMNICY CZLOWIEKA <br />
123<br />
• Martin Buber, Problem cz/owieka, przel. Robert Reszke, Fundacja<br />
Aletheia - Wydawnictwo Spacja, "Biblioteka Aletheia",<br />
Warszawa 1993, s. 132<br />
Banalem jest dzis (powtarzana za slynn~ ksi~ik~ Alexisa Carrel a<br />
Czlowiek - is/ala nieznana) teza, ie czlowiek nadal pozostaje dla siebie<br />
najwitt:ksz~ z tajernnic. Mirno ogromnej wiedzy naukowej, jak~ zdolal<br />
zgromadzie zarowno 0 strukturze swiata, jak i 0 samym sobie (wiedzy<br />
dotycz~cej, na przyklad, fizjologicznych, psychologicznych czy spolecznych<br />
uwarunkowan jego bytu i zachowania), czlowiek nadal nie wie, kim jest, co<br />
jest jego najgltt:bsz~ istot~, co czyni go czlowiekiem. Nie chodzi tu przy tym<br />
o to, ie wiedza naukowa (np. medyczna) nie jest w stanie odpowiedziee<br />
czlowiekowi na pytanie, po co zyje i jak powinien posttt:Powae, problem<br />
bowiem, kim jest czlowiek - jak podkrdla w recenzowanej ksi~zce Martin<br />
Buber - rue jest zagadnieniem etycznym czy aksjologicznym, dotycz~cym<br />
sensu Zycia, lecz ontologicznym - dotycz'!cym istoty ludzkiego bytu.<br />
Zagadnienie dobra i zla, ostatecznego sensu i przeznaczenia czlowieka,<br />
wolnosci i wiele innych s,! przeciez wtorne i zalezne od rozstrzygnitt:cia<br />
kwestii, kim czlowiek rzeczywiscie jest.<br />
To scisle filozoficzne pytanie posiada bardzo wiele kontekstow, :irodel<br />
i form, za pomoq ktorych jest wyrazane. 1 ednym z najbardziej istotnych<br />
jest na pewno biblijne wolanie do Boga: "Kimze jest czlowiek, ze 0 rum<br />
pamitt:tasz" - z jednej strony ukazuj~ce wyj~tkow~ godnosc bytu ludzkiego,<br />
z drugiej obrazuj~ce samotnose a moze nawet jaskrawe poczucie<br />
winy, z ktorej oczyscie moze czlowieka jedynie Bog. Te dwie perspektywy<br />
(wznioslose i ntt:dza czlowieka, krolewska godnose i wina najpodlejszego ze<br />
stworzen) wyznaczaj~ tez poniek,!d pojtt:ciow~ przestrzen, w ramach ktorej<br />
(w omawianej przez Martina Bubera tradycji mysli europejskiej) podejmowane<br />
byly proby zrozumienia czlowieka. lezeli bowiem nawet idea<br />
zbawierua Oub pottt:pienia) czlowieka jest ide~ religijn~, to juz problem<br />
- kim jest czlowiek, ze postrzega siebie jako zasluguj~cego na nagrody lub<br />
kary - moze i powinien bye rozwazany na plaszczyznie filozofii.<br />
Zasadniczym celem omawianej tu (a napisanej w koncu lat trzydziestych)<br />
ksi~zki Bubera jest ugruntowanie - dot~d, jego zdaniem, tylko<br />
prowizorycznej i fragmen tarycznej - filozoficznej nauki 0 czlowieku.<br />
War to podkrdlie, ze nie chodzi tu 0 probtt: zbudowania filozofti (np.<br />
ontologii) na fundamencie antropologii, jak usilowal tego dokonae chocby<br />
Martin Heidegger, lecz 0 ugruntowanie antropologii jako takiej. Inaczej
124 ZDARZENIA - KSlft,ZKI - LUDZIE<br />
mowi Clc, u podstaw przed s i~wziycia Bubera nie lezy zalozenie, ze kluczem<br />
do rozumienia bytu jest czlowiek, lecz przekonanie, ze zadna inna<br />
dyscyplina filozoficzna, poza antropologiCl, nie jest w stanie nie tylko<br />
rozwiClzac, ale nawet adekwatnie po s t a w i c problemu czlowieka. Oznacza<br />
to, ze - zdaniem Bubera - w sposobie istnieni a i zachowania czlowieka da<br />
si~ odkryc takie fenomeny, ktore - filozoficznie zinterpretowane - pozwolCl<br />
odslonic jego istot~. Jak przypomina jednak Buber: "Prawomocna antropologia<br />
filozoficzna powinna zdawac sobie spraw~ z tego, ze istnieje nie<br />
tylko gatunek ludzki, ale ze istniejCl tei: narody, Ze istnieje nie tylko ludzka<br />
dusza, ale ze istniejCl tez typy i charaktery, ze istnieje nie tylko jakies zycie,<br />
ale tez stopnie zaawansowania w wieku; dopiero dzi~ki systematycznemu<br />
ujyciu wszystkich tych rozwazan, d zi~ki poznaniu dynamiki rZCldzClcej<br />
w obr~bie kazdej sposrod tych odr~b n oSci i mi¢zy nimi, d zi~ ki stale<br />
ponawianemu wykazywaniu jednosci w wie\osci moze ona uchwycic<br />
calkowitosc czlowieka" (s. 15-16).<br />
Po raz pierwszy problem "calkowitosci" czlowieka postawiony zostal,<br />
zdaniem Bubera, przez Immanuela Kanta, ktory wsr6d czterech najwazniejszych<br />
zagadnien filozofii umieSciI takze pytanie - czym jest czlowiek<br />
Mimo to filozofia Kanta nie daje zadowalajClcej odpowiedzi, w tekstach<br />
krolewieckiego filozofa bowiem moina znaleic, zd aniem Bubera, co<br />
najwyzej opisy poszczegolnych zjawisk Uak egoizm, klamstwo, humor,<br />
fantazja czy choroby psychiczne), analiza ktorych nie odslania jednak<br />
istoty czlowieka; ta pozostaje zakryta. W i~cej , mim o trafnosci postawionego<br />
pytania, celem antropologii Kanta byl prawdopodobnie - zdaniem<br />
Bubera - wlasnie ow szczeg610wy opis roinych aspektow ludzkiego zycia,<br />
nie zas podejmowanie i rozstrzyganie kwestii fundamentalnej - c z y m<br />
czlowiek jest<br />
Ta ostatnia (w sensie nadanym jej przez Bubera) rodzi s i ~ jego zdaniem<br />
w chwili, gdy czlowiek doswiadcza swego zagubienia w obcym, niezrozumialym<br />
i wrogim swiecie, gdy traci poczucie bezpieczenstwa i zadomowienia.<br />
Kazde zalamanie si~ traktowanego dot'ld jako oczywisty obrazu<br />
swiata stawia przeciez czlowieka w obliczu wymykajClcej si~ jego panowaniu<br />
tajemnicy, co z kolei zmusza do postawienia pytania - kim jestem<br />
Dzieje ludzkie to (w przyblizeniu) na st ~p ow anie po sobie epok zadomowienia<br />
i bezdomnoSci, bezpieczenstwa i bezsilnosci, z ktorych te drugie<br />
stawiaj~ przed czlowiekiem pytanie 0 niego samego. Wi~cej , tylko czlowiek<br />
bezdomny i samotny jest w stanie, zdaniem Bubera, naprawd~ otworzyc si~<br />
na pelni~ bytu oraz doswiadczyc samego siebie. " W lodowatym chlodzie<br />
samotnosci czlowiek w najbardziej bezlitosny sposob staje si~ dla siebie<br />
problemem i wlasnie dlatego, ze ow p roblem w okrutny sposob dotyka<br />
tego, co w nim najskrytsze, i wystawia to na igraszki, czlowiek doswiadcza<br />
sam siebie" (s. 19).<br />
Widac wyrainie, ze samotnosc w uj ~ci u Bubera to nie Uak chci alby inny<br />
dialogista, Ferdinand Ebner) sprzeniewierzenie si~ swojej naj gl~bszej<br />
naturze, ktor'! jest bycie w dialogu z drugim la, lecz dane niektorym
ZDARZENIA - KSIl\1:KI - LUDZIE 125<br />
pokoleniom w dziejach doswiadczenie obcoSci swiata, a moze nawet<br />
- odtrlIcenia przez Boga. Wszak to wlasnie w chwili, gdy z dotychczasowego<br />
swiata, w ktorym czlowiek zamieszkiwal, zostajlI tylko ruiny<br />
i zgliszcza, szuka on, wr~cz instynktownie, drogi do Boga. Cz~sto jednak<br />
jego krzyk rozpaczy pozostaje bez odpowiedzi. To milczenie niebios moma<br />
wtedy latwo (co nie oznacza jeszcze - adekwatnie) zinterpretowae jako<br />
nieodwolalny wyrok.<br />
Wlasnie w doswiadczeniu bezdomnoSci rOOzi si\!, zdaniem Bubera,<br />
Augustynskie odkrycie ja jako istoty nieredukowalnej do swiata, jako<br />
w sensie doslownym w nim wyjlItkowej i obcej. To ja, ktore dla<br />
Arystotelesa bylo jednym z elementow doskonale stabilnego Kosmosu,<br />
moglo dostlipie przebudzenia dopiero w chwili, gdy dotychczasowe jego<br />
mieszkanie uleglo zniszczeniu. Wtedy jednak, gdy swiat stal si ~ arenli nie<br />
konczlIcej si~ walki dobra ze zlem, swi atla z mocami ciemnosci, jedynym<br />
oparciem dla czlowieka mogl bye K r z y z. On tez, jak pokazuje Buber, stal<br />
si\! fund amentem nowego domu, zbudowanego g10wnie przez sw. Augustyna<br />
a umocnionego w epoce sredniowiecza. Swiat ten jednak powai:nie<br />
zachwial si~ w posadach wraz z narodzinami i rozwojem nowoZytnej nauki<br />
o przyrodzie oraz jej filozoficznymi (i swiatopogllIdowymi) interpretacjami.<br />
Nieskonczony swiat Kartezjusza a zwlaszcza Galileusza, chociaz zbudowany<br />
"wedlug miary, liczby i wagi", okazuje si~ bowiem calkowicie oboj~tny<br />
na wartosci i cele czlowieka. Nie jest domem, lecz - jak pOOkreslal jeszcze<br />
Pascal - nieskonczonli cisZlI, ktora musi przerazac. W tym swiecie, jak<br />
w wieku XX mowil Edmund H usserl, nie rna miejsca dla pOOmiotu,<br />
subiektywnosci czlowieka. Trudno tez si\! dziwie, ze panteistyczne w istocie<br />
proby oswojenia tego swiata, podj~te przez Spinozy czy Hegla, zakonczyly<br />
si~ niepowOOzeniem. Czlowiek bowiem, jak zauwaza Buber, gdy uswiadamia<br />
sobie, ze jest istotlI, w ktorej i przez ktorli Bog poznaje, kocha czy<br />
wp rost urzeczywi stnia siebie, nie moze bye dluzej dla siebie pro b I erne m.<br />
Wiycej, przestaje bye mieszkancem swiata.<br />
Wspolczesny, Einsteinowski obraz swiata, jak pisze Buber, "zadnlI<br />
miarli nie odpowi ada przeczuciom duszy; jest zaprzeczeniem wszystkich jej<br />
przeczue i wyobrazen; albowiem ten swiat moze bye pomyslany, lecz nie<br />
sposob go sobie wyobrazie, zas mysllIcy sobie ten swiat czlowiek naprawdy<br />
w nim nie Zyje" (s. 29). Co gorsza, czlowiek przezywa dzis takZe kryzys<br />
zaufania do Orugiego, co w konsekwencji uniemozliwi a mu zbudowanie<br />
prawdziwej, dajlIcej poczucie i gwa ran cj~ bezpieczenstwa - wspolnoty.<br />
Tymczasem idliC w pojedynky, czlowiek musi dzis stawie czola nie tylko<br />
swiatu, lecz rowniez demon om, kore w procesie cywilizacyjnej ekspansji<br />
i technologicznego postypu wytworzyl, a nad ktorymi stracil kontroly<br />
i panowanie. W tej walce z mocami ciemnosci czlowiek nie znajduje tez<br />
wsparcia w Bogu, smiere ktorego obwieszczal juz Fryderyk Nietzsche,<br />
potwierdzili zas - juz po napisaniu przez Bubera Prohlemu czlowieka<br />
- "teologowie smierci Boga". W tej sytuacji pytanie "kim jest czlowiek"<br />
narzucac si~ musi z calli oczywistoscili.
