Na uchodźstwie nr 1-2 (13-14) [ s t y c z e Š- l u t y 2 0 0 ... - Kresy24.pl
Na uchodźstwie nr 1-2 (13-14) [ s t y c z e Š- l u t y 2 0 0 ... - Kresy24.pl
Na uchodźstwie nr 1-2 (13-14) [ s t y c z e Š- l u t y 2 0 0 ... - Kresy24.pl
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
miast i wsi, w strachu przed okupacją<br />
niemiecką, z nadzieją czekają na<br />
Armię Czerwoną.<br />
– Wojsko polskie jest w mieście?<br />
– spytałem.<br />
– Wczoraj wieczorem byli, teraz<br />
– nie wiem.<br />
Już kiedy wsiadałem do czołgu,<br />
krzyknął do mnie:<br />
– A co wy powiecie, towarzyszu<br />
dowódcą, na temat organizowania<br />
robotniczej milicji?<br />
– Działajcie! – odpowiedziałem.<br />
Nie napotkaliśmy w mieście<br />
oporu. Ludność, zarówno Polacy,<br />
jak i Białorusini, pomimo wczesnej<br />
pory, odświętnie ubrani wylegli na<br />
ulice. Spotykali nas ludzie różnych<br />
zawodów, zatrzymywali maszyny,<br />
zasypywali pytaniami. Wiadomość<br />
o tym, że na Zachodnią Białoruś<br />
weszły wojska radzieckie i niosą<br />
wyzwolenie ludziom pracy leciała<br />
przed nami.<br />
Serce przepełniała duma z<br />
Radzieckiej Ojczyzny, z naszego<br />
narodu, z Armii Czerwonej – wyzwolicielki.<br />
Przyjemnie było obserwować na<br />
ulicach Wołkowyska i innych miast,<br />
jak mieszkańcy obejmowali<br />
i całowali naszych zakurzonych<br />
czołgistów, artylerzystów, piechurów,<br />
jak wszędzie zabrzmiała białoruska i<br />
rosyjska mowa i nasze piosenki.<br />
Zatrzymałem czołg na placu<br />
naprzeciwko budynku, na którym<br />
widniał szyld «Komenda Policji».<br />
Wchodzę tam. Widzę pokój do<br />
pełna upchany żandarmami w ciemnogranatowych<br />
mundurach i takiego<br />
samego koloru konfederatkach.<br />
– Dzień dobry, panowie! –<br />
powiedziałem głośno, ale oni milczeli.<br />
Nie zdążyłem jeszcze jak się należy<br />
przyjrzeć policjantom, gdy drzwi<br />
wejściowe z hukiem się otworzyły<br />
i troje uzbrojonych mężczyzn w<br />
cywilu wbiegło do środka. Wśród<br />
nich poznałem mojego znajomego,<br />
którego spotkałem wjeżdżając do<br />
miasta.<br />
Rzucili się do policjantów i niezbyt<br />
uprzejmie zaczęli ich rozbrajać.<br />
Nie przeszkadzałem im. A inicjatora<br />
tej sprawy, kolejarza, mianowałem<br />
dowódcą robotniczej milicji. Nie<br />
minęło i dwu godzin, jak na ulicach<br />
miasta pojawiły się patrole z czerwonymi<br />
opaskami na rękawach. Robotnicy<br />
bez zastanawiania się zabrali<br />
się za ustanawianie swej ludowej<br />
władzy.<br />
Po wyzwoleniu Wołkowyska<br />
otrzymaliśmy rozkaz skierować<br />
jednostki pancerne i jedną dywizję<br />
kawaleryjską w kierunku Grodna.»<br />
<strong>Na</strong>ocznym świadkiem tego wydarzenia<br />
był mieszkaniec Wołkowyska<br />
Czesław Różański:<br />
«Posterunek policyjny znajdował<br />
się naprzeciwko kościoła garnizonowego<br />
w piętrowym ceglanym<br />
budynku, który policja wynajmowała<br />
u przedsiębiorcy-rzeźnika katolika<br />
Sokołowskiego (budynek zachował<br />
