22.01.2015 Views

Nr 467, kwiecień 1994 - Znak

Nr 467, kwiecień 1994 - Znak

Nr 467, kwiecień 1994 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

<strong>467</strong>


W NUMERZE:<br />

Pascal nie wyjasn ia, dlaczego mi elibysmy bye przymuszeni do wypowiadania s i~ za<br />

b1!di p rzeciw iSlnieniu Boga, ale nielrudno wyobrazie sobie odpowiedz zgodnil<br />

z jego mysleniem . Brzmialaby ona laic jesli lwierdzisz, ze nie mozesz si~ zdecydowai:<br />

wsk ulek braku argumenlow, juies sit: zdecyd owal - i 10 najprawdopodobniej<br />

p r z e c i w k 0 Bogu. Nie powinienes si~ oszukiwae: skoro mowisz "sk1!die mam<br />

wiedziee, czy Bog iSlnieje, czy lei nie", 10 znaczy, ie b¢ziesz wolal iye lak, jak<br />

gdyby Boga n ie bylo, gd yz tak jest 0 wiele wygodniej. Ale jdli lak, i jesli Bog islnieje,<br />

~dziesz stosownie do tego osqd zon y.<br />

Leszek Kolakowski, Gra 0 lI'iar(<br />

Moina wyroinie d wa sposoby podej§Cia do Boga: jeden polegajqcy na przezw<br />

yci~ianiu wyobcowania i drugi - na spolkaniu obcego. W pierwszym przypadku<br />

czlowiek odkrywajqc Boga, odkrywa s i e b i e; odkrywa cos, co jesl identyczne z nim<br />

samym, chociai nieskonczenie go lranscenduje, cos od czego jesl wyobcowany, lecz<br />

nigdy nie byl i nie moi e bye oddzielony. W drugim przypadku czlowiek spolykajqc<br />

Boga, spolyka 0 b c e go.<br />

Paul Tillich, D IVa typy jifozajii refigii<br />

Tomasz nie zywil wielkich zludzell co do p owagi i odpowiedzialno§Ci myslenia,<br />

szczegolnie tych, klorzy wkraczaj 1! ze swym racjonalnym rynszlunkiem na "rynek<br />

idei" i z roi:nych, najc z~ Sc iej pozateorelycznych, wzgl


ZNAK<br />

MIESIF;CZNIK KWIECIEN<br />

KRAKOW<br />

IROK XLVI<br />

NR <strong>467</strong> (4)<br />

<strong>1994</strong><br />

TREse ZESZYTU:<br />

Od redakcji<br />

Leszek Kolakowski<br />

GRA OWIAR~<br />

Nieci'lg/osc wszechswiata<br />

tlum. Ireneusz Kania 4<br />

Maurice Biondel<br />

JEDNOSC DOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ<br />

t/um. Ireneusz Kania 14<br />

Elthieta Wolicka<br />

LEKCJA SWlIn'EGO TOMASZA 28<br />

Paul Tiluch<br />

DWA TYPY FILOZOFII RELiGII<br />

tlum. Krzysztof Mech 43<br />

Karol Tarnowski<br />

ZRODtA POZNANIA BOGA 56<br />

ANALIZA I RELIGIA<br />

Z profesorem Richardem Swinburnem<br />

rozmawia Tadeusz Szubka 70<br />

Kr7,YsztoJ Mech<br />

RELIGIA NA GRANICY ROZUMU 82<br />

3


WOK6L "VERITATIS SPLENDOR"<br />

Zhigniew Stawrowski<br />

BLASK PRAWDY, BLASK WOLNOSCI __________<br />

96<br />

TEMATY I REFLEKSJE<br />

Andrzej Lazari<br />

IITYKA PIESNI<br />

ALEKSANDRA GALlCZA 107<br />

ZDARZENIA ­ KSL,\ZKI - LUDZIE<br />

Tadeusz Szuhka<br />

FlLOZOFICZNE PODSTAWY TEIZMU 113<br />

Adam Grobler<br />

KU POKRZEPlENIU FILOZOFA 119<br />

lreneusz Ziemitiski<br />

FILOZOFIA WOBEC TAJEMNICY CZLOWIEKA ________ 123<br />

Zhigniew Pasek<br />

PIESNIO SMIERCI A RELIGIJNOSC 129<br />

Maja Jurkowska<br />

LIST Z NANTES<br />

NO WE OBLICZE VUILLARDA 132<br />

Joanna Petry Mroczkowska<br />

LIST Z WASZYNGTONU<br />

DOUBLE SPEAK CZYLI DWUMOWA 137<br />

Janina Katz- Hewetson<br />

LIST Z KOPENHAGI<br />

DuNSKIE MITY ________________ _ 141<br />

Krystyna Czerni<br />

CZYTAJJ\C MrESr~CZNIKI<br />

EKUMENIZM ­ MI~DZY WIERNOSCl1\ A NAWR6cENIEM 143<br />

Tadeusz Drhski<br />

LIST DO REDAKCJI 149<br />

SUMMARY 151<br />

SOMMA IRE 152


OD REDAKCJI <br />

Numer obecny, po.§wifcony roznym jilozojicznym tradycjom i drogom<br />

poznania Boga, to przedluzenie cyklu zapoczqtkowanego w ostatnich latach<br />

numerem 0 "Bogu teologow" (441), a kontynuowanego w zeszytach 0 "Bogu<br />

jilozoJow " (447), " Bogu artystow" (458) czy wreszcie ostatnio blokiem<br />

tekstow 0 wierze (464).<br />

Mys/q przewodniq calego cyklu - wyrainq moze zwlaszcza w obecnym<br />

numerze - jest proba przeciwstawienia sif jednemu z najhardziej Jalszywych<br />

stereotypow czasow nowoiytnych: stereotypowi nieuleczafnego konfliktu<br />

mifdzy wiarq a rozumem, mifdzy reIigiq a naukq czy - szerzej - mysleniem<br />

racjonalnym. Odmawianie wierze - utoisamianej z irracjonalnym uczuciem<br />

- wszelkiej wartosci poznawczej, a z drugiej strony kult poznania "czysto<br />

racjonalnego", wolnego rzekomo od zaloien obcych "rozumowi naukowemu",<br />

zrodzilo dwojakie skutki. Pierwszy - to jalowosc rozumu, ktory<br />

lekcewaiqc sakralny wymiar rzeczywistosci w konsekwencji traci kontakt<br />

z niq samq i pogrqia sif w pustych konstrukcjach (i dekonstrukcjach).<br />

Kulturze wspolczesnej przywrocic trzeba swiadomosc, ie kierowania hacznej<br />

uwagi na reIigijny wymiar rzeczy, swiata, historii wymaga od nas wlasnie<br />

po c z u c i e r z e c z y w is t 0 s d. Z drugiej strony, wiara bagateIizujqca<br />

rozum staje sif bezbronna wobec Jalszywych em0 cji, niewiele majqcych<br />

wspolnego z glfbiq do§wiadczenia reIigijnego. Dlatego czlowiekowi reIigijnemu<br />

potrzebna jest z kolei .fwiadomosc, ie wpisany w wiarf imperatyw<br />

prawdy domaga sif od nas pracy mysIi.<br />

Nie chodzi oczywiscie 0 latwq syntezf wiary i rozumu. Ze nie jest ona<br />

moiIiwa, swiadczq dzieje mysli religijnej i metajizycznej. Dlatego w tym<br />

numerze podqiamy tropem odwiecznych sporow i dylematow, rozwaiajqc<br />

w swietle wyzwan wspolczesno.fci koncepcje sw. Augustyna (Maurice Blondel)<br />

i sw. Tomasza (Elihieta WoIicka) , zestawiajqc ze sobq biorqce od tych<br />

mysIicieli poczqtek dwie tradycje jilozojii refigii (Paul Tillich) , pytajqc<br />

o sens do§wiadczenia refigijnego (Karol Tarnowski), poddajqc tradycyjne<br />

dowody na istnienie Boga testowi mysIi anaIitycznej (Richard Swinburne)<br />

czy rekonstruujqc poglqdy na temat sposobow poznania Boga we wspolczesnej<br />

jilozojii religii (KrzysztoJ Mech).<br />

Numer otwiera tekst Leszka Kolakowskiego, zaczerpnifty z jego najnowszej<br />

ksi4.iki, ktora ukaie sif wkrotce nakladem Wydawnictwa <strong>Znak</strong>.<br />

Przedmiotem rozwaian Autora jest slynny "Zaklad Pascala" - mysIiciela,<br />

ktory bodaj najprzenikliwiej zdawal sobie sprawf z trudnosci, jakie, chcqc<br />

pogodzic wiarf z rozumem, spotka na swej drodze nowoiytnosc.


LESZEK KOLAKOWSKI <br />

GRA OWIAR~<br />

<br />

NlEClt\GLOSC WSZECHSWIAT A<br />

Glownym celem Pascal a rue jest sprawic, by "nasza religia" byla godna<br />

szacunku pod wz gl ~dem intelektualnym, lecz by sta!a si~ "przyjemna",<br />

godna milosci i po z~d ania. Uznal to za jedyn ~ drog~ dla siebie, jako Ze<br />

ludzie w sposob naturalny ki eruj~ swe kroki ku temu, co wydaje im si~<br />

poci~ gaj~ce. " Czlowiek nigd y rue porzucilby przyjemnosci doczesnych,<br />

jesliby rue znajdowa! wi ~cej radoSci (douceur) w tym, ze jest pogardzany,<br />

ubogi i od epchn i~ty przez innych, niili w uciechach grzechu."l<br />

l ednakze chcial on ukazac nie radosci chrzescijanstwa tout court, ale<br />

jego wariantu Augustynskiego - surowej poboZnosci mieszczqcej w sobie<br />

r6wniez t eologi~ predestynacji w rozumieniu jansenist6w. Nicole powiada,<br />

ze sam probowa! uwolnic A ugustynskq d o ktryn~ !aski od pozorow pewnej<br />

szorstkoSci odpych aj~ cej wielu ludzi, nie zmieniajqc wszakze ani nie<br />

os!ab i aj~c niczego z jej zawartoSci. Pascal podzie1a! to stanowisko i zach<br />

~ca! go do dalszych wysilk6w. "By! on [pascal) nadzwyczaj sztywny<br />

i nieugi~ty w kwestiach t ycz~ cy ch si~ laski skutecznej, m6wil jednakowoz,<br />

ze gd yby mial zajmowac si ~ t~ spraw~, niechybnie udaloby mu si~ uczynic<br />

t~ d okt ryn~ tak wia r ygodn~ i w takiej mierze uwolnic j~ od pozor6w<br />

pewnej szorstkosci (farouche), ze przypadlaQy do gustu umyslom wszelkiegopokroju<br />

."2 ~-<br />

Czy Mys/om udalo si~ zlagodzic Augustynsk~ teologi~ laski i unikn~c<br />

przy tym ust~ pstw doktrynalnych Raczej nie; a jeSJi tak, to poprzez<br />

przernilczenie pewnych kwestii. My.W po wielekroc pod kreslaj ~, ze istoty<br />

Iudzkie niezdolne s~ samodzielnie uleczyc si~ ze swej nyrlzy: "daremnie,<br />

ludzie, w sarnych sobie poszukujecie lekarstwa na swoje n~d ze " - m6wi<br />

Boska rn ~drosc (Mys/i,nr 149 3 ). Nie rn a wszakze w tej mysli nic<br />

specyfi cznie Augustynskiego; jest ona moze tylko nie do pogodzenia ze<br />

I List do Roanoeza z grudnia 1656, 0 [euvre.f! C/ ompIe tesj L/ajumaj, s. 269.<br />

2 Tekst w O/euvresj C/ompiele.r! M/esnardj, t. I, s. 1002 .<br />

) MySii podaj~ w przekladzie, niekiedy zmodylikowanym w pororumieniu z Leszkiem<br />

Kolakowskim, Tadeusza Boya-Zelenskiego.


GRA 0 WrAR~<br />

5<br />

skrajn~ wersj ~ pelagianizmu. Stwierdzenie, ie "czlowiek nie jest godny<br />

Boga, ale nie jest niezdolny stac si ~ go godnym" (nr 239), rue wyk racza<br />

poza obiegow~ interpretacj~ grzechu pierworodnego. Tym, co specyficznie<br />

Augustynskie, nie jest ani dogmat grzechu pierworodnego (przynajmniej<br />

w sensie naj ogolniejszym - ie w jego wyniku rodzaj ludzki stal si~ zepsuty),<br />

ani powszechne przeswiadczenie, ii b¢~c tym, czym jesteSmy, nie moi emy<br />

byc usprawiedliwieni bez laski; jest to raczej doktryna glosz'!ca, ie rozdzial<br />

laski nie rna ruc wspolnego z ludzkimi zasrugarni, ie laska dana jest darmo<br />

nielicznym wybranym bez najmniejszego udziaru z ich strony i ie dziala<br />

ona niezawodnie. Istotnie, dla wielu wiernych musialo to brzmiec "szorstko"<br />

i byc trudne do strawienia. Otoi tenze motyw, swoiscie Augustynski<br />

a jednoczeSnie podzielany przez Pascala (jak to wynika z Hcrils sur fa<br />

Grace), po prostu nie jest obecny w My.§lach, przynajmniej w postaci<br />

wyartykulowanej. Nie wiemy, w jaki sposob moma by go bylo przedstawic<br />

w ksztalcie "milym" (suave) i pon~tnym dla czytelnikow.<br />

A przeciez, co oczywiste, pragn~1 on nawracac ludzi (na wiar~ w Boga,<br />

nie zaS w jego swoiscie Augustynski wizerunek), niezaleinie od klopotliwego<br />

pytania, jak to robic, skoro nawracanie zastrzezone jest wyl~cznie<br />

dl a Boga i skoro niezdolni jestdmy oprzec s i~ 1ego woli, jesli zechce On nas<br />

zbawic. W tym momencie Pascal wy st~p uje z metod ~, ktora, gdy j,!<br />

wyjasnic, uderza swoj~ p ro s tot~, ktora wszelako mogla zostac obmyslona<br />

jedynie na gruncie swoistych dla Pascal a idei naukowych, filozoficznych<br />

i teologicznych .<br />

Metoda ta jest wyloiona we fragmencie 0 koniecznosci zakladu (nr<br />

418). Slusznie uwaia si~j ~ za sam rdzen My.W w znanej nam postaci. T ych<br />

kilka stronic cieszy si~ slaw~ tak ruezw ykl ~ (por own ywaln~ moie jedynie<br />

z t~, ktorej zaiywa krotka, IV cz~sc Kartezjanskiej Rozprawy), ze<br />

niezr~c zn e byloby je przytaczac. lednak i:e niektorych czytelnikow mog,!<br />

one wprowadzac w bhtd - i istotnie, tak si~ niekiedy dzi alo. StreScmy je<br />

pokrotce.<br />

Skoro celem zakladu jest sklonic nas do wst ~pienia na sci ezk~ wiary<br />

chrzescijanskiej, wywod, calkiem stosownie, zaczyna si ~ od podania jednej<br />

z przyczyn (nie glownej, jak si~ to pozniej pokaze), dla kt6rych w spos6b<br />

naturalny opieramy si~ Bozemu wezwaniu. T~ przycz y n ~ jest po prostu<br />

niemoznosc zrozumienia Boga. "Dusza nasza wtr~con a jest w cialo, gdzie<br />

znajduje li czb ~, czas, wymiary; rozumuje 0 tym, nazywa to na tur~,<br />

konieczn os ci ~ i nie moze uwierzyc w nic innego."<br />

" W tr~con a w cialo"; to Augustynskie (w rzeczywistosci quasi-gnostyckie),<br />

bynajmniej nie tomistyczne wyraienie rna tlumaczyc nasz~ ulomnosc<br />

in t el e k t u a I n ~ ; jestdmy uwi ~zie n i w ciele, co sklania nas do wiary, iz<br />

we Wszechswiecie i stniej~ tylko ciala. Ho rror corporis.<br />

B6g zatem, nie b¢,!c cialem, jest dla nas niepoj~ty . Ale jest On<br />

niepoj~ty przede wszystkim dlatego, ze jest nieskonczony. "lednosc dod ana<br />

do nieskonczonoSci nie pomnazajej ani 0 wlos (...) Skonczonosc unicestwia<br />

sill! w obliczu nieskonczonosci i staj e s i~ czyst'! nico sci~. T ak nasz duch


6 LESZEK KOLAKOWSKI<br />

w obliczu Boga; tak nasza sprawiedliwosc w obliczu sprawiedliwoSci<br />

boskiej. "4<br />

Czytamy nast~pnie dwa zqania, ktore w tym punkcie latwo mogly byly<br />

nasun'!c si~ pisarzowi pod pioro, ale w istocie nie nalez,!, jak si~ wydaje, do<br />

glownego toku jego rozumowania, moma by je przeto pomin,!c: "Sprawiedliwosc<br />

Boga musi byc rownie niezmierna, jak Jego milosierdzie; owoz<br />

sprawiedliwosc wobec pot~pionych mniej jest niezmierna i mniej musi<br />

uderzac niz rni!osierdzie wobec wybranych." Innyrni s!owy, jdli idziemy do<br />

piekla, to z wyroku sprawiedliwosci; jesli do nieba - to za spraw,!<br />

milosierdzia. Jest to standardowy pogl,!d jansenistow. Co atoli mamy<br />

pocz'!c z t'! "bezmiernosci,!" tak sprawiedliwoSci, jak i milosierdzia Boga,<br />

nie jest calkiem jasne; zdaje si~, ze z wiedzy 0 tym nie sposob wyci,!gac<br />

praktycznych wnioskow co do naszego post~powania.<br />

Potem mamy fragment przyprawiaj,!cy nas 0 niejakie zaklopotanie;<br />

dotyczy on nieskonczonoSci, 0 ktorej naturze nic nie wiemy, choc wiemy,<br />

ze ona istnieje. "Prawd,! jest, ze istnieje nieskonczonosc w liczbie, ale nie<br />

wiemy, co to jest. FaJszem jest, aby byla parzysta, falszem, aby byla<br />

nieparzysta; za dodaniem bowiem jednosci nie zmieni swej natury;<br />

a wszelako jest to liczba, wszelka zas liczba jest parzysta albo nieparzysta<br />

(prawda, iz to odnosi si~ do wszelkiej liczby skonczonej)."<br />

Jest to fragment 0 tyle klopotliwy, ze sugerowalby, podlug mniemania<br />

Pascal a, iz istnieje cos jakby tajernnicza liczba najwyzsza, wyzsza od<br />

jakiejkolwiek innej liczby. A przeciez jest czyms zgola nie do pomyslenia<br />

i niemozliwym, aby matematyk Pascal pomylil prosty i oczywisty fakt<br />

nieskonczonosci ci,!gu liczbowego z falszyw'! ide,! liczby najwyzszej.<br />

W rzeczy samej Esprit geomhrique wyraznie odrzuca poj~ie najwyzszej<br />

liczby.5<br />

Jdli jednak przyjmiemy nawet, ze przeslanka jego wyjasnienia jest<br />

falszywa, nie ma to wi~kszego znaczenia dla jego wywodu, poniewaz<br />

chodzi mu jedynie 0 wykazanie naszej bezsily w obliczu nieskonczonosci.<br />

"Tak samo mozna dobrze wiedziec, ze jest Bog, nie wiedz,!c, czym jest."<br />

Inaczej wszakZe niz w przypadku nieskonczonej rozci,!glosci, 0 ktorej<br />

istnieniu wiemy (bo sami jestesmy czyms rozci,!glym), nie znaj,!c przeciez<br />

jej natury, "nie znamy ani istnienia, ani natury Boga, poniewaz nie ma On<br />

ani rozci,!glosci, ani granic. Ale przez wiar~ znamy Jego istnienie; przez<br />

chwal~ poznamy Jego natur~."<br />

J ak dot,!d wi~c, Zaklad potwierdza to, 0 czym wiemy rowniez z innych<br />

4 Fragment ten zaczyna si~ dwoma slowami: "NieskoDczonosc - ruc". Pascal w sposob<br />

oczywisty stosuje w rum reneksj~ matematycznll Dad wartosciami rueskoDczonymi rozmaitycb<br />

porZlldkow IszeregowJ. W rozprawie 0 trojkllcie arytmetycmym (OCL, s. 94) wzOlian1ruje fakt<br />

(nie przez siebie wykryty), i.e punkt Die dodaje ruczego do liDii, linia - do plaszczymy,<br />

plaszczyzna zas - do bryly. Myslal najwidoczruej 0 rozmaitycb rodzajacb DieskoriczonoSci, po<br />

czym zastosowal to poj~ie do swoicb "trzecb dziedzin". Por. M. Goubier, Le Memorial est-it un<br />

texte mystique (przedr. w jego ksiliWe Blaise Pascal. Commentaires, Vrin, 1984), s. 287 in.;<br />

Mesnard, La culture du XVll e sjecle, s. 466 (gdzie podejmuje on - cbybionll - pro~ wyrai.erua<br />

mysli Pascala w kategoriach matemalycznych, kt6re wszaki.e Sl! malematycznie bezsensowne).<br />

, OCL, s. 352.


ORA 0 WIAR~<br />

7<br />

fragment6w Myili - ze nie rna zadnej niezawodnej drogi prowadzl!cej do<br />

Boga z naturalnego porz'ldku Wszechswiata ani z ludzkiej natury.<br />

Fakt, Ze chrzescijanie nie potrafil! podae racji swojej wiary, nie jest<br />

podstawl! do ich ganienia - wszak sami wlasnie twierdzl!, ze ich religia to<br />

slulli/ia, glupota, z chwill! gdy objawiajl! jl! swiatu. "Gdyby jej dowodzili,<br />

nie dotrzymaliby slowa."<br />

Teraz przychodzi moment kluczowy. "B6g jest alba Go nie rna. Ale na<br />

kt6rl! stron~ si~ przechylimy Rozum nie moze tu nic okreSlie: nieskonezony<br />

chaos oddziela nas." Cetno albo licho.<br />

Kontrargument: skoro niezdolni jesteSmy do rozstrzygni~eia, sluszne<br />

jest nie zakladae si~ w og6le.<br />

Kontr-kontrargument najwyzszej wagi: "Tak, ale trzeba si~ zakladae;<br />

to nie jest rzecz dobrowolna, zmuszony jesteS" (cela n'esl pas volontaire,<br />

vous etes embarques). Pascal nie wyjasnia, dlaczego mielibysmy bye<br />

przymuszeni do wypowiadania si~ za bl!dz przeciw istnieniu Boga, ale<br />

nietrudno wyobrazie sobie odpowiedz zgodnl! z jego mysleniem. Brzmialaby<br />

ona tak: jesli twierdzisz, ze nie mozesz si~ zdecydowae wskutek braku<br />

argumen t6w, juzeS si~ zdecydowal - i to najprawdopodohniej p r z e c i w­<br />

k 0 Bogu. Nie powinieneS si~ oszukiwae: skoro m6wisz "skl!dze mam<br />

wiedziee, czy B6g istnieje, czy tez nie", to znaczy, ze b~ziesz wolal:lye tak,<br />

jak gdyby Boga nie bylo, gdyz tak jest 0 wiele wygodniej. Ale jeSli tak,<br />

i jdli B6g istnieje, b~ziesz stosownie do tego oSl!dzony.<br />

Czyz jednak nie mozna powiedziee "Nie wiem, ezy B6g istnieje, czy tez<br />

nie istnieje, ale wol~ :lye tak, j a k gd y b y istnial"<br />

Owszem, moma. Zawarte w tym postanowieniu zobowil!zanie jest<br />

zgodl! umyslu nie na akt wiary, lecz raczej na pewien sposob :lycia<br />

- przeciwko Bogu lub w zgodzie z Nim. Nie Sl! moZliwe obie opcje naraz,<br />

nie mog~ tez obu odrzucie; nie spos6b uniknl!e wyboru w naszych<br />

konkretnych zachowaniach, jakkolwiek moZliwe by bylo zawieszenie sl!du<br />

teoretycznego w kwestii fundamentalnej: czy On istnieje, czy nie Musimy<br />

przy tym zawsze pami~tae, ze gdy umieramy, les jeux sont faits, rien ne va<br />

plus. "Ostatni akt jest krwawy, choeby cala sztuka byla i najpi~kniejsza:<br />

gruda ziemi na glow~ i oto koniec na za wsze" (m 165).<br />

To, ze opcja na rzecz Boga jest otwarta, nawet jdli zawiesimy sl!d,<br />

stanowi wyw6d pozostalej, moze najbardziej znarniennej i najslawniejszej,<br />

cz~sci Zakladu. Ot6i: powinnismy przyjl!e postaw~ hazardzisty, kt6ry<br />

przyst~pujl!c do gry dokladnie wazy stawk~, jakl! rzuca na st61, kalkuiujl!c<br />

ewentualnl! wygranl! bqdz przegranl!. Skoro juz musimy grae i stawiamy<br />

jedno :lycie przeciwko trzem, ktore Sl! do wygrania, byloby z naszej strony<br />

nierozsl!dne nie zaryzykowae, jesli szanse wygranej i przegranej sl! rowne.<br />

W tym atoli przypadku gra idzie nie 0 trzy zycia, lecz 0 zycie wieczne, peine<br />

nieskOI1czonego szcz¥scia. W tej sytuacji byloby rzeczl! rozsl!dnl! stawiac na<br />

Boga, nawet gdyby istnialo nieskOllczenie wiele szans przegranej wobec<br />

jednej tylko szansy wygranej, bo przeciez stawkl! jest cos skonczonego,<br />

tymczasem zas moZliwa wygrana jest nieskonczona. "Tak wi¥c kiedy si¥


8 LESZEK KOLAKOWSKI<br />

jest zmuszonym grae, trzeba bye obranym z rozumu, aby zachowae zycie,<br />

raczej niz rzucie je na azard dla nieskonczonego zysku, rownie prawdopodobnego<br />

jak utrata czegos, co jest niczym. Na nic bowiem nie zda si~<br />

mowie, ze niepewne jest, czy wygramy, a pewne, ze ryzykujemy C ...) Tak<br />

sarno kazdy gracz ryzykuje pewne dla wygranej niepewnej C ...) i nie grzeszy<br />

w tym przeciw rozumowi."<br />

Potencjalny rozmowca replikuje: "Tak, ale ja mam r~e zwi'tZane, a usta<br />

nieme; kaZ'l mi zakladae si~, a nie mam swobody; nie chc'l mi sfolgowae,<br />

a mam tak'l natur~, ze nie umiem wierzye. Coz mam tedy uczynie"<br />

Odpowiedz na t~ rep1ik~: "To prawda. Ale dowiedz si~, Ze twoja<br />

niemoc wiary C ...) pochodzi jedynie z winy twoich nami~tnosci. Pracuj tedy<br />

nad tym, aby przekonae samego siebie nie mnozeniem dowodow Boga, ale<br />

poskromieniem swoich nami~tnosci. Chcesz ise ku wierze, a nie znasz<br />

drogi." Ucz si~ od tych, ktorzy j'l znaleZli: "to znaczy czyni'lc wszystko tak,<br />

j a k gd y b y wierzyli, bior'lc wod~ swi{:COn'l, s/uchaj'lc mszy itd. W naturalnej<br />

drodze doprowadzi ci~ to do wiary i uczyni z ciebie automat" C["oglupi<br />

ci~'1 vou.!' abetira; za Gilsonem umaje si~ powszechnie, ze to dziwne<br />

wyrazenie znaczy nie tyle "oglupi ci~", ile raczej "uczyni ci~ podobnym<br />

zwierz~ciu", tm. automatem).<br />

lesli taki niedoszly nawrocony pojdzie za rad'l Pascal a, wnet przekona<br />

si~, ze nawet jego pierwotne pojmowanie gry bylo bl¢ne. Pascal zapewnia<br />

go, ze wygra w tym zyciu i ze b¢zie umacnial si~ w przdwiadczeniu, iz<br />

zabiegaj'lc 0 pewn'l wygran'l niczego nie ryzykowal: "w koncu poznasz, ze<br />

zalozyles si~ 0 rzecz pewn'l, nieskonczon'l, za ktor'l nie dales nic". Dawne<br />

zgubne przyjemnosci zostan'l zast'lpione przez inne.<br />

Uderzaj'lcym rysem Zakladu jest jego precyzja i odmowa szukania<br />

latwych rozwi'lzan b'ldz ucieczki w nieokreslonose; Pascal jest, jak zwyide,<br />

bezlitosny w poszukiwaniu prawdy "aZ do konca". Nie obiecuje on<br />

wiarygodnych argumentow za istnieniem Boga, bo to po pro stu niemozliwe;<br />

odwo/uje si~ za to - moze nie calkiem w zgodzie z niektorymi moralizuj'lcymi<br />

fragmentami My.W - do milosci wlasnej czytelnika, do jego pragnienia<br />

szcz~scia i do jego rozumu, jako ze rozum moma wprz'lc w s/uzb~<br />

osobistego interesu Cnie byle jakiego, rzecz jasna, lecz tylko tego, jaki mamy<br />

we wlasnym zbawieniu wiecmym). lest po prostu rzecZ'l rozs'ldn'l optowaC<br />

za Bogiem, tak jak rozsCldne jest postawienie pewnej sumy pieni¢zy w grze<br />

hazardowej, jdli szanse wygranej s'l duze w porownaniu z ryzykiem gracza.<br />

Ostatecma rada praktyczna pod adresem potencjalnego neoftty moze<br />

si~ wydawae skromna: "bierz wod~ swi~on'l" itd. lednakze zarowno jej<br />

kontekst, jak i podloze ftlozoftcme macznie wzbogacajCl jej sens.<br />

Nieuprzedzonemu czytelnikowi argument Zakladu wydaje si~ niezbyt<br />

skomplikowany; mimo to wywolywal on niegdys liczne nieporozumienia,<br />

nawet wsrod bystrych czytelnikow. Dlatego nie od rzeczy b~dzie chyba<br />

tutaj garSe objasnien, choeby nie calkiem odkrywczych.<br />

Przede wszystkim Pascal nie czyni zadnych probabilistycznych zalozen<br />

co do samego istnienia Boga. Rozumowanie probabilistycme stosuje do


GRA 0 WlARI:;<br />

9<br />

obrachowania strat i zyskow wynikaj~cych z opowiedzenia sic:: za Bogiem;<br />

nie twierdzi, ze prawdopodobienstwo istnienia Boga jest takie sarno jak<br />

lego nieistnienia, lecz mowi tylko, ze "rozlUU nie moze tu nic okreslic".<br />

Powtorzmy (gdyzjest to motyw kl uczowy, przewijaj~cy sic:: przez wszystkie<br />

Mys/i): Bog nie jest zadn~ empiryczn~ hipotez~ 0 wic::kszym b~dZ mniejszym<br />

stopniu prawdopodobienstwa. Bog jest poza wszelk~ gr'l umyslu.<br />

A jednak blydne odczytania tej kwestii byly nieomal nie do uniknic::cia.<br />

Nawet Wolter s


10 LESZEK KOLAKOWSKJ<br />

Tak wi~c wysilki Pasca1a s~ zupelnie czcze w oczach racjonalisty, 0 ile<br />

nie zachowal on w umysle szczypty w~tpliwoSci co do swego bezbomictwa<br />

i odrobiny woli, aby Zyc w swiecie upor~dkowanym na sposob boski; 0 ile<br />

nie zachowal niklych resztek wiary.<br />

To sarno odnosi si~ do przewai:aj~cej c~Sci tworzywa MySli, gdyi<br />

racjonalista zawsze b¢zie utrzymywae, ze ten, kogo maj~ przekonae owe<br />

argumenty, juz wczdniej musi byc wierz~cy, tzn. nie tylko in abstracto<br />

przyjmowac zasad~ credo ut intelligam, lecz rzeczywiscie wierzyc. Wolter,<br />

bynajrnniej nie zakarnienialy ateista, ale przeciez racjonalista, wielokrotnie<br />

daje dowody swej niezdolnoSci do wnikni~a w prawdziwy sens Mysli, tak<br />

jak musial pojmowac go ich autor. Jcili bowiem Pascal wyzszosci chrystianizmu<br />

upatruje w jego niejasnosci, to znaczy, Ze to, co niezrozurniale, jest z tej<br />

racji godne wiary; dlaczego zatem opowiesc 0 grzechu pierworodnym, ten<br />

roman theologique, mialaby lepiej niz legend a 0 Prometeuszu czy Pandorze<br />

wyjaSniac n¢~ i wie\kosc czlowieka Jesli teksty prorokow zawsze mialy sens<br />

podwojny, to znaczy, ze Bog nas oszukuje. A coz jest zlego w rozrywkach,<br />

b¢~ych wszak naturalnym lekarstwem na nasze cierpienie<br />

Ostatecznie wszystko sprowadza si~ do takiej oto sprawy: Pascal<br />

wierzy, ze los czlowieczy i samoukrycie si~ Boga staj~ si~ zrozurniale<br />

w swietle historii Upadku. Racjonalista zareplikuje zawsze, iz nie widzi<br />

powodu, by wierzyc w biblijmt opowiesc, i ze nawet sam Pascal nie<br />

przyjmuje jej explicite jako wiarygodnej hipotezy. Mamy zatem bl~ne<br />

kolo: gdy wierzymy, wszystko uzyskuje sens, jednakze nie mozemy tresci<br />

wiary wydedukowac z faktow. Jest raczej na odwrot: gdy uzbrojeni<br />

jestesmy w wiar~, projektujemy sens w fakty.<br />

Pascal byl tego swiadom, totez zwracal si~ do ludzi nosz~cych w sobie<br />

jak~s sklonnosc do wiary. Zadaniem rozumu jest usun~c przeszkody<br />

ustawione przez racjonalistow, jako ze t r eS c religii nie zadaje przeciez<br />

gwaltu rozumowi. W tej kwestii Pascal, podobnie jak pisarze jansenistyczni,<br />

przemawia nie do zatwardzialych materialistow, lecz do ludzi malej wiary,<br />

w ktorych codziennym Zyciu motywacja religijna gra rol~ znikom~, do<br />

"Ietnich", 0 ktorych czytamy w Pismie to, co czytamy.<br />

Po trzecie, wiara nie jest religi,! deisty, aktem asercji; jest to akt<br />

calkowitego zaangazowania obejmuj~cy milosc, ufnosc i poddanie wlasnej<br />

woli Bogu. Pascal nie doradza swemu czytelnikowi, aby zachowywal si~<br />

tak, j a k gd y by Bog istnial, i oczekiwal w wyniku wiecznej nagrody.<br />

Wiara nie jest polis~ ubezpieczeniow,! ("na wszelki wypadek post~puj<br />

wedle dornniemanych boskich wskazowek; w koncu pieklo moze nie jest<br />

tylko bajk~"). Swi~ona woda a nawet bezgrzeszne zycie nie zagwarantuj~<br />

nam zbawienia, ktore jest przeciez darmowe. Przyczyny, dla ktorych woda<br />

swi~cona i podobne praktyki mimo wszystko toruj,! narn drogy do wiary<br />

(a wi~ i do nieba), wyluszczone s~ w innym miejscu MySli. "JesteSmy tylez<br />

automatem co duchem: st~d pochodzi, ze dowodzenie nie jest jedynym<br />

narz~ziem przekonywania. Jak malo jest rzeczy dowiedzionych! Dowody<br />

przekonywaj~ jedynie rozum; najsilniejsze i najskuteczniejsze dowody


ORA 0 WlARI;;<br />

11<br />

tworzy zwyczaj; on sklania automat, ktory pocillga za sobll ducha bez jego<br />

wiedzy" (nr 821). Odnosi si~ to do stosunku mi~zy zachowaniem<br />

a rzeczywistll enotll, albo moze mi~dzy znakami "zewn~trznymi" a wiarll.<br />

"Poprzez nawyki zewn~trzne przyzwyczajamy si~ do enot wewn~trznych"<br />

(nr 912). "Zewn~trzna skrucha sklania nas do skruchy wewn~trznej, takjak<br />

[akty] pokory sklaniajll nas do [rzeczywistej] pokory" (nr 936; por. nr 944).<br />

Pascal przyznaje, i:e niepodobna pojllc, w jaki sposob zwierz~ee cialo,<br />

automat, zlllczone jest z duszll (na gruncie kartezjanizmu jest to istotnie<br />

niezrozumiale); ale rownie niepoj{:te jest, bysmy byli bezdusznymi automatami.<br />

Musimy przyjllc, i:e obie te rze czy , wzajem nie do pogodzenia,<br />

spaja w jednll- prZ}1lajmniej w obeenym, ziemskim i:yciu - jakas tajemnicza<br />

wi~z. Jest przeto rozsCldne przypuszczac, i:e oddziarujllc na cialo mozemy<br />

wplywac na dusz~ i i:e Cwiczenia cielesne oddzialujll na nasze "wn~trze". Jest<br />

to filozoficzny aspekt mysli Pasca\a wyjaSniajllcy jego rad~, aby nie<br />

lekeewaZyc czysto mechanicznej pobomosci, gdyz moZe ona wytworzyc<br />

prawdziwll wiar~. Lecz i tutaj nie dowiadujemy si~ z Mysli, w jaki sposob<br />

moma by uzyskac Lask~, skoro nigdy nie bywa ona nagrodll za wmsciwe<br />

postypowanie. Wydaje si~ jednak, Ze jest to najlepsze, co mozemy czynic.<br />

ezy wiara samego Pascal a byla rezultatem zalecanego przezen Zakladu<br />

Wydaje si{: to zupelnie nieprawdopodobne. Kiedy mowi on "ucz si~<br />

od tych, ktorzy byli sp~tani tak sarno jak ty, a ktorzy teraz zakladajll si~<br />

o wszystko, co majll", nie rna zadnego powodu Slldzic, iz mowi 0 sobie<br />

samym (co wszakze sugerowal Goldmann). Jak mozna wnosic z Memorial<br />

(nr 913), jego wielka ognista noc i nagle nawroeenie nie mialy nic<br />

wspolnego z Zakladem. Napomykajllc 0 sobie w kontekScie rozwazan<br />

o Zakladzie ("to jest mowa ... czlowieka, ktory przedtem i potem padal na<br />

kolana, aby si~ modlic do tej nieskonczonej i niepodzielnej istoty, poddajllc<br />

Jej calego siebie, 0 to, aby poddala sobie rowniez i ciebie dla twego<br />

wlasnego dobra i dla swojej chwaly") nie wspomina 0 zadnej szczegolnej<br />

"metodzie" Zakladu ani jej nie roztrzllsa.<br />

Wskazywano juz, ze Zaklad mial pewne anteeedensy, choc Pascal mogl<br />

w ogole 0 nich nie wiedziec. Jezuita Antoine Sirmond (eel ostrych atakow<br />

Amaulda i bratanek bardziej znanego Jacques'a Sirmond SJ, przez jakis<br />

czas spowiednika Ludwika XIII) w swym traktacie 0 nidmiertelnosci<br />

duszy (1637) sugerowal podejscie, ktore zdaje si~ miee niemalo wspolnego<br />

z Zakladem 7 ; kaznodzieja bCldz apologeta powinien odwolywac si~ do<br />

egoistycznego interesu niedowiarkow, przekonywac ich, ze w kategoriach<br />

bilansu ryzyka i zysku rozslldniej jest post{:powac tak, jak przystoi<br />

dobremu chrzeScijaninowi (nawet jeW si~ nie rna prawdziwej wiary) oraz<br />

przestrzegae przykazan w nadziei nagrody niebieskiej.<br />

Analogia moglaby bye sugestywna, gdyby nie pewien istotny szkopul.<br />

Autorem jest tenze sam o. Sirmond, ktory rozjuszyl Arnaulda 8 twierdzllc,<br />

7 Por. L. Blanchet, L'allilude religieuse des Jesuiles el les sources du pari de Pascal, "Revue<br />

de M6taphysique et de Morale", or 4, 1919, s. 477-516.<br />

• Th/!Olog ie morale des Je.ruiles. Oeuvres, t. XXIX.<br />

" . r


12 LESZEK KOLAKOWSKI<br />

ie moma wiese zacne chrzdcijanskie iycie i uzyskae tym sposobem<br />

zbawienie, nie kochaj,!c przy tym Boga, lecz tylko stosuj,!c si~ do<br />

zewn~trznych wymagan KoSciola. Zgadza si ~ to z przeswiadczeniem<br />

molinistow, ie laska jest sprawiedliw,! odplat'!, na ktor,! slusznie moie<br />

liczye kaidy, kto post~powal wlasciwie. Jednak z pewnosci,! nie takie jest<br />

stanowisko Pascala. Owszem, adresat jego metody powinien zacz'!e od<br />

mechanicznego przestrzegania wszystkiego tego, co uzna za sluszne po<br />

chlodnym skalkulowaniu moiliwych strat i zyskow. Tym wszelako, na co<br />

moze liczye, nie jest nagroda niebieska, gdyi w takim razie zbawienia<br />

mogloby dost,!pie zwierz~, automat, ktorym na pewien czas ma si~ on stac.<br />

Te mechaniczne czynnosci S4 dobre 0 tyle, 0 ile mog,! oddzialywac na seree<br />

Uak nie wiemy; wiemy tylko, ie istnieje tajemnicza wi~i mi ~dzy umyslem<br />

a cialem) i ostatecznie przywieSc do prawdziwego nawroeenia, a "prawdziwe<br />

nawroeenie pol ega na tym, aby siy unicestwic wobec tej Wszechistoty,<br />

ktor'! pogniewalismy tyle razy i kt6ra moie sprawiedliwie zgubic nas<br />

w kaidej godzinie; aby uznac, ie nie moiemy nic bez niej i ie nie<br />

zasluiylismy u niej na nic oprocz gniewu" (nr 378).<br />

Nie, Pascal nie moie p r zyrze c zbawienia kaidemu, kto sprobuje tej<br />

drogi; zbawienie jest wyl,!cznie w rykach Boga, on jednak chee wykazac, ie<br />

warto sprobowac. "Wnet wyrzeklbym si ~ rozkoszy, powiadaj,!, gdybym<br />

mial wiar~. - A ja wam powiadam: Wnet mielibyscie wiar~, gdybyscie si~<br />

wyrzekli rozkoszy. Otoi wasz'! rzecz'! jest zacz'!c. Gdybym mogl, dalbym<br />

wam wiar~: nie mogy tego uczynic, a tym samym doswiadczyc prawdy<br />

tego, co opowiadacie. Ale wy moiecie porzucic rozkosze i doswiadczyc, czy<br />

to, co ja m6wi~, jest prawd'!" (nr 816).<br />

Jest u Pascala pewna dwuznacznosc polegaj,!ca na tym, ze nie<br />

wspomina on 0 kwestii tak zasadniczej dla teologii sw. Augustyna i tak<br />

istotnej w jego napomnieniach - 0 niezasluionym otrzymywaniu laslU.<br />

Jednakie nigdy nie zapominal on 0 romicy miydzy mechanicznym<br />

posluszenstwem a wiar,!. W rzeczy samej wiara, ii mozna gladko - w sensie<br />

intelektuainym b,!di moralnym - przejsc od natury do krolestwa laski,<br />

stanowi w Myslach gl6wny cel atakow Pascala (przekonanie, iz da si~<br />

dotrzec do Boga uiywaj,!c swiatla naturalnego, ze mom a dost,!pic<br />

zbawienia w rezultacie moralnego wysilku opartego na naszych wladzach<br />

naturalnych). Nie daj,!ca si y zasypac (naszymi ludzkimi silami, rzeczjasna)<br />

przepasc miydzy tym, co czlowiecze, i tym, co boslUe, jest nie tylko<br />

nieuniknionym wynilUem naszej ulomnosci, ale ma charakter, by tak rzec,<br />

"metafizyczny", wyni kaj,!cy z samej istoty wchodz'!cych tu w gr~ rzeczywistosci,<br />

z nieskonczonej odleglosci dziel,!cej to, co skonczone, od tego, co<br />

nieskonczone. "Wszystkie ciala, strop niebieski , gwiazdy, ziemia i jej<br />

krolestwa nie s,! warte najmniejszego z duch6w; Ouch zna to wszystko<br />

i siebie, a ciala nie znaj,! nic.<br />

Wszystkie ciala i wszystkie duchy razem i wszystkie ich twory nie s,!<br />

warte najmniejszego drgnienia Milosci: jest bowiem z dziedziny nieskonczenie<br />

wyzszej.


GRA 0 WIARI;:<br />

13<br />

Z wszystkich ciai razem nie moina by wydobyc najmniejszej mysii: to<br />

jest niemozliwe, to inna dziedzina. Ze wszystkich cial i duchow nie moina<br />

by wydobyc jednego drgnienia prawdziwej Milosci: to jest niemozliwe, to<br />

inna dziedzina, nadprzyradzona" (nr 308).<br />

To pami~tne zestawienie trzeeh porz


MAURICE BLONDEL <br />

JEDNOSC <br />

DOKTRYNY AUGUsrYNsKIEJ <br />

Augustyn bardziej nii: ktokolwiek inny ucierpial z powodu beztroski,<br />

z jak~ cz~to rozczlonkowywano jego doktryn~, wykorzystuj~c jej cz~sci<br />

wyrwane z calego organizmu i lekcewaZ~c jego wewn~trzne i:ycie. Tak<br />

jakby transfuzji krwi b~dz przeszczepu Zywych tkanek morna bylo<br />

dokonac podobnie, jak gipsem lata si~ dziury na scianach budynku ... Czas<br />

jui: najwyi:szy, aby do filozofti Augustyna podejsc zupelnie inaczej.<br />

Wowczas z mniejszym zdziwieniem b¢ziemy przyjmowac slowa Portalie,<br />

ktory w poswi~onym naszemu autorowi artykuJe w Dictionnaire de<br />

The%gle zauwai:a, wespol z innymi historykami , i:e filozofia chrzeScijanska,<br />

ilekroc odwraca si~od Augustyna, wi¢nie i usycha, nabiera zas<br />

rumiencow i wigoru, gdy tylko do niego powraca. Skoro tak, i jesli<br />

b~ziemy coraz gl~biej wnikac w sedno tej doktryny, moi:emy miec<br />

nadziej~, Ze w przyszlosci otrzymamy od niej jeszcze wi~cej nii: w przeszlosci,<br />

i to nie tylko co si~ tyczy spekulacji religijnej, ale i rozwini~ia<br />

i wzbogacenia samej fLIozofii na wszystkich jej polach i we wszystkich<br />

zakresach jej rozumienia.<br />

•<br />

Jak atoli uzasadnic ten optymizm Czy Augustyn w sposob wyrainy<br />

postawil problemy, do kt6rych sam - jak to stwierdziliSilly wyi:ej - dostarczal<br />

elementow i rozwi~zan, przynajmniej implicite I czy - pochloni~ty<br />

swoim zadaniem - nie korzystal czasami z najbardziej niejednorodnych<br />

materialow, skutkiem czego jego doktryna staje si~ podatna na ewolucje<br />

i manipulacje JeSli natomiast posiada jednosc, to czy nie jest to raczej<br />

jednosc i:ycia i ci~glosc ruchu nizjednosc sp6jnie zorganizowanej i zintelektualizowanej<br />

mysli Zeby odpowiedziec na te obiekcje czy tez w~tpliwosci,<br />

musimy najpierw poruszyc kolejno niektore z owych rozproszonych b~dz


JEDNOSC DOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ<br />

15<br />

nawet - jak chcl! niektorzy - wzajem sprzecznych wl!tkow, wykorzystac ich<br />

pozornl! niejednorodnosc celem poszerzenia naszej perspektywy, wykazac,<br />

ie moina je pojl!c jedynie wnikajl!c w saml! dusz~ doktryny, by wreszcie,<br />

poruszywszy t~ tajemnl! zasad~, ujrzec w pelnym blasku i w calej jej<br />

tworczej dynamice jednosc nauki Augustynskiej.<br />

J. Oto pierwszy nasz krok w poszukiwaniu centrum in telektualnego<br />

i witalnego. Augustyn rozmyslnie i z zasady, a nie tylko faktycznie,<br />

postanowil nie oddzielac spekulacji umyslowej od moralnego oczyszczenia,<br />

drogi prawdy od drogi dobra, dziaJalnosci w dziedzinie wiedzy dialektycznokrytycznej<br />

od pracy nad osi~ganiem wiecznej szcz~liwosci i zbawienia,<br />

szukania rozwil!Zania problemu calosciowego w sferze inteligibilnej i historii<br />

od duchowego wzrastania w milosci. Przed, podczas i po swoim nawr6ceniu<br />

dobrze jui znal g1~boki zwi~k bl~u z narni~tnoscil!, nauczyl si~ tei<br />

prostowania woli i dzialania, korygowania myslenia i wiedzy - dw6ch<br />

aspektow bez wl!tpienia odr~bnych, a nawet cz~sciowo niezaleinych (bo<br />

inaczej zaCmienie umyslu byloby nieuleczalne b~z tei bll!d w dobrej wierze<br />

bylby niemoiliwy), a przeciei scisle z sobl! zwil!Zanych i funkcjonujl!cych, by<br />

tak rzec, w strukturze czlowieczo--powszechnej, ktorl! jesteSmy.<br />

Totei Augustyn dochowuje wiemosci (zobaczyrny, z jakim gl~bokim<br />

i oryginalnym wyczuciem) tradycji przysl!dzajl!cej filozofii podwojny charakter<br />

- uczonego badania i dyscypliny umacniajl!cej. Przypisywanie mu troski<br />

jedynie 0 metod~ znajdowania latwej drogi do szcz~sliwosci, podczas gdy<br />

o dowody bezosobowej, przekazywanej prawdy mieliby si~ troszczyc inni<br />

nauczyciele - to bll!d w odniesieniu do kaidej tradycjonalnej umyslowosci,<br />

ale w sposob szczegoln9 nie dajl!cy si~ pogodzic z call! postawl! Augustyna.<br />

Do tego stopnia, ie sarno jui tylko sfonnulowanie takiej opozycji i dychotomii<br />

mi~zy via veritatis et scientiae oraz via salutis et beatitudinis swiadczy, ii<br />

ten, kto jl! wypowiada, nie wszedl i nie potrafi wejsc w ducha Augustyna<br />

i w jego nauk~. Tego rodzaju nieostroinosc, ai nazbyt cz~sto popelniana,<br />

w swej fonnie systemowej pochodzi niewl!tpliwie z teorii, ktora dla<br />

augustynskiej umyslowosci bylaby ze wszech miar i gl~boko odstr~ajl!ca,<br />

jakkolwiek nieraz na niego si~ powolywala - teorii, wedle ktorej inteligencja<br />

funkcjonuje osobno, owszem, ta jej arystokratyczna izolacja wr~z sprzyja<br />

wyniesieniu ml!droSci do rangi czystej wiedzy.l Otoi nikt bardziej nii<br />

Augustyn nie cenil wyzwolonej inteligencji i suwerennej kontemplacji.<br />

Intellectum valde ama - powtarzal. lednakie ta wlaSnie kontemplacja<br />

przenikni~ta jest czyms jeszcze innym nii spekulacja. Pascal, nie umiejl!cy<br />

dorownae Augustynowi celnoscil! uj~ (i to wlaSnie wtedy, gdy sl!dzil, ie<br />

wyraia wiemie jego mysli), zawdzi~za mu jednak t~ mysl, ii prawda bez<br />

milosci nie jest prawdl!, choe bye moie nie zrozumial wszystkiego, co<br />

Augustyn chcial powiedziee przez slowa non intratur in veritatem nisi per<br />

I Przeciwstawiac sobie w tyro puokcie Augustyna i Tomasza z Akwiou, tak jakby jodeo byl<br />

oauczycielem prawdy i dyscyplioy oaukowej, drugi zas mistrzem zbawienia i przewodoilciem<br />

i.yciowym, to krzywdzic jodnego i drugiego, oiezaleinie zresztll od dzieillcych icb rMoic,<br />

i lansowac tez~ doktrynalnll, kt6rll zakwestiooowaliby obaj.


16 MAURICE BLONDEL<br />

charita/em. Albowiem zauwaiaj,!c, ze te same mysli odmiennie rozwijaj,! siy<br />

w rozmaitych umyslach, Pascal rezerwowal dla jednego ze swoich trzech<br />

porz'!dkow to, co Augustyn w sposob bardziej radykalny odnosil do<br />

wszystkich rodzajow wiedzy. Sprobujmy wiyc g1ybiej wnikn,!c w jego mysl,<br />

aby ustrzec siy blydu interpretacji, proton pseudos, ktory moglby znieksztalcic<br />

caty sens jego filozofii .<br />

2. S'!dzi siy zazwyczaj, ze istruej,! prawdy, same w sobie swietliste, istot<br />

rOzSwietionych w sobie, a nawet - do pewnego stopnia - samodzielnie<br />

oswiecaj,!cych. WyobraZamy sobie przeto, ze ta wlasna swiatlosc jest<br />

prawdziwym punktem wyjscia i podstaw,! naszego poznania, wszelkiego<br />

naszego dzialania. I s,!dzimy, ze st,!d wlasnie bierze siy poryw umoiliwiaj,!cy<br />

nam wzniesienie siy do prawd wyi:szych, nawet do samego Boga. Zobaczymy<br />

niebawem, co z takiego przdwiadczerua warto zachowac. Nie wolno jednak<br />

mylic zabiegow psychologicznych b,!di meandrow refleksji z rzeczywistymi<br />

sytuacjami, z tajernnymi uwarunkowaniami, z konkretnymi realiami, bez<br />

ktorych nie byloby nic do poznawania ani tez nic poznac by siy nie dalo.<br />

Otoi dla Augustyna prawda prawd jest calkowit'! odwrotnosci,! tych<br />

potocznych przekonan, odwrotnosci,! nawet znaczenia, jakie nazbyt pochopnie<br />

(id,!c chocby na Malebranchem) przypisywano jego wlasnej doktryrue<br />

wewnytrznej iluminacji. Ta prawda prawd glosi, ze rzeczy bynajmruej nie<br />

nios,! w sobie iadnego swiat/a, ze duch nie jest sam dla siebie swiat/em, Ze<br />

ani w rzeczach, ani w duchu rue sposob doszukae si y zadnego pierwotnego<br />

promienia, zadnego wewnytrznego blasku, chocby nawet uznano go za<br />

posredni Uak odbicie) alba zaporyczony, niby owa poswiata, ktora wsrOd<br />

mrokow nocy nie tyle moze rozjaSnia, co przynajrnniej czyni widzialnymi<br />

pewne substancje uprzednio wchlaniaj,!ce blask sloneczny. Nie rna zadnej<br />

swietlistosci w tym, co nie jest jedyn,! swiec'!C'! w ciemnosciach prawd,!. Tej<br />

jedynej prawdy nasze ciemnosci nie s,! zdolne poj,!c, gdyz sarrti przypisujemy<br />

sobie "ow,! jasnosc swiec,!C


JEDNOSC DOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ<br />

17<br />

przeszedtszy co prawda per grados debitos, jak to nam sugeruje ostatnia<br />

rozmowa Augustyna z Monik~ na brzegach Ostii.<br />

Zanim jednak dokladniej wytlumaczymy ten paradoks, bez ktorego<br />

Augustynska teoria egzemplaryzmu moglaby zostae opacznie zrozumiana,<br />

i zanim pokaiemy, jak umoiliwia on b~dz warunkuje jego dia1ektyk~<br />

poznania i bytu, dobrze b~zie ukazae ow~ pierwsz~ prawd~ wlasnie w jej<br />

kontrascie z doktrynami, jakie zdawaly si~ go inspirowae lub jakie bodaj<br />

z niego czerpaly inspiracj~.<br />

Nie bez racji nazywano Augustyna chrzeScijanskim Platonem.<br />

o ile jednak cz~sto przemawia on podobnie jak Platon, 0 ile poszukuje<br />

prawdy w swiecie Idei rozswietlanym przez jedno jedyne inteligibilne<br />

Sionce - to jakie odmienny jest duch, ktory oiywia, nadaje barwy,<br />

ogrzewa jego bosk


18 MAURICE BLONDEL<br />

conditio sine qua non prawoSci ducha. Pj~tnowany przez nas proton pseudos<br />

mysli Scisle si ~ wi~ie z fundamentaln'l ulomnosci'l czlowieka; Augustyn<br />

niestrudzenie powtarza wyznanie (w formach najrozmaitszych, ktore<br />

niejednokrotnie brano za wynurzenia nUstyka b'ldZ egza1tacj~ konwertyty)<br />

wlasnej osobowej n~dzy, wlasnych idei i uroszczen, nie mowi'lc jui<br />

o swoich dawnych skalaniach, 0 niewied zy i poi'ldliwosciach grzesznego<br />

czlowieka. W sposob naturalny kaida inte1igencja SkOllczona, skutkiem<br />

tego, ie otrzymuje swiatlo od boskiego Stowa, wystawiona jest na pokus~<br />

uczynienia z samej siebie osrodka jasnosci, ze swojej racji zas - normy;<br />

sklonna jest wynosic pod niebiosa wlasne koncepcje, wykorzystywae fakt<br />

widzenia wszystkiego w swietle Boiym w taki sposob, jak gdyby przedmiot,<br />

sk'lpany w slonecznym blasku, sam byl S/oncem, tym stoncem,<br />

w ktorego oblicze wprost patrzeC niepodobna, lecz ktore czyni widzialnym<br />

wszystko i bez ktorego wszystko byloby jedynie ciemnosci'l, jako ii rzeczy<br />

S'l tylko tym, czym s'!.<br />

Nie dose wi~c, ie prawd~ znajdujerny tylko znajduj'lc Boga; owszem,<br />

wszelkie nasze mniemania i pogl'ldy na temat istat i Boga, jakie urabialibysmy<br />

sobie w oderwaniu od owej zaleinosci, jako izolowane prawdy,<br />

musiatyby bye uzurpacj'l, b/¢em, balwochwalstwem: de Te cum cogitaham,<br />

Deus, non Tu era~ , sed vanwn phanlafma ef error meus erat Deus meus.<br />

T o, co Augustyn mowi w sposob tak dobitny i wyrazisty 0 swoich iluzjach<br />

cielesnych, trzeba tei powiedziee - maze nawet jeszcze dobitniej - 0 batwochwalstwie<br />

intelektualnym. Wiedza spekulatywna i intelektualna pokora,<br />

zasada prawdy i religijne nastawienie duszy jednocz'l si~ wi~c z sob'l<br />

u najgl~bszych korzeni naszego poznania.<br />

St'ld wlasnie bior'l si~ u Augustyna owe intymne, serdeczne rozmowy<br />

z niewidzialn'l Obecnosci'l, w cieplej, osobistej atmosferze rozci'lgaj'lcej si~<br />

na cal'l natur~ b~d'lc'l widowni'l dramatu dwoch milosci; st'ld owa<br />

oryginalna dialektyka, co wybucha aktami pokory, wyznaniami, wysitkami<br />

poprawy. Trzeba j~ widziee w dzialaniu, przynajmniej w niektorych jej<br />

formach. Ale jui teraz, w punkcie, do ktol ego dotarlismy, widae wyrainie,<br />

jak groina bylaby pomy/ka polegaj~ca na izolowaniu i przeciwstawianiu<br />

sobie systematyzacji naukowej i duchowego oczyszczenia, na interpretowaniu<br />

intelektualistycznych tez Augustyna (bo i takie spotykamy<br />

u niego) w perspektywie wY/'lcznie ideologicznej, tak jakby chodzilo<br />

o szeregowanie poj~e ustalonych samych w sobie, b:tdZ jak gdyby prawda<br />

znajdowa/a si~ po stronie wyrainie zarysowanych, zewn~trznych, by tak<br />

rzec, konturow, a nie w przekonaniu oowej niewyczerpanej, stymuluj'lcej<br />

- b¥Ji poci'lgaj'lcej - pelni, ktor'l Bossuet, w tej dziedzinie prawdziwy<br />

uczen "wielkiego Augustyna" Oak go nazywa), tak wybornie opisal.<br />

Jabe wielk'l niedorzecznose popelnia ten, kto przypisuje Augustynowi<br />

tez~ mowi'lc'l, iz nasze idee maj'l jakoby pozytywn:t substancjalnosc<br />

w oparciu 0 ktor'l moi:liwe jest - przez bezposredni, calkowicie<br />

i p etni~,<br />

rozumowy dowod - poznanie Boga, nas samych i wsze1kich rzeczy!<br />

A przeciez cal'l nasz'l wiedz~ 0 "prawdziwej prawdzie" opieramy nie tylko


JEDNOSC DOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ<br />

19<br />

na pel n i, lecz rowniei na pus t c e, by tak powiedziec - za posrednictwem<br />

pars purificans, ktorej potrzeby w rozmaity sposob odczuwaty wszystkie<br />

wielkie doktryny. Jest to pustka bynajmniej nie urojona ani amorficzna, lecz<br />

cos, co posrednio, drog~ negatywn~, odpychaj~c i przyci~gaj~c, sklania nas<br />

do nieufuoSci wobec naszego ubogiego rozumu, przynagla nas do pozbycia<br />

siy falszywych defmicji. Jest to stopniowe, zarazem ascetyczne i dialektyczne<br />

wyodrybnianie moenej wiedzy, ktora pragnie zrownac nas ze wszystkirn<br />

i ksztaUowac w Bogu. "Wtedy okrzepny i ustaly siy w Tobie, w Twojej<br />

prawdzie byd~cej forrn~ mej istoty" (Wyznania, XI, 30, przel. Z. Kubiak).<br />

A jakim absurdem - wiykszym jeszcze niz ten, ktoremu holdowali<br />

Arnauld i wielu innych - jest oskarzanie takiej doktryny 0 konszachty<br />

z immanentyzmem, idealizmem, subiektywizmeml JeSli bowiem istnieje<br />

postawa calkowicie temu wszystkiemu obca i przeciwstawna, to jest ni~<br />

wlasnie postawa Augustyna, wskazuj~cego, ze jeSli s~ w nas swiaUo<br />

i ciemnoSci, pelnia i promia - to owa pozytywna pustka, owe rozjasnione<br />

mroki bior~ siy z nas, podczas gdy swiaUo w tej nocy i zamieszkuj~ce nas<br />

bezgraniczne pragnienie nie mog~ rniec swego zrodla w nas. To wlasnie<br />

trzeba okreSlic lepiej teraz, gdysmy juz stanyli w obliczu glownej doktryny<br />

i zaczyli badac jej promieniowanie. W rzeczy samej napotykamy tutaj<br />

pewn~ trudnosc w zrozumieniu, jak teori~ iluminacji i pokory intelektualnej<br />

na sposob mistyczny pogodzic z badaniem dyskursywnym (ktorego ona<br />

nawet si~ domaga), aby zabezpieczyc si y przed swego rodzaju kwietyzmem<br />

oboj~tnym na usilowania ludzkiej wiedzy, co wydaje si~ beznadziejnie<br />

niewspolmierna z bosk~ kontemplacj~. Patrz~c pod tym k~tem, musimy<br />

przeanalizowac cal~ teoriy poznania sw. Augustyna, gdyz zazwyczaj<br />

,badacze zajmuj~ si~ jedynie dialektyczn~ stron~ jego argumentacji i jego<br />

tezami uorganizowanymi pojyciowo, tymczasem zas 0 wiele wazniejszy jest<br />

inny aspekt, inny element jego mysli - nie ten statyczny, lecz dynarniczny,<br />

nie ten, ktory ustala, lecz ten, co porusza, oiywia, larwy forrnul pobudza<br />

do wzrostu i przemiany w uskrzydlone prawdy. :laden z tych dwu<br />

elementow nie moglby bezkarnie pomijac drugiego; bez definicji poj~<br />

prawda bylaby dla nas czyms ulotnym, bez zywiolowego zas naporu ci~g\e<br />

odnawiaj~cej wszystko prawdy ustalona raz na zawsze doktryna szybko<br />

okazalaby si~ martwa i smiercionosna. Zobaczmy jednak, w jaki sposob<br />

Augustyn de facto, jeSli nie expressis verbis, stapia w jedno obie te zywotnie<br />

wazne funkcje.<br />

•<br />

Zanim - spogl~daj~c z punktu centralnego, ktorysmy wlasnie osi~gnyli<br />

- naszkicujemy Augustynsk~ teoriy poznania, i zeby unikn~c grozby<br />

nawrotu do falszywych interpretacji, musimy ukazac jego sposob postypowania,<br />

byd~cy poniek~d konkluzj~ calej jego teorii iluminacji b~dZ tez<br />

przeslank~ wstypn~, ktora rna nas przygotowac do zrozumienia wszystkiego<br />

tego, co rna on nam do powiedzenia na temat poznania swiata, duszy<br />

i Boga.