126 ZDARZENIA - KS(~KI - LUDZlE<br />
Mimo ii jest one pytaniem istotowym, Buber nie stawia go w perspektywie<br />
ontologii (wiedzy przedmiotowej, operujllcej schematem trzeciej<br />
osoby - ,jest"), leez - co znamienne dla calej filozofli dialogu - w perspektywie<br />
osobowego doswiadczenia podmiotu ,ja jestem", w ktorym zdaje si~<br />
odslaniac gl~bia i tajernnica czlowieczenstwa. "Ja jestem" nie oznacza<br />
bowiem, w interpretacji Bubera, odkrytej przez Kartezjusza absolutnej<br />
oczywistosci b¢llcej fundamentem wszelkiej wiedzy ani tei fenomenologicznie<br />
dos~pnego (zdaniem Edmunda Husserla) Ja transcendentalnego, warunkujllcego<br />
sens swiata. Nie oznacza tei Fichteanskiego J a absolutnego czy<br />
Heglowskiego ducha, dllillcego do pelnej samoswiadomosci i wolnosci. "Ja<br />
jestem" to wewn~trzne, najbardziej bezposrednie z moi:liwych doswiadczenie<br />
swej indywidualnosci i nieredukowalnosci do swiata rzeczy i innych<br />
osob. Zarazem jednak ,ja jestem" ukazuje istotowll dialogicznosc ludzkiego<br />
bytu, ktory jest zawsze by tern wobec Orugiego, nigdy zas tylko<br />
by tern w sobie. Pierwotnym fenomenem ludzkim jest bowiem, zdaniem<br />
Bubera, bycie-z-drugim-czlowiekiem, spotkanie Ja-Ty zwane niekiedy<br />
sferll "Pomi¢zy". "Indywiduum jest faktem istnienia, 0 ile wchodzi<br />
w i:ywe odniesienie z innymi indywid uami; zbiorowosc jest faktem<br />
istnienia, 0 ile ksztaltuje si~ z innych odniesien. Zasadniczym faktem<br />
ludzkiego istnienia jest czlowiek z czlowiekiem" (s. 128). Slowo "Ty"<br />
zawiera si~ bowiem - jak pisal Karl Barth w studium Pod~tawowa forma<br />
cz/owieczenstwa - w slowie "Ja"; istotowo do niego przynaleiy. Oznacza<br />
to, i:e wypowiadajllc swoje czlowieczenstwo w "Ja jestem" czlowiek<br />
rozumie, ie jest one zawsze czlowieczenstwem wespol z Orugim, nigdy zas<br />
bez niego (a tym bardziej przeciwko niemu). Zarazem jednak powiedziee<br />
,ja" to ustanowic reiacj~ dialogicznll, potraktowac Orugiego wlasnie jako<br />
Ty, a nie jako rzeez, jako to lub ono. Spotkanie okazuje si~ tak gl~boko,<br />
tak istotowo ludzkim zjawiskiem, ie moma wr~cz, za Ferdinandem<br />
Ebnerem, powiedziec, ii Ja poza reiacjll do Ty nie istnieje a nawet - nie<br />
byloby moi:liwe.<br />
Spotkanie, wydarzenie "Porni¢zy" stanowi, zdaniem Bubera, zasadniczll<br />
plaszczyzn~ dla ugruntowania antropologii. "Centralnym przedmiotem<br />
ftlozoficznej nauki 0 czlowieku nie jest ani indywiduum, ani<br />
zbiorowosc, leez czlowiek z czlowiekiem. Tylko w iywym odniesieniu<br />
moma bezposrednio poznac istot~ czlowieka - jego wlasnll istotf' (s. 13).<br />
Wszak, jak pisal Karl Barth, "czlowieczenstwo jako takie, c z low ieczenstwo<br />
kaidego czlowieka poiega na tym, ie istotll<br />
okreSlajllcll jego bycie jest wspolbycie z innym czlowiekiem".<br />
W spotkaniu uznana zostaje osobowa godnosc, zwlaszcza indywidualnose<br />
i wolnosc, zarowno Ja jak i Ty. Jak pi sal Karl Barth: "Czlowiek nie<br />
jest wspolczlowiekiem, ale jest z nim. Janie jestem »ty«, ale jestem z tobll.<br />
Czlowieczenstwo jest urzeczywistnieniem tego »z«. Kiedy dwoje ludzi<br />
patrzy sobie w oczy, mowi ze sobll i wzajernnie si~ slucha, wzajemnie<br />
udziela sobie pomocy, to oni Sll ze sobll." W spotkaniu uszanowana
ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />
127<br />
i ocalona zostaje inn 0 s e obu Ja, b~~cych dla siebie rzeczywistymi T y<br />
(a nie duplikatami Ja, co zdaje si~ zagrazae transcendentalizmowi Edmunda<br />
H usserla). Spotkanie nie jest bowiem "wczuciem sif' w Drugiego, nie<br />
jest tym bardziej spotkaniem swego lustrzanego odbicia, lecz bezposrednim<br />
doswiadczeniem Drugiego j a k 0 Dr u g i ego; doswiadczeniem, ktorego<br />
ostatecznym spemieniem, a takie, jak si~ zdaje, warunkiem moZiiwoSci, jest<br />
Ty absolutne. Bog staje si~ obecny nie tylko jako ucieczka w obliczu<br />
obcego i wrogiego swiata, ktory przestal bye domem, ale jako urzeczywistnienie<br />
spotkania z drugim czlowiekiem.<br />
"Ja jestem", jak widae, staje si~ - zdaniem Bubera i innych dialogistow<br />
- ostatecznie zrozumiale jedynie w perspektywie "Ty jesteS" czy "Ty jestes<br />
ze rnn~" a nawet w perspektywie Osoby NajwYZszej, Boga - "Ja jestem, bo<br />
Ty pozwalasz mi bye", "jestem, bo rnnie wybrales". W "Ja jestem" tkwi<br />
wi~c fundament i jedyna mozliwose przywrocenia czlowiekowi utraconego<br />
domu, w postaci odbudowania zerwanych wi~zi z bytem (Wszechswiatem),<br />
drugim czlowiekiem oraz Bogiem. Na ile jednak czlowiek potrafi, docieraj~c<br />
do tajemnicy swego czlowieczenstwa w "Ja jestem", dostrzec swe<br />
nieskonczone otwarcie, na ile zas dostrzeZe w Drugim jedynie pieklo czy<br />
ograniczenie swej wolnosci A dalej, czy rzeczywiScie potrafi podj~e<br />
niezwykly trud odbudowy autentycznego domu i czy nie ulegnie pokusie<br />
latwego samooszukiwania si~, wznosz~c wokol siebie gmach iluzji<br />
i klamstw Czy stae jeszcze dzis czlowieka, by moZiiwe dian odniesienia,<br />
jak pisze Buber, urzeczywistniae w calym swoim Zyciu i cal~ swoj~ istot~<br />
A wreszcie, czy te dialogiczne odniesienia czlowieka s~ w ogole moZiiwe do<br />
urzeczywistnienia, inaczej mowi~c - czy czlowiek nie jest ze swej istoty<br />
(a nie tylko faktycznie) raczej wygnancem anizeli domownikiem bytu<br />
Nie rozstrzygaj~c<br />
zaznaczonych kwestii (zdaniem Bubera rzeczywisty<br />
dialog jest z istoty moZiiwy, jest wr~cz prawdziw~ istot~ czlowieka),<br />
dostrzec naleiy, ie jeden z zasadniczych zarzutow stawianych ftIozofii<br />
dialogu - a mianowicie, ze akcentuj~c pierwotnose spotkania, sfery Ja-Ty,<br />
zatraca specyfik~ i znaczenie J a - nie wydaje si~ sluszny. Janie stanowi<br />
bowiem (w perspektywie dialogizmu) funkcji spotkania z Ty, nie traci tei<br />
w spotkaniu swej tozsamoSci czy indywidualnosci. Przeciwnie, to dopiero<br />
drugi czlowiek, dla ktorego J a jestem calkowicie innym, dla ktorego jestem<br />
nieredukowalnym Ty, t~ indywidualnose mojej osoby, jej innose dostrzega<br />
i ochrania. Spotkanie i tylko spotkanie jest uszanowaniem rzeczywistej<br />
inn 0 sci Ja i potwierdzeniem p raw a do tej innosci. Tym samym<br />
spotkanie, przynajmniej w interpretacjiBubera, jest drog~ do pelnego<br />
urzeczywistnienia tego, co w Ja najbardziej intymne, osobiste i odmienne.<br />
Dialog nie niszczy Ja, lecz je wyzwala, ocala i chroni; pozwala mu bye.<br />
Widae wyraznie, ze dialogiczna antropologia Martina Bubera, chociai<br />
w omawianej tu ksi~ice naszkicowany zostal jedynie jej projekt, r6Zni si~<br />
od tych koncepcji, ktore definiuj~ czlowieka jako przede wszystkim ducha<br />
transcenduj~cego przyrod~, urzeczywistniaj~cego wartoSci i zdolnego powiedziee<br />
"nie" wobec swoich pop~ow (Max Scheler), element lepiej lub
128 ZDARZENIA - KSIJ\,ZKI - LUDZIE<br />
gorzej zorganizowanego spoleczenstwa (Karol Marks), funkcje;: ruezaleznych<br />
od jego woli kulturowych struktur znaczl!cych (strukturalizm),<br />
absolutnl! wolnosc (Jean-Paul Sartre) czy byt ku smierci (Martin Heidegger)<br />
lub nawet jedynie wstyp czy zapowiedz prawdziwego czlowieka<br />
(Fryderyk Nietzsche) itd. I chociaz prawdl! jest, ze kazda z wymienionych<br />
teorii grzeszy jednostronnoScil! ujycia czlowieka, to podobny zarzut moma<br />
byloby rowniez odnieSc do koncepcji Bubera, wszak rue daje on ani<br />
ostatecznej odpowiedzi na pytanie, czym czlowiekjest, ani tym bardziej nie<br />
wskazuje na plaszczyzny, z ktorej moma byloby ujl!c "c a I k 0 wit 0 s C"<br />
ludzkiego bytu. Plaszczyzna dialogu, chociaz doniosla, rowniez wydaje siy<br />
tylko jednym z aspektow czlowieka, nie zas tym, co jego istote;: wyczerpuje.<br />
Zarazem jednak odwolanie si y przez Bubera do fenomenu "Ja jestem"<br />
odslania wielorakie odniesierua czlowieka i ukazuje jego nieskonczonl!<br />
glybiy oraz tajemnicy. W "Ja jestem" - zgodnie zresztl! z reiigijnl!,<br />
judaistycznl! inspiracjl! swej mysli - Bubel' dostrzega zdecydowanie wiycej<br />
niz tylko akt istnienia, faktycznosc bytu Oak wspolczesni neoscholastycy),<br />
czy tez absurdalnosc zycia wynikajl!Cl! z jego calkowitej zbydnoSci Oak<br />
Sartre). przywrocenie "Ja jestem" jako fundamentu antropologii nie<br />
owocuje tez bynajmniej utratl! kom unikacji istniej,!cej miydzy ludimi,<br />
przeciwnie, ustanawia ptaszczyzne;: bezposredruego spotkania Ja-Ty. Mimo<br />
to wyczerpanie ,,1 a jestem", zglybienie jego tajemnicy, jest - co pod krdlaj,!<br />
zgodrue wszyscy dialogisci - w rzeczywlstosci niemozliwe. Tym samym,<br />
filozoficzna nauka 0 czlowieku musi zawsze pozostac fragrnentaryczna<br />
i prowizoryczna. Pelnej odpowiedzi na pytanie, kim jest czlowiek, moglby<br />
udzielic jedynie Bog. Czlowiek odkrywa wiyc siebie - lub przynajmniej<br />
moze odkryc - tylko w dialogu z Bogiem, jako Ty stoj,!ce przed Jego<br />
obliczem, jako osobe;: wezwanl! przez Niego poi m i e n i u. Dialog, ktory<br />
w tym momencie zostaje nawil!zany, wym yk a si y jednak moi:1iwosciom<br />
racjonainego, ftiozoficznego opisu i wyjasnienia, czego zreszt'! Buber jest<br />
swiadomy. Donioslosc budowanej przez ruego dialogicznej antropologii,<br />
lezy w ukazaniu tej tajemnicy, ktorl! najpelniej wyrazajl! cytowane juz tu<br />
slowa Biblii - "Kimze jest czlowiek, ze 0 nim pamie;:tasz" Tajemnicy<br />
czlowieka zglybic nie moma. Moma jednak dac 0 niej swiadectwo. I trzeba<br />
jl! uszanowac.<br />
lreneusz Ziemifrski<br />
IRENEUSZ ZIEMINSKI, UT . 1965, absolwent filozolii KUL, asystent w Zak!adzie<br />
Filozolii Akaderrui Techniczno-Rolniczej w Bydgoszczy. Publikowa! m.in. w"<strong>Znak</strong>u",<br />
"Logosie i Ethosie", "Tygodniku Powszechnym" i "Wi~zi".