się do dziś). Mieszkaliśmy tuż obok<br />
z kościołem. Kiedy wcześnie rano<br />
19 września matka wyszła na ulicę,<br />
to usłyszała jak policjanci między<br />
sobą mówili o tym, że wkrótce tu<br />
będą Sowieci. <strong>Na</strong>sz ojciec był na<br />
nocnym dyżurze, ochraniał koszary<br />
porzucone przez polskich kawalerzystów.<br />
Matka przestraszyła się o<br />
niego i pobiegła uprzedzić.<br />
Wkrótce obok posterunku<br />
zatrzymał się ciężarowy samochód<br />
z uzbrojonymi Żydami. Zaczęli<br />
zatrzymywać polskich wojskowych i<br />
rozbrajać ich – zmuszali zdejmować<br />
z siebie amunicję i składać w<br />
ciężarówce, na której stał z pistoletem<br />
w ręce Żyd o nazwisku Eliasz.<br />
Znajdujący się w posterunku policjanci<br />
zachowywali się neutralnie i nie<br />
wtrącali się. Kiedy samochód był do<br />
połowy wypełniony, jeden z rozbrajanych<br />
żołnierzy wskoczył na stopień<br />
auta, wychwycił z pochwy kindżał<br />
i wsadził go w brzuch Eliaszowi.<br />
Spłoszeni kolesie Eliasza zaczęli<br />
krzyczeć, a żołnierz czmychnął w<br />
podwórka i się skrył. Pół godziny<br />
później na ulicy pokazały się sowieckie<br />
czołgi. Zatrzymały się obok<br />
posterunku. Czołgiści zeskakiwali<br />
na brukowaną ulicę i w pierwszej<br />
kolejności podchodzili do<br />
znajdującego się obok hydrantu<br />
napić się wody.<br />
Mój przyjaciel Jan Cimoszko<br />
zwrócił się do czołgistów:<br />
– Towarzysze! Pokażcie sowieckie<br />
pieniądze! – oni wyjmowali monety<br />
i dawali chłopcom. Spodobało się<br />
nam to i zaczęliśmy prosić u innych,<br />
chociaż zgromadzeni tu miejscowi<br />
mieszkańcy zwymyślali nas, żebyśmy<br />
nie żebrali.<br />
Ale dzieci to dzieci. Dla zabawy<br />
tenże Cimoszko niepostrzeżenie<br />
postawił na pancerzu jednego<br />
z czołgów niedużą pieczątkę<br />
przedstawiającą polskiego orła.<br />
<strong>Na</strong>jciekawsze, że potem jeszcze raz<br />
widzieliśmy ten czołg z fioletową<br />
atramentową pieczęcią, jadący w tym<br />
samym kierunku i tą samą ulicą. Sowieci<br />
ganiali swe czołgi w koło, żeby<br />
wydawało się, że jest ich więcej.»<br />
To, że od samego początku bolszewicy<br />
starali się zamydlić oczy,<br />
potwierdza również mieszkanka<br />
Wołkowyska Janina Kurbatowa (Makowiecka),<br />
1927r. urodzenia:<br />
«<strong>Na</strong>sza rodzina mieszkała przy<br />
ulicy Szerokiej, akurat naprzeciwko<br />
kościoła garnizonowego (teraz<br />
cerkiew przy ulicy Lenina). Ojciec<br />
patrzył, jak Sowieci przechodzili<br />
przez Wołkowysk. Opowiadał w<br />
domu, że zwrócił uwagę na to, że te<br />
same czołgi z jednakowymi numerami<br />
chodziły w koło, żeby stworzyć<br />
pozór o licznych czołgach Armii<br />
Czerwonej.<br />
Polacy nie bardzo cieszyli się z<br />
przyjścia bolszewików, a Żydzi byli<br />
Rzucili się do policjantów i niezbyt<br />
uprzejmie zaczęli ich rozbrajać. Nie<br />
przeszkadzałem im. A inicjatora<br />
tej sprawy, kolejarza, mianowałem<br />
dowódcą robotniczej milicji<br />
M a g a z y n 57