20 MAURICE BLONDEL<br />

1. W krancowym przeciwienstwie do zwyklych doktryn abstrahuj,!cych,<br />

kt6re poruszajlj. siy po koleinie wiod,!eej od swiata zmyslowego przez<br />

pojycia i rozumuj,!cy intelekt, Augustyn, zwolennik konkretnego realizmu,<br />

akeeptuje wszeikie podejscia, albowiem kazdy punkt wyjscia jest dobry dla<br />

czynn~go ducha zd,!zaj,!eego do prawdy i szczyscia. Otoz eel ten, nieslychanie<br />

odlegly b,!dz nawet nieosi,!galny dla dialektyki czysto pojyciowej<br />

i dla umyslow przekonanych, iz dziyki swoim spekulatywnym konstrukcjom<br />

po st~uj,! na tej drodze, jest bardzo bliski tym, co unizaj,! siy<br />

w kornej uleg/osci.<br />

Abstrakcja, ktor,! posluguje si y Augustyn, nie jest budowl,!, by tak rzec,<br />

wielopiytrow,!, wieioetapow,!; nie polega ona na piytrzeniu jedna na drugiej<br />

idei, tak jak Tytani, usiluj,!cy wspi,!e siy do nieba, spiytrzyli na sobie gory<br />

Pelion i OSSy. Usiluje ona rozpoznae ludzkie oblicze naszych mysli, oblicze<br />

zas boskie - prawdy zawartej w kazdym porz'!dku danych realnych. Jest to<br />

zawsze abstrakcja pierwszego stopnia, tzn. taka, ktora nie piytrzy abstrakcji<br />

na abstrakcji na podobienstwo by tow wieiostopniowych b,!dz szczebli<br />

jakiejs hierarchii, zarazem inteligibilnej i ontologicznej. Nasze pojycia<br />

d otycz,!ce prawdy bytuj,!cej w Bogu nie oddaj,! nam sl,;sle tejze prawdy,<br />

ktorej same S,! antropomorficznym wyrazem. Tworz'! one wszakle sposobnose,<br />

stanowi,! drogowskaz, z ktorego powinnismy korzystae, aby przedrzee<br />

si y przez te ludzkie nawarstwienia i rozpoznae czyste, proste swiat/o.<br />

Foris admonitio, intu~ magisferium. W obrybie naszych idei nie przywi,!zujemy<br />

si y do nich samych, lecz do tego, co je rozswietla i co czyni z nich<br />

wymog prawdy, wehikul kieruj,!cy siy ku rzeczywistosci. Jest to oczyszczanie<br />

poprzez ekstrahowanie; moze ono w pewnym sensie bye bezposrednie<br />

(ictu oculi interioris), zarazem jednak wymaga glybokiego wewoytrznego<br />

nawr6cenia. Taka duchowa asceza nie odnosi siy do tego lub owego<br />

artykulu, ktory w pol,!czeniu z innymi zlozylby si y na pewo,! sumy, lecz<br />

implikuje ow'! jednocz,!C4 dyspozycjy duszy i inteligencjy nastawion,! na<br />

pojmowanie, co jest, zdaniem Platona, swoist,! cech,! filozofa (syn6ptik6s tis).<br />

ezy oznacza to, ze ta mysl (wiycej niz syntetyczna, skoro wyplywa<br />

zjednosci, ktorej wyczerpae ani zidentyfikowae do konca nie potrafi zaden<br />

dyskurs) jest czyms nieokreslonym, nie do pogodzenia z bodaj dydaktyczn,!<br />

i analityczn'! precyzj,! Bynajmniej, gdyz - pomijaj,!c to, ze rozmaite s,!<br />

rodzaje precyzji i ze duch subtelnej analizy moze bye na swoj sposob<br />

rownie scisly jak duch geometrii - widzimy u Augustyna kompensacyjn,!<br />

rownowagy: swoj,! doktryny iluminacji wewnytrznej uzupelnia on teori,!<br />

boskiego egzemplaryzmu. S,! to dwa bieguny jego filozofii, ktorych nie<br />

trzeba pochopnie I'!czyc, co uczynilibysmy mniemaj,!c, ze w naszych ideach<br />

dostrzegamy idee Boga, wieczne esencje, natury inteiigibilne. Jednakowo<br />

myl,! sio[: ci, co w tym punkcie aprobuj,! go i nasladuj,!, jak i ci, co go<br />

krytykuj,! i zwalczaj,!.<br />

Istotnie, tym, co przes'!dza 0 wyj'!tkowosci charakteru i intelektu<br />

Augustyna jest fakt, ze odczuwa on tak'! sam,! potrzeby logiki jak i finezji,<br />

giytkosci; jego mysl jest, by tak powiedziee, jednoczesnie krystaliczna


JEDNOSC DOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ 21<br />

i koloidalna. Urodzony matematyk, milosnik liczb i rytmow, subtelny<br />

znawca prozodii (por. jego dzielo De Musica), teoretyk ladu, celuje<br />

w odgadywaniu racjonalnego porz'!dku podtrzym uj~cego wszechswiat<br />

i opieraj,!cego nieskonczenie zroinicowan'! dynamiky pojedynczych istot<br />

na niezmiennosci powszechnego, inteligibilnego planu wprzygniytego<br />

w sluzby miloSci. Egzemplaryzm jest u niego wyrazem owego wymogu ladu<br />

numero, mensura el pondere. Tyle tylko, i:e nie miesza on naszych<br />

konstrukcji pojyciowych z tym opatrznosciowym lad em, ktory kieTuje si~<br />

od calosci do cZysci i rna na wzglydzie istoty zindywidualizowane,<br />

pomijaj,!c po drodze byty ogolne. Jego zas abstrakcja nie jest ukierunkowaniem<br />

na owe konceptualne byty ogolne, ale nawet wyzwala nas<br />

z nich, by wyniesc nas do poziomu powszechnosci, obecnej w kazdej<br />

jednostce. Wszystkie zdarzenia, wszystkie konkretnc byty wl'!cza ona w ow<br />

rachunek nieskonczonoSci, ktory bez sztucznego upraszczania rozwi,!zuje<br />

problem calosci jako funkcjy kazdego poszczegolnego punktu. Twierdzono,<br />

i:e jego doktryna nie jest systemem, ze brak jej koscca. Wynika<br />

z tego, ze alba jej nie zrozumiano, albo urobiono sobie blydne wyobrazenie<br />

o samym tym szkielecie - jakoby zaistnial on najpierw, aby p6Zniej<br />

przyoblec siy w cialo. Tymczasem jest on wytworem Zycia, karrni'! go<br />

rozmaite warstwy ciala i organy, dziyki ktorym wzrasta, one zas maj,!<br />

w nim oparcie. BI,!d cZysto popelniany w zwi"zku z egzemplaryzmem<br />

pol ega na przekonaniu, ie intelektualny kosciec istnieje wczesniej od<br />

organizmu z ciala i krwi, ze dla Boga i dla nas jest on wyobrazalny<br />

i poznawalny osobno jako warunek uprzedni b"dz wyzszy i ze przedstawia<br />

siC( on tak sarno dla mysli boskiej oraz dla antropomorficznych pojyc. Otoz<br />

Bog nie ujrzal i nie zechcial najpierw abstrakcyjnych wzorcow; ujrzal On, \<br />

zechcial i pokochal istoty. Tu wlasnie musimy sobie przypomniec, ie jeSli )<br />

w naszych ludzkich pojl!ciach tkwi cos wiycej niz poj I!ci a, to przeciez ich<br />

glowna wartosc polega na uswiadamianiu nam ich nieadekwatnosci, ich<br />

ograniczen, ktore zawsze musimy przekraczac.<br />

Z tych wstypnych uwag wynika, ze kaida rzecz, kaida rzeczywistosc,<br />

kaida mysl moie dostarczac sposobnoSci, napomnienia, punktu wyjscia do<br />

bardzo krotkiej i zarazcm bardzo dlugiej podrozy, ktora moze i powinna<br />

zaprowadzic nas do krainy prawdy, aczkolwiek zaden z owych obiektow<br />

nie jest zdolny posluzyc nam jako opoka b,!dZ mocna odskocznia, sOl to<br />

bowiem jedynie chwiejne glazy, ktorych jako podpory moiemy uzyc tylko<br />

przez sekund y, bo zatallcz'! pod nami. Ale nawet i ten obraz wyolbrzymia<br />

ich roly, gdyi nie chodzi tu 0 iadne przemieszczanie siy, lecz tylko 0 podroz<br />

jakby w miejscu, we wlasnym kraju, 0 uswiadornienie sobie tego, co go<br />

oswietla, uzyfnia i zamieszkuje.<br />

2. Tym, co najczysciej, najmocniej i najbardziej bezposrednio nas<br />

napomina, jest nasza samoswiadomosc) chocby nawet zaciemniona przez<br />

rutyny i nie wyksztalcona wyramie. Jest to forma swiadomosci zawarta,<br />

jako fundament, we wszelkim naszym poznaniu; konkretna pewnosc, przed<br />

ktor,! nie sposob siC( uchylic) ktora jednak zawisla od innej, wyzszej


22 MAURICE BLONDEL<br />

i bardziej nieodzownej pewnosci, tak ze majltc pewnose samych siebie,<br />

nawet jeSli nie potrafimy sami siebie jasno pojlte, jeszcze wiykszlt pewnose<br />

mamy CO do samej zasady naszego bytu, naszej swiadomosci i swiatla. To,<br />

co wiemy 0 sobie w sposob niezaprzeczalny, to tylko tryb Zyczltcy: Noverim<br />

me! A to zyczenie opiera siy na gJybszej wiedzy, rowniez wyrazajltcej siy<br />

w optatiwie: Noverim Te. Deus! Albowiem poznanie Boga, pewniejsze, acz<br />

mniej a.dekwatne niz wiedza 0 nas samych, jest najpierwszym warunkiem<br />

naszej ·osobowej mysli.<br />

Gdy to pojmiemy, zobaczymy - moze nawet z zaskoczeniem - jak<br />

wyrainie liczni augustynisci odwrocili punkt wid zenia Augustyna. Czyz<br />

moZe bye absurd wiykszy nii doszukiwanie si~ jego wplywu w kartezjariskim<br />

cogito Kartezjusz niewlttpliwie bronil siy przed zapozyczeniem, ktore<br />

byloby zdradlt, umal jednak za celowe i korzystne przyjltc pewne zblizenie,<br />

okazujltce siy teraz zwodniczym, poniewaz Augustynowi nigdy nawet nie<br />

postaloby w glowie, aby ze swojej mysli czynie "opoky", stawiae siy<br />

w pozycji absolutu i z tegoz absolutu wydzielac ducha Gakim go znamy)<br />

w charakterze wyosobnionej, samowystarczalnej substancji. I gdy Pascal<br />

- w chwili, kiedy wydawalo siy, ze juz zaakceptowa! stanowisko Kartezjusza<br />

- chwali go za odkrycie w cogito niewzruszonej zasady oraz wspiera<br />

go wspanialym szeregiem prawd, uwaga zas Augustyna "Si fallor sum"<br />

wydaje mu siy jedynie s!owem rzuconym ot tak, mimochodem - popelnia<br />

podwojnlt nieScis!osc. AIbowiem, jak pokaza! to ca!y rozwoj nowoczesnego<br />

idealizmu, sens nadawany przez Kartezjusza swemu cogito implikuje, iz<br />

mysl jest sarna w sobie prawdziwlt rzeczywistoscilt, trwale istniejltclt<br />

prawdlt, irodlem swiatla (choe Kartezjusz, celem potwierdzenia i umocnienia<br />

tego poglltdu, ucieka siy do szukania w Bogu jedynego idealnego<br />

uzasadnienia jednosci bytu i poznania). Z drugiej strony, nieslusznie<br />

twierdzi siy, ze Augustyn jedynie mimochodem rzuci! ty drobnlt uwagy,<br />

obiter dictum, gdyz nigdy nie wypowiada siy on w ten sposob. Wszystkie<br />

jego mysli pozostajlt w glybokirn zwiltzku ze swietiistlt jednoscilt, stltd tez<br />

o wiele powamiej niz Kartezjusz i zupelnie inaczej niz Sokrates i Platon<br />

ocenil on - inspirujltc si y sw. Pawlem - trudnosci w poznawaniu samego<br />

siebie, dziyki zas wlasciwej sobie filozoficznej przenikliwosci przewidzial<br />

warunki wszelkiej skonczonej, niedoskonalej mysli.<br />

Bodaj jeszcze wiyksze klopoty nastrycza kojarzenie Malebranche'a<br />

z tym, ktorego nazwano chrzeScijanskim Platonem i ktory, bardziej jeszcze<br />

niz Kartezjusz, byl, jak siy zdaje, jego prawdziwym nauczycielem! AIbowiem<br />

0 ile Augustyn ostrzega nas przed antropomorfizmem i latwym<br />

zeSliiniyciem si y w balwochwalstwo naszych nawet najbardziej racjonalnych<br />

idei (na przyklad naszej, chocby najczystszej, idei Boga), 0 tyle<br />

Malebranche wykazuje sklonnose do utozsamiania naszego rozum u z Rozumem<br />

i do kanonizowania naszej wiedzy scis!ej, na przyk!ad prawd<br />

geometrycznych, ktore jawilt mu siy jako takie same dla Boga i dla nas.<br />

Stltd jego tendencja do nauczania, ze Boga siy nie dowodzi, lecz stwierdza<br />

si y Go zwyklym aktem widzenia; tymczasem Augustyn, doswiadczywszy


JEDNOSC DOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ<br />

23<br />

na sobie i rozpoznawszy metafizyczne tudziez moraine niedostatki czlowieka,<br />

byl juz swiadom niebezpieczenstw, powolnosci i zawilosci drog<br />

dialektycznych i ascetycznych - on, ktoremu przyszlo oskarzac si~ 0 to, ze<br />

przez tak dlugi czas swoje ludzkic bq.dz nawet materialne koncepcje bral za<br />

prawdziwe oblicze Boga.<br />

Znow zatem naocznie stwierdzamy niedogodnosc wi,! z,!c~ si~ z w y­<br />

k 0 r z y sty wan i e m w charakterze izolowanych, abstrakcyjnych tez mysli<br />

Augustynskich, tak zasobnych w konkretne doswiadczenia i tak mocno<br />

zespolonych z calosci,! doktryny, ktora najbardziej nawet intelektualnym<br />

aspektom nadaje sens duchowy, owszem, nawet duchow'! witalnosc, jeSli<br />

moma si~ tak wyrazic.<br />

W zwi,!zku z poznaniem duszy mozna by rownolegle pokazac, jak<br />

Malebranche, ktory wyzwolil si~ z interpretacji zasadniczo psychologicznej<br />

kartezjanizmu, aby podkreslac bezosobowy, obiektywnie racjonalny aspekt<br />

mysli - winny sposob zdradza prawdziw,! postaw~ Augustyna, gdy<br />

odmawia duszy moZliwoki samopoznania si~, pozostawiaj,!c jej jedynie<br />

jakies niejasne odczucie samej siebie. Sensus mentLf oznacza w rzeczy samej<br />

dla Augustyna prawdziwe poznanie; noverim me to nie zadne chimeryczne<br />

zyczenie, jakkolwiek droga wiodqca do tej wi edzy 0 duszy jest czyms<br />

zupelnie innym niz simplex mentis in lUilus. PrzejdZmy jednak do nast~pnego<br />

punktu, wywoluj,!cego nie mniej nieporozumien - do sprawy<br />

poznania zmyslowego.<br />

3. Wiemy juz, w jakim sensie Augustyn rozumie, wysluchuje i wykorzystuje<br />

swiadomosc, ten "zmysl duszy". W podobny, swobodny sposob<br />

korzysta ze swiadectwa zmyslow, sensus corporis; one rowniez Sq nauczycie\ami,<br />

tyle ze nie uprzywilejowanymi, dost~pniejszymi i mowi,!cymi<br />

pozomie glosniej, lecz moze tei: bardziej dwuznacznymi. Bynajmniej nie<br />

stanowi", one jedynego punktu wyjscia, jedynego naprawd~ niewzruszonego<br />

fundamentu dla poznania, ktore drog,! abstrakcji powiodloby nas ku<br />

metafizyce, ontologii, racjonalnej teologii. Dla Augustyna dane zmyslowe<br />

nie utozsamiaj,! si~ z materialn,! rzeczywistosci,!. Zmysly - uZyteczne<br />

sygnaly ostrzegawcze b,!dZ ularmowe, lecz kusiciele i wspolnicy poz'!dliwosci<br />

- S,! rowniez heroldami niewidzialnego, realnego porz'!dku i w wi~kszym<br />

stopniu pouczajq nas 0 ulomnosciach oraz uzalemieniach rzeczy<br />

materialnych niz 0 ich esencji b,!dZ substancji. Nie stwierdzamy zgola<br />

u Augustyna sladow idealizmu, jednakie w owych materialnych rzeczywistosciach<br />

dostrzega on zarazem to, co jest spraw,! naszej sUbiektywnej<br />

niewiedzy i naszych z,!dz, jak i to, co implikuje i zaswiadcza rozswietiaj,!C'!<br />

obecnosc oraz tworcze dzialanie Boga. Kryje si~ tu obecna wsz~zie<br />

u niego dystynkcja, calkiem wszakze odmienna od dystynkcji zawartej<br />

w medytacjach kartezjanskich lub w tezach krytyki idealistycznej. Augustyn<br />

jest bowiem realist'! w sposob dwojak1: materii przypisuj,!c subsystencjy<br />

zakorzenion,! w pot~dze i iluminacji boskicj, danym zmyslowym zas<br />

- konkretn,! wartose i rol~ duchow,! gl~boko wpisan,! w plan powszechny<br />

i w dramat naszego zycia. Tak wiyc cialo i zmysly S,! na swoj spos6b


24 MAURICE BLONDEL<br />

swiadkami b,!dz nawet aktorami teogonii, na ktor,! skladaj,! sir; nasze<br />

przeznaczenie i dzieje swiata.<br />

4. Spraw'l jednak, do ktorej Augustyn niestrudzenie i uporczywie<br />

nawraca i kt6r'l mocno podkreSla, jest swiadectwo rozumu, Zywe Magisterium,<br />

Osoba Slowa br;d,!ca cal'! prawd,! naszej mysli. Zwlaszcza tutaj nie<br />

dajemy sir; zwieSc pozorom. Augustyn, drog'l bezposredniej i ci'lglej<br />

abstrakcji, rozr6znia mir;dzy naszymi pojr;ciami i rozumem oraz Rozumem<br />

i Prawd'l bosk'l; co prawda maj'l one pol'lczye sir;, ale nie wolno pochopnie<br />

utozsamiae ich z sob'l ani do siebie zblizae posluguj'lc sir; Ii tylko zwykl'l,<br />

spekulatywn'l dialektyk'l, sposobem dyskursywnym, gdyz invenitur Deus<br />

non ambulando, sed amando. Jesli zatem musimy udac sir; na wygnanie, aby<br />

dotrzee do Boga, to trzeba nam wyjsc z naszych idolatrii i egoizm6w<br />

i zd'lzae w stronr; tego, co w nas intymniejsze niz najglr;bsza intymnosc.<br />

Jakoz najczr;sciej jestem dla siebie nieobecny, niewidzialny zas gosc zawsze<br />

we mnie przebywa. Ahsum a me; ego,foris; Tu autem, intus, tak ze dowody<br />

istnienia Boga, zawsze potencjalne, nie tyle s'l odkryciem b'ldz wynalazkiem,<br />

ile raczej inwentarzem b'ldZ bilansem, albo tez - by tak powiedziee<br />

- kana/em l'!cz'!cym to, co w nas lub rzeczach przynalerne jest kondycji<br />

stworzenia, z tym, co stanowi dar, obecnosc, wezwanie Stw6rcy.<br />

Czy wszystko to oznacza, ze argumenty do niczego nie s/uz'l, nie maj'l<br />

mocy demonstratywnej Zadn'l miar'l. Przeciwnie, S,! niezbr;dne do rozr6zniania<br />

i do zapobiegania wszelkim formom baiwochwalstwa, kt6rego nawet<br />

ateizm jest skrzywionym odbiciem. Chodzi 0 argumenty rozumowe, ale<br />

zawsze przeniknir;te i oZywione wysi/kiem oczyszczaj'!Cym, tak jak nauczy/<br />

sir; tego w trakcie swojej mozolnej konwersji Augustyn, kt6ry tyle mia/<br />

trudnosci z wyzwoleniem obu wspolnikow - ducha i ciala. Dowod rozumowy,<br />

aby byl kompletny i mial swoj'l normaln'l moc, powinien budowae<br />

religijne i zarazem intelektualne nawrocenie. Totez Augustyn, trzymaj,!c si~<br />

swego integralnego realizmu uwzglr;dniaj'lcego wszelkie dane historii, nie<br />

mysli 0 przeciwstawianiu "Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, Boga Ewange\ii"<br />

Bogu Rozumu, Nauk i Liczb . Jeszcze raz, i na jeszcze glr;bszym<br />

poziomie, stwierdzamy - w jego oczach zasadnicz,! - jed nose dyspozycji<br />

woli, owszem, nawyk6w cia/a, z przekonaniami umys/u i naukami tradycji.<br />

W tym miejscu musimy zabezpieczyc si~ przed zagrozeniem jeszcze<br />

podst@niejszym niz te, kt6resmy wyiej zasygnalizowali. Otoz, jesli z izolowaniem<br />

i fiksowaniem tez Augustynskich celem wykorzystania ich jako<br />

materialu do konstrukcji pojr;ciowych wi'lz'l si~ powazne niedogodnosci, to<br />

nie mniejsze czyha na nas niebezpieczenstwo, gdy zamiast trzymac si~<br />

poszczegolnych teorii probujemy inspirowac si~ jego duchem i ogoln'l<br />

metod,!, jednak traktuj'lc je rowniez pod/ug nawykow slownych i myslowych,<br />

kt6re - w chwili, gdy wskazujemy i chwalimy konkretne realia<br />

- sugeruj,! nam, ze ta nasza wypowiedz i pochwaly pod adresem ogolnego<br />

pojr;cia konkretu zwalniaj'l nas z obowi,!zk6w wzglr;dem tegoz konkretu.<br />

W taki wlasnie sposob wielokrotnie - zwlaszcza w pocz'ltkach XlII<br />

wieku, w niekt6rych szkolach XVIII- i XIX-wiecznych - sam'l ider;


JEONOSC OOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ<br />

25<br />

iluminacji, czy tez dialektyki moralnej, przenoszono w porz'!dek pojyciowy<br />

jako zasad y systemu d,!z,!cego do eliminowania aspektow naukowych,<br />

analiz metalizycznych i w ogole wszystkich instrumentow kontrolnych<br />

krytycznej mysli, co dzialo si y ze szkod,! wlasnie dla zycia duchowego,<br />

ktoremu rzekomo chciano niese sluzby i przysparzae chwaly. St,!d owa<br />

sklonnose do iluminizmu, ktora wywolala reakcjy scholastykow, dbalych<br />

o formalnie poprawn,! argumentacjy i techniczn,! precyzjy. St,!d tei ryzyko<br />

posadowienia na samej tylko swiadomosci moralnej i na immanentnym<br />

Zyciu ducha rozwoju naszej aktywnoSci Iilozolicznej i religijnej. Posillgiwae<br />

siy w ten sposob Augustynem to popelniae najwiyksz,! ze zdrad, totez gdy<br />

ludzie zwalczaj,!cy takie interpretacje i takie sposoby "wykorzystywania"<br />

s'!dzili niekiedy, ze walcz'! przeciwko wmawianiu Augustynowi osobiscie<br />

tego lub owego, w istocie swoimi krytykami wyzwalali jedynie prawdziw,!<br />

mysl mistrza. Nic nie jest bardziej sprzeczne z mysl,! Augustyna niz<br />

przypisywanie zyciu ludzkiego ducha mocy i jasnosci wystarczaj,!cej do<br />

dowodu istnienia Boga lub ufundowania jakiejs dyscypliny moralnej<br />

i religijnej. Tam, gdzie w czyims przeswiadczeniu Augustyn widzi pelniy<br />

i blask, w istocie dostrzega on tylko mrok i nydzy. Jego doktryna sytuuje<br />

siy wiyc na antypodach immanentyzmu, ktory nieraz nan siy powolywal.<br />

Nie lekcewaZ,!c obiektywnej wartosci i znaczenia rozumu, Augustyn<br />

bardziej niz ktokolwiek inny wskazywal na ograniczenia i przeszkody<br />

z nim zwi,!zane, tylko jednak po to, by tym lepiej uwydatnie nieodzownose<br />

zjednoczenia, jego wznioslose i glybokose.<br />

5. Wlasnie to wyjasnia rowniez oryginalny stosunek, jaki wedle Augustyna<br />

zachodzi miydzy wiar,! a wiedz'!. Gdyby szlo jedynie 0 pojycia, ktore<br />

mielibysmy przyjmowae jako widci z niewidzialnego swiata, obcego<br />

wszelkiej naszej naturalnej mysli, ta sarna prawda istotnie nie moglaby bye<br />

jednoczdnie obiektem wiedzy i wiary. Jdli jednak w tym, co nosimy<br />

w sobie, a nawet w naszej mysli, kryje siy nieskonczenie wiycej niz to, co<br />

zostaje zdeliniowane i upojyciowane; jesli to, co dostypne jest suchemu<br />

poznaniu, pragnie bye karmione soczyst'! straw,! zarazem ludzk,! i bosk,!<br />

- wowczas to, co cz'!stkowo juz wiemy, jest przedmiotem wiary zdolnej do<br />

nieskonczonego ubogacania siy.<br />

Ale nie koniec na tym, gdyz, 0 ile pojmujemy wiary w sposob tak<br />

istotowy, przestaje ona bye zwykl,! namiastk,! wiedzy. Nie jest ona juz<br />

pol'!czona z ni,! jedynie wzajemnym zwi,!zkiem przyczynowym (crede ut<br />

intelligas, intellige ut credas); bowiem do tej dwoistej, psychologicznej<br />

i moralnej prawdy dochodzi prawda metafizyczna i religijna: wtedy, gdy<br />

idzie 0 dosiygniycie jakiegokolwiek konkretnego bytu, a jeszcze bardziej,<br />

gdy duch pragnie poznae sam siebie, choe posiadl juz tajemnicy wlasnej<br />

swiadomosci, i wreszcie, w stopniu nieskonczenie wyzszym, gdy staje<br />

w obliczu boskiej tajemnicy - poznanie przedmiotowo najpewniejsze,<br />

wykazane i daj,!ce si y wykazae, z,!da dopelnienia wiant, ufnosci,!, ktorej<br />

odpowiada moZliwose b,!dZ pragnienie przejawienia siy, objawienia. Tym<br />

sposobem dotykamy filozoficznego aspektu problemu religii, widzimy


26 MAURICE BLONDEL<br />

pierwszy ruch rozumowej systematyzacji obejmuj~cej nawet tt[: dziedzin~, te<br />

twierdzenia, ktore zdawaly sit[: wykraczac poza granice filozofii. Czy<br />

jednak, mowi,!c 0 jej granicach, nie dajemy do zrozumienia, ie s~ rzeczy<br />

poza zasit[:giem filozofii Albo tei, jeSJi nie godzimy sit[: na jej ograniczenie,<br />

to czy nie usirujemy tym samym twierdzic, ii rna ona najwyisZ'! wladz~<br />

orzekania 0 wszystkim, podczas gdy - w sposob oczywisty i zgodnie z jej<br />

wlasnym swiadectwem - sarna mowi 0 istnieniu tajemnicy i 0 niezb¢nosci<br />

wiary Zbadajmy zatem owo nader filozoficzne ujl[:Cie przcz filozofit[:<br />

prawd, ktore - z abstrakcyjnego punktu widzenia, w jakim nie powinna sit[:<br />

ona zreszt~ zamykac - wydawaly sit[: poza jej zasit[:giem . Zadanie to<br />

delikatne, ale 0 kapitalnym znaczeniu dla wyloienia doktryny Augustynskiej.<br />

] esli czlowiek jest czlowiekiem tylko przekraczaj~c siebie samego, to<br />

czyi filozofia nie jest sob~ jedynie szturmuj~c tt[: ostateczn~, najwyisZ'!<br />

dziedzint[: Owszem, ale jak to jest moiliwe Mamy tu do czynienia<br />

z jednym z najbardziej paradoksalnych i najistotniejszych problemow<br />

dziejow augustynizmu, wamych rowniei dla przyszlosci nie tylko mysJi<br />

Augustyna, lecz i calej filozofli. W istocie bowiem idzie 0 to, by si~<br />

przekonac, czy jest moi:1iwe i prawomocne, bez zadawania gwaltu filozofii,<br />

rozwaienie zjej stanowiska kwestii pierwiastka nadprzyrodzonego i prawd<br />

o rodowodzie chrzeScijanskim, ktore moma by w jakis sposob - i secundum<br />

quid - przyswoic ludzkicj swiadomosci.<br />

W sredniowieezu uznawano za moi:1iwe i konieczne - celem unikni~cia<br />

zamieszania - podkreslac radykaln~ romiCl[: mi¢zy dwoma heterogenicznymi<br />

porz~dkarni - natury i laski, roinicy nie przeczuwan'! przez staroiytnych,<br />

a ukazan'! jawnie w przepowiadaniu ewangelicznym; to byla "Dobra<br />

Nowina". Z jednej strony, wszystko to, co "czlowiek czysto czlowieczy",<br />

wedle wyraienia Kartezjusza, moie odkryc i znaleic dziyki swemu<br />

rozumowi i przedsit[:biorczoSci; z drugiej - to, co w religijnym porz'!dku<br />

"zbawienia" oraz powolania czlowieka do rzeezy nieodgadnionych i niedostt[:pnych<br />

naturze domaga siy tylei darmowej, co i nieodzownej pomocy,<br />

abysmy mogli poznac i realizowac to wzniosle powolanie, b¢,!ce udzialem<br />

nas wszystkich. Pierwsze pokolenia chrzeScijan nigdy nie myslaly 0 mieszaniu<br />

tych dwoch porz~dkow - tak jaskrawo nowosc nauki i otrzymanych<br />

obietnic kontrastowala z ubostwem pospolitych nadziei i obyczajow.<br />

Nikomu wiyc nawet przez mysl nie przeszlo, by rozroiniac te rzeczy,<br />

jawi~ce si y jako noc i dzien, jako plomien zepsucia i oczyszczaj'!ca woda<br />

laski. Zjednoczenie obu porz~dkow nastt[:powalo w mysli i iyciu chrzescijan,<br />

przy czym nie mogl pojawic si y nawet cien w'!tpliwosci co do<br />

transcendencji i sily dzieta Chrystusa, posrednika i zbawcy. Potniej jednak<br />

perspektywa ulegla odwroceniu: nowy porz'!dek zawladn~l swiadomoSciami<br />

ludzi i spolecznosciami, dziyki czemu moma bylo wl'!czyc go, by tak<br />

rzee, w spontaniczny poryw, w najgl~bsz,! aspiracj~ rozumu i woli.<br />

Dodajmy, ie odradzaj,!ce si~ zainteresowanie mysl,! antyczn,!, rozwoj<br />

odnowionej z rozmachem spekulacji i utrwalony jui nawyk analiz poj~ciowych<br />

sprawity, ie glowni mistrzowie mysli sredniowiecznej potrafili


JEDNOSC DOKTRYNY AUGUSTYNSKIEJ<br />

27<br />

zapobiegac mozliwoSci b,!dZ nawet realnej groibie konfuzji, potrafili tez<br />

rozrozniac, ustalac, definiowac, rozdzie1ac quidditates, esencje, natury<br />

inteligibilne - z tym wiykszym powodzeniem, ze renesans arystotelizmu<br />

sklanial umysly do drobiazgowego, zarazem logicznego i realnego kJasyfikowania<br />

rzeczy wedle hierarchicznego porz,!dku, wzbraniaj'lcego przechodzenia<br />

od zal,!zka do za1'lzka. Na skutek oddzialywania tych zbieznych<br />

wplywow idea Absolutu nadprzyrodzonego - taka, jaka zawarta byla<br />

w tradycji - zostala przeciwstawiona pojyciu czystej natury. Grozilo to<br />

wytworzeniem siy przekonania, ze oba te porz


ELZBIETA WOLICKA <br />

LEKCJA <br />

SWI~TEGO TOMASZA <br />

Summa contra Gentiles - "pierwsze dzielo Tomasza, gdzie uklad nie<br />

wi~ze si~ juz scisle z wymogami biez~cych zaj~ dydaktycznych"l - zostala<br />

napisana na przelomie lat 50. i 60. XIII wieku, po objyciu kated ry swiytej<br />

teologii na Uniwersytecie Paryskim przez okolo 32-1etniego Magistra<br />

w roku 1256. Zgodnie z tradycj~, z prosb~ 0 napisanie rozprawy<br />

"przeciwko bl¢om niewiernych" zwrocil siy do swego zakonnego wspolbrata<br />

Rajmund z Penafort, zwany "ojcem Saracenow", na krotko przed<br />

sw~ smierci~, pragn~c, aby "zdj~lo z ich oczu grub~ powlok~ ciemnosci<br />

i ukazalo nauk~ prawdziwego swiatla tym, ktorzy chq uwierzye"2.<br />

W zamierzeniu apo!ogetyczne, skladaj~ce si~ z czterech ksi~g, irnponuj~co<br />

spojne i zarazem wszechstronne w prezentacji problematyki<br />

doctrinae christianae, a dokladniej: catholicae, dzielo Tomasza "znacznie<br />

wykracza poza to, czym bylby tylko misjonarski podr~znik"3. Jego<br />

charakter trafniej oddaje podtytul: Summa de Veritate Catholicae Fidei,<br />

czyli "Calose nauki 0 prawdziwosci wiary katolickiej". Mistrz Zakonu<br />

Kaznodziejskiego daje si~ w nim poznae jako "doktor powszechny"<br />

- umiej~tnie ukazuje zwi~zki mi~dzy "prawdami rozumu" i "prawdami<br />

wiary", rni~dzy filozofi~ i teologi~, przy zachowaniu ich zrodlowych<br />

odrybnoSci i wlasciwych obydwu dziedzinom kompetencji poznawczych.<br />

W pierwszych rozdzialach Summy Autor odslania swoje "intencje"<br />

-przede wszystkim odwoluje si~ do m~drosci, do ktorej "z przyrodzenia"<br />

aspiruje ludzki umysl jako do swego najwyzszego dobra (I, I), oraz do<br />

z a sad y d i a log u, oddaj~c pierwszenstwo argumentom "naturalnego<br />

rozumu, ktore wszyscy s~ w stanie poj~e i uznae" (1,2).<br />

J M.-D. Cbenu, W.f/~" do jilozojii $"'. Tomasza z Ak...inu, przel. Hanna Rosnerowa,<br />

Warszawa 1974, s. 321.<br />

1 J.A. Weisbeipl, Toma.~z z Ak...inu - iycie, m)'-fl, dzielo, przel. Czeslaw Wesolowski, Poznan<br />

1985, s. 175. Cytat z Kroniki brata Piotra Marsilio.<br />

1 M.-D. Chenu, dz. cyt., s. 325 .


LEKCJA SWII~TEGO TOMASZA<br />

29<br />

M,!drosc - niczym architektura, ta sztuka-przewodniczka kieruj,!cych<br />

si~ rozumem umiej~tnoSci - rozrz,!dza wszelkim ludzkim dzialaniem wedlug<br />

zasad porz


30 ELZBIETA WOLICKA<br />

byla wylOlcznie wskrzeszeniem czy tez "ochrzczeniem" arystotelizmu,<br />

czerpala bowiem swobodnie m.in. takze z tradycji neoplatOllskiej i patrystycznej,<br />

niemniej jednak uniwersalizm Tomaszowej Summy wspiera si~<br />

przede wszystkim na tej fundamentalnej wspolnocie poj~c i calego instrumentarium<br />

filozofti, jakOl w jego epoce zapewniala uczonym, nawet<br />

zwasnionych obozow, metafizyka, logika i metodologia Stagiryty, zwanego<br />

po prostu Filozofem. Z tej chociazby racji wypada zgodzic si~ ze zdaniem<br />

Chenu, ze "rzadko doktryna byla rownie »historyczna«"4. Chodzi, rzecz<br />

jasna, 0 doktryn~ Akwinaty.<br />

Pami~tajOlc 0 tych historycznych uwarunkowaniach, warto przyjrzec si~<br />

podstawowym przeslankom stanowiska swi~tego Tomasza w jego "dialogu<br />

z niewiernymi" takZe w kontekscie pytan i niepokojow naszych czasow .<br />

• Rozum i wiara<br />

Rozum i wiara - dwie instancje poznawcze i zarazem wiOlzOlce czlowieka<br />

relacjOl Zywego uczestnictwa w otaczajOlcym go swiecie - od czasow<br />

nowoZytnych rozdziela coraz wi~kszy dystans, jdli nie wr~z jawna<br />

opozycja. Dla Tomasza stanowiOl one razem podwojne zrodlo tej samej<br />

mOldrosci. Nie stojOl na przeciwstawnych biegunach duchowej aktywnoSci<br />

czlowieka i nie stanowiOl dla siebie "konkurencji", lecz si~ w sposob<br />

konieczny dopelniajOl i nawzajem wspierajOl. Jeden i drugi "organ" wgJOldu<br />

w podstawowOl struktur~ rzeczywistosci jest bowiem niezb~ny i dla<br />

odkrycia prawdy - zwlaszcza tej si~gajOlcej "pierwszych zasad" - i dla<br />

uchronienia si~ przed bl~em lub zwyklOl glupotOl, ktora nie omija rowniez<br />

uczonych. Tomasz - intelektualista - bynajmniej nie przecenia poznawczych<br />

moZliwosci i osiOlgni~ rozumu. Przeciez nawet<br />

o wieJu rzeczach ujmowanych w doswiadczeniu zmyslowym nie posiadamy<br />

[dostatecznej] wiedzy, a z kolei tych cech, ktore poznajemy zmyslowo, nie<br />

potrafimy odniesc do wlasciwych zasad rozumowych. Tym bardziej wi~c<br />

niewystarczajllce okazujll sit: wszelkie po ludzku zrozumiale zasady, gdy<br />

chodzi 0 odkrycie owych najwyiszych, lranscendentnych islnoSci. Potwierdzeniem<br />

lego Sll slow a Filozofa, klory powiada, ie "jak oczy nietoperzy Sll<br />

oslepiane blaskiem dnia, tak tei i rozum naszej duszy oslepiajll isloty rzeczy,<br />

najbardziej ze swej natury oczywiste" (Met A, lJ, 1).<br />

(1,2)<br />

Niewielu posiada zdolnosci i ch¢, by podjOlc wysilek systematycznego<br />

studiowania i cierpliwie pogl~biac swojOl wiedz~. Wielu pogrOlZa si~<br />

w praktycznych zaj~ciach doczesnych. Wielu z prostego lenistwa unika<br />

podejmowania trudnych, zwlaszcza metaftzycznych, zagadnien, ktore kierujOl<br />

umysl ku sprawom transcendentnym. SOl to bowiem kwestie, kt6re<br />

jedynie po wie1u trudach, po pokonaniu licznych przeszk6d, za cen~<br />

dlugotrwalego zaprawiania si~ w pracy inte1ektualnej i intensywnej dociekliwosci,<br />

dajOl si~ prawdziwie rozstrzygnOlc.<br />

4<br />

TamZe, s. 322.


LEKCJA SWI~EGO TOMASZA<br />

31<br />

Tomasz nie zywil wielkich zludzen co do powagi i odpowiedzialnosci<br />

myslenia, szczegolnie tych, ktorzy wkraczajil ze swym racjonalnym rynsztunkiem<br />

na "rynek idei" i z r6Znych, najcz~sciej pozateoretycznych,<br />

wzg1¢ow preferujil i propagujil falszerstwa, zerujilc na ludzkiej ulomnosci.<br />

Ta ulomnosc nie oszcz¢za przede wszystkim naszej "wladzy sildzenia"<br />

oraz wyobrami - jaisitCLf admiscetur propter debilitatem intel/ectus nostri in<br />

iudicando et phantCLfmatum admixtionem (1,4). leSli wi~ w rzeczach "tego<br />

swiata" umyslludzki okazuje si~ tak dalece nieporadny i omyiny, a nawet<br />

niekiedy wr~z zwodniczy, to coz powiedziec 0 sprawach boskich, ktore<br />

wprawdzie czlowiek "z przyrodzenia" pragnie poznac, ale bez pomocy<br />

wiary skazany jest na blildzenie po omacku - jak ow nietoperz oslepiony<br />

swiatlem dnia.<br />

Wiara jest zatem dla Tomasza, po pierwsze, jakby "pierworodnil"<br />

przewodniczkil rozumu. Po drugie, jest darem nadprzyrodzonym. W tym<br />

drugim znaczeniu jest pewnego rodzaju "naddatkiem" - szczegolnym<br />

"pomnoZeniem cnoty" (augmentum virtutis) intelektu, ktoril w stopniu<br />

"zalilzkowym" posiada z natury kazda istota rozumna. W swej postaci<br />

doskonalej, zblizajilcej do uczestnictwa w poznaniu boskim, wiara staje si~<br />

"nowil dyspOzycjil" umyslu przeswietlonego blaskiem Bozej chwaly, ktora<br />

mu si~ wprost udzie1a. Wiara nie jest zatem dla Tomasza czyms statycznym<br />

- wzrasta i intensywnieje w miar~ rozwoju zycia duchowego w czlowieku.<br />

luz u podstaw naturalnej aktywnosci rozumu, 0 ile tylko zmierza on ku<br />

prawdzie, umieszcza Tomasz "przeslank~ wiary". Trzeba, "aby tak.Ze<br />

w tych [dziedzinach], ktore rozum potrafi przeniknilc, kierowal si~<br />

pouczeniem wiary" (1,4), zwlaszcza, gdy chodzi 0 zasady - pryncypia<br />

- rzeczywistosci oraz istnienia i powolania czlowieka, tu bowiem najbardziej<br />

jest narazony na dewiacje. Stwierdzenie to nie odbiega zbyt daleko od<br />

Augustynskiego "credo ut intelligam" - "wierz~, aby zrozumiec".<br />

Wiara "zalilzkowa" speloia rol~ jak gdyby przed-sildu wspomagajilcego<br />

poznanie rozumowe, gdyz "ani pragnienie czegos, ani badanie nie kieruje si~<br />

do swego przedmiotu inaczej, jak tylko wiedzione jego przedrozurnieniem"<br />

- nul/us enim desiderio et studio in aliquid tendit, nisi sit ei praecognitum (1,5).<br />

To "przedrozumienie" moma uznac za naturalnil inklinacj~ do przyswiadczenia<br />

prawdzie, wynikajilcil z bytowego - metafizycznego - "przysposobienia"<br />

czlowieka nie tylko do jej poznania, ale i do uczestnictwa w niej.<br />

Z pewnym ryzykiem, ale moZe nie bez podstaw, daloby si~, jak sild~,<br />

porownae Tomaszowe praecognitum lub praeceptum fidei do Ricoeurowskiej<br />

"afirmacji podstawowej" lub takZe laspersowskiej "wiary fllozoficznej"5.<br />

Rzecz wymagalaby, oczywi scie , szczegolowej analizy.<br />

W najwi~kszym skrocie i uproszczeniu: podstawil Tomaszowego "pojednania"<br />

wiary i rozumu wydaje si~ przeswiadczenie, ze poznanie ludzkie<br />

kieruje si~ przede wszystkim ku odkrywaniu i potwierdzaniu prawdy bytu,<br />

l Par. P. Ricaeur, NeKalywno'/c i pierWOlna afirmacja, przel. Anita Szczepatiska, w: legoi:<br />

aulora, Podlug nadziei, Warszawa 1991, s. 303-330; K. Jaspers, Der philosophische Glaube<br />

ange.•ichls der Offenharung, Munchen 1963 .


32 ELZBIETA WOLlCKA<br />

a jest to cos wi~ej nii: tylko stwierdzanie faktow i kategorialne porz~dkowanie<br />

rzeczy na podstawie doswiadczenia. "Cantus firmus bytu" - jak go<br />

nazywa Ricoeur - "podejmowany jest od Grekow po nasze czasy" i jemu<br />

zostal przyporz~kowany zr6dlowy akt intelektuainej intuicji oraz rownie<br />

pierwotny akt wiary. Zaklada to nieustann~ "dialektyk~ skonczonosci<br />

i przekraczania", ktora stawia wytrwaly opor "kondycji bl~dzenia" nie<br />

sprowadzaj~cej si~ tylko do popelniania konkretnych, daj~cych si~ racjonainie<br />

rozpoznac, bl¢ow. Wiara "zal~i:kowa" bylaby wi~ "potrzebna"<br />

rozumowi wlasnie dla podtrzymaniajego aspiracji wykraczaj~cych poza to,<br />

co "przygodne" - w d~i:eniu do przekraczania tego, co skonczone, do<br />

afirmacji bytu jako czegos, co wyrasta ponad determinacje empiryczne,<br />

przedmiotowe i doczesne, sytuuj~c umyslludzki w "horyzoncie bycia" lub<br />

inaczej, wedlug sugestywnej metafory Jaspersa, "w przestrzeni Ogarniaj~cego".<br />

Ten transcenduj~cy<br />

charakter intencjonalnosci intelektu wyrai:a si~<br />

zarowno w aktach "pierwotnej afirmacji" tego, co przekracza ograniczony<br />

punkt widzenia, jak i negacji tego, co ograniczone. "Funkcj~ negacji<br />

- pisze Ricoeur - jest wlasnie utrudnienie filozofti bytu (...) Pod naciskiem<br />

negatywnosci, naciskiem doswiadczen negatywnych, musimy ponownie<br />

odzyskac poj~cie bytu, kt6re byloby bardziej a k t em nii: for m ~, stanowiloby<br />

zyw~ afirmacj~, momosc istnienia i powolywania do istnienia."o<br />

Wsp6lczesne drogi filozoficznego ratio wiod~ niew~tpliwie poprzez owe<br />

"utrudnienia".<br />

Ujm uj~c powyzsz~ kwesti~ od strony ogolnej postawy umyslowej,<br />

moma powiedziec, i:e Tomasz nie tylko opowiada si~ zdecydowanie<br />

przeciwko skrajnemu sceptycyzmowi i reiatywizmowi, ale krdli przed<br />

czlowiekiem perspektywy poznawcze nobilituj~ce jego rozum do rangi<br />

odkrywcy rzeczywistosci boskiej. Dzis, kiedy sceptycyzm i relatywizm<br />

ciesz~ si~ niemal~ atencj~, takie roszczenie moze si~ wydawac wieiu<br />

"trzeiwym" filozofom jedynie "zludzeniem transcendencji" wlasciwym dla<br />

przedkrytycznej fazy mysienia. Dla Autora Summy z kolei minimalizm<br />

poznawczy, redukuj~cy transcendentne aspiracje rozumu i odcinaj~cy si~<br />

od wiary jako czegos zasadniczo irracjonalnego, wynika z "represywnych<br />

przes~dow" (praesumptionis repressio), ktore s~ glownym zrodlem bl¢ow.<br />

Sij. bowiem lacy, ktorzy calkowicie i wyl&cznie polegajij. na przyrodzonych<br />

zdolnosciach poznawczych, utrzymuj&C, ie wszystko, co naleiy do porzij.dku<br />

natury boskiej, potrafi& sprowadzic do miary wlasnego umysru, oraz<br />

oSij.dzajij. jako prawdziwe tylko to, co jest zgodne z ich punktem widzenia,<br />

a jako falszywe to, co ich pogiij.dom si~ sprzeciwia. Aby wi\!c uwolnic umysl<br />

czlowieka od tego typu przesij.dow i na.klonic do pokornego poszukiwania<br />

prawdy, okazuje si~ konieczne jakby wst~pne "przedloienie" mu tego, co<br />

boskie (proponi qllaedam divinilus) i co calkowicie przerasla ludzkie zdolnosci<br />

poznawcze (1,5).<br />

• P. Ricoeur, dz.cyt., s. 329.


LEKCJA SWI~TEGO TOMASZA<br />

33<br />

Prawda w ogolnosci, a przede wszystkim ta prawda, ktora wykracza<br />

poza horyzont pojmowania rozumu, jest wedlug Tomasza po prostu<br />

przeznaczeniem - powolaniem - czlowieka. A to znaczy, ze umysl ludzki<br />

musi niejako zostac "przywolany", "zwabiony", u samych podstaw swego<br />

kontaktu ze swiatem przez to, co go przewyzsza, prowadzi w gl~b wiedzy<br />

o rzeczywistosci i 0 wlasnym istnieniu i sklania zarowno ku metafizyce, jak<br />

i ku wierze religijnej - opportuU mentem evocari in aliquid altius quam ratio<br />

nostra in praesenti possU pertingere (I,5). To inicjalne "wezwanie prawdy"<br />

- budz~ce wi a r ~ w jej poznawalnosc - uczy go pragn~c i dociekac tego,<br />

czego w tym Zyciu, sp~tany poz~daniami i d~zeniami doczesnymi, zmyslowymi,<br />

w pelni dosi~gn~c nie moze. Kryje si~ w tym miejscu niew~tpliwie<br />

paradoks, ktorego Tomasz specjalnie rue podkrdla, ale ktory nasza<br />

wspo/czesna "wrazliwosc egzystencjalna" potrafi z jego pism odczytac.<br />

Powolaniem czlowieka jest zwracanie si~ - na ile zdola - ku temu, co<br />

boskie i nidmierteine, ku prawdzie "pierwszej" i zarazem transcendentnej<br />

- homo debet se ad immortalia et divina trahere quantum po lest (1,5). Nawet<br />

wysoce ograniczone i pod wieloma wzgl~dami ulomne poznanie tej prawdy<br />

udoskonala go i czyni, rzee moina, bardziej ludzkim ruz znajomosc wielu<br />

nauk i umiej~tnoSci w sluzbie "tego swiata".<br />

W tym jednym punkcie zasadniczy, metafizyczny optymizm Tomasza<br />

wydaje si~ niezlomny: rozum czlowieka - przy calej swej "przygodnosci"<br />

i zawodnosci - stworzony zostal i uksztahowany dla poznania i kontemplacji<br />

tego, co boskie. "Boska wiedza" jest uwienczeniem jego wysilkow<br />

poznawczych. A to, co boskie, rue jest sprzeczne z rozumem uczciwie<br />

d~z~cym do prawdy, chociaz go przewyzsza, ukazuj~c ruepelnosc, warunkowosc<br />

i niesamowystarczalnosc wszelkich prawd cz~stkowych. To, co<br />

boskie, jest po prostu pelni~ prawdy, ktor~ owe cz~stkowe prawdy ukazuj~<br />

"przez podobienstwo" i niejako "obiecujq:' - jako eel ostateczny. Przeczucie<br />

czy tez przedsmak tego celu moze dac wylqcznie wiara w sensie<br />

nadprzyrodzonym, stwarzaj~c "miejsce" dla oswiecenia przez samego<br />

Boga, dzi~ki ktoremu umyslludzki, stajqc si~ zdolny do uchwycenia czegos<br />

ze splendoru Jego transcendentnej prawdy, odkrywa takie sam siebie,<br />

dostrzega, ze jest "pojemny na Boga" - capax Dei.<br />

"Dla intelektu ludzkiego bardziej upragnione, i umilowane, i uszcz~sliwiajqee<br />

jest poznanie tego, co boskie, chociaz tylko jego ulamek potrafi<br />

postrzegac, niz posiadanie doskonalej wiedzy 0 rzeczach nizszej rangi.<br />

Celem czlowieka jest bowiem w jakikolwiek sposob pojqC umyslem Boga"<br />

(III,2S). Mimo iz dzisiejsza kultura umyslowa moze potwierdzic to<br />

przekonanie Tomasza niemal wylqcznie "przez negacj~", tj. poprzez nie<br />

napawajqce nadmiern~ radosciq skutki fascynacji wiedzq 0 rzeczach<br />

"nizszej rangi" - skutki sprowadzaj~ce wlasnie wspomnian~ "kondycj~<br />

blqdzenia" - niemniej jednak, chocby z tego wzgl~u, punkt widzenia<br />

"doktora powszechnego" na dost~pnosc "wiedzy boskiej" dla ludzkich<br />

zdolnoSci poznawczych wart jest gl~bokiego zastanowienia.<br />

Dotykamy w tym miejscu kwestii tzw. "pierwotnego" lub "natural­


34 ELZBIETA WOLICKA<br />

ncgo" objawienia, czyli tych prawd, ktore pozostaj'l zasadniczo w gestii<br />

przyrodzonych dyspozycji ludzkiego rozumu i Sl! zarazem integralnq<br />

cz~scil! depozytu wi ary - pod jednyrn wszelako warunkiem: ie rozum nie<br />

ulegl "zdeprawowaniu" przez romego rodzaju "represyjne przesl!dy"<br />

i uczciwie poszukuje prawdy. T~ wlaSnie "pierwiastkow'l", by tak rzee,<br />

otwierajl!cego si ~ na swiat umyslu czlowieka in k1inacj~ ku prawdzie, ktora<br />

jest jednoczesnie jego dobrem i powolaniem, posirzega Tomasz jako swego<br />

rodzaju "miejsce spotkania" rozumu i wiary.<br />

Albowiem pierwsze zasady s~ w sposob nalllralny wszczepione naszemu<br />

poznaniu jako oczywiste z Bozego nadania. Boe przeciez tenze Bog jest<br />

Autorem naszej natury, kt6rego M~rosc sarna zawiera w sobie owe zasady.<br />

Cokolwiek zatem przeciwstawia sit< tym zasadom, przeciwstawia sit< tez<br />

boskiej M~drosci i nie pochodzi od Boga. A wi\;C i lO, co dzit


LEKCJA SWI~TEGO TOMASZA<br />

35<br />

• Filozofia j teologia<br />

Umysl ludzki, wedlug Tomasza, poszukuj,!c m,!drosci zwraca si~ ku<br />

prawdzie w dwojakim znaczeniu: ku tej, ktor,! w sposob naturalny<br />

odkrywa w rzeczywistosci jako "podobienstwo" prawdy "pierwszej"<br />

- boskiej, transcendentnej - oraz ku tej, ktor'! moze otrzymac wyl,!cznie<br />

dzi~ki Bozemu objawieniu lub takze na drodze specjalnego oswiecenia,<br />

jako prawd~ pochodz,!C'! od Boga wprost i dotycz'!C'! Jego samego.<br />

Chqc zakomunikowac odkryt'! prawd~ komus, kto jej nie zna lub nie<br />

rozumie, w pierwszym rz~dzie si~ga si~ po argumenty racjonalne i takie<br />

uzasadnienia, ktore rozmow~ S,! w stanie przekonac - quibus adversarius<br />

convinci potest. Skoro jednak prawdy objawione w scislym znaczeniu nie<br />

daj,! si~ uzasadnic w drodze czysto racjonalnej argumentacji, to byloby nie<br />

na miejscu chciec zjej pomoc,! "nawracac niewiernych". eM wi~c pozostaje<br />

Swi~ty Tomasz dostrzega tu nast~puj'!Ce wyjscie: po pierwsze, nalezy<br />

odwolac si~ do owych przyrodzonych pierwszych zasad - racji uzasadniaj,!cych<br />

w sensie mocnym (rationes demonstrativas) - wykazuj,!c, iz<br />

rzekome "racje niewiary", jesli rzeczywiScie s,! racjami szukaj,!cego prawd y<br />

rozumu, w rzeczy samej nie s,! wymierzone przeciwko wierze i bl,!d tkwi<br />

w niewlasciwym sposobie ich uzycia, wynika na przyklad z nieumiej~tnoSci<br />

wyprowadzania z nich wlasciwych wnioskow. Po drugie, nalezy skorzystac<br />

z wszelkich mo:i:liwych wyjasnien prawdopodobnych - racji uzasadniaj,!­<br />

cych w sensie slabszym (rationes probabiles) - posluguj,!c si~ zarowno<br />

argumentacj,! filozoficzn,!, jak i swiadectwem wyznawcow, ktore<br />

potwierdza prawd~ i jest najbardziej przekonuj,!ce. N alezy przy tym zawsze<br />

rozpoczynac od wskazywania na to, co bardziej oczywiste - "zdroworozs,!d<br />

kowe" - stopniowo przechodz,!c do prawd, ktore przekraczaj'! rozumowanie,<br />

ale jednoczesnie rzucaj,! swiatlo na problemy i w'!tpliwosci tych,<br />

ktorzy przecz'! prawdom wiary (solvere rationes adversarium).<br />

Dla swi~tego Tomasza "prawdy rozumowe s,! bowiem zawsze prezentowane<br />

jako cz~sc skladowa depozytu wiary i z tego wlasnie tytulu<br />

wymagaj,! dowodu i obrony"7 przy pomocy wszelkich dost~pnych narz~dzi:<br />

racjonalnego uzasadniania, wykazywania prawdopodobienstw (rationes<br />

verisimiles), argumentow zaczerpni~tych z tradycji, potwierdzania przez<br />

autorytet swiadkow, tak aby "architektonika doktryny", hannonijnie<br />

I,!cz,!ca przeslanki racjonalne i prawdy objawione, ukazala si~ w calej swej<br />

uniwersalnej donioslosci i wiarygodnosci.<br />

W tym wyliczaniu rozmaitych sposobow uzasadniania i przekonywania<br />

"adwersarzy" widoczne jest "niezawodne wyczucie wzgl¢nosci metod",<br />

jak powiada Chenu, ktore dyktuje zarowno sama natura przedmiotu, jak<br />

i charakter poznania, a tak.Ze recepcyjne zdolnosci i nastawienie rozmowcy.<br />

Tego ostatniego wzgl~du Tomasz, wyksztalcony na Arystotelesowskich<br />

Topikach bynajmniej nie lekcewazy. Elastycznosc podejscia rna szczegolne<br />

zastosowanie w kwestiach dotycz'!cych objawionych prawd wiary, gdzie<br />

7<br />

M.-D. Chenu, dz.cyt., s. 327.


36 ELiDlETA WOLICKA<br />

umysl ludzki napotyka na szczeg61ne trudnosci i musi post~powac ze<br />

zdwojon'! ostroznoSci,! i samokontrol,!.<br />

Umysl ludzki w taki bowiem sposob zmierza do poznania prawdy wiary,<br />

ktora tylko na mocy wizji samej boskiej istnosci moglaby mu si\! ukazac jako<br />

calkowicie zrozumiala, ze zdolny jest zbierac i przyrownywac do niej<br />

roi:norakie prawdy-podobienstwa (veras simililudines col/igere), co, rzecz<br />

jasna, nie wystarcza, aby owa prawda w pelni swej racjonalnej oczywistoSci<br />

i sarna przez si\! (quasi demonstrative et per se) dala si\! poj~c przez nasz<br />

intelekt. Z tej racji jest rzecz~ pozyteczn ~, aby rozum - przy calej swej<br />

ulomnosci - Cwiczyl si\! i kontrolowal, gdy tylko spostrzeie, ie brak mu<br />

zrozumienia lub przeslanek w dowodzeniu. Bowiem rozwaianie 0 rzeczach<br />

najwyZszych - nawe! tak dalece niedoskonale i ulamkowe - w efekcie okazuje<br />

si\! dla rozumu najbardziej pocillgajllce (1,8).<br />

Takie rozwazanie wzbudza w poznaj,!cym "poryw wiei kiej radosci"<br />

- contingit auditori ut vehemens sit gaudium (I,5).<br />

W tyro "zbieraniu" (colligere) jak gdyby ziaren prawd y, by je na koniec<br />

"przyr6wnac" i "zwi


LEKCJA SWII;;TEGO TOMASZA<br />

37<br />

nieustannie, od podstaw budowana "wiedza organiczna, gdzie w poszuldwaniu<br />

roznych racji bytu ksztaltuj ~ si~ realia doswiadczenia i myslenia<br />

w postaci szereguj~cych si~ kolejno analiz i syntez"IO, wiedza<br />

kulminuj~ca w m~dro s ci, w uporz~dk owanym, kontemplatywnym ,,0­<br />

gJ~zie " prawdy.<br />

Prawda, do ktorej poznania i obj~i a d~zy um ysl ludzki, jest jedna,<br />

inaczej wszakZe do kwestii prawdy podchodzi mozof, inaczl"j wierz~cy .<br />

Filozof rozwaza to, co jest - byt - w swietle wlasciwej natury kai:dej rzeczy<br />

is tniej~cej; wie rz~cy - rozpatruje byt W relacji do Boga-Stworcy. l esli<br />

nawet ftlozof i wierz~cy s ~ zgodni w podstawowym rozumieniu porz ~d k u<br />

rzeczy stworzonych, to jednak odnosz~ ow porz~dek do odmiennych<br />

zasad. Filozof czerpie argumenty uzasadniaj~ce z naturalnej przyczynowo­<br />

Sci wlasciwej rzeczom samym w sobie; wi erz ~cy - czerpie je z przyczyny<br />

pierwszej, podkreslaj~c jej charakter boski oraz to, ze uj awnia Boz~ ch wal~<br />

lub nieskonczonosc Bozej mocy. R6ina jest rowniei: procedura wyjasniania:<br />

filozofia wychodzi od p orz~ k u rzeczywistosci stworzonej i doprowadza<br />

do poznania Boga jako przyczyny ostatecznej; doktryna wiary<br />

zas wszystkie rzeczy odnosi wprost do Boga i w Nim, a Scislej: w l ego<br />

objawieniu, ma swoj punkt wyjscia.<br />

Pomimo tych romic drogi " m~dro sci ludzkiej" oraz "wiedzy boskiej"<br />

spoty k aj~ si~ - w tym dokladnie punkcie, w ktorym w gr~ wchodzi "racja<br />

ostateczna", bytowy fundament wszystkich istniej~cych rzeczy. "Filozofia<br />

pierwsza" , jak j~ okreSla wielu ftlozofow za Arystotelesem, lu b inaczej :<br />

metafizyka, 0 tyle, 0 ile rozwaza byt pod k ~ tem najwyzszych przyczyn,<br />

zasruguje na mi ano tej m ~d ro sci, 0 ktorej mowi Ksi~ga Powtorzonego<br />

Prawa: "one [prawa boskie] Sl! wasz~ m~d ro sci ~ i umiej~tno sci~ w oczach<br />

narodow" (4,6). Dlatego " c z~s to rowniez m ~dro sc boska wywodzi swoje<br />

argumenty z zasad ludzkiej filozofii" (11,4).<br />

Tak~ wlasnie proced urt;: prezentuje Tomasz w Summie contra Gentiles.<br />

Jest to dzielo "swit,:tej doktryny" , w ktorym wykorzystuje cale instrumentarium<br />

wyjasniania filozoficznego. Jake teolog - rozpoczyna od wyjasnienia<br />

samej "idei" Boga oraz lego "operacji" , b~d ~cyc h ma n ife stacj~<br />

pelni istnienia, jaka Mu przysluguje (Ks. I). Nastt,:pnie przechodzi do<br />

wyjasnienia rzeczywistosci stworzonej w swietle jej pochodnosci i zalezno­<br />

Sci od sprawczego dzialania Boga-Stworcy (Ks. II). Wreszcie, rozwaza<br />

"szczegolny rodzaj rz~do w, jakie Bog sprawuje nad stworzeniami obdarzonymi<br />

intelektem" (Ks. III,!). W Ksi~ze IV i ostatniej rozwija<br />

katolickf! doktryn~ 0 Trojcy Swi~tej polemizujf!c z "b l~ami Grek6w" oraz<br />

teologit,: chry stologi czn ~ i sak r amen taln~ . Pierwsze trzy Ksit,:gi obejmuj~<br />

zatem te dziedziny, ktorych poznanie lezy w gestii "natural nego" rozumu,<br />

czwarta dotyczy sp raw dostt,:pnych wyl~c z ni e na podstawie objawienia.<br />

Tak jak nie moze bye mowy w dziele Tomasza 0 opozycyjnym<br />

rozdzielaniu rozumu (ratio) i wiary (fides), tak tez byloby grubym<br />

10 Por. E . Stein, Fenomenolofi ia lllL,serla a jilozojia sw. Tomasza z Akwinu. Pr6ba<br />

konj ronlrlcji, przel. J uli usz Zychowicz, " <strong>Znak</strong>-Jdee" nr I, s. AD-I OO.


38 ELZBIETA WOLICKA<br />

nieporozumieniem separowanie w podobny sposob "ftlozofii pierwszej"<br />

- metafizyJcj - od teologii. Przy calej roznicy sposobu podejScia spotykaj4<br />

si\! one i dopelniaj4 w tym samym wysilku umyslowego poszukiwania<br />

i zgl\!biania prawdy - przede wszystJcjm prawdy "pierwszej" - oraz w tym<br />

samym celu - jej intelektualnej kontemplacji.<br />

Wspomniee trzeba 0 szczegolnej jakosci intelektualizm u swi\!tego<br />

Tomasza, ktory, z jednej strony, wyrasta ponad racjonalizm, zarowno<br />

sredniowiecznych "dialektykow", jak - tym bardziej - W4SJcj racjonalizm<br />

mysli nowoiytnej i wspo/czesnej, a z drugiej strony - nie ma nic wspolnego<br />

z "i rracjonalizmem " , ktory czynnik wiary sprowadza do czegos stOj4cegO<br />

poza rozumem i poza prawd4 i falszem. Tomasz precyzyjnie rozroi:nia<br />

rozum - ratio - oraz intelekt - intellectus. Ten drugi jest wladz4 nadrz¢n4<br />

w stosunku do pierwszego - supremum autem in nostra cognitione est non<br />

ratio. sed intellectus. qui est rationis origo (1,57). Tej wlasnie wladzy<br />

intuicyjnego wgi4du, b\!d 4cej zroolem pojmowania i "calosciuj4cej rezolucji",<br />

przysluguje zdolnosc kontemplacji, ktora upodabnia umyslludzki do<br />

umyslu Bozego. Rozwazanie racjonalne (discursus) jest wi\!c tylko narz~dziem<br />

i pod wieloma wzgi¢ami niedoskonal4, posredni4, niejako "okr\!zn4"<br />

drog4 (via) do prawdy.<br />

St4d tei: wszelkie operacje dyskursywne, dowodowe, rozumowania<br />

i rozroi:nienia poj\!ciowe maj4 dla Tomasza wartosc instrumentaln4. S4<br />

"szkol4 mysli", ktora powinna zmierzac do ozywienia tej najistotniejszej<br />

intuicji podstawowej i zwiel1czaj4cej zarazem caly wysilek poznawczy,<br />

kiedy to prawdajawi si\! w jednym, "rezolutywnym" rozblysku intelektualnej<br />

oczywistosci - per se nota.<br />

Imponuj4ca swoim metodologicznym rygoryzmem "architektonika"<br />

Tomaszowej Summy przenikni\!ta jest w calosci tym niezb¢nym spoiwem<br />

jednej, przenikJiwej, "zbieraj4cej i wi 4z4cej" intuicji, ktora narzuca mysl<br />

o "ustroju organicznym" jego filozoficzno-teologicznej wizji: "to nie jest<br />

system, nie jest »r\!kodzielo« (artefactum), tylko zywy organizm" - zauwaza<br />

Jacques Maritain.<br />

W tym duchu nalezy tez rozpatrywac zwi4zek rozumu i wiary<br />

- w plaszczyznie intelektualnej afirmacji prawdy, ktora dokonuje si\!<br />

zawsze w atmosferze tajemnicy - oraz zwi4Zek filozofii i teologii, w ktorym<br />

pierwsza pelni rol\! niezb¢nego narz\!dzia, sluiy metodycznie wypracowanym<br />

j\!zykiem poj\!Ciowym i regulami poprawnego rozumowania, druga<br />

dostarcza swiatla niezb¢nego w przemierzaniu drogi od dostwnych<br />

rozumowi prawd cZ4stkowych, realiow "tego swiata" i naturalnego<br />

doswiadczenia, ku prawdzie "pierwszej" i "racji ostatecznej", zaprawiaj4c<br />

umysl w kontemplacji bytu i przenikaj4cej go bosJcjej M4drosci .<br />

• Droga ku prawdzie i jej eel: szcz~sliwosc<br />

PokaZn4 ilosc rozdzialow III Ksi\!gi Summy contra Gentiles poswi\!ca<br />

Tomasz uzasadnianiu "przez negacj\!" tezy, ze prawda - we wlasciwym


LEKC1A !;WI~TEGO TOMASZA 39<br />

sensie tego slowa - zawiera si~ w poznaniu "tego, co najszlachetniejsze<br />

poznawczo, czyli Boga". Poznanie to " nazywa si ~ rowniez sz cz~sliwo sci4<br />

lub blogoslawienstwem", do niego bowiem zwraca si~ i jego w gruncie<br />

rzeezy pragnie ka:i:da istoia stworzona, obdarzona intelektem, jako celu<br />

sarno przez si~ poz,!danego. Nie znaczy to, ie przedmiotem pOi,!dania jest<br />

blogose czy tei inne "uczucie duchowe" , towarzysz'!ce takiell'lu poznaniu<br />

- jest nim przeciei sam Bog - ale skoro kon tempi acj a bosldej prawdy jest<br />

ostatecznym eelem intelektualnego poznania, to z koniecznosci musi<br />

wzbudzae uszcz~sliwiaj,!cq. radose, spemia bowiem to, do czego czlowiek<br />

zostal powolany. Wezwanie prawdy, ktoremu byl posluszny jego rozum<br />

wspomagany wiar,!, otrzymuje w ten sposob godn,! jego wytrwalosci<br />

odpowiedz. "Zgodnie z nasileniem bl!d z oslabieniem rozradowania towarzysz,!eego<br />

dzialaniu, przykladamy si~ do tego, w czym odnajd ujemy OWl!<br />

radde. Dlatego ... Filozof powiada, i:e rozradowanie jest jakby ozdobq.<br />

dzialania, tak jak uroda mlodoSci. Uroda jest tym, co przystoi mlodosci,<br />

nie zas odwrotnie" (III,26).<br />

Pozostaje wi~c rozwaiye, ktore drogi wiod,!ce do poznania Boga<br />

pozwalaj,! czlowiekowi osi,!gn,!e eel i wydae owoc s zc z~sliwo sci, do ktorej<br />

d,!Zy, cz~sto metod,! prob i bl~ow, po omacku, pokonuj ,!:c liczne<br />

przeszkody, narazony na ukryte pulapki i slepe zaulki falszywych "spelnien".<br />

Poznanie Boga, dost~pne zasadniczo wszystkim ludziom j daj,!ee si~<br />

uzyskae silami naturalnego rozumu, przedstawia si~ dwojako. Jest to<br />

,jakby powszechna i m~tna swiadomose Boga" (quae dam communis et<br />

confusa Dei cognitio), b,!dZ jako "pierwszej zasady" wszystkiego, co<br />

istnieje, ktor,! drog,! "rezolucji" wyprowadza si~ na swiatlo i czyni<br />

przedmiotem intelektualnego wgl ,!du jako sam,! pEez si~ oczywi st'!, b,!dZ<br />

jako tej samej zasady, wywiedzionej jednak drog,! rozumowania - posrednio<br />

- z postrzeganego porzildku (przyczynowego) wszechrzeczy, dla<br />

ktorego szuka si~ "proporcjonalnej racji " , czyli - Sprawcy. W tym drugim<br />

przypadku " tego, kim jest oraz jaki jest, a takie czy jest tyl ko jeden - ow<br />

Sprawca porz'!dku naturalnego, w iaden sposob, drogq. powszechnie<br />

stosowanego rozumowania, nie da si~ wprost rozstrzygnqc" (III,38).<br />

W tym niezwykle waznym stwierdzeniu zakresla Tornasz nieprzekraczalne<br />

granice "przyrodzonego" poznania, a w konsekwencji - fiiozofii,<br />

ktorych rozum ludzki sam przez si~ nie jest zdolny pokonae. Co wi~eej,<br />

tego typu poznanie z reguly naraza na wiele bl~ow: jedni b~dq. upatrywae<br />

owego "ordynatora" wszechrzeczy w cialach niebieskich, inni w samych<br />

immanentnych prawach natury; znajd,! si~ wreszcie i tacy, ktorzy dostrzegajq.c<br />

suwerennose czlowieka - to, ze zdolny jest stanowie wlasne<br />

prawidla dzialania - b~d,! s,!dzili, iz to on sam b,!dz jego prawodawcy s,!<br />

jedynymi "bogami". Na takich mie1iznach osiada niemal nieuchronnie<br />

ludzki umysl, kiedy sprzeniewierza si~ owej "zalq.zkowej" intuicji wiary,<br />

o ktorej byla wyzej mowa, i zaczyna post~powac wlasnymi drogami.<br />

Wymienione przcz Tomasza (l1I ,38) przyklady filozoficznej idolatrii za­


40 ELZBIETA WOLICKA<br />

skakujl!, swl!, aktualnoscil!, - niemal wszystkie weryfikujl!, sit;: we wsp6lczesnych<br />

teoriach zlaicyzowanej kultury umyslowej.<br />

ezy z owych bl¢ow morna sit;: definitywnie wyzwolic przy pomocy<br />

czysto "naturalnych" sposob6w i narzt;:dzi poznawczych Tomasz co<br />

najmniej wl!,tpi w takl!, moZliwosc. Falszywosc wymienionych przezen<br />

hipotez f!lozoficznych da sit;: wykazac, jego zdaniem, tylko posrednio<br />

- przez ujawnienie ich zasadniczych brakow, kt6re wynikajl!, z ulomnosci<br />

"przyrodzonego" rozumu i wypaczajl!, prawdt;: 0 swiecie i 0 czlowieku.<br />

Niezbi tych dowodow falszu, kt6re uczynilyby ich refutacjt;: r a c jon a 1 n i e<br />

koniecznl!" nie da sit;: przeprowadzic. Wynika z tego, ze najglt;:bsza<br />

prawda metafizycma nie moze sit;: narzucac sill!, racjonalnej koniecznosci.<br />

Bylaby bowiem niczym innym jak koniecznoscil!, logicml!, - 0 b 0 k innych<br />

prawd, kt6re rozum zawdzit;:eza swojej wlasnej zdolnosci rozstrzygania<br />

i ktore mieszczl!, sit;: w granicach "naturalnej" oczywistosci, 0 tyle, 0 ile sl!,<br />

zrozumiale "dla nas" (quoad nos). Prawda "pierwsza" moze jedynie<br />

apelowac i naklaniac umysl do jej uznania i przyjt;:cia, odwoiujl!,c sit;:<br />

w rownej mierze do podstawowej operacji "rezolutywnej" intelektu, jak<br />

i do "zall!,zkowej" intuicji wiary.<br />

Absolutnej pewnosci nie jest zdolna zapewnic czlowiekowi nawet droga<br />

racjonalnego dowodzenia (cognitio per demonstrationem), chociaz jest<br />

jednl!, z najwyzszych w hierarchii . Droga dowodzenia - rzecz jasna<br />

metafizycmego - posluguje sit;: jednoczeSnie afirmacjl!, i negacjl!. ledna bez<br />

drugiej nie moze sit;: obejsc - pierwsza doprowadza do pomania istotnych<br />

wlasciwosci kazdej rzeczy, druga pozwala wyodrt;:bnic danl! rzecz sposr6d<br />

innych. Ta ostatnia jest szczegolnie przydatna, a nawet koniecma,<br />

w kwestii poznania Boga: "wiemy 0 Bogu raczej to, czym nie jest, niz to,<br />

Kim jest" - powtarza Tomasz za Pseudo-Dionizym Areopagitl!. Racjonalne<br />

dowodzenie nigdy, zwlaszcza w tej kwestii, nie moze sit;: wyzwolic od<br />

licznych niepewnosci - cognitio autem praedicta multum incertudinis habet<br />

- a takZe niejasnosci i brakow - iUa cognitione hahita, alia desideramus scire<br />

(...J adhuc multa ignoramus (II1,39).<br />

Trudno sit;: oprzec wrazeniu, ze dotykamy w tym miejscu czegos, co za<br />

wspo/czesnym "poszukiwaczem Absolutu" - na takiej wlasnie racjonalnej<br />

drodze! - morna okreslic jako horror metaphysicus.<br />

Pogon za Absolutem ... jest wyrazem ludzkiego niepokoju wobec doswiadezenia<br />

nierealnosci swiata, pocrueia, ze Alles Verganglische isl nur ein<br />

Gleichnis - a zarazem, by tak rzee, uniewamia to doswiadezenie, wskazujqc<br />

na Byt, eo istniee musi bezczasowy i jeden, ktory wspanialomyslnie przywraca<br />

do istnienia kruchy swiat doswiadczenia, w cudowny sposob wszystko<br />

na powrot czyniqc realnym. I w tym samym momencie, gdy do tego<br />

dochodzimy - czy chot nam si~ tak wydaje - wszystko si~ rozpada, bo<br />

AbsoJul niknie w bezdennej studni niewypowiadalnoSci. Jl<br />

Z tym "horrorem", kt6ry w pewnym miejscu nazywa "opresjl!"<br />

(angustiae, III,48), stara sit;: zmierzyc swit;:ty Tomasz. Nie doswiadczywszy<br />

II L. Kolakowski, llofror melaphy.ricu." przel. Maciej Panufnik, Warszawa 1990, s. 67.