ZDARZENIA - KSIi\ZKI - LUDZIE 129<br />
PIESNIO SMIERCI <br />
A RELIGIJNOSC <br />
• Alina Nowicka-leiowa, Piemi czasu fmierci. Studium z historii<br />
duchowosci XVI-XVIII wieku, Lublin 1992<br />
Historia jako dyscyplina naukowa wykracza dzis coraz bardziej poza<br />
swoj stereotyp. Przestaje bye wiedz'l, wyl'l,cznie 0 kolejnoSci. faktow,<br />
o datach i zaIeznosciach przyczynowo-skutkowych mi¢zy r6Znymi wydarzeniami.<br />
Historyk probuje dzis w swojej pracy dokonac czegos wi~cej.<br />
Si~ga do odtworzenia mentalnoSci. epoki, do zrekonstruowania dnia<br />
codziennego i wyobrami ludzi sprzed wiekow. Powstaly nowe dziedziny<br />
historii, takie jak historia idei, historia duchowoSci czy historia codzienno<br />
Sci. lub mentaInosci. Cz~Sci.'l, tych poszukiwan jest takZe d'l,zenie do<br />
odtworzenia swiata wyobrazen religijnych przeci~tnego reprezentanta<br />
epoki czy warstwy spolecznej. Na gruncie europejskim uzupetnia si~ wiedz~<br />
o "urz~owych" i "oficjalnych" dokumentach KoSciola danymi 0 ich<br />
"recepcji", czyli 0 tym, jak religijna doktryna Kosciola katolickiego czy<br />
Kosciolow protestanckich byla przyjmowana wsroo wiemych, jak j'l,<br />
interpretowano oraz w jakiej formie j'l, wyrazano. Aby tego dokonae,<br />
historia szukala nowych pol badawczych, szukala nowych, dot
130 ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />
trzech "srodowisk ideowych" wiekow XVI-XVIII. lak sarna pisze, byly to<br />
kultury: protestancka, humanistyczna i katolicko-sarmacka (ksill,zka jest<br />
podzielona na trzy czysci poswiycone wlasnie tym krygom). Autorka<br />
dowodzi przekonuji!co, Ze tresc i ksztatt kantyczek 0 smierci byly wyraznie<br />
zdetenninowane przez konfesjy autorow. Pokazuje, jak dydaktyzm teologow<br />
ewangelickich czy jezuickich od ciskal si~ na zalobnych pidniach ich<br />
wlasnych KoSciolow. Pokazuje rowniez, jak z uwaznej analizy tekstow tych<br />
pidni moma odtworzyc religijnosc wyznawcow katolicyzmu, luteranizmu<br />
czy Braci Polskich.<br />
Ksi'lzka dowodzi tez innej waznej rzeezy. Wielu historykow uwazalo, ze<br />
polska reformacja XVI wieku byla przede wszystkim plaszczykiem dla<br />
szlacheekiej walki 0 stanowe przywiieje, toczonej z duchowienstwem (m.in.<br />
o obloienie d uchowienstwa podatkami obronnymi i 0 zawieszenie jurysdykcji<br />
s'ldow duchownych nad szlacht'l w sprawach 0 herezjy). Trudno<br />
odmowic temu uj~u pewnej slusznosci - podpiera je fakt odwrotu szlachty<br />
od reform acj i z chwil,! zrealizowania jej politycznych zamierzen. Uwaiano<br />
tei, Ze szlaehta ewangelicka w Polsce nie przyjyla gt~biej zasad reformacji.<br />
Tymczasem Nowieka-leiowa wykazuje znaczny stopien uwewnytrzniania<br />
protestanekiego swiatopog)'ldu. Trese pidni refleksyjno·-ialobnych wskazuje,<br />
ie protestantyzm polskich autorow kreowal (mimo wielu zapoZyczen)<br />
wyrainie inn'l niz katolicka wizj~ zaSwiatow i odmiennie opisywal postawy<br />
czlowieka wobee smierci. Na przyklad w piesniach protestanckich eschatologia<br />
niezwykle cZysto l'lczy siy z chrystologi,!, co tlumaczy autorka<br />
wlasnie ewangeliekim brakiem tych "posrednikow" laski, ktore istniej'l<br />
w katolieyzmie (m.in. sakrarnent namaszczenia chorych, swiyci, czysciee).<br />
Analiza pidni protestanckich wykazuje tei wyrazne przesuniycie akcentow<br />
trdciowych w porownaniu do piesni katolickich. Literatura katolikow<br />
mowi ° smierci pojmowanej jako kres konkretnej jednostki, zas protestantow<br />
- 0 smierte/nosci, czyli 0 nieodl'lcznym atrybucie ludzkiego istnienia.<br />
Swiat protestancki wygl,!da tak: "Gdy niepokonane fale zla pogrll,iajll,<br />
nieszcz~snikow, na groZoym, wzburzonym morzu plynie w'lila l6dka<br />
sprawiedliwych, wei'li zdanych na smiertelne niebezpieezenstwo »piekielnej<br />
przepasci« swiata, zla, ciala. Nadziej'l ucieczki z wszechobejmujll,cego,<br />
poierczego iywiolu jest tylko port smierci" (s. 171). Towarzyszy temu<br />
pewna surowosc srodkow wyrazu, dydaktyzm, skupienie silt na czystym<br />
przekazie trdci religijnych. Trdci kohcentruj,! siy na transcendencji<br />
i odcinaj:t od zmyslowego swi ata.<br />
U katolikow wkracza sannatyzm i jezuicka dydaktyka oraz caly swiat<br />
zmyslowej barokowej wyobraini. Sarmatyzacja tych wyobraien postypuje<br />
wedlug autorki stopniowo, poczynaj,!c od pocz'!tku XVII wieku: "Bog<br />
katolik6w polskich doby potrydenckiej jest przede wszystkim Przewodnikiem<br />
ludu pod'liaj'lcego, by spelnic powierzon'l misjy i odnaleZc wlasne<br />
- polskie i niebieskie leruzalem. Jest wiyc Boiiem historii i Bogiem narodu;<br />
Bogiem bliskim i czuwaj'lcym" (s. 415).<br />
Pole refleksji, po ktorym porusza si~ autorka, jest szerokie. Pisze ona
ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />
131<br />
o kresowej recepcji katolickich poinobarokowych kantyczek (choe zal, ze<br />
w ksi~Zce tak skromnie omowiono Iiteratur~ unick~ drukowan~ przez<br />
bazylianow), analizuje rol~ jezuitow i stopniowy zanik pod koniec omawianego<br />
okresu propagowanej przez nich "dydaktyki dobrej smierci"; wreszcie<br />
warto wyromic opis recepcji karmelitanskiej mistyki, ktorej echa dostrzegla<br />
badaczka w kantyczkach. Srodowiska karmelitanskie odznaczaly si~<br />
wielk~ zarliwosci~ na tie spoleczenstwa polskiego XVII wieku.<br />
Bardzo interesuj~ce s~ glowne wnioski przeprowadzonych analiz:<br />
protestanckiemu odwolywaniu si~ do rozumu, do kultury ksi~zkowej (kult<br />
Ksi~gi - Biblii) i "uswiadomieniu dogmatycznemu" wiemych, na ktorym<br />
tak zaleZalo protestanckim duchownym, katolicy przeciwstawiali "intuitywne<br />
formy poznania", dowodzili powierzchownosci poznania racjonalnego,<br />
starali si~ odslonic "gI~b istoty ludzkiej" i, obok tkwi~cych<br />
w czlowieku pokladow zla, takZe zdolnosci do ich przezwyci~zania.<br />
Cz~sc pierwsz~: 0 protestanckich kantyczkach, i trzeci~: 0 katolickich,<br />
rozdziela cz~sc poswi~cona humanizmowi, ktor~ niemal w caloSci wypelnia<br />
refleksja nad tworczoSci~ Jana Kochanowskiego. Choo w sporze protestantyzmu<br />
z Kosciolem humanisci stan~1i ostatecznie, za spraw~ Erazma, po<br />
stronie katolickiej, to analiza tworczosci J ana z Czamolasu wykazuje, ze<br />
rna ona charakter ponadwyznaniowy. Co prawda, w wielu protestanckich<br />
kancjonalach jego pidni wyst~puj~, ale dokonywano w nich poprawek<br />
w celu niezb~nego "wygladzenia" doktrynalnego. Chciano przedstawic<br />
Kochanowskiego jako sojusznika obozu reformacyjnego.<br />
Jan z Czamolasu wyrasta jednak ponad konfesyjne ograniczenia i wlasnym<br />
glosem przeciwstawia "obrz~owej modlitewnosci kantykow zborowych<br />
(...) medytacyjn~ refleksyjnosc (...) konfesyjnosci - uniwersalnosc treSci<br />
religijnych, ich konfesyjnoSci - liryczn~ podmiotowosc" (s. 265). Autorka<br />
przedstawia, jak poeta broni prywatnoSci poetyckiej wypowiedzi i jak przy<br />
mowieniu 0 smierci obficie czerpie ze staroiytnej tradycji horacjanskiej.<br />
WsrOd dose oszcz~nie przytaczanych pidni pogrzebowych (to tylko<br />
uczucie lekJciego niedosytu pasjonata) moma odkryc prawdziwe perJy.<br />
LSni~ gl~bok~ wiar~, peine s~ slow spokojnego zaufania Bozemu milosierdziu.<br />
Posluchajmy chocby tej, z protestanckiego kancjonalu Artomiusza<br />
z 1587 roku:<br />
Z weselem w pokoju id~ st~ <br />
W imi~ BoZe. <br />
Stale, smiale i spokojne <br />
Jest serce moje <br />
Dla Obietnic Bozego slowa, <br />
Bo Smierc si~ snem moim stala. <br />
ZhignieHi Pasek<br />
ZBIGNlEW PASEK, ur. 1958, dr, adiunkt w Zakladzie Historii ChrzeScijanstwa<br />
Instytutu Religioznawstwa UJ. Publikowal w "Studia Religiologica", "Chrzescijaninie<br />
w swiecie", "Roczniku Teologicznym", Chrzescijanskiej Akademii TeoJogicznej,<br />
"<strong>Znak</strong>u". Opublikowal Ruch zie!onoswiqtkowy (1992), Zwiqzek Stanowczych<br />
ChrzeScijan (1993). W druku Protestanckie wyznania wiary.
132 ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />
LIST<br />
ZNANTES<br />
NOWE OBLICZE VUILLARDA <br />
Od 25 wrzesnia 1993 do 3 stycznia biez~cego roku w paryskim Grand<br />
Palais miala miejsce wystawa poswi\!cona nabistom. Kim byli nabisci<br />
Grup~ malarzy, przyjaci61, 0 rozmaitych artystycznych upodobaniach,<br />
kt6rym bliska byla idea sztuki totalnej, wkraczaj~cej w i:ycie jako sztuka<br />
dekoracyjna. Moma powiedziec, Ze byli "prorokami" (jak sami si~<br />
nazywali) modemizrnu, idei drogiej artystom XX wieku. Do grupy nalezeli:<br />
Vallotton, Bonnard, Vuillard, Roussel, Denis. Zainteresowanie nabistami<br />
wci~z wzrasta. Dowodem Sl! ostatnie wystawy, liczne artykuly we francuskiej<br />
prasie fachowej, wysokie ceny na mi¢zynarodowych aukcjach.<br />
W latach 80., gdy impresjonisci stali si~ dla nabywcow praktycznie<br />
niedost\!pni, uwaga skupila si\! wlasnie na nabistach. Jeden z nich<br />
- Edouard Vuillard - przezywa obecnie swoj renesans. W 50. rocznicy<br />
smierci artysty, 3 lata temu , urz~rlzono wielk~ wystaw\! retrospektywn~,<br />
ktor~ zaprezentowano w Lyonie, Barcelonie i Nantes. Z wyj~tkiem<br />
ekspozycji Vuillard- Roussel w paryskiej Oranzerii w 1968 roku, nie<br />
poswi\!cono mu wczdniej tak waznej wystawy retrospektywnej. Niedawne<br />
studia i moi:liwosc zgl\!bienia Dziennika pozwolily wzbogacic wiedz\! 0 tym<br />
artyscie.<br />
Organizatorami paryskiej wystawy byly: Muzeum Sztuk Pi\!knych<br />
w Nantes i w Lyonie oraz La Fundacio Caixa de Pensions z Barcelony.<br />
Zgromadzono okolo 100 obrazow i 50 grafik (rysunki, litografie) wypoi:yczonych<br />
z amerykanskich i europejskich muzeow oraz kolekcji prywatnych.<br />
Wystawa miala odmienny charakter od dwoch wczdniejszych<br />
ekspozycji, zorganizowanych takZe w 50. rocznic\! smierci malarza. Jedna,<br />
w Stanach Zjednoczonych, poswi\!cona byla wn~trzom nabistycznym.<br />
Druga, w Anglii, ograniczala si\! tylko do kolekcji angielskiej.<br />
Henri-Claude Couseau, dyrektor Muzeum Sztuk Pi\!knych w Nantes<br />
(mianowany Konserwatorem generalnym Muzeow Francuskich) mowi, ze<br />
trzeba na nowo odkryc tego zapomnianego, znakomitego artyst\! nieslusznie<br />
przypisanego intymizrnowi. Couseau widzi w Vuillardzie proroka<br />
nowego malarstwa, prekursora koloryzmu, fowizrnu, poszukiwan kolorystycznych<br />
lat 60. W tych pozomie intymistycznych obrazach, pod powierzchni~<br />
banalnych sytuacji codziennych kryje si~ prawdziwa poezja. Aby to<br />
jednak ujrzec, nalezalo zgromadzi6 tak duz~ il osc dziel-- rysunki, projekty
ZDARZENIA - Ks~1;KI - LUDZIE<br />
133<br />
scenografii, witrazy, afiszy, program6w teatralnych, malarstwo Scienne;<br />
maj~c przed sob~ tak r6Znorodny zbi6r, moma obserwowac tw6rcz~<br />
ewolucj~, stalosc pewnych temat6w, wreszcie - moma odczytywac jedne<br />
dziela poprzez inne.<br />
Pozomie uladzone wizerunki wn~trz ogl~dane tutaj w kontekscie<br />
obraz6w bardziej odwamych, ekspresyjnych ujawniaj~ swoj ~ ukryt~<br />
wibracj~ i niepok6j. Tak wi~ moZliwe jest odszukanie jednoSci w r6Znorodnosci<br />
styiistycznej calej tw6rczosci Vuillarda. Por6wnanie dziel r6Znej<br />
wielkosci daje takZe poj~cie 0 bogatym temperamencie artystycznym. Na<br />
wystawie obok maleilkich, precyzyjnie wykonanych obrazow, prezentowano<br />
rownieZ wielkie panneaux, komponowane z rozmachem, w kt6rych<br />
duze barwne plamy nalozone s~ smialymi poci~gni~ciami p~d zla .<br />
