wtajemniczenia, istniały konspiracje w konspiracji; antagonizmy poszczególnych stronnictw iorganizacji bywały redukowane wobec koniecznoś<strong>ci</strong> sojuszy. Innymi słowy – obok walkizbrojnej toczyło się „normalne” (<strong>na</strong> tyle normalne, <strong>na</strong> ile pozwalały warunki konspiracji)ży<strong>ci</strong>e polityczne. To też trzeba brać pod uwagę, ba<strong>da</strong>jąc okupacyjne ży<strong>ci</strong>e literackie,publicystykę, krytykę literacką i literaturę.U Białoszewskiego: nic z tych rzeczy. Był – i to miało się okazać ważne – poza układem.Gdy już po wyzwoleniu podjął studia polonistyczne, opublikował kilka wierszy w piśmieuniwersyteckiej „Bratniej Pomocy” zatytułowanym „Akademik” (1946). Pismo deklarowałowprawdzie apolityczność, było jed<strong>na</strong>k z dzisiejszej perspektywy organem o orientacjikatolickiej; pierwszy re<strong>da</strong>ktor <strong>na</strong>czelny, Olgierd Budrewicz, był związany ze StronnictwemPracy. Z „Akademikiem” współpracowali m. in. Jerzy Ficowski, Marek Antoni Wasilewski,Jerzy Grygolu<strong>na</strong>s, Bogusław Choiński, potem także Robert Stiller. W zasadzie był topoczątek normalnej kariery literackiej. W 1946 roku druk wierszy w powielaczowympisemku studenckim, w 1947 publikacja w oficjalnej, choć prze<strong>ci</strong>eż nie pierwszoplanowej„Warszawie”, rok później – druk w „Odrodzeniu”, jednym z dwu <strong>na</strong>jważniejszychtygodników literackich okresu...Także ży<strong>ci</strong>owo był względnie ustabilizowany. Po rocznej pracy <strong>na</strong> pocz<strong>ci</strong>e, zatrudnił sięjako reporter w „Kurierze Codziennym” i „Wieczorze” – znów pismach raczej „drugiegoplanu”, popularnych, by<strong>na</strong>jmniej nie opiniotwórczych.Olgierd Budrewicz, pracujący w „Wieczorze” z Białoszewskim, tak wspomi<strong>na</strong> ten okres:„Miron był ogromnym fajtłapą. Pisał drobiazgowe miejskie historyjki, które wzbudzaływiele zastrzeżeń. A poza tym był bardzo dziwnym człowiekiem. Zawsze. Takim pozostanie wmojej pamię<strong>ci</strong>”. 6Ale z tego okresu pochodzi reportaż o Warszawie widzianej ze szczytu wypalonego„Prudentialu”. Po latach w zbiorze Szumy, zlepy, <strong>ci</strong>ągi (1976) – tak autor opisuje ten epizod:„Wtedy re<strong>da</strong>kcja «Wieczoru Warszawy» wysłała mnie <strong>na</strong> zdoby<strong>ci</strong>e «Prudentialu», czylidzisiejszego hotelu «Warszawa». Wtedy był to dziurawy szkielet. Moja re<strong>da</strong>ktorka działumiejskiego dowiedziała się, że jest jed<strong>na</strong>k dojś<strong>ci</strong>e <strong>na</strong> szczyt. Wysłała mnie i fotografa. Stanęła<strong>na</strong> korytarzu re<strong>da</strong>kcji i wołała za mną:– Panie Mironie, tylko niech pan nie spadnie!Dojś<strong>ci</strong>e <strong>na</strong> szczyt nie było proste. Do piątego piętra szło się gładko, po wypalonej klatce.Dalej były strzałki «tędy». Trzeba było dostać się <strong>na</strong> inne schody, po kilku żelaznych balach<strong>na</strong>d przepaś<strong>ci</strong>ą, czyli przejść trzy metry nie patrząc w dół, jak po linie, obłapić słup betonowy,przewinąć się i przejść znowu pod puchą. Wyżej szły schody, częś<strong>ci</strong>owo wypalone,częś<strong>ci</strong>owo zawalone gruzami, ze strasznymi dziurami w ś<strong>ci</strong>a<strong>na</strong>ch. Na dwu<strong>na</strong>stym piętrzeznów strzałki «tędy», zmia<strong>na</strong> schodów, przejś<strong>ci</strong>e po belach bez trzymania <strong>na</strong>d przepaś<strong>ci</strong>ami. Iwyżej coraz gorsze schody, coraz więcej gruzów, coraz mniej ś<strong>ci</strong>an. Fotoreporter pokazał miwronie gniazdo.7
– A teraz będziemy pełzali.I pełzaliśmy. Strach patrzeć <strong>na</strong> boki, bo od razu było wi<strong>da</strong>ć Wilanów. Dobrnęliśmy dotarasu. Tam leżało pięt<strong>na</strong>ś<strong>ci</strong>e kafelków z podpisami. My podpisaliśmy szes<strong>na</strong>sty. Pośrodkuleżał zgięty wpół maszt telewizyjny. Fotograf kazał mi się <strong>na</strong> ten maszt wdrapać dopozowania.– wyżej!– jeszcze wyżej!To była dobra szkoła pokonywania lęku przestrzeni. Schodzenie okazało się gorsze odwchodzenia. Trzeba było zsuwać się <strong>na</strong> siedząco. W chemigrafii spaskudzili całądokumentację. Musieliśmy powtarzać całą eskapadę”.Biorąc pod uwagę specyfikę okresu, była to normal<strong>na</strong> praca reportera działu miejskiego. Ztego mniej więcej okresu pochodzi reportaż, w <strong>który</strong>m Białoszewski występował w roli„morsa” kąpiącego się zimą w przeręblu. Od 1949 roku pracował w re<strong>da</strong>kcji harcerskiegopisma „Świat Młodych”, <strong>na</strong>jpierw w sekretaria<strong>ci</strong>e, potem w dziale literackim. Uprawiał takżereportaż terenowy. Kilka epizodów opisuje w Szumach, zlepach, <strong>ci</strong>ągach.W tym okresie zaprzyjaźnił się z Leszkiem Solińskim, podówczas studentem polonistyki<strong>na</strong> Uniwersyte<strong>ci</strong>e Jagiellońskim, późniejszym malarzem. Soliński pochodził z Żarnowca <strong>na</strong>Pogórzu, tego samego Żarnowca, gdzie z<strong>na</strong>jdował się dworek Konopnickiej. Jeździli tamczęsto.Względ<strong>na</strong> stabilizacja skończyła się w 1952 roku.„Gdzieś po dwóch latach – wspomi<strong>na</strong> koleżanka re<strong>da</strong>kcyj<strong>na</strong> Krysty<strong>na</strong> Garwolińska-Błaszczykowa – Miron Białoszewski został zwolniony ze «Świata Młodych» <strong>na</strong> polecenieUrzędu Bezpieczeństwa. Jego osobiste kontakty z południowymi regio<strong>na</strong>mi kraju, gdziegrasowały jeszcze niedobitki band, uz<strong>na</strong>no za podejrzane. Był – krótko – aresztowany.Do<strong>da</strong>tkowym powodem zwolnienia stały się podobno skłonnoś<strong>ci</strong> homoseksualne”. 7Od tego momentu zaczy<strong>na</strong> się legen<strong>da</strong> „poety osobnego”.8