LEKCJA 5;W[~TE G O TOMASZA<br />

41<br />

jeszcze kataklizmu "pomieszania j~zykow", ktory dotknql m ozofi~ wspolczesnq,<br />

jest jednak w pelni swiadomy tego, ze nawet najwyi:sza z nauk czyli<br />

metafizyka, nie przysparza niezachwianej pewnosci. Prawda, ktorq odkrywa,<br />

mimo iz jej przysluguje najwyzszy stopien wiarygodnosci, nie rna<br />

mocy zniewalajqcej i nie rozprasza do konca mrokow, ktore umysl ludzki<br />

probuje rozswietlie wszelkimi d o st~pnymi sobie srodkami i sposobami.<br />

Moma zaryzykowae twierdzenie, ze intelektualizm Tomasza polega nie<br />

tyle na zaufaniu do tych narz¢zi, jakie rna do d yspozycji poznanie ludzkie<br />

w swym niezaspokojonym dqzeniu do prawdy, ile raczej do samej tej<br />

"przyrodzonej" potrzeby dqzenia i do nie dajqcej si ~ stlumie ani zn i ech ~ cie<br />

licznymi i nieuchronnymi niepowodzeniami, nienasyconej duchowej wrazliwosci<br />

czlowieka na "wezwanie" prawdy. A takze do "sily atrakcji" samej<br />

prawdy, ktora kaze ludzkiej wladzy poznawczej wci,!z na nowo mierzye si ~<br />

z ni e zgl~bion ym nigdy do konca obszarem tajernnicy bytu i wlasnej<br />

egzystencji - in statu viatoris. Skazani na "horror" nieustaj,!cego kwesti<br />

onowania i intelektualnych poszukiwan "nigdy nie przestalismy i zapewne<br />

nigdy nie przestaniemy takich pytan zadawae. Nigdy nie pozb~d ziemy<br />

si~ pokusy postrzegania swiata jako tajemniczego szyfru, do ktorego<br />

uparcie usilujemy odnaleze klucz. Czemuz zresztq mielibysmy wyzbywae<br />

si~ tej pokusy, skoro okazala si~ bye najplodniejsza we wszystkich<br />

cywilizacjach - z wyjqtkiem naszej wlasnej , a przynajmniej pr,!du w niej<br />

domin ujqcego" J2<br />

Ten horror metaphysicus, co najdziwniejsze, koresponduje z sytuacj,!<br />

czlowieka wierzqcego - tak jak j,! opisuj e swi~t y T omasz. Okazuje si~<br />

bowiem, ze ostatecznego celu swej kwerendy nie osi,!ga si~ rowniez na<br />

drodze wiary, gdyz nie dostarcza ona intelektowi tej "oczywistosci<br />

prawd y" (veritatis evidentia), jaka wyl,!cznie moze go zadowolie. Ponadto,<br />

wiar~ w to, co przekracza racjonalne pojmowanie, czerpie czlowiek "ze<br />

slyszenia", czyli ze swi adectwa (objawienia). T ymczasem duchowa, najwyzsza<br />

wladza poznawcza - intelekt - d,!zy do bezposredniego "widzenia", co<br />

wi~ cej , przekaz wiary jest wlasnie obietniq takiej wizji: "inaczej bowiem<br />

przyswiadczenie wi ary byloby p rome i pozbawione pewnosci" - esset enim<br />

vanus et absque certitudine fidei assensus (1II,40). Podstaw'! wiary objawi<br />

onej S,! zreszt'! rowniez swiadectwa " widz'!cych": przede wszystkim<br />

Ch rystusa, a potem Apostolow, Prorokow i innych swiadkow-wyznawcow.<br />

Wiara - podobnie jak wszystkie inne "organy" i akty poznawcze<br />

czlowieka - jest zatem nieustannie " w drodze" (in statu viae) do swego celu,<br />

czyli u szcz ~ s li wi aj ,!ceg o uczestni ctwa w wiedzy Boga.<br />

"Bog jest zarazem ostatecznym celem [wszystkich] rzeczy i pierwszym<br />

Poruszycielem (.. .) Cel zas ustanowiony przez dzi alanie sprawcy jako<br />

[okreslony] zamiar nie moze bye pierwszym poruszycielem, lecz raczej jest<br />

skutkiem [sp rawionym] przez dzi alajqcego. Bog zatem nie moze bye celem<br />

rzeczy [stworzonej] jako cos ustanowionego, lecz tylko jako Ten, kt6ry<br />

12 Tamie, s, l43,


42 ELZBJETA WOLlCKA<br />

W Swym przedistnieniu przyci'lga j'l [do siebiej w pewien sposob, by Go<br />

obj~la w posiadanie" (III,18). Znaczy to, Ze b¢'lc irodlem wlasnego<br />

istnienia - ipsum esse suhsistens - sprawia, iz takze wszystko, co istnieje<br />

"przygodnie", uczestniczy w J ego Istnieniu, a d'lz'lc do Niego, coraz<br />

bardziej si~ do Niego upodabnia (III,19).<br />

Napotykamy tu wazny w'!:tek spekulatywnej teoantropologii Tomasza<br />

- neoplatonski w gruncie rzeczy w'!:tek emanacji i powrotu wszystkich<br />

rzeczy stworzonych do swego Stworcy, przeksztalcony w kategorie jego<br />

wlasnej metafizyki, konfrontowanej nieustannie z chrzeScijanskim objawieniem:<br />

"skoro teologia jest wiedz'!: 0 Bogu, przeto wszystkie rzeczy<br />

badac tu trzeba w ich relacji z Bogiem, i to zarowno w odniesieniu do ich<br />

pochodzenia, jak tez do ich celu - exitus et reditus"!3. Byt w calosci, jak<br />

i w kazdym przypadku jednostkowego istnienia, od Boga wyszedl i do<br />

Boga zmierza. W szczegolny sposob dotyczy to czlowieka, ktorego cala<br />

intelektualna i egzystencjalna przygoda doczesna rozci,!:ga si~ pomi¢zy<br />

tymi dwoma biegunarni: zacz'!:tkowych i cz'!:stkowych poszukiwan prawdziwosciowych<br />

rozumu sprzymierzonego z "pierworodn,!:" intuicj,!: wiary<br />

oraz intelektualnej kontempiacji, ktora wspomagana oswieceniem M,!:dro­<br />

Sci Bozej d aje przedsmak tego "z przyrodzenia" upragnionego celu<br />

i ostatecznego dobra - ogj,!:dania Boga "twarz'!: w twarz".<br />

Elihieta Wolicka<br />

ELZBIETA .wOLlCKA, ur. 1937 w Warszawie, mozor, absolwentka malarstwa<br />

Panstwowej Wyiszej Szkoly Sztuk Plastycznych w Gdansku i Wydziatu Filozolii<br />

KUL; teoretyk sztuki, dr hab., kierownik Katedry Teorii Sztuki i Historii Doktryn<br />

Artystycznych KUL, czlonek redakcji "<strong>Znak</strong>u". Wydala: Byt i znak. Filozojiezne<br />

podstawy semiotyki Jana od sw. Tomasza (1982); Mit - symbol rozwinirty. W krrgu<br />

platonskiej hermeni!utyki mitow (1989); Wobee sztuki (red. 1992). Tlumaczyla m.in.<br />

Anthony Blooma, Paula Evdokimowa.<br />

" M.-D. Cbeou, dz.cyt., s. 338.


PAUL TILLICH <br />

DWA TYPY <br />

FILOZOFII RELIGII <br />

Moina wyroinie dwa sposoby podejscia do Boga: jeden polegaj,!cy na<br />

przezwyci~zaniu wyobcowania i drugi - na spotkaniu obcego. W pierwszym<br />

przypadku czlowiek odkrywaj,!c Boga, odkrywa s i e b i e; odkrywa<br />

cos, co jest identyczne z nim samym, chociaz nieskOllczenie go transcenduje,<br />

cos od czego jest wyobcowany (estranged), lecz nigdy nie byl i nie<br />

moze bye oddzielony (separated). W drugim przypadku czlowiek spotykaj,!c<br />

Boga, spotyka obcego. Spotkanie jest przypadkowe. Zasadniczo nie<br />

przynalez'! do siebie. Podstawa, na ktorej mog,! stae si~ przyjaciobni, jest<br />

ehwilowa i niepelna. Obey, ktorego spotkal czlowiek, jest nieokrdlony.<br />

Moze znikn,!e, a orzeczenia 0 jego naturze cechuje tylko p raw do pod 0­<br />

bienstwo.<br />

Te dwa sposoby oznaczaj'! dwa moiliwe typy filozofii religii: typ<br />

ontologiczny i typ kosmologiczny. Przezwyci~zenie wyobcowania oznacza<br />

metod~ ontologiezn,! w filozofLi religii. Spotkanie obcego oznacza metod~<br />

kosmologiczn'!. Ce1em tego eseju jest pokazanie, ze: po pierwsze, metoda<br />

ontologiczna jest pods taw'! wsze1kiej ftIozofii religii; po drugie, metoda<br />

kosmologiczna bez metody ontologicznej jako swojej podstawy prowadzi<br />

do zgubnego roz!amu mi~dzy ftlozofi,! i religi'!; i wreszcie po trzecie, na<br />

bazie podejscia ontologicznego oraz warunkowo uzytej metody kosmologieznej,<br />

filozofia religii wnosi swoj wklad w dzielo pojednania mi~dzy<br />

religi,! a kultur,! swieck'!. Te trzy kwestie winny bye szeroko przedyskutowane<br />

w nawi,!zaniu do klasyeznych form dwu typow filozofLi religii<br />

powstalych w XIII wieku .<br />

• Rys historyczny problemu<br />

Spolecznose zaehodnia na dwa sposoby przezwyC!~za swoje wie1owiekowe<br />

uzaleinienie od "mocy": tyeh po! religijnych - po! magicznych,<br />

pol boskich - pol demonieznych, pol nadludzkich - pOt zwierz~cych, pOt


44 PA UL TILLICH<br />

abstrakcyjnych - pol konkretnych by tow, ktore stanowi~ prawdziwe<br />

tworzywo mitow. "Moce" zostaly pokonane na sposob r eligijny przez<br />

podporz~dkowanie ich jednej z nich, bogu prorokow Izraela; jako bog<br />

sprawiedliwosci mogl stac si~ Bogiem uniwersalnym. "Moce" zosta/y taki:e<br />

pokonane na sposob fil ozo ficzny przez poddanie ich zasadzie, ktora<br />

jest bardziej rzeczywista niz one wszystkie; jako jakosc o bej muj~ca wszelkie<br />

jakosci mogla stac si ~ uni we rsaln~ zasad~. W tym procesie " moce" trac~<br />

swoj sakralny charakter a wraz z nim zdolnosc utrzymywania si ~ w ludzkiej<br />

swiadomosci. Wszelka swi~t osc zostala przeniesiona na absolutnego Boga<br />

albo na absolutn~ za s ad ~. Bogowie zanik aj~ lub staj ~ si~ pomocnikami<br />

absolutnego Boga b~dz przejawami absolutnej zasady. Lecz "moce",<br />

chociaz pokonane i przeksztaicone, nie zosta/y unicestwione. Mog/y i mog~<br />

powrocic, ustanawiaj ~c panowanie zabobonu i strachu, a wtedy nawet<br />

absolutny Bog moZe stac si~ jed n II z mocy obok innych, byc moZe<br />

naj w yzsz~ lecz nie absolutn ~. Do zadan filozofri religii nalezy ochrona tak<br />

religii jak i naukowej interpretacji swiata przed powrotem "mocy", ktore<br />

zagr azaj~ obu jednoczesnie.<br />

Z pod po rz~dkowania "mocy" absolutnemu Bogu i absolutnej zasadzie<br />

wylania si~ "p ro b 1 e m d w u A b sol u t ow" . W jakiej pozostaj~ do siebie<br />

relacji Deus i esse nie mog~ pozostawac bez zwi~zk u ze sob~ ! Jald jest<br />

charakter tego ZWillZku, zarowno z punktu wid zenia bytu jak i poznania<br />

W prostym stwierdzeniu "Bog j e st", zwi~zek ten j uz si~ dokonal; lecz<br />

charakter tego zwi~zk u jest problemem obecnym we wszystkich problemach<br />

filozoru religii . Rozmaite odpowiedzi na to pytanie s~ kamieniami<br />

milowymi na drodze reiigijnej swiadomosci Zachodu; a ta droga jest drog~<br />

wciqz post~puj~cego za n i k u swiadomosci religijnej. Filozofia religii<br />

chociaz nie ponosi glownej odpowiedzialnosci za ten proces, musi jednak<br />

zapytac siebie, w zgodzie ze swoimi zasadami, czy byl to proces nieunikniony<br />

i czy zmiana kierunku jest moZliwa .<br />

• Rozwhtzanie augustyiiskie<br />

Augustyn po rozwazeniu wszystkich nast~pstw starozytnego sceptycyzmu<br />

dal klasyczne rozwiqzanie "problemu dwu Absolutow": One wspolistniej~<br />

(coincide) w naturze prawdy. Veritas jest zakladana w kazdym<br />

filozoficznym argumencie, a veritas to Bog. Nie mozesz usunqc prawdy<br />

jako takiej, poniewaz moglbys to zrobic tylko w i m i~ prawdy, tym samym<br />

ustanawiajqc prawd~. A kiedy ustanawiasz prawd~, potwierdzasz Boga.<br />

"Gdzie znalazlem prawd~, tam znalazlem Boga mojego, p rawd~ sam ~",<br />

mowi Augustyn. Problem dwu Ostatecznosci jest rozwi ~za ny w ten sposob,<br />

ze religijna Ostatecznosc jest zakladana w kazdym fil ozoficznym pytaniu,<br />

nie wyl~czaj~c pytania 0 Boga. Bog jest z a lozen i em p ytania<br />

o B og a: to jest ontologiczne rozwiqzanie problemu filozofii religii. Nie<br />

moma nigdy dosi~gnqc Boga, jezeli jest on p r z e d m i 0 t ern pytania a nie<br />

jego pod s taw q.<br />

Trzynastowieczna scholastyka franciszkanska, reprezentowana przez


DWA TYPY FILOZOFII RELIG"<br />

45<br />

Aleksandra z Hales, Bonawentur~ i Mateusza z Aquasparta, rozwija<br />

augustYl1skie rozwil!zanie w nauk~ 0 zasadach teologii, utrzymujl!c i,<br />

pomimo wplywu arystotelizmu, ontologiczny typ fIlozo fii religii. Caly<br />

nacisk polozono na bezposredni charakter wiedzy 0 Bogu. Wedlug<br />

Bonawentury "Bog, bezposrednio poznawalny, jest najprawdziwszl! obecnoscil!<br />

dla kai.dej duszy". lest poznawalny w Sobie bez zaposredniczen,<br />

jako Ten , ktory jest we wszystkim. Dlatego jest zasadl! wiedzy, pierwszl!<br />

p rawd~, w swietIe ktorej wszystko inne jest poznawane, jak mowi Mateusz<br />

z Aquasparta. Jake taki jest t ozsam o Sci~ podrniotu i przedmiotu. Nie<br />

podlega w~tpien iu, ktore jest moi:liwe tylko wtedy, kiedy subiektywnosc<br />

i obiektywnosc po zo s taj~ od siebie oddzielone. Psychologicznie, w~tpienie<br />

jest oczywiScie mozliwe; lecz logicznie, Absolut jest potwierdzany w kazdym<br />

akcie w~tpie ni a, poniewaZjest zalozony w kazdym orzekaniu 0 relacji<br />

pom i ~zy podmiotem a orzeczeniem. Ecce twi est ipsa veritas. Arnpiectere<br />

Warn (fwoja jest prawda sarn a, obejmij j~). Te ostateezne zasady i wiedza<br />

o nich s~ niezalezne od zmiennosci i wzgl~n osci indywidualnego umyslu;<br />

s~ niezmiennym, wiecznym swiatlem, ujawniaj~cym si~ zarowno w logicznych<br />

i matematyeznyeh aksjomataeh , jak i w podstawowych kategoriach<br />

myslenia. Zasady te nie s~ funkejami wytworzonymi p r z e z nasz umysl,<br />

leez ob ecn osci~ prawdy samej, a wi ~e Boga w naszym umysle. Tomistyezna<br />

metoda uzyskiwania wiedzy poprzez zmyslow~ percepcj~ i abstrakcj~ moze<br />

bye uzyteczna do celow naukowych, lecz nigdy nie moze dosi~gnl!c<br />

Absolutu. Wyp rzed z aj~c p6:Zniejszy rozwoj Mateusz mowi 0 podejsciu<br />

arystotelesowsko-tomistycznym: jezeli nawet ta metoda tworzy nauk~, to<br />

ostatecznie niszczy m~dro se. M~drose, sapientia, jest wiedz~ 0 zasadach,<br />

o prawdzie samej. A ta wied za jest albo bezposrednia, albo nie istnieje<br />

wcale. Nalezy j~ odrom ie od humana rationatio, ludzkiej rozumnosci, jak<br />

i od scripturarum autoritas, autorytetu Pisma Swi~tego. To jest certitudo ex<br />

se ipsis, pewnose poza samymi rzeczami, bez zaposredniczenia. Uswiadomienie<br />

i akceptaeja wiecznej prawdy s~ tym samym, jak stwierdza<br />

Aleksander z Hales.<br />

Prawda, ktora jest zalozona w kazd ym pytaniu i kazd ym w~tpieniu,<br />

poprzedza rozdzial na podmi ot i przedmiot. Zadne z nich nie rna<br />

ostatecznej mocy. Lecz uczestniczl! one w ostateeznej moey, ktora jest<br />

ponad nimi, w Bycie samym, w prirnum esse. "Byt jest tym, co jako<br />

pierwsze pojawia si~ w naszym intelekcie" (Quod prirnum cadit in intelectu) .<br />

I ten Byt (Being) (ktory nie jest z w y k I y m by tern) jest czys t ~ a ktual noSci~,<br />

dl atego jest boski. Zawsze na niego patrzymy, lecz ni e zawsze go<br />

dostrzegamy; tak jak widzimy wszystk o w promieniach swiatla, nie zawsze<br />

dost rzegajl!c sarno swiatlo.<br />

Wed lug Augustyna i jego zwolennikow, verum ipsum jest taki:e bonum<br />

ipsurn, poniewaz ni c co mniejsze niz ostateczna moe Bytu nie moze bye<br />

ostatecznl! mocl! dobra. Zadne zmienne alba uwarunkowane dobro nie<br />

moze pokonae l~ku przed jego utrat~. Tylko w N iezmiennym moma<br />

znaleze Zr od I 0 (prius) wszelkiego dobra. W relacji do esse ipsum zadna


46 PAUL TILLICH<br />

roznica pomi¢zy poznaniem a poz~daniem nie jest moZliwa, poniewaz<br />

rozdzielenie funkcji zaklada rozdzielenie podmiotu i przedmiotu.<br />

Tradycja augustynska slusznie more bye nazwana mistycm~, jezeli<br />

mistycyzrn jest definiowany jako doswiadczenie tozsamosci podmiotu<br />

i przedmiotu w relacji do Bytu samego. UZywaj~c naszych kategorii obcego<br />

i wyobcowania Mistrz Eckhart mowi: "Pomi¢zy Bogiem a dusz~ nie rna<br />

ani obcosci, ani dystansu, tak wit;c dusza jest nie tylko rowna Bogu, lecz<br />

ona jest ... tym samym, czyrn On jest." OczywiScie Eckhart i inni mistycy<br />

wiedzieli, ze jest to paradoksalne stwierdzenie; aby w y r a z i e identycmose,<br />

musi bye zalozony element nie-identycznosci. To okazalo sit; punktem<br />

zwrotnym w podejSciu ontologicmym.<br />

Na tej podstawie nalei:y rozumiee ontologiczny dowod na istnienie<br />

Boga. Nie jest to ani dowod, ani nie traktuje 0 istnieniu Boga, chociaz<br />

czt;sto przedstawiano go w tej postaci. lest to racjonalny opis relacji<br />

naszego umyslu do Bytu jako taldego. Nasz umysl zaklada principia per se<br />

nota, ktore maj~ bezposredni~ oczywistose, kiedykolwiek s~ uswiadamiane:<br />

transcendentalia, esse, verwn, bonwn. One konstytuuj~ Absolut, w ktorym<br />

nie istnieje roznica pomi¢zy poznawaniem a poznaniem. Absolut jako<br />

zasada Bytu posiada absolutn~ oczywistose. lest to s~d koniecmy,<br />

poniewaz jest on zalozeniem dla kazdego inn ego s~du. "Boska substancja<br />

jest poznawana w tald sposob, ze nie mozna 0 niej mys\ee, iz nie istnieje",<br />

stwierdza Aleksander z Hales. Fakt, ze ludzie odrzucaj~ ten s~d, rna<br />

podstawt; w indywidualnym bl¢zie a nie w istotowej strukturze ludzkiego<br />

umyslu. Umysl jest zdolny odwrocie sit; od tego, co jest najblizsze<br />

podstawy jego wlasnej struktury. To jest nerw dowodu ontologicznego.<br />

lednakZe Anzelm, na bazie swojego epistemologicznego realizmu, przeksztalca<br />

primwn esse wens realissimwn, zasadt; w uniwersalny byt. Czyni~c<br />

to, odslonil sit; na wszelkie zarzuty wysuwane pocz~wszy od Gauliona<br />

i Tomasza az do Kanta, ktorzy slusznie zaprzeczaj~ logicznemu przejsciu<br />

od koniecznosci Bytu samego do najwyzszego bytu, od zasady, ktora jest<br />

poza istot~ i istnieniem, do czegos, co istnieje.<br />

Lecz nawet w tej niezadowalaj~cej postaci ontologiczna odpowiedZ na<br />

pytanie 0 dwa Absoluty rna istotne maczenie. Deus est esse, pewnose Boga<br />

jest identyczna z pewnosci~ Bytu samego: Bog jest zalozeniem pytania<br />

o Boga .<br />

• Tomistyczne rozbicie<br />

Wypracowane przez Augustyna i jego szkolt; podejScie ontologiczne<br />

prowadzilo do trudnosci, ktore pojawily sit; tak w anze1miansldej formule<br />

dowod u on tologicznego, jak i w probach wykorzystania go w teologii przez<br />

wielkich myslicieli franciszkansldch. St~d wychodzi krytyka Akwinaty.<br />

Lecz krytycyzrn samego Tomasza, a bardziej radykalny u Dunsa Szkota<br />

i Wilhelma Ockhama, daleko wykracza poza nad uzycia i trudnoSci.<br />

Nadszarpn~1 on w duzym stopniu maczenie podejscia ontologicznego dla


DWA TYPY FILOZOFII RELIGII<br />

47<br />

czlowieka Zachodu wraz z jego bezposredniOl religijnOl pewnosciol. ZastOlpH<br />

on jeden typ ftlozofii religii drugim.<br />

Generalnie, tomistyczne podejscie do filozofii religii jest nast~pujOlce:<br />

racjonalna droga do Boga nie jest bezposrednia lecz posrednia. Jest to<br />

droga wnioskowania, ktora, chociaz poprawna, nie daje bezwarunkowej<br />

pewnosci; dlatego musi bye uzupelniona za pomoq autorytetu. To<br />

oznacza, ze bezposrednia racjonalnose franciszkanska zostala zastOlpiona<br />

przez racjonalnose argumentow, oraz ze obok elementu racjonalnego stoi<br />

nie-racjonalny autorytet. Aby uczynie ten krok, Tomasz musi odrzucie<br />

rozwiOlzanie augustynskie. Dlatego stwierdza: "Na dwa sposoby cos jest<br />

oczywiste: sarno w sobie, ale nie dla nas, lub tez zarowno sarno w sobie<br />

i dla nas (...) Mowi~ zatem, Ze to twierdzenie »Bog jest« wzi~te same<br />

w sobie jest sarno w sobie oczywiste, poniewaz orzeczenie jest tozsame<br />

z podmiotem; Bog bowiem jest swoim wlasnym byciem (...) Lecz poniewai:<br />

my nie wiemy, czym Bog jest, twierdzenie to nie jest dla nas oczywiste, lecz<br />

musi bye dowiedzione przez te rzeczy, ktore sOl lepiej przez nas znane,<br />

jakkolwiek mniej oczywiste same w sob ie, a to znaczy poprzez Jego dziela."<br />

W tych slowach Tomasz przecina nerw pod ej scia ontologicznego. Czlowiek<br />

jest wylOlczony z primum esse oraz z prima veritas. Nie moze przylgnOle do<br />

niestworzonej prawdy. Tak wi~ zasady, transcendentalia, n i e sOl obecnosciol<br />

boskosci w nas, n i e sOl "niestworzonym swiat/em", w ktorym widzimy<br />

wszystko, lecz SOl wytworzonOl strukturOl naszego umyslu. Jest oczywiste, ze<br />

w ten sposob bezposrednia wiedza 0 Absolucie zostaje zniszczona.<br />

Sapientia, wiedza 0 zasadach nie romi si~ jakosciowo od scientia. Tak jak<br />

student muzyki musi zaakceptowae twierdzenia matematykow, nawet jeSli<br />

nie rozumie ich pe/nego znaczenia, tak tez czlowiek musi uznae twierdzenia<br />

tej nauki, ktorOl Bog rna 0 sobie i ktorOl w pelni rozumiejOl aniolowie. One<br />

sOl nam dane na mocy autorytetu. "Dowodzenie w oparciu 0 autorytet jest<br />

najwlasciwsze dla tej nauki (teologii)", mowi Tomasz. Biblia, w konsekwencji,<br />

zamiast bye kontemplacyjnym przewodnikiem jak u Bonawentury,<br />

staje si~ zbiorem prawdziwych twierdzen. A kiedy franciszkanie, szczegolnie<br />

Aleksander, rozromiajOl pomi~zy (a) tymi naukami, ktore przynalezOl<br />

do wiecznej prawdy i SOl bezposrednio oczywiste (na przyklad Bog jako<br />

esse, verum, bonum), oraz (b) tymi naukami, ktore SOl wtorne, obejmujOlc<br />

wiecznOl prawd~ w czasowych formach i ktore SOl uwarunkowane i pozbawione<br />

oczywistosci (na przyklad Inkarnacja albo nauka KoSciola),<br />

Tomasz stawia wszystkie twierdzenia teologiczne na tym samym poziomie,<br />

mianowicie na poziomie autorytetu. W efekcie nast~puje rozdzielenie<br />

credere i intelligere. Wedlug Tomasza ten sam przedmiot nie moze bye<br />

zarowno przedmiotem wiary jak i wiedzy; poniewaz wiara nie zaklada<br />

bezposredniej stycznosci z przedmiotem. Wiara to mniej niz wiedza. "Jak<br />

dlugo widzenie nie jest peine, wiara nie si~ga porzOldku wiedzy, obecnej<br />

w nauce", mowi Tomasz; a widzenie, wedlug niego, nie jest moZliwe<br />

w naszym cielesnym istnieniu. Tutaj tkwi przyczyna utraty znaczenia<br />

poj~cia "wiara" (faith) rozumianego jako przeswiadczenie (belief) 0 niskim


48 PAUL T1 LLICH<br />

stopniu oczywistosci, CO wlasciwie uniemozliwa dzisiaj jego stosowanie.<br />

Rozdzielenie wiary, jako podleglej autorytetowi, i wiedzy, rozumianej jako<br />

nauka, pocii!ga za sobi! rozdzielenie funkcji psychologicznych, kt6re<br />

u Augustyna Si! wyrazem tej samej substancji psychicznej. Intelekt poruszany<br />

przez wol ~ akceptuje treSci dla intelektu przygodne; bez rozkazu woli<br />

uznanie transcendentnej nauki nie jest moZliwe. Po odrzuceniu ontologicznej<br />

bezposrednioSci, wola wypelnia luk~, kt6rej intelekt nie moze zapelnic.<br />

Wszystko to wynika u Tomasza z epistemologii, kt6rej granice<br />

zakreSlaji! zmysly: "Ludzki intelekt nie more dosi~gn i! c boskiej substancji<br />

silami naturalnymi, poniewaZ w Zyciu doczesnym poznanie naszego<br />

intelektu zaczyna si~ od zmysI6w." Dlatego musimy wznieSc si~ do Boga za<br />

pomoci! kategorii przyczynowosci. To wlasnie ftlozofia religii moze uczynie,<br />

i czyni to bez zadnych trudnosci stosuji!c poj~ cia kosmologiczne.<br />

Mozemy stwierdzic, ze musi istniee czysta aktualnosc, poniewaz ruch od<br />

moi:nosci do aktualnosci zalezy od aktualnosci, tak iz aktualnose poprzedzaj,!ca<br />

wszelki ruch musi istniee. Dowoo ontologiczny jest niemozliwy nie<br />

tylko w swej w'!tpliwej formie, lecz w kazdej postaci. Gilson przedstawia to<br />

tak: "Jest rzeczywiscie niezaprzeczalne, ze w Bogu istota i istnienie S,!<br />

identyczne. Alejest to prawdziwe w odniesieni u do istnienia, w kt6rym B6g<br />

trwa wiecznie w Sobie, a nie istnienia, do kt6rego SkOllczony nasz umysl<br />

moze si~ wznieSc, kied y, przez dowodzenie, ustala, ze B6g jest." Jest<br />

oczywiste, ze ta druga koncepcja istnienia sprowadza bosk,! egzystencj~ do<br />

poziomu istnienia kamienia czy gwiazdy, i czyni atei zm nie tylko mozliwym,<br />

lecz niemal nieuniknionym, co wykazal pozniejszy rozw6j.<br />

Pierwszy krok w tym kierunku zrobil Duns Szkot, kt6ry ukazal<br />

nieprzezwyci~zaln,! przepasc rni ~dzy czlowiekiem jako skonczonym i Bogiem<br />

jako nieskonczonym bytem, i wywnioskowal z tego rozdzielenia, ze<br />

argumenty kosmologiczne, jako demonstrationes ex finito pozostaj,! wewn,!trz<br />

skonczonosci i nie mog,! do si~gn i!c nieskonczonosci. Nie mog,!<br />

przekroczye idei samo-poruszaj'!cego si~, teologicznego uniwersum. Tylko<br />

autorytet moze przekroczyc racjonalne prawdopodobienstwo Boga, kt6re<br />

jest jedynie mozliwosci,!. Poj~cie bytu traci sw6j ontologiczny charakter;<br />

jest slowem, pod kt6rym kryj,! si~ calkowicie r6zne rzeczywistosci skonczonego<br />

i nieskonczonego. B6g przestaje bye Byciem samym, a staje si~<br />

indywid ualnym bytem, kt6ry domaga si~ poznania, cognitione particulari.<br />

Ockham, ojciec p6iniejszego nominalizmu, nazywa Boga res singularissima.<br />

Nie mozna Go dosi~gn ,!e ani przez in t uicj ~, ani przez abstrakcj~ ; to<br />

oznacza, ze nie moi:na Go dosi~ gn,!c wcale, wyj,!wszy niedostrzegalny<br />

hahitus laski w podswiadomosci, kt6ra porusza wol~ poddaj,!c j,! autorytetowi.<br />

Oto ostateczny rezuItat tomistycznego rozbicia (d is-solution)<br />

augustynskiego rozwi,!zania (solution). Pytanie 0 dwie Ostatecznosci uzyskuje<br />

odpowiedi w ten spos6b, ze religijny Absolut staje si~ bytem<br />

jednostkowym 0 przytiaczaj,!cej mocy, podczas gd y Absolut ftIozoficzny<br />

przeksztaIca si~ w okreslon,! struktur~ rzeczywistosci, w kt6rej wszystko<br />

jest przygodne i indywidualne. Wczesny protestantyzm, swiadomy tych


DWA TYPY FILOZOFII RELlGJI<br />

49<br />

filozoficznych zalozen, roztropnie powstrzyrnywal si~ od ro zwij ani a jakiejkolwiek<br />

f1lozofii religii, wypracowujl!C na mocy religijnego doswiadczenia<br />

poj~e wiary, w ktorym destruktywne skladniki pomej scholastyki wchodZl!<br />

w nowl! syntez~. Wartost tomistycznego zwrotu tkwila w tyrn, ze<br />

natura wiary zostala gruntownie przedyskutowana, a naiwna identyfikacja<br />

bezposredniej oczywistosci z wiarl! pokonana, ujawniajl!c element przygodnOSci<br />

w religii .<br />

• Konflikty i pomieszanie dwu typow we wspOJczesnej filozofti religii<br />

Material, ktory moma zgromadzic pod tym naglowkiem, jest ogromny.<br />

lednak jego oryginalnose w porownaniu z klasycznyrni rozwil!zaniami jest<br />

niewielka. Te odpowiedzi wcil!z powracajl!, kazda z osobna lub w pomieszaniu.<br />

Mimo ze glowny kierunek wyznacza typ kosmologiczny wraz zjego<br />

ostatecznl! samo-negacjl!, to jednak w kaidyrn wieku, a szczegolnie<br />

w ostatnich latach, pojawiajl! si~ przeciw niemu ontologiczne reakcje.<br />

Cz~sto mowi si~, ze nowyrn typem filozofii religii (podl!zajl!cyrn za<br />

kantowskim tak zwanyrn moralnyrn dowodem na istnienie Boga) jest typ<br />

moralny. Lecz tak nie jest. Argument moralny rowniez musi bye zinterpretowany<br />

kosmologicznie alba ontologicznie. lezeli jest rozumiany kosmologicznie,<br />

to fakt moralnej oceny jest podstawl! wnioskowania, prowadZl!cego<br />

do najwyzszego bytu, zapewniajl!cego ostatecznl! jednose wartosci<br />

i doskonalosci, alba do wiary w zwyci~skl! moc wartoscio-tworczego<br />

procesu. leieli argument moralny jest interpretowany ontologicznie, doswiadczenie<br />

bezwarunkowego charakteru moralnego przykazania jest<br />

bezposrednio, bez jakiegokolwiek wnioskowania, swiadomoscil! Absolutu,<br />

aczkolwiek nie jako najwyzszego bytu. Warto w zwil!zku z tym odnotowae,<br />

ie nawet dowOd ontologiczny moze bye formulowany kosmoiogicznie,<br />

przykladem jest Kartezjusz, ktory podl!zajl!c za Dunsem Szkotem uznaje<br />

wnioskowanie od idei nieskonczonego bytu w naszyrn umysle do jego<br />

istnienia jako przyczyny tej idei. To jest podstawowa roznica porni~zy<br />

augustynskim a kartezjanskim punktem wyjscia; jej korzenie tkwil! w zastl!pieniu<br />

mistycznego elementu augustynskiej idei ostatecznej oczywistosci<br />

przez kartezjanskie poj~cie racjonalnosci.<br />

OczywiScie, niemiecki idealizm przynaleiy do ontologicznego typu<br />

filozofti religii. Nie bylo nic bl~dnego w ustanowieniu :hodla (prius)<br />

podmiotu i przedmiotu, lecz bl~em bylo wywodzenie z Absolutu wszelkich<br />

moiliwych treSci, pokusa, przed ktorl! uchronili si~ franciszkanie<br />

dzi~ki swojemu religijnemu pozytywizmowi. Przekroczenie granic podejscia<br />

ontologicznego zdyskredytowalo je w protestantyzmie, podobnie, ten sam<br />

bll!d ontologow neoscholastycznych zdyskredytowal je w katolicyzmie.<br />

Nowego typu nie wytworzyla tak zwana empiryczna albo eksperyrnentaina<br />

filozofia reJigii. Wi~kszose jej reprezentantow przynaleiy do typu<br />

kosmologicznego. Argumentujl! za Bogiem jako "najlepszym wytlumaczeniem<br />

calosci doswiadczenia czlowieka", albo za "teistycznl! hipotezl!" jako


50 PAUL T1LLICH<br />

"najbardziej rozumn'l wiar'l", itp. w niezliczonych odmianach; dodaj'lc do<br />

tych argument6w, jak zawsze typ kosmologiczny musi czynie, pozostalosci<br />

staro-protestanckiej idei osobistej wiary, kt6ra pozostaje bez zwi'lzku<br />

z rozwi'lzaniami typu kosmologicznego. CZysto jednak, idea religijnego<br />

doswiadczenia jest wyrazana w sposob maj'lcy niewiele wsp61nego z podej­<br />

Sciem empirycznym, za pomoc'l franciszkanskich terminow i twierdzen.<br />

lezeli idea Boga rna bye formulowana "w ten spos6b, ze pytanie 0 Boz'l<br />

egzystencjy staje siy martw'l kwesti'l" (Wieman), jezeli Lyman m6wi<br />

o "najskrytszym centrum czlowieka, ktore jest pokrewne Najglybszej<br />

RealnoSci we Wszechswiecie"; jezeli Baillie zaprzecza moZIiwosci autentycznego<br />

ateizmu; je:i:eli pojycie widzenia jest uzywane raz za razem; to, jesli<br />

chodzi 0 nasz'l wiedzy 0 Bogu, tkwimy w ontologicznej atmosferze, mimo<br />

ze ontologiczne podejscie nie jest wyrainie wylozone, a jego relacja do<br />

podejscia kosmologicznego oraz do wiary dostateeznie wyjasniona.<br />

Bardziej swiadomi ontologicznego podejscia S'l tacy fllozofowie religii<br />

jak Hocking, klad'lcy nacisk na bezposrednie doswiadczenie "CaloSci"<br />

jako irOdla (prius) wszelkiej obiektywnej wiedzy dotycz'lcej bytu i wartosci,<br />

albo Whitehead, nazywaj'lCY pierwotn'l naturtr Boga zasad'l konkretyzacji,<br />

albo Hartshorne, usiiuj'lcy ustanowie na nowo dowod ontologiczny i pol'lczye<br />

go z "przygodnosci'l" w Bogu. Jdli chodzi 0 autentyczny pragmatyzm,<br />

to przynaleiy on do kierunku ontologicznego 0 tyle, 0 ile wyraZnie odrzuca<br />

argumetacjtr kosmologiczn'l i odmawia uznania rozlamu pomi~zy podmiotern<br />

i przedmiotem za ostateczny. Nie jestjednak wolny od pozostalosci typu<br />

kosmologicznego, jak na to wskazuje szkotystyczna doktryna "woli wiary"<br />

l amesa, a takze szeroko rozpowszeehnione przypuszczenie, ze koniec drogi<br />

kosmologicznej jest koncem wszelkiego racjonalnego podejscia do religii.<br />

Proponowane tutaj rozwi'lzanie systemowe jest okreslone tylko w swej<br />

twi erdz'lcej i konstruktywnej formie. Argumenty, na ktorych te systemowe<br />

proby sitr opieraj4, pojawiaj'l si~ w kJasycznej dyskusji nad dwiema<br />

drogami w filozofii religii oraz we wspolczesnych jej kontynuacjach.<br />

Wyrainie pokazuj'l one dl aczego, po zniszczeniu podejscia ontologicznego,<br />

zostala zniszczona sarna reiigia .<br />

• Ontologiczna swiadomosc bezwarunkowego<br />

Na pytanie 0 dwa Absoluty morn a odpowiedziec tylko utozsamiaj'lc<br />

Absolut filozoficzny z j ed n y m elementem Absolutu religijnego . Deus est<br />

esse jest podstaw4 wszelkiej filozofii religii. Jest to warunek jednosci<br />

myslenia i religii, pokonuj'lcy ich, by tak rzee, schizofreniczne rozdzielenie<br />

w iyciu indywidualnym i zbiorowym.<br />

Zasada ontologiczna w fiJozofii religii moze bye okrdlona w nasttrpuj'lcy<br />

spos6b: Czlowiek jest bezposrednio swiadomy czegos<br />

bezwarunkow eg o, co jest hodlem oddzielenia i wzajemnego<br />

oddzialy w ania podmiotu i przedmiotu, zarowno<br />

na plaszczyznie teoretycznej jak i praktycznej.


DWA TYPY FILOZOFII RELIGII<br />

51<br />

Swiadomose jest w tym twierdzeniu uzyta w jej najbardziej neutralnym<br />

znaczeniu, unik~l!cym takich konotacji tego pojycia jak intuicja, doswiadczenie,<br />

wiedza. Swiadomose Nieuwarunkowanego (Unconditioned) nie rna<br />

charakteru "intuicji", poniewaz Nieuwarunkowane nie pojawia si y w swiadomosci<br />

jako "Gestalt", by bye intuicyjnie pochwyconym, lecz jako Zywiol,<br />

moc, jako 4danie. Tomasz mial racjy odrzucajl!c moZliwose widzenia<br />

Boga, jak dlugo czlowiek rna zwil!zek z przestrzenil! i czasem. Rowniez nie<br />

powinno si y uzywae slowka "doswiadczenie", poniewai zwykle opisuje<br />

one uobecnianie si~ jednej realnosci w innej oraz poniewai Nieuwarunkowane<br />

nie jest przedmiotem empirycznej obserwacji. "Wiedza" zaklada<br />

wreszcie oddzielenie podmiotu i przedmiotu oraz pocil!ga za sobl! wyizolowany<br />

akt teoretyczny, ktory jest wlasnie przeciwienstwem swiadomosci<br />

Nieuwarunkowanego. Lecz kwestie terminologiczne nie Sl! najwamiejsze.<br />

Jest oczywiste, ze swiadomose ontologiczna jest bezposrednia, nie zaposredniczona<br />

w procesie wnioskowania. Jest ona obecna w postaci bezwarunkowej<br />

pewnosci, zawsze wtedy gdy swiadomose ogniskuje siy na niej.<br />

Swiadomose oczywiscie jest takze pojyciem poznawczym. Lecz swiadomose<br />

Nieuwarunkowanego, sarna bydl!c bezwarunkowl!, jest ponad rozdzialem<br />

funkcji psychologicznych. Psychologia augustynska byla przede<br />

wszystkim zainteresowana pokazaniem wzajemnej immanencji funkcji<br />

duszy i niemoiliwosci ich rozdzielenia w relacji do esse, verum, bonum.<br />

Swiadomose Nieuwarunkowanego nie bylaby moZliwa, gdyby jego szczegolna<br />

obecnose nie wykluczala kaidego postrzegajl!cego, ktory nie jest od<br />

niego zaleiny calym swoim by tern. Tomasz okaleczyl rozumienie reiigii,<br />

kiedy rozbil substancjalnl! jednose funkcji psychologicznych, przypisujl!c<br />

wyizolowanej woli to, czego sam intelekt nie jest zdolny uczynie. Taki:e<br />

Schleiermacher okaleczyl rozumienie religii, kiedy w swojej walce przeciwko<br />

podejsciu kosmologicznemu protestanckiego Oswiecenia oddzielil "uczucie"<br />

(jako funkcjy religijnl!) od woli i intelektu; tym samym wyll!czyl<br />

religiy z calosci osobowej egzystencji i oddal jl! w sfery subiektywnych<br />

emocji. C z low i e k, a nie wyll!cznie jego wladze poznawcze, jest swiadomy<br />

Nieuwarunkowanego. Moma byloby wiyc nazwae tl! swiadomose swiadomOScil!<br />

"egzystencjalnl!", w znaczeniu, w jakim uzywa tego slowa filozofia<br />

egzystencjalna, mianowicie uczestnictwa czlowieka jako caloSci w akcie<br />

poznawczym. W rzeczywistosci, jest to prawdopodobnie jedyne miejsce,<br />

w ktorym ten termin moglby bye uiyty w filozofii w sposob odpowiedni.<br />

Powodem, dla ktorego nie jest tutaj uiyty, jest istotowa jednose w swiadomosci<br />

ontologicznej tego co bezwarunkowe i uwarunkowane; podczas gdy<br />

slowko "egzystencjalny" wskazuje na oddzielenie i decyzjy. Ate ostatnie sl!<br />

elementami wiary. Podczas gdy teologia jest egzystencjalna bezposrednio<br />

i intencjonalnie, to filozofia tylko posrednio i nieintencjonalnie, poprzez<br />

egzystencj alnl! sytuacjy filozofa.<br />

Pojycie "bezwarunkowego" domaga si y interpretacji. Chociai w czysci<br />

historycznej zastosowano wyrazenie "dwa Absoluty", to jednak, aby<br />

rozjasnie problem, w czysci konstruktywnej zastl!pilo go wyraienie "bez­


52 PAUL T1LLICH<br />

warunkowe". "Absolut", brany doslownie, oznacza "pozostaj~cy poza<br />

wszelkimi relacjami"; wzi~ty w tradycyjnym rozumieruu, oznacza idealistyczn'l<br />

sam o-rozwijaj ~c'l siy zasady. Obydwu znaczen unika siy stosuj'lC<br />

pojyc:ie " bezwarunkowego", ktore poci'lga za sob,! bezwarunkowe z,!danie<br />

wobec tych, ktorzy S'l swiadomi czegos bezwarunkowego, i ktore nie moze<br />

bye in terpretowane jako zasada racjonalnej dedukcji. Lecz nawet tutaj<br />

nalezy unikac blydnych konotacji: ani "Nieuwarunkowane" ani "cos<br />

bezwarunkowego" nie S,! rozumiane jako byt, nawet nie jako najwyi:szy<br />

byt. ani nawet jako Bog. Bog jest nieuwarunkowany, dzi~ki czemu jest<br />

Bogiem; lecz "bezwarunkowe" to nie Bog. Slowo " Bog" jest wypemione<br />

konkretnymi symbolami. poprzez ktore rodzaj Iudzki wyrai:a swoj,! trosk~<br />

ostateczn'l - swoj byt pochwycony przez cos bezwarunkowego. To "cos"<br />

nie jest wlakiwie rzecz'l, lecz moC'! bycia, w ktorej wszystkie byty<br />

uczestnicz'!.<br />

Moc bycia jest irOdlem wszystkiego, co rna byt. Poprzedza Iogicznie<br />

i on tologiczrue wszystkie poszczegolne treSci. Poprzedza kazde rozdzielenie<br />

i umozliwia wszelkie wzajemne odd zialywanie, poniewai: jest punktern<br />

identycznosci (point of identity ), bez ktorej nie moma pomyslec ani<br />

rozdzielenia, ani wzajemnego oddzialywania; chodzi tu 0 oddzieIenie<br />

i wzajemne oddzialywanie podmiotu i przedmiotu, tak w poznaniu jak<br />

i w dzia/aniu. ZrOdlo podmiotu i przedm.iotu rue moZe stac siy przedmiotem,<br />

z ktorym czlowiek jako podmiot pozostaje w teoretycznej<br />

i praktycznej relacji. Bog nie jest przedmiotem dla nas jako podrniotow.<br />

Jest zawsze tym, ktory poprzedza rozdzielenie. Lecz, z drugiej strony,<br />

mowimy 0 Nim i dzia/amy wobec Niego i nie mozemy tego unikn'le,<br />

poniewaz wszystko, co staje si¥ dla nas realne, rna charakter korelacji<br />

podmiotowo-przedmiotowych. Z tej paradoksalnej sytuacji powstalo na<br />

wpol-bluiniercze i mitologiczne pojycie "istnienia Boga". St,!d tez nieudane<br />

proby dowodzenia istnienia tego "przedmiotu" musialy zakonczyc si~<br />

fiaskiem. Ateizm jest trafn'l reIigijn'l i teologiczn'l odpowiedzi'l na takie<br />

koncepcje i takie usilowania. Najzarliwsza pobomosc wszystkich czasow<br />

zna j'l dobrze. Uderzaj'lce, jak ateistyczna jest terminologia mistycyzmu.<br />

Prowadzi poza Boga ku Nieuwarunkowanemu, przekraczaj'lc kazd'l prob~<br />

uprzedmiotowienia boskosci. Lecz takie sarno uczucie nieadekwatnosci<br />

wszystkich imion danych Bogu mamy w religii niemistycznej. Nie sposob<br />

sobie wyobrazic autentycznej religii bez ateistycznego eIementu. To nie<br />

przypadek, ze nie tylko Sokratesa, ale takze Zydow i pierwotnych<br />

chrzescijan przdladowano jako ateistow. Dla tych, ktorzy slui:yli mocorn,<br />

byli oni ateistami.<br />

Podejscie ontologiczne przekracza spory pomi¢zy nominaIizmern<br />

i realizmem, poniewaz z koniecznoSci odrzuca p oj ~cie ens realissimum.<br />

Bycie sarno, jako obecne w swiadomosci ontologicznej, nie jest najpot~zniejszym<br />

by tern, Iecz moC'! Bycia; nie jest ani ens realissimum, ani ens<br />

singularissimum. Jest moq we wszystkim, co posiada moc, czy jest to cos<br />

ogolnego czy jednostkowego, czy jest to rzecz czy doswiadczenie.


DWA TVPY FILOZOFII RE LIGII<br />

53<br />

• Kosmologiczne rozpoznanie Nieuwarunkowanego<br />

Historia i analiza pokazaly, Ze jeZeli kosmologiczne podejscie do religii<br />

nie opiera si~ na podejsciu ontologicznym, prowadzi do jej samo-destrukcji.<br />

lezeli to oparcie istnieje, to kosmologiczna zasada moze bye sformuiowana<br />

w nast~puj,!cy sposob: N ie uw arunk owan e . kt o rego<br />

jestdmy bezposred nio bez j a k iegokol wiek w n i o s k owania<br />

swiadomi, moz n a roz pozn ae w sw i ecie natury i kult<br />

u ry.<br />

Podejscie kosmologiczne pojawia si~ zwykle w dwu formach, z ktorych<br />

pierwsza wyznaczona jest przez kosmologiczny, a druga przez teleologiczny<br />

dowoo. Dopiero po radykalnym odrzuceniu sposobu dowodzenia stosowanego<br />

w podejsciu kosmologicznym, mozemy na nowo odkrye rzeczywiste,<br />

niezwykle plodne znaczenie drogi kosmologicznej w fllozofii religii. Moina<br />

i trzeba tego dokonac w nadchodz,!cych d ziesi~cioleciach, bardziej niz<br />

kiedykolwiek od czasow franciszkanskich, z dwu punktow widzenia. Jeden<br />

rodzaj poznania kosmologicznego podllza pocz'!tkowo sladem starego<br />

dowodu kosmologicznego, mianowicie analizy skonczonosci tego co skon­<br />

ClOne w swietle swiadomosci Nieuwarunkowanego. Nowe podejscie kosmologiczne<br />

rozwija si~ przy zastosowaniu poj~e przygodnosci, niepewnosci,<br />

zmiennosci oraz ich psychologicznych odpowiednikow, poj ~cia trwogi,<br />

niepokoju, bezsensu. Psychologia k1iniczna, antropologia, fil ozofia egzystencjalna,<br />

wniosly sw6j wklad w t'! negatywn,! d rog~ poznania elementu<br />

bezwarunkowego w czlowieku i jego swiecie. lest to najbardziej poruszaj,!­<br />

cy sposob przyblizania ludziom sensu religii - pod warunkiem, ze unika<br />

bl~nego wniosku dotyczllcego najwyzszego bytu.<br />

Drugi rodzaj poznania kosmologicznego rna charakter pozytywny<br />

i poczqtkowo pod'!za sladem dowod u teleologicznego, poszukuj ,!c elementu<br />

bezwarunkowego w procesie tworzenia natury i kultury. W odniesieni u<br />

do natury opracowano i przyznano ostateczn,! wartose takim ideom jak<br />

"caiose", "elan vital", "zasada konkretyzacji", "Gestalt", itp., gdzie<br />

w kazdej z nich zawiera si~ cos bezwarunkowego, co warunkuje jakid<br />

okrdlone doswiadczenie. W odniesieniu do kultury dokonano tego<br />

poprzez religijn,! interp r et acj~ autonomicznej kultury i jej rozwoju, poprzez<br />

"teologi~ kultury", jak mozn a by j,! nazwae. Zalozeniem tych wielostronnych<br />

wysilkow jest przekonanie, ze 0 kazdym wytworze kultury - sztuce,<br />

panstwie, prawie, ruchu politycznym Uakkolwiek swiecki by on nie byl)<br />

- wyraza si~ trosk~ ostateczn,!, oraz ze mozna rozpoznae jego nieuswiadomiony<br />

charakter teologiczny.<br />

lest to, oczywiscie, moZliwe tylko w oparciu 0 ontologicznll swiadomose<br />

Nieuwarunkowanego, tzn . w oparci u 0 wgl,!d stwierdzaj,!cy, ze<br />

kultura swiecka w swej istocie jest rownie niemozliwa, jak niemozliwy jest<br />

ateizm, poniewaz jedno i drugie zakiada element bezwarunkowy oraz jedno<br />

i drugie wyraza troski ostateczne.


54 PAUL TILLICH<br />

• Ontologiczna pewnosc a ryzyko wiary<br />

Bezposrednia swiadomose Nieuwarunkowanego nie ma charakteru<br />

wiary, lecz samo---{)czywistosci. Wiara zawiera element przygodnosci i z,!da<br />

ryzyka. L'!czy ontologiczn,! pewnose Nieuwarunkowanego z niepewnoSci,!<br />

wszystkiego co uwarunkowane i konkretne. To oczywiscie nie oznacza, ze<br />

wiara (faith) jest wierzeniem (believe) w cos, co ma nizszy b,!dz wyzszy<br />

stopien prawdopodobienstwa. Ryzyko wiary nie polega na przyjmowaniu<br />

twierdzen dotycz'!cych Boga, czlowieka i swiata, ktore nie mog'! bye<br />

w pelni zweryfikowane, lecz ktore moglyby zostae potwierdzone, b,!dz<br />

zanegowane, w przyszlosci. Ryzyko wiary wynika z faktu, ze element<br />

bezwarunkowy moze stae siy treSci,! troski ostatecznej tylko wtedy, kiedy<br />

przejawia si y on w konkretnym ucieleSnieniu. M oze siy pojawie w oczyszczonych<br />

i zracjonalizowanych symbolach mitologicznych takich jak np.<br />

Bog jako najwyzszy byt osobowy, czy tez wiele innych tradycyjnych poj¢<br />

teologicznych. Moze siy pojawie w rytualnej i sakramentalnej dzialalnosci<br />

zwolennikow zinstytucjonalizowanych i autorytarnych religii. Moze siy<br />

pojawie w konkretnych formulach i okreslonych zachowaniach wyrazaj,!­<br />

cych to, co niewypowiadalne, jak to ma zwykle miejsce w zywym<br />

mistycyzmie. Moze siy pojawic w profetyczno-politycznych z,!daniach<br />

sprawiedliwosci spolecznej, jezeli to one S,! ostateczn,! trosk'! religijnych<br />

i swieckich ruchow. Moze wyst,!pie w uczciwym i bezgranicznym poswiyceniu<br />

prawdzie naukowej. Moze wyst,!pie pod postaci,! uniwersalizmu<br />

klasycznej idei osobowosci oraz w stoickiej (starozytnej i wspolczesnej)<br />

postawie wzniesienia si y ponad zmiennose egzystencji. We wszystkich tych<br />

przypadkach ryzyko wiary jest ryzykiem egzystencjalnym, ryzykiem,<br />

w ktorym wchodzi w gry sens i spelnienie naszego zycia, nie zas<br />

teoretycznym s,!dem, ktory wczesniej czy p6Zniej moze bye odrzucony.<br />

Ryzyko wiary nie rna arbitralnego charakteru, jest jednosci,! przeznaczenia<br />

i decyzji. Opiera siy na podstawie, ktora jest pozbawiona ryzyka:<br />

swiadomosci elementu bezwarunkowego w nas i naszym swiecie. Tylko na<br />

takiej podstawie wiara jest usprawiedliwiona i moi.liwa. Jest wiele przykladow<br />

ludzi tak mistycznego jak i profetycznego czy swieckiego pokroju,<br />

ktorzy w r6:i:nych momentach (a nawet okresach) swojego zycia doswiadczyli<br />

upadku wiary, ktorej ryzyko podjyli, a ktorzy ocalili ontologiczn,!<br />

pewnose, bezwarunkowy element swojej wiary. Najbardziej gruntowne<br />

w'!tpienie nie moglo podwaZyc warunku w,!tpienia, swiadomosci czegos<br />

bezwarunkowego.<br />

Mimo, ze wiara jest kwesti,! przeznaczenia i decyzji, musi zrodzie siy<br />

pytanie, czy istnieje kryteri um dla elementu decyzji w wierze. Odpowiedz<br />

jest nastypuj,!ca: jest nim bezwarunkowe, kt6rego jesteSmy bezposrednio<br />

swiadomi, kiedy zwrocimy ku niemu nasze umysly. Kryterium kazdego<br />

konkretnego uzewnytrznienia naszej troski ostatecznej jest stopien, w jakim<br />

konkretnosc troski jest zjednoczona z jej ostatecznym charakterem.<br />

Niebezpieczenstwo kaldego ucieleSnienia elementu bezwarunkowego,


DWA TYPY FILOZOFII RELlGIl<br />

55<br />

o eharakterze religijnym ezy swieekim, tkwi w tym, ze podnosi ono COS<br />

uwarunkowanego ku ostateeznosci. To niebezpieezenstwo dobrze m ali<br />

wszelkiego typu przyw6dey religijni; rowniez caly wysilek teologii mom a<br />

zawrzec w stwierdzeniu, ze jest ona ci'lgi'l obron'l bezwarunkowego przed<br />

aspiracjami jej wlasnyeh religijnych i swieckich przejawow.<br />

lezeli krytyeznie zinterpretujemy, rozwazane przez Augustyna i jego<br />

nast~pcow, a powraeaj'lce w wielu formaeh w historii mysli, ontologiezne<br />

podejscie do fllozofii religii, to moze one uezynic dla religii i kultury<br />

naszyeh ezasow to, co uezynilo w przeszlosei: pokonac, na ile to moZliwe<br />

dla samej tylko mysli, fatain'l przepasc pomi~zy religi'l i k ultu r~, a tym<br />

samym pojednac troski, ktore nie s~ sobie obee, lecz tylko zostaly od siebie<br />

oddzielone.<br />

Paul Tillich<br />

tlum. KrzysztoJ Mech<br />

Fragment II rozdzialu ksillZki Theology o/Culture, New York 1959, s. 10-29.


KAROL TARNOWSKI <br />

ZRODLA POZNANIA BOGA <br />

Tradycyjna nauka KoSciola stwierdza, ze "samym ludzkim rozumem"<br />

moma poznae istnienie Boga, ale nie Jego istot~, to, "czym" jest; istota ta<br />

bowiem jest przed czlowiekiem zakryta, moze bye natomiast, a nawet<br />

zostala - nie niwecz~c Bozej tajemnicy - objawiona w Pismie Swi~tym. Na<br />

II Soborze Watykanskim Kosci6l wypowiedzial si~ r6wniez, ze prawda<br />

o Bogu znana jest takze cz~sciowo innym niz judaizm i chrzdcijanstwo<br />

religiom, przy czym nie jest do konca jasne, czy chodzi tu 0 rodzaj<br />

naturalnego objawienia, czy tez 0 wysilki autonomicznego ludzkiego<br />

rozumu. Kosci6l katolicki utrzymywal przy tym, iz najbardziej trafnym<br />

sposobem poznawania tego, co 0 Bogu wiedziec moma samym rozumem,<br />

jest myslenie metafizyczne, to przede wszystkim, ktore zostalo wyrazone<br />

przez sw. Tomasza z Akwinu w XIII wieku. Poznanie metafizyczne jest<br />

w zasadzie pewne i moze doprowadzic oporne - w kazdym razie<br />

filozoficzne - umysly do uznania istnienia Boga i w ten sposob przygotowac<br />

je na przyj~cie Objawienia chrzdcijanskiego; st~d okreslenie "praeambula<br />

fidei" na tak zwan~ naturaln~ teologi~, czyli metafizyk~ Boga.<br />

Wynikaloby jednak z tego, ze jeSli inne niz chrzescijanstwo religie dosi~gaj~<br />

w jakis spos6b prawdy 0 Bogu, to nie moze si~ to dokonywac dzi~ki<br />

rozumowaniu Scisle metafizycznemu, kt6re przeciez wyksztalcilo si~ w basenie<br />

Morza Srooziemnego, dzi~ki pytaniom, kt6re postawila sobie najwczesniejsza<br />

mysl grecka. Bye moze wi~c poj~cia rozumu i rozumu<br />

metafizycznego nie pokrywaj~ si~, podobnie jak trzeba odroznie objawienie<br />

"naturalne" i objawienie biblijne.<br />

W czasach wsp6/czesnych zdalismy sobie ostrzej niz kiedykolwiek<br />

spraw~, ze zagadnienie poznania Boga nie jest bynajmniej proste. Przede<br />

wszystkim, jak wiadomo, mamy do czynienia na wielk~ skal~ ze zjawiskiem<br />

ateizmu, zar6wno wsr6d zwyklych ludzi, jak wsr6d filozof6w. Stawia nas<br />

to przed nast~puj~cymi pytaniami: czy przypadkiem na przyklad "dowody<br />

na istnienie Boga" nie s~, mimo zapewnien metafizyk6w, tylko pozornie<br />

pewne, skoro nie zdolaly przekonac bardzo wielu mysl~cych ludzi A moZe<br />

jest tak, ze nawet przyjmuj~c te dowody czlowiek mimo to wcale Boga nie


iRODl.A POZNANIA BOGA<br />

57<br />

po z n aj e i dlatego nie musi istnienia Boga u z n a c, jesli kloci si~ to<br />

z czyj~s wizj~ swiata, w ktorej dla Boga nie rna miejsca, na przyklad<br />

z powodu istnienia zla I moze Bog filozofow i Bog wiary religijnej nie jest<br />

- jak to mowil Blaise Pascal - tym samym Bogiem Juz sw. Tomasz<br />

zwracal uwag~, ze poznanie Boga przez dowody jest osi~galne jedynie dla<br />

nielicznych, z wielkq trudnoSciq i nie bez moZliwoSci bl~du; stqd potrzeba<br />

wiary, a wi~c i szczegolnego poznania Boga poprzez wiar~. W czasach nam<br />

najblizszych sprawa skomplikowala si~ jeszcze bardziej. Z jednej strony,<br />

dla wielu ludzi nie rna dla Boga "miejsca" w ich Zyciu i we wspolczesnym,<br />

poznawanym coraz lepiej przez nauk~ i przeksztalcanym swiecie: ani<br />

wszechswiat, ani przenikni~te zlem i cierpieniem zycie czlowieka na ziemi<br />

nie "odsylaj~" juz do Boga, nie nosz~ Jego sladow, nie domagaj~ si~ Boga<br />

jako zwienczenia sensu calej rzeczywistoSci. Z drugiej strony, jestesmy<br />

coraz bardziej swiadomi wieloSci religii i wiary, a potrzeby religijne<br />

zaspokajane s~ nie tylko przez powame systemy nieteistyczne, jak buddyzm,<br />

ale i przez rozne, dose dziwaczne konstrukcje poj~iowe, ktore maj~<br />

usprawiedliwic poszukiwanie ucieczki od rzeczywistoSci w swiat pseudoreligijnych<br />

przezyc. Bog - jei:eli pojawia si~ w ogole na horyzoncie<br />

czlowieka - wydaje si~ raczej znakiem zapytania niz rzeczywistosci~.<br />

W tej sytuacji wydaje si~ z gory niepewne, czy "dowody na istnienie<br />

Boga" i zbudowane na nich konstrukcje mogq funkcjonowac istotnie jako<br />

praeambulafldei. Wtedy, gdy powstawaly w XII wieku, wiara w Boga byla<br />

czyms naturalnym, powszechnie takze przez nie-chrzescijan przyjmowanym,<br />

i metafizyka de Jacto zakladala cos, co j~ poprzedzalo i stanowilo dla<br />

niej gleb~ : religijne przei:ywanie swiata. Wydaje si~ to jednak<br />

oznaczac, ze in'lula afirmacji Boga lezq gl~biej niz wszelkie dowody<br />

i metafizyczne rozumowania: w czyms, co mozemy nieprecyzyjnie nazwac<br />

"doswiadczeniem religijnym". To do niego i do zwiqzanej z nim wiary<br />

b~ziemy si~ musieli ostatecznie zwr6cic z zapytaniem 0 irodla poznania<br />

Boga.<br />

Ale czy poj~cie poznania nie zaklada zwiqzku z poj~ciem rozumu I czy<br />

poj~e rozumu nie odrzuca nas z powrotem w stron~ metafizyki Jak rna<br />

si~ sprawa z rozumnosci~ wiary w Boga Zeby odpowiedziec na<br />

wszystkie te pytania, musimy kolejno, w wielkim skr6cie poruszyc nast~puj~ce<br />

sprawy: po pierwsze - zagadnienie rozumu metafizycznego i jego<br />

granic, po drugie - zagadnienie doswiadczenia religijnego i zawartego<br />

w nim poszukiwania sensu, po trzecie - problem wiary i jej rozumnosci.<br />

Najwazniejszym moze odkryciem myslenia metafizycznego bylo sformulowanie<br />

idei calkowitej zrozumialosci rzeczywistosci.<br />

Z greckich mitow opowiadajqcych 0 poczqtkach swiata metafizyka wyprowadzila<br />

swiadomie postawione pytanie 0 "zasad~", czyli ostatecznq<br />

rzeczywistosc, ktora by mogla t~ rzeczywistosc, w jakiej tkwimy, z roz­


58 KAROL TARNOWSKI<br />

maitych perspektyw w sposob ostateczny w y j as n i e. Dstateczna rzeczywistose<br />

to taka, ktora jest w pelni zrozumiala i ktora z tego powodu moZe<br />

takZe uczynie zrozumialym to, co nieostateczne, czyli - swiat. Wyliczmy<br />

kilka wlasciwosci tej ostatecznej rzeczywistosci.<br />

Po pierwsze, choe "zasad" moze bye w roznych aspektach wiele, to to,<br />

co w pelni zrozumiale, jest jed yn e - inaczej trzeba by znow podae racje,<br />

dla ktorych jest mnogie.<br />

Po drugie, jest to pel n i a realnoSci, nazwanej u pocz,!tkow greckiej<br />

filozofii "bytern", tym co jest. Jednym z klopotow metafizyki bylo pytanie,<br />

czy "pelnia rzeczywistosci" me musi oznaczae zarazem wszystkiego, co jest,<br />

calosci, i czy Bog nie jest tozsamy z wszechswiatem.<br />

Po trzecie, rzeczywistose ta jest k 0 n i e c z n a. Zrozumial to jui two rca<br />

idei bytu, Parmenides. Czymze jest bowiem "byt" Tym co jest. W takim<br />

razie byt m u s i bye, czyli jest konieczny, me moze bowiem - z definicji<br />

- nie bye; dlatego dla Parmenidesa cala rzeczywistose jest konieczna. Ale<br />

zarazem podstawowil intuicj,! metafizyki bylo, ze rzeczy wraz z nami<br />

wlasnie n i e S,! konieczne, powstajil bowiem i ginil, mogil bye lub nie bye<br />

i dlatego "domagajil" siy jako swej racji bytu koniecznego.<br />

Po czwarte, tak rozumiana rzeczywistose jest n i e s k 0 n cz 0 n a, kaide<br />

bowiem ograniczenie oznaczaloby, ze jej czegos brak, nie jest wiyc pelniil.<br />

Takie z tego powodu jest ona jedyna, w przeciwnym razie bylaby przez cos<br />

ograniczona, bylaby wiyc skonczona.<br />

Po piilte, rzeczywistose ta jest ostateczn,! p raw d il . Absolutnie prawdziwe<br />

jest bowiem to, co jest tak, a nie inaczej i co nie moze bye inaczej<br />

- pelna prawda musi bye niezmienna i konieczna. W swiecie nigdy nie rna<br />

prawd ostatecznych, nic nie jest pewne, wszystko jest zmienne.<br />

Po szoste wreszcie, byt absolutny jest Bog i em. Pojycie Boga, ktore<br />

wylania siy z religijnej in terpretacji rzeczywistosci, zostalo memal od razu<br />

przyswojone przez idey metafizycznego Absolutu. Dlaczego Zapewne<br />

z dwoch powodow. Najpierw, poniewaz pelnia rzeczywistoSci to takie<br />

petnia tego, czemu nic nie brakuje i co dlatego jest calkowicie inne niz<br />

nasza skonczona, niepewna i niezrozumiala rzeczywistose - jest d 0 s k o­<br />

n a I a. Po drugie, absolut prawdy i rozumnosci moze bye interpretowany<br />

jako myslilcy "podmiot", Zywy rozum. luz wczesni Grecy mowili 0 boskim<br />

rozumie poruszaj,!cym i porz'!dkujilcym wszystko, a dla Arystotelesa<br />

- wzoru wielu metafizykow chrzescijanskich - byt absolutny, czyli "czysty<br />

akt", jest tozsamy z "samomyslilc'! myslil".<br />

DtM tak rozumiany Bog metafizyki zostal zaadoptowany przez mysl<br />

chrzeScijansk,!. Sarno pojycie bytu wydawalo siy cudown,! poganskil<br />

odpowiedzi,! ludzkiego umyslu na Logos, ktory "oswieca kazdego czlowieka<br />

na swiat przychodzilcego", bowiem Bog w Ksiydze Wyjscia mowi<br />

o sobie ,,Jestem, ktory Jestem" - jestem, a wiyc jestem by tern, ktorego cal,!<br />

trdciil jest wlasnie bytowose. Dla sw. Tomasza Bog - jak wiadomo - jest<br />

" czystym aktem", ktory jest nie tyle najwyzszym by tern (ens), ile samym<br />

byciem (esse) i wlasnie dlatego jest odrybny od wszystkich by tow:


ZR60LA POZNANIA BOG A<br />

59<br />

w przeciwienstwie do byt6w, ktore m aj '! bycie, Bog j est swoim wlasnym<br />

byciem, istnieniem. Dlatego czerpie On wszystko z siebie samego: jest "per<br />

sen (przez siebie), jest ,,/psum Esse subsistens" (samym samoistnym<br />

Byciem). Z koncepcji tej sw. Tomasz wyprowadza wiele atrybut6w Boga:<br />

lego jedynose, nieskonczonose, bezcielesnosc, wiecznosc, niezmiennosc,<br />

prostot{:, a taki:e wszechwiedz{:, wszechmoc, stworczosc. Ten ostatni punkt<br />

jest dla metalizyki chrzeScijanskiej szczeg61nie wainy. Rzeczywlscie, tylko<br />

Samoistne Istnienie a nie nicosc moze bye absolutnym zr6dlem istnienia<br />

rzeczy - sk,!die by je bowiem mogly otrzymac, jak nie od Niego Skoro<br />

tak, to byty musz'! otrzymywac swe istnienie nieustannie, nie maj,!c go<br />

bowiem ze siebie, mog,! je w kazdym momencie utracic. Swiat nie jest wi{:C<br />

bynajmniej tozsamy z Bogiem, musi natorniast stale w Nim u c z estn<br />

i c z y e jako w samoistnym, stw6rczym Istnieniu.<br />

lesli jednak zapytamy, w jaki spos6b Bog metalizyki jest po z n a w a 1­<br />

ny, popadamy w niejaki klopot. Sw. Tomasz podkresla, ze 0 Bogu wiemy<br />

raczej to, czym nie jest, niz to czym jest - jest On tajemniczym Innym.<br />

Z drugiej jednak strony, mozemy 0 Nim wypowiadac pewne twierdzenia<br />

przez analogi{: do tego, co najdoskonalsze w stworzeniach, bowiem jako<br />

stworzenia musz'! nosic na sobie slady Stworcy. W zadnym jednak<br />

wypadku nie mamy wgl,!du w bosk'! istot{:, ktor'! jest konieczne bycie,<br />

istnienie i dlatego istnienie to musimy u dow a d n i a C. Sk,!d jednak<br />

w takim razie wiemy, ze B6gjest swoim istnieniem Zanim na to pytanie<br />

odpowiemy i rozstaniemy si{: z klasyczn,! metalizyk,!, przypatrzmy si{:<br />

najwarniejszym argumentom na istnienie Boga, ktore i wsp6lczesnie<br />

znajduj,! zwolennikow. 1<br />

Chronologicznie pierwszym z nich jest argument z celowosci swiata,<br />

argument, kt6ry si{:ga swoimi pocz'!tkami do Platona, a i dzis bywa<br />

broniony przez niekt6rych, szczeg6lnie anglosaskich, filozof6w i fizyk6w.<br />

Zwraca on uwag{: na to, co moina nazwac rozumnosci,! rzeczywistosci:<br />

a wi{:C zar6wno na jej poznawalnosc, jak i na struktur{: zywych organizmow,<br />

kierunek ewolucji zmierzaj,!cej, jak si~ zdaje, ku istotom mysl'!cym,<br />

jak wreszcie pi{:kno swiata. Ostatnie wersje tego argumentu chc,! wskazae<br />

na niezwykle niskie prawdopodobienstwo przypadkowego powstania swiata<br />

takiego, jaki jest, poniewaz jest on wynikiem zestawu proporcji<br />

czynnik6w, ktorych najlzejsze zachwianie uniemozliwiloby rozw6j swiata.<br />

U pocz'!tk6w swiata i poprzez jego funkcjonowanie daje 0 sobie nieprzeparcie<br />

znac Mysl - oto wniosek dowodu z celowosci. Niestety jednak<br />

- jak zwraca si{: niemal powszechnie uwag~ - nie da si~ tego po prostu<br />

udowodnie, poniewaz zawsze da si~ pomyslee, ze rzeczy s'! jakie s'! jedynie<br />

dzi{:ki wewn~trznym skladnikom wszechswiata, kt6re da si~ coraz lepiej<br />

wyjasniac naukowo, lecz ktorych ostateczne pojawienie si{: moina uwazae<br />

za czysty fakt. Pot~znym kontrargumentem jest tu taki:e istnienie zla, kt6re<br />

I John Hick, Arguments for the Existence of God, London (Macmillan Press) 1970; polski<br />

przeklad ukaie si~ vi tym roku nakladem Wydawnictwa <strong>Znak</strong>.