W okresie mlodoSci (okres nabistyczny okolo 1889-1 900) VuiIlard<br />
malowal wn~t rza mieszkail, gdzie Zyl wraz z siostr~ i matk~ i gdzie toczyl<br />
si~ niezmienny rytual pracy, posilk6w, odpoczynku; malowal takze gry<br />
dzieci~ w ogrodach publicznych. Widac w tych obrazach podobieilstwo<br />
do tw6rczoSci Gauguina i van Gogha. Tworczosc okresu dojrzalego<br />
i starosci to gl6wnie portrety zamomych przyjaciol, znanych lekarzy<br />
i adwokatow.<br />
Od 1894 jego malarstwo jest bardziej otwarte na swiat zewn~trzny . S~<br />
to mi\,dzy innymi pejzaze miejskie i wiejskie. Obrazy otwieraj~ si~ jak olma<br />
pokoju, niemal czuje si~ w nich swiezosc powietrza, zapachy, uderza<br />
intensywniejsze nasycenie barw.<br />
Jednoczesny rygor i oszc~dnosc dzie! ostatniego okresu maj~ zrodlo<br />
w rozwazaniach nad tw6rczoSci~ dawnych mistrz6w. Malarz szukal<br />
dyscypliny, kt6ra chronilaby go przed smia!ym lenistwem "wirtuozerii".<br />
Pragn~l , aby jego pl6tna byly bardziej stateczne, wykonstruowane. Dlatego<br />
zrzek! si~ skr6t6w okresu nabistycznego.<br />
Na pierwszy rzut oka sam temat i spojrzenie malarskie wydaj~ si ~<br />
banalne, s~ to bowiem dziela przyciszone, nie narzucaj~ce si~ w swojej<br />
eksperymentalnoSci, jakby schlebiaj~ce gust om marszandow. Malarstwo to<br />
wymaga jednak uwaznego spojrzenia. Pozomie jest uladzone, statyczne,<br />
monotonne w tematach. Ale gdy przyjrzec si~ mu blizej, tkwi w nim jakas<br />
niepokoj~ca wibracja.<br />
Dla mnie najbardziej interesuj~ce jest nie tyle sled zenie tematow<br />
malarstwa VuiIIarda, co estetyki, subteInie zmieniaj~cych si~ technik.<br />
Wnikliwa obserwacja potrafi nasun~c bardzo ciekawe wnioski co do<br />
gl~bokich tresci tych dziel. Vuillard maluje ci~g1e te same przedmioty<br />
i postacie przewamie zamkni~te we wn~trzach. To stale powtarzanie<br />
sprawia, ze niekiedy s~ juz one na granicy rozpoznawalnosci, s~ wr~cz<br />
zaprzeczeniem tego, co widzialne. Przestrzen nienaturalnie plaska i nieostre<br />
kontury w jaskrawym swietle lamp zbli ~ aj" si~ do abstrakcji. Tu wszystko<br />
sekretnie si~ uzaleznia. Ksztalty I~cz~ si~ ze sob~ w wibruj,!cym, ostrym<br />
swietle az do zanikni~cia. To wrazenie mozna llzyskac poprzez ogl~danie<br />
dziel z r6mej odleglosci, jak r6wniez por6wnywanie pl6cien z r6znych
134 ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />
okres6w. Patrz~c na przyklad na portrety matki, widzi si~, jak jej twarz<br />
wci~i si~ zmienia. Na niekt6rych obrazach jest jui trudna do rozpoznania,<br />
o cerze zniszczonej sladami swiatla czy wilgoci Bye moie tak wlasnie<br />
dziecko widzi twarz matki z bardzo bliskiej odleglosci. ezy jest to wi~<br />
czule spojrzenie artysty A moie raczej swiadome okrucienstwa niszcz~cego<br />
czasu, przemijania, starosci<br />
Te spostrzeienia mog~ umkn~e w trakcie pobieinej obserwacji. Bye<br />
moie dlatego z tak~ latwosci~ zakwalifikowano Vuillarda jako intyrnist~<br />
i "malarza harmonii". Bl~d w ocenie wynika prawdopodobnie z tego, i:e<br />
zrazu niewidoczne wydaj~ si~ sprzecznosci i trudno uchwytne sugestie<br />
zawarte w obrazach. Dotycz~ one calej drogi malarskiej, tw6rczej ewolucji,<br />
ale tei poszczeg6lnych dziel. D~ienie do przedstawiania konkuruje jakby<br />
z pragnieniem zacierania kontur6w, naturalistyczna nami~tnosc gromadzenia<br />
szczeg616w przeczy ch~ci unicestwienia ich w wibruj~cym swietle.<br />
Poszukiwania forrnalne ukazuj~ ukryt'l mow~ rzeczy; ta tw6rczosc jest<br />
zatem bliska syrnbolizmowi. <strong>Znak</strong>i syrnboliczne zawarte s~ jui w samym<br />
warsztacie tw6rczyrn. Tworz~ je mi~dzy innymi odrealniaj~ce, pulsuj~ce<br />
jaskrawo plamy, znieksztalcone zarysy postaci uzyskane gwahownyrni<br />
poci'lgni~ciami p¢zla, grubo nakladan'l farb~, ilobieniami. Vuillard<br />
ukazywal wibracj~ przestrzeni: niepok6j ukryty w rzeczach zwyklych,<br />
niewidzialn~ energi~ przedmiot6w nieoiywionych - stol6w, tapet, lawek<br />
w ogrodzie, pni drzew, roziarzonych lamp.<br />
Tematyczna statycznose kontrastuje z ruchem zawartym w sposobie<br />
przedstawienia. Salonowa cisza i spok6j S'l pozome. Malarz stara si~<br />
pokazae ruch materii, jej pulsowanie, a bye moie powolny rozpad. Twarze<br />
nabieraj~ plam, rozmazane kontury tworz'l wok61 siebie poswiat~, materie<br />
s'l plaskimi plamami, na kt6rych drgaj,! omamenty. Ten swiat w istocie si~<br />
rozpada i zmierza w kierunku abstrakcji. Dopatrywano si~ nawet w malarstwie<br />
Vuillarda krytyki paryskiej buriuazji. Nagromadzenie ozd6b, bibelot6w,<br />
przer6inych szczeg616w tworzy przesyt, jakieS nieznosne barwne<br />
drganie, prowadzi do rozkladu form. "Wielki targ wypelniony detalami"<br />
- pi sal w Dzienniku Vuillard.<br />
Malarz utrwala atmosfer~ salonu z konca XIX wieku. Nieuchronnie<br />
nasuwa si~ tu skojarzenie z Proustem. Obydwaj artysci poswi~caj~ swe<br />
dziela rekonstruowaniu czasu, gl~bi i czulosci dziecinstwa. Buduj~ klaustrofobiczne<br />
obrazy intyrnne, d~i'l do odnowienia sztuki malarstwa i powiesci.<br />
W podobny jak w tw6rczosci Prousta spos6b, u Vuillarda wynurzaj~<br />
si~ z pl6cien obicia, parawany, tapety, a takie osoby, wsr6d nich matka.<br />
"Ten pok6j nie b~d~c duiy rozrastal si~ do wymiar6w 8wiata" (W stror!f!<br />
Swanna). Jest w tych dzielach zawarty takie podobny paradoks: stabilnoSe<br />
swiata przedstawionego jest pozoma, wnikliwe spojrzenie odkrywa jej<br />
kruchose. Vuillard uzyskuje t~ paradoksalnose dzi~ki kontrastowi tematu<br />
i techniki malarskiej. Statycznose sylwetek i przedmiot6w skupionych<br />
w salonie wydaje si~ zludna. Przeczy jej sarno tworzywo malarskie,<br />
wibruj,!ca materia, kolor, swiatlo. Jest to jakas masa, magma, kt6ra d'!iy
ZDARZENIA - KSIl\2:KI - LUDZIE<br />
13S<br />
do przeksztalcen, do zaniku podobienstwa postaci i przedmiotow. Malarstwo<br />
Vuillarda jest wi~ takze opowiescill, 0 naturze materii, 0 jej przemijaniu,<br />
starzeniu si~. Mysl Prousta ujawnia sil(: tutaj w nowoczesnej mysli<br />
malarskiej.<br />
Niedocenionym, jak dotlld, walorem malarstwa Vuillarda jest takZe<br />
bogactwo poszukiwan kolorystycznych. Ta tworczosc wyd ajc si~ bliska<br />
znacznie od r.iej pozniejszym prlldom. E ksperymenty kolorystYC2ne prowadzll,<br />
Vuillarda az do mroku, czemi, pozomej jednak. Tu ksztal:ty i barwy sll<br />
na granicy tego, co widzialne, jakby sugerujll kolor, kazll, go wydobyc<br />
z ciemnosci.<br />
Zrooel gl~bszych treSci malarskich i upodoban estetycznych nalezy<br />
dopatrywac si~ w samej biografii artysty. Matka malarza byla krawcow~,<br />
ojciec fabrykantem drukowanych materialow. Pierwszym miejscem doswiadczen<br />
artystycznych bylo krawieckie atelier. Poszukiwanie wlasnych<br />
oryginalnych technik rna scisly zwi~zek z atmosfer~ rodzinnego domu.<br />
Pierwsze dziela powstawaly na przykrywkach ad pudelek, ktore Vuillard<br />
znajdowal wsroo przyborow matki. Powierzchnia kartonu jest podobna do<br />
palety. Poza tym wchlania wilgoc i zmusza do szybkiego wykonania<br />
obrazu. luna wlaSclwosc to matowosc, ktorej Vuillard poszukiwal we<br />
wszystkich swoich dzielach. Dla artysty byl to mat bliski freskorn. St~d<br />
zainteresowanie malarstwem kiennym. Aby unikn~c polysku, rnalarz<br />
uzywal jako spoiwa kleju, zast~puj~c nirn olej. Ta technika byla takZe<br />
znana dekoratorom teatralnyrn. Vuillard przez pewien czas zwi~zan y byl<br />
z teatrem. Sarna technika stwarzala specjalne trudnosci, co zrnuszalo do<br />
wirtuozerii. <strong>Znak</strong>omitose warsztatowa moze miee swoje zr6dlo takZe<br />
w samym wyborze artystycznego rnaterialu. (Nawiasern rno wi~c, takie<br />
rnalarstwo w kleju stawia dzisiejszyrn konserwatorom szczeg61ne trudnoSci.<br />
Teraz, po stu latach, farba przestaje jui: przylegae do plotna.)<br />
Dziecinstwo Vuillarda up lyn~lo w otoczeniu barwnych tkanin. Dlatego<br />
bye moze tak bardzo p oc i ~ gal artyst~ walor dekoracyjny sztuki. Malarz<br />
wykonywal na zamowienie wie1kie panneaux s tanow i~ ce wystroje jadalni,<br />
bibliotek, tarasoW. Pracowal takZe nad freskami Palais de Chaillot i Palais<br />
des Nations (w latach 1937 i 1938).<br />
Nie bez znaczenia dla upodoban malarza byl takZe pogl~d Gauguina, iz<br />
kazda sztuka jest dekoracj~. Plaskie plamy, czyste kolory, arabeski, fonny<br />
syntetyczne - to niew~tpliwie wplyw Gauguina. Widoczna jest w tych<br />
dzielach takZe kompozycja greckich fryzow. Obrazy Vuillarda cz~sto<br />
przyporninaj~ malowidla scienne poprzez nagromadzenie warstw jakby<br />
latanych, gipsowanych. Powierzchnie gladkie i matowe upodabniaj~ si~ do<br />
murow. Nawet w malych obrazach widae zainteresowanie freskiem. Sci ana<br />
pokryta wzorem papierowych tapet czy tkanin narzuca kompozycji swoj<br />
rytm dekoracyjny. Cz~sto motywy scienne s~ powielone, przekszta!cone<br />
w calej przestrzeni - w tkaninach ubran, dywanach, kwiatach, ukladzie<br />
grzbietow ksi~zek, ukladzie i kolorystyce wszelkich detali (Biblioteka,<br />
\896). Ten sposob rnalowania widoczny jest takZe w pejzazu. Na dekora
136 ZDARZENIA - KSlt\ZKI - LUDZIE<br />
cyjnym Sciennym panneau z serii Ogrody publiczne, zamowionym w 1894<br />
przez Aleksandra N atansona do sali jadalnej (Opiekunki do dziecl), drobne,<br />
plaskie plamy roslinnosci S,! kompozycyjnym przedluieniem wzorow<br />
drukowanych materialow sukien, barwnych plaszczyzn parasoli. Nasuwa<br />
mi siy skojarzenie z dekoracyjnym malarstwem Klimta, z mozaikowymi<br />
kolorowymi tiami i plaskimi wizerunkami wtopionych wen sylwetek.<br />
Vuillard malowal rowniez projekty witraiy dla Samuela Binga, ktorego<br />
galeria otwarta w ParyZu w 1895 roku stala siy we Francji wizytowk,! Art<br />
Nouveau.<br />
Niemoi:liwe jest ocenienie malarstwa Vuillarda bez uwzglydnienia jego<br />
fascynacji teatrem. Jego zamilowanie do sceny, kulis, dekoracji, nowoczesnej<br />
dramaturgii widac w calej tworczoSci. W 1890 roku poeta Paul Fort<br />
zaprosil go do wspolpracy w swoim teatrze malarzy nabistow. Vuillard<br />
projektowal taki:e afisze, programy i scenografiy do sztuk Maeterlincka,<br />
Ibsena, Strindberga w teatrze przyjaciela Lugne-Poe.<br />
Gesty postaci z jego obrazow przypominaj,! niekiedy pozy aktorow<br />
japonskich (te zainteresowania rozbudzil w nim Gauguin). W niektorych<br />
dzielach, niejasnych przez nieprecyzyjnosc ksztaltow i przeci,!zenie kolorem,<br />
sylwetki matki, siostry, pomocnikow krawieckich, przyjaciol maj,!<br />
rozmiar lalek. Lampy niczym teatralne reflektory odkrywaj,! roine plany<br />
tego skromnego spektaklu. Postacie podobne do aktorow czy plaskich<br />
marionetek zamkniyte s,! w pokojach jak w pudelku XIX-wiecznej sceny.<br />
Zdaje si y, Ze Vuillard gra ze swoim malym swiatem sekretn,! i cich'! sztuky,<br />
ktor'! zna na pami~, a ktora jest zarazem echem teatru symbolizmu.<br />
Edouard Vuillard byl czlowiekiem dyskretnym, powsci'!gliwym, skrupUlatnym.<br />
Dziyki wysokiej kulturze osobistej cieszyl siy szacunkiem<br />
przyjaciol. Jest w jego tworczosci skromnosc, dyscyplina, wysilek pracy<br />
w poszukiwaniu nowych sposobow mowienia, ale tez magiczny blask<br />
przedmiotow i osob pozornie tylko znajomych. Dla malarza przestrzen jest<br />
pelna tajemnych znakow.<br />
Maja lurkowska<br />
MAJA JURKOWSKA, absolwenlka polonislyki UW. Publikowala m.in. w"TworczoSci",<br />
"Akcencie", "ZesZ)'lach Lilerackich", "Odrze". Mieszka w Nantes.
ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />
137<br />
LIST<br />
ZWASZYNGTONU<br />
DOUBLE SPEAK CZYLJ DWUMOWA <br />
Gdy w 1946 roku George Orwell w jednym ze swych esej6w stwierdzil,<br />
ze angielslci znalazl si~ na zlej drodze, nie chodzilo mu 0 katastroficzne<br />
widzenie samego j~zyka, kt6ry rna si~ raczej dobrze, a jego wplywy ci~g\e<br />
wzrastaj~. Szacuje si~ bowiem, Ze angielskim posiuguje si~ od 750 milion6w<br />
do miliarda ludzi, z czego dla polowy jest to j~zyk ojczysty. Orwella<br />
zaniepokoilo natomiast zjawisko zaklamania charakterystyczne dla wypowiedzi<br />
polityk6w, kt6re okrdlil mianem douhle speak czyli mowy podw6jnej<br />
b~dZ - zaryzykujmy neologizm - dwumowy. Mamy z ni~ do czynienia<br />
coraz cz~sciej, gl6wnie wtedy, gdy sluchamy b~dZ czytamy wypowiedzi<br />
m~z6w stanu, stykamy si~ z j~zykiem biurokracji czy reklam handlowych.<br />
Gdy dobrze si~ rozgl~dniemy, stwierdzimy, ze towarzyszy nam takze we<br />
wszystkich pozostalych sferach zycia. Nierzadko w og61e nie zdajemy sobie<br />
sprawy z niebezpieczenstwa, jakie za sob~ poci~ga.<br />
Od 1974 Krajowa Rada Nauczycieli J~zyka Angielskiego w USA<br />
rokrocznie przyznaje niechlubn~ nagrod~ za najwi~ksze "osi~gni~ia"<br />
w zakresie dwumowy, a takZe przeciwstawn~ jej nagrod~ im. Orwella za<br />
specjalne zasiugi na rzecz szerzenia "uczciwosci i jasnosci wypowiedzi<br />
w zyciu publicznym". Na liscie nagrodzonych za szczeg61ne osi~gni~a<br />
w uZyciu dwumowy znaleZii si~ m.in. prezydent Reagan, sekretarz satnu<br />
Aleksander Haig, a sposr6d urz~d6w panstwowych - Departament Stanu,<br />
CIA, Pentagon czy NASA.<br />
Prezes komitetu zajmuj~cego si~ dwumow~ we wspomnianej radzie<br />
i wydawca "Kwartalnego Przegl~du Dwumowy", William Lutz, wyr6i:nia<br />
cztery jej rodzaje. Pierwszy to eufemizm wynikaj~cy gl6wnie ze wzgl¢6w<br />
towarzyskich, dyskrecji, dyplomacji, z obawy, by nie urazie czyjejs<br />
wrazliwosci. Gdy zamiast "zmar!" m6wimy "odszedl", staramy si~ bye<br />
taktowni, kiedy zas eufemizmem manipulujemy dla zmylenia lub dezinformacji,<br />
staje si~ on cz~sci~ dwumowy. Drugim rodzajem jest zargon<br />
specjalist6w. Ma on charakter utylitarny i sluzy gl6wnie upraszczaniu<br />
i skracaniu procesu porozumiewania si~. Zargon r6wniez moze stae si~<br />
dwumow~, kiedy wychodzi si~ z nim poza grup~ specjalist6w. Wtedy<br />
z reguly rna on nadae wypowiedzi cechy gl~bi, autorytetu i prestizu, gdyz<br />
to, co proste, zast~puje si~ tym, co skomplikowane. Zamiast w y r a zan i a<br />
mysli, celem staje si~ zrobienie w r a zen i a.<br />
Trzecim rodzajem dwumowy jest j~zyk biurokrat6w, urz~dnik6w
138 ZOARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />
paristwowych. Charakteryzuje si~ on spi~trzeniem slow, rozd~ciem struktur<br />
zdaniowych, chodzi bowiem 0 przytloczenie czy oniesmielenie odbiorcow.<br />
Analiza wypowiedzi politykow czy biurokratow zatrwaiaj,!co cz¥sto wykazuje<br />
po prostu brak sensu w tych wypowiedziach.<br />
Czwartym rodzajem jest j~k napuszony, pompatyczny, ktory stara si~<br />
nadac imponuj,!C'! postur~ rzeczom blahym, przydac wagi niepozornym itd.<br />
Zgodnie z t'! tendencj,! listonosz staje si~ "dor~zycielem pocztowym",<br />
a sekretarka "asystentk'! wykonawcz'!". Odbieramy go c~sto jako zabawny.<br />
Dwumowa nie si~ga do zmian skladniowych czy gramatycznych, jej<br />
domen,! jest slownictwo. Mamy z ni'! do czynienia zwykle wtedy, gdy<br />
musimy dociekac, co wlasciwie usilowano powiedziec. Gdy pewne typowe<br />
dla dwumowy zwroty przyjmujemy za "dobr,! monet~", propaganda<br />
osi,!gn~la swoj eel - przestalismy my s I e c.<br />
Dwumowa nie jest oczywiScie zjawiskiem nowym. Przypadki manipuJacji<br />
odbiorcami przez ukrywanie wlasciwego znaczenia slow znane S,! co<br />
najmniej od czasow Juliusza Cezara, nazywaj,!cego podbicie Galli "pacyfikacj,!".<br />
Najnowsza epoka dostarcza wielu niechlubnych przykladow, by<br />
wspomniec tylko 0 j~zykowych praktykach nazizmu, ze zwrotem 0 "rozwi,!zaniu<br />
ostatecznym" na czele. J~zyk sowieckiego totalitaryzmu rowniei:<br />
slui:yl do zniewolenia umyslu przez zast,!pienie myslenia "poprawnymi"<br />
mechanizmami spolecznymi, a postrzegane realia poi:,!dan,! przez panstwo<br />
wizj,! rzeczywistosci. W odniesieniu do tego zjawiska Orwell ui:ywa<br />
okrdlenia nowomowa, newspeak, i jui: sarna nazwa sugeruje, ii: j~zyk ten<br />
w dui:ej mierze operuje nowo ukutymi zwrotami, odcinaj,!c si~ od<br />
"starego" myslenia i tradycji.<br />
N ajlepsZ'! poi:ywk,! dla dwumowy (nowomowy zreszt'! tei:) wyd aje si~<br />
polityka. Chodzi tu przede wszystkim 0 ukrywanie, pomijanie, przeinaczanie<br />
faktow, manipulowanie infonnacj,! w celach propagandowych. Ulubionym<br />
zabiegiem retorycznym staje si~ ui:ywanie wielu slow, aby w sumie nic<br />
nie powiedzie6. Swietn,! okazj,! do stosowania dwumowy bywaj,! kampanie<br />
wyborcze. Wymownym przykladem z gruntu amerykariskiego moze bye<br />
proces wytoczony w 1912 roku przez wybor~ z Nowego Jorku, ktory<br />
zaskarzyl wybranego kandydata 0 "zerwanie ustnej umowy" poprzez<br />
calkowite zlekeewa:.i:enie przedwyborczych obietnic. Obserwuj'!C wsp6lczesn,!<br />
praktyk~ politycznq, nie mozemy si~ dziwie, iz s,!d oddalil pozew<br />
wychodz'!c z zalozenia, ze obietnice dane w czasie kampanii wyborczej nie<br />
stanowi,! zadnego kontraktu. Wyborcy nie maj,! i:adnej moi:liwoSci roz<br />
Jiczania politykow z zapewnieri, ci wi~c czuj,! si~ w mocy mowienia,<br />
a potem robienia tego, co w danej chwili wydaje si~ im korzystniejsze.<br />
Afery Watergate i Irangate dowiodly, i:e nawet sformulowania takie jak<br />
"bior~ na siebie odpowiedzialnosc" niewiele znacz'! w sytuacji, gdy dana<br />
osoba w ostatecznym rachunku nie b~dzie rozliczana z kwestionowanych<br />
poci,!gni~c. Siowa okreslaj,!ce niepopularne, kontrowersyjne zjawiska, jak<br />
chociai:by "pod atek", zast~powane S,! przez wyrazenia, kt6re maj,! mniej<br />
ranic ucho. Na liscie slow wypieranych przez nierzadko wymyslne twory
ZDARZENIA - KSU\:l':KI - LUDZIE<br />
139<br />
dwumowy na pierwszym miejscu znaleic moma takie jak: wojna, atak<br />
zbrojny wraz z nieodl~czn~ konsekwencj~ w postaci ofiar w ludziach<br />
i roznorakich strat materialnych, smierc i choroba wraz z ich wszelkimi<br />
"nieestetycznymi" atrybutarni, ubostwo pewnych grup spolecznych, a tak<br />
Ze bl~d, klamstwo czy kradziei, 0 ile chodzi wlasnie 0 samych m6wi~cych,<br />
kt6rym przede wszystkim zaleiy na ukryciu prawdy.<br />
Ur~dnicy panstwowi staraj~ si~ poprawic samopoczucie obywateli<br />
przemianowuj~c niepokoj~ce zjawiska. Slumsy okazuj~ si~ "substandardowyrni<br />
osiedlami mieszkaniowyrni", skal~ zanieczyszczenia powietrza<br />
w jednym z miast weryfikuje si~ na przyklad poprzez zmian~ okrdlenia<br />
stanu "bardzo groznego" na "slaby", "niebezpiecznego" na "dopuszczalny",<br />
"bardzo niezdrowego" na "sredni", "niezdrowego" na "dobry",<br />
"sredniego" na "bardzo dobry". Zabieg ten tanim kosztem znacznie<br />
uspokoil opini~ publiczn~ owego miasta.<br />
W iyciu pUblicznym, w regulaminach (i praktyce) wie1u instytucji<br />
pojawia si~ wym6g "politycznej poprawnoSci" wraz z dlug~ list~ wyraien<br />
i okrdlen "poprawnych" oraz zakazanych, kt6re stanowi~ wsp6lczesne<br />
tabu. Celem tego zabiegu, jak glosz~ jego propagatorzy, jest ochrona<br />
mniejszosci (pewne grupy etniczne, homoseksualisci, osoby uposledzone)<br />
oraz kobiet, ktore powoluj~ si~ na odwieczn~, ugruntowan~ w j~zyku,<br />
dyskryminacj~. I tak na likie slow "nieprawomyslnych" znalazly si~, by<br />
przytoczyc kilka typowych: "mankind" (\udzkosc), bowiem zawiera w sobie<br />
temat "man" (czlowiek, m~iczyzna), "Indianin", "gluchy", a takie - co<br />
moZe najbardziej zastanawiaj~ce - "normalny".<br />
Dwumowa obecna jest takie w swiecie biznesu (zwolnienie z pracy to<br />
"nieodnowienie umowy", powaine defekty maszyn i urz~dzen to "niedopatrzenia<br />
techniczne", itp.). Daje 0 sobie znac w prognozach gospodarczych,<br />
kiedy na przyklad recesj~ nazywa si~ "wzrostem negatywnym".<br />
A niepodzielnie kr61uje w reklamie, kt6ra sarna w sobie stanowi ogromny<br />
biznes, nastawiony na zmaksymalizowanie zyskow. Przypatruj~c si~ wnikliwiej<br />
j~zykowi reklamy znajdujemy takie zawieraj~ce wewn~trzn~ sprzecznosc<br />
okrdlenia jak: "czysty iywy akrylik", "prawdziwa irnitacja sk6ry",<br />
"prawdziwe sztuczne diamenty". Wszystkie produkty iywnosciowe s~<br />
"najlepsze", "nowe", "naturalne", "dietetyczne", "poiywne", wszystkie<br />
srodki kosmetyczne "nadaj~ mlodzienczy wygl~d", usmierzaj~ce b61 i lagodz~ce<br />
przebieg przezi~bien lekarstwa s~ "niezawodne" i "szybko dzialaj~ce".<br />
Badania szacuj~, ii w USA konsument styka si~ z 1600 reklamami na<br />
dob~, ajdli weZffiiemy pod uwag~, ie statystyczny telewizor puszczony jest<br />
przez 7 godzin i 38 minut dziennie, nie powinien dziwic fakt, ie dzieci<br />
potrafi~ wymienic wi~cej gatunk6w piwa nii prezydent6w USA. Podobne<br />
badanie przeprowadzone w Meksyku przynioslo analogiczne wyniki - 96%<br />
dzieci meksykanskich rozpoznalo postaci z film6w rysunkowych, tylko<br />
19% zidentyfikowalo ostatnich wladcow azteckich.<br />
Obok groznych skutkow ogromnej sily propagandy komercyjnej szczegolnie<br />
niepokoj~ce wydaje si~ rowniei zjawisko przenikania dwumowy do
140 ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />
oswiaty i szkolnictwa. W szkolach, kt6re przestaly bye po prostu szkolami,<br />
a staly si~ "instytucjami oswiatowymi", nauczyciele przerodzili si y w "klasowych<br />
menedzer6w", "edukator6w posiadaj
ZDARZENIA - KSI.,\iKI- LUDZIE<br />
141<br />
LIST<br />
ZKOPENHAGI<br />
DUNSKIE MITY <br />
Dania nie jest krain,! mit6w. Dunczycy nie SOl narodem mitoman6w.<br />
Dunski patriotyzm jest patriotyzmem "z cicha prrk"; Dunczycy nigdy sami<br />
sirr nie chwal,!, ale bardzo lubi,!, kiedy chwal,! ich cudzoziemcy.<br />
W Danii nie m6wi sirr i nie pisze 0 milosci ojczyzny. DUliscy emigranci<br />
w telewizyjnych wywiadach nie uskar:iaj,! sirr na trrsknotrr za keajem. Kto<br />
rna glowrr na karku, marzy nie 0 tym, aby zostac pogrzebanym w ojczystej<br />
g1ebie, ale zeby na stare lata przenieSc sirr do Hiszpanii i tam zyc z dunskiej<br />
emerytury.<br />
Niemniej flaga dunska - bialy krzyz na czerwonym polu - powiewa tu<br />
wsz¢zie. Powiewa lub wystercza. W supermarketach obok holenderskich<br />
og6rk6w lei,! stosy og6rk6w dunskich, r6zni,!ce sirr od holenderskich tylko<br />
tym, ze SOl drozsze i ze maj,! wbit'! w siebie narodow'! flagrr. Towarzyszy jej<br />
tekst: "Co dunskie to swirrte". Dunskie ogrody, ogr6dki, dzialki peine SOl<br />
masztow, na kt6rych powiewa narodowy symbol. Na urodzinowych<br />
tortach - narodowa flaga. Na choinkach - narodowa flaga. Na steku<br />
wieprzowym, jednej z tradycyjnych tu potraw wigilijnych, kt6ra zast'!pila<br />
drog,! i trudn'! do dostania grrs - narodowa flaga. Konfirmacyjne stoly,<br />
srebrne i zlote wesela pion,! od flag narodowych. Papierek moi:na potem<br />
zdj,!c, a patyczek sluzy do konsumowania mniejszych zak,!sek.<br />
Dunska flaga nazywa sirr Dannebrog; dziwaczna zbitka fryzyjskiego<br />
z niemieckim, kt6ra oznacza czerwon'! plachtrr. Owa plachta spadla<br />
Dunczykom z nieba, ale nie z nieba nad Dani,!, lecz z nieba nad Estoni,!,<br />
dok,!d ke6l Waldemar udal sirr w roku 1219 zanni'! i biskupem, aby<br />
ogniem i mieczem przekonac poganskich Estonczyk6w do katolicyzmu.<br />
Dunczykom nie wiodlo sirr w tej wojnie i 0 malo nie przegrali decyduj,!cej<br />
bitwy. W krytycznym momencie biskup padl na kolana, wzni6s1 oczy do<br />
nieba i wykrzykn,!l: "Walczymy dla Ciebie, Panie, jesteSmy chrzeScijanami!"<br />
W tym momencie spadla z nieba czerwona plachta z bialym krzyzem<br />
czyli Dannebrog. Dunczycy wygrali bitwrr, ochrzcili Estonczykow i - jak<br />
twierdzi m6j przyjaciei UITe, wybitny poet a i tlumacz - zaanektowali<br />
Estonirr ku obopolnemu zadowoleniu. Po czym z braku gotowki sprzedali<br />
j,! jednemu z niemieckich zakon6w.