60 KAROL TARNOWSKI<br />

wyzywa wszelki porz,!dek, jest czynnikiem chaosu, destrukcji, tym, czego<br />

istnienia nie da si~ racjonainie usprawiedliwie - choe nie stanowi on tam<br />

rozstrzygaj,!cego argumentu przeciwko istnieniu Boga. "Celowose" moZe<br />

wchodzie w sklad przeZycia religijnego, ale nie da si~ jej po prostu<br />

udowodnie.<br />

Drugi typ argumentow za istnieniem Boga, ktory takZe rna wspolczeSnie<br />

wielu zwolennikow - to tak zwany dowod ontologiczny, pochodz'!cy od<br />

sw. Anzelma, z XII wieku. Jego punktem wyjsciajest idea Bogajako "tego,<br />

nad co nic wi~kszego nie daje si~ pomyslee", a istot'! dowodu analiza tej<br />

w/asnie idei. Dobrze znane rozumowanie sw. Anzelma jest nast~puj,!ce.<br />

Idea "tego, nad co nic wi~kszego nie da si~ pomyslee" nie moZe bye tyl k 0<br />

ide'! tkwi'!c'! w naszym umysle, bowiem czyms wi~kszym jest istniee nie<br />

jedynie w idei, ale takze w rzeczywistoSci, ktorej ta idea dotyczy. Albo wi~<br />

idea Boga jest wewn~trznie sprzeczna - a chyba nie jest - albo Bog istnieje<br />

nie tylko w idei, ale takZe poza ni,!. Przeciwko temu dowodowi, ktory<br />

wci,!z fascynuje, wysuwane S,! zwlaszcza dwa zarzuty. Po pierwsze, nie<br />

morna mowie 0 istnieniu jako 0 wlasciwosci czy "doskonalosci" obok<br />

innych - istnienie jest w calkiem szczegolnym stosunku do rzeczy, innym<br />

niz na przyklad wszechmoc, dobroe itd. Po drugie - z tego, ze mozemy<br />

porn y s lee cos istniej,!cego, nie wynika koniecznie, ze to cos r z e c z y w i ­<br />

sci e istnieje koniecznie: mysl nie rna wladzy nad prawd,! 0 rzeczywistoSci,<br />

prawomocne przejScie zachodzi nie od mysli do rzeczywistosci, lecz<br />

odwrotnie - od rzeczywistosci do mysli. Kartezjusz na kanwie idei sw.<br />

Anzelma mowi 0 idei NieskOl1czonosci, ktorej skOl1czona mysl nie moze,<br />

by tak rzec, pomieScie, ktora wi~c nie moze od niej pochodzie. Obecnose<br />

idei boskiej NieskOl1czonosci w skonczonym ludzkim umysle - oto, co<br />

"daje do myslenia" takim choeby wspo/czesnym myslicielom jak Emmanuel<br />

Uvinas. Lecz czy morna tu mowie 0 prawomocnym wniosku czy<br />

raczej 0 moZliwym akcie wi a r y w to, ze idea Nieskonczonego jest w nas<br />

sladem samego Nieskonczonego<br />

Tomasz z Akwinu, ktory krytykowal sw. Anzelma, uwazal, Ze jedyny<br />

moZliwy typ argumentow na istnienie Boga prowadzi od zmyslowo nam<br />

danej rzeczywistosci poprzez poj~ie przyczynowosci. Jest on autorem tzw.<br />

pi~u drog, zwanych od czasow Kanta argumentami kosmologicznymi.<br />

Ujmuj,!c kolejno jakis aspekt rzeczywistosci zmyslowo dost~nej, np.<br />

zjawisko ruchu, przyczynowoSci, celowosci itd., chc,! one wykazae, Ze<br />

aspekty te domagaj,! si~ ostatecznej czyli Pierwszej Przyczyny. Na przykIad<br />

trzecia, moze najwarniejsza droga, mowi, ze to, co nas otacza, dostrzegamy<br />

jako zniszczalne, a zatem mog'lce bye lub nie bye. Gdyby jednak tylko taka<br />

rzeczywistose istniala, to dotychczas niczego by nie by/o, bo wszystkie<br />

przyczyny musz'l zniszczee, a zatem musialy i powstae. Gdyby nie istnial<br />

byt, ktory nie moze powstawae i gin,!e, bye lub nie bye, bowiem j est<br />

swoim byciem, nie byloby takZe rzeczywistosci, ktora to bycie jedynie rna.<br />

Argumenty sw. Tomasza poddaj,! si~ latwo powierzchownej krytyce.<br />

Kiedy mowi on, ze nie moze bye nieskonczonego ci'lgu przyczyn i trzeba


iR6DLA POZNANIA BOG A<br />

61<br />

si~ zatrzymac na pierwszej, wskazuje si~ na to, ze w czasie i przestrzeni<br />

przyczyny ci~gn~ si~ wlasnie w nieskonczonosc i ze zadnej pierwszej<br />

wskazac nie sposob. SW. Tomaszowi chodzilo jednak 0 COS zupelnie<br />

innego: ze tylko Samoistne Istnienie moze - nie w przeszlosci, a w kazdej<br />

chwiJi - zdac spraw~ z niesamoistnego. W przeciwnym wypadku istnienie<br />

byt6w takich, jakie znamy, byloby niewytlumaczalne, byloby czystym<br />

irracjonalnym faktem.<br />

Tylko, ze idea Samoistnego Istnienia, Bytu Koniecznego jest w istocie<br />

zalozeniem calego myslenia metafizycznego, jej punktem wyjScia,<br />

kt6rego istnienie przyjmuje si~ de facto, zanim rozpocz~lo si~ jego<br />

dowodzenie. Jest tak dlatego, ze niezaleinie od interpretacji Boga z Ksi~gi<br />

Wyjscia - wyraza ona jedynie podstawow~ intuicj~ metafizyki, jak~ jest<br />

koniecznosc przyj~cia absolutnie racjonalnej, ostatecznej rzeczywistoSci,<br />

kt6ra wyjaSnialaby t~ nie w pelni racjonaln~. Metafizyka odkryla w czlowieku<br />

absolutn~ m i a r ~ rozumnoSci, a taki:e doskonalosci, miar~, 0 kt6rej<br />

korzenie wolno teraz dalej pytac i doszukiwac si~ jej w "doswiadczeniu<br />

religijnym". Ale od kryc miar~ rzeczy i w y m 6 g "dostatecznej racji" to<br />

jeszcze nie to sarno, co w sposob niepow~tpiewalny stwierdzic, ze ta racja<br />

i ta miara naprawd~ jest. Bowiem czysto racjonalnie nie mozemy w y ­<br />

k I u c z y c moi:liwoSci, ze swiat jest w swym rdzeniu ostatecznym, niewytlumaczalnym<br />

faktem, ze jest w swym rdzeniu irracjonalny. Rozum ludzki<br />

zdolny jest taki:e do krytyki rozumu metafizycznego. B6g metafizyki moze<br />

si~ stac okazj~ do doswiadczenia reJigijnego, moze je takze racjonalnie<br />

artykulowac. Ale tylko doswiadczenie religijne i wiara s~ miejscami, gdzie<br />

moze dokonac si~ to, co nazywamy poznaniem Boga, zarowno tego, Kim<br />

jest, jak tego, ze jest. Trzeba wi~ nam teraz przejsc do analizy tego<br />

szczeg61nego doswiadczenia, kt6re stapia si~ w jedno z wiar~ w Boga.<br />

II<br />

U podstaw wszelkich religii leZy pewna wi zj a s w i at a. Przez wizj~<br />

rozumiem tu "odbi6r" rzeczywistosci naturalny i swoiScie bezposredni,<br />

kt6ry nigdy nie daje si~ sprowadzic do rozumowan czy nabudowac na nich<br />

bez reszty. W reJigiach swiat w calosci ,jawi" si~ jako odniesiony do<br />

transcendentnej rzeczywistosci, sk~pany w niej niejako. Czlowiekowi<br />

religijnemu wszystko poniek~d "mowi" 0 tym, co boskie, i - przynajmniej<br />

w pewnej warstwie tego przezycia - nic nie moze on na to poradzic: tak po<br />

prostu "widzi". JeSli tak widzi, to dlatego, ze musial kiedys do s wi adc<br />

z y c religijnego wymiaru rzeczywistosci.<br />

Ale co oznacza w tym wypadku doswiadczenie Czy moina por6wnywac<br />

doswiadczenie tego oto pulpitu do - jakkolwiek by szeroko<br />

rozumianego - "doswiadczenia" boskiej RzeczywistoSci Niew~tpJiwie nie.<br />

Na czym dokladnie ta roinica polega, powiem wowczas, gdy b¢~ mowic<br />

o wierze. Na razie zapytajmy - jak w og61e to doswiadczenie jest moi:liwe<br />

i jak je mozna okreslic


62 KAROL TARNOWSKI<br />

Doswiadczenie religijne jest nierozl~cznym zwi~zkiem pewnego W y d a­<br />

rzenia w Zyciu doswiadczaj~cego i swoist~ interpretacj~ tego wydarzenia.<br />

Bog, transcendentna Rzeczywistose z reguly przychodz'l do czlowieka<br />

w wydarzeniu - nie kategoria bytu jest tu kluczowa, lecz kategoria<br />

wydarzenia, w ktorym "przemawia" do czlowieka cos nieskOl1czenie<br />

waznego i rzeczywistego, co go w pewien sposob przemienia, "cos z nim<br />

robi". Wydarzenie doswiadczenia jest tu wi~c pewn~ his tor i~, ktor'l<br />

w kr~gu oddzialywania chrzdcijanstwa moina takZe okreslie jako spotkanie,<br />

ktore cos inicjuje.<br />

Lecz wydarzenie jest znacz'lce dlatego, ze moze zostae w odpowiedni<br />

sposob zinterpretowane. Interpretacja jest tym, co uwypukla fakt, Ze<br />

doswiadczenie jest wydarzeniem w sferze sen s u. Czym jest sens Moina<br />

go rozumiee co najrnniej trojako.2<br />

Najpierw sens jest - jak to we wsp6lczesnej filozofii mowi si~ coraz<br />

cz~ciej - doswiadczaniem czegos j a k 0 ... tego czy owego. Kiedy siedz~<br />

przy /adnym biurku, traktuj~ to biurko jako przyrz'ld do pracy - jego<br />

sensem jest bycie dla mnie pewnym narz~ziem. Ale kiedy przestaj~ przy<br />

nim pracowae, moze one dla mnie nab rae innego sensu, np. przedmiotu<br />

fizycznego lub czegos ladnego, czemu si~ z upodobaniem przygl~dam. Otoz<br />

w doswiadczeniu religijnym kaida rzecz, napotkany czlowiek, zachod<br />

slonca, kaide cierpienie poza swym zwykiym sensem moie bye widziane<br />

j a k 0 przejaw transcendentnej Rzeczywistosci lub wr~cz jako wyraz<br />

osobowego Boga. Czlowiek religijny moze zobaczye wszystko jako symbol<br />

czy - jak m6wi Jaspers - szyfr Boga. 3 To "widzenie" jest zreszt~ - jak<br />

twierdz~ filozofowie religij - zazwyczaj nieodl~czne od dzialania, na<br />

przyklad obr~du liturgicznego czy modlitwy. Ma to znaczenie zasadnicze,<br />

gdyi wskazuje na to, iz pierwotnym sposobem poznawania Boga nie jest<br />

bierne stwierdzanie J ego istnienia, lecz - w kaidym razie w religiach<br />

biblijnych - pokome zwracanie si~ w stron~ partnera wezwania, pewnego<br />

"Ty". Jest to jednak moi:liwe dlatego, ze w doswiadczeniu ludzka<br />

swiadomose zdolna jest do "wyjscia poza siebie", napotkania czegos<br />

innego nii ona sama i pomyslenia, zinterpretowania go. Tak rozumiany<br />

sens moina nazwae "rozpoznaj


ZR6DLA POZNANIA BOGA<br />

63<br />

oczekuje w przyszlosci. Dlatego ten rodzaj sensu nazwijmy z braku<br />

lepszego okrdlenia "sensem projektuj~cym". Sens ow ogniskuje niejako,<br />

skupia w jednym kierunku nasze poszczegolne d~zenia i zaplanowane ceie,<br />

stanowi~c jakby ich aksjologiczny horyzont, ku ktoremu jestesmy stale,<br />

mysl~c 0 tym czy nie, wychyleni.<br />

OtM tym, co ozywia skrycie "sens projektuj~cy", wydaje si~ p ragn<br />

i en i e do b r a4, w ktorym zawiera si~ takze zazwyczaj pragnienie<br />

sprostania wymogom naszej moralnej istoty, dobrze spelnionego i dojrzalego<br />

iycia, lecz takze iycia po prostu szcz~sliwego. Pragnienie to zderza<br />

si~ jednak, jak dobrze wiemy, z doswiadczanym przez nas jako nieuchronne<br />

zlem pod rozmaitymi postaciami. N asze projekty dobrego zycia s~ mniej<br />

lub bardziej skazane na niepowodzenie: zarowno od strony naszych<br />

wlasnych slabosci czy zewn~trznego ukladu okolicznosci, jak wreszcie<br />

zagrazaj~cej bezlitosnie smierci wylania si~ wizja kl~ski, ktora moze nas<br />

przyprawic 0 egzystencjaln~ rozpacz. Zlo, swoiste zlo, to takze niepewnose<br />

i niejasnose naszej egzystencji w swiecie, w ktory wydajemy si~ - jak mowil<br />

Heidegger - rzuceni, nie wiedz~c, ani "dok~d idziemy", ani "sk~d<br />

przyszlismy". Sens projektuj~y natrafia tu na absolutn~ barier~, poza<br />

ktor~ czai si~ perspektywa calkowitego bez-sensu, absurdu: jdli bowiem<br />

n i e m a zadnego "sk~d i do k~d", to iycie m usi bye napi~tnowane<br />

- pomimo i wbrew najpi~kniejszym wartosciom - najgl~bszym t rag i z­<br />

me m, przeciwko ktorem u cos w nas w sposob absol utnie pierwotny<br />

protestuje. W ten sposob sens projektuj~cy stapia si~ w jedno z pragnieniem<br />

inn ego jeszcze rodzaju sensu, ktory oswietlilby w sposob<br />

ostateczny cal~ nasz~ sytuacj~ w swiecie i wykluczylby udr~k~ moZliwej<br />

ostatecznej przypadkowosci tej egzystencji, jej calkowitej - by tak rzec<br />

- niepotrzebnosci.<br />

W to wlasnie pragnienie sensu wkracza i na ni~ jakby czatuje<br />

odwieczna pamiye religijna ludzkosci, ktora zanotowala i przekazala mysl<br />

o perspektywie ostatecznego ratunku, z b a w i e n i a zarowno od pustki,<br />

nieobecnosci sensu, jak od ontologicznej nicosci - zbawienia, ktore moze<br />

przyjse jedynie od strony ostatecznej Rzeczywistosci . ezy jest ni~ Bog<br />

I Kim jest Bog w perspektywie pragnienia ostatecznego sensu<br />

Odpowiedz na to pytanie nie jest prosta, poniewaz religie rMni~ si~<br />

mi~zy sob~ . Wolno jednak powiedziee przynajmniej tyle. Boskose i Bog<br />

- to przede wszystkim To, co czlowieka najgl~biej obchodzi, na co<br />

w pewien zasadniczy sposob stawia i od czego oczekuje pomocy. Jest to<br />

wi~c calkiem szczegolna najwyzsza "wartose", ktora rownoczeSnie uwalnia<br />

od pustki, pozomosci i nasyconej bolem skonczonosci Zycia oraz od<br />

dotkliwej przypadkowosci i niezrozumialosci swiata i nas samych. Uwalnia<br />

przez to, ze jest w swej zawartoSci rownoczesnie r z e c z y wi s t 0 sci ~ petn~<br />

mocy i zarazem laskawosci. To "fundament", ktory powoduje, ze oba<br />

4 Tennin szczeg61nie wyr6zniony przez Simone Wei!. Na ten temat por. ZIlajduj~C


64 KAROL TARNOWSKI<br />

rodzaje sensu: rozpoznaj~cy i projektujll-CY uzyskuj~ szczegoln~ jakosc<br />

pelni przez to, ze zakotwiczaj~ si~ w owym innym, wlasnie ostatecznym<br />

sensie, ktory przemienia i jakby "nadaje" dopiero sens wszystkiemu<br />

innemu. Doswiadczac rzeczywistoSci w sposob religijny, to doswiadczyc jej<br />

jako w pelni sensownej.<br />

W doswiadczeniu - sit venia verbo - re\igijnym ow sens ostateczny nie<br />

jest bynajrnniej czyms abstrakcyjnym: jest doswiadczany jako k 0 n k retn<br />

a rzeczywistosc. Konkretna to znaczy zdolna do interweniowania hic et<br />

nunc w nasz~ biedn~ p61-rzeczywistosc i dlatego zdolna tez przybierac<br />

okreSlon~ "twarz", ktor~ moma n a z wac i jej wzywac. Filozofowie religii<br />

zadali sobie trud utworzenia kategorii, w jak~ moma uj~c t~ w najwyZszym<br />

stopniu wartoSci.ow~, nadaj~~ sens i konkretnie dzialaj~q Rzeczywistosc:<br />

jest ni~ Swi~tosc. Kategoria ta uchwytuje cos bardzo istotnego z tego, co<br />

jawi si~ czlowiekowi religijnemu: wskazuje, z jednej strony na to, co<br />

radykalnie Inne, niedosi~me i niedotykalne, i dlatego taki:e niemozliwe do<br />

zamkni~cia w znane nam wyobrazenia i poj~a; z drugiej, mowi 0 mocy,<br />

kt6ra wkracza i dla kt6rej nic nie jest niemo:iIiwe; z trzeciej wreszcie,<br />

wskazuje na doskonalosc, kt6ra wzywa do nasladowania - wprawdzie<br />

tylko Swi~ty B6g jest doskonaly, ale "bl!dzcie doskonaIi jako Ojciec wasz<br />

doskonaly jest..." Kategoria Swi~tosci przypomina nam taki:e 0 podstawowym<br />

prawie poznania religijnego: to, co swi~te i doskonale, "Boga",<br />

poznawac mozna pierwotnie jedynie przez u c z est n i c two, a nie z dystansu<br />

wlasciwego teoretycznemu mysleniu. Doswiadczenie Sacrum w re\igiach<br />

archaicznych bylo doswiadczeniem uczestniczenia w sakralnej mocy,<br />

a we wszystkich religiach udzial w liturgii, w rytuale i sakramentach jest<br />

okazj~ do Spotkania, ktore moze wycisn~c slad na calym Zyciu. Bowiem<br />

spotkanie ze Swi~tosci~ zaprasza i wzywa do przemian)' wewn~trznej, do<br />

ludzkiej swi~tosci, kt6r~ moma okrdlic jako moraln~. Sw. Jan Ewangelista<br />

m6wi wyraznie, ze zna Boga tylko ten, kto sam kocha. Dlatego<br />

w tradycji biblijnej poznanie nie oznacza bynajmniej tylko intelektualnej<br />

kontemplacji, lecz uczestnictwo w Swi~tosci Boga, ktorej pozwalamy si~<br />

przenikac i przemieniac, i dzi~ki temu t a k z e mozemy j~ poznawac<br />

w zwyklym znaczeniu tego slowa. JeSli w tradycji chrzeScijanskiej kontemplacja<br />

jest samym sednem przyobiecanej szcz~SIiwoSci, to tylko dlatego, Ze<br />

stanowi jedno z calkowicie bezinteresown~ miloSci~, przygotowywan:t "in<br />

via" przez walk~ z wlasnym egoizmem, a przede wszystkim przez osobisty,<br />

intymny kontakt z boskim "Ty".<br />

ezy potrafimy jeszcze doswiadczac Swi~tosci i jej mocy lntensywnosc<br />

spotkan modlitewnych we wspolnotach chrzeScijanskich, niektorych mszy<br />

papieskich, zdolnosc przej~ia si~ moralnym swiadectwem takich ludzi jak<br />

Matka Teresa z Kalkuty, wreszcie czasami czyms, co wydaje si~ przemawiac<br />

do nas poprzez pi~kno swiata - wszystko to wskazuje chyba na<br />

trwalosc "doswiadczenia religijnego". Tylko ze grozi nam takZe, jak<br />

wiadomo, "dzikie sacrum", poszukiwanie i wytwarzanie "odlotowych"<br />

przezyc, nieokielznanych zbiorowych emocji, falszywej mistyki. Tym­


ZR6DLA POZNANIA BOGA<br />

65<br />

czasem pragnienie dobra i ostatecznego sensu jest i musi bye nieodl,!czne<br />

ad poszukiwania p raw d y 0 dobru i 0 ostatecznym sensie. Prawda zas<br />

nieodl,!czna jest ad rozumu i od pracy mysli, to znaczy od in t e r­<br />

pre t acj i tego, co spotykamy i czego naprawd~ pragniemy, interpretacji<br />

naszej egzystencji w swietle tradycji naszej cywilizacji, naszych narz~dzi<br />

myslenia, naszej uwagi i godnego zaufania autorytetu.<br />

Czy jednak w takim razie doswiadczenie religijne jest w ogole poznaniem<br />

Czy da si~ go w jakimkolwiek sensie porownae do poznania<br />

biurka, przy ktorym piszr,:, moich wlasnych stanow psychicznych czy<br />

rownania matematycznego Zeby na to pytanie odpowiedziee, musimy<br />

jeszcze zanalizowae pokrotce podstawowy akt religijny, jakim jest wiara<br />

- i zapytae 0 jej zwi,!zki z rozumnoSci'!.<br />

III<br />

Doswiadczenie religijne to doswiadczenie spotkania z RzeczywistoSci,!,<br />

ktorajest radykalnie inna i dlatego nieuchwytna. Jest wi~c ono paradoksalne,<br />

wydaje sir,: bowiem, ze spotkanie czy doswiadczenie jest nawi,!zaniem<br />

jakiegos zwi,!zku mi~zy spotykaj,!cym a spotykanym, zwi,!zku, ktory<br />

zaklada, ze jest mi~dzy nimi pewna jednorodnose czy przynajmniej jakid<br />

neutralne "pole spotkania"; filozofia transcendentalna mowi, ze takim<br />

neutralnym polem wszelkiego "spotkania" musi bye czasowose. Tymczasem<br />

w wypadku doswiadczenia religijnego jednoradnose ta jest z gory<br />

wykluczona, a "pole spotkania" musi bye tak odrnienne jak jego boski<br />

Partner. J ak wir,:c to spotkanie jest w ogo\e mozliwe Dzi~ki temu, Ze<br />

w spotkani u tym zaangazowana jest w 0 I nos e. Czym ona jest Poruszr,: tu<br />

tylko dwa momenty.<br />

Najpierw wolnose to ta wlasciwose czlowieka, ktora powoduje, ze moze<br />

on mysl,! i wyobrami,! p r z e k r a c z a e wszystko, co skonczone: wolnose<br />

to zdolnosc "transcendowania" i przez to jakby "uwalniania" si~ w duchu<br />

ad wsze1kich (np. politycznych) ograniczen; to ten wlasnie aspekt wolnosci<br />

powoduje, ze czlowiek w imi~ wszystkich wartosci potrafi zniese najgorsze<br />

przdladowania. W swietle tego znaczenia slowa "wolnose" moglibysmy<br />

powiedziee, ze idea Nieskonczonosci, podobnie jak Jaspersowskiej Transcendencji,<br />

jest w nas znakiem przede wszystkim naszej wolnosci. Inaczej<br />

mowi,!c, wolnose to otwartosc na to, czego swiat nie moze w zadnej mierze<br />

zaspokoie.<br />

Nastwnie jednak wolnose to fakt, ze czlowiek moze w y b i era c<br />

mi~zy wartosciarni, szczegolnie rni~zy duchowymi a tzw. materiainymi,<br />

a ostatecznie - mit,:dzy dobrem a zlem. Kiedy czuj~, ze powinienem komus,<br />

kto mnie skrzywdzil, przebaczye, to powinnose ta nie przym usza mnie, jak<br />

koniecznosc sn u: m 0 g r,: nie przebaczye, tak jak mog~ nie bye prawd omownym,<br />

pracowitym, slownym itp. Jest tak dlatego, ze im wyzsze wchodz,!<br />

w grr,: wartosci, ktore s,! wszak rowniez duchowymi rzeczywistosciami, tym<br />

mniej si~ narzucaj,!, tym mniej nas do czegos chq zmusie: apeluj,! one, ale


66 KAROL TARNOWSKI<br />

nigdy do niczego nie przymuszaj(!. Apeluj(! z jednej strony do naszej<br />

zd9lnosci interpretacji rzeczywistosci, z drugiej, do czegos takiego jak<br />

"dobra wola": trzeba miee dobr(! wol~, zeby nie bye gluchym na wezwanie<br />

wolaj(!cego 0 pomoc czlowieka czy prawdy domagajllcej si~ swiadectwa.<br />

Wyzszych wartosci, podobnie jak przed miotow matematyki, nie moina<br />

bowiem ani dotkn(!e, ani ich po prostu stwierdzie. Trzeba miee wrazliwose,<br />

otwartose i "ducha prawdy", hory nie pozwala, by emocje czy winy<br />

zaciemnialy nasze rozumienie.<br />

W doswiadczeniu religijnym Bog ,jawi" si~ jako najwYZsza Wartose,<br />

ostateczny Sens i absol utna Rzeczywistose. Ale czy jawi si~ rzeczywiScie<br />

W doswiadczeniu tym mamy do czynienia z calkiem swoistym "spotkaniem"<br />

ludzkiej egzystencji z absolutnll Transcendencjll, co jest, rzee<br />

moina, najgl~bszll i - jak to dobrze wiedzial Kierkegaard - najistotniejszll<br />

postacill paradoksu. Jdli bowiem doswiadczae oznacza obcowae z pewnll<br />

obecnoScill, to doswiadczenie religijne jest spotkaniem z n i eo be cn 0 s­<br />

ci Il: jest to, trzeba by powiedziee, "obeenosc Nieobecnosci", czyli tego, co<br />

w sposob radykalny przekracza wszystko, co moze bye dla nas obecne, ale<br />

takze - przez r.vykle zaprzeczenie - nieobeene. Oto dlaczego nie mozemy<br />

w zadnym sensie stwierdzie, ze Bog "istnieje" lub "nie istnieje",<br />

poniewaz nasze moZliwosci stwierdzania czegokolwiek (lub dowodzenia,<br />

ktore takZe do stwierdzania prowadzi) ograniczajll si~ z koniecznosci do<br />

przedmiotow albo danych zmyslom, albo wyznaczonych przez poj~cia<br />

odkryte (lub wytworzone) przez nas wewn Il trz najszerzej rozumianego<br />

uniwersum. Podobnie tylko do tego uniwersum ograniczajll si~ nasze<br />

moZliwosci rozumienia w znaczeniu WgJIldu w struktur~ rzeezy umoz­<br />

Iiwiajllc,! nam jakid nad til rzeczll zapanowanie. Dlatego Bog moZe bye<br />

tylko i jedynie korelatem naszej wolnosci zdolnej do transcendowania<br />

swiata, ale takze - i to jest kluczowe - do akceptacji "dotkni~cia" czy<br />

"poruszenia" przcz Boga, ktory t~ wolnosc najgl~biej an g a z uj e, w pewien<br />

sposob willie, tylko jednak dlatego, ze stanowi jedno z tym, co<br />

przeczuwamy jako kres drllzllcego nas pragnienia dobra i ostatecznego<br />

sensu. Oznacza to, ze Bog moze bye poznany tylko w wi e r z e. Rozpatrzymy<br />

tu tylko "epistemologiczne" aspekty wiary.<br />

W wierze za warta jest afirmacja r z e c z y w i s to sci Boga jako najwyzszego<br />

Dobra, ostatecznego Sensu i Mocy w taki sposob, ze moze On<br />

okrdlae "moje" zycie we wszystkich wymiarach. Tylko afirmacja Boga<br />

j a k 0 zdolnego okreSlac Zycie we wszystkich wymiarach, dokonujllca si~<br />

w wierze, jest w ogole jedynym prawomocnym poznaniem zarowno<br />

"istnienia" jak "istoty" Boga. Tylko bowiem osobiste otwarcie si~ na<br />

poruszenie nas przez tak rozumianll Transcendencjv pozwala nam jakos<br />

uch wycic, kim jest i ze jest, poniewaz Bog j est przede wszystkim - jak<br />

mowil Tillich - naszll "Ostatecznll Troskll", a nie anonimowym i nieokreslonym<br />

fundamentem bytu. Bog jest " Ostatecznll Troskll" oczywiscie d I a<br />

n a s, ale wszystko jawi si~ przeciez dla nas i 0 zadnym rzekomym<br />

obiektywizmie nie moze tu bye mowy. Kim jest Bog "sam w sobie", tego


ZRODLA POZNANIA BOGA<br />

67<br />

przeciei nie wiemy! Oto dlaczego tylko "przyswiadczenie reaine" - by uiye<br />

tu tenninologii Newmana - rna jakikolwiek epistemologiczny walor,<br />

podczas gdy "przyswiadczenie poj~iowe", dokonuj,!ce sit; tylko na poziomie<br />

teoretycznego myslenia, dotyczy z reguly pewnej konstrukcji poj~iowej,<br />

bt;d,!cej jedynie pust,! w istocie formul,! zastt;pcz'!, ktora w dodatku<br />

podstawia siebie falszywie pod sam,! rzeczywistose. Najglt;bszym powodem<br />

pozornosci "wiedzy pojt;ciowej" jest fakt, ie transcendencja Boga nie tylko<br />

jako transcendencja wymyka sit; poj¢om, ale rowniei: ie odslania sit; ona<br />

w pewien sposob jedynie poprzez "poruszenie", ktore moze bye rozumiane<br />

tylko w analogii do odslaniania sit; osoby. Wlasniejednak dlatego takie<br />

poj t; c i e osoby jest tu nieadekwatne - coz moiemy wiedziee 0 konkretnej<br />

osobie poprzez jej poj¢e Osoba odslania sit; jedynie poprzez wydarzenie,<br />

ktore jest zawsze jakirns zaproszeniem do dialogu. Oto dlaczego wszelkie<br />

poznanie Boga moiJiwe jest tylko dzit;ki naszej wolnosci i tylko dla niej,<br />

bowiem "dialog" moiJiwy jest tylko mi~zy wolnosciami - jakkolwiek by<br />

te poj~ia w zastosowaniu do Boga byly nieadekwatne.<br />

OtM wiara jako spotkanie z Transcendencj,! i Swit;tosci'! jest zawsze<br />

stopem pewnosci i ryzyka. S Pewnose odpowiada najpierw momentowi<br />

"poruszenia", ktore jest jak'!s postaci,! odslonit;cia, jakby objawienia<br />

w calkiem pierwotnym tego slowa znaczeniu. Dzit;ki temu, tajemniczemu<br />

w istocie, odslonit;ciu, nasza wlasna egzystencja i caly swiat jawi,! sit;<br />

w szczegolnym, "wypemionym" sensie; wiara jest rownoczdnie wizj,! - nie<br />

Boga, lecz swiata w swietle Boga. Akt wiary wydaje sit; wierz'!cemu w pemi<br />

rozumny, to znaczy dotycz'!cy p r a wd y i w tym sensie pewny. Dla<br />

czlowieka wierz,!cego - a przynajmniej chrzescijanina - sytuacja, w ktorej<br />

swiat bylby niewytlumaczalnym faktem, a duch ludzki pozbawiony boskiego<br />

Partnera, jest wprawdzie teoretycznie moiliwa, ale nieprawdziwa,<br />

niezgodna nie tylko z wymogiem sensu, ale takie z konstelacj,! "szyfrow"<br />

glt;boko dwuznaczn,! i niepokoj,!c,!, a jednak pozwalaj,!c,! przyj'l6 jako<br />

rzeczywistose ostateczny sens. Pewnose wiary rna takie charakter praktyczny,<br />

wyplywa z calosciowego zaangaiowania, jaki w wierze implicite sit;<br />

zawiera: kto raz decyduje sit; na obranie zasadniczego kierunku swego<br />

Zycia, to znaczy wsparcia go 0 Ostateczny Sens, ten sit; wi~ej nie waha,<br />

poniewai rozumie, ie stawk,! jest tu sarno jego iycie, jego "bye alba nie<br />

bye". Pewnose ta zreszt'! jest stopniowaina, rosnie - jak to wiedzial Pascal<br />

- wraz z tzw. Zyciem wiary, proporcjonalnym do wi ern osci pierwotnym<br />

zaangazowaniom, ktora bywa nagradzana swoistym ciemnym, lecz pewnym<br />

poznaniem religijnym. Wiatykiem na drodze owego Zycia wiary S,!<br />

swiadkowie wiary, bowiem wiara domaga sit; komunikacji w wierze,<br />

wzmacnia sit; w niej i poprzez ni'! buduje.<br />

Lecz pornit;dzy pewnosci,! odslonit;cia a pewnoSci,! zaangazowania<br />

i jego konsekwencjami midci sit; wlasciwe ryzyko wiary. Ma one trzy<br />

rMne poziomy. Poziom pierwszy, "teoretyczny", wyplywa z faktu, ze Bog<br />

, Por. na ten temat Paul Tillich. Dynamika wiary. ttum . A. Szostkiewicz, Poznan 1987.


68 KAROL TARNOWSKI<br />

- T ranscendencja - jest niewidzialny, nieuchwytny i niepojyty, a zatem, ze<br />

nie mozemy siy tu wesprzeC na zadnych "naturalnych" pewnoSciach . Ktos<br />

obdarzony "ethosem prawdy" i wymogiem jasnosci rna poczucie, ze<br />

calkowicie przekracza w wierze obszar, na kt6rym moze panowac swoimi<br />

wladzami intelektualnymi, skazanymi nonnalnie - jak m6wit Kant - na<br />

szeroko rozumianCl naocznosc. Musi on tu porzucic naocznosc, by<br />

postawic na cos, co zgadza siy co prawda z najglybszym jego wymogiem<br />

Absolutu, ale czego nigdy nie bydzie m6g1 ud owodnic i czego nawet<br />

najbliZsi jego przyjaciele mog~ nie dostrzegac i nie akceptowac. Poziom<br />

drugi - to ryzyko odp o wiedzi na poruszenie przez Transcendencjy.<br />

Poruszenie to bowiem rn a charakter we zwania do zyci a w swietle<br />

Bog a, a wiyc swiadczenia 0 Ostatecznym Sensie i Dobru; lecz za<br />

wezwaniem tym moma n i e p6jsc i ;lyC dalej, tak jakby nic siy nie stalo,<br />

jakby swiat byl ostatecznym horyzontem myslenia i dzialania. Dlatego<br />

w wierze zawsze zawiera siy moment decyzji i jaldegos zaangazowania - za<br />

alba przeciw Bogu; neutralnosc jest tutaj zawsze pozom a.<br />

Trzeci i najwamiejszy poziom ryzyka wi ~ze siy z paradoksem "obecno­<br />

Sci nieobecnoSci" Boga. Obecnosc jest z koniecznosci obecno sci~ k 0 n­<br />

k r et n ~ , a wiyc wejsciem w swiat szyfr6w, symboli, a przede wszystldm<br />

religii jako pewnego zorganizowanego systemu wierzen i zachowan wspartych<br />

przez wi elkich nauczycieli religijnych. Odsloniyci e Transcendencji jest<br />

od razu wejSciem w immancncjy, konkretnym "wcielaniem siy" w swiadectwa<br />

i swiadk6w, w okrdlone d r 0 g i do Boga. Poznawanie Boga nie jest<br />

moZliwe poza przyjyciem paradoksu "wcielenia". Lecz w tym momencie<br />

m oZliwe s~ dwie odpowiedzi na ten paradoks. Moma - w trosce 0 ochrony<br />

transcendencji Boga - budowac metodologiy transcendowania, oczyszczania,<br />

apofazy i w ten sposob poniek Cld uniewamiania wszelkich "szyfrow<br />

T ranscendencji" ; najbardziej bodaj heroicznym przykladem tej metodologii<br />

jest z jednej strony buddyzm, z drugiej filozo fi a 1aspersa. Moma jednak<br />

takze dostrzec we wcieleni u "i n ten cj y" boskiej Transcendencji i starac<br />

siy w ni~ wsluchac. Oznacza to zgody na ;lycie wewn~trz parad oksu<br />

nieustannego czy lepiej moZe: powtar zaj~cego siy zamieszkiwania Nieskonczonosci<br />

w skonczonoSci, Transcendencji w immanencji . Szczytem tego<br />

paradoksu jest oczywiscie wcielenie siy Boga w lezusie Chrystusie, s~<br />

ch rzdcijanskie idee Objawienia, Odkupienia, Zbawi enia, Zmartwychwstania.<br />

Odp owiadaj~ one na najgtybsze tysknoty czlowieka poszuk uj~cego<br />

dobra i sensu, tysknoty, ktore prz ej awi aj~ siy w chrzescijanstwie pod<br />

p o sta ci ~ Boga jako sch od z~cej do nydzy czlowieka i cie rp i~cej MiloSci.<br />

Lecz s t an o wi~ one kwi ntesencjy tego, co nazwalem ryzykiem wiary, jd Ji<br />

rozumiec pod tym postawienie catego ;lycia na cos, co z punktu widzenia<br />

rozumu calkowicie niepojyte, co moma zaakceptowac tylko w swym<br />

najbardziej indywidualnym "rdzeni u osobowym" - choc zarazem wpisuje<br />

si y one w "logiky wcielania", ktora rozpoczyna siy juz w gruncie rzeczy<br />

razem z sym boliczno-szyfrow~ str uktur ~ religijnego doswiadczenia Swiyto­<br />

Sci. Ryzyko to polega zwlaszcza na wejsciu w "di alog" - zaposredniczony


ZR60LA POZNANIA BOG A<br />

69<br />

przez wielorakie przekazy wiary - z osobiscie objawiaj,!cym si~<br />

i domagaj,!cym si~ naszego rzeczywistego wewn~trznego przeksztalcenia<br />

Bogiem, a wi~c na zgadzie na stanie si~ w calym swoim wolnym jestestwie<br />

uczniem, a nie mistrzem.<br />

• • •<br />

A zatem to nie rozumowania metafizyczne, lecz 0 wiele gl~biej ad nich<br />

lez'!cy konkretny, dla kazdego niepowtarzainy, a przeciez nie zamkni~ty<br />

i solipsystyczny logos religijny, nieodlllczny ad ontologicznego i aksjologicznego,<br />

a przede wszystkim sarno osobiste wejscie w relacj~ z boskim<br />

Partnerem, prowadzll nas do moiliwego poznania Boga - w wierze. Wiara<br />

bowiem niesie w sobie swoiste, perswazyjne swiatlo, ktore sw. Tomasz<br />

okreSlal jako "instynkt wiary" czy "intuicj~ " , a co w j~zyku teologii<br />

chrzeScijanskiej okresla si~ jako dzialanie Ducha Swi~tego czy inaczej<br />

- Laski. JeSli jednak j u i: w Boga wierzymy, wowczas i glowny rdzen<br />

argumentacji metafizycznej nabiera dla nas charakteru czegos wewn~trznie<br />

przekonujllcego - pod tym wzgl~dem nigdy nie dosyc jest czytac i rozmyslac<br />

nad Proslogionem sw. Anzelma z Canterbury. Tylko dla wierzllcego<br />

filozofa skonczonosc staje si~ zrozumiala poprzez Nieskonczonosc, a przygodnosc<br />

ontologiczna poprzez koniecznosc Samoistnego Istnienia. Tylko<br />

wowczas poj ~ia te i ich relacje odzwierciedlaj ll gl~bokll prawd~ i choc nie<br />

przewyzszajll pewnosci wiary, czynill jll w pewnym porz'!dku bardziej<br />

zrozumiai,! i przyczyniaj,! si~ do tego, ze w parze z wiar,! w Boga moZe ise<br />

wiara w ludzki rozum, b~llcy z pewnosci ,! jednym z najwspanialszych<br />

darow czlowieka. Z drugiej jednak strony, uczciwosc intelektualna nakazuje<br />

przyj rzee si~ blizej, a moze i dac pierwszenstwo przed metafizycznym,<br />

logoso wi aksjologicznemu i antropologicznemu - logice wartosci<br />

i logice m i ~d zy osob owego spotkania.<br />

Lecz zarowno wiara, jak uczciwy ludzki rozum b~ll bronie czlowieka<br />

przed jakllkolwiek in telektualnll idolatrill, gdyz, jak nie przestaje powtarzac<br />

cal a wi elka tradycja mistyczna, "quid est Deus nescimus", kim jest<br />

Bog - tego ostatecznie nie wiemy (sw. Tomasz, De Pot., 7,2, ad II ).<br />

Karol Tarnowski<br />

KAROL T ARNOWSKJ, ur. 1937 w Krakowie, filozor, pianista, czlonek redakcji<br />

"<strong>Znak</strong>u". Wydal ostatnio Ku ohsolulnej ucieczce. Bog i lViara IV filo zofii Gabriela<br />

Marcela (\ 993).


ANALIZA I RELIGIA <br />

ROZMOWA <br />

Z PROFESOREM RICHARDEM SWINBURNEM <br />

TADEUSZ SZUBKA: Moze zaczniemy t(! rozmow(! od nieco biograJicznego<br />

pytania. Tak si(! zlozylo, iz studiowal Pan w OksJordzie w szczytowym<br />

okresie rozwoju JilozoJii lingwistycznej. Od tego czasu JilozoJia analityczna<br />

znacznie si(! zmienila. Czy maglby Pan kratko scharakteryzowac wplyw tych<br />

zmian na Pana glawnq specjalnosc, tj. na JilozoJi(! religii<br />

RICHARD SWINBURNE: Filozofia lingwistyczna z konca lat plyCdziesi'!tych<br />

naszego stulecia utrzymywala, ze glownym zadaniem ftlozofii<br />

jest analiza znaczen slow, a szczegolnie tych, ktore odgrywaly wazn,! roly<br />

w formulowaniu tez ftlozoficznych. Kryla siy za tym mysl, ze jesli<br />

zrozumiemy, jak te slowa byly i S,! uzywane w jyzyku potocznym,<br />

dojdziemy do wniosku, iz wiele tez ftlozoficznych przeszlosci jest faktycznie<br />

pozbawionych znaczenia. Nie bydziemy siy wowczas kusie 0 gloszenie<br />

"wielkich" tez ftlozoficznych, ograniczaj,!c swoj,! dzialalnose do pomagania<br />

innym w jasnym wyrazaniu tez z obszaru ich wlasnych dyscyplin. Tak<br />

wiyc analizowalismy wowczas, jak slowa "przyczyna", "spostrzegae",<br />

"moralny" czy "materia" S,! uiywane na poziomie przedfilozoficznym.<br />

Idli traktuje si y tak,! dzialalnose jako prolegomena do filozofii, to wiele<br />

przemawia za analiz,! lingwistyczn,!, ktora uwraZliwia nas na to, jak<br />

uZywamy slow w fonnulowaniu "wielkich" tez. Ale zalozenie, iz na tyro<br />

wyczerpuje siy fil ozofi a, wydaje mi siy pogl,!dem absurdalnym. Mialem to<br />

Szczyscie, iz moglem uczestniczye w wielu zajyciach i wykladach 10hna<br />

L. Austina i bye swiadkiem uprawiania filozofti lingwistycznej na najwyzszym<br />

poziomie, lecz nawet wowczas bylem swiadom, iz filozofia to cos<br />

wiycej. Dla prawdziwego ftlozofa lingwistycznego to, co mogl robie filozof<br />

religii, sprowadzalo siy do opisywania tego, jak teologowie i w ogo\e ludzie<br />

religijni uzywaj,! jyzyka, lecz nie mogl on pytae 0 to, czy istnieje Bog i jaki<br />

On jest. Faktycznie nawet odczuwalo si y posmak pozytywizmu logicznego<br />

w sposobie, w jalci filozofowie w owym czasie traktowali religiy. Przeciytny<br />

filozof lingwistyczny utrzymywal, ze religia nie moze dotyczye czegos<br />

faktualnego, poniewaz w pewnym sensie religia jest nieweryfikowalna.<br />

W konsekwencji filozofia religii nie byla zbyt interesuj,!ca dla filozofa<br />

lingwistycznego.


ANALIZA I RELlGlA<br />

71<br />

Od tego czasu wszystko radykalnie si~ zmienilo. Glowny nurt filozofii<br />

anglo-amerykanskiej, kt6ry w okresie ostatnich 70 lat jest niekiedy<br />

nazywany filozofi~ analityczn~, odzyskal swoj~ rownowagy. Zajmuje si y on<br />

ponownie "wielkimi" zagadnieniami metafizycznymi dotycz~cymi tego,<br />

jakie s~ ostateczne skladniki swiata i jak s~ one ze so b~ powi~zane, oraz<br />

"wielkimi" zagadnieniami epistemologicznymi dotycz~cymi natury i granic<br />

poznania. S~ to problemy, ktorc fascynuj~ filozofow od czasow greckich.<br />

W filozofii anglo-amerykanskiej przy ich podejmowaniu kladzie si~ nacisk<br />

na dwie sprawy: na zachowanie rygorow scislej i jasnej argumentacji oraz<br />

na uwzglydnienie tego, co poszczegolne nauki mowi~ nam 0 swiecie.<br />

UwaZam ten powrot do metafizyki za cos bardzo dobrego. To prawda, ie<br />

metafizyka, jak~ preferuj~ filozofowie anglo-amerykanscy, rna charakter<br />

materialistyczny. Ale w tradycji, ktora kladzie nacisk na metody ostroinej<br />

i Scislej analizy oraz bierze pod uwagy szczegolowe dane nauk, moiliwe s~<br />

tei i inne stanowiska. I wlasnie one s~ wykorzystywane przy analizie<br />

znaczenia i uzasadnienia centralnych doktryn religijnych, charakterystycznych<br />

zwlaszcza dla chrzescijanstwa oraz innych religii Zachodu, takich jak<br />

judaizm czy islam. Filozofowie religii badaj~, czy istnieje Bog, w sensie,<br />

w jakim stwierdzaj~ to owe religie, oraz jaka jest Jego natura, a ponadto<br />

posluguj~ siy swoimi umiejytnosciami przy analizie znaczenia i uzasadnienia<br />

mniej centralnych twierdzen religijnych. Od ostatnich dwudziestu lat<br />

moma dostrzec znaczny wzrost zainteresowania filozofi~ reJigii, zarowno<br />

w USA, jak i w Wielkiej Brytanii. Dla przykladu, kiedy studiowalem<br />

filozofiy w Oksfordzie, nie bylo specjalnego przedmiotu zwanego filozofi~<br />

religii, ktory studenci mogliby wybrac i studiowac. Obecnie ftIozofia religii<br />

jest popularn~ opcj~ w zakresie studiow filozoficznych i okolo 60 lub 70<br />

oksfordzkich studentow pisze kaidego roku pracy z tej dziedziny. To<br />

prawda, ie wiykszosc ftlozofow anglo-amerykanskich to ateisci, lecz religia<br />

jest dzisiaj na wydzialach filozoficznych traktowana 0 wiele powainiej nii<br />

to kiedys mialo miejsce. Jest to cZySciowo rezultat tego, ze metafizyka jest<br />

znowu popularna ("wielkie" zagadnienia metafizyczne prawie zawsze<br />

zawieraj~ problem istnienia Boga), a czysciowo tego, ie ci, ktorzy<br />

uprawiaj~ ftlozofi\ religii, czyni~ to w sposob seisly, opieraj~c siy na<br />

wynikach osi~gniytyeh na innych obszaraeh filozofii, wypraeowanych tam<br />

terminach teehnieznyeh i podstawowej literaturze przedmiotu. W wyniku<br />

tego filozofia religii dobrze pasuje do ealego studium filozofli, jest<br />

uprawiana w ten sam sposob, jak inne dyseypliny filozofiezne.<br />

Czy moglby Pan podac nazwiska kilku wspOlczesnych fllozoJow angloamerykanskich,<br />

klorzy odgrywajq waznq rolf w dzisiejszej fllozofli religii<br />

Do najbardziej wplywowyeh nalezy zaliczyc takich autorow, jak Alvin<br />

Plantinga, William Alston, Robert Adams i wielu innych, ktorzy s~ ze sob~<br />

Scisle zwi~zani i staraj~ siy uprawiac filozo fiy religii w podobny sposob. Nie<br />

starajfl siy oni uprawiac teologii naturalnej, leez usiluj~ znaleic uzasadnienie<br />

dla religii , ktore ni e wiflze siy z podawaniem argumentow za teizmem


72 ROZMOWA Z PROFESOREM RICHARDEM SWINBURNEM<br />

(a przynajmniej tak post~puje wielu z nich). Ja staram si~ podchodzie do tej<br />

sprawy inaczej i podawae uzasadnienia opieraj~ce si~ na argumentach,<br />

ktore moglyby zostae zaakceptowane poza kr~gami religijnymi.<br />

Niech mi wolno b{!dzie ohecnie nawiqzac do innego biograjicznego momentu.<br />

Przed napisaniem swoich gl6wnych dziel z jilozojii religii, sp{!dzil Pan sporo<br />

czasu studiujqc nauki szczeg6lowe i histori{! nauki, a nast{!pnie publikujqc<br />

dwie ksiqiki i szereg artykul6w z jilozoJii nauki. Jak ta uzyskana w6wczas<br />

wiedza pomaga Panu w badaniach z jilozojii religii<br />

Nauki przyrodnicze stanowi~ paradygmat wiedzy dla wspolczesnego<br />

czlowieka. KaZdy, kto chce dowieSe, Ze teologia dostarcza, lub nie<br />

dostarcza, wiedzy, musi pokazae, w jakim stosunku pozostaje ona do<br />

nauk, jak jej pogJ~d na swiat wi~Ze si~ z naukowym pogJ~dem na swiat<br />

i w jakim stopniu jest on uzasadniony w swietle standardow uzasadniania,<br />

ktoryrni posluguj~ si~ naukowcy. Filozofia nauki stanowi wi~, wedlug<br />

mnie, istotne prolegomena do filozofii re1igii. W zasadzie poswi~ilem jej<br />

pierwszych dziesi~e lat mojej kariery naukowej. Moja pierwsza ksi~Zka<br />

Space nad Time (1968, wyd. poprawione 1981) dotyczyla cz~ciowo jednej<br />

z dwoch wie1kich teorii wspolczesnej fizyki - teorii wzg1¢nosci. Usilowalem<br />

dokonae analizy jej twierdzen 0 naturze czasu i przestrzeni oraz<br />

zrozumiee, jak s~ one uzasadnione. W mojej drugiej ksi~Zce z filozofii<br />

nau ki An Introduction to Conjirmation Theory (1973) badalem kryteria<br />

tego, ii cos jest swiadectwem na rzecz czegoS innego, a w szczegolnoSci,<br />

jakie obserwacje naukowe s~ swiadectwem na rzecz okreSlonych teorii<br />

naukowych oraz do jakiego stopnia owe ewidencjalne kryteria mog~ bye<br />

sformulowane w precyzyjnej postaci za pomoq matematycznego rachunku<br />

prawdopodobienstwa. Kryteria te, ktoryrni posluguj~ si~ naukowcy, s~<br />

uiywane nie tylko przez nich, lecz na wszystkich obszarach, gdzie<br />

prowadzone s~ jakies badania: w historii, w pracy detektywistycznej itd.<br />

Staralem si~ okreSlie, jakie to s~ standardy, ograniczaj~c si~ do obszaru,<br />

gdzie mamy znacznie jaSniejszy pog1~d na to, co jest swiadectwem czego,<br />

a nast~pnie po ustaleniu tych ogolnych kryteriow zastosowae je do bardziej<br />

kontrowersyjnych obszarow, a szczegolnie do teologii.<br />

Zaraz na pocz~tku studiowania nauki bardzo jasno uswiadomilem<br />

sobie, ie postuluje ona nieobserwowalne byty (elektrony, protony, kwarki<br />

itd.) w celu wyjasnienia obserwowalnych zjawisk. Z kolei istniej~ trzy<br />

kryteria pozwalaj~ce przypuszczae, ie jak~s hipotez~ moma przyj~e<br />

w oparciu 0 dane swiadectwo. Najkrocej: dane swiadectwo czyni hipotez~<br />

prawdopodobn~ 0 tyle tylko, 0 ile, po pierwsze, hipoteza prowadzi do tego,<br />

ii oczekujemy owego swiadectwa (tj. jeSli bylaby ona prawdziwa, oczekiwalibysmy<br />

tego swiadectwa); po drugie, swiadectwa tego nie moma<br />

oczekiwae w innym przypadku; i po trzecie, hipoteza ta jest hipotez~<br />

prost~. Przez ten ostatni warunek rozumiem to, ii: postuluje ona niewiele<br />

by tow czy rodzajow by tow, niewiele wlasnosci i matematycznie proste<br />

oddzialywania mi~dzy nimi.