142 ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />
W slicznym midcie Elsynor, w Kronborgu, zamku Hamleta, siedzi<br />
w kazamatach smutny, zgarbiony rycerz. Nazywa sit[: Holger Dansker.<br />
Moze Spi; trudno sprawdzie, bo zakryl oczy dloiuni. Ale funkcja jego<br />
podobna jest do funkcji rycerzy spi~cych pod Giewontem: rna bronie Danii<br />
w cit[:zkiej dla kraju chwili. Jak dot~ nie ruszyl sit[: z miejsca. Niemniej<br />
cz~e dunskiego ruchu oporu podczas drugiej wojny nazywala sit[: Holger<br />
Dansker.<br />
Inne mity granicz~ tylez z przes~dami, co z historycznym doswiadczeniem.<br />
0 Szwedach mowi sit[: tutaj: "skandynawscy Niemcy" albo<br />
"ludzcy Niemcy". Dania ad zarania dziejow toczyla ze Szwecj~ wojny, ale<br />
najwit[:ksze pretensje Dunczycy maj~ do Szwedow 0 to, ze przez ich osli<br />
upor nie doszlo w trzynastym wieku do nordyckiej unii, ktor~ zapragnt[:/a<br />
utworzye krolowa Malgorzata I. Pocieszam Uffego, ze za to Danii udalo<br />
sit[: niegdys skolonizowae Norwegit[:. "Nie skolonizowae - poprawia mnie<br />
- a po/~czye z Dani~." Dania tworzyla z Norwegi~ unit[: podobnie jak<br />
Polska z Litw~, ale panuj~cym byl zawsze dunski monarcha. Dlaczego<br />
- pytam - udalo sit[: Danii z Norwegi~, a nie udalo sit[: ze Szwecj~ "Bo<br />
Norwegia byla slabo zaludniona" - pada trzeZwa cxlpowiedz.<br />
Przechodzimy do mitow bardziej wspolczesnych. Co jakis czas wybucha<br />
tu dyskusja na temat janteloven. Termin stworzony zostal przez<br />
dunskiego pisarza, Axela Sandemose, ktory poirytowany malostkowosci~<br />
Dunczykow wyemigrowal do Norwegii.<br />
W roku 1933 Sandemose opublikowal ksi~zkt[: Uciekinier kroczy po<br />
wlasnych sladach. Jante jest nazw~ fikcyjnej dunskiej midciny wymyslonej<br />
przez pisarza. Loven znaczy prawo. Nacze1ne prawo w miescie Jante brzmi:<br />
"Tylko sobie nie wyobraZaj, ze jestes kims." Inne opowiadaj~ 0 tym, Ze<br />
Dunczycy przesladuj~ sit[: nawzajem, i:ywi~ awersjt[: do odmiencow, do ludzi<br />
nieprzecit[:tnych i przeswiadczonych 0 swojej wartosci. Wedlug kadeksu<br />
miasta Jante nie wolno bye lepszym, nie wolno sit[: wyrMniae, nie wolno<br />
miec 0 sobie dobrego mniemania.<br />
Cos w tym jest: protestancka powsci~gliwosc, polnocna nieufnosc.<br />
Dunczycy cht[:tniej chwal~ sit[: swoim prawdziwym lub domniemanym<br />
ubostwem niz zamoznosci~. Samochwalstwo wsze1kiego typu naleZy do<br />
rzadkosci. Pytam Uffego, ktory cieszy sit[: tu opini~ Europejczyka par<br />
excellence i nie ukrywa, iz uwaza Danit[: za kulturaln~ prowincjt[:, jak<br />
odnosz~ sit[: do niego koledzy po piorze. Czy mu zazdroszcz~ Odpowiada:<br />
"Moi koledzy nie zazdroszcz~ mi, bo nigdy nie wpadlo im do glowy, Ze<br />
mam horyzonty szersze od nich."<br />
Nie wierzt[: mu. Janteloven wydaje sit[: bardziej mitem, ktory obrosl<br />
w· mit na wlasny temat, niz charakterystyczn~ cech~ Dunczykow. Nie<br />
stosuje sit[: go w praktyce, ale cht[:tnie sit[: 0 nim mowi.<br />
Z mitami czy bez, Dunczycy sprawiaj~ na mnie wrazenie ludzi<br />
m
ZDARZENIA - KSL'\ZKI - LOOZlE<br />
143<br />
i na swiecie, w ktorym najslabsi chronieni sll nie tylko przez prawo, lecz<br />
takze przez niepisane zasady wspolZycia. Dania to plaski, banalny kraj<br />
tolerancji i chrzeScijanskiego poczucia obowillZku spieszenia blimiemu<br />
z pomocll. Zdumiewajllce jest to, ze malo kto w tym kraju wierzy w Boga<br />
i Ze tutejsze koscioty z reguty swiecll pustkll.<br />
Janina Katz-Hewetson<br />
JANlNA KATZ-HEWETSON, ur. 1939, absolwentka polonistyki i socjologii UJ,<br />
trumaczka, publicystka, pisarka (dutlska). Od 1969 mieszka w Danii.<br />
CZITAJI\C<br />
MIESI~CZN1KI<br />
EKUMENIZM - MI~DZY <br />
WIERNOSCli\ A NAWROCENIEM <br />
U schylku XX wieku Kosciol Chrystusowy staje wobec wielu zagroZen<br />
wspo/czesnego swiata: sekularyzacja spoleczenstw, rosnllcy indyferentyzm,<br />
juz nie tylko religijny, ale wr~cz duchowy, ktoremu probujll zaradzic<br />
agresje ideologii lub pokusy sztucznych konstrukcji nurtu New Age.<br />
Gorliwie rozpoznajemy wokol coraz to nowe zrodla zgorszenia i slady<br />
nieprzeliczonych wrogow, ktorym nalezy stawic czola ... Szukajllc niebezpieczenstw<br />
dla naszej wiary - "w swiecie" i poza Kosciolem - musimy<br />
pamivtac, ze wcillZ jeszcze glowne ziamo zgorszenia tkwi w samym<br />
KOSciele, a jest nim przerwana jednosc ch rZeScij an. Tak dtugo, jak<br />
doktrynalne rornice nie pozwalajll na przezwyci~zenie wzajemnej niech~i<br />
i wrogosci (czy chocby oboj~tnosci) wsrOd tych, ktorzy przymajll si~ do<br />
nasladowania Chrystusa - tak dlugo wezwanie do ekumenizmu pozostanie<br />
naczelnll powinnoscill Kosciola. Pojednanie oznaczac musi przy tym nie<br />
tylko wzajemnll tolerancj~ - ale wysilek bez porownania wi~kszy: wspolne<br />
nawrocenie, gotowosc do przebaczenia i rzeczywistych ust~pstw, przezwyci~Zenie<br />
schematow i otwarcie na wolnosc myslenia - dar Ducha<br />
Swivtego.
II'<br />
144 ZDARZENIA - KSI,o\ZKI - LUDZIE<br />
Dla zgorszonych rozbiciem Kosciola trudnosci i bariery przeszkadzajltce<br />
w dojSciu do kompromisu Slt cz~to niezrozumiale i trudne do przyj~ia.<br />
Tyrnczasem przynajmniej cz~se tych klopotow jest skutkiem - szlachetnej<br />
w zalozeniu - postawy wiernoSci, przekonania, ze prawda nie poddaje si~<br />
negocjacjom, a rezygnacja nawet z niewie\kiej jej cz~Sci jest rownoznaczna<br />
z zaparciem si~ i zdradlt. Decydujltcy wydaje si~ tutaj wlasnie stosunek do<br />
prawdy - ojciec Jacek Salij OP w artykule Rozwoj dogmatow w Kosciele<br />
katolickim ("W drodze", nr 1/94) zauwaza, ie dla wielu religii niebiblijnych<br />
bardziej istotne od doktryny wiary slt - przynalei:nose do wspolnoty<br />
kultowej i przestrzeganie okrdlonego tradycjlt sposobu Zycia, zaS wobec<br />
przyjytych wierzen moZliwa jest daleko idltca postawa kreatywna, pozwalajltca<br />
na modyfikacje i synkretyzm. "Jak si~ wydaje - pisze ojciec Salij<br />
- tylko judaizm, chrzeScijanstwo oraz islam - a wiyc religie zwiltzane<br />
z objawieniem biblijnym - przywiltzujlt istotnlt wagy do trdci gloszonych<br />
przez siebie prawd wiary C ...) ZrOdlem niejasnego podejscia w religiach<br />
niebiblijnych do pytania 0 prawdy oraz najwyiszej uwainoSci wobec tego<br />
pytania w religiach biblijnych wydaje si y gruntownie inna swiadomose<br />
wlasnych poczlttkow. Poczlttkiem Cw sensie archi) religii niebiblijnych Slt<br />
mity: wydarzenia, ktore mialy miejsce w przeszloSci ponadhistorycznej,<br />
w takiej przeszloSci, ktora nigdy nie byla terainiejszoScilt. Totez ludzie<br />
odworujltcy si~ do mitow i traktujltcy je z naleinlt im powaglt nie szukajlt<br />
prawdy w ruch samych, ale z ich pomoq C...) Z religiami biblijnymi jest<br />
zupelnie inaczej. One swoj poczlttek widzlt w wydarzeniu szczegolnego,<br />
majltcego miejsce w historii, zblizenia siy Boga do ludzi. Zydzi oraz<br />
chrzdcijanie wierzlt, ze Bog zblizyl siy do nas po to, zeby nam dawae<br />
samego siebie; przedmiotem objawienia muzulmanskiego jest swi~ta ksiyga<br />
Koranu, zawierajltca, jak wierzlt wyznawcy islamu, prawdy i obietnic~<br />
Boilt. Bye chrzescijaninem, Zydem czy muzulrnaninem, znaczy uznawae<br />
z najwyzszlt powaglt prawd y wyznawanego w swojej religii Objawienia,<br />
w swietle tej prawdy ukladae cale swoje myslenie i postypowanie.<br />
Objawienie gruntownie rozni si y od mitu: nie jest narzydziem poszukiwarua<br />
prawdy, ale jej przekazem. Stltd w religiach, ktore rozpoznajlt<br />
swoj poczlttek w Boiyrn objawieniu, czyms tak ogromnie wainym jest<br />
prawowiernose, czyli zgodnosc wiary z swiadectwami Objawienia. Stltd<br />
taka niezyczliwosc zaangazowanych wyznawcow tych religii wobec interpretacji<br />
Objawienia, rozpoznanych jako blydne; nieraz towarzyszy jej,<br />
niestety, rueZyczliwose wobec samych zwolennikow owych interpretacji."<br />
Prawowiernose i troska 0 integrainose wiary chrzeScijanskiej moglt stae<br />
siy jednlt z glownych przeszkod w wypracowaniu postawy prawdziwie<br />
ekumenicznej. Strach przed utratlt tozsamosci i towarzyszltce mu przekonanie<br />
0 wylltcznoSci posiadania prawdy prowadzi niejednokrotnie Koscioly<br />
chrzeScijanskie - a przede wszystkim Kosciol katoliclci - do postawy<br />
"ekumenizmu falszywego", bydltcego zakamuflowanlt wollt "nawracania<br />
blltdzltcych" na drogy jedynie prawdziwej wiary. Napiycie pomiydzy<br />
postawlt misji i postawlt dialogu jest w KOSciele wspolczesnym wcilti
ZDARZENIA - KSl1\ZKI - LUDZIE 145<br />
jeszcze nieuniknione. Mowi 0 tym ks. Richard John Neuhaus w wywiadzie<br />
zatytulowanym Pomifdzy ,jui" i ,jeszcze nie" ("Wi~z", nr 1/94): "Zwykle<br />
gdy dochodzi do dialogu, obie strony Sq podejrzliwe i nieufne, istniejq<br />
podziaiy, lecz wlasnie wtedy niezb~dny jest dialog. Prowadzimy go wlasnie<br />
dlatego, ze istnieje nieufnosc i napi~cie, niekiedy wr~cz otwarta wrogose.<br />
Cz~sto druga strona di alogu - chrzescijanin niekatolik, Zyd czy<br />
niewierzqcy - uwaza, ze warunkiem dialogu jest wyrzeczenie si~ z naszej<br />
strony pragnienia, by inni stali si~ katolikami. Oczywiscie, takiego<br />
warunku nie moma zaakceptowae. Ewangelizacja, dawanie swiadectwa<br />
Ewangelii nalezy do istoty chrzeScijanstwa. N ie mozemy wi~ nie pragnqc,<br />
by inni podzielili nasze rozumienie Ewangelii. Dialog nie wymaga rezygnacji<br />
z zaangazowanej wiary, a jesli wymaga, to znaczy, ze nie jest<br />
autentycznym dialogiem.<br />
Jednak gdy chcemy, by wszyscy ludzie poznali pelni~ Chrystusa, ch~tnie<br />
rozpoznamy t~ prawd~, ktorq niosq inni ludzie. Mozemy uczyc si~, jak bye<br />
lepszymi chrzeScijanami dzi~ki dialogowi - takze z tymi, ktorzy nie wierzq.<br />
Wiele mOZemy nauczye si~ od naszych :iydowskich braci i siostr. Wiele<br />
mogq nas nauczye nasi bracia protestanci. Dialog nie moze skupiae si~ na<br />
ewangelizacji. Powinien on budowae relacj~ wzajemnego zaufania, dzi~kj<br />
ktoremu mozemy uczye si~ od siebie nawzajem."<br />
Postawa ekumenicznego dialogu musi jednak przede wszystkim zakladae<br />
poszukiwanie tego, co Iqczy poszczegolne KOScioiy, a nie podkreslanie<br />
tego, co dzieli. Szacunek dla inaczej myslqcych, respekt dla ich<br />
tradycji sklania do zgody na to, ze oni takze majq swoj udzial w podtrzymywaniu<br />
depozytu wiary, a ostatecznq instancjq wolnego czlowieka<br />
jest swiatlo sumienia, dane mu przez Boga. Chrzescijanin nie jest powolany<br />
do wydawania niepodwazalnych wyrokow, ale do milosci - a pogodzenie<br />
wiemosci swoim przekonaniom z uznaniem prawa innych do wlasnych<br />