ANA LIZA I RELIG IA<br />

73<br />

Moze przejdziemy teraz do Pana prac z zakresu jilozojii religii. Z tomow<br />

skladajqcych si~ na Panskq trylogi~ z teologii jilozojicznej, ktore noszq<br />

kolejno tytuly The Coherence of Theism (1977) , The Existence of God<br />

(1979) i Faith and Reason (/981) , chyba najw i~cej dyskusji wywolal tom<br />

drugi, dotyczqcy argumentow za istnieniem Boga. Wyr6inione sq tam dwa<br />

rodzaje argumentow: aprioryczne, ktore wychodzq od jakichs prawd logicznych<br />

lub konceptualnych, oraz aposterioryczne, ktore wychodzq od doswiadczenia.<br />

Jest Pan przekonany, it te pierwsze skazane sq na niepowodzenie.<br />

Jakie sq zasadnicze racje tego przekonania<br />

Przyjmuje si~, ie argumenty aprioryczne maj~ bye dedukcyjnymi formalnie<br />

poprawnymi argumentarni wychodz~cymi od prawd logicznych lub konceptualnych.<br />

UwaZam, ze wszystkie takie argumenty, jakie kiedykolwiek<br />

zostaly podane, s~ najwyramiej nietrafne. Tradycyjny argument ontologiczny,<br />

sformulowany na przyklad przez Descartesa, nalezy odrzucie<br />

z uwagi na racje pod ane przez Kanta. Mowi~c jednak bardziej ogolnie:<br />

gdyby istnial trafny argument aprioryczny tego rodzaju, to wowczas<br />

twierdzenie, iz nie istnieje Bog, byloby ostatecznie wewn¥trznie sprzeczne.<br />

Ale tak najwyrainiej nie jest. Rozumiemy, co owo twierdzenie glosi; alba<br />

inaczej, opisuje one d aj~cy si¥ poj~e, spojny stan rzeczy. Bye moze<br />

irracjonalne jest przekonanie 0 prawdziwosci tego twierdzenia, lecz sarno<br />

owo twierdzenie nie jest wewn~ trznie sprzeczne. Oczywiste jest tez, ze jdJi<br />

twierdzenie, iz nie istnieje Bog, nie zawiera sprzecznosci, to nie wszystkie<br />

przeslanki rzekomych argumentow apriorycznych na istnienie Boga s~<br />

prawdziwe.<br />

Chcialbym powiedziec, ze faktu, iz nie rna dobrych argumentow<br />

apriorycznych za istnieniem Boga, nie uwazam w zadnym wypadku za<br />

jak~s wad¥ teizmu. Argumenty aprioryczne podaj,! pewnego rodzaju racje,<br />

dlaczego Bog musi istniec. W tradycyjnym argumencie ontologicznym<br />

dowodzi si¥, ze Bog jest na mocy definicji w pelni doskonalym bytem. Jdli<br />

zatem istnienie jest doskonalosci,!, to byt, ktory istnieje, jest bardziej<br />

doskonaly od tego, ktory nie istnieje. Tak wi¥c Bog istnieje. Ale jdli w ten<br />

sposob podaloby si¥ wys t arczaj~c,! racj¥, dlaczego Bog musialby istniee,<br />

i pokazaloby si¥, ze wynika to z jeszcze bardziej ogolnej prawdy, iz<br />

doskonalosc musi si¥ manifestowa6, to w pewien sposob wyjasni aloby si¥<br />

istnienie Boga w kategoriach czegos bard ziej podstawowego. A przeciez dla<br />

teisty Bog j e s t ostatecznym wyjaSnieniem wszystkiego i st~d tez nie moze<br />

istniec wyjasnienie, dlaczego istnieje Bog. Jdli istnialby jakis argument<br />

wychod z~cy z prawd logiki, wowczas to, czego ow argument by dowodzil,<br />

byloby w pewien sposob "slabsze" od prawd logiki. Jdli zatem istnialby<br />

dobry argument aprioryczny za istnieniem Boga, Bog, ktorego istnienie<br />

byloby dowodzone, nie byiby Bogiem chrzeScijanskiego teizmu.<br />

Przejdimy wobec tego do argumentow aposteriorycznych. Mowiqc najogolme},<br />

uwaza Pan te argumenty za argumenty indukcyjne prowadzqce do<br />

naj/epszego wyjaSnienia istnienia wszechswiata lub jakicM okreslonych


74 ROZMOWA Z PROFESOREM RICHARDEM SWINBURNEM<br />

fenomenow w jego obrt}hie. Argumenty te pozwalajq ostatecznie twierdzii, ie<br />

istnienie Boga jest bardziej prawdopodobne nii Jego nieistnienie. PodkreSla<br />

Pan, ie wszystkie one wzajemnie sit} wzmacniajq i nie powinny bye rozwaiane<br />

w oderwaniu. Ale bye moze warto byloby wskazae na te z nich, ktore<br />

Panskim zdaniem bardzo znacznie przyczyniajq sit} do wysokiego prawdopodobienstwa<br />

teizmu i podae powody takiego stanu rzeczy.<br />

Argumenty aposterioryczne za istnieniem Boga wychodz,! od skutk6w Jego<br />

dzialalnosci. Nie dowodz'l, one, Ze B6g musi istniee, lecz ze po prostu<br />

istnieje, jak to da siy pokazae na podstawie pewnych rzeczy, kt6re<br />

obserwujemy. Argumenty te mozna uporz'l,dkowae stosownie do ogolnosci<br />

zjawisk, do kt6rych odwolujemy si~ w przeslankach. Tak "vi~ tnamy<br />

wpierw argument kosmologiczny, kt6ry wychodzi po prostu od istnienia<br />

wszechswiata. Nast~nie mamy dwie postacie argumentu z celowosci, kt6re<br />

opieraj'l, si~ na r6mym uporz'l,dkowaniu wszechswiata. Dalej jest argument<br />

ze swiadomosci (tj. z faktu, Ze czlowiek jest swiadomym by tern), a nast~pnie<br />

argumenty z rozmaitych historycznych fenomenow i ludzkiego doswiadczenia.<br />

I w koncu jest tez argument z doswiadczenia religijnego, ktory<br />

wychodzi od prywatnych doswiadczen poszczegolnych ludzi. Uwazam, ze<br />

wszystkie te argumenty maj,! swoj udzial w wysokim prawdopodobienstwie<br />

teizmu, lecz w sposob szczegolny ceni~ sobie dwie postacie argumentu<br />

z celowosci, z ktorych kazd a w bardzo znacz'!cy sposob przyczynia si~ do<br />

ostatecznego, kumulatywnego rezultatu.<br />

Pierwsz'! postac tego argumentu okreslam mianem argumentu z porZ'l,dku<br />

czasowego. W przeslankach stwierdza si~ tu, ze w calym przypuszczalnie<br />

nieskonczonym czasie i przestrzeni przedmioty materialne zachowuj,!<br />

si~ w podobny, daj,!cy si~ skodyfikowae w prawach naukowych,<br />

sposob. Mozemy nie wiedziee dokladnie, jakie to s,! prawa. Bye moze S,! to<br />

rownania pola Einsteinowskiej ogolnej teorii wzg\~dnosci, a bye moze<br />

prawa wielkiej zunifikowanej teorii/ pola, ktora nie zostala jeszcze sformulowana.<br />

Stwierdzenie, iz prawa {akie rZ'l,dz,! materi,!, rowna si~ stwierdzeniu,<br />

ze kazda porcja materii - kazdy neutron, proton i elektron<br />

- zachowuje si~ w nieskonczonym czasie i przestrzeni w dokladnie ten sam<br />

sposob. WczeSniej mowilem 0 kryteriach, ktore decyduj,! 0 tym, ze<br />

swiadectwo obserwacyjne uzasadnia jak,!s hipotez~ eksplanacyjn,!. Stosownie<br />

do pierwszego kryteri urn, jeSJi dana hipoteza jest prawdziwa, powinnismy<br />

spodziewae si~ tego swiadectwa, a wedlug drugiego kryterium nie<br />

powinnismy si~ w innym przypadku spodziewac tego swiadectwa. Niew'!tpliwie<br />

swiadectwo, z jakim tu mamy do czynienia, jest takie, ze nie<br />

powinnismy si~ go spodziewac przy normalnym biegu rzeczy, tj . opartym<br />

na przypadku. Szanse tego, ze na mocy przypadku kazda poszczegolna<br />

porcja materii we wszechswiecie b~dzie si~ zachowywac w dokladnie taki<br />

sam sposob, S,! nieskonczenie male. Ale jesli istnieje Bog, to istnieje racja,<br />

by przypuszczac, ze stworzyl On wszechswiat uporz'!dkowany. B¢'!c<br />

wszechmocnym, byl On w stanie to zrobie, a ponadto istnieje powoo,


ANALIZA I RELIGIA<br />

75<br />

dlaezego stworzony przez Niego wszechswiat jest uporz'ldkowany. Po<br />

pierwsze dlatego, ze uporz'lrlkowany wszechswiat jest pi~kny, a po drugie<br />

dlatego, ze ludzie mog'l oddzialywae jedynie na uporz'ldkowany wszeehswiat,<br />

i to uporz'ldkowany w bardzo prosty sposob. Tylko jeSli nasiona<br />

rozwijaj,! si~ regulamie, b~dziemy w stanie - przez ieh zasiew - wyhodowae<br />

owoce. A zatem jeSli 0 tym wiemy, b~dziemy w stanie kontrolowae<br />

przebieg rzeezy. Tak wi~ ludzie S'l w stanie kontrolowae to, co dzieje si~<br />

we wszeehswiecie, 0 ile tylko istniej'l w jego obr~bie regularnosci, ktore<br />

mog'l zaobserwowae i wykorzystae. I jdli Bog mial powody, aby stworzye<br />

istoty ludzlde, ktore same mog'l oddzialywae na wszechswiat, to musial tez<br />

stworzye wszeehswiat uporz'ldkowany. Tak wi~ mial On pow6d, by<br />

stworzye ten rodzaj porz'ldku, na ktory ow argument zwraca uwag~.<br />

Przypuszezenie, ze istnieje Bog, jest przypuszezeniem, ze istnieje bardzo<br />

pro sty rodzaj bytu. Postuluje si~ tu tylko jeden byt, jednego Boga,<br />

posiadaj'lcego wlasnosci, ktore posiada byt osobowy, w nieskonezonym<br />

stopniu. Aby bye osob'l, nalezy wiedziee, jak maj'l si~ rzeczy, bye w stanie<br />

na nie oddzialywae, tj. posiadae pewn'l moe, oraz posiadae pewn'l wolnose,<br />

aby oW'l moe przejawiae. Bog rna bye by tern, ktorego wiedza, moe<br />

i wolnose nie rna granie. Jest wszechwiedz'ley, wszechmocny i rna<br />

nieskonczon'l wolnose. Naukowcy zawsze postuluj'l (jdli tylko mog'l)<br />

wlasnosci w stopniu zerowym lub nieskonezonym. Utrzymuj'l, ze proton<br />

rna mas~ zerow'l, a nie bardzo niewie1k'l, eo mialoby te same rezultaty<br />

obserwacyjne. Postulowali tez, ze swiatlo rna pr~dkosc nieskonezon'l, a nie<br />

ze rna niezwykle wielk'l pr~kose, co przeciez mialoby rowniez te same<br />

rezultaty obserwaeyjne. Postulowali to, dopold dane obserwaeyjne nie<br />

uczynily tej hipotezy niezgodnej z doswiadezeniem. Ale jesli wszystko inne<br />

pozostaje bez zmian, poszukujemy hipotez prostyeh, a proste hipotezy<br />

poei'lgaj'l wlasnosci w stopniu zerowym lub nieskonczonym. Postulowanie<br />

Boga jest postulowaniem najprostszego rodzaju bytu. Tak wi~c zalozenie<br />

o istnieniu Boga, wyjasniaj'lee porz'ldek wszechswiata, spelnia bardzo<br />

dobrze kryteria, ktorymi naukowey oraz prowadz'ley badania na innyeh<br />

obszarach ludzkich dociekan przez ealy ezas si~ posluguj'l.<br />

Drug,,! postae argumentu z celowosei nazywam argumentem z porz,,!dku<br />

przestrzennego. Jest to argument wyehodz"!cy od istnienia zwierz"!t<br />

i roslin, ktore przypominaj,,! bardzo, bardzo zlozone maszyny. Daje to<br />

pow6d do zastanawiania si~, jak si~ one pojawily. Oezywiscie, istnieje<br />

dobrze znane Darwinowskie wyjasnienie tego faktu: zlozone rosliny<br />

i zwierz~ta rozwin~ly si~ ze znacznie prostszych organizmow, zgodnie<br />

z prawami ewolucji i doboru naturalnego. Ci,,!gle jednak trzeba odpowiedziee<br />

na pytanie, dlaezego materia byla w stanie doprowadzie, na<br />

drodze ewolueji, do powstania roslin i zwierz,,!t i dlaezego istniej,,! prawa<br />

ewolucji i doboru naturalnego. Bye moze dlatego, ze materia na poez"!tku<br />

wszechswiata miala pewien okrdlony charakter, zas prawa ewolueji<br />

i doboru naturalnego S,,! talde, jakie S,,!, poniewaz wynikaj,,! one z podstawowych<br />

praw fizyki. Wowczas powstaje pytanie, dlaczego materia na


74 ROZMOWA Z PROFESOREM RICHARDEM SWINBURNEM<br />

fenomenow w jego obrrbie. Argumenty te pozwalajq ostatecznie twierdzie, ie<br />

istnienie Boga jest bardziej prawdopodobne nii Jego nieistnienie. Podkreila<br />

Pan, ie wszystkie one wzajemnie sir wzmacniajq i nie powinny bye rozwaiane<br />

w oderwaniu. Ale bye moie warto byloby wskazae na te z nich, ktore<br />

Pariskim zdaniem bardzo znacznie przyczyniajq sir do wysokiego prawdopodobieizstwa<br />

teizmu i podac powody takiego stanu rzeczy.<br />

Argumenty aposterioryczne za istnieniem Boga wychodz,! od skutkow Jego<br />

dzialalnosci. Nie dowodz,! one, ze Bog musi istniee, lecz ze po prostu<br />

istnieje, jak to da si\! pokazae na podstawie pewnych rzeczy, ktore<br />

obserwujemy. Argumenty te mozna uporz,!dkowac stosownie do ogolnosci<br />

zjawisk, do ktorych odwolujemy si\! w przeslankach. Tak wi\!c mamy<br />

wpierw argument kosmologiczny, ktory wychodzi po prostu od istnienia<br />

wszechswiata. Nast\!pnie mamy dwie postacie argumentu z celowosci, ktore<br />

opieraj,! si\! na roinym uporz,!dkowaniu wszechswiata. Dalej jest argument<br />

ze swiadomosci (tj. z faktu, ze czlowiek jest swiadomym by tern), a nast\!pnie<br />

argumenty z rozmaitych historycznych fenomenow i ludzkiego doswiadczenia.<br />

I w koncu jest tez argument z doswiadczenia religijnego, ktory<br />

wychodzi od prywatnych doswiadczen poszczegolnych ludzi. Uwazam, ze<br />

wszystkie te argumenty maj,! swoj udzial w wysokim prawdopodobienstwie<br />

teizmu, lecz w sposob szczegolny ceni\! sobie dwie postacie argumentu<br />

z celowosci, z ktorych kaida w bardzo znacz'!cy sposob przyczynia si\! do<br />

ostatecznego, kumulatywnego rezultatu.<br />

Pierwsz'! postac tego argumentu okreSlam mianem argumentu z porz,!dku<br />

czasowego. W przeslankach stwierdza si\! tu, ze w calym przypuszczalnie<br />

nieskonczonym czasie i przestrzeni przedmioty materialne zachowuj,!<br />

si\! w podobny, daj,!cy si\! skodyfikowac w prawach naukowych,<br />

sposob. Mozemy nie wiedziee dokladnie, Jakie to s,! prawa. Bye moze S,! to<br />

rownania pola Einsteinowskiej ogolnej teorii wzgl\!dnosci, a bye moze<br />

prawa wielkiej zunifikowanej teorii/ pola, ktora nie zostala jeszcze sformulowana.<br />

Stwierdzenie, iz prawa {aide rz'!dz'! materi,!, r6wna si\! stwierdzeniu,<br />

ie kaida porcja materii - kaidy neutron, proton i e1ektron<br />

- zachowuje si\! w nieskonczonym czasie i przestrzeni w dokladnie ten sam<br />

sposob. WczeSniej mowilem 0 kryteriach, ktore decyd uj,! 0 tym, ie<br />

swiadectwo obserwacyjne uzasadnia jak,!s hipotez\! eksplanacyjn,!. Stosownie<br />

do pierwszego kryteri urn, jdli dana hipoteza jest prawdziwa, powinnismy<br />

spodziewae si\! tego swiadectwa, a wedlug drugiego kryterium nie<br />

powinnismy si~ w innym przypadku spodziewac tego swiadectwa. Niew'!tpliwie<br />

swiadectwo, z Jakim tu mamy do czynienia, jest takie, ie nie<br />

powinnismy si~ go spodziewae przy normalnym biegu rzeczy, tj . opartym<br />

na przypadku. Szanse tego, ze na mocy przypadku kawa poszczegolna<br />

porcja materii we wszechswiecie b~zie si~ zachowywae w dokladnie taki<br />

sam sposob, S,! nieskonczenie male. Ale jeSli istnieje Bog, to istnieje racja,<br />

by przypuszczac, ie stworzyl On wszechswiat uporz,!dkowany. B~,!c<br />

wszechmocnym, byl On w stanie to zrobic, a ponadto istnieje powod,


ANALIZA I RELIGIA<br />

75<br />

dlaczego stworzony przez Niego wszechswiat jest uporz,!dkowany. Po<br />

pierwsze dlatego, ze uporz


76 ROZMOWA Z PROFESOREM RICHARDEM SWINBURNEM<br />

pocz


ANALIZA I RELIGIA<br />

77<br />

z najlepszej wiedzy naukowej i rozumienia nauki, kt6r'! my dzisiaj dysponujemy.<br />

I to wlaSnie staram si~ robie w jego duchu.<br />

Argumenty za istnieniem Boga CZ(!sto spotykajq si(! z wyzwaniem, Jakim sq<br />

rozmaite rozumowania majqce dowodzic nieistnienia Boga, z kt6rych najhardziej<br />

przekonujqcy wydaje si(! argument wyprowadzajqcy konsekwencje<br />

z Jaktu istnienia z/a. Jaka jest Pana linia odpowiedzi na ten argument<br />

OJa wsp6lczesnego czlowieka istnienie bolu i cierpienia wydaje si~ swiadczye<br />

znacz'!co przeciwko istnieniu dobrego i wszechmog'!cego Boga.<br />

W pelni rozumiem t~ reakcj~ . S


78 ROZMOWA Z PROFESOREM RICHARDEM SWINBURNEM<br />

Jestem przekonany, iz to, co morna byloby nazwae obron~ wolnej woli,<br />

musi bye centralnym momentem kazdej teodycei. Ale niew~tpliwie tego<br />

typu obrona nie moze sobie poradzie z niekt6rymi rodzajami zla,<br />

w wytwarzaniu kt6rych ludzie nie maj~ udzialu, na przyklad ze zlem<br />

spowodowanym przez choroby i trzysienia ziemi. Aby uporae siy z tego<br />

rodzaju zlem potrzebujemy innego uzasadnienia. S~dzy, iz przed teodyce~<br />

otwierajq siy tu przynajmniej dwie drogi. Po pierwsze, naturalne zlo<br />

pozwala nam stwierdzie, jakie naturalne procesy wyworujq b6l i cierpienie.<br />

Uzyskujemy w ten spos6b wiedzy, jak b6l i cierpienie wywolywae lub jak<br />

go powstrzymywae. Aby zas mie6 w pelni tego rodzaju wyb6r miydzy<br />

dobrem a zlem, 0 kt6ry chodzi w obronie wolnej woli, musimy wiedzie6,<br />

jak zlo wywolywae. Po drugie, naturalne zlo pozwala nam na pewnego<br />

rodzaju zachowania, kt6rych inaczej nie bylibysmy w stanie podejmowae.<br />

Jdli odczuwam b61, to mam moiliwose okazania odwagi, a inni mog~<br />

okazae mi sympatiy. Oczywiscie ani przez moment nie sugerujy, ze B6g<br />

powinien wytwarzae bardzo, bardzo wiele zia naturalnego i dawae nam<br />

moiliwoSci nieskonczonych wybor6w w celu promocji r6znych d6br. Ale<br />

istnieje pow6d wytworzenia ograniczonej ilosci zla, aby miee moiliwose<br />

znacz~cego wyboru oraz pewnych dziaIan, kt6rych inaczej nie moglibysmy<br />

podj~e. I s~dzy , ze swiat bylby ubozszy, jdli nie mielibysmy moiliwoSci<br />

naprawdy wielkich wybor6w i wynikaj~cych st~d pewnych okres6w, gdy<br />

B6g dopuszcza istnienie zia.<br />

W swoim nowym, czterotomowym dzieIe , tetralogii z zakresu doktryny<br />

chrzdcijaliskiej, ktarego dwa pierwsze tomy zostaly jui opublikowane,<br />

przesunql Pan swojq uwag~ od najogalniejszych twierdzen teistycznych i ich<br />

czysto jilozojicznego uzasadnienia w kierunku pewnych specyjicznych twierdzen<br />

chrzescijanstwa. Zmiana ta jest podyktowana cz~sciowo Pana przeswiadczeniem,<br />

ie teologia Jilozojiczna i teologia oparta na objawieniu nie sq<br />

dwiema calkowicie odr~bnymi dyscyplinami, leez sq - do pewnego stopnia<br />

- wzajemnie uzaleinione. Czy maglby Pan opisac t~ zaleinosc i zilustrowacjq<br />

jakims jednym charakterystycznym przykladem<br />

Byloby czyms irracjonalnym wierzye w Boga lub w jakiekolwiek prawdy<br />

stwierdzane w chrzescijanskim wyznaniu wiary, gdyby nie istnialo w tym<br />

wzglydzie odpowiednie swiadectwo. Swiadectwo na istnienie Boga pochodzi<br />

gI6wnie z bardzo og6lnych fenomen6w, na kt6re zwr6cilem uwagy<br />

powyzej. Swiadectwo na rzecz okrdlonych prawd chrzescijanskich, na<br />

przykiad doktryny Tr6jcy Swiytej, wcielenia lub szczeg610wych twierdzen<br />

moralnych, sprowadza siy w pierwszej instancji do tego, ze s~ to prawdy<br />

gloszone przez Kosci61 i Chrystusa. Ale dlaczego powinnismy wierzye w to,<br />

co m6wi Kosci61 Dlatego, ze Kosci61 zostal zalozony przez Chrystusa<br />

w celu kontynuacji swego dziela. Dlaczego jednak powinnismy wierzye<br />

w to, co powiedzial Chrystus Dlatego, ze B6g zaswiadczyl 0 jego<br />

proroctwie, dokonuj~c symbolicznej afirrnacji jego nauczania w fakcie<br />

zmartwychwstania. Jdli zmartwychwstanie mialo taki charakter, jak


ANALIZA I RELIGIA<br />

79<br />

opisujl! to Ewangelie, bylo one naruszeniem praw natury. Idli istnieje Bog,<br />

to tylko On mogl zlamae prawa, ktorymi rZl!dzony jest wszechswiat.<br />

Istnieje zatem pewien pow6d, by wierzyc w dogmaty chrzeScijanstwa,<br />

poniewai potwierdzone Sl! one w ow cudowny sposob. Ale oczywiscie,<br />

gdyby Bog nie istnia!, nie mogtyby one zostac potwierdzone w ten<br />

cudowny sposob. leieli jednak dysponujemy znaczl!cym swiadectwem na<br />

rzecz tego, ie istnieje Bog, to mamy powod, aby przypuszczac, ii moie On<br />

nam chciee objawic dodatkowe prawdy, a zatem i powod, ie tego rodzaju<br />

naruszenie praw natury, ktore rzekomo mialo miejsce w potwierdzeniu<br />

tych prawd, tj. zmartwychwstanie, faktycznie mialo miejsce. Tak wi~<br />

kaide swiadectwo waine dla teologii naturalnej jest swiadectwem na rzecz<br />

tego, ie istnieje Bog, ktory najprawdopodobniej objawil si~ w swiecie<br />

w pewien okreslony sposob, a zatem potrzebujemy rnniej dowodow<br />

historycznych na to, ie faktycznie si~ On objawil. Aby pokazae trafnosc<br />

takiego rozumowania, wystarczy si~ tu odwo!ae do bardzo "doczesnego"<br />

przykladu. Idli dysponujemy ogolnl! teoril!, wedrug ktorej gwiazdy<br />

niekiedy eksploduj'l, potrzeba znacznie mniej dowodow na to, co widzimy<br />

przez teleskop, aby dojsc do wniosku, ie w pewnych okolicznosciach miala<br />

miejsce eksplozja gwiazdy. Ale jesli ogolna teoria mowi, ie niemoiliwa jest<br />

eksplozja gwiazd, trzeba zebrae znacznie wi~cej obserwacji teleskopowych,<br />

aby uzasadnie przekonanie, ii w pewnych okrdlonych okolicznosciach<br />

gwiazda eksplodowala. Podobnie tei, jesli ogolna teoria teizmu czyni<br />

objawienie czyms bardzo prawdopodobnym, potrzebujemy mniej szczegolowych<br />

dowodow historycznych, aby pokazac, ii mia!o one miejsce<br />

w okreslonej sytuacji. I na odwr6t: kaide swiadectwo na rzecz tego, ie<br />

mialo miejsce naruszenie praw natury, potwierdzajl!ce tradycj~ nauczania<br />

Kosciola, dla ktorej istnieje jakies inne niezaleine swiadectwo, b~zie<br />

powodcm, by przypuszczae, ie to Bog w ten sposob interweniowal. B~zie<br />

to wi~c dodatkowa racja za tyrn, ze istnicje Bog. Obie te sprawy Sl! ze sobl!<br />

wzajemnie powil!zane.<br />

Pyta! Pan 0 przyklad. Poslui~ si y bardzo mocnym przykJadem, tj.<br />

doktrynl! Trojcy Swi~tej. Jest to element chrzeScijanskiego objawienia<br />

i centralna doktryna wyznania wiary. Mamy zatem powody, aby w nil!<br />

wierzyc, gdyi naucza tego KoScio!, ktory przekazuje nam nauk~ Chrystusa,<br />

potwierdzonl! w cudowny sposob. Kaide swiadectwo pozwalaj'lce przypuszczac,<br />

ie istnieje Bog, jest swiadectwem na rzecz tego, ze bye moze pragnie On<br />

nam powiedziee cos wi~cej 0 sobie samym, a zatem jest to jakid<br />

swiadectwo na rzecz tej doktryny. I odwrotnie: jdli doktryna ta mialaby<br />

taki charakter, ze chociai nie mamy na jej rzecz iadnych pocz'ltkowych<br />

racji, to jednak potrafimy nast~pnie podac jakid aprioryczne racje,<br />

dlaczego jest ona prawdziwa, wowczas byloby to swiadectwo na rzecz tego,<br />

ze Bog rna tak'l naturrr i dziala w taki wlasnie sposob. S'ldz~, ie istniejl!<br />

dobre aprioryczne argumenty na rzecz doktryny Trojcy Swi~tej. I faktycznie<br />

zostaly one podane jeszcze przed Tomaszem z Akwinu. Sformuruj~ tu<br />

jeden z nich. Bog, ktory jest doskonale dobry, b~zie staral si~ udzie\ae


80 ROZMOWA Z PROFESOREM RI CHARDEM SWINBURNEM<br />

swego istnienia. Bydzie wsp anialomyslny do tego stopnia, do jakiego tylko<br />

moZe bye wspanialomyslny. B¢ zie si~ wi~ staral stworzye kogos innego,<br />

z ktorym moglby dzielie swe istnienie. Ale sarna tylko wzajemna milose jest<br />

miloscilt samolubnlt. Jest cos nie w porzltdku z mali:enstwem, w ktorym<br />

m ltz i zona Slt tak bardzo soblt wzajemnie zaj~i, it: nie staraj,! si~ miee<br />

dzieci. A zatem napr a wd~ dobra milose jednego boskiego bytu do drugiego<br />

byd zie starala si~ zrealizowae w wytworzeniu kogos trzeciego. Ale wymog,<br />

aby milose nie byla samolubna, b~dzie juz spelniony w momencie istnienia<br />

owego trzeciego boskiego bytu, tak wi~ nawet jesli bylby jakis powod<br />

istnienia jeszcze jednego takiego bytu, to de facto potrzeba doskonale<br />

dobrego bytu zwi'!zana z udzielaniem niesamolubnej miloSci b¢zie<br />

spelniona, gdy zaistnieje ow trzeci byt. Nie rna zatem koniecznosci istnienia<br />

czwartego bytu. Gdy zaS nie rna koniecznoSci czwartego bytu, to nie moze<br />

on bye by tern koniecznym, a zatem i Bogiem. Istnieje wiyc powOd, aby<br />

przypuszczae, Ze jest czyms koniecznym, iz boski byt b¢zie stwarzal, i to<br />

stwarzal nieustannie, drugi, a zatem i trzeci taki byt, lecz nie wiycej. Ten<br />

sposob argumentacji zostal zasygnalizowany przez sw. Augustyna, a w wyraznej<br />

postaci przedstawil go w swym nauczaniu Ryszard od Sw. Wiktora<br />

w X I wieku. Jesli nie slyszelibysm y 0 Trojcy Swiytej, najprawdopodobniej<br />

nie wpadJibysmy na ten argument. Ale dowiedziawszy si~ 0 Trojcy<br />

i zastanawiaj,!c siy nad ni,!, mozemy zrozumiee ow argument i dojse do<br />

wn iosku, ze to, czego naucza si y nas na podstawie objawienia, jest<br />

najprawdopodobniej prawd ,! koniecznlt. Byloby to wiyc swiadectwo na'<br />

rzecz tego, ze objawienie jest prawdziwe i ze zaswiadczyl 0 tym sam Bog.<br />

I ostalnie pylanie. ktore bardzo CZ(!sto pojawia si(! w tego Iypu rozmowach.<br />

Nad czym obecnie Pan pracuje i co w niedlugim czasie zamierza Pan<br />

opublikowac Zauwazylem. ze pojawi/y si(! drugie. poprawione wydania<br />

dwoch pierwszych lomow Pana trylogii z teologii JilozoJicznej. Czy ukaze si(!<br />

wkrotce rowniei poprawione wydanie Faith and Reason. Ij. Irzeciego lomu<br />

tej trylogii<br />

Rzeczywiscie opubli kowalem w ubieglym roku poprawione wyd anie The<br />

Coherence of Theism, lecz nie poczynilem tam zbyt wielu zmian. Opublikowalem<br />

rowniez trzy lata temu to, co zostalo nazwane poprawionym<br />

wydaniem The Existence of God, lecz w rzeczywistosci rna one tylko dwa<br />

nowe dodatki. Zamierzam w przyszlosci opubli kowae znacznie bardziej<br />

zmienione wydanie tej ksi ,!zki oraz Faith and Reason, lecz obecnie - jak<br />

Pan to wczesniej zauwa:i:yl - pracujy nad tetralogilt z zakresu doktryny<br />

chrzeScijanskiej . Kai:dy tom tego dzie!a rna ty samlt struktury. Pierwsza<br />

cz~se rna zawsze charakter czysto fil ozoficzn y, gdzie staram si~ ustalic<br />

i zebrae "czysto swieckie" wyniki filozoficzne w odniesieniu do pewnego<br />

obszaru, a nastypnie usilujy pokazac, jakie S,! ich konsekwencje dla<br />

okreslonych doktryn chrzeScijanskich. W pierwszej cZysci tom u Responsibility<br />

and Atonement (1989) anali zowalem te pojycia, ktore S,! zwi,!zane<br />

z dobrem i z naszym moralnym dzialaniem, tj. takie jak pochwala, win a,


ANALIZA I RELIGIA<br />

81<br />

nagroda, kara itd., a nast~pnie staralem si~ je zastosowac do tych doktryn<br />

chrzeScijanskich, ktore wi'lz'l si~ z moralnymi re\acjami zachodz'lcymi<br />

mi~zy Bogiem i czlowiekiem, a zatem tych, ktore dotycz'l zagadnienia<br />

grzechu, grzechu pierworodnego, pokuty, wiecznej kary i wiecznej nagrody.<br />

Podobna jest struktura drugiego tomu Revelation: From Metaphor<br />

to Analogy (\992), w ktorym wpierw roztrz'lsam fllozoficzne zagadnienia<br />

zwi'lzane ze znaczeniem, a nast~pnie rozwaiam sens i uzasadnianie<br />

twierdzen roszcZ


KRZYSZTOF MECH <br />

RELIGIA <br />

NA GRANICY ROZUMU <br />

Nasze czasy w rownym stopniu charakteryzuje Sartre'owskie wyznanie,<br />

ze "gdyby Bog nawet istnial, nic by si~ nie zmienilo", jak peine powagi<br />

stwierdzenie Bubera, ze czlowiek, ktory nie doswiadcza obecnoSci Boga<br />

w swoim Zyciu, nie jest czlowiekiem. Fenomen Europy wspolczesnej bierze<br />

si~ z jednej strony z faktu "odkrycia" nieograniczonej moZliwosci problematyzowania,<br />

a co za tym idzie - odrzucenia kaidego aspektu kultury,<br />

kaZdej wartosci, kazdej prawdy; z drugiej zas strony z dostrzezenia, Ze<br />

moZliwosc ta moZe oznaczac podwazenie fundamentow kultury europejskiej.<br />

Czlowiek wspolczesny nie chc'tc wyrzec si~ swojej wolnosci jako<br />

prawa, taki:e jako prawa do odrzucenia Boga, dostrzegl ni!:bezpieczenstwa,<br />

jakie za sob't to odrzucenie niesie. Ta "dwuznacznoSc" syiuacji wspolczesnego<br />

czlowieka jest tym, co wymaga szczegolnego namyslu .<br />

• Negatywnosc czyli spytajmy 0 cllowieka<br />

Pytaj'tc 0 Boga, naleZy przede wszystkim spytac 0 czlowieka; oznacza<br />

to koniecznosc ponownego przemyslenia sposobow bycia tego bytu, ktory<br />

posred innych wyroi:nia si~ zdolnosciq stawiania pytania 0 Byt. NaieZy<br />

spytac 0 czlowieka jako 0 byt urzeczywlstniaj'tcy si~ poprzez szczegoln't<br />

zdolnosc p r z e k r a c zan i a siebie i swojego swiata, poprzez szczegoln't<br />

zdolnosc neg a cj i; m usimy spytac 0 :hodla jego "nienasycenia" przejawiaj'tcego<br />

si~ w wysilku samotranscendencji. Refleksja ftIozoficzna musi bye<br />

wysilkiem odslaniania fundamentow takiego bytowania.<br />

Czlowieka "buduje" jakas szczegolna negatywnosc. Jego istota realizuje<br />

si~ w ci'tgiym "niepoprzestawaniu" na tym, co jest, w ci'tglym<br />

przezwyci~zaniu tego, co w kulturze zastane. Mowi'tc inaczej, czlowiek<br />

realizuje si~ w jakiejs niezgodzie na swoj swiat. "Kazde urzeczywistnione<br />

przez czlowieka urz'tdzenie swiata szybko ukazuje jak'ts niemoZliwosc


RELlGIA NA GRANICY ROZUMU<br />

83<br />

- zarodki rozkladu danej postaci i sklonnose do nieustannego wkraczania<br />

w to, co nieprzewidywalne."1 Oznacza to, ze droga do jakiejkolwiek<br />

afinnacji prowadzi przez negacj~. Podl!zajl!c tl! drogl!, musimy spytae, jak<br />

moZliwa jest afirmacja Boga przez byt, ktory negacj~ "zawiera" w sobie,<br />

a takZe, czy negacja oznacza tylko prostl! "zdolnose" odrzucenia Boga, czy<br />

tez rna ona w jego afinnacji miejsce szczegolne i w jakimssensie cil!g1e<br />

nieodgadnione.<br />

Kluczem do rozumienia rei acj i czlowieka do Boga jest wi~c ludzka<br />

n e ga ty w nos c. Pytanie 0 mozliwosc afirmacji Boga prowadzi nas do<br />

pytania 0 saml! negacj~. Trzeba b~dzie spytae nie tylko 0 :hodla tej negacji,<br />

ale takZe 0 to, co sarna negatywnose w czlowieku oznacza. Mowil!c inaczej,<br />

trzeba spytae za Ricoeurem: "czy byt rna przewag~ w sercu czlowieka,<br />

a wi~c jestestwa, ktore zaznacza swojl! obecnosc poprzez szczegolnl!<br />

zdolnose negacji"2 Niejasno przeczuwamy jakl!s dwuznacznose negatywnOSci,<br />

w ktorej przejawia si~ dwuznacznose naszej reJacji do Boga.<br />

Rozumiejl!c znaczenie negatywnosci dla ftIozofii Boga, podl!zajmy za tymi,<br />

ktorzy poszukuj~ granic negatywnosci w niejasnym poczuciu, ze tam, gdzie<br />

konczy si~ negatywnose, otwiera si~ przestrzen Nienazwanego, ktore bye<br />

oZe wyjdzie nam na spotkanie.<br />

Na samym wst~pie trzeba powiedziee, ze negatywnose jest "postacil!<br />

refleksji", sposobern bycia refleksyjnego podmiotu. Moje bycie-w-swiecie<br />

rna charakter jakiegos rzucenia w swiat, jakiegos<br />

uwiklania, jest pierwotnym t u -0 t 0, poprzedzaj~c~ wszelk~ refleksj~,<br />

niezdystansowan~ swiadomosci~ swiata. Lecz bytowanie na sposob ludzki<br />

to przede wszystkim jakies n i e - by c i e t u - 0 t 0, to przede wszystkim<br />

jakieS tego tu-oto p rzek roczen i e. We wszystkich mozliwych sposobach<br />

bycia czlowieka, moZliwych sferach tu-oto, pojawia si~ mozliwose ich<br />

oceniaj~cego przekroczenia. Negatywnose jest sam'l, zdolnosci~ przekraczaia;<br />

oznacza to rnoZliwose us t 0 sun k 0 wan i a si~ czlowieka do swiata<br />

jako caloSci. Przekroczenie rna charakter jakiegos d y s tan sow ani a;<br />

zlowiek jako jedyny byt moze sobie swoj swiat p r zed -s taw ie, jest<br />

bytern, dla ktorego ten swiat staje si~jego swiatem. Buber powie:"W<br />

jednej chwili p r z e s k a k u j e on [czlowiek - przyp. KM] ponad tym, co jest<br />

u dane, pokonuje horyzont i ogl'l,dane gwiazdy, i chwyta calose. Wraz<br />

nim, jego ludzkim by tern, istnieje swiat"J jako jego, czlowieka lIS a m 0­<br />

z i e I n e Nap r z e c i w". Czlowiek w akcie przek raczania "stawia siebie"<br />

obec calosci swiata; 1a stoj~ce wobec calosci tego, co jest mu dane jako<br />

ie-1 a. ,,»1 a« jednakZe jest sobl! tylko dlatego, ze posiada jakis swiat,<br />

aj'l,cy struktur~ kosmos, do ktorego nalezy i od ktorego jest jednoczeSnie<br />

wyodr~bnione."4 Oznacza to zdolnose zdystansowania si~ wobec kazdego<br />

poszczegolnego napotkanego bytu, t ran s c end 0 wan i a tego, co jest<br />

, K. Jaspers, Filozojia egzy.rlencjl, ttum . D . Lacbowska, Warszawa 1990, s. 138. <br />

1 P. Ricoeur, Podlug nadziei, ttum. S. Cicbowicz, Warszawa 1991, s. 303. <br />

J M. Buber, fa i Ty, prze!. J. Doktor, Warszawa 1992, s. 128. <br />

• P. Tillicb, M(!sIWO hycia, trum . H . Bednarek, Paris 1983, s. 90.


84 KRZYSZTOF MECH<br />

nam dane w swej totalnosci. Negatywnosc oznacza wi y


RELIGIA NA GRANICY ROZUMU<br />

85<br />

wid zenia wlasnie dlatego, ze mierzylem w tl; rzecz poprzez sens usytuowany<br />

poza jakimkolwiek punktem widzenia", jabtkolwiek perspektyw~. Akt<br />

przekraczania oznacza, ze czlowiek moze siebie sarnego we wszystkich<br />

sposobach otwarcia na swiat przekroczyc, moze siebie w tych sposobach<br />

bycia przed-stawic, " wszelkich przejaw6w naszej skonczonosci rnogy<br />

doswiadczyc jedynie w pr6bie jej »przekroczenia«".6 Dzi~ki przekraczaniu<br />

mogy siebie zrelatywizowac, zobaczyc siebie jako postawiony .bok innych<br />

punkt widzenia, swoje stanowisko obok innych stanowisk; w ten spos6b<br />

zobaczyc SkOllczonosc i ograniczonosc wlasnej perspektywy. "Doswiadczenie"<br />

skonczonosci jest wiyc ni eodl~cznie zwi ~z ane z tej skonczonoSci<br />

przekroczeniem. 0 swej skonczonoSci wiem wtedy, kiedy jlt przekroczylem,<br />

kiedy zanegowalem jlt w akcie transcendowania samego siebie. Wiem, ze<br />

jestem skonczonoscilt, kiedy nie jestem skonczonosci:t .<br />

• Negatywnosc i I~k<br />

Negatywnose, kt6ra oznacza nieskonczon:t moZliwosc problematyzowania,<br />

pozwala spytae taue 0 nilt sam:t. Moma, idltc za Kierkegaardem<br />

i jego nastypcami, postawie pytanie: s bt d neg a t y w nos e i zwi:tzane<br />

z ni:t przekraczanie<br />

Musimy na pocz:ttku stwierdzie, i:e ludzkie zapytywanie nie wynika<br />

tylko ze zwyklej ciekawosci, z jakiegos pragnienia poznania. Doswiadczenie<br />

skonczonosci zwi :tzane jest z doswiadczeniem zatroskania 0 tl;<br />

skonczonosc, jak:t sami jestd my. Zapytywanie jest wyrazem jakiegos<br />

z at r 0 s k an i a bytu 0 swoje wlasne by c i e, przy czym przez to bycie<br />

naleiy rozumiee jakieS urzeczywistnienie si ~ prawdy i sensu, dobra<br />

i szcz~scia. Dla Marcela odkrywanie bycia jest powi:tzane z zatroskaniem<br />

o to bycie, z doswiadczeniem jego b ra k u. Czlowiek jest by tern, kt6rego<br />

bytowanie naznaczone jest specyficznym "doswiadczeniem" nicpebloSci,<br />

nieostatecznosci. "Dopiero swiadomosc braku rodzi pytanie: jeSIi pozltdam<br />

rzeczywistosci, kt6rej jeszcze nie znam i kt6r:t jeszcze nie jestem."7<br />

Czlowiek doswiadcza tego stanu pod postaci :t "etycznego wstrzltsu" - n i e<br />

ies t t a k , j a k pow inn 0 b y C. Czlowiek doswiadcza napiycia pomiydzy<br />

byciem a istnieniem (Marcel), esencj:t a egzystencj~ (fillich). To, co daje do<br />

myslenia, to jakieS, przynalezne egzystencji czlowieka, napi~cie pomiydzy<br />

is t n i e n i em a po w i n 11 0 sci:t. Stan czlowieka jest j uz zawsze stanem<br />

bytu upadlego, oddzielonego od tego, j a k pow in n 0 bye. "Czlowiek jest<br />

iwiadomy negatywn osci jako czegos, co nie powinno bye i za co jest on<br />

odpowiedzialny."8 Myslenie fil ozoficzne wyrasta ze "zdzi wienia" czlowielea<br />

swym wlasnym upadkiem, jest wyrastaj'!cym z gl~bi ludzkiego bytu<br />

jramatycznym pytaniem - d I a c z ego<br />

W ten spos6b docieramy do sfery, w kt6 rej zatroskany podmiot pyta<br />

• P. Ricoeur, dz. cyt., s. 307, 30R, 309. <br />

7 K. Jaspers, dz. cyt., s. 130. <br />

B P. Tillich, Sy.~tem atic theology, C hicago 1957, l. II, s. 30.


86 KRZYSZTOF MECH<br />

o swe wlasne bycie. To sfera najglr;:bszego zaangaiowania. "Widzimy tutaj<br />

- pisze Marcel - jak problem bycia naklada sir;: na swe wlasne dane<br />

i poglr;:bia sir;: wewn'ltrz podmiotu, ktory go stawia. Tym samym neguje<br />

siebie (lub przekracza) i przeksztalca w tajemnicy C ...) rozroinienie na to, co<br />

we mnie i to, co jest przede mn'l, traci swoje znaczenie i swoj pierwotny<br />

walor."9 W tej swoistej regresji cofamy sir;: od swiata relacji podmiotowo-przedrniotowych<br />

do podmiotu. Nie mozemy uprzedrniotowie swojego<br />

bycia, sproblematyzowac go, poniewaz nie mozemy do kOllca uprzedrniotowie<br />

siebie. KaZde zapytywanie 0 moje bycie to bycie juz zaklada. Jest to sfera,<br />

w ktorej jestem "w sobie" i nigdy nie mogr;: bye calkowicie "dla siebie".<br />

Uprzedmiotowienie zaklada pierwotne wzglydem przedmiotu oddzielenie.<br />

Tymczasem oddzielenie od swojego ostatecznego zatroskania nie jest moZliwe;<br />

to raczej sarno oddzielenie z niego wynika. W ten sposob czlowiek przekracza<br />

swiat relacji podmiotowo-przedmiotowych, odkrywa sfery zatroskania 0 swoje<br />

bycie, sferr;:, ktora jest noolem dynarnicznego urzeczywistniania siy<br />

podrniotu w swiecie. Oocierarny do sfery tego, co radykalnie immanentne, co<br />

w najglybszym sensie moje, niHwiatowe, nawet nie dla-mnie.<br />

Oostrzegamy jakis istotny zwi'lzek porniydzy zatroskaniem i przekraczaniem.<br />

Zwi'lzek ten bydzie wymagal szczegolnego namyslu. Musimy<br />

postawie pytanie 0 zrodla przekraczania w kontekscie ludzkiego zatroskania.<br />

Wlasnosci'l mysli protestanckiej jest przeSwiadczenie, ze czlowieka<br />

konstytuuje jakies wewnr;:trzne napir;:cie, jakis stan wewnr;:trznego "nieukojenia",<br />

ktory jest zrodlem jego dynamiki, jego urzeczywistniania sir;:<br />

w swiecie. Wed lug Hegla, "dzialanie, urzeczywistnianie sir;:" czlowieka<br />

w swiecie dokonuje sir;: dzir;:ki "tkwi,!cemu w nim boskiemu pierwiastkowi",<br />

jest to "podstawa i irodlo religijnosci, etyki itd."IO Intuicja Hegla wydaje<br />

sir;: wielce znacz'lca dla naszych rozwazan. Jej poglr;:bienia szukae moma na<br />

kartach Pokcia lrku Kierkegaarda. Opisuje on "ducha marz,!cego", czyli<br />

ducha, ktory w jakims sensie jeszcze sir;: w swiecie "nie uzewnr;:trznil"<br />

a pozostaje "w stanie dzieciyctwa", pozostaje u s i e b i e, jest "czyst'l gr,!<br />

moZliwosci" - mogr;: bye tym alba tamtym, mogr;: to albo tamto.<br />

Marzycielstwo jest stanem uwewnr;:trznionego ducha. I nagle<br />

w samym srodku tej "ontologicznej beztroski" pojawia sir;: I r;: k Ctrwoga).<br />

Nie jest to jednak Ir;:k 0 cos, poniewaz nie rna tam zadnego realnego<br />

przedmiotu lr;:ku; mimo to duch doswiadcza Iyku . Kierkegaard powie, ze<br />

ponad wszystkirni moZliwosciami , ktore "buduj'l" ducha marz,!cego,<br />

przeSwituje nicosc; doswiadczana pod postaci'l Ir;:ku jest nicosci'l etycznej<br />

niewiedzy, niewiedzy 0 dobru i zlu. Wraz z pojawieniem sir;: lr;:ku stan<br />

dziecir;:ctwa mija bezpowrotnie. Ouch zatroskany 0 siebie, w potr;:inym<br />

wysitku przekraczania oddzieli sir;: od siebie i swojego swiata, by urzeczywistniac<br />

sir;: na ludzki sposob. Wedlug Kierkegaarda to Ir;:k "popycha"<br />

czlowieka do dzialania, kaze mu zrobie uzytek ze swej wolnosci; otwiera<br />

przed nim swiat moZliwych sposobow uzywania swej wolnoSci. Zaczyna sir;:<br />

• Cyl. za K. Tarnowski, art. cyt., s. 55. <br />

10 G. Hegel, Wyklady z/ilozo/ii dziejnw, trum. A . Landman, Warszawa 1958, s. 51.


RELIGIA NA GRANICY ROZUMU<br />

I<br />

I<br />

dramat urzeczywistniania si~ czlowieka w swiecie. W l~ku odkrywamy sil~<br />

nap~owll, ludzkiej samotranscendencji; l~k stanowi przyczyn~ ludzkiego<br />

dzialania, urzeczywistniania tego, co tkwilo w czlowieku niejako potencjalnie.<br />

L~k jest podstaw~ ludzkiej eksterioryzacji w swiecie.<br />

Zrodlem dynamiki podmiotu, ludzkiej zdolnoSci przekraczania, urzeczywistniania<br />

si~ podmiotu w swiecie, jest wi~c cos, co w jakims sensie<br />

czlowieka ,,0 d s rod k a" neguje, cos, co zagraia jego "ontologicznej<br />

beztrosce", "kaill,c" mu urzeczywistniac si~ na ludzki sposob. Moina<br />

spytac: dlaczego zrodlo czlowieczenstwa tryska z miejsca, ktore czlowieka<br />

neguje Tam, gdzie zaczyna si~ czlowieczenstwo, tam tei zaczyna si~ jego<br />

negacja. Negatywnosc i zwi'lzana z ni'l ek-statycznosc ludzkiego bytu<br />

znajduje swoje ufundowanie w zrOdlowym wzgl~dem niej I~ku. Jest<br />

"odpowiedzi'l" na I~k, jakims tego I~ku przekroczeniem; jest jak'lS<br />

"gwaitownosci'l istnienia" daj'lc'l ,,0 sobie znae jedynie w woli-mowienia<br />

i woli-czynienia"lI. Sprobujmy gl~biej rozwaiye t~ wzajemnll, zaleznosc<br />

negatywnosci i l~ku. Spytajmy wi~c: sk'ld l~k<br />

• Przekraczanie a skonczoDoSc<br />

Ludzka ek-statycznose oznacza moiliwosc przekraczania swej skonczonosci.<br />

Czlowiek "wyrywa" si~ skonczonosci, tak jakby sarna skonczonosc<br />

go do tego przymuszala, jakby u samych podstaw skonczonoSci<br />

tkwila jakas koniecznose jej przekroczenia. L~k znajd uje swe ufundowanie<br />

w skonczonosci czlowieka. Czlowiek jest by tern zatroskanym 0 sWll,<br />

skonczonosc. Pytanie 0 I~k i zwi~zanll, z nim negatywnosc zmierza<br />

ponownie ku skonczonosci. Znaczll,ce Sll, tutaj analizy Tillicha. Tillich jest<br />

swiadomy, ie wszelkie zapytywanie 0 negacj~ , 0 wzajemn'l relacj~ negatywnosci<br />

i skonczono ~ ci prowadzi ostatecznie do relacji bytu i niebytu.<br />

Egzystencja czl6wieka to jaki eS wy-stawanie z niebytu i to w podwojnym<br />

sensie. Niebyt zagraia czlowiekowi jako absolutne Nic (auk On), jako<br />

jeszcze nie i jui nie czlowieka; lecz niebyt zagraia czlowiekowi takie<br />

w jakims wzgl¢nym sensie (me on), jako los, pustka, wina. W ten sposob<br />

czlowiek zawiera niebyt w sobie. Skonczonose oznacza, ie czlowiek jest<br />

jak'lS "mieszanin'l bytu i niebytu" , ie godzi w sobie byt i niebyt.<br />

Egzystowae to znaczy bye swiadomym, "ie niebyt stanowi cz~se wlasnego<br />

bytu czlowieka"12. Niebyt zagraia czlowiekowi jako l~k, a "l~k to stan,<br />

w ktorym byt jest swiadomy moiliwoSci swego niebytu (...) I~k to<br />

egzystencjalna swiadomose niebytu"13. Egzystowae znaczy wi~ bye "wystawionym"<br />

na I~k. L~k jest cz~scill, dramatu skonczonosci, "l~k to<br />

skonczonosc przeiywana jako nasza wlasna skonczonose, (...) swiadomose<br />

wlasnej skonczonosci jako skonczonosci"14. L~k jest I~kiem skonczonosci,<br />

wraz ze wszystkim, co tej skonczonosci zagraia: smiere, bezsens, wina itp.<br />

II P. RiC()eu r, dz. cyt., s. }08. <br />

12 P. TiUicb, Theology of culture, New York 1959, s. 41. <br />

1.1 P. TilUcb, Mrstwo bycio, s. 56. <br />

14 J.w. , s. 41 no. <br />

87


88 KRZYSZTOF MECH<br />

Oznacza to, ze czlowiek pod postaci~ l~ku zawiera n i e b y t w sobie. Bye<br />

skonczonym oznacza wy-stawae z niebytu, pod postaci~ l~ku niebyt<br />

zawierae w sobie. Niebyt jest wi~ ostatecznie tym, co czlowieka neguje,<br />

jest jakims pierwotnym n i e wobec czlowieka.<br />

W ten sposob odnajdujemy negacj~ u samych irodel czlowieczenstwa.<br />

Czlowiek juz "z samego pocz~tku" jest by tern "naznaczonym" negacj~,<br />

a mowi~c Scislej by tern, ktory negacj~, pod postaci~ l~ku, "znajduje"<br />

w sobie. Odkrywamy negacj~ bardziej pierwotn~ niz kawy zawieraj~cy<br />

negatywnosc akt przekraczania. Jestem "skonczon~ negacj~" (Ricoeur).<br />

Egzystencjalne analizy odslaniaj~ negacj~ "wpisan~" w sam~ struktur~<br />

bytu, w sam fakt egzystencji czlowieka, wskazuj~ na "n.egatywny pierwiastek,<br />

wpisany ponizej poziomu slownego"IS, na "struktury obiektywne (...)<br />

na poziomie struktur warunkuj~cych egzystencj~" 16. Przekroczenie jest ze<br />

swej istoty negacjq l~ku, jest negacjq tego, co czlowieka w sposob<br />

pierwotny neguje. Tym samym przekroczenie jest neg a cj q neg a cj i. Jest<br />

jakims "wbrew" wobec tego l~ku.<br />

To zatem w stosunku do owej pierwotnej negacji, ktorll naz)'wam teraz<br />

przygodnoscilliub nietrwalosciil, akt transcendujllcy stanowi negacjtr wtornll.<br />

Zaprzeczenie jest negacjll negacji. ~cislej mowillc, mysl, ktora mierzy w sens<br />

ponad skonczonll perspektYWll, ocena, ktora mierzy w wartoSci wychodzllc<br />

poza punkt widzenia samej woli, w por6wnaniu z negacjll skonczonoSci<br />

pozostajll ze sobll w specyficznej relacji, kt6rll moroa dose dokladnie wyrazie<br />

takimi oto slowy: mysltr, chCtr w b r e w mej skOl1czonosci. W b re w ... - tak<br />

moi:na by scharakteryzowae najbardziej konkretny stosunek zachodzilCY<br />

mitrdzy negacjll jako lranscendowaniem a negacjll jako skonczonoscill,<br />

mitrdzy zaprzeczeniem a unicestwieniem. '1<br />

Przekraczanie jest wprawdzie jakims n i e, iecz w stosunku do pierwotnego<br />

- chcialoby si~ powiedziee egzystencj alnego - n i e, do tego n ie, ktore<br />

egzystencja czlowieka ze sob~ "niesie". Jest wi~ ostatecznie jakims t a k,<br />

negacj~ negacji.<br />

Tym samym, odslaniaj~ca refleksja dochodzi do miejsca, w ktorym<br />

tryska sarno z rod lob y t u, do miejsca, w ktorym odslania si~ przed nami<br />

pierwotna afirm,cja bytu, "mysi, ktora mierzy w sens poza skonczon~<br />

perspektyw~"18, odslania swoje zrodlo - pierwotnq aftrmacj~ bytu.<br />

Lecz przekraczanie jest nie tylko jakims "wbrew", jakims "pomimo ze".<br />

Owo n i e jest czyms wi~j niz tylko w sensie logicznym rozumianq negacjq<br />

negacji . Przekraczanie jest takZe, a moze przede wszystkim, jakims "w<br />

imi~ czegos". Oznacza to,ze obok pierwiastka negatywnego mozemy<br />

w przekraczaniu doszukae si~ pierwiastka po z Y t Y w neg o. Negacja, nie<br />

przestajqc bye negacjq skonczonoSci, jest zarazem jakqs a fi r m a cj q.<br />

Maj~ca charakter negacji zdolnose przekraczania jest ostatecznie pewnym<br />

" P. Ricoeur, dz. eyt., s.318.<br />

I. P. Tillieh, Systematic theology, t. II, s. 48. <br />

17 P. Ricoeur, dz. eyt., s. 318. <br />

I. l .w., s. 318.


RELIGIA NA GRANICY ROZUMU<br />

89<br />

t a k, dokonywan'! w kaidym ludzkim projekcie afinnacj,! wartoSci.<br />

Zaprzeczenie nie rna charakteru Sartre'owskiej absolutnej negatywnoSci,<br />

lecz jest, jak powie Ricoeur, "aktem nicosciowania", ktory urzeczywi stnia<br />

siy jako "afirmatywna negacja". Przekraczanie jest nie tylko nie kOllcz'!cym<br />

siy "zrywaniem" ze sw'! SkOllczonosci'!, postaci,! jej "odrzucenia",<br />

lecz jest przede wszystkim jakims byciem-ku. Negacja dokonuje siy<br />

zawsze w imiy czegos, czego brak rzeczom. Odkrylismy moi:liwosc<br />

"odnalezienia afirmacji w zaprzeczeniu". W samym centrum przekraczania<br />

jako negacji odnaleZlismy jakis zal'!zek afinnacji. "S,!dzy, iz moma<br />

wykazac, ze w kazdym zakwestionowaniu rzeczy, poprzez ktore pojawia siy<br />

w swiecie wartosc, tkwi afirmacja bycia."19 Czlowiek jest by tern projektuj,!cym<br />

siy na bycie. Przekraczanie nie tylko rna swoje :hoolo w pierwotnej<br />

negacji (iyk), ale takze "zawiera" w sobie jak'!s postac afinnacji. Spytajmy<br />

o ty afirmacjy.<br />

Tillich mowi,!c 0 afirmacji mowi zarazem 0 mystwie. Akt, w ktorym<br />

,jail afirmuje siebie, jest aktem mystwa. Mystwo jest aktem samoafirmacji<br />

,ja", w ktorym to ,jail przezwyciyza lyk w obliczu mozliwosci niebytu.<br />

Przekraczanie jest wiyc postaci,! mystwa; ,ja" myznie afinnuje siebie<br />

wbrew groi'!cemu niebytowi. Tym samym mystwo jest jak,!s tkwi'!C


90 KRZYSZTOF MECH<br />

powie Tillich. Spytajmy teraz 0 fundament tej afirmacji, 0 zrodlo m~stwa.<br />

o tt(: moc pozwalaj'lC'l przezwycil(::iye groZ'lcy czlowiekowi niebyt.<br />

Przede wszystkim trzeba podkreslie, ze afirmacja jest reiacj'l, w ktorej<br />

czlowiek ustosunkowuje sit(: do samego siebie. Stosunek ten rna postae<br />

jakiegos samoutwierdzania sit(: w bycie w b r e w mozliwosci niebytu.<br />

Samoafirmacja jest jakims wysilkiem istnienia tak, jakby same istnienie<br />

wymagalo takiego wysilku. 22 Refleksja filozoficzna spyta 0 ten wysilek,<br />

spyta 0 podstawt(: tego stosunku. Stosunek ten zaklada element trzeci,<br />

ktory sam ten stosunek umozliwia. Oznacza to, podobnie jak u Kierkegaarda,<br />

Ze ezlowiek moze ustosunkowae sit(: do siebie tylko ustosunkowuj'lc<br />

sit(: do Moey Bytu. Moc Bytu jest jak'lS zwycit(:sk'l odpowiedzi'l na<br />

Niebyt. Czlowiek w kazdym akcie mt(:stwa afirmuje afirmacjt(:, ktor'l kazdy<br />

akt mt(:stwa zaklada. Mt(:stwo "staje sit(: moi:liwe jedynie dlatego, ze sam byt<br />

ceehuje sit(: samoafirmacj'l wbrew groz'lcemu niebytowi. Uezestniczy one<br />

w samoafirmaeji samego bytu, w mocy bytu bior'lcego gort(: nad niebytern.<br />

"23 Mt(:stwo potrzebuje "mocy bytu, mocy przekraczaj'lcej niebyt (...)<br />

Mt(:stwo, kt6re integruje (...) ll(:k, musi bye zakorzenione w moey bytu<br />

wit(:kszej niz moc wlasna naszego »ja« i moe ezyjegos swiata (...) Ostateezna<br />

bowiem moe samoafirmaeji moze bye jedynie moq bytu jako bytU."24<br />

Moe samoafirmaeji znajduje swoje zr6dlo w Mocy Samej. Dotarlismy do<br />

absolutnej podstawy bytu. Dialektyczny umysl odkrywa swoje<br />

wlasne zrodlo.<br />

Moc bytu jest ZrOdlern wszystkiego, co rna by!. Poprzedza wszystkie<br />

poszczegolne treSci logicznie i ontologicznie. Poprzedza kaide rozdzielenie<br />

i urnozliwia wszelkie wzajernne oddzialywanie, poniewai jest granic!l<br />

ide n t y c z nos c i, bez kt6rej nie moi:na pomyslec ani rozdzie1enia, ani<br />

wzajemnego oddzialywania. Dotyczy to oddzielenia i wzajernnego oddzialywania<br />

podmiotu i przedmiotu, tak w poznaniu jak i w dzialaniu. ZrOdlo<br />

podmiotu i przedmiotu nie moie stac si~ przedmiotem, z ktorym czlowiek<br />

jako podrniot pozostaje w teoretycznej i praktycznej relacji. Bog nie jest<br />

przedmiotem dla nas jako podmiotow. Jest zawsze tym, ktory poprzedza<br />

rozdzielenie. 25<br />

Ufundowana na negatywnosci refleksja odkrywa Moc Bytu jako sw'l<br />

wlasn'l podstawt(:. Moc Bytu stanowi ostateczn'l podstawt(: (Urgrund)<br />

karoego aktu przekraczania, kazdej postaci ludzkiej ek-statycznosci.<br />

Czlowiek odkrywa transeendenejt(: "w samym centrum" immanenej<br />

i. Przypornina sit(: augustynska tradycja mowienia 0 Bogu, ktory jest<br />

bardziej wewnt(:trzny niz ja sam: "w mysl'lcym czlowieku wylania sit(: cos,<br />

11 To wldnie raine "rozumienie" iSlnienia slanowi najgl~bsZll podSlaw~ spor6w pomi(ldzy<br />

leillllem i alei llll em. Dla teist6w istnienie zwillzane jest zjakims "wysilkiem", a sam a zdolnoloC<br />

do tego wysitku jest jui darem . Ateizm jest jakims "Iekeewaieniem rnocy niebytu", istnienie jest<br />

lutaj jaklls "oezywistosd'l", kt6ra ogranieza rnoiliwosc pylania 0 nieose. Same nie Jekcewaiy<br />

"moey niebytu", ale, 0 ile dobrze rozumiem, wysitek istnienia sprowadza do wysilku sensu<br />

istnienia lak, jakby to nie sarno istnienie domagalo si~ moey go podtrzymuj'lcej.<br />

13 P. Titlieb, MfSlHlo hycia, s. l73. <br />

1A J.w., s. 153 nn . <br />

" P. Tillieh, Theology of culture, S. 57.


RELIGIA NA GRANICY ROZUMU<br />

91<br />

co wykracza poza wszystko, co [dotychczas] pomyslal"26. Rozum odnajduje<br />

sWll ostateC71111 podstawy w momencie swego przekroczenia - "w ten<br />

spos6b rozum wskazuje na zr6dlo rozumu: na niedosiymosc jedni, kt6ra<br />

przezen oddzialuje"27. "Doswiadczenie" Mocy Bytu "otwiera" nas na<br />

transcendencjy. Moina rzec, ie transcendencja jako Moc Bytu "przeSwituje"<br />

poprzez kaidy akt mystwa. Moc Bytu jest wiyc poj~ciem "granicznym", jest<br />

takie jakims "poza". Docierajllc do :Zrodel urzeczywistniania si~ podmiotu,<br />

docieramy zarazem do jego granic, do granic swiata podmiotowo-przedmiotowego.<br />

Absolutna podstawa jawi nam si~ jako fundament ludzkiej<br />

negatywnosci, jako fundament ludzkiej zdolnoSci przekraczania.<br />

Co 0 tej podstawie morna wiyc powiedziec Nic ponad to, co stanowi<br />

jej uzewn~trznienie w swiecie: "po owocach rozpoznasz Jll". Moina<br />

powiedziec, ie to, z czym mamy do czynienia, to tylko poszczegolne akty<br />

m~stwa. W kaidym akcie przekraczania, czy jestdmy tego swiadomi czy<br />

nie, uczestniczymy w Mocy Bytu, ktora zawsze jest tego aktu podstawll,<br />

nigdy zas jego przedmiotem.<br />

W samym centrum zatroskania 0 bycie odkrywamy Moc Bytu,<br />

podstaw~ sensu i prawdy, odkrywamy Boga. Afirmacja jest w tajemniczy<br />

sposob powillzana z zatroskaniem 0 Byt. Tu tkwi dwu711ac711osc bytowania<br />

czlowieka. Samoafirmacja jest jaklls mocll, jakims uczestniczeniem w Mocy<br />

.Bytu, ale z drugiej strony samoafirmacja jest jaklls odpowiedzill na l~k,<br />

jakims zatroskaniem 0 Byt. Moc bytu staje w obliczu niebytu, cillgie na<br />

nowo go przezwyci~iajllc.<br />

• AbsoJutny horyzont<br />

Analiza przekraczania pozwolila nam odkryc w samym centrum negacji<br />

"ukrytll" w niej pierwotnll afirmacj~ . Jak powiedzielismy, afirmacja jest<br />

jakims "wbrew". Pytajllc 0 Moc Bytu, pytalismy 0 to "wbrew", pytalismy<br />

o Moc pozwalajllC'! urzeczywistniac si~ czlowiekowi wbrew groillcemu mu<br />

niebytowi. Lecz afirmacja dokonuje si~ przede wszystkim w i m i ~<br />

c z ego s. Pytanie - w imi~ czego - jest czyms wi~cej nii tylko pytaniem<br />

o ujawniajllcll si~ w przekraczaniu wartosc. Przekraczanie, jak stwierdzilismy,<br />

jest byciem-ku, a cwo bycie-ku wyznacza jakis h 0 r y z 0 n t kaidego<br />

aktu afirmacji, jakis fe/os kaidego aktu przekraczania. Lecz retleksja<br />

zmierza dalej, chce spytac 0 horyzont horyzontow, pyta 0 to - "w czym<br />

midci si~ kaidy poszczegoiny horyzont jako po prostu w czyms obejmujllcym<br />

go, czego nie moma jui dostrzec jako horyzontu"28. Jest to<br />

pytanie 0 moiliwosc moZliwosci Bytu dla nas, a mowillc precyzyjniej,<br />

o Byt, ktory jest jui nie moZliwoscill, lecz par excellence r z e c z y wi s t 0 s­<br />

ci ll. Mamy tu do czynienia z mysleniem swiadomym swoich granic,<br />

z drugiej strony - mysieniem wcilli t~ granicy "przesuwajllcym", wcillZ na<br />

26 K. Jaspers, Rozwn i eFuysleocja, ltum. C. Piecuch, Warszawa [99[, s. 68. <br />

27 K. Jaspers, Filozojia ef(zY.flencji, s. 125.<br />

2. K. Jaspers, Rozwn i ef(zY.flencja. s. 44.


92 KRZYSZTOF MECH<br />

nowo usituj~cyrn wzniesc si,.: "ponad" swiat podmiotowo--przedmiotowy;<br />

mysleniem "samej granicy" balansuj~cyrn "nad przepaSci~" nicosci nieokreslonosci.<br />

SkOl1czonosc w karoyro akcie przekraczania, swiadomie bqdz<br />

nie, afirmuje absolutny horyzont wszystkich swoich akt6w. Mamy na mysli<br />

horyzont, kt6ry ujawnia si,.: we wszystkich sferach, w kt6rych czlowiek,<br />

poprzez myslenie i dzialanie, spotyka Byt.<br />

Wsp6lczesna refleksja uklada si,.: w histori,.: poszukiwan absolutnego<br />

horyzontu przez analiz,.: r6Znych sposob6w bycia czlowieka, r6znych<br />

sposob6w otwarcia czlowieka na Byt, we wszystkich postaciach, w jakich<br />

Byt jest czlowiekowi dany. Przejscie od horyzontu naszego myslenia<br />

i dzialania do absolutnego horyzontu w niezmiernie sugestywny i przejmuj~cy<br />

spos6b pokazuje Jaspers. To przejscie jest jakims skokiem, jest to<br />

"skok z wszystkiego, co jako czasowe moze bye doswiadczone i jako<br />

bezczasowe poznane (i dlatego zawsze pozostaje tylko zjawiskiem), ku<br />

samemu bytowi, kt6ry jest rzeczywisty i wieczny" 29.<br />

Tyro, co najpierw odkrywamy w wysilku refleksji, jest horyzont tych<br />

wszystkich aspekt6w Bytu, kt6rych "przejawem" jestdmy sami. Po<br />

pierwsze, odkrywamy horyzont wszelkiego i stnieni a e mpirycznego,<br />

kt6ry sam nie b¢~c istnieniem empirycznym stanowi jego warunek. Tyrn<br />

samyrn odkrywamy warunek moi:liwosci istnienia empirycznego. Po drugie,<br />

odkrywamy horyzont swiadom os ci w og6le jako warunek<br />

"momosci uswiadamiania sobie", kt6ry rna zwi~zek ze zdolnosci~ "prawdziwosciowego"<br />

odnoszenia si,.: do Bytu. Horyzont jawi si,.: nam tutaj jako<br />

Prawda warunkuj~ca wszelk~ prawd,.:. Wreszcie horyzont d u ch a, pelnej<br />

wzajemnego oddzialywania relacji czlowieka do swiata, kt6ry powoduje, ze<br />

swiat ten jest dla nas zrozumialy; horyzont jako warunek urzeczywistniania<br />

si,.: czlowieka w swiecie, jego "czasowe stawanie si,.:", warunek urzeczywistniania<br />

si,.: czlowieka w historii (Heglowski duch). Jasperowskie rozr6znienia<br />

moma by poszerzyc 0 ujaw ni aj~cy si,.: w spotkaniu z drugim<br />

czlowiekiem horyzont milosci, warunek moi:liwosci bycia w jednosci wraz<br />

z innymi, a taue 0 horyzont symboliczny, warunek mozliwosci egzystencjalnego<br />

otwarcia si,.: na Nienazwane poprzez symbol. Lecz na tym sprawa<br />

si,.: nie konczy. Ostatecznie zaden z wyr6znionych horyzont6w "nie daje si,.:<br />

poj~c sam przez siebie", wskazuje na cos innego, na Byt, "kt6ry za pomoq<br />

wskaz6wki daje si,.: nam odczuc nag ran icy i dlatego jest tym, co<br />

ostatnie w naszym pytaniu"30.<br />

Rozum napotyka transcendencj,.: docieraj~c do swych granic. Transcendencja<br />

wychodzi mu na spotkanie w momencie, w kt6rym rozum<br />

przekracza sam siebie. To najwi,.:kszy wysilek i naj wi,.:ksze zadanie. "W ci~z<br />

od nowa w mysl~cym czlowieku wylania si,.: cos, co wykracza poza<br />

wszystko co [dotychczas] pomyslal. "31 Chcialoby si,.: powiedzie6, Ze rozum<br />

wznosi si,.: na swe wyzyny wtedy, kiedy "opuszcza" siebie. Rozum znajduje<br />

2. K. Jaspers, FilozoJia egzystencji, s. 98. <br />

>0 K. Jaspers, Rozum i egzystencja, s, 54. <br />

31 Jw., s, 68.


RELIGIA NA GRANICY ROZUMU<br />

93<br />

sw6j ostateczny sens, swe ostateczne znaczenie w przekraczaniu samego<br />

siebie.<br />

Lecz w tym momencie, aby transcendencja nie byla - jak pisze Jaspers<br />

- czyms "tylko na podobienstwo jakiejs oboj ~tnej niepoznawalnoSci",<br />

w rozwazaniach musi dokonac si~ zwrot. Transcendencji nie nalezy<br />

rozwazac "w znaczeniu rozlegloSci jakiegos horyzontu wszystkich horyzont6w,<br />

lecz w znaczeni u ZrOdla jako warunku bytu osobowego (Selbstsein),<br />

bez kt6rego wyblaklaby cala rozleglosc"32, w znaczeniu zr6dla wszystkich<br />

sposobow bycia, poprzez ktore urzeczywistnia si~ czlowiek. W ten spos6b<br />

transcendencja, kt6 r~ odkrylismy w przekraczaniu, sprowadza nas na<br />

nowo do transcendencji w immanencji. Tillich m6wil 0 Mocy Bytu, Jaspers<br />

o egzystencji zatroskanej 0 tran scend encj~, "wok61 kt6rej kr~zy wszystko,<br />

co w swiecie rna dla nas prawdziwy sens"33.<br />

• Pragnienie nieskonczonoSci<br />

W ten sposob nasze rozwazania zatoczyly kolo, by powrocic do<br />

czlowieka jako bytu zatroskanego 0 swoje bycie. Analiza przekraczania<br />

pozwolila nam odkryc w samym centrum negacji "ukryt~" w niej<br />

pierwotn~ afinnacj~, pozwolila nam zrozumiec czlowieka jako byt, kt6ry<br />

przez wysilek samotranscendowania projektuje siebie na swoje bycie.<br />

"Nienasycenie" czlowieka, ci~ gle przekraczanie tego, co jest, stanowi<br />

ostatecznie postac urzeczywistniania si~ pragnienia bycia, naszego ostatecznego<br />

zatroskania 0 pr awd~ i sens. "Tylko skonczonosc czlowieka nie<br />

znajduje spelnienia. Tylko jego skonczonosc prowadzi go w dzieje,<br />

w kt6rych chce sil; stac tym, czym moZe byC."34 Podkrdlmy egzystencjalny<br />

aspekt przekraczania. Nieskonczone przekraczanie tego, co skonczone,<br />

stanowi wyraz nadziei na pe lni~ bycia, jakid tkwi~ce w czlowieku,<br />

w spos6b swiadomy b~dz nie, p ragn ien ie n i es konczono sci. Kaidy<br />

akt przekraczania, jak pokazalismy, jest nie tylko negacj~ "negacji<br />

skonczonosci", czyli tej negacji, kt6r~ ze swej istoty jest skonczonosc; akt<br />

ten jest przede wszystkim afirmacj'l Bytu. Przekraczanie transcenduje<br />

skonczonosc w i m il; n i e s k 0 n cz 0 nos c i. "Skonczona transcendencja"<br />

skierowuje sil; ku temu, co j~ ni eskonczenie przekracza. M~stwo jest jakims<br />

"wyrywaniem sil;" skonczonoSci ku nieskOl1czonosci. Kazde m6wienie n i e<br />

skonczon 0 sci jest zarazem w tej samej chwili m6wieniem t a k nieskonczonosci.<br />

Poprzez ni eskonczon~ zdolnosc przekraczania skonczonosci<br />

"namierzamy" nieskonczonosc sam~. Moma powiedziec, ze w kazdym<br />

akcie, w kt6rym przekraczamy wlasn ~ skonczonosc, afirmujemy to, co<br />

nieskonczone. Ll;k i nadzieja na niesk011czonosc stapiaj~ sil; w jedno<br />

pragnienie nieskOl1czonoSci. Czlowiek zall;kniony 0 skonczonosc z m i e­<br />

r z a ku nieskonczonoSci. Zr6dlem negatywnosci w czlowieku jest ostatecz-<br />

Jl J.w., s. 56 . <br />

.\.} J.w., s. 54 . <br />

.w K. Jaspers, Filozojia e[l.zyslencji, s. 39.


94 KRZYSZTOF MECH<br />

nie zalrrknienie bytu SkOtlczonego 0 nieskonczonose. Negatywnose w czlowieku<br />

oznacza, Ze "nienasycenie" czlowieka, ei~gle przekraczanie tego, co<br />

jest, stanowi ostatecznie postaC urzeczywistniania sirr pragnienia bycia,<br />

naszego ostatecznego zatroskania 0 prawdrr i sens; nieskonczone przekraczanie<br />

tego, co jest, stanowi wyraz pragnienia nieskonczonosei, nadziei<br />

na pemirr bycia. Dopiero w nieskOtlczOnosei skonczonose znajduje swoj<br />

ostateczny sens, cheialoby sirr rzec, swoje uzasadnienie.<br />

Dopiero doswiadczajllc ruchu naszego czasowego istnienia i wykraczajllc<br />

poza nie, dochodzimy do spokoju, klory nie jest jui: paraliiujllcym przytloczeniem<br />

przez nie znajllClI moi:liwoSci faklycznosc, ale przej~ciem si~<br />

wiecznll rzeczywisloscill, objawiaj!jCII si~ w nieskonczonosci czasowych przejawow,<br />

przej~iem dajIlC)'ll1 gl~bokie zaspokojenie. J5<br />

Doeieramy zarazem do tej zadziwiaj,!cej syntezy skonczonosei i nieskonczonosei,<br />

jak~ jest czlowiek. Czlowiek jest zatroskany 0 sw~ skonczonose<br />

w "swietle" nieskonczonosei; jest skonczonoseiq. zalrrknion~ 0 sw~<br />

nieskonczonosc. Ale czym jest pragnienie nieskonczonoki Odkrywamy tu<br />

jakq.s tajemnicz~ dwuznacznosc zarowno skonczonosei jak i nieskonczonosci.<br />

Skonczonosc z jednej strony jest tym, co " nam najblizsze", w czym,<br />

wydawaloby sirr, jestdmy u siebie. Z drugiej strony bye skonczonym to<br />

znaczy bye wyalienowanym od ostatecznego sensu i prawdy, to znaczy bye<br />

trrsknot~ za ostatecznym sensem i dobrem. Rowniez nieskonczonose<br />

"naznaczona" jest szczego\n~ dwuznacznosciq.. Skonczonose transcenduj~ca<br />

sam~ siebie jest jakims wyrywaniem sirr ku nieskonczonoki.<br />

Przekraczanie jest jakims pragnieniem nieskonczonoki, pragnieniem nieskonczonego<br />

szczrrseia i dobra.<br />

• W stron~ konkretu<br />

Mozemy wreszeie spytae 0 konkretnq. wiarrr, wiarrr w okres\onego Boga.<br />

Jak powiedzielismy, nieskonczonose stanowi~c to, co "poza", jest<br />

zarazem "przedmiotem" naszego ostatecznego zatroskania. Tillich nazwal<br />

troskrr 0 to, co dotyczy czlowieka, ostatecznie wiar~ . "Jest ona stanem bytu<br />

ogarnirrtego moc,! bytu Coo .) wiara jest doswiadczeniem tej mocy, czlowiek<br />

zostaje objrrty moc~ bytu transcendentnego, w ktorym wszystko, co jest,<br />

uczestniczy."36 Lecz wiara ta nie jest wiarq. w zwyklym sensie. Tillich<br />

nazywa ty wiarrr wiarq. absolutnq.. Wiara ta jest pozbawiona jakiejkolwiek<br />

trdei. Tillich nazwie trr wiarrr bezposredniq. swiadomoseiq. Bezwarunkowego,<br />

wskazujq.c tym samym, ze zarowno ludzka racjonalnose, jak<br />

i wiara znajdujq. w nim wspolny fundament. Bezwarunkowe jest "obecne,<br />

w znaczeniu bezwarunkowej pewnosci, kiedykolwiek swiadomose ogniskuje<br />

sirr na nim"37. Oznacza to wiarrr tylez niewq.tpliwq. co nieokrdlonq..<br />

" J.w., s. 136. <br />

'" P. Tillich, Mfstwo bycia, s. 167. <br />

37 P. TiUich, Theology of culture, s. 62.


RELlGlA NA GRANICY ROZUMU<br />

95<br />

Gdy nie oslania mnie iadna potwierdzona w praktyce skutecznosc pragmatycznej<br />

prawdy, iadna dowodliwa pewnosc swiadomosci intelektualnej,<br />

iadna daj~ca schronienie calosc ducha, to dotarlem do prawdy, dzi~ki kt6rej<br />

wylamuj~ si~ z calej swiatowej immanencji, zeby doswiadczywszy transcendencji<br />

powr6cic do swiata; wtedy jestem w swiecie i zarazem poza nim,<br />

i dopiero teraz jestem sob~ . 38<br />

Wiara absolutna, wiara odarta przez w~tpienie z jakiejkolwiek treSci.<br />

szuka swego ucieldnienia. To, co absolutne i nieokreslone, ostatecznie<br />

spelnia si~ w okrdlonoSci. Wiara absolutna przeradza si~ w konkretn~<br />

wiant~, wiar~ okreSlonej religii, wiar~ w okrdlone syrnbole itd. Ta wiara jest<br />

zwi~zana z jakims ryzykiem. "Wiara zawiera element uwarunkowania<br />

i z~da ryzyka. L~czy ontologicZI1~ pewnosc Bezwarunkowego z niepewnosci~<br />

wszystkiego, co uwarunkowane i konkretne."J9 Ryzyko nie dotyczy<br />

jednak "fund amentu wiary", lecz jego nieuniknionej konkretyzacji ucieleSnienia<br />

wiary absolutnej w swieeie podmiotowo-przedmiotowyrn. "Wiara<br />

to niew~tpliwie szczegolny sposob patrzenia na Boga. Spojrzenie specyficzne,<br />

ktore wszakZe z chwil~ jego sformulowania zostaje uwiklane w siatk~<br />

logiczno-rozumow~, co do ktorej filozof rna prawo wydawae s~dy."40<br />

W ten sposob transcendencja pojawia si~ na poziomie immanencji.<br />

Oczywiscie tylko w ten sposob moze si~ pojawie "w swiecie czlowieka",<br />

jako taka musi zostae wy--slowiona. Z filozoficznego punktu widzenia<br />

wy--slowienie morna rozumiee jako postae uzewn~trznienia si~ ludzkiego<br />

podmiotu, przejaw ludzkiego ducha, jako podlegaj~ce krytycznej ocenie<br />

tego ducha uprzedmiotowienie. Oczywiscie uprzedmiotowienie niejest zlem<br />

samym w sobie, leez jedynyrn m07Jiwyrn sposobem przejawiania si~ religijnego<br />

ducha w swiecie. Uzewn~trznione tresci mog~ bye w niepowtarzalny,<br />

tajemniczy sposob "przepelnione" moc~ tworz~cego je ducha, kiedy duch<br />

"iyje w swoich fonnach". Lecz z drugiej strony uzewn~trznione treSci mog~<br />

nie zawierae go wcale; eksterioryzacja moze oznaczae alienacj\!. Religijna<br />

alienacja jest niebezpieczenstwem wci~z czyhaj~cyrn na kai:d~ tradycj~<br />

religijn~. To ostatecznie z ni~ zmaga si~ kaZdy religijny duch odnowy.<br />

KrzysztoJ Mech<br />

KRZYSZTOF MECH, ur. 1961, absolwent liIozofii i religioznawstwa UJ, asystent<br />

w Zakladzie Filozolii Religii ]nsty1utu Religioznawstwa UJ. Publikowal w "Logosie<br />

i Elhosie", "Studia Religiologica" i "Nomosie".<br />

J8 K. Jaspers, Filozofia egzysteneji, s. 108.<br />

lQ P. Tillich, Theology 0/ culture, s. 75.<br />

40 H. Dumery, Bog filoz%w ezy Bog tywy, "Zeak·' 447, s. 29.


WOKOL "VERITATIS SPLENDOR" <br />

ZBIGNlEW STAWROWSKI<br />

BLASKPRAWDY, <br />

BLASK WOLNOSCI <br />

Niedawno opublikowany Katechizm Koscioia Katolickiego przedstawil<br />

nam pelny wykiad katolickiej doktryny moralnej. Z tego tei: wzgl¢u<br />

Jan Pawel II w encyklice Veritatis splendor m6g1 ograniczye si~ do<br />

poruszenia tylko tych kwestii nauczania moralnego Kosciola, kt6re staly<br />

si~ przedmiotem aktualnych kontrowersji etyk6w i teolog6w. Wymagalo to<br />

oczywiScie om6wienia samych fundament6w teologii moralnej podwaianych<br />

przez pewne nurty mysli wspolczesnej. W Encyklice akcent poloiony<br />

jest jednak nie tyle na same zagadnienia moraine, co przede wszystkim na<br />

problem ich wlasciwego rozumienia i interpretowania.<br />

Tio papieskich rozwaian tworzy precyzyjne okrdlenie, na czym polega<br />

powolanie teologa i jaka jest w ramach wsp6Jnoty KOScioia jego wlasciwa<br />

rola i zadanie. Magisterium korzysta wprawdzie z pomocy teolog6w, ale to<br />

nie teologowie wyznaczajl! norm~ jego nauczania, w tym takie nauczania<br />

moralnego (116). Bowiem "czym innym jest sam depozyt wiary, czyli jej<br />

prawdy, a czym innym spos6b jej wyraiania" (29). Powolanie teologa to<br />

sluiba "wierze szukajl!cej zrozurnienia". W takiej mierze, w jakiej jest to<br />

moiliwe, rna on za zadanie trumaczye objawione prawdy wiary na<br />

uniwersalny j~zyk rozumu. Jedna prawda moie bye ujmowana i wyjasniana<br />

na wiele, mniej lub bardziej niedoskonalych sposob6w. Dlatego tei<br />

- pisze Jan Pawei II - "UrZl!d N auczycielski Koscioia nie zamierza<br />

oczywiscie narzucae wiernym iadnego okreslonego systemu teologicznego<br />

ani tym bardziej filozoficznego. Aby jednak »swi~ie strzec i wiernie


LASK PRA WDY. BLASK WOLNOSCI<br />

97<br />

yjasniae Siowo Boze«, zobowi~zany jest zabrae glos wtedy, gdy okrdlone<br />

urty mysli teologicznej i pewne twierdzenia filozoficzne s~ niezgodne<br />

prawd~ objawion~" (29).<br />

Encyklika jest wlasnie takim gJosem sprzeeiwu, przypominaj~cym<br />

undamenty nauczania moralnego KOScioia wobec rozpowszechnianych<br />

sp6lczesnie w~tpliwoSci i krytyki. Kiedy pami~ta si~ 0 wielkich sporach<br />

eologicznych, kt6re w dawnych epokach rozpalaly, ale takze i dzielily<br />

~hrzeseijan, sporach 0 rozumienie Tr6jcy Swi~tej, 0 pochodzenie zla, 0 sens<br />

ozej laski, to koncepcje, wobec kt6rych Papiez czuje si~ zobowi~zany<br />

~aj~e stanowisko, budz~ zadum~ i zaklopotanie. Dawni chrzeseijanie,<br />

~ewni swego wyr6znionego miejsca w swiecie, miewaJi najwyzej w~tpliwoci<br />

co do kwestii, jak ludzk~ wolnosc pogodzie z Boz~ Opatrznosci~.<br />

zisiaj natomiast powamie podnosi sit: problem, czy czlowiek istotnie<br />

ozni sit: od innych stworzen, czy w obliczu rozmaitych uwarunkowan<br />

udzkiego dzialania: biologicznych, psychologicznych, kulturowych, spolecz­<br />

~ych, jest jeszcze w ogole sens mowie 0 wolnosei i moralnej odpowiedzialnoei<br />

czlowieka. Teorie uwarunkowan w swych skrajnych postaeiach sprowajzaj~<br />

go do bezwolnego mechanizmu, ktorego czyny, a raczej poruszenia,<br />

~aleme s~ od anonimowych sil i nie mog~ bye oceniane w perspektywie<br />

oralnej. Z drugiej strony, pojawiaj~ si~ rowniez koncepcje, ktore<br />

ibsolutyzuj~ wolnose, co w skrajnych wypadkach oznacza zakwestionow.­<br />

ie istnienia jakichkolwiek bezwzgl~dnych, tzn. obowi~zuj~cych zawsze<br />

wsz~dzie, ograniczen dla ludzkiej samowoli.<br />

Owe koncepcje teologiczne stanowi~ oczywiste odzwierciedlenie pewego<br />

destrukcyjnego trendu obecnego we wspolczesnej kulturze, trendu juz<br />

ie tyle dechrystianizacji tej kultury - przekonanie 0 istnieniu czynow<br />

)ezwzgl~dnie zlych, jak rowniez 0 osobistej odpowiedzialnosei, a wi~<br />

wolnosei czlowieka, jest bowiem wspolne nie tylko dla calego kr~gu<br />

:ywilizacji judeo--chrzdeijanskiej, ale takze i dla wiel u innych wielkich<br />

:radycji religijnych i m~droseiowych - lecz barbaryzacji niszcz~cej funiamenty<br />

elementarnych wi~ spolecznych. Przeciwstawiaj~c si~ tenden­<br />

:jom wypaczaj~cym sens moralnego wymiaru ludzkiego Zycia, Jan PawellI<br />

itara si~ przedstawie, jak w swietle Objawienia jawi sit,; kwestia ludzkiej<br />

Nolnosei. Szczegolnie wazne jest tutaj uchwycenie istotnej re\acji mi~dzy<br />

Nolnosei~ a prawd~. Niewlaseiwe uj~cie tego zwi~zku rodzi bowiem<br />

latychmiast falszywe koncepcje czlowieka i jego zycia moralnego.<br />

Przy lekturze Encykliki uderza przede wszystkim to, ze wyjasniaj~<br />

itanowisko Kosciola wobec kwestii moralnej Papiez posluguje si~ dwoma<br />

'6znymi j~zykami. W cz~sei pierwszej przywoluje obrazy z Ewangelii i na<br />

lrZykladzie rozmowy Jezusa z bogatym mlodziencem, ktory pyta: "Nau­<br />

:zycielu, co dobrego mam czynie, aby otrzymae Zycie wieczne" (Mt<br />

19,16), otwiera przed nami gl~bi~ ewangelicznej moralnosci. Ma ona<br />

)rzede wszystkim charakter dynamiczny. Oznacza stopniowe dojrzewanie<br />

:zlowieka, dojrzewanie, kt6rego pierwszy konieczny szczebel stanowi<br />

:achowywanie przykazan, zwlaszcza tych z tzw. drugiej tablicy Dekalogu,


98 ZBIGNIEW STAWROWSKI<br />

sformulowanych w postaci zakazOw. Nastypnym etapem, etapem doskonaloSci<br />

jest spelnianie przykazania miloSci - porzucenie wszystkiego<br />

i pojScie za jezusem. Wezwanie do pelni Zycia moralnego kieruje siy przy<br />

tym do czlowieka jako istoty wolnej, rna charakter nie tyle nakazu, co<br />

propozycji: "Jdli chcesz ..." Te trzy zasadnicze aspekty: I) fundamentalna<br />

wolnose czlowieka, ktory - jdli chce - moze wkroczye na drogy moralnosci;<br />

2) bezwzglydna obowi,!zywalnose Bozych przykazan; oraz 3) wymiar<br />

doskonalosci - ukazuj,! siy w swietle ewangcJicznego przeslania jako istotne<br />

elementy Zycia moralnego czlowieka. Refleksja etyczna, ktora ich wszystkich<br />

nie dostrzega i nie uwzglydnia, musi bye uznana za niewystarczaj,!c,!.<br />

Dlaczego wiyc VI drugi m rozdziale Encykliki Jan Pawel II sam zaezyna<br />

m6wie jyzykiem pewnej okreslonej tradycji teologiezno-filozoficznej Chodzi<br />

tu nie tylko 0 to, ze ewangeliczny jyzyk jest zrozumialy wyl,!cznie dla<br />

tych, kt6rzy uwierzyli, nie tylko 0 to, ze wezwanie do pojscia za<br />

Chrystusem drog,! d oskonalosci moZe podj,!e tylko ten, kto Go juz<br />

wczesniej spotkal. G/ownym celem Encykliki jest przeeiwstawienie siy<br />

falszywym koncepejom i teoriom moralnym, .wobec ktorych wskazane jest<br />

odwolanie siy do argumentow racjonalnych. Rozstrzygniycie kontrowersji<br />

na plaszczyinie rozumowej jest rowniez 0 tyle istotne, ze najczysciej to<br />

wlasnie pogl,!dy filozoficzno-teologiezne rzutuj,! na sposob odczytywania<br />

Pi~m a Swiytego. Ale podjycie sporu na poziomie raejonalnego dyskursu<br />

oznacza rowniez zaproszenie do lilozoficznej dyskusji nad kwesti,! moraln,!,<br />

a tym samym otwarcie si y na moZliw,! krytyky, poniewaz jyzyk kazdej<br />

fil ozofii czy teologii jest czyms z koniecmosci niedoskonalym.<br />

Tradyeja filozofiezno-teologiezna, ktor'! w tym miejseu Eneykliki<br />

wspomaga siy Papiez, tradyeja poworuj'!ca siy na mysl sw. Tomasza, na<br />

pierwszy rzut oka wydaje siy szezegolnie przydatna w konfrontacji<br />

z koncepcjami krytycznymi wobec katolickiej doktryny moralnej. I to nie<br />

tylko dlatego, ze od stuleei jest ona gl6wnym oryzem KOScioia w intelektualnych<br />

sporaeh z wci,!z nowymi ideami pojawiaj,!cymi siy w swiecie.<br />

Podkrdlanie w ramaeh tej tradycji obowi,!zuj,!eego charakteru prawa<br />

naturalnego, ezy tez akeentowanie znaczenia obiektywnej prawdy w decyzjach<br />

moralnych, spra·.via wrazenie, ze potrafi ona przedstawie wlasciw,!<br />

odpowiedz na wyzwanie subiektywizmu i re1atywizmu dzisiejszej epoki. Ale<br />

naprawdy wl asciwa odpowiedz polegalaby nie tylko na wskazaniu bl~ ow<br />

odnosnych koncepeji moralnych, leez ponadto na wypraeowaniu jyzyka,<br />

kt6ry ocalilby to wszystko, co sluszne i prawdziwe w pogl,!dach kontestatorow.<br />

Aby udzielie odpowiedzi, trzeba jednak najpierw uslyszee pytanie,<br />

trzeba zrozumiee, Jakie wazne doswiadczenie stoi za takim a nie innym<br />

ujyciem problematyki moralnej. Tradycji tomistyeznej zdaje siy to w ogole<br />

nie interesowae. Ma ona w tej kwestii wlasn'!, niezaleZn,! od pojawiaj,!cyeh<br />

siy w dziejaeh konkretnych problem ow, uniwersaln


BLASK PRAWDY. BLASK WOLNOSCI<br />

99<br />

rozumianej prawdzie 0 czlowieku, pomija jej wymiar podmiotowy i tym<br />

samym staje si\ niezdolna do uchwycenia istoty fenomenu ludzkiej<br />

wolnosci.<br />

Trzeba tu jednak mocno podkreslic, ze tradycyjne tomistyczne uj\Cie<br />

kwestii moralnej nie jest bynajmniej po prostu falszywe. Jego autentyczny<br />

dorobek nie podlega przeciez zakwestionowaniu. Rzecz jednak w tym, ze<br />

potrafi one w ramach swojej struktury pojlCiowej uchwycic tylko jeden<br />

istotny aspekt moralnosci, a mianowicie stalosc i niezrniennosc zakazow.<br />

Innymi slowy: jest one wprawdzie zdolne do stworzenia znakomitej teorii<br />

odnosz~cej si\ do moralnosci Dekalogu, do moralnoSci Przykazan, natomiast<br />

uj\cie specyfiki wolnosci - a przede wszystkim jej dynamicznego<br />

charakteru, pozwalaj~cego wkroczyc na drog\ moralnego rozwoju, ktorej<br />

ostatecznym celem jest wymiar ewangelicznej doskonaloSci - pozostaje<br />

poza jego zasi\giem.<br />

Cal a Encyklika przenikni\ta jest napilCiem rni\dzy gl\bi~ doswiadczenia<br />

moralnego emanuj~cego z papieskiego tekstu a ograniczonym<br />

zasobem srodkow, za pomoc~ ktorych to doswiadczenie szuka adekwatnego<br />

wyrazu w j~zyku ftlozofii i teologii. Wydaje si~, ze Ojciec sw.<br />

doskonale rozumie, na czym polega slabosc tradycyjnej refleksji moralnej.<br />

Nie bez powodu, zanim si~ do niej odwola, podkrdla najpierw kluczowe<br />

znaczenie wolnosci czlowieka: "Ludzkie problemy - pisze - najszerzej<br />

dyskutowane i rozmaicie rozstrzygane we wspolczesnej refleksji moralnej<br />

sprowadzaj~ si\ wszystkie - choc na r6Zne sposoby - do zasadniczej<br />

kwestii: do kwestii ludzkiej wolnosci" (31). Ma on z jednej strony peln~<br />

swiadomosc, ze zyjemy w epoce, w ktorej uksztaltowala si~ szczegolna<br />

wraZliwosc na kwesti~ wolnosci. Z drugiej strony, wyraznie wyczuwa si(:<br />

jego obaw~ , Ze wypracowany w czasach nowozytnych filozoficzny j(:zyk<br />

wolnosci , z kluczowym dla niego poj~ciem autonomii czlowieka, nie jest<br />

wolny do wyrazenia nienaruszalnego charakteru fundamentalnych zasad<br />

moralnych. Wymieniane w Encyklice kontestuj~ce nurty teologii moralnej<br />

wyrosly przeciez w przestrzeni tego j~zyka. Czy jednak w takim rane<br />

- trzeba tutaj zapytac - nie pojawia si(: pal~ca potrzeba nowego,<br />

pogl(:bionego ujlCia ludzkiej wolnosci<br />

Si\gaj~c do tradycji Ojcow Kosciola, Jan Pawel II przypomina nam, ze<br />

wolnosc nie jest bynajmniej wynalazkiem czasow nowozytnych, ze uznanie<br />

iej szczegolnej wartosci stanowi od pocz~tku nieusuwalny element chrzes­<br />

::ijanskiej tozsamosci. To przekonanie odnajdziemy chocby w tekscie<br />

lW. Grzegorza z Nyssy: "Dusza ujawnia sw~ krolewskosc i wielkosc (.. .)<br />

:lrzez to, ze jest niezalema i wolna, rz~dzi sob~ samowladnie kieruj~c si(:<br />

Nlasn~ wol~. Komuz innemu jest to dane, jesli nie krolowi" (38).<br />

Wolnosc, ktor~ czlowiek zostal obdarzony, stanowi wi~c szczegolny znak<br />

Nspoluczestnictwa w Boiym panowaniu nad swiatem. Trudno jednak nie<br />

:auwaiyc, ze przez wiele stuleci to szczeg61ne znaczenie ludzkiej wolnosci<br />

lie bylo w KOSciele zbytnio podkrdlane i w zasadzie dopiero Sobor<br />

,vatykanski II ponownie przywrocil jej nalezne miejsce: "Bog bowiem


100 ZBIGNIEW STAWROWSKI<br />

zechcial czlowieka pozostawic W ryku rady jego, zeby Stworzyciela swego<br />

szukal z wlasnej ochoty i lego siy trzyrnaj,!c dobrowolnie dochodzil do<br />

pelnej blogoslawionej doskonalosci" (34). Te i inne slowa z dokumentow<br />

soborowych przywolywane przez lana Pawla II ukazuj,!, ze g/ybokie<br />

doswi adczenie wolnosci nie jest obce wspolczesnemu KoSciolowi.<br />

Ale czy to doswiadczenie zostalo naleZycie przemyslane, zrozurniane<br />

i spojnie wl'!czone w calosciowe ujycie kwestii moralnej Czy jest do tego<br />

zdoina wci,!z dominuj,!ca tomistyczna refleksja moralna, ktora nie wolnose,<br />

lecz prawdy stawia w centrum swojego zainteresowania Ojciec<br />

Swiyty, nie dysponuj,!c bardziej precyzyjnyrn jyzykiem filozoficzno-teologicznyrn,<br />

taki:e poddaje siy wplywowi tej tradycji. Po podkresleniu szczegolnego<br />

znaczenia ludzkiej wolnoSci, na pytanie: ale 0 jak,! wolnose tu chodzi<br />

- pada odpowiedz: 0 wolnosc prawdziw'!. "ldli istnieje prawo<br />

- pisze Jan Pawel II - do poszukiwania prawdy na wlasnej<br />

drodze, to bardziej podstawowy w stosunku do niego<br />

jest ci'!z'!cy na kazdym czlowieku powazny obowi(!Zek<br />

moralny szukania prawdy i trwania przy niej, gdy si y j,!<br />

od n aj d zi e" (34 - podkr. Z.S.).l Od tego momentu, wraz z jednoznacznyrn<br />

zaakcentowaniem wyroznionego znaczenia prawdy, rozpoczyna siy<br />

prezentacja konsekwentnej, odwoluj,!cej siy do tradycji sw. Tomasza,<br />

doktryny moralnej wraz z jej podstawowym pojyciem, pojyciem naturalnego<br />

prawa moralnego.<br />

Warto siy jednak chwily zatrzymac nad powyzszym cytatem. Jest on<br />

bowiem jednym z tych k1uczowych zdan Encykliki, w ktorych wyraznie<br />

widac, jak jyzyk tomistycznej filozofIi redukuje sens doswiadczenia moralnego<br />

do jednego tylko z jego istotnych aspektow. Prawo do wolnoSci, do<br />

poszukiwania prawdy na wlasnej drodze, ktore tutaj zostalo uznane za cos<br />

mniej istotnego i podporz'!dkowane obowi'!zkowi poszukiwania prawdy,<br />

nie jest przeciez zadnym uprawnieniem , z ktorego czlowiek moze korzystac<br />

lub nie, lecz wlasnie prawem ludzkiej natury, prawem istotowyrn, czyms, co<br />

w sposob konieczny okresla ludzki sposob bycia w swiecie. Nie jest tak, :i:e<br />

czlowiekowi niekiedy w 0 1nos am od zi el n i e poszukiwac prawdy. Musi<br />

on zawsze szukac jej na wlasnej drodze, poniewaz innej drogi niz wlasna po<br />

pro stu nie rna. Piyknie pisal 0 tyrnjuz sw. Augustyn w Dialogu 0 nauczycielu.<br />

Zas w Soborowej Konstytucji Gaudium et spes, ktorOl Papiez cytuje kilka<br />

wierszy wczeSniej, znajdujemy najbardziej lapidarne ujycie tej oczywistosci:<br />

"Czlowiek ( ... ) moze zwracac siy do dobra tylko w sposob wolny" (34) .<br />

J Zacytowane roanie opatrzooe jest przypisem, w kt6rym Papiez odsyta oas mi¢zy iooymi<br />

do 2 artykuru Deklaracji 0 wolooSci retigijnej Dignilali. humanae. Ale tam wlasnie znajdujemy<br />

lekst - zreszt'l oajbardziej chyba radykalo'l aIirmacj~ ludzkiej wolnoilci ObeCD!! w olicjaloym<br />

dokumencie Kosciola katolickiego - zupelnie inacz.ej rozkladaj!!cy akcenty niz tomistycznie<br />

zorientowana wyktadnia zagadnien moralnycb : "Prawo do wolooki religijnej C... ) rna fundament<br />

rue w subiektywnym nastawieniu osoby, ale w samej jej naturze. Dlatego prawo do ow/ii<br />

wolnoki przysluguje trwale rowniei: tym, ktorzy nie wypeiniaj'l obowi'lzku szukaoia prawdy<br />

i trwania przy niej. Korzystanie z tego prawa nie moZe napotykac oa przeszkody, jeSli tylko<br />

zachowany jest sprawiedliwy tad publiczny."


BLASK PRAWDY, BLASK WOLNOSCI<br />

101<br />

Lecz w takim razie przeciwstawianie koniecznego prawa wolnosci<br />

moralnemu obowiqzkowi poszukiwania prawdy, a wi~ czemus, co z jednej<br />

strony sarno zaklada wolnosc, z drugiej t~ wolnosc dopemia, stanowi<br />

pomieszanie dwoch r6:inych porzqdkow, porzqdkow bynajmniej nie przeciwstawnych,<br />

lecz wzajemnie si~ uzupemiajqcych. Co wi~ej , to raczej<br />

prawo "wlasnej drogi", to, ze "Bog zechcial pozostawic czlowieka w r~ku<br />

rady jego", jest w pewnym sensie - jako konieczny, choc nie wystarczajqcy<br />

warunek mo:i:liwoSci kierowania si~ ku prawdzie - bardziej podstawowe od<br />

wszelkich moralnych obowiqzkow. Tylko bowiem wolna i samodzielna<br />

osoba moZe byc w ogole czymkolwiek zobowiqzana.<br />

Musimy wi~ szukac nowego j~zyka, takiego, ktory pozwoli nam<br />

zachowac dorobek tomistycznej mysli etycznej, ajednoczesnie wzbogaci go<br />

o wrazliwosc na inne istotne momenty doswiadczenia moralnego. Chodzi<br />

przeciez 0 to, by wlasciwie zrozumie6 relacj~ prawdy i wolnosci. MoZliwe<br />

zas jest tu nie tylko niebczpieczenstwo balwochwaIczego kultu ludzkiej<br />

wolnosci i oderwanie jej od obiektywnie istniejqcej prawdy, ale rowniez<br />

i odwrotnie - akcentowanie obiektywnej prawdy, przy zapoznaniu tego<br />

oczywistego faktu, ze konstytutywnym elementem prawdy 0 czlowieku jest<br />

jego wolnosc. Nie negujqc wartoSci mysli sw. Tomasza, trudno nie<br />

dostrzec, ze w czasach, gdy tworzyl on swoj system myslowy, kwestia<br />

wolnosci nie byla z pewnoSciq problemem pierwszoplanowym. W poszukiwaniu<br />

nowego j~zyka tym bardziej wi~ warto si~gnqc do inte1ektualnego<br />

dorobku czasow noworytnych, epoki, ktora oddychajqc wolnosciq<br />

wydala nie tylko piewcow swawoli, relatywizmu i nihilizmu, lecz takZe<br />

wielkich ftlozofow wolnosci - zarazem znakomitych obroncow uniwersalnego<br />

porzqdku etycznego.<br />

Zacznijmy od sprawy podstawowej. Czytamy w Encyklice: ,,1 tak<br />

w niektorych nurtach mysli wspolczesnej do tego stopnia podkresla si~<br />

znaczenie wolnosci, ze czyni si~ z niej absolut, ktory rna byc zr6dlem<br />

wartosci" (32). Lecz jesli z wolnosci czyni si~ absolut, nie dzieje si~ to<br />

- mimo wszelkich naduryc - bezpodstawnie. Jak bowiem inaczej pojqC<br />

wolnosc, skoro stoi ona ponad absolutem transcendentnej prawd y, ch ocby<br />

tylko w tym sensie, ze moze jej nie przyjqc i si~ od niej odwrocic Wolnosc<br />

jest absolutem, ale - jak to paradoksalnie wyrazil Schelli ng - a b sol ute m<br />

po c hod n y m 2. I chociaz takie poj~cie wydaje si~ dla tradycyjnego<br />

myslenia po prostu skandalem, to czy nie jest jednak tak, ze tylko<br />

pochodny absolut moze uzurpowac sobie prawo bycia absolutem bezwzgl~nym<br />

Po ch 0 d n y absolut rna poza sobq podstaw~, z ktorej<br />

pochodzi i ktora rownoczesnie stanowi jego eel; wolnosc wyrasta z prawdy<br />

i jedynie w prawdzie moze odnaldc swoje spemienie. Ale jako a b sol u t<br />

jest on w stanie dokonac odwrocenia kierunku od prawdy ku sobie<br />

samemu, odwrocenia, w ktorym zawiera si~ tajemnica wsze1kiego zla.<br />

2 "Poj(!Cie pocbodnego absolulu Iub boskosci nie jest wcale sprzecme i wr~C2 stanowi<br />

cenlralne poj(!Cie calej filozofii" - F. Schelling, Filozo/iczne haclania nacl iHOIq ludzkiej wolno-fci<br />

i spra....ami z Iym zwiqzanymi, Krakow 1990, s. 45.


102 ZBIGNIEW STAWROWSKI<br />

Czy takie rozr6i:nienie mi¢zy absolutem pochodnym i bezwzgl¢nym<br />

jest w ogole potrzebne Czy mowi one cos wiycej niz to, ze wolnose zalezna<br />

jest od prawdy, co przeciez rownie dobrze moma wyrazic posluguj,!c si~<br />

tradycyjnym aparatem poj~ciowym Po co wprowadzaC dose niepokoj,!c


BLASK PRAWDY, BLASK WOLNOSCI<br />

103<br />

niei jest p rawem. Prawo to rna wprawdzie inny charakter nii te<br />

prawa, ktorych tresc pokrywa si~ z przykazaniami Dekalogu. Moina je<br />

nazwae p raw emf0 r m a In y m, nie mowi bowiem, co naleiy czynie, aby<br />

post~pow ae moralnie, lecz jak, mianowicie w sposob autonomiczny<br />

i wolny. Mimo to jest one tak sarno ogolnym, koniecznym i niezmiennym<br />

prawem, ktorego naruszenie, podobnie jak naruszenie innych praw, niszczy<br />

naturalny lad ludzkiego iycia moralnego. Tak poszerzone p OJ~ci e prawa<br />

przelamuje konflikt woln oSci i prawdy, ujmuj,!c wolnose jako specyficzny<br />

wyraz prawdy, jako jej " formaln'!" treSe.<br />

Nowe uj ~cie prawa naturalnego nie jest byn ajmniej jedynie abstrakcyjn'l:<br />

igraszk,! inte1ektualn,!. Wr~z przeciwnie, otwiera one dost~p do bardzo<br />

konkretnej sfery i odslania fenomeny moraine, ktore do tej pory zbyt latwo<br />

umykaly naszej uwad ze. Tradycyjna refleksja moraIna, 0 czym swiadczy<br />

Encyklika, znakomicie i wyczerpuj,!co opracowala kwesti~ obiektywnych<br />

praw moralnych. Ich naruszenie, mowi,!c j~zyki em teologicznym, zawsze<br />

stanowi grzech. Ale jdli istnieje takie i inny rodzaj prawa, jeS\i prawdl!<br />

czlowieka jest nie tylko to, ~e zgodnie ze swoj ,!: naturl! rna bye posluszny<br />

Boiym przykazaniom, lecz rowniei, ie rna to czynie w sposob wolny, to<br />

obok grzechow naruszaj'!cych przykazania staje przed nami problem<br />

grzechu przeciwko wolnosci.<br />

Wolnosc jest ze swej istoty dynamiczna. Jest czyms, co wzrasta<br />

i dojrzewa, co wymaga zatem odpowiedniego pokarmu i srodowiska,<br />

innymi slowy - wlasciwego wychowania. Celem m'l:drej pedagogii moie<br />

bye tylko jed no: stworzenie jak najlepszych warunkow rozwoju samej<br />

wolnosci, a tym samym wychowanie osob dojrzarych, zd olnych do<br />

samodzielnych wyborow moralnych . Przeciwienstwem wychowania do<br />

wolnosci bylaby natomiast akceptacja infantylizmu czy wr~cz wynoszenie<br />

go na piedestal idealu moralnej postawy. Orzech przeciwko wolnosci<br />

przyjmuje dwie scisle ze sob,! zwi,!zane przeciwstawne formy; kusi bowiem<br />

zarowno wychowankow, jak i wychowawcow. Pierwsza z nich to opisana<br />

przez Ericha Fromma " ucieczka od wolnosci", I~k przed iyciem na wlasny<br />

rachunek, ktory czlowiek probuje ukoie przy pomocy zewn~trznych<br />

srod kow czy autorytetow. Druga fornla rna jednak znacznie wi ~ksz


104 ZBIGNIEW STAWROWSKI<br />

Ograniczenie rozwazan moralnych do przedmiotowo pojmowanych<br />

praw naturalnych rna swoje reperkusje rue tylko w odniesieniu do<br />

moralnosci jednostkowej, ale rowniez do zagadnien politycznych i spolecznych.<br />

Tomistyczna refleksja nad spoleczenstwem rna powame problemy ze<br />

zrozumieniem sensu wspokzesnej demokracji i zaakceptowaniem jej szczegolnej<br />

wartosci. Istot 'l i fundamentem demokracji jest bowiem<br />

poszanowanie formalnego prawa wolnosci. Sarno<br />

poj~ie demokracji nic nam jeszcze nie mowi 0 trdci praw, ktore w niej<br />

panuj'l. Demokracja okrdla jedynie to, j a k te prawa mog'l bye uchwalane<br />

i wprowadzane, mianowicie w taki sposob, ktory szanuje i uznaje wolnose<br />

wszystkich obywateli. Wystarcza to w zupemosci, by uznae jej przewagy<br />

nad innymi ustrojami politycznymi, mimo ze w stosunku do tego, co<br />

zostalo uchwalone i obowi'lzuje w panstwie jako treSe jego praw, demokracja<br />

- podobnie zreszt'l jak i inne formy ustrojowe - pozostaje indyferentna.<br />

Problem stanowionych praw i ich zgodnoki z obiektywnym prawem<br />

naturalnym nada! pozostaje kryterium oceny konkretnego porz'ldku<br />

politycznego, ale krytyka ewentualnych rozbieznoki, jeSli sarna z kolei nie<br />

chce przeciwstawie siy prawu naturalnemu, nie moze uderzae w formaln'l<br />

zasady demokracji.<br />

Dziyki szerszemu pojyciu prawa naturalnego udaje siy spojnie opisae<br />

dwa istotne aspekty doswiadczenia moralnego: moment ludzkiej wolnosci<br />

oraz bezwzglydn'l obowi'lzywalnose uniwersalnych norm. Natomiast znalezienie<br />

jFyka, ktory potrafilby uchwycie trzeci wymiar tego doswiadczenia,<br />

wymiar moralnej doskonalosci, stwarza znacznie powazniejsze<br />

trudnosci. Mimo to potrzeba poszukiwania takiego jyzyka wydaje siy<br />

oczywista. Przestrzeganie przykazan, zakazow zabraniaj'lcych popelniae<br />

czyny bezwzglydnie zle, jest tu tylko warunkiem minimalnym. Scisle rzecz<br />

bior'lc, 0 tym, kto jedynie przestrzega zakazow, tzn. nie czyni nic zlego, nie<br />

moma jeszcze powiedziee, ze czyni cos dobrego. Gdybysmy siy wi~<br />

ograniczyli do kwestii przestrzegania przykazan negatywnych, naszym<br />

etycznym idealem, zamiast d'lzenia ku dobru, stalaby siy moralna bezczynnose.<br />

Ale czy mozemy wskazae jakis zestaw pozytywnych nakazow, zbior<br />

pozytywnych ogolnie obowi'lzuj'lcych norm moralnych Nie da siy tu<br />

chyba stwierdzie czegokolwiek wict:cej nii: "Jeieli jui zachowujesz przykazania,<br />

to kochaj i rob, co chcesz." Nie istnieje zadne inne pozytywne<br />

przykazanie nii przykazanie milosci, przykazanie, ktore posiada jednak<br />

dose szczegolny charakter. Trudno powiedziee, ie jest ono norm'l, ktora<br />

obowi'lzuje, i ie nalezy je przestrzegae tak, jak inne przykazania. Takie<br />

sformulowanie poraia wrycz swoj'l niezr~znosci'l. Nie chodzi przeciez<br />

o to, by przestrzegae przykazania rnilosci, lecz 0 to, by kochae. Przykazanie<br />

milosci niejest iadnym ogolnym prawem, lecz wezwan iem, czyms na<br />

wskros indywidualnym, skierowanym do tego oto czlowieka. 1m bardziej<br />

poddajemy si y temu wezwaniu, tym glct:biej odslania si y przed nami sens<br />

owego przykazania, sens konkretny i niepowtarzalny. "Przykazanie milosci


BLASK PRAWDY, BLASK WOLNO~CI<br />

105<br />

Boga i blimiego - pisze w Encyklice Papiei - ze wzgl¢ u na sw~ pozytywn~<br />

dynami k ~ nie wyznacza iadnej gornej granicy, okrdla natomiast grani~<br />

doln~, ktor~ przekraczaj~c czlowiek lamie przykazania" (52). Doln~<br />

grani~ okreslaj~ slowa: "Miluj bliiniego swego jak siebie samego",<br />

przykazanie minimum miloSci, ktore ze wzglt;du na przyj~t~ miar~ : ,jak<br />

siebie samego" jest wlasciwie toisame z nakazem sprawiedliwosci. Droga<br />

ku gorze pozostaje otwarta...<br />

Wprawdzie do sfery miloSci wprowadza niepowtarzalne wezwanie, to<br />

jednak owo wezwanie i odpowiedZ, jak~ ono znajduje, nie s~ ai: tak<br />

indywidualne, i:eby - przynajmniej w jakiejs mierze - nie mogly zostac<br />

uogolnione i przekazane innym. Nie da si~ oczywiscie stworzyc ogolnej<br />

koncepcji doskonalosci moralnej. Moiemy natomiast opisywac doswiadczenia<br />

miloSci, 0 ile sarna milosc zechce si~ przed nami odslonic i nas sob~<br />

doswiadczyc. Nigdzie indziej nie widac tak dobrze jak tutaj, ie poznanie to<br />

nie tylko teoria, leez przede wszystkim inicjaeja. Najbardziej cenne prace<br />

opisuj~ce t~ sfer~ poehodz~ bez w~tpienia z kr~gu poszukiwaezy doswiadezen<br />

zroolowyeh, z kr~gu szeroko rozurnianej fenomenologii. Analizy<br />

takieh ehocby fenomenow jak odpowiedzialnosc, nadzieja, wiernosc, wina<br />

to w gruncie rzeezy nieustanne wysilki odnajdywania tej samej milosci<br />

w niezmierzonym bogactwie jej imion i odcieni. Sposrod najbardziej<br />

zasluionych na tym polu myslicieli, obok Gabriela Marcela, naleialoby<br />

wymienic przede wszystkim Emrnanuela Uvinasa. Jego wizja czlowieka<br />

jako tego, kto w swej najgl~bszej istocie jest calkowieie dla i za drugiego,<br />

stanowi najbardziej radykaln~ prob~ nazwania w j~zyku filozofieznym<br />

powolania do doskonalej milosci.<br />

Choc trudno przecenic wartosc tych filozoficznyeh poszukiwan, to ieh<br />

znaezenie dla doktryny moralnej Kosciola nie jest jui ai tak waine, jak<br />

kwestia przestrzegania praw naturalnyeh. Pasterska misja KOScioia to<br />

przede wszystkim praca budowania fundamentow moralnych. Kaide<br />

m~dre wyehowanie rozpoezyna si~ od rzeezy elementamyeh. Kiedy te<br />

zostan~ jui jednak przyswojone i uwewn~trznione, stopniowo powierza los<br />

podopieeznego jego wlasnej roztropnoSci. Sfera doskonalosei moralnej to<br />

sfera samotnej wolnosci, a okrdlanie w niej ogolnie obowi~zuj~eyeh<br />

powinnosci zamieniloby nauczanie w pouczanie moraIne. Czyi moina<br />

bowiem drugiemu nakazac np. m~ezenstwo Wszelka nauka moralna,<br />

w tym i nauka Kosciola, musi si~ stopniowo wyeiszac, by w pewnym<br />

momeneie zamilkn~c. Ale nie oznaeza to weale porzucenia wyehowanka,<br />

leez przekazanie go w r~ce jedynego prawdziwego Mistrza, ktorego<br />

sw. Augustyn nazywal wewn~trznym nauezycielem.<br />

Oczywiseie mog~ ezasem pojawic si~ w~tpliwosei co do rozgraniczenia<br />

obu etapow rozwoju moralnego. Takim przykladem jest wei~i dyskutowana<br />

kwestia srodkow antykoncepcyjnyeh. Papiei odnosi si~ do niej<br />

tym razem w jednym tylko krotkim akapicie. Przytaeza w nim slowa<br />

z encykliki Humanae vitae, ktore uiywanie tego typu srodkow okreslaj~<br />

jako to, "co ze swej istoty narusza lad moralny - a co tym samym nalciy


106 ZBIGNIEW STAWROWSKI<br />

uznac za niegodne czlowieka - nawet w przypadku, jdli zostaje to<br />

dokonane w zamiarze zachowania lub pomnozenia d6br poszczeg61nych<br />

ludzi, rodzin lub spoleczenstwa" (80). Czy jednak rzeczywiSci.e stosowanie<br />

nieaborcyjnych srodk6w antykoncepcyjnych w tym sensie narusza lad<br />

moralny, ze stanowi przekroczenie kt6regos z przykazan i wobec tego<br />

wlasciwy jest tutaj j~zyk moralnych zakaz6w Czy tez moze propozycja<br />

rezygnacji z nich naleiy juz do sfery wezwania do doskonalej milosci i jako<br />

taka wymaga odmiennego jt;:zyka<br />

Powyzsze refleksje na marginesie Veritatis splendor oraz wszystkie<br />

uwagi krytyczne czy tez raczej uzupelnienia - prawdziwa krytyka nie jest<br />

bowiem niczym innym jak uzupelnieniem - maj'l jedno zasadnicze zr6dlo.<br />

Jest nim przekonanie, ze w epoce, w kt6rej uksztaltowala sit;: szczeg61na<br />

wrazliwosc na kwesti~ wolnoSci, jesli si~ chce bye wysluchanym i zrozumianym,<br />

trzeba m6wic 0 sprawach moralnych zupelnie nowym jt;:zykiem.<br />

J~zykiem, kt6ry mimo wszelkich moZliwych naduzyc i zagrozen nie It;:ka sit;:<br />

wolnosci, lecz przeciwnie - potrafi w pelni ukazac jej blask.<br />

Zhigniew Stawrowski<br />

ZBIGNIEW STAWROWSKl, ur. 1958, dr fIlozolii, adiunkt na Wydziale Filozolicznym<br />

PAT. Publikowal m.in. w "Tygodniku Powszechnym", "<strong>Znak</strong>u" i "KJytyce".<br />

Autor ksi~ki Polityka i pralVo IV jilozojii Hegla (<strong>1994</strong>).


TEMATY I REFLEKSJE <br />

AND RZEJ LAZARI <br />

ETYKA PIESNI <br />

ALEKSANDRA GALICZA <br />

KJ~ska na arenie empirii przy zwyci~slwie W swiecie<br />

wartosci to chyba jedna z najbardziej niewll,tpliwych<br />

poslaci lragizrnu.<br />

Henryk Elzenberg<br />

Do niedawna nazwisko Aleksandra Galicza (1919-1977) bylo usuwane<br />

przez cenzur~ rue mniej stanowczo i starannie, ruz nazwiska Aleksandra<br />

Solzenicyna i Andrieja Sacharowa.<br />

Na pocz~tku lat sZeSCdziesi~tych Galicz byl wzi~tym dramaturgiem<br />

i scenarzyst~ filrnowym, czlonkiem Zwi~zku Pisarzy i Zwi~zku Filmowcow<br />

Radzieckich. Spod jego piora wyszly populame w swoim czasie sztuki: Utica<br />

chlopcow (1946), Tu mowi Tajmyr (1948, wspolautor - Konstanty Isajew,<br />

polskie wydanie - Warszawa 1949), Pod szczflsliwq gwiazdq (1957) i wiele<br />

innych, a takze szereg scenariuszy filrnowych (Wierni przyjaciele. Dygnitarz<br />

na tratwie - po\skie wydanie w tlumaczeniu Zofii Lapickiej, Warszawa 1954,<br />

Zmartwychwstaly po trzykroc. Biegnqca po falach. Proszfl 0 ksiqikfl zaialen).<br />

W drugim tomie radzieckiej encyldopedii literackiej (1964) czytamy, iz<br />

Galicz byl rowniez "autorem populamych piosenek 0 mlodziezy".<br />

I wlasnie owe "piosenki" (co prawda - nie 0 mlodziezy) staly si~<br />

bezposredrull przyczyn~ zerwania z Galiczem w kOllCU lat sZeSCdziesi~tych<br />

wszystkich umow wydawniczych. W 1971 roku wykluczono go ze Zwi~zku<br />

Pisarzy i tzw. Funduszu Literackiego, a na poczlltku 1972 roku takze ze<br />

Zwi~zku Filmowcow. Pozbawiono go wszelkiej moZliwoSci zarobkowania<br />

i zmuszono do emigracji (w 1974 roku). Zgin~1 w ParyZu 15 grudnia 1977<br />

w bezsensownym wypadku, porazony pr~dem.


108 ANDRZEJ LAZAR!<br />

Do niedawna 0 historii spoleczenstwa radzieckiego du:i:o wi~j inforrnacji<br />

dostarczala tworczosc Sol:i:enicyna, Ajtmatowa, Rasputina, Dudincewa,<br />

Rybakowa, Granina, Okudzawy, Wysockiego niz prace radzieckich<br />

historykow, ekonomistow i fLlozofow. T~ list~ bez w'ltpienia moma<br />

rozszerzyc rownie:i: 0 nazwisko Aleksandra Galicza, ktory przez sw'! poezj~<br />

byl nie tylko wielkim artyst'!, lecz tak:i:e filozofem, historykiem, a nawet<br />

socjologiem i ekonomist,!.<br />

W filozofii zajrnuje Galicza przede wszystkim etyka: problem konfliktu<br />

wartosci rnoralnych, godnego i niegodnego kompromisu, norm bezwarunkowo<br />

obowillzujllcych w karoej spolecznosci ludzkiej a niszczonych przez<br />

ideologi~ stalinowskll i poststalinowsk'!. Wszystkie te zagadnienia znalazly<br />

dobitny wyraz w najbardziej popularnej jego pidni, zatytulowanej Walczyk<br />

poszukiwaczy ziola:<br />

Myod dawna jestdmy dorosli, <br />

Nie placimy szezeniaetwu daniny <br />

I po skarby na wyspy wolnosci <br />

Nie biegniemy, by nie stracic sily. <br />

Nie w pustyni i nie pod namiotem, <br />

Bez zb¢nego swiecenia oczami, <br />

Lecz, 0 ile milczenie jest ztotem, <br />

My jestesmy poszukiwaezami. <br />

Przemilez, przemilez, a b~ziesz bogaty!<br />

Cisza, spokoj zapewni dostatek!<br />

I nie wierz~e ni sercu, ni glowie,<br />

By nie wyszlo jakowes faux-pas,<br />

Tyle razy milkniemy w pol slowa ...<br />

Nie na przekor, rzecz jasna, a "za!"<br />

Gdzie s~ teraz krzykacze, narwaney<br />

Naszumieli i wpadli za mlodu ...<br />

A milcz~ey - zrobili pieni~dze ,<br />

Gdyi milczenie, jak wiemy, to zloto.<br />

Przemilcz, przemilez - dorobisz si~ daczyl<br />

Cisza, spokoj zapewni dostatek!<br />

I gdy wreszcie stoimy na ezele,<br />

Omarnila przemowien nas gra,<br />

Lecz z mow naszyeh, powielanyeh stale,<br />

Wci~i wylazi niemoty ezern zla.<br />

Niechaj inni, ezy z bolu, ezy z glodu,<br />

Z poniienia - niech krzyez~.... Lecz po co<br />

My z milczenia zrobimy doehody,<br />

Gdyi milczenie, jak wiemy, to zloto!<br />

Ot, jak latwo jest zostac bogaczem, <br />

Ot, jak latwo dorobic si~ daezy, <br />

Ot, jak lalwo jest zostac .. . katem: <br />

Cisza, spokoj zapewni dostalek! <br />

Pidn Galicza jest zjednej strony swego rodzaju "dowodem nie wprost"<br />

na traktowanie norm moralnych jako tylko wzgl~nie sytuacyjnie obowi,!­


ETYKA PIESNI ALEKSANDRA GALICZA<br />

109<br />

zuj~cych, z drugiej - poetyckim wezwaniem do poszukiwania norm,<br />

ktorym czIowiek niezalemie od sytuacji powinien dochowac wiernoSci.<br />

"Istniej~ kompromisy - pisze Maria D~browska w swoich Szkicach<br />

o Conradzie - ktore sprzyjaj~ iyciu i oczyszczaj~ je, i kompromisy<br />

niegodne, ktore zatruwaj~ atmosfer~ i rodz~ nowe, coraz bardziej nierozwi~zalne<br />

konflikty." 0 tym samym mowi Galicz w swej piesni.<br />

Pyta: czy godny jest twoj kompromis, polegaj~cy na milcz~cym<br />

przyzwoleniu na istnienie niesprawiedliwoSci, bolu, niedostatku w sytuacji<br />

zagroienia twojej wolnoSci<br />

Odpowiada: nie, niegodny - milcz~c stajesz si~ odpowiedzialny za cale<br />

zlo, wobec ktorego zajmujesz postaw~ komprornisow~, milcz~ stajesz si~<br />

jednym z katow; stanowcze "Nie!" dla niesprawiedliwoSci, cierpienia, glodu<br />

jest jedn~ z norm bezwarunkowo obowi~j~ych kaZdego czIowieka.<br />

Do problemu przyzwolenia na zlo poprzez postaw~ milcz~cego kompromisu<br />

Galicz wraca w swej tworczoSci niejednokrotnie. Najostrzej<br />

problem ten postawiony zostal w piesni Pociqg:<br />

Ni szabl~, ru przyganami<br />

Od dawna nie brzl!kamy:<br />

Witamy sil! z podlecami,<br />

Szpic10wi sil! klaniamy ...<br />

i niezwykle rzadko uswiadamiamy sobie fakt, ii nasze milcz~ce przyzwolenie<br />

na zlo sprzyja tworzeniu rzeczywistosci, ktoq poeta przyrownuje<br />

do poci~gu zmierzaj~cego do... Oswi~cimia.<br />

Sk~d si~ bierze nasze mi1czenie ezy tylko ze strachu 0 wIasn~ skor~<br />

Gdyby tak bylo, norma wybaczania doznanych krzywd jawilaby si~<br />

Galiczowi jako norma sensowna, tym bardziej, ie sankcjonuje j~ tradycja,<br />

jednak, zdaniem poety, milczenie wyplywa przede wszystkim z oboj~tnosci<br />

na cudz~ krzywd~:<br />

Zgnilo zawszone ubranie wil!inia, <br />

Wszystkie smutki zebrano w tom, <br />

A nad Babim Jarem - smiech i muzyka ... <br />

Spij wi\!C synku, spokojnie spij. <br />

A oboj~tnosci poeta wybaczyc nie jest w stanie:<br />

.. . Ludzie obojl!tni mi wybaczll,<br />

OboWnym nie wybaczl! ja!<br />

(Zasypiajqc i budzqc si~)<br />

Poetyckie "Ja" Galicza moma byloby przyrownac do ,,Ja" bohatera<br />

powieSci Jurija Dombrowskiego Fakultet rzeczy niepotrzebnych - archiwisty<br />

Zybina. Galicz, podobnie jak Zybin, jest "archiwist~" norm moralnych<br />

i wartosci zawartych w takich poj~iach jak prawda, dobro, sumienie,<br />

sprawiedliwosc, uczciwosc, honor, przyja:lJl, etc., ktore w rzeczywistosci<br />

totalitamej zepchni~te zostaly do symbolicznych muzeow i archiwow.<br />

Jednostka, jeSli chce zachowac czlowieczenstwo, nie rna moralnego prawa<br />

ulec totalitarnej przemocy i wyzbyc si~ tych norm i wartosci, nawet za cen~


110 ANDRZEJ LAZAR!<br />

Zycia. Walk~ 0 zachowanie czlowieczenstwa Zybin wygral, tak jak i wygral<br />

j'l (choc w sposob 0 ile bardziej tragiczny) lanusz Korczak w poemacie-pidni<br />

Galicza Kadisz.<br />

Galicz zdaje sobie spraw~, jak trudna jest taka walka i ze naleZy j'l<br />

rozpocz'!:c od uwolnienia moralnego "la" w samym sobie, od pokonania<br />

"czorta", ktory z mojego "la" chce zrobic "My":<br />

Liczylem owce i laic, i siak, <br />

A jednak nie zasnlllem, <br />

I wtedy zjawil siC; moj Clort, <br />

I wierzchem dosiadl stolek . <br />

I rzekl moj czort: .. Wic;c, bracie, jak, <br />

Jalc sprawc; zakOliczymy <br />

Spiszemy c}Tograf i daIejie w tan, <br />

Troszeczkc; pogrzeszymy! <br />

A lajdacz siC; stary, do woli klam, <br />

Przyjaci61 sprzedaj hurtem! <br />

Ze placic przyjdzie ... - pomysl sam, <br />

Ze placic przyjdzie potem! <br />

Zasmakuj bracie - s10dki jest grzech, <br />

Gdy jui wyblaknll sny. <br />

I szczc;scie nie w wielosci cech, <br />

A w tym, ie ja to My! <br />

Nikt nie oslldzi, zrozumie wszalc, <br />

Nie ma przeklenst wa przeszlych dni, <br />

Gdy ze wszystkimi powiesz - talc! <br />

I ze wszystkimi - nie! <br />

I bctdziesz wilki na zierni pasl, <br />

I uczyl je merdac spolem! <br />

Ze placic przyjdzie ... - pomysl sam, <br />

Ze placic przyjdzie potem! <br />

Co z duszll tWIl Zeszloroczny snieg!<br />

Od dawna jui: w oczy nie kluje!<br />

Atomu wiek, kamienny wiek -<br />

Sumienie grosz kosztuje!<br />

I komu potrzebne to »dobro« dzis, <br />

Gdy droga dla wszystkich - w piach .. . <br />

Wi~ dalejie, bracie, pioro bierz! <br />

I podpisz siC; tutaj, tak.. ... <br />

Tu czort poczochral kciukiem brew ... <br />

Podsunlll mi kalamarz, <br />

A ja spytalem go - "To krew" <br />

"Atrament" - odrzekl kpiarz ... <br />

Alleluja, aUeluja! <br />

"Alrament" - odrzekl kpiarz. <br />

(Jesz cze raz 0 czorcie)<br />

To nieprawda, mowi Galicz, ze z "czortem", chc,!:cym zniszczyc nasze<br />

moraIne "la", podpisujemy cyrograf krwi,!: - podpisujemy go zwyklym<br />

atramentem zawsze wtedy, gdy w imi~ wlasnej wygody oboj~tnie przecho­


ETYKA PIESNI ALEKSANDRA GALICZA<br />

111<br />

dzimy obok krzywdy innych, gdy pr6bujemy utozsamiae siebie z abstrakcyjnym,<br />

bezdusznym, totalitarnym "My".<br />

W powieSci Eugeniusza Zamiatina My jednostkom, kt6re z "My" nie<br />

chc'l si~ utozsamie, wypala si~ cz~sc m6zgu rOOz'lCCl fantazj~ . W swiecie<br />

totalitarnym Galicza jednostce OObierane S'l normy moraine. Otrzymujemy<br />

rzeczywistosc, kt6r'l jeden z bohater6w powiesci Beniamina Kawierina<br />

Artysta nieznany przedstawia w spos6b nast~puj'lcy:<br />

Moralnosc Nie mam czasu, by zastanawiac si~ nad tym slowem. Jestem<br />

zajtrty. Buduj~ socjalizm. Gdybym jednak musial wybierac pomit;dzy moralnosci'l<br />

i gaciami - wybraJbym gacie.<br />

Galicz nie goozi si~ z tak'l rzeczywistosci'l, wysmiewa, wyszydza<br />

okrutn'l filozofi~ "My" - Kronosa pozeraj'lcego kazd'l indywidualnose,<br />

kazd'l osobowoSe szukaj'lc'l ucieczki z zamkni~tego kr~gu totalitaryzmu:<br />

Serce mam polatane, <br />

I w szarym kurzu skronie, <br />

Lecz ja wybieram Wolnosc, <br />

I gwiidzcie sobie do woli! <br />

Czy w totalitarnym swiecie "My" jednostka moze bye wolna Czy<br />

w kolektywizmie, w kt6rym obowi'lZUje zasada "nie rna ludzi niezast'lpionych",<br />

jest miejsce dla morainego "Ja", kt6re w duchu etyk wywOOZ'lcych<br />

si~ z kultury srooziemnomorskiej z zasady jest "niezast'lpione"<br />

Wydawaloby si~, ze OOpowiedz na takie pytania moze bye tylko<br />

negatywna, jednak Galicz nie daje odpowiedzi jednoznacznie negatywnej,<br />

gdyz w swiecie "My" znajduje (pOOobnie jak np. wspomniani Zamiatin<br />

i Dombrowski) jednostki, kt6re broni'lc swego moralnego "Ja" totalitaryzmowi<br />

nie ulegaj'l i zachowuj'l w ten sposob wolnose wewn~trzn'l, mimo<br />

calkowitego zniewolenia zewn~trznego. Wolne, moralne "Ja" Galicz 00­<br />

krywa mit;dzy innymi w Januszu Korczaku i Annie Achmatowej, w Osipie<br />

Mandelsztamie i w Borysie Paslernaku, i oczywiscie w sobie samym.<br />

Problem "Ja" i "My" jest lradycyjnym problemem kultury rosyjskiej.<br />

Dla wi~kszosci myslicieli rusofIlizuj'lcych, dziewi~tnasto- i dwudziestowiecznych,<br />

"Ja" symbolizuje zagubion'l w swiecie zachodnim, OOerwan'l<br />

cd kolektywu (narodu, klasy, panstwa etc.) jednostk~, w odroi:nieniu od<br />

zjednoczonego w kolektywie, wolnego jakoby cd wszelkich sprzecznoSci,<br />

rosyjskiego, slowianskiego, narodowego, klasowego lub panstwowego<br />

"My". Najogolniej rzecz ujmuj'lc, w imi~ "Ja" wyst~owala i wyst~puje<br />

rosyjska mysl okcydentalizuj'lca, poszukuj'lca wartosci og6lnoludzkich,<br />

natomiast po stronie "My" opowiadaj'l si~ nurty, ktore umownie do tej<br />

pory nazywane S'l slowianofilskimi (do wsp6lczesnych radzieckich "slowianofilow"<br />

zaliczye mozemy mit;dzy innymi Wiktora Czabnajewa, Jurija<br />

Selezniewa, Igora Szafarewicza, tworc6w skupionych wokol towarzystwa<br />

"Pamiat' ", czasopism "MolOOaja gwardija", "Nasz sowriemiennik",<br />

"Wiecze", "Ziemla" etc.). Do wyj'ltk6w nalez'l tacy "slowianofile" jak<br />

Apollon Grigorjew czy wsp61czeSnie Dymitr Lichaczew i Aleksander


112 ANDRZEJ LAZARl<br />

Sotzenicyn, ktorzy w "My" broni~ prawa "Ja" do wolnosci, jak i tacy<br />

"okcydentaliSci.", ktorzy nie rezygnuj~c z wolnego "Ja" probuj~ stworzyc<br />

swiat "My" (w przeszloSci. np. Aleksander Hercen).<br />

Galiczjest oczywiscie "okcydentalist~" w sensie poszukiwania wartosci<br />

ponadkolektywnych (ponadnarodowych), ogolnoludzkich w imi~ wolnego<br />

"Ja". Jedynym "s!owianofilem", do ktorego odnosi si~ z sympati'!, jest<br />

wspomniany Apollon Grigorjew. W swych utworach kilkakrotnie odwo!uje<br />

si~ do Grigorjewowskiej Cyganskiej w(!gierki, by pokazac, do<br />

jakiego stopnia wolne, romantyczne "Ja" splugawione zostalo przez<br />

totalitaryzm. W pidni Potegnanie z gitarq siedmiostrunowa gitara Grigorjewa<br />

w rzeczywistosci totalitarnej rna juz tylko jedn~ strun~ i staje si~<br />

instrumen tern "nomenklaturowym".<br />

Walcz'!c 0 wolne "Ja" w rzeczywistosci totaiitarnej, Galicz wkracza<br />

w niezwykle trudny problem obywatelskiego sprzeciwu. Poeta jest zdecydowanym<br />

przeciwnikiem stosowania przemocy w walce ze zlem. Nie<br />

znaczy to jednak, aby by! zwolennikiem jedynie biernego oporu, polegaj,!­<br />

cego na psychicznym (nie ujawnianym na zewn'!trz) protescie wobec<br />

zjawisk i:ycia publicznego. Ze wspolczuciem i zrozumieniem ocenia kl~sk~<br />

artystyczn'! Anny Achmatowej, gdy ta w 1950 roku, chc,!c ratowac syna,<br />

pisze wbrew sobie samej wiersz wys!awiaj,!cy Stalina. Galicz nie os¥iza<br />

Achmatowej, cierpi wraz z ni,! i jednoczesnie uswiadamia nam, ze sam<br />

bierny opor w rzeczywistosci totalitarnej moze uzewn~trzniac si~ niekiedy<br />

jeszcze wi~kszym zniewoleniem (Bez tytulu). Dlatego poeta w petni<br />

swiadomie wtasnl!: postaw,! i tworczoSci,! nawoiuje do oporu czynnego,<br />

ktory wcale nie musi poci,!gac za sob,! stosowania przemocy:<br />

Nie siadaj ze szmatq do stolu, <br />

Przed pochlebslwem nie chyl czola, <br />

I nie wierz ni w czyste niebo, <br />

Ni w usmiech pseudoboga. <br />

(Walczyk poslVifcony regulaminolVi<br />

sluib y worlowniczeJ)<br />

Jednak przede wszystkim, zdaniem Galicza, opor wobec totalitaryzmu<br />

powinien polegac na wyrazonym g!osno sprzeciwie. Dlatego sam spiewa,<br />

"krzyczy" swoje piesni, nie zwazaj'!c na fakt, Ze choc bardzo si~ stara,<br />

s!ychac go tylko "na pi~ krokow", lecz<br />

Darem z nieba jest ito, <br />

Ody ci~ slycha6 na pi~ krokow! <br />

(Przylaluje kruk nocam/)<br />

Andrzej Lazar;<br />

ANDRZEJ LAZAR1, ur. 1946, prof. dr hab., kierownik Katedry FiloJogii<br />

Rosyjskiej i lnterdyscyplinarnego Zespolu Badan SowietoJogicznych Uniwersytetu<br />

LOdzkiego. Wydal: "Poczwienniclwo". Z bodan nod hisloriq idei w Rosji (1988),<br />

Napoleon iii Cziczikow (petersburg 1993). Mieszka w Lodzi.