poszukiwan jest bye moZe glownym wyzwaniem i zobowiqzaniem wspolczesnoSci<br />
wobec wierzqcych. Jak sprostae temu wyzwaniu, pisze Thomas<br />
Merton w niepublikowanym dotqd w Polsce tekscie Wybierac zycie (" W<br />
drodze", nr 12/93): " Odkqd jestem katolikiem, wierz~ oczywiScie, ze<br />
Kosciol zapewnia mi najwyzszy stopien wolnosci. Nie bylbym katolikiem,<br />
gdybym w to nie wierzyl. Nie bylbym katolikiem, gdyby Kosciol byl tylko<br />
organizacjq, zbiorowq instytucjq kierujqq si~ prawami i obowiqzkami,<br />
wymagajqcq od swych czlonkow zewn~trznego podporzqdkowania. Uwazam<br />
prawa Kosciola i wszelkie sposoby, jakimi pemi swoj nauczajqcy<br />
autorytet i jurysdykcj~, za podporzqdkowane Duchowi Swi~temu i prawu<br />
milosci (...) To prawda, ze w Kosciele katolickim wierzymy, ze prawdziwie<br />
otrzymalismy Ducha Bozego, Ducha Synostwa, ktory czyni nas wolnymi<br />
wolnosciq synow Boga. To prawda, ze protestanci gloszq powyzsze tezy nie<br />
mniej slusznie i - trzeba przyznae - robi q to z charakterystycznq dla nich<br />
najwyzsz,! zarliwosciq. Nie rna powodow, bym sqdzii, ze kazdy szczery<br />
protestant si~ myli, gdy odnosi to do siebie. Skqd m og~ wiedziee, j akq lask~<br />
moze dae i daje Bog chrzeScijaninowi , ktory :iyje ewangelicznie i kieruje si~
':"'"<br />
146<br />
ZDARZENlA - KSll\ZKl - LUDZIE<br />
swiatlem sumienia, pod'lzaj~c za Chrystusem zgodnie z wiar'l i miloSci~,<br />
jak ~ otrzymal Jestem przekonany, Ze mialby wi r;:ksz~ pewnosc i jasniejsze<br />
swi atlo, gdyby nalezal do mojego K oSciola, ale on nie widzi tego jak ja<br />
i dlatego istniej'!, glr;:bsze i bardziej zlozony przyczyny, kt6rych ani on, ani<br />
ja nie potrafimy zrozumiee. Starajmy si ~ je poj~c , ale jednoczesnie iyjmy<br />
dalej po swojemu, szukaj ~c swiatla z cal'!, szczerosci ~."<br />
Postawa nietolerancji i wrogoSci wobec innowiercOw, od kt6rej odcina<br />
si~ M erton, ma w kr~gu kultury ch rzeScijanskiej niestety d lug~ i ugruntowan<br />
ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />
147<br />
wiara mojego KoSciola jest prawdziwa. Ktos inny takze zyje i trwa<br />
w nadziei, »jakby widzial Niewidzialnego« (Hbr 11 , 27). On takze rna swojll<br />
tozsamosc chrzeScijanskll. Moja tozsamosc wyznaniowa nie moze stac si~<br />
irOdlem cierpienia dla drugiego czlowieka. Kiedy tak si~ dzieje, sprzeniewierzam<br />
si~ swojej wlasnej tozsamoSci religijnej i chrzeScijanskiej, ktora<br />
wychowuje mnie do otwartoSci, rozumienia, wrazliwoSci i pami~ci 0 drugich.<br />
"<br />
Propozycja rezygn acji z pewnych elementow tozsamosci wyznaniowej<br />
- nawet tych najmniej istotnych - moze wielu wiemym wydac si~<br />
niedopuszczalna. Jd li jednak uzna si~ osillgni~cie jednoSci za wazniejsze od<br />
osillgni~cia pemej zgodnosci doktrynalnej - taka rezygnacja okaZe si~<br />
warunkiem niezb~dnym dla rzeczywistego nawrocenia ku zjednoczeniu.<br />
Jdli kaZda wspolnota i kazdy chrzeScijanin rna miec swoj wlasny, osobisty<br />
wklad w uzdrowienie rozbitego KoSciola - warto zaczllC od siebie i zapytac<br />
konkretnie: "Jak nasz KOSci 61, KoSciol rzymskokatolicki, moze przez<br />
proces instytucjonalnej przemiany uczestniczyc w uzdrawianiu Kosciola<br />
Chrystusowego Jak moze wejsc w kenosis, ogolocenie siebie dla dobra<br />
innych" Pytanie to stawia Ladislas Orsy SJ w artykule Nawrocenie<br />
Koscio16w - warunek jednosci ("Przegllld Powszechny" , nr 1/94).<br />
Mowi llC 0 nawroceniu Kosciola, ks. Orsy rna na mysli wysilek calej<br />
wspolnoty katolickiej, skierowany na wypracowanie "nowej postawy<br />
umyslu" pozwalajllcej przeksztalcic ludzkie struktury i instytucje. Intensywny<br />
ruch przemiany zapoczlltkowany zostal co prawda juz na II Soborze<br />
Watykanskim, jednak "przerni ana soborowa miala miejsce glowni e na<br />
poziomie idei i proklamacji. Po Soborze przyszedl czas na p rzeksztalcanie<br />
struktur. Wowczas ruch nawrocenia znacznie spowolnial. Nie powinno nas<br />
to dziwic. Nowe widzenie dlugo uznawan ych prawd moze si C( pojawiac<br />
z szybkoscill zapierajllCll dech w piersiach (zwlaszcza przy asystencji D ucha<br />
Swi~teg o), ale przeksztalcanie wielowiekowych struktur, przez kt6re wspolnota<br />
Zyje i dziala, odklld si~gam y pamiC(cill (a nawet dawniej), jest<br />
powolnym, cz~sto bolesnym, zawsze ci~zki m zadaniem. Kosciol nasz jest<br />
w trakcie tego procesu - jest on poruszany przez nowe postrzeganie<br />
i kr~po wany przez stare instytucje. To jest nasz stan aktualny."<br />
Glowne zadanie wedlug ksi¢za Orsy'ego przypada teraz teologom<br />
i prawnikom prawa kanonicznego, ktorzy poprzez uwaznll ob serwacj~<br />
i analiz~ Zycia Kosciola powinni skladac wspolnocie propozycje moZliwych<br />
a prowadzllcych do jed nosci zmian. Wyzwanie to podjlll takze autor<br />
artykulu, formulujllc i szczegolowo uzasadniajllc szereg pytan biorllcych<br />
pod uwag~ wlasnie nawrocenie instytucjonalne. Sugestie ksi¢za Orsy'ego<br />
dotYCZll kolej no: miejsca i roli laikatu, roli kobiet w Kosciele, roli kolegi um<br />
biskupow, poslugi Piotra, urz¢u biskupa oraz irOdla wszystkich praw<br />
i obowillZkow w Kok iele. Wszystkie te propozycje zakladajll nie tyle<br />
radykalne zmiany w doktrynie, ile zmian~ nastawienia, przesuni~cie<br />
akcentow, rozumn ll p eda go gi ~ sluzllCll zblizeniu i zjednoczeniu Kosciolow.<br />
Perspektywa rzeczywlstej jednoSci Koociola jest wcillZ bardzo odlegla,
148 ZDARZENIA - KSIJ\tKI - LUDZIE<br />
bye moze jest to - z woli Opatrznosci - perspektywa, w sensie doslownym,<br />
pozaziemska. Nie umniejsza to w niczym faktu i pewnosci, ie jako<br />
chrzescijanie - wszyscy: hierarchia i swieccy - jestesmy do tej jednosci<br />
powolani i naszym obowiClzkiem jest usilnie do niej d,!:iye. Jdli oficjalna<br />
doktryna wiary nie pozwala na pelne zjednoczenie - wainy jest duch, kt6ry<br />
sprzyja wsp6lnotowosci. Gorzej, jdli prawo zmienia siy prydzej nii<br />
swiadomose - a duch nie nad,!:ia za liter,!:. Warto w tym kontekscie<br />
zapoznae siy z oficjalnCl wykladniCl nauki Kosciola katolicldego na temat<br />
ekumenizmu - czyli trdci,!: ogloszonego niedawno Dyrektorium dla wprowadzenia<br />
w iycie zasad i norm ekumenizmu. Dokument ten omawia na<br />
lamach "Wiyzi" (m 1/94) ks. Michal Czajkowsld w artykule Nowe<br />
dyrektorium ekumeniczne.<br />
Poszczeg6lne rozdzialy dyrektorium szczeg61owo przedstawiaj,!: teologiczne<br />
podstawy ekumenicznego zaanga:i:owania Kosciola oraz przepisy i ustalenia<br />
dotycz,!:ce organizacji, fonnacji i konkretnej dzialainoSci ekumenicznej.<br />
Najwainiejsza wymowa dokumentu tkwi jednak nie w precyzyjnych<br />
wskaz6wkach i rozporz,!:dzeniach, ale w wyraznym zobowi,!:zaniu wszystkich<br />
katolik6w do sluiby na rzeczjednosci. "Traktuje siy u nas czasem<br />
ekumeniy - pisze ks. Czajkowski - jako hobby (nieszkodliwe lub szkodliwe)<br />
kilku zapalenc6w; tymczasem zobowi,!:zuje ona wszystkich wiernych,<br />
a w sposob szczeg61ny wszystkich ich pasterzy i duszpasterzy. Obowi,!:zuje<br />
takie i to jeszcze bardziej, w spos6b szczeg6lny, w krajach 0 wiykszosci<br />
katolickiej. Podkreslam to Cza dyrektorium), bo wzglydna jednolitose<br />
konfesyjna Polsld stanowi wygodne alibi dla lenistwa ekumeniczne,Bo wielu<br />
z nas. Wai:ne jest takie podkreSlanie jednocz,!:cej roli Pisma Swiytego<br />
a takie szczegolnej wagi ekumenizmu lokalnego, »oddolnego«, bo tam, »w<br />
terenie«, najlatwiej 0 dramat jednostki Cczy grupy) samotnej, udryczonej,<br />
bo innej, »obcej« C ...) A co mamy pocz'!:e w tych Kosciolach lokalnych,<br />
kt6rych pasterze dziwactwo zwane ruchem ekumenicznym nieldedy ledwo<br />
toleruj,!: i takowych dyrektori6w nie czytuj,!: Czy moiemy zrezygnowae<br />
z obowi,!:zku naszego naloionego nam przez Pana i przez chrzest<br />
Dyrektorium przypomnialo nam, ze »ci , ktorzy ochrzczeni zostali w imiy<br />
Chrystusa, przez to sarno jui s,!: powolani do zaangaiowania siy w d,!::i:enie<br />
do jednosci« C... ) Ekumenizm to nie Zycie towarzyslde, lecz udzial<br />
w paschalnym misterium Chrystusa. I dlatego w ekumenizmie potrzebne<br />
jest takie przepraszanie i przebaczanie, cierpliwose i wytrwalose, co takie<br />
dyrektorium przypomina, nie widz'!:c w nim ludzkiej Ii tylko akcji, lecz<br />
najpierw dar Ducha Swiytego, i z uporem osadzaj,!:c go w naszym iyciu<br />
religijnym, duchowym. »Ekumenizm, z wszystkimi swoimi wymogami<br />
ludzldmi i moralnymi, tak glyboko zakorzeniony jest w tajemniczym<br />
dzialaniu Opatrznosci Ojca, przez Syna i w Duchu, ie dosiyga samych glybi<br />
duchowosci chrzeScijanskiej.«"<br />
Krystyna Czerni
ZDARZENIA - KSIi\:l:KI - LUDZIE 149<br />
LIST DO REDAKCn<br />
Szanowny Panie Redaktorze,<br />
Wlasnie otrzymalem 463 numer "<strong>Znak</strong>u" i znalazlem w nim przeklady<br />
fragmentow ksi.rzki Nehera 0 F auScie, Hiobie i Maharalu oraz szkic prof.<br />
BIOllskiego na ten temat. Chcialbym tu poczynie par~ uwag. Zacznijmy od<br />
drobiazgow. Wprawdzie jedni mowiCj" ze tylko niskie umysly zwracajCj,<br />
uwag~ na drobne szczegoly, ale inni uwazajll, ze kto jest wierny prawdzie<br />
w malym, to b~zie taki sam w wielkim.<br />
Neher pisze 0 ksiCj,zce Frankenstein: "Halucynacyjna opowiese-rzeka<br />
wdowy po Shelleyu, zachlystujllca si~ galopujllcymi jedna za drugCl<br />
perypetiami, ukazuje si~ w roku 1840." W rzeczywistoSci mlodziutka<br />
autorka Ueszcze nastolatka), zona Shelley a, zacz~la pisac t~ ksiClzk~ w roku<br />
1816; Frankenstein or Modern Prometheus ukazal si~ w druku w roku 1818.<br />
BIOllSki cytuje tytul rozprawy Maharala jako Guevurot Haszem.<br />
Transkrypcje z hebrajskiego bywajCj, rozmaite, zresztCj, i w samym hebrajskim,<br />
jak i w innych j~zykach ui:ywanych przez Zydow, istniejCj, r6Zne typy<br />
wymawiania slow. StCj,d rabbi luda Loew figuruje czasem jako lehuda<br />
Loeb, Lowe, Lowa albo Liwa. lednakze nie wypada mieszae w jednym<br />
tytule transkrypcji francuskiej z polskCj,. Lepiej napisac Gewurot Haszem, co<br />
przet/umaczylbym jako "Moce Boskie". MowiCj,c nawiasem, Gewura byla<br />
wedlug niektorych kabalistow jednCj, z emanacji Boga (sefirot); inni<br />
kabalisci zwali j Cj, Din (SCj,d).<br />
Ale SCj, sprawy wamiejsze. Neher pisze: "Calkowitym zaprzeczeniem<br />
takiej postawy jest Hiob, czlowiek biblijny, do szpiku kosci :i:ydowski.. ."<br />
Ot6Z wieIu biblistow :i:ydowskich twicrdzi, ze Hiob nie byl Zydem. Ustna<br />
tradycja czyni Hioba jednym z doradcow faraona.<br />
BI0I1Ski cytuje Nehera, ktory podkrdia, ze Faust wzywa Diabla<br />
(zwanego po hebrajsku Satan), ale Maharal 0 nim nie wspomina, choe<br />