ZDARZENIA - KSlt\ZKI - LUDZIE <br />

FILOZOFICZNE PODSTAWY TEIZMU <br />

• R.M. Gale, On the Nature and Existence of God, Cambridge<br />

University Press 1991 (wydanie broszurowe 1993), ss. VIII + 422<br />

Przez wiele lat ftlozofi~ analityczn~ uwazano wr~z za naturalnego<br />

wroga teizmu. Niew~tpliwie podstaw do takiego przekonania dostarczaiy<br />

niektore tezy stanowisk zaliczanych do tego nurtu, takich jak logiczny<br />

atomizm, logiczny pozytywizm czy nawet filozofia j~zyka potocznego,<br />

w mysl ktorych teizm zdawal si~ nie spelniae pewnych minimalnych<br />

warunkow sensownosci. Podtrzymywanie tego przekonania dzisiaj jest juz<br />

zdecydowanym anachronizmem. Filozofia analityczna ulegla daleko id~cym<br />

przeobrazeniom, zrywaj~c z dogmatami ksztaltuj~cych j~ w pierwszej<br />

polowie XX wieku doktryn. Obecnie moma nawet mowie 0 czyms zupelnie<br />

przeciwnym - 0 intensywnych probach wykorzystania dorobku ftlozofii<br />

analitycznej do klaryfikacji i uprawomocnienia teizmu. Dobrym przykladem<br />

s~ w tej mierze prace William a P. A1stona, Alvina Plantingi<br />

i Richarda Swinburne'a, trzech autorow, ktorzy prawie od dwudziestu lat<br />

nadaj~ ksztalt analitycznej ftlozofii Boga i religii.<br />

Richard M . Gale, profesor filozofii University of Pittsburgh, uwaza, Ze<br />

w tej zmienionej sytuacji filozoficznie instruktywne moze bye ponowne<br />

wcielenie si~ w rol~ Hume'owskiego sceptyka i krytyczne przedyskutowanie<br />

rozmaitych argumentow, jakie dzisiaj wspieraj~ teizm . I to jest wlasnie<br />

glowne zadanie, jakie stawia on sobie w obszernej monografli dotycz~cej<br />

natury i istnienia Boga. Gale zastrzega si~ przy tym, ze jego zadanie rue jest<br />

tylko czysto negatywne - krytyka istniej~cych uzasadnien teizmu - lecz<br />

i w dalszej perspektywie rowniez pozytywne, gdyz chodzi mu ostatecznie<br />

o ukszaltowanie adekwatnej koncepcji Boga; Boga, ktory b~dzie godzien<br />

czci i posluszenstwa, chociaz bye moze filozoficzne podstawy do przyj~ia<br />

Jego istnienia nie b~d~ tak mocne, jak s~dz~ niektorzy autorzy.<br />

Krytyczne analizy wspolczesnych wersji argumentow za istnieniem<br />

Boga, zawarte w ksi~zce Gale'a, maj~ charakter wybiorczy: ograniczaj~ si~<br />

one do dowodow ontologicznych, argumentow kosmologicznych, argumentacji<br />

bazuj~cych na fakcie istnienia przeiyc religijnych oraz do<br />

pragmatycznych uzasadnien teizmu, ktore wskazuj~ na to, jak bardzo


114 ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />

roztropne lub korzystne moralnie jest prZYJ~e tezy 0 istnieniu Boga.<br />

Analizy te nie obejmuj,! zatem tzw. indukcyjnych argument6w za istnieniem<br />

Boga, odwoluj,!cych sirr do celowosci, pit;::kna, prawo-podobnych<br />

regularnosci i prostoty wszechswiata. Chociaz - z jednej strony - trudno<br />

nie zgodzic sit;:: z racjami, kt6re kierowaly autorem przy wykluczaniu ich<br />

z zasirrgu jego dociekan, rna to - z drugiej strony - tt;:: niepoz,!dan'!<br />

konsekwencjt;::, ze ostateczny wynik analiz zawartych w ksi(l:lce b¢zie<br />

musial miec mocno ograniczony zasit;::g.<br />

Ale czy nawet w tak ograniczonych ramach moma zawsze zgodzic sirr<br />

z ustaleniami Gale'a co do waloru poszczeg61nych argument6w Oczywiscie<br />

nie spos6b przekonuj(lco odpowiedziec na to pytanie bez, chociazby<br />

szkicowego, przedstawienia toku wywod6w autora. Oto jak wygl(ldaj(l<br />

gl6wne punkty tych wywod6w w odniesieniu do sformulowan dw6ch<br />

filozoficznie najbardziej donioslych argument6w za teizmem: ontologicznego<br />

i kosmologicznego.<br />

Istot(l argumentacji ontologicznej jest pr6ba wydedukowania istnienia<br />

Boga z analizy pojrrcia Boga i pokazanie tyro samym, ze jest konieczne, iz<br />

B6g istnieje. Ze zwyklej moiliwosci logicznej tego, Ze pojrrcie Boga posiada<br />

egzemplifikacjrr, wydaje sit;:: wynikae, ze z koniecznosci musi miee ono<br />

egzemplifikacjt;::. Tego typu argumentacjt;:: kwestionowano gl6wnie na tej<br />

podstawie, ze istnienie bytu nie moze bye nigdy konsekwencj,! jego istoty.<br />

Ale zalozenie to nie rna - zdaniem Gale'a - mocy obowi(lzuj,!cej<br />

w odniesieniu do byt6w abstrakcyjnyeh, tj. byt6w nie posiadaj(lcych<br />

lokalizaeji czasoprzestrzennej, jak Iiczby, wlasnosci, s(ldy w sensie logicznym.<br />

Co wirrcej - twierdzi Gale - wieley sredniowieczni teisci pojmowali<br />

Boga wlasnie jako szcz:eg6In(l postac bytu abstrakcyjnego, r6zni(lc,! si~ od<br />

innyeh byt6w abstrakeyjnych posiadaniem zycia wewn~trznego i zdolnosci,!<br />

bezezasowego wplywania na bieg wszechSwiata. JdJi zgodzic sirr na<br />

takie pojmowanie statusu Boga, to dedukeyjne rozumowanie prowadz(lce<br />

od przeslanek aprioryeznyeh do konkluzji egzystencjalnej nie musi weale<br />

popelniac jakiegos oczywistego bl¢u. Nie znaczy to jednak, ze tym samym<br />

zapewnionajest prawomocnosc wszelkieh postaci dowodu ontologieznego.<br />

Gale analizuje kolejno eztery postacie tego dowodu (przy takim wlasnie<br />

pojmowaniu statusu Boga) i za kazdym razem jego ocena jest negatywna.<br />

Wedlug pierwszej postaci dowodu ontologicznego, opartej na slabej<br />

wersji zasady racji dostateeznej (stosownie do kt6rej wszystko rna swoje<br />

moiliwe wyjasnienie), teza 0 nieistnieniu Boga prowadzi do sprzecznoSci,<br />

gdyz zarazem istnieje i nie istnieje moiliwe wyjaSnienie tego negatywnego<br />

stanu rzeezy. W dowodzie wychodzi si~ od koncepeji Boga jako nieprzekraczalnie<br />

wielkiego bytu, od kt6rego wirrkszego nie da si~ poj(lc. Byt taki<br />

nie jest czymkolwiek ograniezony i rue nie mogloby spowodowac, aby nie<br />

zaistnial. Przyjmijmy jednak, zgodnie z tym, co twierdzi oponent tego<br />

dowodu, ze tak poj~ty B6g nie istnieje. Wynika z tego, ze istnieje moiliwe<br />

wyjasnienie tego negatywnego faktu egzystenejalnego. Ale zgodnie z przyj~t'!<br />

koncepcj,! Boga nie nie moze stanowic takiego wyjasnienia. St(ld


WARZENIA - KS!J\ZKI - LUDZIE<br />

115<br />

)owstaje sprzecznose, ze istnieje i zarazem nie istnieje moZliwe wyjasnienie<br />

'aktu, Ze Bog nie istnieje. Pozwala to twierdzie, ze teza 0 nieistnieniu Boga<br />

est analitycznie fa/szywa. Tak wi¥C jest konieczne, ie Bog istnieje.<br />

Zdaniem Gale'a, argumentacja ta w sposob nieuprawniony zaw~za<br />

'epertuar moZliwych wyjasnien do wyjasnien przyczynowych. Tymczasem<br />

noma wyjasnic, Ze cos nie istnieje, ujawniaj~c wewn~trzn~ sprzecznose<br />

ezy 0 jego istnieniu lub wskazuj~c na jakis stan rzeczy, ktory logicznie<br />

vyklucza zaistnienie tego czegos. I tak, racj~ nieistnienia Boga moze bye<br />

aids stan rzeczy logicznie wykluczaj~cy Jego istnienie, na przyklad<br />

noralnie nieuzasadnione z/o, czyli takie, ktore nie s/uzy zadnemu dobremu<br />

elowi.<br />

Druga postae dowodu ontologicznego (wywodz~ca si~ od Anzelma<br />

Canterbury, a wspoiczeSnie opracowana m.in. przez Nonnana Ma1colna)<br />

opiera si~ na pewnych prawdach koniecznych dotycz~cych by tow<br />

.bstrakcyjnych. Chodzi po pierwsze 0 to, ie skoro Bog rna bye bytem<br />

,bstrakcyjnym, istniej~cyro poza czasem, to nie moina pojrnowae Go jako<br />

Iytu maj~cego swoj pocz~tek, gdyz wtedy mia/by On pocz~tek w czasie<br />

by/by w czasie. Po drugie zas, cos, co moina poj~e jako istniej~ce i co<br />

aktycznie nie istnieje, moma poj~e jako maj~ce swoj pocz~tek. Ale skoro<br />

v tald sposob nie mozna myslee 0 Bogu, to da si~ dowieSe, Ze jest<br />

:onieczne, ii Bog istnieje. Ma1colmowskie sfonnu/owanie dowodu onologicznego<br />

skierowane jest przeciwko oponentowi, ktory przyznaje, ze<br />

lic nie moze przeszkodzie temu, aby Bog zaistnia/, lecz jednoczeSnie<br />

Itrzymuje, Ze istnienie Boga jest przygadne (mozliwe jest Jego istnienie<br />

moZliwe nieistnienie). Gdyby tak byio, argumentuje Malcolm, wowczas<br />

log nie by/by wieczny a jedynie trwa/by w czasie, co nie zgadza si~<br />

: przyj~t~ koncepcj~ Boga jako bytu abstrakcyjnego.<br />

Wobec tej postaci dowodu ontologicznego Gale wysuwa dwa zarzuty.<br />

'0 pierwsze, argumentacja tego rodzaju przes~dza juz z gory, w przyj~tych<br />

Irzesiankach, spraw~ koniecznego, pozaczasowego istnienia Boga. Tyrozasem<br />

przeciwnik dowodu ontologicznego moZe zgodzie si~ na to, ie Bog<br />

~st by tern abstrakcyjnym, a jednoczeSnie twierdzie, ze Jego istnienie jest<br />

Irzygodne. Stanowi On wi~ szczegolnego rodzaju byt abstrakcyjny,<br />

I ktorym nie moma orzee ani Ze jest konieczny, ani ie jest niemozliwy. Po<br />

lrugie, w oparciu 0 powyzszy schemat rozumowania mozna dowieSe nie<br />

ylko tezy 0 istnieniu Boga, lecz rowniez jakiejs tezy z ni~ niezgodnej, na<br />

Irzyk/ad tezy 0 istnieniu najwi~kszego daj~cego si~ poj~e abstrakcyjnego<br />

lemona czy diabla. Taka sytuacja dyskredytuje powyzsz~ postae dowodu<br />

,ntologicznego.<br />

Trzecia, najbardziej znana i najbardziej dyskutowana, postae dowodu<br />

'ntologicznego pochodzi z Proslogionu Anzelma z Canterbury. Anzelm,<br />

,pieraj~c si~ na koncepcji Boga jako bytu, od ktorego nic wi~kszego nie<br />

iloie bye poj~te, i przyjmuj~c, ze istnienie jest pewnego rodzaju doskonaioci~,<br />

dochodzi do wniosku, iz Bog istnieje. Gale rekonstruuje jego<br />

ozumowanie w postaci dowodu nie wprost, zakladaj~c, ie byt, ad ktorego


116 ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />

nie wi~kszego nie moze bye p oj~ te, nie istOleJe, co prowadzi go de<br />

sprzeeznosci, gdyz byt taki mimo wszystko moze bye wi\!kszy, wlasnie gd)<br />

b~zie istnial. W konsekweneji nalezy odrzucie zalozenie dowod u nie<br />

wprost, ezyli przyjlle tez\!, ze nie jest tak, iz byt, od ktorego nie wi\!kszegc<br />

nie moZe bye poj~te, nie istnieje. Tak wi~ c - przy przyjytej koncepcji BOgE<br />

- jest konieezne, ze Bog istnieje.<br />

Gale jest przekonany, ze argumentaeja tego typu skutecznie broni si\<br />

przed wszelkimi zarzutami dopoty, dopoki nie podejrnie si\! proby je.<br />

przelozenia na kategorie wspolczesnej ontologii swiatow moiliwych. JeSl !<br />

si~ tego dokona, wowezas znika sprzecznose tezy, ze byt, od ktorego nie<br />

wi~kszego nie moZe bye pojyte, moze bye wiykszy. Moze bye wiykszy, lecl<br />

w innym swiecie moi:liwym.<br />

Tego rodzaju uniewaznieniu wymyka si y osiatnia, czwarta postac<br />

dowodu ontologieznego, sformulowana przez Alvina Plantingy. Romi si~<br />

ona od poprzedniej przede wszystkim analizll bytu, od ktorego nie<br />

wi~kszego nie moze bye pojyte. PodkreSla siy tu, ze determinaeja wielkoSc !<br />

bytu w jakims swiecie mozliwym zale:iy nie tylko od pozyeji tego bytu<br />

w tym swiecie, leez rowniez od jego pozycji w innych swiatach, a ponadto,<br />

ze konieezne istnienie - niemoiliwose nieistnienia - jest rowniez zawarte<br />

w koncepcji bytu, od ktorego nie wiykszego nie moze bye pojyte. PrZ)<br />

takieh zalozeniach bez trudu mozna dowieSC istnienia Boga.<br />

Aczkolwiek tak sformulowany dowod ontologiczny moma obcillZYC<br />

zarzutem, ze juz w samym punkcie wyjscia przes'!dza on spraw\! istnienia<br />

Boga, to jednak efektywniejszy sposob jego podwazenia polega - zdaniem<br />

Gale'a - na wskazaniu takiej wlasnosci, ktorej istnienie jest intuicyjnie<br />

bardziej wiarygodne niz tego , od czego nic wi ykszego nie moze bye pojyte<br />

i ktora to wlasnose jest z tll wiel kosci


ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZI E<br />

117<br />

jedynie przyczynowe dzialanie samowyjasniaj~cego si ~ Boga lub czegos, co<br />

Soga bardzo mocno przypomina. Oczywiscie, domaganie si~ tego wyjasnienia<br />

nie byloby odpowiednio uzasadnione bez odwolania si~ do zasady<br />

racji dostatecznej. W argumentacji tej ani ta zasada, ani fakt egzystencjalny<br />

nie SIj, znane a priori. Poz~dane jest, aby ow fakt egzystencjalny mial<br />

charakter bezspomy, czy tez aby istnialy gwarancje, ze bez wzgl¢u na<br />

aktualny stan swiata, zawsze b¢zie on zachodzil i b~dzie istniala potrzeba<br />

iego wyjasnienia (przykladem takiego faktu jest to, i:e cos istnieje). Musi to<br />

bye zarazem fakt, ktorego nawet w zasadzie nie da si~ wyjasnie naukowo<br />

: ktorego potrzeba wyjasnienia nie zalezy od zalozen okrdlonej teorii<br />

laukowej.<br />

Rozumowanie eksplanacyjne jest tym, co wyroi:nia argument kosmoogiczny<br />

od ind ukcyjnych argumentow za istnieniem Boga, wychodz~cych<br />

:xi prawopodobnych regularnosci lub prostoty swiata. Te ostatnie bowiem<br />

itarajlj, si~ pokazac, ze tego rodzaju fakty czyni~ istnienie Boga wysoce<br />

)rawdopodobnym, natomiast w argumencie kosmologicznym chodzi 0 cos<br />

Ni~cej: 0 dowi e d zenie, ze istnienie i dzialanie Boga jest jedynym<br />

no z Ii w y m wyjasnieniem opisanego w przeslankach faktu.<br />

Gale rozwaza zalety i slaboSci trzech wersji tak rozumianego argumen­<br />

:u kosmologicznego. Pierwsza z nich domaga si~ wyjasnienia jakiegos<br />

wnkretu, tj. czasoprzestrzennego agregatu, ktorym moze bye wszechswiat<br />

ako calosc, maksymalny czasoprzestrzenny agregat, czy tez sukcesja<br />

~darzen i obiektow sk lad aj~cych s i ~ na ca l~ his tori ~. Druga wersja domaga<br />

;i~ z kolei wyjasnienia specjalnego rodzaju ogolnego faktu egzystencjallego<br />

- tego, ze istnieje przynajmniej jeden zalezny byt, tzn. byt, ktorego<br />

stnienie jest wyjasniane w kategoriach przyczynowego oddzialywania<br />

nnego bytu. Trzecia wersja (b¢~ca oryginalnym pomyslem autora)<br />

.vychodzi od wst~p neg o faktu egzystencjalnego, ze pewna "ksi ~g a swiata"<br />

est po pro stu prawdziwa (gdzie przez "ks i~g~ swiata" rozumie siQ<br />

Nszystkie s~dy, ktore bylyby prawdziwe, gdyby pewien moi:liwy swiat<br />

~osta l zaktualizowan y), a nast~nie postuluje wyjasnienie tej prawdziwosci.<br />

Oprocz szczegolowych zarzutow wysuwanych pod adresem wymieniolych<br />

wersji argumentu kosmologicznego, istnieje kilka ogolnych obiekcji,<br />

Jd no sz~cych siQ w rownym stopniu do kai:dej z tych wersji. Pierwsz~ jest<br />

~akwes tiono wan ie zasady racji dostatecznej. Ale zwolennik argumentu<br />

cosmologicznego moze siQ przed takim zarzutem bronie u trzymuj~c, ze dla<br />

.vskazanego bezspornego faktu egzystencjalnego wyjasnienie teistyczne jest<br />

e d y n y m m 0 z Ii w y m wyjasnieniem, ze - mowi~c innymi slowy - tylko<br />

log moze zaspokoic nasz~ racjonaln~ t~sknotQ posiadania intelektualnie<br />

~adowal aj~cego wyj asnienia wszechSwiata. Istnieje rowniez sposob na<br />

Jporanie si~ z drugim ogolnym zarzutem dotyczlj,cym argumentu kosmoogicznego,<br />

zarzutem wskazuj~cym na rzekom~ regresywnose proponowalego<br />

w nim wyjasnicnia, tj. na nieskonczon~ moi:liwosc c i ~glego ponawialia<br />

pytania "dlaczego". Sposob ten polcga na zakwestionowaniu zasadnoici<br />

pytan dotyczlj,cych tego, dlaczego Bog stworzyl dokladnie taki, a nie


118 ZDARZENIA - KSI,


ZDARZENIA - KSLA,:l:KI - LUDZI B<br />

119<br />

argument6w za istnieniem Boga, konczy jll warunkowym twierdzeniem, ze<br />

gdyby argumenty przez niego dyskutowane byly wszystkimi moZliwymi<br />

argumentami teistycznymi, to wiara nie posiadalaby racjonalnego uzasadnienia.<br />

Bylaby co najwyzej kierkegaardowskll subiektywnll nami~tnoscill,<br />

wykraczajllC'l poza Ilasz rozum. Slldz~. ze istniej'l podstawy, aby wzmocnic<br />

warunkowosc powyzszego twierdzenia, dodaj'lc do niego jeszcze zastrzezenie:<br />

"i gdyby trafna byla krytyka uwzg\¢nionych w ksillice argument6w".<br />

Ale, moim zdaniem, warunek ten nie zostal spelniony.<br />

Tadeusz Szubka<br />

TADEUSZ SZUBKA, ur. 1958, dr mozom, pracoYmik naukowo-dydaktyczny<br />

w Zakladzie Logiki i Teorii Poznania KUL. Jest wsp6lredaktorem kilku prac<br />

zbiorowych oraz autorem szeregu artykul6w i recenzji, gl6Ymie z zakresu wsp6lczesnej<br />

liJozofii anglo-amerykanskiej.<br />

KU POKRZEPIENIU FILOZOFA <br />

• Peter F. Strawson, Analysis and Metaphysics. An Introduction to<br />

Philosophy, Oxford University Press 1992<br />

Co to jest ftlozofia Do czego jest potrzebna Oto pytania, kt6re stajll<br />

przede mn'l, ilekroe jako nauczycie\ filozofti witam nowll grup~ poczlltkujllcych<br />

student6w. Dotychczasowe odpowiedzi, moje wlasne i znalezione<br />

w literaturze, pozostawialy zawsze pewien niedosyt. Niekt6re wydawaly mi<br />

si~ w og61e nie do przyj~cia. Wybawienie z tej klopotliwej dla filozofa<br />

sytuacji przyniosla lektura ksillZki Peter a Strawsona Analiza i metaJizyka.<br />

Strawson oczywiscie nie probuje objllc wspolnll definicjll wszystkiego,<br />

co wyst~puje pod mianem filozofii. Ksillzka, zgodnie z sugestill zawartll<br />

w tytule, jest wprowadzeniem w ftIozofi~ analitycznll. Otwarcie pomija<br />

koncepcj~ filozofii jako rel1eksji nad kondycj'l ludzkll, ftIozofii w gatunku<br />

uprawianym przez Heideggera, Sartre'a i Nietzschego, gatunku majllcym<br />

na celu wzmocnienie ludzkiego ducha i w tym podobnym do poezji.<br />

Filozofia analityczna zajmuje si~ natomiast chlodnym, systematycznym<br />

badaniem swojego przedmiotu i w tyrn podobna jest bardziej do nauki.<br />

Przedmiotem filozofii jest, wedlug Strawsona, og61na stru ktura naszego<br />

myslenia, a metod,! - analiza poj~c przenikaj'!cych cale ludzkie myslenie,


120 ZDARZENIA - KSI~KI - LlJDZIE<br />

poj~ 0 powszechnym zastosowaniu, przekraczajiicym poszczegolne dziedziny<br />

ludzkiej dzialalnosci intelektualnej; moze nawet nie tyle poj~<br />

faktycznie uzywanych w rozmaitego rodzaju dyskursach, CO typow poj~ciowych:<br />

pojyc odnosziicych siy do typow poj~ byd'lcych w rzeczywistym<br />

ui:yciu. Wyraz "analiza" oznacza zazwyczaj rozbior na najprostsze,<br />

nierozkladalne skladniki. Strawson przedstawia jednak przekonujiice argumenty<br />

na rzecz tezy, ze nie istniejii i:adne pojycia elementarne, podstawowe,<br />

b¢iice kresem analizy filozoficznej, na podobienstwo poj~<br />

pierwotnych teorii matematycznej, b¢'lcych kresem defmiowania. Analiza<br />

filozoficzna nie polega zatem na rozbiorze poj~ na prostsze czy najprostsze<br />

skladniki. Polega na ujawnianiu wielokierunkowych powi'lzan mi¢zy<br />

najogolniejszymi poj~ciami lub typami pojyciowymi. Brak pojyc pierwotnych<br />

moze sklaniac do postawienia zarzutu, ze uprawianie ftIozofii w propagowanym<br />

przez Strawsona stylu nieuchronnie prowadzi do bl¢nego kola<br />

w analizie. lednak zarzut z tego, co nieuchronne, nie moze byc, sam<br />

w sobie, ciosem smiertelnym. Nalei:y wszakZe lagodzic jego skutki dbaj'lc,<br />

by kolo analizy nie bylo zbyt ciasne, by bylo - mimo swej kolowatoSci<br />

- pouczajqce.<br />

W ten sposob Strawson przynosi dobr'l nowin~ zniechyconym rzekom'l<br />

lub autentycznq nidcislosci q filozoficznych wywodow. Ukazuje cel intelektualny<br />

zakrdlony nieomal tak jasno, jak w niedoSciglej pod wzglydem<br />

scislosci dziedzinie, matematyce - znalezienie powiqzan mi¢zy pojyciami<br />

- tyle, Ze bardzi ej ambitnie: bez Archimedesowego punktu oparcia<br />

w rodzaju poj~ pierwotnych i ustalonych z gory aksjomatow. Ten wysoce<br />

abstrakcyjny wizerunek pracy ftlozofa Strawson objasnia wymownq metafoq,<br />

porownujqC


ZDARZENIA - KSL,\ZKl - LUDZIE<br />

121<br />

Filozofa obchodzll nie naj waz n i ej s z e rodzaje rzeczy, tylko rodzaje<br />

najogolniejsze, rodzaje, ktorych gwiazdy i atomy sll szczegolnymi i przygodnymi<br />

odmianami, ktorych poj~ a majll zastosowanie przekraczajllce horyzonty<br />

dyskursu tej czy innej nauld. Przykladem moze bye poj~ie przedmiotu<br />

materialn ego albo przestrzenno-czasowego.<br />

Ogolnose i szczegolowose, bycie szczegolnym przypad kiem tego, co<br />

ogolne, jest wszakZe stosunkiem m i~zy poj ~cia mi. Stosunkiem wyrazanym<br />

w standardowej notacji logicznej za pomoq kwantyfikacji zmiennych<br />

przebiegajllcych okreslone zbiory mo:iliwych wartosci. Stlld bierze si~<br />

slynne dic tum Quine'a: "istniec to bye wartoscill zmiennej pod kwantyfikatorem".<br />

Omawiajllc zalety i niedostatld tej maksymy, Strawson<br />

ukazuje intymne zwl,!zki mit;ldzy Iogik'! i metafizyk,! na tle dyskusji<br />

dotycz'!cej istnienia b,!dz nieistnienia, oprocz przedmiotow, takze zdarzen,<br />

procesow, wlasnoSci, stosunkow itd . Tytul ksi,!zki, Analiza i metaJizyka,<br />

nawi,!zuje wprost do metody, kt6ra dociekania niezgl~bionej tajemnicy<br />

istnienia zast~puje analiz'l typow poj~ odnoszllcych si~ do najogolniejszych<br />

rodzajow rzeczy, ktore mom a rozwazae jako istniej,!ce, badaniem<br />

najogolniejszej struktury naszego myslenia na temat tego , co istnieje. Jak<br />

powiada ojciec Bochenski: filozofia nie jest przeZywaniem metafizycznych<br />

dreszczy.<br />

Sugestywne ukazanie scislego zwl,!zku mi~dzy logik,! a metafizyk'l<br />

narusza wspomniany wczesniej wizerunek filozofti jako wie1obranzowej<br />

dzialalnosci intelektuaInej . Strawson stopniowo poszerza kr,!g analizy<br />

o kolejne poj~cia i konsekwentnie wl'!cza no we obszary w obr~b jednolitej<br />

dziedziny badan. Epistemologia czyli teo ria poznania I'!czy si~ z logik'l<br />

dzi~ki poj~ciu prawdy. Poj~ci e prawdy zaklada poj~ie obiektywnej rzec:zywistosci<br />

dost~nej poznaniu przez podmiot. Pojft:cie doswiadczenia wi'lze<br />

sift: z pojft:ciem przedmiotu materi alnego, tj. indywidualnej, przestrzennoczasowej,<br />

obiektywnie istniej'lcej rzeezy. W ten sposob epistemologia l'lczy<br />

sift: z metafizyk,! (ontologi'l) i Iogik,!. Zachwianie rownowagi mift:dzy<br />

elementami filozoficznego tercetu: Iogika, epistemologia i ontologia, niedocenianie<br />

zwi'lzkow mi~ zy nimi jest, zdaniem Strawsona, zrodlem wielu<br />

bl¢ow filozoficznych . Tezft: tft: il ust ruje omowienie slepych uIiczek kJasycznego<br />

empiryzmu i rozmaitych falszywie postawionych dylematow filozoficznych.<br />

Na przyklad : czy 0 zdaniach matematycznych i/lub 0 zdaniach<br />

zawieraj,!cych oceny moraIne moma mowie, ze s,! prawdziwe lub falszywe<br />

i stosownie do tego rozszerzyc nasze pojft:cie rzeezywistosci zaliczaj,!c do<br />

niej, oprocz przedmiotow przestrzenno-czasowych, przedmioty matematyczne,<br />

i/lub wartosci moraine, czy raczej zaciesnie nasze pojft:cie rzeczywlstosci<br />

do swiata materialnego i zrezygnowae z zastosowania poj~ a prawdy<br />

do takich zdan . Strawson nie podaje gotowej odpowiedzi, ale wskazuje<br />

drogft: badania, na kt6rej podobne, na pozor nierozstrzygalne konllikty<br />

pojft:ciowe staj,! sift: oswajalne.<br />

Nastft:pnie prowadzi nas daIej , poza gran ice tercetu logika-epistemoIogia--ontoiogia.<br />

Zwi,!zek pojft:cia doswiadczenia z pojft:Ciem dzialania ujaw­


122 ZDARZENIA - KSI~KI - LUDZIE<br />

nia spoleczn'l istot~ czlowieka jako podrniotu poznaj'lcego, co nas upowaznia<br />

do nazywania filozofti badaniern og6lnej struktury n a s z ego rnyslenia.<br />

Poj~ie prawdy przedstawia si~ jako pornost rni~zy teon'l poznania<br />

i teon'l znaczenia. St'ld przechodzirny do filozofii j~zyka i urnyslu: do<br />

rozwazan na ternat zwi'lzku rni~zy znaczeniern a rozurnieniern.<br />

Przegi'ld kluczowych poj~ i problern6w filozofli analitycznej (z pornini~iern<br />

etyki) koncz'l dwie bardziej szczeg610we pr6bki zastosowania<br />

rnetody: orn6wienie zagadnien wyjasniania i przyczynowosci oraz wolnosci<br />

i koniecznosci. Po raz kolejny autor pokazuje, jak nawet najbardziej<br />

uporczywe dylernaty ftlozoficzne ust~puj'l w wyniku dokladnego przesledzenia<br />

powi'lzan rni~dzy poj~ciarni, kt6re S'l w nie jawnie lub skrycie<br />

zaangazowane.<br />

Lektura ksi~zki przyniesie korzyse nie tylko nowicjuszowi w dziedzinie<br />

filozofli. Zaawansowanernu studentowi pozwoli uporz'ldkowae nierzadko<br />

chaotyczn'l wiedz~. Nauczyciela uzbroi w nieocenione instrurnenty dydaktyczne.<br />

Profesjonalnernu filozofowi dostarczy niejednej inspiracji. Jest to<br />

wi~c ksi'lzka dla kazdego srednio i wysoko wyksztalconego czytelnika.<br />

Jest wszakie jedna kategoria czytelnik6w, kt6rych ksi'lzka Strawsona<br />

przypuszczalnie rozczaruje. To ludzie nieufnie nastawieni do kr~puj'lcej<br />

IIswobod~ tw6rczosci" konsekwencji rnyslenia, poszukiwacze gl~bi pochlaniaj'lcej<br />

wsze1k'l zrozurnial'l treSe. Tych bardziej poci'lga gatunek<br />

przeciwstawiony na wst~pie ftlozofii analitycznej. W sarnej r6znicy upodoban<br />

nie rna, oczywiscie, nic zlego. Gorzej jednak - prosz~ rni wybaczye t~<br />

be1fersk'l uwag~ - jeW stanowi ona pretekst do przedstawiania intelektualnego<br />

pozerstwa jako intelektualnego wyrafinowania.<br />

Dwubiegunowy podzial calej dziedziny kultury wys~puj'lcej pod nazw'l<br />

filozofli jest z pewnosci'l uproszczony. Nie obejrnuje wielu wsp6lczesnych<br />

kierunk6w, na przyklad fenornenologii ezy neotornizrnu. S'ldz~ jednak, i:e<br />

sugestywna koncepcja filozofti naszkicowana przez Strawsona rna znaczenie<br />

nie tylko wewn'ltrz, zreszt'l niejednolitej, tradycji analityeznej: ze<br />

dostarcza perspektywy zdolnej wzbogaeic alternatywne uj~ia zadania<br />

filozofii. Idea ekurneniczna wisi w powietrzu. Z tego punktu widzenia<br />

ksi'lzka Strawsona rna dodatkowe zalety.<br />

Adam Grohler<br />

ADAM GLOBLER, ur. 1949, absolwent matematyki j filozofti UJ, adiunkt<br />

w Instytucie Filozofii UJ. Publikowal w "<strong>Znak</strong>u" oraz krajowyeh i zagranicznych<br />

ezasopismach specjalistyeznych. Zajmuje si~ glownie filozofill nauki. Mieszka<br />

w Krakowie.


ZDARZENIA - KSt,\ZKI - LUDZIE<br />

FILOZOFIA <br />

WOBEC TAJEMNICY CZLOWIEKA <br />

123<br />

• Martin Buber, Problem cz/owieka, przel. Robert Reszke, Fundacja<br />

Aletheia - Wydawnictwo Spacja, "Biblioteka Aletheia",<br />

Warszawa 1993, s. 132<br />

Banalem jest dzis (powtarzana za slynn~ ksi~ik~ Alexisa Carrel a<br />

Czlowiek - is/ala nieznana) teza, ie czlowiek nadal pozostaje dla siebie<br />

najwitt:ksz~ z tajernnic. Mirno ogromnej wiedzy naukowej, jak~ zdolal<br />

zgromadzie zarowno 0 strukturze swiata, jak i 0 samym sobie (wiedzy<br />

dotycz~cej, na przyklad, fizjologicznych, psychologicznych czy spolecznych<br />

uwarunkowan jego bytu i zachowania), czlowiek nadal nie wie, kim jest, co<br />

jest jego najgltt:bsz~ istot~, co czyni go czlowiekiem. Nie chodzi tu przy tym<br />

o to, ie wiedza naukowa (np. medyczna) nie jest w stanie odpowiedziee<br />

czlowiekowi na pytanie, po co zyje i jak powinien posttt:Powae, problem<br />

bowiem, kim jest czlowiek - jak podkrdla w recenzowanej ksi~zce Martin<br />

Buber - rue jest zagadnieniem etycznym czy aksjologicznym, dotycz~cym<br />

sensu Zycia, lecz ontologicznym - dotycz'!cym istoty ludzkiego bytu.<br />

Zagadnienie dobra i zla, ostatecznego sensu i przeznaczenia czlowieka,<br />

wolnosci i wiele innych s,! przeciez wtorne i zalezne od rozstrzygnitt:cia<br />

kwestii, kim czlowiek rzeczywiscie jest.<br />

To scisle filozoficzne pytanie posiada bardzo wiele kontekstow, :irodel<br />

i form, za pomoq ktorych jest wyrazane. 1 ednym z najbardziej istotnych<br />

jest na pewno biblijne wolanie do Boga: "Kimze jest czlowiek, ze 0 rum<br />

pamitt:tasz" - z jednej strony ukazuj~ce wyj~tkow~ godnosc bytu ludzkiego,<br />

z drugiej obrazuj~ce samotnose a moze nawet jaskrawe poczucie<br />

winy, z ktorej oczyscie moze czlowieka jedynie Bog. Te dwie perspektywy<br />

(wznioslose i ntt:dza czlowieka, krolewska godnose i wina najpodlejszego ze<br />

stworzen) wyznaczaj~ tez poniek,!d pojtt:ciow~ przestrzen, w ramach ktorej<br />

(w omawianej przez Martina Bubera tradycji mysli europejskiej) podejmowane<br />

byly proby zrozumienia czlowieka. lezeli bowiem nawet idea<br />

zbawierua Oub pottt:pienia) czlowieka jest ide~ religijn~, to juz problem<br />

- kim jest czlowiek, ze postrzega siebie jako zasluguj~cego na nagrody lub<br />

kary - moze i powinien bye rozwazany na plaszczyznie filozofii.<br />

Zasadniczym celem omawianej tu (a napisanej w koncu lat trzydziestych)<br />

ksi~zki Bubera jest ugruntowanie - dot~d, jego zdaniem, tylko<br />

prowizorycznej i fragmen tarycznej - filozoficznej nauki 0 czlowieku.<br />

War to podkrdlie, ze nie chodzi tu 0 probtt: zbudowania filozofti (np.<br />

ontologii) na fundamencie antropologii, jak usilowal tego dokonae chocby<br />

Martin Heidegger, lecz 0 ugruntowanie antropologii jako takiej. Inaczej


124 ZDARZENIA - KSlft,ZKI - LUDZIE<br />

mowi Clc, u podstaw przed s i~wziycia Bubera nie lezy zalozenie, ze kluczem<br />

do rozumienia bytu jest czlowiek, lecz przekonanie, ze zadna inna<br />

dyscyplina filozoficzna, poza antropologiCl, nie jest w stanie nie tylko<br />

rozwiClzac, ale nawet adekwatnie po s t a w i c problemu czlowieka. Oznacza<br />

to, ze - zdaniem Bubera - w sposobie istnieni a i zachowania czlowieka da<br />

si~ odkryc takie fenomeny, ktore - filozoficznie zinterpretowane - pozwolCl<br />

odslonic jego istot~. Jak przypomina jednak Buber: "Prawomocna antropologia<br />

filozoficzna powinna zdawac sobie spraw~ z tego, ze istnieje nie<br />

tylko gatunek ludzki, ale ze istniejCl tei: narody, Ze istnieje nie tylko ludzka<br />

dusza, ale ze istniejCl tez typy i charaktery, ze istnieje nie tylko jakies zycie,<br />

ale tez stopnie zaawansowania w wieku; dopiero dzi~ki systematycznemu<br />

ujyciu wszystkich tych rozwazan, d zi~ki poznaniu dynamiki rZCldzClcej<br />

w obr~bie kazdej sposrod tych odr~b n oSci i mi¢zy nimi, d zi~ ki stale<br />

ponawianemu wykazywaniu jednosci w wie\osci moze ona uchwycic<br />

calkowitosc czlowieka" (s. 15-16).<br />

Po raz pierwszy problem "calkowitosci" czlowieka postawiony zostal,<br />

zdaniem Bubera, przez Immanuela Kanta, ktory wsr6d czterech najwazniejszych<br />

zagadnien filozofii umieSciI takze pytanie - czym jest czlowiek<br />

Mimo to filozofia Kanta nie daje zadowalajClcej odpowiedzi, w tekstach<br />

krolewieckiego filozofa bowiem moina znaleic, zd aniem Bubera, co<br />

najwyzej opisy poszczegolnych zjawisk Uak egoizm, klamstwo, humor,<br />

fantazja czy choroby psychiczne), analiza ktorych nie odslania jednak<br />

istoty czlowieka; ta pozostaje zakryta. W i~cej , mim o trafnosci postawionego<br />

pytania, celem antropologii Kanta byl prawdopodobnie - zdaniem<br />

Bubera - wlasnie ow szczeg610wy opis roinych aspektow ludzkiego zycia,<br />

nie zas podejmowanie i rozstrzyganie kwestii fundamentalnej - c z y m<br />

czlowiek jest<br />

Ta ostatnia (w sensie nadanym jej przez Bubera) rodzi s i ~ jego zdaniem<br />

w chwili, gdy czlowiek doswiadcza swego zagubienia w obcym, niezrozumialym<br />

i wrogim swiecie, gdy traci poczucie bezpieczenstwa i zadomowienia.<br />

Kazde zalamanie si~ traktowanego dot'ld jako oczywisty obrazu<br />

swiata stawia przeciez czlowieka w obliczu wymykajClcej si~ jego panowaniu<br />

tajemnicy, co z kolei zmusza do postawienia pytania - kim jestem<br />

Dzieje ludzkie to (w przyblizeniu) na st ~p ow anie po sobie epok zadomowienia<br />

i bezdomnoSci, bezpieczenstwa i bezsilnosci, z ktorych te drugie<br />

stawiaj~ przed czlowiekiem pytanie 0 niego samego. Wi~cej , tylko czlowiek<br />

bezdomny i samotny jest w stanie, zdaniem Bubera, naprawd~ otworzyc si~<br />

na pelni~ bytu oraz doswiadczyc samego siebie. " W lodowatym chlodzie<br />

samotnosci czlowiek w najbardziej bezlitosny sposob staje si~ dla siebie<br />

problemem i wlasnie dlatego, ze ow p roblem w okrutny sposob dotyka<br />

tego, co w nim najskrytsze, i wystawia to na igraszki, czlowiek doswiadcza<br />

sam siebie" (s. 19).<br />

Widac wyrainie, ze samotnosc w uj ~ci u Bubera to nie Uak chci alby inny<br />

dialogista, Ferdinand Ebner) sprzeniewierzenie si~ swojej naj gl~bszej<br />

naturze, ktor'! jest bycie w dialogu z drugim la, lecz dane niektorym


ZDARZENIA - KSIl\1:KI - LUDZIE 125<br />

pokoleniom w dziejach doswiadczenie obcoSci swiata, a moze nawet<br />

- odtrlIcenia przez Boga. Wszak to wlasnie w chwili, gdy z dotychczasowego<br />

swiata, w ktorym czlowiek zamieszkiwal, zostajlI tylko ruiny<br />

i zgliszcza, szuka on, wr~cz instynktownie, drogi do Boga. Cz~sto jednak<br />

jego krzyk rozpaczy pozostaje bez odpowiedzi. To milczenie niebios moma<br />

wtedy latwo (co nie oznacza jeszcze - adekwatnie) zinterpretowae jako<br />

nieodwolalny wyrok.<br />

Wlasnie w doswiadczeniu bezdomnoSci rOOzi si\!, zdaniem Bubera,<br />

Augustynskie odkrycie ja jako istoty nieredukowalnej do swiata, jako<br />

w sensie doslownym w nim wyjlItkowej i obcej. To ja, ktore dla<br />

Arystotelesa bylo jednym z elementow doskonale stabilnego Kosmosu,<br />

moglo dostlipie przebudzenia dopiero w chwili, gdy dotychczasowe jego<br />

mieszkanie uleglo zniszczeniu. Wtedy jednak, gdy swiat stal si ~ arenli nie<br />

konczlIcej si~ walki dobra ze zlem, swi atla z mocami ciemnosci, jedynym<br />

oparciem dla czlowieka mogl bye K r z y z. On tez, jak pokazuje Buber, stal<br />

si\! fund amentem nowego domu, zbudowanego g10wnie przez sw. Augustyna<br />

a umocnionego w epoce sredniowiecza. Swiat ten jednak powai:nie<br />

zachwial si~ w posadach wraz z narodzinami i rozwojem nowoZytnej nauki<br />

o przyrodzie oraz jej filozoficznymi (i swiatopogllIdowymi) interpretacjami.<br />

Nieskonczony swiat Kartezjusza a zwlaszcza Galileusza, chociaz zbudowany<br />

"wedlug miary, liczby i wagi", okazuje si~ bowiem calkowicie oboj~tny<br />

na wartosci i cele czlowieka. Nie jest domem, lecz - jak pOOkreslal jeszcze<br />

Pascal - nieskonczonli cisZlI, ktora musi przerazac. W tym swiecie, jak<br />

w wieku XX mowil Edmund H usserl, nie rna miejsca dla pOOmiotu,<br />

subiektywnosci czlowieka. Trudno tez si\! dziwie, ze panteistyczne w istocie<br />

proby oswojenia tego swiata, podj~te przez Spinozy czy Hegla, zakonczyly<br />

si~ niepowOOzeniem. Czlowiek bowiem, jak zauwaza Buber, gdy uswiadamia<br />

sobie, ze jest istotlI, w ktorej i przez ktorli Bog poznaje, kocha czy<br />

wp rost urzeczywi stnia siebie, nie moze bye dluzej dla siebie pro b I erne m.<br />

Wiycej, przestaje bye mieszkancem swiata.<br />

Wspolczesny, Einsteinowski obraz swiata, jak pisze Buber, "zadnlI<br />

miarli nie odpowi ada przeczuciom duszy; jest zaprzeczeniem wszystkich jej<br />

przeczue i wyobrazen; albowiem ten swiat moze bye pomyslany, lecz nie<br />

sposob go sobie wyobrazie, zas mysllIcy sobie ten swiat czlowiek naprawdy<br />

w nim nie Zyje" (s. 29). Co gorsza, czlowiek przezywa dzis takZe kryzys<br />

zaufania do Orugiego, co w konsekwencji uniemozliwi a mu zbudowanie<br />

prawdziwej, dajlIcej poczucie i gwa ran cj~ bezpieczenstwa - wspolnoty.<br />

Tymczasem idliC w pojedynky, czlowiek musi dzis stawie czola nie tylko<br />

swiatu, lecz rowniez demon om, kore w procesie cywilizacyjnej ekspansji<br />

i technologicznego postypu wytworzyl, a nad ktorymi stracil kontroly<br />

i panowanie. W tej walce z mocami ciemnosci czlowiek nie znajduje tez<br />

wsparcia w Bogu, smiere ktorego obwieszczal juz Fryderyk Nietzsche,<br />

potwierdzili zas - juz po napisaniu przez Bubera Prohlemu czlowieka<br />

- "teologowie smierci Boga". W tej sytuacji pytanie "kim jest czlowiek"<br />

narzucac si~ musi z calli oczywistoscili.


126 ZDARZENIA - KS(~KI - LUDZlE<br />

Mimo ii jest one pytaniem istotowym, Buber nie stawia go w perspektywie<br />

ontologii (wiedzy przedmiotowej, operujllcej schematem trzeciej<br />

osoby - ,jest"), leez - co znamienne dla calej filozofli dialogu - w perspektywie<br />

osobowego doswiadczenia podmiotu ,ja jestem", w ktorym zdaje si~<br />

odslaniac gl~bia i tajernnica czlowieczenstwa. "Ja jestem" nie oznacza<br />

bowiem, w interpretacji Bubera, odkrytej przez Kartezjusza absolutnej<br />

oczywistosci b¢llcej fundamentem wszelkiej wiedzy ani tei fenomenologicznie<br />

dos~pnego (zdaniem Edmunda Husserla) Ja transcendentalnego, warunkujllcego<br />

sens swiata. Nie oznacza tei Fichteanskiego J a absolutnego czy<br />

Heglowskiego ducha, dllillcego do pelnej samoswiadomosci i wolnosci. "Ja<br />

jestem" to wewn~trzne, najbardziej bezposrednie z moi:liwych doswiadczenie<br />

swej indywidualnosci i nieredukowalnosci do swiata rzeczy i innych<br />

osob. Zarazem jednak ,ja jestem" ukazuje istotowll dialogicznosc ludzkiego<br />

bytu, ktory jest zawsze by tern wobec Orugiego, nigdy zas tylko<br />

by tern w sobie. Pierwotnym fenomenem ludzkim jest bowiem, zdaniem<br />

Bubera, bycie-z-drugim-czlowiekiem, spotkanie Ja-Ty zwane niekiedy<br />

sferll "Pomi¢zy". "Indywiduum jest faktem istnienia, 0 ile wchodzi<br />

w i:ywe odniesienie z innymi indywid uami; zbiorowosc jest faktem<br />

istnienia, 0 ile ksztaltuje si~ z innych odniesien. Zasadniczym faktem<br />

ludzkiego istnienia jest czlowiek z czlowiekiem" (s. 128). Slowo "Ty"<br />

zawiera si~ bowiem - jak pisal Karl Barth w studium Pod~tawowa forma<br />

cz/owieczenstwa - w slowie "Ja"; istotowo do niego przynaleiy. Oznacza<br />

to, i:e wypowiadajllc swoje czlowieczenstwo w "Ja jestem" czlowiek<br />

rozumie, ie jest one zawsze czlowieczenstwem wespol z Orugim, nigdy zas<br />

bez niego (a tym bardziej przeciwko niemu). Zarazem jednak powiedziee<br />

,ja" to ustanowic reiacj~ dialogicznll, potraktowac Orugiego wlasnie jako<br />

Ty, a nie jako rzeez, jako to lub ono. Spotkanie okazuje si~ tak gl~boko,<br />

tak istotowo ludzkim zjawiskiem, ie moma wr~cz, za Ferdinandem<br />

Ebnerem, powiedziec, ii Ja poza reiacjll do Ty nie istnieje a nawet - nie<br />

byloby moi:liwe.<br />

Spotkanie, wydarzenie "Porni¢zy" stanowi, zdaniem Bubera, zasadniczll<br />

plaszczyzn~ dla ugruntowania antropologii. "Centralnym przedmiotem<br />

ftlozoficznej nauki 0 czlowieku nie jest ani indywiduum, ani<br />

zbiorowosc, leez czlowiek z czlowiekiem. Tylko w iywym odniesieniu<br />

moma bezposrednio poznac istot~ czlowieka - jego wlasnll istotf' (s. 13).<br />

Wszak, jak pisal Karl Barth, "czlowieczenstwo jako takie, c z low ieczenstwo<br />

kaidego czlowieka poiega na tym, ie istotll<br />

okreSlajllcll jego bycie jest wspolbycie z innym czlowiekiem".<br />

W spotkaniu uznana zostaje osobowa godnosc, zwlaszcza indywidualnose<br />

i wolnosc, zarowno Ja jak i Ty. Jak pi sal Karl Barth: "Czlowiek nie<br />

jest wspolczlowiekiem, ale jest z nim. Janie jestem »ty«, ale jestem z tobll.<br />

Czlowieczenstwo jest urzeczywistnieniem tego »z«. Kiedy dwoje ludzi<br />

patrzy sobie w oczy, mowi ze sobll i wzajernnie si~ slucha, wzajemnie<br />

udziela sobie pomocy, to oni Sll ze sobll." W spotkaniu uszanowana


ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />

127<br />

i ocalona zostaje inn 0 s e obu Ja, b~~cych dla siebie rzeczywistymi T y<br />

(a nie duplikatami Ja, co zdaje si~ zagrazae transcendentalizmowi Edmunda<br />

H usserla). Spotkanie nie jest bowiem "wczuciem sif' w Drugiego, nie<br />

jest tym bardziej spotkaniem swego lustrzanego odbicia, lecz bezposrednim<br />

doswiadczeniem Drugiego j a k 0 Dr u g i ego; doswiadczeniem, ktorego<br />

ostatecznym spemieniem, a takie, jak si~ zdaje, warunkiem moZiiwoSci, jest<br />

Ty absolutne. Bog staje si~ obecny nie tylko jako ucieczka w obliczu<br />

obcego i wrogiego swiata, ktory przestal bye domem, ale jako urzeczywistnienie<br />

spotkania z drugim czlowiekiem.<br />

"Ja jestem", jak widae, staje si~ - zdaniem Bubera i innych dialogistow<br />

- ostatecznie zrozumiale jedynie w perspektywie "Ty jesteS" czy "Ty jestes<br />

ze rnn~" a nawet w perspektywie Osoby NajwYZszej, Boga - "Ja jestem, bo<br />

Ty pozwalasz mi bye", "jestem, bo rnnie wybrales". W "Ja jestem" tkwi<br />

wi~c fundament i jedyna mozliwose przywrocenia czlowiekowi utraconego<br />

domu, w postaci odbudowania zerwanych wi~zi z bytem (Wszechswiatem),<br />

drugim czlowiekiem oraz Bogiem. Na ile jednak czlowiek potrafi, docieraj~c<br />

do tajemnicy swego czlowieczenstwa w "Ja jestem", dostrzec swe<br />

nieskonczone otwarcie, na ile zas dostrzeZe w Drugim jedynie pieklo czy<br />

ograniczenie swej wolnosci A dalej, czy rzeczywiScie potrafi podj~e<br />

niezwykly trud odbudowy autentycznego domu i czy nie ulegnie pokusie<br />

latwego samooszukiwania si~, wznosz~c wokol siebie gmach iluzji<br />

i klamstw Czy stae jeszcze dzis czlowieka, by moZiiwe dian odniesienia,<br />

jak pisze Buber, urzeczywistniae w calym swoim Zyciu i cal~ swoj~ istot~<br />

A wreszcie, czy te dialogiczne odniesienia czlowieka s~ w ogole moZiiwe do<br />

urzeczywistnienia, inaczej mowi~c - czy czlowiek nie jest ze swej istoty<br />

(a nie tylko faktycznie) raczej wygnancem anizeli domownikiem bytu<br />

Nie rozstrzygaj~c<br />

zaznaczonych kwestii (zdaniem Bubera rzeczywisty<br />

dialog jest z istoty moZiiwy, jest wr~cz prawdziw~ istot~ czlowieka),<br />

dostrzec naleiy, ie jeden z zasadniczych zarzutow stawianych ftIozofii<br />

dialogu - a mianowicie, ze akcentuj~c pierwotnose spotkania, sfery Ja-Ty,<br />

zatraca specyfik~ i znaczenie J a - nie wydaje si~ sluszny. Janie stanowi<br />

bowiem (w perspektywie dialogizmu) funkcji spotkania z Ty, nie traci tei<br />

w spotkaniu swej tozsamoSci czy indywidualnosci. Przeciwnie, to dopiero<br />

drugi czlowiek, dla ktorego J a jestem calkowicie innym, dla ktorego jestem<br />

nieredukowalnym Ty, t~ indywidualnose mojej osoby, jej innose dostrzega<br />

i ochrania. Spotkanie i tylko spotkanie jest uszanowaniem rzeczywistej<br />

inn 0 sci Ja i potwierdzeniem p raw a do tej innosci. Tym samym<br />

spotkanie, przynajmniej w interpretacjiBubera, jest drog~ do pelnego<br />

urzeczywistnienia tego, co w Ja najbardziej intymne, osobiste i odmienne.<br />

Dialog nie niszczy Ja, lecz je wyzwala, ocala i chroni; pozwala mu bye.<br />

Widae wyraznie, ze dialogiczna antropologia Martina Bubera, chociai<br />

w omawianej tu ksi~ice naszkicowany zostal jedynie jej projekt, r6Zni si~<br />

od tych koncepcji, ktore definiuj~ czlowieka jako przede wszystkim ducha<br />

transcenduj~cego przyrod~, urzeczywistniaj~cego wartoSci i zdolnego powiedziee<br />

"nie" wobec swoich pop~ow (Max Scheler), element lepiej lub


128 ZDARZENIA - KSIJ\,ZKI - LUDZIE<br />

gorzej zorganizowanego spoleczenstwa (Karol Marks), funkcje;: ruezaleznych<br />

od jego woli kulturowych struktur znaczl!cych (strukturalizm),<br />

absolutnl! wolnosc (Jean-Paul Sartre) czy byt ku smierci (Martin Heidegger)<br />

lub nawet jedynie wstyp czy zapowiedz prawdziwego czlowieka<br />

(Fryderyk Nietzsche) itd. I chociaz prawdl! jest, ze kazda z wymienionych<br />

teorii grzeszy jednostronnoScil! ujycia czlowieka, to podobny zarzut moma<br />

byloby rowniez odnieSc do koncepcji Bubera, wszak rue daje on ani<br />

ostatecznej odpowiedzi na pytanie, czym czlowiekjest, ani tym bardziej nie<br />

wskazuje na plaszczyzny, z ktorej moma byloby ujl!c "c a I k 0 wit 0 s C"<br />

ludzkiego bytu. Plaszczyzna dialogu, chociaz doniosla, rowniez wydaje siy<br />

tylko jednym z aspektow czlowieka, nie zas tym, co jego istote;: wyczerpuje.<br />

Zarazem jednak odwolanie si y przez Bubera do fenomenu "Ja jestem"<br />

odslania wielorakie odniesierua czlowieka i ukazuje jego nieskonczonl!<br />

glybiy oraz tajemnicy. W "Ja jestem" - zgodnie zresztl! z reiigijnl!,<br />

judaistycznl! inspiracjl! swej mysli - Bubel' dostrzega zdecydowanie wiycej<br />

niz tylko akt istnienia, faktycznosc bytu Oak wspolczesni neoscholastycy),<br />

czy tez absurdalnosc zycia wynikajl!Cl! z jego calkowitej zbydnoSci Oak<br />

Sartre). przywrocenie "Ja jestem" jako fundamentu antropologii nie<br />

owocuje tez bynajmniej utratl! kom unikacji istniej,!cej miydzy ludimi,<br />

przeciwnie, ustanawia ptaszczyzne;: bezposredruego spotkania Ja-Ty. Mimo<br />

to wyczerpanie ,,1 a jestem", zglybienie jego tajemnicy, jest - co pod krdlaj,!<br />

zgodrue wszyscy dialogisci - w rzeczywlstosci niemozliwe. Tym samym,<br />

filozoficzna nauka 0 czlowieku musi zawsze pozostac fragrnentaryczna<br />

i prowizoryczna. Pelnej odpowiedzi na pytanie, kim jest czlowiek, moglby<br />

udzielic jedynie Bog. Czlowiek odkrywa wiyc siebie - lub przynajmniej<br />

moze odkryc - tylko w dialogu z Bogiem, jako Ty stoj,!ce przed Jego<br />

obliczem, jako osobe;: wezwanl! przez Niego poi m i e n i u. Dialog, ktory<br />

w tym momencie zostaje nawil!zany, wym yk a si y jednak moi:1iwosciom<br />

racjonainego, ftiozoficznego opisu i wyjasnienia, czego zreszt'! Buber jest<br />

swiadomy. Donioslosc budowanej przez ruego dialogicznej antropologii,<br />

lezy w ukazaniu tej tajemnicy, ktorl! najpelniej wyrazajl! cytowane juz tu<br />

slowa Biblii - "Kimze jest czlowiek, ze 0 nim pamie;:tasz" Tajemnicy<br />

czlowieka zglybic nie moma. Moma jednak dac 0 niej swiadectwo. I trzeba<br />

jl! uszanowac.<br />

lreneusz Ziemifrski<br />

IRENEUSZ ZIEMINSKI, UT . 1965, absolwent filozolii KUL, asystent w Zak!adzie<br />

Filozolii Akaderrui Techniczno-Rolniczej w Bydgoszczy. Publikowa! m.in. w"<strong>Znak</strong>u",<br />

"Logosie i Ethosie", "Tygodniku Powszechnym" i "Wi~zi".


ZDARZENIA - KSIi\ZKI - LUDZIE 129<br />

PIESNIO SMIERCI <br />

A RELIGIJNOSC <br />

• Alina Nowicka-leiowa, Piemi czasu fmierci. Studium z historii<br />

duchowosci XVI-XVIII wieku, Lublin 1992<br />

Historia jako dyscyplina naukowa wykracza dzis coraz bardziej poza<br />

swoj stereotyp. Przestaje bye wiedz'l, wyl'l,cznie 0 kolejnoSci. faktow,<br />

o datach i zaIeznosciach przyczynowo-skutkowych mi¢zy r6Znymi wydarzeniami.<br />

Historyk probuje dzis w swojej pracy dokonac czegos wi~cej.<br />

Si~ga do odtworzenia mentalnoSci. epoki, do zrekonstruowania dnia<br />

codziennego i wyobrami ludzi sprzed wiekow. Powstaly nowe dziedziny<br />

historii, takie jak historia idei, historia duchowoSci czy historia codzienno­<br />

Sci. lub mentaInosci. Cz~Sci.'l, tych poszukiwan jest takZe d'l,zenie do<br />

odtworzenia swiata wyobrazen religijnych przeci~tnego reprezentanta<br />

epoki czy warstwy spolecznej. Na gruncie europejskim uzupetnia si~ wiedz~<br />

o "urz~owych" i "oficjalnych" dokumentach KoSciola danymi 0 ich<br />

"recepcji", czyli 0 tym, jak religijna doktryna Kosciola katolickiego czy<br />

Kosciolow protestanckich byla przyjmowana wsroo wiemych, jak j'l,<br />

interpretowano oraz w jakiej formie j'l, wyrazano. Aby tego dokonae,<br />

historia szukala nowych pol badawczych, szukala nowych, dot


130 ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />

trzech "srodowisk ideowych" wiekow XVI-XVIII. lak sarna pisze, byly to<br />

kultury: protestancka, humanistyczna i katolicko-sarmacka (ksill,zka jest<br />

podzielona na trzy czysci poswiycone wlasnie tym krygom). Autorka<br />

dowodzi przekonuji!co, Ze tresc i ksztatt kantyczek 0 smierci byly wyraznie<br />

zdetenninowane przez konfesjy autorow. Pokazuje, jak dydaktyzm teologow<br />

ewangelickich czy jezuickich od ciskal si~ na zalobnych pidniach ich<br />

wlasnych KoSciolow. Pokazuje rowniez, jak z uwaznej analizy tekstow tych<br />

pidni moma odtworzyc religijnosc wyznawcow katolicyzmu, luteranizmu<br />

czy Braci Polskich.<br />

Ksi'lzka dowodzi tez innej waznej rzeezy. Wielu historykow uwazalo, ze<br />

polska reformacja XVI wieku byla przede wszystkim plaszczykiem dla<br />

szlacheekiej walki 0 stanowe przywiieje, toczonej z duchowienstwem (m.in.<br />

o obloienie d uchowienstwa podatkami obronnymi i 0 zawieszenie jurysdykcji<br />

s'ldow duchownych nad szlacht'l w sprawach 0 herezjy). Trudno<br />

odmowic temu uj~u pewnej slusznosci - podpiera je fakt odwrotu szlachty<br />

od reform acj i z chwil,! zrealizowania jej politycznych zamierzen. Uwaiano<br />

tei, Ze szlaehta ewangelicka w Polsce nie przyjyla gt~biej zasad reformacji.<br />

Tymczasem Nowieka-leiowa wykazuje znaczny stopien uwewnytrzniania<br />

protestanekiego swiatopog)'ldu. Trese pidni refleksyjno·-ialobnych wskazuje,<br />

ie protestantyzm polskich autorow kreowal (mimo wielu zapoZyczen)<br />

wyrainie inn'l niz katolicka wizj~ zaSwiatow i odmiennie opisywal postawy<br />

czlowieka wobee smierci. Na przyklad w piesniach protestanckich eschatologia<br />

niezwykle cZysto l'lczy siy z chrystologi,!, co tlumaczy autorka<br />

wlasnie ewangeliekim brakiem tych "posrednikow" laski, ktore istniej'l<br />

w katolieyzmie (m.in. sakrarnent namaszczenia chorych, swiyci, czysciee).<br />

Analiza pidni protestanckich wykazuje tei wyrazne przesuniycie akcentow<br />

trdciowych w porownaniu do piesni katolickich. Literatura katolikow<br />

mowi ° smierci pojmowanej jako kres konkretnej jednostki, zas protestantow<br />

- 0 smierte/nosci, czyli 0 nieodl'lcznym atrybucie ludzkiego istnienia.<br />

Swiat protestancki wygl,!da tak: "Gdy niepokonane fale zla pogrll,iajll,<br />

nieszcz~snikow, na groZoym, wzburzonym morzu plynie w'lila l6dka<br />

sprawiedliwych, wei'li zdanych na smiertelne niebezpieezenstwo »piekielnej<br />

przepasci« swiata, zla, ciala. Nadziej'l ucieczki z wszechobejmujll,cego,<br />

poierczego iywiolu jest tylko port smierci" (s. 171). Towarzyszy temu<br />

pewna surowosc srodkow wyrazu, dydaktyzm, skupienie silt na czystym<br />

przekazie trdci religijnych. Trdci kohcentruj,! siy na transcendencji<br />

i odcinaj:t od zmyslowego swi ata.<br />

U katolikow wkracza sannatyzm i jezuicka dydaktyka oraz caly swiat<br />

zmyslowej barokowej wyobraini. Sarmatyzacja tych wyobraien postypuje<br />

wedlug autorki stopniowo, poczynaj,!c od pocz'!tku XVII wieku: "Bog<br />

katolik6w polskich doby potrydenckiej jest przede wszystkim Przewodnikiem<br />

ludu pod'liaj'lcego, by spelnic powierzon'l misjy i odnaleZc wlasne<br />

- polskie i niebieskie leruzalem. Jest wiyc Boiiem historii i Bogiem narodu;<br />

Bogiem bliskim i czuwaj'lcym" (s. 415).<br />

Pole refleksji, po ktorym porusza si~ autorka, jest szerokie. Pisze ona


ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />

131<br />

o kresowej recepcji katolickich poinobarokowych kantyczek (choe zal, ze<br />

w ksi~Zce tak skromnie omowiono Iiteratur~ unick~ drukowan~ przez<br />

bazylianow), analizuje rol~ jezuitow i stopniowy zanik pod koniec omawianego<br />

okresu propagowanej przez nich "dydaktyki dobrej smierci"; wreszcie<br />

warto wyromic opis recepcji karmelitanskiej mistyki, ktorej echa dostrzegla<br />

badaczka w kantyczkach. Srodowiska karmelitanskie odznaczaly si~<br />

wielk~ zarliwosci~ na tie spoleczenstwa polskiego XVII wieku.<br />

Bardzo interesuj~ce s~ glowne wnioski przeprowadzonych analiz:<br />

protestanckiemu odwolywaniu si~ do rozumu, do kultury ksi~zkowej (kult<br />

Ksi~gi - Biblii) i "uswiadomieniu dogmatycznemu" wiemych, na ktorym<br />

tak zaleZalo protestanckim duchownym, katolicy przeciwstawiali "intuitywne<br />

formy poznania", dowodzili powierzchownosci poznania racjonalnego,<br />

starali si~ odslonic "gI~b istoty ludzkiej" i, obok tkwi~cych<br />

w czlowieku pokladow zla, takZe zdolnosci do ich przezwyci~zania.<br />

Cz~sc pierwsz~: 0 protestanckich kantyczkach, i trzeci~: 0 katolickich,<br />

rozdziela cz~sc poswi~cona humanizmowi, ktor~ niemal w caloSci wypelnia<br />

refleksja nad tworczoSci~ Jana Kochanowskiego. Choo w sporze protestantyzmu<br />

z Kosciolem humanisci stan~1i ostatecznie, za spraw~ Erazma, po<br />

stronie katolickiej, to analiza tworczosci J ana z Czamolasu wykazuje, ze<br />

rna ona charakter ponadwyznaniowy. Co prawda, w wielu protestanckich<br />

kancjonalach jego pidni wyst~puj~, ale dokonywano w nich poprawek<br />

w celu niezb~nego "wygladzenia" doktrynalnego. Chciano przedstawic<br />

Kochanowskiego jako sojusznika obozu reformacyjnego.<br />

Jan z Czamolasu wyrasta jednak ponad konfesyjne ograniczenia i wlasnym<br />

glosem przeciwstawia "obrz~owej modlitewnosci kantykow zborowych<br />

(...) medytacyjn~ refleksyjnosc (...) konfesyjnosci - uniwersalnosc treSci<br />

religijnych, ich konfesyjnoSci - liryczn~ podmiotowosc" (s. 265). Autorka<br />

przedstawia, jak poeta broni prywatnoSci poetyckiej wypowiedzi i jak przy<br />

mowieniu 0 smierci obficie czerpie ze staroiytnej tradycji horacjanskiej.<br />

WsrOd dose oszcz~nie przytaczanych pidni pogrzebowych (to tylko<br />

uczucie lekJciego niedosytu pasjonata) moma odkryc prawdziwe perJy.<br />

LSni~ gl~bok~ wiar~, peine s~ slow spokojnego zaufania Bozemu milosierdziu.<br />

Posluchajmy chocby tej, z protestanckiego kancjonalu Artomiusza<br />

z 1587 roku:<br />

Z weselem w pokoju id~ st~ <br />

W imi~ BoZe. <br />

Stale, smiale i spokojne <br />

Jest serce moje <br />

Dla Obietnic Bozego slowa, <br />

Bo Smierc si~ snem moim stala. <br />

ZhignieHi Pasek<br />

ZBIGNlEW PASEK, ur. 1958, dr, adiunkt w Zakladzie Historii ChrzeScijanstwa<br />

Instytutu Religioznawstwa UJ. Publikowal w "Studia Religiologica", "Chrzescijaninie<br />

w swiecie", "Roczniku Teologicznym", Chrzescijanskiej Akademii TeoJogicznej,<br />

"<strong>Znak</strong>u". Opublikowal Ruch zie!onoswiqtkowy (1992), Zwiqzek Stanowczych<br />

ChrzeScijan (1993). W druku Protestanckie wyznania wiary.


132 ZDARZENIA - KSII\ZKI - LUDZIE<br />

LIST<br />

ZNANTES<br />

NOWE OBLICZE VUILLARDA <br />

Od 25 wrzesnia 1993 do 3 stycznia biez~cego roku w paryskim Grand<br />

Palais miala miejsce wystawa poswi\!cona nabistom. Kim byli nabisci<br />

Grup~ malarzy, przyjaci61, 0 rozmaitych artystycznych upodobaniach,<br />

kt6rym bliska byla idea sztuki totalnej, wkraczaj~cej w i:ycie jako sztuka<br />

dekoracyjna. Moma powiedziec, Ze byli "prorokami" (jak sami si~<br />

nazywali) modemizrnu, idei drogiej artystom XX wieku. Do grupy nalezeli:<br />

Vallotton, Bonnard, Vuillard, Roussel, Denis. Zainteresowanie nabistami<br />

wci~z wzrasta. Dowodem Sl! ostatnie wystawy, liczne artykuly we francuskiej<br />

prasie fachowej, wysokie ceny na mi¢zynarodowych aukcjach.<br />

W latach 80., gdy impresjonisci stali si~ dla nabywcow praktycznie<br />

niedost\!pni, uwaga skupila si\! wlasnie na nabistach. Jeden z nich<br />

- Edouard Vuillard - przezywa obecnie swoj renesans. W 50. rocznicy<br />

smierci artysty, 3 lata temu , urz~rlzono wielk~ wystaw\! retrospektywn~,<br />

ktor~ zaprezentowano w Lyonie, Barcelonie i Nantes. Z wyj~tkiem<br />

ekspozycji Vuillard- Roussel w paryskiej Oranzerii w 1968 roku, nie<br />

poswi\!cono mu wczdniej tak waznej wystawy retrospektywnej. Niedawne<br />

studia i moi:liwosc zgl\!bienia Dziennika pozwolily wzbogacic wiedz\! 0 tym<br />

artyscie.<br />

Organizatorami paryskiej wystawy byly: Muzeum Sztuk Pi\!knych<br />

w Nantes i w Lyonie oraz La Fundacio Caixa de Pensions z Barcelony.<br />

Zgromadzono okolo 100 obrazow i 50 grafik (rysunki, litografie) wypoi:yczonych<br />

z amerykanskich i europejskich muzeow oraz kolekcji prywatnych.<br />

Wystawa miala odmienny charakter od dwoch wczdniejszych<br />

ekspozycji, zorganizowanych takZe w 50. rocznic\! smierci malarza. Jedna,<br />

w Stanach Zjednoczonych, poswi\!cona byla wn~trzom nabistycznym.<br />

Druga, w Anglii, ograniczala si\! tylko do kolekcji angielskiej.<br />

Henri-Claude Couseau, dyrektor Muzeum Sztuk Pi\!knych w Nantes<br />

(mianowany Konserwatorem generalnym Muzeow Francuskich) mowi, ze<br />

trzeba na nowo odkryc tego zapomnianego, znakomitego artyst\! nieslusznie<br />

przypisanego intymizrnowi. Couseau widzi w Vuillardzie proroka<br />

nowego malarstwa, prekursora koloryzmu, fowizrnu, poszukiwan kolorystycznych<br />

lat 60. W tych pozomie intymistycznych obrazach, pod powierzchni~<br />

banalnych sytuacji codziennych kryje si~ prawdziwa poezja. Aby to<br />

jednak ujrzec, nalezalo zgromadzi6 tak duz~ il osc dziel-- rysunki, projekty


ZDARZENIA - Ks~1;KI - LUDZIE<br />

133<br />

scenografii, witrazy, afiszy, program6w teatralnych, malarstwo Scienne;<br />

maj~c przed sob~ tak r6Znorodny zbi6r, moma obserwowac tw6rcz~<br />

ewolucj~, stalosc pewnych temat6w, wreszcie - moma odczytywac jedne<br />

dziela poprzez inne.<br />

Pozomie uladzone wizerunki wn~trz ogl~dane tutaj w kontekscie<br />

obraz6w bardziej odwamych, ekspresyjnych ujawniaj~ swoj ~ ukryt~<br />

wibracj~ i niepok6j. Tak wi~ moZliwe jest odszukanie jednoSci w r6Znorodnosci<br />

styiistycznej calej tw6rczosci Vuillarda. Por6wnanie dziel r6Znej<br />

wielkosci daje takZe poj~cie 0 bogatym temperamencie artystycznym. Na<br />

wystawie obok maleilkich, precyzyjnie wykonanych obrazow, prezentowano<br />

rownieZ wielkie panneaux, komponowane z rozmachem, w kt6rych<br />

duze barwne plamy nalozone s~ smialymi poci~gni~ciami p~d zla .<br />

W okresie mlodoSci (okres nabistyczny okolo 1889-1 900) VuiIlard<br />

malowal wn~t rza mieszkail, gdzie Zyl wraz z siostr~ i matk~ i gdzie toczyl<br />

si~ niezmienny rytual pracy, posilk6w, odpoczynku; malowal takze gry<br />

dzieci~ w ogrodach publicznych. Widac w tych obrazach podobieilstwo<br />

do tw6rczoSci Gauguina i van Gogha. Tworczosc okresu dojrzalego<br />

i starosci to gl6wnie portrety zamomych przyjaciol, znanych lekarzy<br />

i adwokatow.<br />

Od 1894 jego malarstwo jest bardziej otwarte na swiat zewn~trzny . S~<br />

to mi\,dzy innymi pejzaze miejskie i wiejskie. Obrazy otwieraj~ si~ jak olma<br />

pokoju, niemal czuje si~ w nich swiezosc powietrza, zapachy, uderza<br />

intensywniejsze nasycenie barw.<br />

Jednoczesny rygor i oszc~dnosc dzie! ostatniego okresu maj~ zrodlo<br />

w rozwazaniach nad tw6rczoSci~ dawnych mistrz6w. Malarz szukal<br />

dyscypliny, kt6ra chronilaby go przed smia!ym lenistwem "wirtuozerii".<br />

Pragn~l , aby jego pl6tna byly bardziej stateczne, wykonstruowane. Dlatego<br />

zrzek! si~ skr6t6w okresu nabistycznego.<br />

Na pierwszy rzut oka sam temat i spojrzenie malarskie wydaj~ si ~<br />

banalne, s~ to bowiem dziela przyciszone, nie narzucaj~ce si~ w swojej<br />

eksperymentalnoSci, jakby schlebiaj~ce gust om marszandow. Malarstwo to<br />

wymaga jednak uwaznego spojrzenia. Pozomie jest uladzone, statyczne,<br />

monotonne w tematach. Ale gdy przyjrzec si~ mu blizej, tkwi w nim jakas<br />

niepokoj~ca wibracja.<br />

Dla mnie najbardziej interesuj~ce jest nie tyle sled zenie tematow<br />

malarstwa VuiIIarda, co estetyki, subteInie zmieniaj~cych si~ technik.<br />

Wnikliwa obserwacja potrafi nasun~c bardzo ciekawe wnioski co do<br />

gl~bokich tresci tych dziel. Vuillard maluje ci~g1e te same przedmioty<br />

i postacie przewamie zamkni~te we wn~trzach. To stale powtarzanie<br />

sprawia, ze niekiedy s~ juz one na granicy rozpoznawalnosci, s~ wr~cz<br />

zaprzeczeniem tego, co widzialne. Przestrzen nienaturalnie plaska i nieostre<br />

kontury w jaskrawym swietle lamp zbli ~ aj" si~ do abstrakcji. Tu wszystko<br />

sekretnie si~ uzaleznia. Ksztalty I~cz~ si~ ze sob~ w wibruj,!cym, ostrym<br />

swietle az do zanikni~cia. To wrazenie mozna llzyskac poprzez ogl~danie<br />

dziel z r6mej odleglosci, jak r6wniez por6wnywanie pl6cien z r6znych


134 ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />

okres6w. Patrz~c na przyklad na portrety matki, widzi si~, jak jej twarz<br />

wci~i si~ zmienia. Na niekt6rych obrazach jest jui trudna do rozpoznania,<br />

o cerze zniszczonej sladami swiatla czy wilgoci Bye moie tak wlasnie<br />

dziecko widzi twarz matki z bardzo bliskiej odleglosci. ezy jest to wi~<br />

czule spojrzenie artysty A moie raczej swiadome okrucienstwa niszcz~cego<br />

czasu, przemijania, starosci<br />

Te spostrzeienia mog~ umkn~e w trakcie pobieinej obserwacji. Bye<br />

moie dlatego z tak~ latwosci~ zakwalifikowano Vuillarda jako intyrnist~<br />

i "malarza harmonii". Bl~d w ocenie wynika prawdopodobnie z tego, i:e<br />

zrazu niewidoczne wydaj~ si~ sprzecznosci i trudno uchwytne sugestie<br />

zawarte w obrazach. Dotycz~ one calej drogi malarskiej, tw6rczej ewolucji,<br />

ale tei poszczeg6lnych dziel. D~ienie do przedstawiania konkuruje jakby<br />

z pragnieniem zacierania kontur6w, naturalistyczna nami~tnosc gromadzenia<br />

szczeg616w przeczy ch~ci unicestwienia ich w wibruj~cym swietle.<br />

Poszukiwania forrnalne ukazuj~ ukryt'l mow~ rzeczy; ta tw6rczosc jest<br />

zatem bliska syrnbolizmowi. <strong>Znak</strong>i syrnboliczne zawarte s~ jui w samym<br />

warsztacie tw6rczyrn. Tworz~ je mi~dzy innymi odrealniaj~ce, pulsuj~ce<br />

jaskrawo plamy, znieksztalcone zarysy postaci uzyskane gwahownyrni<br />

poci'lgni~ciami p¢zla, grubo nakladan'l farb~, ilobieniami. Vuillard<br />

ukazywal wibracj~ przestrzeni: niepok6j ukryty w rzeczach zwyklych,<br />

niewidzialn~ energi~ przedmiot6w nieoiywionych - stol6w, tapet, lawek<br />

w ogrodzie, pni drzew, roziarzonych lamp.<br />

Tematyczna statycznose kontrastuje z ruchem zawartym w sposobie<br />

przedstawienia. Salonowa cisza i spok6j S'l pozome. Malarz stara si~<br />

pokazae ruch materii, jej pulsowanie, a bye moie powolny rozpad. Twarze<br />

nabieraj~ plam, rozmazane kontury tworz'l wok61 siebie poswiat~, materie<br />

s'l plaskimi plamami, na kt6rych drgaj,! omamenty. Ten swiat w istocie si~<br />

rozpada i zmierza w kierunku abstrakcji. Dopatrywano si~ nawet w malarstwie<br />

Vuillarda krytyki paryskiej buriuazji. Nagromadzenie ozd6b, bibelot6w,<br />

przer6inych szczeg616w tworzy przesyt, jakieS nieznosne barwne<br />

drganie, prowadzi do rozkladu form. "Wielki targ wypelniony detalami"<br />

- pi sal w Dzienniku Vuillard.<br />

Malarz utrwala atmosfer~ salonu z konca XIX wieku. Nieuchronnie<br />

nasuwa si~ tu skojarzenie z Proustem. Obydwaj artysci poswi~caj~ swe<br />

dziela rekonstruowaniu czasu, gl~bi i czulosci dziecinstwa. Buduj~ klaustrofobiczne<br />

obrazy intyrnne, d~i'l do odnowienia sztuki malarstwa i powiesci.<br />

W podobny jak w tw6rczosci Prousta spos6b, u Vuillarda wynurzaj~<br />

si~ z pl6cien obicia, parawany, tapety, a takie osoby, wsr6d nich matka.<br />

"Ten pok6j nie b~d~c duiy rozrastal si~ do wymiar6w 8wiata" (W stror!f!<br />

Swanna). Jest w tych dzielach zawarty takie podobny paradoks: stabilnoSe<br />

swiata przedstawionego jest pozoma, wnikliwe spojrzenie odkrywa jej<br />

kruchose. Vuillard uzyskuje t~ paradoksalnose dzi~ki kontrastowi tematu<br />

i techniki malarskiej. Statycznose sylwetek i przedmiot6w skupionych<br />

w salonie wydaje si~ zludna. Przeczy jej sarno tworzywo malarskie,<br />

wibruj,!ca materia, kolor, swiatlo. Jest to jakas masa, magma, kt6ra d'!iy


ZDARZENIA - KSIl\2:KI - LUDZIE<br />

13S<br />

do przeksztalcen, do zaniku podobienstwa postaci i przedmiotow. Malarstwo<br />

Vuillarda jest wi~ takze opowiescill, 0 naturze materii, 0 jej przemijaniu,<br />

starzeniu si~. Mysl Prousta ujawnia sil(: tutaj w nowoczesnej mysli<br />

malarskiej.<br />

Niedocenionym, jak dotlld, walorem malarstwa Vuillarda jest takZe<br />

bogactwo poszukiwan kolorystycznych. Ta tworczosc wyd ajc si~ bliska<br />

znacznie od r.iej pozniejszym prlldom. E ksperymenty kolorystYC2ne prowadzll,<br />

Vuillarda az do mroku, czemi, pozomej jednak. Tu ksztal:ty i barwy sll<br />

na granicy tego, co widzialne, jakby sugerujll kolor, kazll, go wydobyc<br />

z ciemnosci.<br />

Zrooel gl~bszych treSci malarskich i upodoban estetycznych nalezy<br />

dopatrywac si~ w samej biografii artysty. Matka malarza byla krawcow~,<br />

ojciec fabrykantem drukowanych materialow. Pierwszym miejscem doswiadczen<br />

artystycznych bylo krawieckie atelier. Poszukiwanie wlasnych<br />

oryginalnych technik rna scisly zwi~zek z atmosfer~ rodzinnego domu.<br />

Pierwsze dziela powstawaly na przykrywkach ad pudelek, ktore Vuillard<br />

znajdowal wsroo przyborow matki. Powierzchnia kartonu jest podobna do<br />

palety. Poza tym wchlania wilgoc i zmusza do szybkiego wykonania<br />

obrazu. luna wlaSclwosc to matowosc, ktorej Vuillard poszukiwal we<br />

wszystkich swoich dzielach. Dla artysty byl to mat bliski freskorn. St~d<br />

zainteresowanie malarstwem kiennym. Aby unikn~c polysku, rnalarz<br />

uzywal jako spoiwa kleju, zast~puj~c nirn olej. Ta technika byla takZe<br />

znana dekoratorom teatralnyrn. Vuillard przez pewien czas zwi~zan y byl<br />

z teatrem. Sarna technika stwarzala specjalne trudnosci, co zrnuszalo do<br />

wirtuozerii. <strong>Znak</strong>omitose warsztatowa moze miee swoje zr6dlo takZe<br />

w samym wyborze artystycznego rnaterialu. (Nawiasern rno wi~c, takie<br />

rnalarstwo w kleju stawia dzisiejszyrn konserwatorom szczeg61ne trudnoSci.<br />

Teraz, po stu latach, farba przestaje jui: przylegae do plotna.)<br />

Dziecinstwo Vuillarda up lyn~lo w otoczeniu barwnych tkanin. Dlatego<br />

bye moze tak bardzo p oc i ~ gal artyst~ walor dekoracyjny sztuki. Malarz<br />

wykonywal na zamowienie wie1kie panneaux s tanow i~ ce wystroje jadalni,<br />

bibliotek, tarasoW. Pracowal takZe nad freskami Palais de Chaillot i Palais<br />

des Nations (w latach 1937 i 1938).<br />

Nie bez znaczenia dla upodoban malarza byl takZe pogl~d Gauguina, iz<br />

kazda sztuka jest dekoracj~. Plaskie plamy, czyste kolory, arabeski, fonny<br />

syntetyczne - to niew~tpliwie wplyw Gauguina. Widoczna jest w tych<br />

dzielach takZe kompozycja greckich fryzow. Obrazy Vuillarda cz~sto<br />

przyporninaj~ malowidla scienne poprzez nagromadzenie warstw jakby<br />

latanych, gipsowanych. Powierzchnie gladkie i matowe upodabniaj~ si~ do<br />

murow. Nawet w malych obrazach widae zainteresowanie freskiem. Sci ana<br />

pokryta wzorem papierowych tapet czy tkanin narzuca kompozycji swoj<br />

rytm dekoracyjny. Cz~sto motywy scienne s~ powielone, przekszta!cone<br />

w calej przestrzeni - w tkaninach ubran, dywanach, kwiatach, ukladzie<br />

grzbietow ksi~zek, ukladzie i kolorystyce wszelkich detali (Biblioteka,<br />

\896). Ten sposob rnalowania widoczny jest takZe w pejzazu. Na dekora­


136 ZDARZENIA - KSlt\ZKI - LUDZIE<br />

cyjnym Sciennym panneau z serii Ogrody publiczne, zamowionym w 1894<br />

przez Aleksandra N atansona do sali jadalnej (Opiekunki do dziecl), drobne,<br />

plaskie plamy roslinnosci S,! kompozycyjnym przedluieniem wzorow<br />

drukowanych materialow sukien, barwnych plaszczyzn parasoli. Nasuwa<br />

mi siy skojarzenie z dekoracyjnym malarstwem Klimta, z mozaikowymi<br />

kolorowymi tiami i plaskimi wizerunkami wtopionych wen sylwetek.<br />

Vuillard malowal rowniez projekty witraiy dla Samuela Binga, ktorego<br />

galeria otwarta w ParyZu w 1895 roku stala siy we Francji wizytowk,! Art<br />

Nouveau.<br />

Niemoi:liwe jest ocenienie malarstwa Vuillarda bez uwzglydnienia jego<br />

fascynacji teatrem. Jego zamilowanie do sceny, kulis, dekoracji, nowoczesnej<br />

dramaturgii widac w calej tworczoSci. W 1890 roku poeta Paul Fort<br />

zaprosil go do wspolpracy w swoim teatrze malarzy nabistow. Vuillard<br />

projektowal taki:e afisze, programy i scenografiy do sztuk Maeterlincka,<br />

Ibsena, Strindberga w teatrze przyjaciela Lugne-Poe.<br />

Gesty postaci z jego obrazow przypominaj,! niekiedy pozy aktorow<br />

japonskich (te zainteresowania rozbudzil w nim Gauguin). W niektorych<br />

dzielach, niejasnych przez nieprecyzyjnosc ksztaltow i przeci,!zenie kolorem,<br />

sylwetki matki, siostry, pomocnikow krawieckich, przyjaciol maj,!<br />

rozmiar lalek. Lampy niczym teatralne reflektory odkrywaj,! roine plany<br />

tego skromnego spektaklu. Postacie podobne do aktorow czy plaskich<br />

marionetek zamkniyte s,! w pokojach jak w pudelku XIX-wiecznej sceny.<br />

Zdaje si y, Ze Vuillard gra ze swoim malym swiatem sekretn,! i cich'! sztuky,<br />

ktor'! zna na pami~, a ktora jest zarazem echem teatru symbolizmu.<br />

Edouard Vuillard byl czlowiekiem dyskretnym, powsci'!gliwym, skrupUlatnym.<br />

Dziyki wysokiej kulturze osobistej cieszyl siy szacunkiem<br />

przyjaciol. Jest w jego tworczosci skromnosc, dyscyplina, wysilek pracy<br />

w poszukiwaniu nowych sposobow mowienia, ale tez magiczny blask<br />

przedmiotow i osob pozornie tylko znajomych. Dla malarza przestrzen jest<br />

pelna tajemnych znakow.<br />

Maja lurkowska<br />

MAJA JURKOWSKA, absolwenlka polonislyki UW. Publikowala m.in. w"TworczoSci",<br />

"Akcencie", "ZesZ)'lach Lilerackich", "Odrze". Mieszka w Nantes.


ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />

137<br />

LIST<br />

ZWASZYNGTONU<br />

DOUBLE SPEAK CZYLJ DWUMOWA <br />

Gdy w 1946 roku George Orwell w jednym ze swych esej6w stwierdzil,<br />

ze angielslci znalazl si~ na zlej drodze, nie chodzilo mu 0 katastroficzne<br />

widzenie samego j~zyka, kt6ry rna si~ raczej dobrze, a jego wplywy ci~g\e<br />

wzrastaj~. Szacuje si~ bowiem, Ze angielskim posiuguje si~ od 750 milion6w<br />

do miliarda ludzi, z czego dla polowy jest to j~zyk ojczysty. Orwella<br />

zaniepokoilo natomiast zjawisko zaklamania charakterystyczne dla wypowiedzi<br />

polityk6w, kt6re okrdlil mianem douhle speak czyli mowy podw6jnej<br />

b~dZ - zaryzykujmy neologizm - dwumowy. Mamy z ni~ do czynienia<br />

coraz cz~sciej, gl6wnie wtedy, gdy sluchamy b~dZ czytamy wypowiedzi<br />

m~z6w stanu, stykamy si~ z j~zykiem biurokracji czy reklam handlowych.<br />

Gdy dobrze si~ rozgl~dniemy, stwierdzimy, ze towarzyszy nam takze we<br />

wszystkich pozostalych sferach zycia. Nierzadko w og61e nie zdajemy sobie<br />

sprawy z niebezpieczenstwa, jakie za sob~ poci~ga.<br />

Od 1974 Krajowa Rada Nauczycieli J~zyka Angielskiego w USA<br />

rokrocznie przyznaje niechlubn~ nagrod~ za najwi~ksze "osi~gni~ia"<br />

w zakresie dwumowy, a takZe przeciwstawn~ jej nagrod~ im. Orwella za<br />

specjalne zasiugi na rzecz szerzenia "uczciwosci i jasnosci wypowiedzi<br />

w zyciu publicznym". Na liscie nagrodzonych za szczeg61ne osi~gni~a<br />

w uZyciu dwumowy znaleZii si~ m.in. prezydent Reagan, sekretarz satnu<br />

Aleksander Haig, a sposr6d urz~d6w panstwowych - Departament Stanu,<br />

CIA, Pentagon czy NASA.<br />

Prezes komitetu zajmuj~cego si~ dwumow~ we wspomnianej radzie<br />

i wydawca "Kwartalnego Przegl~du Dwumowy", William Lutz, wyr6i:nia<br />

cztery jej rodzaje. Pierwszy to eufemizm wynikaj~cy gl6wnie ze wzgl¢6w<br />

towarzyskich, dyskrecji, dyplomacji, z obawy, by nie urazie czyjejs<br />

wrazliwosci. Gdy zamiast "zmar!" m6wimy "odszedl", staramy si~ bye<br />

taktowni, kiedy zas eufemizmem manipulujemy dla zmylenia lub dezinformacji,<br />

staje si~ on cz~sci~ dwumowy. Drugim rodzajem jest zargon<br />

specjalist6w. Ma on charakter utylitarny i sluzy gl6wnie upraszczaniu<br />

i skracaniu procesu porozumiewania si~. Zargon r6wniez moze stae si~<br />

dwumow~, kiedy wychodzi si~ z nim poza grup~ specjalist6w. Wtedy<br />

z reguly rna on nadae wypowiedzi cechy gl~bi, autorytetu i prestizu, gdyz<br />

to, co proste, zast~puje si~ tym, co skomplikowane. Zamiast w y r a zan i a<br />

mysli, celem staje si~ zrobienie w r a zen i a.<br />

Trzecim rodzajem dwumowy jest j~zyk biurokrat6w, urz~dnik6w


138 ZOARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE<br />

paristwowych. Charakteryzuje si~ on spi~trzeniem slow, rozd~ciem struktur<br />

zdaniowych, chodzi bowiem 0 przytloczenie czy oniesmielenie odbiorcow.<br />

Analiza wypowiedzi politykow czy biurokratow zatrwaiaj,!co cz¥sto wykazuje<br />

po prostu brak sensu w tych wypowiedziach.<br />

Czwartym rodzajem jest j~k napuszony, pompatyczny, ktory stara si~<br />

nadac imponuj,!C'! postur~ rzeczom blahym, przydac wagi niepozornym itd.<br />

Zgodnie z t'! tendencj,! listonosz staje si~ "dor~zycielem pocztowym",<br />

a sekretarka "asystentk'! wykonawcz'!". Odbieramy go c~sto jako zabawny.<br />

Dwumowa nie si~ga do zmian skladniowych czy gramatycznych, jej<br />

domen,! jest slownictwo. Mamy z ni'! do czynienia zwykle wtedy, gdy<br />

musimy dociekac, co wlasciwie usilowano powiedziec. Gdy pewne typowe<br />

dla dwumowy zwroty przyjmujemy za "dobr,! monet~", propaganda<br />

osi,!gn~la swoj eel - przestalismy my s I e c.<br />

Dwumowa nie jest oczywiScie zjawiskiem nowym. Przypadki manipuJacji<br />

odbiorcami przez ukrywanie wlasciwego znaczenia slow znane S,! co<br />

najmniej od czasow Juliusza Cezara, nazywaj,!cego podbicie Galli "pacyfikacj,!".<br />

Najnowsza epoka dostarcza wielu niechlubnych przykladow, by<br />

wspomniec tylko 0 j~zykowych praktykach nazizmu, ze zwrotem 0 "rozwi,!zaniu<br />

ostatecznym" na czele. J~zyk sowieckiego totalitaryzmu rowniei:<br />

slui:yl do zniewolenia umyslu przez zast,!pienie myslenia "poprawnymi"<br />

mechanizmami spolecznymi, a postrzegane realia poi:,!dan,! przez panstwo<br />

wizj,! rzeczywistosci. W odniesieniu do tego zjawiska Orwell ui:ywa<br />

okrdlenia nowomowa, newspeak, i jui: sarna nazwa sugeruje, ii: j~zyk ten<br />

w dui:ej mierze operuje nowo ukutymi zwrotami, odcinaj,!c si~ od<br />

"starego" myslenia i tradycji.<br />

N ajlepsZ'! poi:ywk,! dla dwumowy (nowomowy zreszt'! tei:) wyd aje si~<br />

polityka. Chodzi tu przede wszystkim 0 ukrywanie, pomijanie, przeinaczanie<br />

faktow, manipulowanie infonnacj,! w celach propagandowych. Ulubionym<br />

zabiegiem retorycznym staje si~ ui:ywanie wielu slow, aby w sumie nic<br />

nie powiedzie6. Swietn,! okazj,! do stosowania dwumowy bywaj,! kampanie<br />

wyborcze. Wymownym przykladem z gruntu amerykariskiego moze bye<br />

proces wytoczony w 1912 roku przez wybor~ z Nowego Jorku, ktory<br />

zaskarzyl wybranego kandydata 0 "zerwanie ustnej umowy" poprzez<br />

calkowite zlekeewa:.i:enie przedwyborczych obietnic. Obserwuj'!C wsp6lczesn,!<br />

praktyk~ politycznq, nie mozemy si~ dziwie, iz s,!d oddalil pozew<br />

wychodz'!c z zalozenia, ze obietnice dane w czasie kampanii wyborczej nie<br />

stanowi,! zadnego kontraktu. Wyborcy nie maj,! i:adnej moi:liwoSci roz­<br />

Jiczania politykow z zapewnieri, ci wi~c czuj,! si~ w mocy mowienia,<br />

a potem robienia tego, co w danej chwili wydaje si~ im korzystniejsze.<br />

Afery Watergate i Irangate dowiodly, i:e nawet sformulowania takie jak<br />

"bior~ na siebie odpowiedzialnosc" niewiele znacz'! w sytuacji, gdy dana<br />

osoba w ostatecznym rachunku nie b~dzie rozliczana z kwestionowanych<br />

poci,!gni~c. Siowa okreslaj,!ce niepopularne, kontrowersyjne zjawiska, jak<br />

chociai:by "pod atek", zast~powane S,! przez wyrazenia, kt6re maj,! mniej<br />

ranic ucho. Na liscie slow wypieranych przez nierzadko wymyslne twory


ZDARZENIA - KSU\:l':KI - LUDZIE<br />

139<br />

dwumowy na pierwszym miejscu znaleic moma takie jak: wojna, atak<br />

zbrojny wraz z nieodl~czn~ konsekwencj~ w postaci ofiar w ludziach<br />

i roznorakich strat materialnych, smierc i choroba wraz z ich wszelkimi<br />

"nieestetycznymi" atrybutarni, ubostwo pewnych grup spolecznych, a tak­<br />

Ze bl~d, klamstwo czy kradziei, 0 ile chodzi wlasnie 0 samych m6wi~cych,<br />

kt6rym przede wszystkim zaleiy na ukryciu prawdy.<br />

Ur~dnicy panstwowi staraj~ si~ poprawic samopoczucie obywateli<br />

przemianowuj~c niepokoj~ce zjawiska. Slumsy okazuj~ si~ "substandardowyrni<br />

osiedlami mieszkaniowyrni", skal~ zanieczyszczenia powietrza<br />

w jednym z miast weryfikuje si~ na przyklad poprzez zmian~ okrdlenia<br />

stanu "bardzo groznego" na "slaby", "niebezpiecznego" na "dopuszczalny",<br />

"bardzo niezdrowego" na "sredni", "niezdrowego" na "dobry",<br />

"sredniego" na "bardzo dobry". Zabieg ten tanim kosztem znacznie<br />

uspokoil opini~ publiczn~ owego miasta.<br />

W iyciu pUblicznym, w regulaminach (i praktyce) wie1u instytucji<br />

pojawia si~ wym6g "politycznej poprawnoSci" wraz z dlug~ list~ wyraien<br />

i okrdlen "poprawnych" oraz zakazanych, kt6re stanowi~ wsp6lczesne<br />

tabu. Celem tego zabiegu, jak glosz~ jego propagatorzy, jest ochrona<br />

mniejszosci (pewne grupy etniczne, homoseksualisci, osoby uposledzone)<br />

oraz kobiet, ktore powoluj~ si~ na odwieczn~, ugruntowan~ w j~zyku,<br />

dyskryminacj~. I tak na likie slow "nieprawomyslnych" znalazly si~, by<br />

przytoczyc kilka typowych: "mankind" (\udzkosc), bowiem zawiera w sobie<br />

temat "man" (czlowiek, m~iczyzna), "Indianin", "gluchy", a takie - co<br />

moZe najbardziej zastanawiaj~ce - "normalny".<br />

Dwumowa obecna jest takie w swiecie biznesu (zwolnienie z pracy to<br />

"nieodnowienie umowy", powaine defekty maszyn i urz~dzen to "niedopatrzenia<br />

techniczne", itp.). Daje 0 sobie znac w prognozach gospodarczych,<br />

kiedy na przyklad recesj~ nazywa si~ "wzrostem negatywnym".<br />

A niepodzielnie kr61uje w reklamie, kt6ra sarna w sobie stanowi ogromny<br />

biznes, nastawiony na zmaksymalizowanie zyskow. Przypatruj~c si~ wnikliwiej<br />

j~zykowi reklamy znajdujemy takie zawieraj~ce wewn~trzn~ sprzecznosc<br />

okrdlenia jak: "czysty iywy akrylik", "prawdziwa irnitacja sk6ry",<br />

"prawdziwe sztuczne diamenty". Wszystkie produkty iywnosciowe s~<br />

"najlepsze", "nowe", "naturalne", "dietetyczne", "poiywne", wszystkie<br />

srodki kosmetyczne "nadaj~ mlodzienczy wygl~d", usmierzaj~ce b61 i lagodz~ce<br />

przebieg przezi~bien lekarstwa s~ "niezawodne" i "szybko dzialaj~ce".<br />

Badania szacuj~, ii w USA konsument styka si~ z 1600 reklamami na<br />

dob~, ajdli weZffiiemy pod uwag~, ie statystyczny telewizor puszczony jest<br />

przez 7 godzin i 38 minut dziennie, nie powinien dziwic fakt, ie dzieci<br />

potrafi~ wymienic wi~cej gatunk6w piwa nii prezydent6w USA. Podobne<br />

badanie przeprowadzone w Meksyku przynioslo analogiczne wyniki - 96%<br />

dzieci meksykanskich rozpoznalo postaci z film6w rysunkowych, tylko<br />

19% zidentyfikowalo ostatnich wladcow azteckich.<br />

Obok groznych skutkow ogromnej sily propagandy komercyjnej szczegolnie<br />

niepokoj~ce wydaje si~ rowniei zjawisko przenikania dwumowy do


140 ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />

oswiaty i szkolnictwa. W szkolach, kt6re przestaly bye po prostu szkolami,<br />

a staly si~ "instytucjami oswiatowymi", nauczyciele przerodzili si y w "klasowych<br />

menedzer6w", "edukator6w posiadaj


ZDARZENIA - KSI.,\iKI- LUDZIE<br />

141<br />

LIST<br />

ZKOPENHAGI<br />

DUNSKIE MITY <br />

Dania nie jest krain,! mit6w. Dunczycy nie SOl narodem mitoman6w.<br />

Dunski patriotyzm jest patriotyzmem "z cicha prrk"; Dunczycy nigdy sami<br />

sirr nie chwal,!, ale bardzo lubi,!, kiedy chwal,! ich cudzoziemcy.<br />

W Danii nie m6wi sirr i nie pisze 0 milosci ojczyzny. DUliscy emigranci<br />

w telewizyjnych wywiadach nie uskar:iaj,! sirr na trrsknotrr za keajem. Kto<br />

rna glowrr na karku, marzy nie 0 tym, aby zostac pogrzebanym w ojczystej<br />

g1ebie, ale zeby na stare lata przenieSc sirr do Hiszpanii i tam zyc z dunskiej<br />

emerytury.<br />

Niemniej flaga dunska - bialy krzyz na czerwonym polu - powiewa tu<br />

wsz¢zie. Powiewa lub wystercza. W supermarketach obok holenderskich<br />

og6rk6w lei,! stosy og6rk6w dunskich, r6zni,!ce sirr od holenderskich tylko<br />

tym, ze SOl drozsze i ze maj,! wbit'! w siebie narodow'! flagrr. Towarzyszy jej<br />

tekst: "Co dunskie to swirrte". Dunskie ogrody, ogr6dki, dzialki peine SOl<br />

masztow, na kt6rych powiewa narodowy symbol. Na urodzinowych<br />

tortach - narodowa flaga. Na choinkach - narodowa flaga. Na steku<br />

wieprzowym, jednej z tradycyjnych tu potraw wigilijnych, kt6ra zast'!pila<br />

drog,! i trudn'! do dostania grrs - narodowa flaga. Konfirmacyjne stoly,<br />

srebrne i zlote wesela pion,! od flag narodowych. Papierek moi:na potem<br />

zdj,!c, a patyczek sluzy do konsumowania mniejszych zak,!sek.<br />

Dunska flaga nazywa sirr Dannebrog; dziwaczna zbitka fryzyjskiego<br />

z niemieckim, kt6ra oznacza czerwon'! plachtrr. Owa plachta spadla<br />

Dunczykom z nieba, ale nie z nieba nad Dani,!, lecz z nieba nad Estoni,!,<br />

dok,!d ke6l Waldemar udal sirr w roku 1219 zanni'! i biskupem, aby<br />

ogniem i mieczem przekonac poganskich Estonczyk6w do katolicyzmu.<br />

Dunczykom nie wiodlo sirr w tej wojnie i 0 malo nie przegrali decyduj,!cej<br />

bitwy. W krytycznym momencie biskup padl na kolana, wzni6s1 oczy do<br />

nieba i wykrzykn,!l: "Walczymy dla Ciebie, Panie, jesteSmy chrzeScijanami!"<br />

W tym momencie spadla z nieba czerwona plachta z bialym krzyzem<br />

czyli Dannebrog. Dunczycy wygrali bitwrr, ochrzcili Estonczykow i - jak<br />

twierdzi m6j przyjaciei UITe, wybitny poet a i tlumacz - zaanektowali<br />

Estonirr ku obopolnemu zadowoleniu. Po czym z braku gotowki sprzedali<br />

j,! jednemu z niemieckich zakon6w.


142 ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />

W slicznym midcie Elsynor, w Kronborgu, zamku Hamleta, siedzi<br />

w kazamatach smutny, zgarbiony rycerz. Nazywa sit[: Holger Dansker.<br />

Moze Spi; trudno sprawdzie, bo zakryl oczy dloiuni. Ale funkcja jego<br />

podobna jest do funkcji rycerzy spi~cych pod Giewontem: rna bronie Danii<br />

w cit[:zkiej dla kraju chwili. Jak dot~ nie ruszyl sit[: z miejsca. Niemniej<br />

cz~e dunskiego ruchu oporu podczas drugiej wojny nazywala sit[: Holger<br />

Dansker.<br />

Inne mity granicz~ tylez z przes~dami, co z historycznym doswiadczeniem.<br />

0 Szwedach mowi sit[: tutaj: "skandynawscy Niemcy" albo<br />

"ludzcy Niemcy". Dania ad zarania dziejow toczyla ze Szwecj~ wojny, ale<br />

najwit[:ksze pretensje Dunczycy maj~ do Szwedow 0 to, ze przez ich osli<br />

upor nie doszlo w trzynastym wieku do nordyckiej unii, ktor~ zapragnt[:/a<br />

utworzye krolowa Malgorzata I. Pocieszam Uffego, ze za to Danii udalo<br />

sit[: niegdys skolonizowae Norwegit[:. "Nie skolonizowae - poprawia mnie<br />

- a po/~czye z Dani~." Dania tworzyla z Norwegi~ unit[: podobnie jak<br />

Polska z Litw~, ale panuj~cym byl zawsze dunski monarcha. Dlaczego<br />

- pytam - udalo sit[: Danii z Norwegi~, a nie udalo sit[: ze Szwecj~ "Bo<br />

Norwegia byla slabo zaludniona" - pada trzeZwa cxlpowiedz.<br />

Przechodzimy do mitow bardziej wspolczesnych. Co jakis czas wybucha<br />

tu dyskusja na temat janteloven. Termin stworzony zostal przez<br />

dunskiego pisarza, Axela Sandemose, ktory poirytowany malostkowosci~<br />

Dunczykow wyemigrowal do Norwegii.<br />

W roku 1933 Sandemose opublikowal ksi~zkt[: Uciekinier kroczy po<br />

wlasnych sladach. Jante jest nazw~ fikcyjnej dunskiej midciny wymyslonej<br />

przez pisarza. Loven znaczy prawo. Nacze1ne prawo w miescie Jante brzmi:<br />

"Tylko sobie nie wyobraZaj, ze jestes kims." Inne opowiadaj~ 0 tym, Ze<br />

Dunczycy przesladuj~ sit[: nawzajem, i:ywi~ awersjt[: do odmiencow, do ludzi<br />

nieprzecit[:tnych i przeswiadczonych 0 swojej wartosci. Wedlug kadeksu<br />

miasta Jante nie wolno bye lepszym, nie wolno sit[: wyrMniae, nie wolno<br />

miec 0 sobie dobrego mniemania.<br />

Cos w tym jest: protestancka powsci~gliwosc, polnocna nieufnosc.<br />

Dunczycy cht[:tniej chwal~ sit[: swoim prawdziwym lub domniemanym<br />

ubostwem niz zamoznosci~. Samochwalstwo wsze1kiego typu naleZy do<br />

rzadkosci. Pytam Uffego, ktory cieszy sit[: tu opini~ Europejczyka par<br />

excellence i nie ukrywa, iz uwaza Danit[: za kulturaln~ prowincjt[:, jak<br />

odnosz~ sit[: do niego koledzy po piorze. Czy mu zazdroszcz~ Odpowiada:<br />

"Moi koledzy nie zazdroszcz~ mi, bo nigdy nie wpadlo im do glowy, Ze<br />

mam horyzonty szersze od nich."<br />

Nie wierzt[: mu. Janteloven wydaje sit[: bardziej mitem, ktory obrosl<br />

w· mit na wlasny temat, niz charakterystyczn~ cech~ Dunczykow. Nie<br />

stosuje sit[: go w praktyce, ale cht[:tnie sit[: 0 nim mowi.<br />

Z mitami czy bez, Dunczycy sprawiaj~ na mnie wrazenie ludzi<br />

m


ZDARZENIA - KSL'\ZKI - LOOZlE<br />

143<br />

i na swiecie, w ktorym najslabsi chronieni sll nie tylko przez prawo, lecz<br />

takze przez niepisane zasady wspolZycia. Dania to plaski, banalny kraj<br />

tolerancji i chrzeScijanskiego poczucia obowillZku spieszenia blimiemu<br />

z pomocll. Zdumiewajllce jest to, ze malo kto w tym kraju wierzy w Boga<br />

i Ze tutejsze koscioty z reguty swiecll pustkll.<br />

Janina Katz-Hewetson<br />

JANlNA KATZ-HEWETSON, ur. 1939, absolwentka polonistyki i socjologii UJ,<br />

trumaczka, publicystka, pisarka (dutlska). Od 1969 mieszka w Danii.<br />

CZITAJI\C<br />

MIESI~CZN1KI<br />

EKUMENIZM - MI~DZY <br />

WIERNOSCli\ A NAWROCENIEM <br />

U schylku XX wieku Kosciol Chrystusowy staje wobec wielu zagroZen<br />

wspo/czesnego swiata: sekularyzacja spoleczenstw, rosnllcy indyferentyzm,<br />

juz nie tylko religijny, ale wr~cz duchowy, ktoremu probujll zaradzic<br />

agresje ideologii lub pokusy sztucznych konstrukcji nurtu New Age.<br />

Gorliwie rozpoznajemy wokol coraz to nowe zrodla zgorszenia i slady<br />

nieprzeliczonych wrogow, ktorym nalezy stawic czola ... Szukajllc niebezpieczenstw<br />

dla naszej wiary - "w swiecie" i poza Kosciolem - musimy<br />

pamivtac, ze wcillZ jeszcze glowne ziamo zgorszenia tkwi w samym<br />

KOSciele, a jest nim przerwana jednosc ch rZeScij an. Tak dtugo, jak<br />

doktrynalne rornice nie pozwalajll na przezwyci~zenie wzajemnej niech~i<br />

i wrogosci (czy chocby oboj~tnosci) wsrOd tych, ktorzy przymajll si~ do<br />

nasladowania Chrystusa - tak dlugo wezwanie do ekumenizmu pozostanie<br />

naczelnll powinnoscill Kosciola. Pojednanie oznaczac musi przy tym nie<br />

tylko wzajemnll tolerancj~ - ale wysilek bez porownania wi~kszy: wspolne<br />

nawrocenie, gotowosc do przebaczenia i rzeczywistych ust~pstw, przezwyci~Zenie<br />

schematow i otwarcie na wolnosc myslenia - dar Ducha<br />

Swivtego.


II'<br />

144 ZDARZENIA - KSI,o\ZKI - LUDZIE<br />

Dla zgorszonych rozbiciem Kosciola trudnosci i bariery przeszkadzajltce<br />

w dojSciu do kompromisu Slt cz~to niezrozumiale i trudne do przyj~ia.<br />

Tyrnczasem przynajmniej cz~se tych klopotow jest skutkiem - szlachetnej<br />

w zalozeniu - postawy wiernoSci, przekonania, ze prawda nie poddaje si~<br />

negocjacjom, a rezygnacja nawet z niewie\kiej jej cz~Sci jest rownoznaczna<br />

z zaparciem si~ i zdradlt. Decydujltcy wydaje si~ tutaj wlasnie stosunek do<br />

prawdy - ojciec Jacek Salij OP w artykule Rozwoj dogmatow w Kosciele<br />

katolickim ("W drodze", nr 1/94) zauwaza, ie dla wielu religii niebiblijnych<br />

bardziej istotne od doktryny wiary slt - przynalei:nose do wspolnoty<br />

kultowej i przestrzeganie okrdlonego tradycjlt sposobu Zycia, zaS wobec<br />

przyjytych wierzen moZliwa jest daleko idltca postawa kreatywna, pozwalajltca<br />

na modyfikacje i synkretyzm. "Jak si~ wydaje - pisze ojciec Salij<br />

- tylko judaizm, chrzeScijanstwo oraz islam - a wiyc religie zwiltzane<br />

z objawieniem biblijnym - przywiltzujlt istotnlt wagy do trdci gloszonych<br />

przez siebie prawd wiary C ...) ZrOdlem niejasnego podejscia w religiach<br />

niebiblijnych do pytania 0 prawdy oraz najwyiszej uwainoSci wobec tego<br />

pytania w religiach biblijnych wydaje si y gruntownie inna swiadomose<br />

wlasnych poczlttkow. Poczlttkiem Cw sensie archi) religii niebiblijnych Slt<br />

mity: wydarzenia, ktore mialy miejsce w przeszloSci ponadhistorycznej,<br />

w takiej przeszloSci, ktora nigdy nie byla terainiejszoScilt. Totez ludzie<br />

odworujltcy si~ do mitow i traktujltcy je z naleinlt im powaglt nie szukajlt<br />

prawdy w ruch samych, ale z ich pomoq C...) Z religiami biblijnymi jest<br />

zupelnie inaczej. One swoj poczlttek widzlt w wydarzeniu szczegolnego,<br />

majltcego miejsce w historii, zblizenia siy Boga do ludzi. Zydzi oraz<br />

chrzdcijanie wierzlt, ze Bog zblizyl siy do nas po to, zeby nam dawae<br />

samego siebie; przedmiotem objawienia muzulmanskiego jest swi~ta ksiyga<br />

Koranu, zawierajltca, jak wierzlt wyznawcy islamu, prawdy i obietnic~<br />

Boilt. Bye chrzescijaninem, Zydem czy muzulrnaninem, znaczy uznawae<br />

z najwyzszlt powaglt prawd y wyznawanego w swojej religii Objawienia,<br />

w swietle tej prawdy ukladae cale swoje myslenie i postypowanie.<br />

Objawienie gruntownie rozni si y od mitu: nie jest narzydziem poszukiwarua<br />

prawdy, ale jej przekazem. Stltd w religiach, ktore rozpoznajlt<br />

swoj poczlttek w Boiyrn objawieniu, czyms tak ogromnie wainym jest<br />

prawowiernose, czyli zgodnosc wiary z swiadectwami Objawienia. Stltd<br />

taka niezyczliwosc zaangazowanych wyznawcow tych religii wobec interpretacji<br />

Objawienia, rozpoznanych jako blydne; nieraz towarzyszy jej,<br />

niestety, rueZyczliwose wobec samych zwolennikow owych interpretacji."<br />

Prawowiernose i troska 0 integrainose wiary chrzeScijanskiej moglt stae<br />

siy jednlt z glownych przeszkod w wypracowaniu postawy prawdziwie<br />

ekumenicznej. Strach przed utratlt tozsamosci i towarzyszltce mu przekonanie<br />

0 wylltcznoSci posiadania prawdy prowadzi niejednokrotnie Koscioly<br />

chrzeScijanskie - a przede wszystkim Kosciol katoliclci - do postawy<br />

"ekumenizmu falszywego", bydltcego zakamuflowanlt wollt "nawracania<br />

blltdzltcych" na drogy jedynie prawdziwej wiary. Napiycie pomiydzy<br />

postawlt misji i postawlt dialogu jest w KOSciele wspolczesnym wcilti


ZDARZENIA - KSl1\ZKI - LUDZIE 145<br />

jeszcze nieuniknione. Mowi 0 tym ks. Richard John Neuhaus w wywiadzie<br />

zatytulowanym Pomifdzy ,jui" i ,jeszcze nie" ("Wi~z", nr 1/94): "Zwykle<br />

gdy dochodzi do dialogu, obie strony Sq podejrzliwe i nieufne, istniejq<br />

podziaiy, lecz wlasnie wtedy niezb~dny jest dialog. Prowadzimy go wlasnie<br />

dlatego, ze istnieje nieufnosc i napi~cie, niekiedy wr~cz otwarta wrogose.<br />

Cz~sto druga strona di alogu - chrzescijanin niekatolik, Zyd czy<br />

niewierzqcy - uwaza, ze warunkiem dialogu jest wyrzeczenie si~ z naszej<br />

strony pragnienia, by inni stali si~ katolikami. Oczywiscie, takiego<br />

warunku nie moma zaakceptowae. Ewangelizacja, dawanie swiadectwa<br />

Ewangelii nalezy do istoty chrzeScijanstwa. N ie mozemy wi~ nie pragnqc,<br />

by inni podzielili nasze rozumienie Ewangelii. Dialog nie wymaga rezygnacji<br />

z zaangazowanej wiary, a jesli wymaga, to znaczy, ze nie jest<br />

autentycznym dialogiem.<br />

Jednak gdy chcemy, by wszyscy ludzie poznali pelni~ Chrystusa, ch~tnie<br />

rozpoznamy t~ prawd~, ktorq niosq inni ludzie. Mozemy uczyc si~, jak bye<br />

lepszymi chrzeScijanami dzi~ki dialogowi - takze z tymi, ktorzy nie wierzq.<br />

Wiele mOZemy nauczye si~ od naszych :iydowskich braci i siostr. Wiele<br />

mogq nas nauczye nasi bracia protestanci. Dialog nie moze skupiae si~ na<br />

ewangelizacji. Powinien on budowae relacj~ wzajemnego zaufania, dzi~kj<br />

ktoremu mozemy uczye si~ od siebie nawzajem."<br />

Postawa ekumenicznego dialogu musi jednak przede wszystkim zakladae<br />

poszukiwanie tego, co Iqczy poszczegolne KOScioiy, a nie podkreslanie<br />

tego, co dzieli. Szacunek dla inaczej myslqcych, respekt dla ich<br />

tradycji sklania do zgody na to, ze oni takze majq swoj udzial w podtrzymywaniu<br />

depozytu wiary, a ostatecznq instancjq wolnego czlowieka<br />

jest swiatlo sumienia, dane mu przez Boga. Chrzescijanin nie jest powolany<br />

do wydawania niepodwazalnych wyrokow, ale do milosci - a pogodzenie<br />

wiemosci swoim przekonaniom z uznaniem prawa innych do wlasnych<br />

poszukiwan jest bye moZe glownym wyzwaniem i zobowiqzaniem wspolczesnoSci<br />

wobec wierzqcych. Jak sprostae temu wyzwaniu, pisze Thomas<br />

Merton w niepublikowanym dotqd w Polsce tekscie Wybierac zycie (" W<br />

drodze", nr 12/93): " Odkqd jestem katolikiem, wierz~ oczywiScie, ze<br />

Kosciol zapewnia mi najwyzszy stopien wolnosci. Nie bylbym katolikiem,<br />

gdybym w to nie wierzyl. Nie bylbym katolikiem, gdyby Kosciol byl tylko<br />

organizacjq, zbiorowq instytucjq kierujqq si~ prawami i obowiqzkami,<br />

wymagajqcq od swych czlonkow zewn~trznego podporzqdkowania. Uwazam<br />

prawa Kosciola i wszelkie sposoby, jakimi pemi swoj nauczajqcy<br />

autorytet i jurysdykcj~, za podporzqdkowane Duchowi Swi~temu i prawu<br />

milosci (...) To prawda, ze w Kosciele katolickim wierzymy, ze prawdziwie<br />

otrzymalismy Ducha Bozego, Ducha Synostwa, ktory czyni nas wolnymi<br />

wolnosciq synow Boga. To prawda, ze protestanci gloszq powyzsze tezy nie<br />

mniej slusznie i - trzeba przyznae - robi q to z charakterystycznq dla nich<br />

najwyzsz,! zarliwosciq. Nie rna powodow, bym sqdzii, ze kazdy szczery<br />

protestant si~ myli, gdy odnosi to do siebie. Skqd m og~ wiedziee, j akq lask~<br />

moze dae i daje Bog chrzeScijaninowi , ktory :iyje ewangelicznie i kieruje si~


':"'"<br />

146<br />

ZDARZENlA - KSll\ZKl - LUDZIE<br />

swiatlem sumienia, pod'lzaj~c za Chrystusem zgodnie z wiar'l i miloSci~,<br />

jak ~ otrzymal Jestem przekonany, Ze mialby wi r;:ksz~ pewnosc i jasniejsze<br />

swi atlo, gdyby nalezal do mojego K oSciola, ale on nie widzi tego jak ja<br />

i dlatego istniej'!, glr;:bsze i bardziej zlozony przyczyny, kt6rych ani on, ani<br />

ja nie potrafimy zrozumiee. Starajmy si ~ je poj~c , ale jednoczesnie iyjmy<br />

dalej po swojemu, szukaj ~c swiatla z cal'!, szczerosci ~."<br />

Postawa nietolerancji i wrogoSci wobec innowiercOw, od kt6rej odcina<br />

si~ M erton, ma w kr~gu kultury ch rzeScijanskiej niestety d lug~ i ugruntowan<br />


ZDARZENIA - KSIJ\ZKI - LUDZIE<br />

147<br />

wiara mojego KoSciola jest prawdziwa. Ktos inny takze zyje i trwa<br />

w nadziei, »jakby widzial Niewidzialnego« (Hbr 11 , 27). On takze rna swojll<br />

tozsamosc chrzeScijanskll. Moja tozsamosc wyznaniowa nie moze stac si~<br />

irOdlem cierpienia dla drugiego czlowieka. Kiedy tak si~ dzieje, sprzeniewierzam<br />

si~ swojej wlasnej tozsamoSci religijnej i chrzeScijanskiej, ktora<br />

wychowuje mnie do otwartoSci, rozumienia, wrazliwoSci i pami~ci 0 drugich.<br />

"<br />

Propozycja rezygn acji z pewnych elementow tozsamosci wyznaniowej<br />

- nawet tych najmniej istotnych - moze wielu wiemym wydac si~<br />

niedopuszczalna. Jd li jednak uzna si~ osillgni~cie jednoSci za wazniejsze od<br />

osillgni~cia pemej zgodnosci doktrynalnej - taka rezygnacja okaZe si~<br />

warunkiem niezb~dnym dla rzeczywistego nawrocenia ku zjednoczeniu.<br />

Jdli kaZda wspolnota i kazdy chrzeScijanin rna miec swoj wlasny, osobisty<br />

wklad w uzdrowienie rozbitego KoSciola - warto zaczllC od siebie i zapytac<br />

konkretnie: "Jak nasz KOSci 61, KoSciol rzymskokatolicki, moze przez<br />

proces instytucjonalnej przemiany uczestniczyc w uzdrawianiu Kosciola<br />

Chrystusowego Jak moze wejsc w kenosis, ogolocenie siebie dla dobra<br />

innych" Pytanie to stawia Ladislas Orsy SJ w artykule Nawrocenie<br />

Koscio16w - warunek jednosci ("Przegllld Powszechny" , nr 1/94).<br />

Mowi llC 0 nawroceniu Kosciola, ks. Orsy rna na mysli wysilek calej<br />

wspolnoty katolickiej, skierowany na wypracowanie "nowej postawy<br />

umyslu" pozwalajllcej przeksztalcic ludzkie struktury i instytucje. Intensywny<br />

ruch przemiany zapoczlltkowany zostal co prawda juz na II Soborze<br />

Watykanskim, jednak "przerni ana soborowa miala miejsce glowni e na<br />

poziomie idei i proklamacji. Po Soborze przyszedl czas na p rzeksztalcanie<br />

struktur. Wowczas ruch nawrocenia znacznie spowolnial. Nie powinno nas<br />

to dziwic. Nowe widzenie dlugo uznawan ych prawd moze si C( pojawiac<br />

z szybkoscill zapierajllCll dech w piersiach (zwlaszcza przy asystencji D ucha<br />

Swi~teg o), ale przeksztalcanie wielowiekowych struktur, przez kt6re wspolnota<br />

Zyje i dziala, odklld si~gam y pamiC(cill (a nawet dawniej), jest<br />

powolnym, cz~sto bolesnym, zawsze ci~zki m zadaniem. Kosciol nasz jest<br />

w trakcie tego procesu - jest on poruszany przez nowe postrzeganie<br />

i kr~po wany przez stare instytucje. To jest nasz stan aktualny."<br />

Glowne zadanie wedlug ksi¢za Orsy'ego przypada teraz teologom<br />

i prawnikom prawa kanonicznego, ktorzy poprzez uwaznll ob serwacj~<br />

i analiz~ Zycia Kosciola powinni skladac wspolnocie propozycje moZliwych<br />

a prowadzllcych do jed nosci zmian. Wyzwanie to podjlll takze autor<br />

artykulu, formulujllc i szczegolowo uzasadniajllc szereg pytan biorllcych<br />

pod uwag~ wlasnie nawrocenie instytucjonalne. Sugestie ksi¢za Orsy'ego<br />

dotYCZll kolej no: miejsca i roli laikatu, roli kobiet w Kosciele, roli kolegi um<br />

biskupow, poslugi Piotra, urz¢u biskupa oraz irOdla wszystkich praw<br />

i obowillZkow w Kok iele. Wszystkie te propozycje zakladajll nie tyle<br />

radykalne zmiany w doktrynie, ile zmian~ nastawienia, przesuni~cie<br />

akcentow, rozumn ll p eda go gi ~ sluzllCll zblizeniu i zjednoczeniu Kosciolow.<br />

Perspektywa rzeczywlstej jednoSci Koociola jest wcillZ bardzo odlegla,


148 ZDARZENIA - KSIJ\tKI - LUDZIE<br />

bye moze jest to - z woli Opatrznosci - perspektywa, w sensie doslownym,<br />

pozaziemska. Nie umniejsza to w niczym faktu i pewnosci, ie jako<br />

chrzescijanie - wszyscy: hierarchia i swieccy - jestesmy do tej jednosci<br />

powolani i naszym obowiClzkiem jest usilnie do niej d,!:iye. Jdli oficjalna<br />

doktryna wiary nie pozwala na pelne zjednoczenie - wainy jest duch, kt6ry<br />

sprzyja wsp6lnotowosci. Gorzej, jdli prawo zmienia siy prydzej nii<br />

swiadomose - a duch nie nad,!:ia za liter,!:. Warto w tym kontekscie<br />

zapoznae siy z oficjalnCl wykladniCl nauki Kosciola katolicldego na temat<br />

ekumenizmu - czyli trdci,!: ogloszonego niedawno Dyrektorium dla wprowadzenia<br />

w iycie zasad i norm ekumenizmu. Dokument ten omawia na<br />

lamach "Wiyzi" (m 1/94) ks. Michal Czajkowsld w artykule Nowe<br />

dyrektorium ekumeniczne.<br />

Poszczeg6lne rozdzialy dyrektorium szczeg61owo przedstawiaj,!: teologiczne<br />

podstawy ekumenicznego zaanga:i:owania Kosciola oraz przepisy i ustalenia<br />

dotycz,!:ce organizacji, fonnacji i konkretnej dzialainoSci ekumenicznej.<br />

Najwainiejsza wymowa dokumentu tkwi jednak nie w precyzyjnych<br />

wskaz6wkach i rozporz,!:dzeniach, ale w wyraznym zobowi,!:zaniu wszystkich<br />

katolik6w do sluiby na rzeczjednosci. "Traktuje siy u nas czasem<br />

ekumeniy - pisze ks. Czajkowski - jako hobby (nieszkodliwe lub szkodliwe)<br />

kilku zapalenc6w; tymczasem zobowi,!:zuje ona wszystkich wiernych,<br />

a w sposob szczeg61ny wszystkich ich pasterzy i duszpasterzy. Obowi,!:zuje<br />

takie i to jeszcze bardziej, w spos6b szczeg6lny, w krajach 0 wiykszosci<br />

katolickiej. Podkreslam to Cza dyrektorium), bo wzglydna jednolitose<br />

konfesyjna Polsld stanowi wygodne alibi dla lenistwa ekumeniczne,Bo wielu<br />

z nas. Wai:ne jest takie podkreSlanie jednocz,!:cej roli Pisma Swiytego<br />

a takie szczegolnej wagi ekumenizmu lokalnego, »oddolnego«, bo tam, »w<br />

terenie«, najlatwiej 0 dramat jednostki Cczy grupy) samotnej, udryczonej,<br />

bo innej, »obcej« C ...) A co mamy pocz'!:e w tych Kosciolach lokalnych,<br />

kt6rych pasterze dziwactwo zwane ruchem ekumenicznym nieldedy ledwo<br />

toleruj,!: i takowych dyrektori6w nie czytuj,!: Czy moiemy zrezygnowae<br />

z obowi,!:zku naszego naloionego nam przez Pana i przez chrzest<br />

Dyrektorium przypomnialo nam, ze »ci , ktorzy ochrzczeni zostali w imiy<br />

Chrystusa, przez to sarno jui s,!: powolani do zaangaiowania siy w d,!::i:enie<br />

do jednosci« C... ) Ekumenizm to nie Zycie towarzyslde, lecz udzial<br />

w paschalnym misterium Chrystusa. I dlatego w ekumenizmie potrzebne<br />

jest takie przepraszanie i przebaczanie, cierpliwose i wytrwalose, co takie<br />

dyrektorium przypomina, nie widz'!:c w nim ludzkiej Ii tylko akcji, lecz<br />

najpierw dar Ducha Swiytego, i z uporem osadzaj,!:c go w naszym iyciu<br />

religijnym, duchowym. »Ekumenizm, z wszystkimi swoimi wymogami<br />

ludzldmi i moralnymi, tak glyboko zakorzeniony jest w tajemniczym<br />

dzialaniu Opatrznosci Ojca, przez Syna i w Duchu, ie dosiyga samych glybi<br />

duchowosci chrzeScijanskiej.«"<br />

Krystyna Czerni


ZDARZENIA - KSIi\:l:KI - LUDZIE 149<br />

LIST DO REDAKCn<br />

Szanowny Panie Redaktorze,<br />

Wlasnie otrzymalem 463 numer "<strong>Znak</strong>u" i znalazlem w nim przeklady<br />

fragmentow ksi.rzki Nehera 0 F auScie, Hiobie i Maharalu oraz szkic prof.<br />

BIOllskiego na ten temat. Chcialbym tu poczynie par~ uwag. Zacznijmy od<br />

drobiazgow. Wprawdzie jedni mowiCj" ze tylko niskie umysly zwracajCj,<br />

uwag~ na drobne szczegoly, ale inni uwazajll, ze kto jest wierny prawdzie<br />

w malym, to b~zie taki sam w wielkim.<br />

Neher pisze 0 ksiCj,zce Frankenstein: "Halucynacyjna opowiese-rzeka<br />

wdowy po Shelleyu, zachlystujllca si~ galopujllcymi jedna za drugCl<br />

perypetiami, ukazuje si~ w roku 1840." W rzeczywistoSci mlodziutka<br />

autorka Ueszcze nastolatka), zona Shelley a, zacz~la pisac t~ ksiClzk~ w roku<br />

1816; Frankenstein or Modern Prometheus ukazal si~ w druku w roku 1818.<br />

BIOllSki cytuje tytul rozprawy Maharala jako Guevurot Haszem.<br />

Transkrypcje z hebrajskiego bywajCj, rozmaite, zresztCj, i w samym hebrajskim,<br />

jak i w innych j~zykach ui:ywanych przez Zydow, istniejCj, r6Zne typy<br />

wymawiania slow. StCj,d rabbi luda Loew figuruje czasem jako lehuda<br />

Loeb, Lowe, Lowa albo Liwa. lednakze nie wypada mieszae w jednym<br />

tytule transkrypcji francuskiej z polskCj,. Lepiej napisac Gewurot Haszem, co<br />

przet/umaczylbym jako "Moce Boskie". MowiCj,c nawiasem, Gewura byla<br />

wedlug niektorych kabalistow jednCj, z emanacji Boga (sefirot); inni<br />

kabalisci zwali j Cj, Din (SCj,d).<br />

Ale SCj, sprawy wamiejsze. Neher pisze: "Calkowitym zaprzeczeniem<br />

takiej postawy jest Hiob, czlowiek biblijny, do szpiku kosci :i:ydowski.. ."<br />

Ot6Z wieIu biblistow :i:ydowskich twicrdzi, ze Hiob nie byl Zydem. Ustna<br />

tradycja czyni Hioba jednym z doradcow faraona.<br />

BI0I1Ski cytuje Nehera, ktory podkrdia, ze Faust wzywa Diabla<br />

(zwanego po hebrajsku Satan), ale Maharal 0 nim nie wspomina, choe<br />

wzmiankuje si~ demony, zle duchy, Lilit i Asmodeusza. Ot6Z slowo Satan<br />

jest wieloznaczne. Wedlug wielu komentatorow zydowskich Satan, ktory<br />

mial dose niskie poj~ie 0 Hiobie, to aniol, ktorego funkcjCj, bylo oskarzae<br />

\.IIinnych, innymi slowy niebianski prokurator. W mistyce :i:ydowskiej<br />

diabcl nie odgrywa wi~kszej roli. Za to w wierzeniach popularnych<br />

Aszmedai, Asmodeusz, jest krolem diablow, mniej wi~j jak Lucyfer<br />

w polskich wierzeniach ludowych. Zasad~ zla przedstawia si~ czasem jako<br />

nieokrdlonCj, sil~ czy pop~, ha-ra. Z Lilit jest pewien klopot: to slowo<br />

oznacza tak sow~, jak i zenskiego demona. Dlatego jedni, trumaczCj,c<br />

Izajasza (13,21), uzywajCj, slowa "Lilit", a inni slowa "sowa".<br />

Blonski pisze, ze Maharal pod koniec zycia niczego nie publikowal,<br />

zapewne dlatego, jak si~ domysla Neher, "ze dotarly do niego pisma<br />

lzaaka Lurii z lzraeIa .. ." W rzeczywistosci nie wiadomo, czy Luria (wieIki


II<br />

158 ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIE<br />

mistyk zwany swi~tym Iwem, Ari ha-kadosz, albo krotko Ari - Aszkenazi<br />

Rabbi Izaak) w ogole cos napisal. Niektorzy badacze (np. Ben-Zion<br />

Bokser) twierdzl/-, ie Ari nie zostawil po sobie iadnych pismo Neherowi<br />

chodzi zapewne 0 pisma ucmiow Lurii, w szczegolnoSci Vitala.<br />

Zdumiewa mnie, ie zarowno Neher, jak Blonski, twierdzl/-, ie legenda<br />

Golema powstala w czasach renesansu: "Mit Golema zrodzil si~ u schylku<br />

wieku XVJ..." (Neher); "Legenda 0 Golemie powstala troch~ pozniej nii<br />

legenda Fausta... " (Blonslci). W rzeczywistosci bylo inaczej. Slowo "golem"<br />

wyst~puje jui w Biblii (ps 139,16 - w Biblii Tysil/-c1ecia zostalo nie<br />

calkiem Scisle oddane jako "istota") i omacza istot~ niezupelnie uformowan~<br />

. W Talmudzie spotykamy jui oiywionego Golema, wygl~aj~cego<br />

zupelnie jak czlowiek. Raba (rabbi Abba bar leremiah, trzeci wiek AD)<br />

mial stworzye sztucznego czlowieka i wyslae go do rabbi ego Zera.<br />

lednakie ten zorientowal si~ w sytuacji i zawolal: "Zostales stworzony przy<br />

pomocy magij, a teraz zmien si~ z powrotem w pyl!" Tak tei si~ stalo.<br />

W sredniowieczu Iud iydowski przypisywal kilku znanym m¢rcom<br />

stworzenie Golema. J ednym z nich byl poeta i teolog Solomon ibn Gabirol,<br />

zwany przez chrzeScijan Awicebronem. Znalazl si~ i w Polsce tworca<br />

Golema. Nazywal si~ Eljasz, pochodzil z miasta Chelm, ktore w pozniejszej<br />

epoce stalo si~ w iydowskich opowidciach drugl/- Abder~, miastem<br />

glupc6w. Tak wi~ legenda 0 Golemie znacznie poprzedza legend~ Fausta.<br />

Dziwi mnie tei, ie ani Neher (przynajmniej w cytowanych fragmentach),<br />

ani Blonski nie wspominajl/-, w jakirn celu rabbi Loew stworzyl<br />

Golema. Otoz, opowiesc mowi, ze w Pradze zacz~to przdladowaC Zydow,<br />

bie ich, podrzucac trupy chrzeScijanskie i oskariac Zydow 0 zamordowanie<br />

chrzdcijan. Golem (ktory, mowil/-c nawiasem, otrzymal irni~ Jozefa) zostal<br />

stworzony do obrony Zydow, bronil ich dzieInie i odpieral ataki wrogow.<br />

lednakze trzeba bylo nan zwracac bacm~ uwag~, bo doslownie wykonywal<br />

kame z1ecenie - slowem, mia/ mozg komputerowy. Kiedy przesladowania<br />

ustaly, Jozef stal si~ niepotrzebny, wi~c go wzi~to na strych synagogi<br />

i odj~to z czo/a tabliczk~ z imieniem Boga, ktora go ozywia/a. Po kilku<br />

dodatkowych zak1~ciach Golem rozsypa/ si~ w g1iniaste bry/y, ktore<br />

- mowi legenda - lezl/- tam az do dzisiejszego dnia.<br />

Tak wi~ legenda Golema wywodzi si~ z dawnych tradycji zydowskich,<br />

dostosowanych do sytuacji Zydow praskich. Jej zwil/-zek z legendl/- Fausta<br />

wydaje si~ wysoce wl/-tpliwy.<br />

Z prawdziwym powaianiem<br />

Tadeusz Dfbski


ISUMMARY I <br />

The April "Ways to God" focuses its attention on philosophical<br />

methods of cognizing God and evidence of His existence. The discussion<br />

begins with a passage from the latest book by Leszek Kolakowski<br />

describing the famous "wager" by means of which Pascal tried to persuade<br />

his readers to convert to Christian faith. Maurice Blondel delineates St.<br />

Augustine's views on the ways of getting closer to the realm of the divine.<br />

Then Elzbieta Wolicka wonders to what extent the conception of<br />

apprehending God as presented by Aquinas still holds good. Paul TiIlich<br />

juxtaposes and confronts two traditions in religious philosophy that derive<br />

from these two great thinkers. Karol Tarnowski attempts to carry out<br />

a phenomenological interpretation of religious experience. A British<br />

philosopher Richard Swinburne relates to Tadeusz Szubka a shift that has<br />

occurred in analytical philosophy with reference to its attitude towards<br />

religion, and about the significance of various branches of science for<br />

theology. Finally, Krzysztof Mech presents conceptions of faith which the<br />

20th century has enriched religious philosophy with.<br />

This time Zbigniew Stawrowski speaks in rather critical tenns of<br />

Veritatis splendor, arguing that the language used for the description of<br />

freedom is too traditional, much in the thomist vein, to fit moral dilemmas<br />

that modern man is exposed to. Andrzej Lazari silhouettes the figure of<br />

Aleksander Galicz, a Russian poet and bard.<br />

In the review section readers will find Tadeusz Szubka's discussion of<br />

R. M. Gale's On the Nature and Existence ofGod, Adam Grobler's remarh<br />

on Peter Strawson's Analysis and Metaphysics . Ireneusz Zieminski reviews<br />

the Polish edition of Martin Buber's Problem czlowieka (Problem of Man)<br />

while Zbigniew Pasek considers Pidni czasu smierci (Songs of Death Time)<br />

by Alina Nowicka-Iezowa.<br />

Maja Iurkowska sends from Paris a note on the exhibition of the<br />

Nabist painting, Joanna Petry Mroczkowska writes from Washington<br />

about the peculiar phenomenon of "double speak", whereas Ianina<br />

Katz-Hewetson from Copenhagen enters us into the world of Dannish<br />

national myths. And, as usual, Krystyna Czerni supplies her review of<br />

periodicals, this time devoted to ecumenic considerations.


ISOMMAIRE I <br />

Les voies qui menent aDieu: cet intitule regroupe certaines methodes<br />

appliquees en philosophie pour parvenir a la connaissance de Dieu et aux<br />

preuves de son existence. Le cahier s'ouvre par un extrait du livre Ie plus<br />

recent de Leszek Kolakowski, God owes us nothing, dont I'idee de force<br />

reprend Ie celebre pari de Pascal pour inciter les sceptiques a adherer ala<br />

foi chretienne. La demarche intellectuelle de saint Augustin pour approcher<br />

la realite divine est commentee par Maurice Blonde!. C'est sur<br />

l'actualite de la pensee de saint Thomas et plus particulierement sur ce sujet<br />

qu'Elibieta Wolicka concentre ses reflexions, tandis que Paul Tillich, en se<br />

rec\amant de ces deux grands penseurs, rapproche et compare les traditions<br />

dans la philosophie des religions. Quant au philosophe polonais, Karol<br />

Tarnowski, il tente une interpretation phenomenologique du vecu religieux.<br />

Son homologue britannique, Richard Swinburne, dans un entretien avec<br />

Tadeusz Szubka, parle des changements intervenus dans la position de la<br />

philosophie analytiq ue sur la religion et sur la place des sciences en<br />

theologie.<br />

Pour continuer la publication des commentaires sur ['encyclique<br />

Veritatis splendor, nous donnons la parole a Zbigniew Stawrowski qui<br />

releve que Ie document pontifical fait reference au langage thomiste<br />

tradi tionnel pour decrire la liberte, langage inadapte aux dilemmes moraux<br />

que ressent I'homme d'aujourd'hui.<br />

La silhouette du poete et chanteur russe Aleksander Galicz est evoquee<br />

par Andrzej Lazari. Les livres suivants ont ete recenses: R.M. Gale, On the<br />

Nature and Existence of God, par Tadeusz Szubka, Peter Strawson,<br />

Analysis and Metaphysics, par Adam Grobler, Martin Buber, Problem<br />

czlowieka (Le prohleme de l'homme - version polonaise), par Ireneusz<br />

Zieminski, et Alina Nowicka-Jeiowa, Piesni czasusmierci (Des cantiques<br />

pour Ie temps de mourir), par Zbigniew Pasek.<br />

Ce mois--ci, sont parvenues a notre redaction les correspondances de<br />

Maja Jurkowska (paris) sur une exposition de peinture Nabi, de Joanna<br />

Petry Mroczkowska (Washington) sur Ie phenomene specifique de la<br />

"double parole" ("double speak") et de Janina Katz-Hewetson (Copenhague)<br />

sur les mythes nationaux danois. En outre, Krystyna Czemi<br />

consacre sa revue de la pre sse aux discussions sur I'oecumenisme.


ZEsp6L • STEFAN SWIEZAWSKJ, STANISLAW STOMMA, JERZY TURD­<br />

WICZ, STEFAN WILKANOWICZ, JACEK WOZNIAKOWSK I, HA­<br />

UNA BORT NOWS'KA, STANISLAW GRYGIEL, MA REK SKWAR­<br />

NICKJ, WLADYSLA W STROZEWSKI, TOMASZ FIA LKOWSKJ<br />

REDAKC1A • JAROSLAW GOWIN (sek r. red.), IZABELLA SARIUSZ-SKJ\PSKA,<br />

KAROL TARNOWSKI, STEFAN WILKANOWICZ (red. nacz.),<br />

ELZBIETA WOLI CKA, HENRYK WOZNIAKOWSKJ<br />

adres redakcji • 30-105 Krak6w, Kosci uszki 37, I p., leI. 21 -89-20, fax 21 -98-14<br />

i administracji<br />

WARUNKI PllEMJM.ERATY<br />

PREl'Io'UMERATA PROWADZOl"A PRZEZ ADMIl"ISfRACJF; <br />

MIESIF;CZl"IKA "ZNAK" <br />

I. PRENUMERATA KRAJOWA<br />

1. Administ.racja zaslrzega sobie prawo kwarlalnej reb'Ula eji ceoy w preoumeracie.<br />

2. Infonnaej a 0 nowej eenie podana ~dzie z wyprzedzeniem kwartalnyrn.<br />

3. KWOly wplacone na p ren u m e ra l~ polroczn'l i roczn'l lraklujemy zaliezkowo. Warunki<br />

preoumeraly: oa pierwsze p6lroeze <strong>1994</strong> - 150 000 zl; na drugie polroeze - 180 000 z1;<br />

preoumerata roezna - 330 000 z1. Osoby, klore do I styeznia 1'J'J4 oplacily prenumeral¢<br />

roezo'! (300 000 z1), zwolnione S


" <br />

DWUTYGODNIK<br />

N'ORWCY.H>­<br />

-PUBl.ICYSTYC2NY<br />

AKADEMICKI <br />

ul. Tomasza Zona 38A. IVp .• 20-634 Lubi1 17. skr. poczt. 41<br />

tel. 0-81/540255 tel./fax 0-81/559151<br />

0)<br />

o<br />

tI.l<br />

~<br />

r§&!<br />

o..-c<br />

~a:<br />

tI.l<br />

~r§<br />

tI.lo..-c<br />

a:~<br />

8tJlpellri~<br />

0) Os . ~a<br />

NO)<br />

gpallic~<br />

o..-c 'd<br />

Oro<br />

'tIl~<br />

Oro<br />

~a:<br />

'd\() ~~ ..<br />

$~ Octo<br />

a: O \(Ultura ~ .cld , ~6l'<br />

H<br />

a$,a derol ~<br />

'til<br />

°<br />

Prenumera.~<br />

przyjm~i\:<br />

"AMOS", ul. L. Szenwa.ld& I, 01-506 Wa.rsza.wa., tel. 391752; <br />

Reda.kq)a. <br />

oraz U~ R>cztowe 1 Przeds~blOrstwo "Ruch" S.A. <br />

- napisz lub zadzwofll

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!