wzmiankuje si~ demony, zle duchy, Lilit i Asmodeusza. Ot6Z slowo Satan<br />
jest wieloznaczne. Wedlug wielu komentatorow zydowskich Satan, ktory<br />
mial dose niskie poj~ie 0 Hiobie, to aniol, ktorego funkcjCj, bylo oskarzae<br />
\.IIinnych, innymi slowy niebianski prokurator. W mistyce :i:ydowskiej<br />
diabcl nie odgrywa wi~kszej roli. Za to w wierzeniach popularnych<br />
Aszmedai, Asmodeusz, jest krolem diablow, mniej wi~j jak Lucyfer<br />
w polskich wierzeniach ludowych. Zasad~ zla przedstawia si~ czasem jako<br />
nieokrdlonCj, sil~ czy pop~, ha-ra. Z Lilit jest pewien klopot: to slowo<br />
oznacza tak sow~, jak i zenskiego demona. Dlatego jedni, trumaczCj,c<br />
Izajasza (13,21), uzywajCj, slowa "Lilit", a inni slowa "sowa".<br />
Blonski pisze, ze Maharal pod koniec zycia niczego nie publikowal,<br />
zapewne dlatego, jak si~ domysla Neher, "ze dotarly do niego pisma<br />
lzaaka Lurii z lzraeIa .. ." W rzeczywistosci nie wiadomo, czy Luria (wieIki
II<br />
158 ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />
mistyk zwany swi~tym Iwem, Ari ha-kadosz, albo krotko Ari - Aszkenazi<br />
Rabbi Izaak) w ogole cos napisal. Niektorzy badacze (np. Ben-Zion<br />
Bokser) twierdzl/-, ie Ari nie zostawil po sobie iadnych pismo Neherowi<br />
chodzi zapewne 0 pisma ucmiow Lurii, w szczegolnoSci Vitala.<br />
Zdumiewa mnie, ie zarowno Neher, jak Blonski, twierdzl/-, ie legenda<br />
Golema powstala w czasach renesansu: "Mit Golema zrodzil si~ u schylku<br />
wieku XVJ..." (Neher); "Legenda 0 Golemie powstala troch~ pozniej nii<br />
legenda Fausta... " (Blonslci). W rzeczywistosci bylo inaczej. Slowo "golem"<br />
wyst~puje jui w Biblii (ps 139,16 - w Biblii Tysil/-c1ecia zostalo nie<br />
calkiem Scisle oddane jako "istota") i omacza istot~ niezupelnie uformowan~<br />
. W Talmudzie spotykamy jui oiywionego Golema, wygl~aj~cego<br />
zupelnie jak czlowiek. Raba (rabbi Abba bar leremiah, trzeci wiek AD)<br />
mial stworzye sztucznego czlowieka i wyslae go do rabbi ego Zera.<br />
lednakie ten zorientowal si~ w sytuacji i zawolal: "Zostales stworzony przy<br />
pomocy magij, a teraz zmien si~ z powrotem w pyl!" Tak tei si~ stalo.<br />
W sredniowieczu Iud iydowski przypisywal kilku znanym m¢rcom<br />
stworzenie Golema. J ednym z nich byl poeta i teolog Solomon ibn Gabirol,<br />
zwany przez chrzeScijan Awicebronem. Znalazl si~ i w Polsce tworca<br />
Golema. Nazywal si~ Eljasz, pochodzil z miasta Chelm, ktore w pozniejszej<br />
epoce stalo si~ w iydowskich opowidciach drugl/- Abder~, miastem<br />
glupc6w. Tak wi~ legenda 0 Golemie znacznie poprzedza legend~ Fausta.<br />
Dziwi mnie tei, ie ani Neher (przynajmniej w cytowanych fragmentach),<br />
ani Blonski nie wspominajl/-, w jakirn celu rabbi Loew stworzyl<br />
Golema. Otoz, opowiesc mowi, ze w Pradze zacz~to przdladowaC Zydow,<br />
bie ich, podrzucac trupy chrzeScijanskie i oskariac Zydow 0 zamordowanie<br />
chrzdcijan. Golem (ktory, mowil/-c nawiasem, otrzymal irni~ Jozefa) zostal<br />
stworzony do obrony Zydow, bronil ich dzieInie i odpieral ataki wrogow.<br />
lednakze trzeba bylo nan zwracac bacm~ uwag~, bo doslownie wykonywal<br />
kame z1ecenie - slowem, mia/ mozg komputerowy. Kiedy przesladowania<br />
ustaly, Jozef stal si~ niepotrzebny, wi~c go wzi~to na strych synagogi<br />
i odj~to z czo/a tabliczk~ z imieniem Boga, ktora go ozywia/a. Po kilku<br />
dodatkowych zak1~ciach Golem rozsypa/ si~ w g1iniaste bry/y, ktore<br />
- mowi legenda - lezl/- tam az do dzisiejszego dnia.<br />
Tak wi~ legenda Golema wywodzi si~ z dawnych tradycji zydowskich,<br />
dostosowanych do sytuacji Zydow praskich. Jej zwil/-zek z legendl/- Fausta<br />
wydaje si~ wysoce wl/-tpliwy.<br />
Z prawdziwym powaianiem<br />
Tadeusz Dfbski
ISUMMARY I <br />
The April "Ways to God" focuses its attention on philosophical<br />
methods of cognizing God and evidence of His existence. The discussion<br />
begins with a passage from the latest book by Leszek Kolakowski<br />
describing the famous "wager" by means of which Pascal tried to persuade<br />
his readers to convert to Christian faith. Maurice Blondel delineates St.<br />
Augustine's views on the ways of getting closer to the realm of the divine.<br />
Then Elzbieta Wolicka wonders to what extent the conception of<br />
apprehending God as presented by Aquinas still holds good. Paul TiIlich<br />
juxtaposes and confronts two traditions in religious philosophy that derive<br />
from these two great thinkers. Karol Tarnowski attempts to carry out<br />
a phenomenological interpretation of religious experience. A British<br />
philosopher Richard Swinburne relates to Tadeusz Szubka a shift that has<br />
occurred in analytical philosophy with reference to its attitude towards<br />
religion, and about the significance of various branches of science for<br />
theology. Finally, Krzysztof Mech presents conceptions of faith which the<br />
20th century has enriched religious philosophy with.<br />
This time Zbigniew Stawrowski speaks in rather critical tenns of<br />
Veritatis splendor, arguing that the language used for the description of<br />
freedom is too traditional, much in the thomist vein, to fit moral dilemmas<br />
that modern man is exposed to. Andrzej Lazari silhouettes the figure of<br />
Aleksander Galicz, a Russian poet and bard.<br />
In the review section readers will find Tadeusz Szubka's discussion of<br />
R. M. Gale's On the Nature and Existence ofGod, Adam Grobler's remarh<br />
on Peter Strawson's Analysis and Metaphysics . Ireneusz Zieminski reviews<br />
the Polish edition of Martin Buber's Problem czlowieka (Problem of Man)<br />
while Zbigniew Pasek considers Pidni czasu smierci (Songs of Death Time)<br />
by Alina Nowicka-Iezowa.<br />
Maja Iurkowska sends from Paris a note on the exhibition of the<br />
Nabist painting, Joanna Petry Mroczkowska writes from Washington<br />
about the peculiar phenomenon of "double speak", whereas Ianina<br />
Katz-Hewetson from Copenhagen enters us into the world of Dannish<br />
national myths. And, as usual, Krystyna Czerni supplies her review of<br />
periodicals, this time devoted to ecumenic considerations.
ISOMMAIRE I <br />
Les voies qui menent aDieu: cet intitule regroupe certaines methodes<br />
appliquees en philosophie pour parvenir a la connaissance de Dieu et aux<br />
preuves de son existence. Le cahier s'ouvre par un extrait du livre Ie plus<br />
recent de Leszek Kolakowski, God owes us nothing, dont I'idee de force<br />
reprend Ie celebre pari de Pascal pour inciter les sceptiques a adherer ala<br />
foi chretienne. La demarche intellectuelle de saint Augustin pour approcher<br />
la realite divine est commentee par Maurice Blonde!. C'est sur<br />
l'actualite de la pensee de saint Thomas et plus particulierement sur ce sujet<br />
qu'Elibieta Wolicka concentre ses reflexions, tandis que Paul Tillich, en se<br />
rec\amant de ces deux grands penseurs, rapproche et compare les traditions<br />
dans la philosophie des religions. Quant au philosophe polonais, Karol<br />
Tarnowski, il tente une interpretation phenomenologique du vecu religieux.<br />
Son homologue britannique, Richard Swinburne, dans un entretien avec<br />
Tadeusz Szubka, parle des changements intervenus dans la position de la<br />
philosophie analytiq ue sur la religion et sur la place des sciences en<br />
theologie.<br />
Pour continuer la publication des commentaires sur ['encyclique<br />
Veritatis splendor, nous donnons la parole a Zbigniew Stawrowski qui<br />
releve que Ie document pontifical fait reference au langage thomiste<br />
tradi tionnel pour decrire la liberte, langage inadapte aux dilemmes moraux<br />
que ressent I'homme d'aujourd'hui.<br />
La silhouette du poete et chanteur russe Aleksander Galicz est evoquee<br />
par Andrzej Lazari. Les livres suivants ont ete recenses: R.M. Gale, On the<br />
Nature and Existence of God, par Tadeusz Szubka, Peter Strawson,<br />
Analysis and Metaphysics, par Adam Grobler, Martin Buber, Problem<br />
czlowieka (Le prohleme de l'homme - version polonaise), par Ireneusz<br />
Zieminski, et Alina Nowicka-Jeiowa, Piesni czasusmierci (Des cantiques<br />
pour Ie temps de mourir), par Zbigniew Pasek.<br />
Ce mois--ci, sont parvenues a notre redaction les correspondances de<br />
Maja Jurkowska (paris) sur une exposition de peinture Nabi, de Joanna<br />
Petry Mroczkowska (Washington) sur Ie phenomene specifique de la<br />
"double parole" ("double speak") et de Janina Katz-Hewetson (Copenhague)<br />
sur les mythes nationaux danois. En outre, Krystyna Czemi<br />
consacre sa revue de la pre sse aux discussions sur I'oecumenisme.
ZEsp6L • STEFAN SWIEZAWSKJ, STANISLAW STOMMA, JERZY TURD<br />
WICZ, STEFAN WILKANOWICZ, JACEK WOZNIAKOWSK I, HA<br />
UNA BORT NOWS'KA, STANISLAW GRYGIEL, MA REK SKWAR<br />
NICKJ, WLADYSLA W STROZEWSKI, TOMASZ FIA LKOWSKJ<br />
REDAKC1A • JAROSLAW GOWIN (sek r. red.), IZABELLA SARIUSZ-SKJ\PSKA,<br />
KAROL TARNOWSKI, STEFAN WILKANOWICZ (red. nacz.),<br />
ELZBIETA WOLI CKA, HENRYK WOZNIAKOWSKJ<br />
adres redakcji • 30-105 Krak6w, Kosci uszki 37, I p., leI. 21 -89-20, fax 21 -98-14<br />
i administracji<br />
WARUNKI PllEMJM.ERATY<br />
PREl'Io'UMERATA PROWADZOl"A PRZEZ ADMIl"ISfRACJF; <br />
MIESIF;CZl"IKA "ZNAK" <br />
I. PRENUMERATA KRAJOWA<br />
1. Administ.racja zaslrzega sobie prawo kwarlalnej reb'Ula eji ceoy w preoumeracie.<br />
2. Infonnaej a 0 nowej eenie podana ~dzie z wyprzedzeniem kwartalnyrn.<br />
3. KWOly wplacone na p ren u m e ra l~ polroczn'l i roczn'l lraklujemy zaliezkowo. Warunki<br />
preoumeraly: oa pierwsze p6lroeze <strong>1994</strong> - 150 000 zl; na drugie polroeze - 180 000 z1;<br />
preoumerata roezna - 330 000 z1. Osoby, klore do I styeznia 1'J'J4 oplacily prenumeral¢<br />
roezo'! (300 000 z1), zwolnione S
" <br />
DWUTYGODNIK<br />
N'ORWCY.H><br />
-PUBl.ICYSTYC2NY<br />
AKADEMICKI <br />
ul. Tomasza Zona 38A. IVp .• 20-634 Lubi1 17. skr. poczt. 41<br />
tel. 0-81/540255 tel./fax 0-81/559151<br />
0)<br />
o<br />
tI.l<br />
~<br />
r§&!<br />
o..-c<br />
~a:<br />
tI.l<br />
~r§<br />
tI.lo..-c<br />
a:~<br />
8tJlpellri~<br />
0) Os . ~a<br />
NO)<br />
gpallic~<br />
o..-c 'd<br />
Oro<br />
'tIl~<br />
Oro<br />
~a:<br />
'd\() ~~ ..<br />
$~ Octo<br />
a: O \(Ultura ~ .cld , ~6l'<br />
H<br />
a$,a derol ~<br />
'til<br />
°<br />
Prenumera.~<br />
przyjm~i\:<br />
"AMOS", ul. L. Szenwa.ld& I, 01-506 Wa.rsza.wa., tel. 391752; <br />
Reda.kq)a. <br />
oraz U~ R>cztowe 1 Przeds~blOrstwo "Ruch" S.A. <br />
- napisz lub zadzwofll