13.07.2015 Views

Drodzy Czytelnicy, w dwóch ostatnich numerach „Przeglądu” podej ...

Drodzy Czytelnicy, w dwóch ostatnich numerach „Przeglądu” podej ...

Drodzy Czytelnicy, w dwóch ostatnich numerach „Przeglądu” podej ...

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

na ogół większy niż profesorki, zwłaszcza preferującejzachowania „miękkie”, nie stawiającej wyraźnych,ostrych granic i nie <strong>podej</strong>mującej mocnych decyzji.Kobiety rzadziej uzyskują władzę, a jeśli ją już mają,to łatwiej może im zostać odebrana, zwłaszcza jeślinie są w stanie w odpowiednich momentach zachować„kamiennej twarzy”. Nie zawsze traktuje się je poważnie.Do pani doktor, a nawet pani profesor, możnapowiedzieć także „fajna dziewczyna”. Można ją nietylko pocałować w rękę czy ponieść jej torbę, co jest– przynajmniej dla mnie – sympatycznym reliktemdawnego kontraktu płci, ale i zbyt nachalnie patrzećjej w dekolt lub poklepać „po pupie”, dać do zrozumienia,że jej wygląd jest dużo ważniejszy niż to, co mado powiedzenia. Istnieje także kwestia molestowaniaseksualnego, którego ofiarą, także na uniwersytetach,częściej padają kobiety niż mężczyźni, lecz nie będęrozwijać tego wątku.Pani profesor jako mistrzyni i jako podmiotpożądaniaJak już wspomniałam, kobiety nadal jeszcze zbytmało solidaryzują się ze sobą, często mają trudnościz rozwiązywaniem wzajemnych konfliktów. Z drugiejstrony konflikty między kobietami nie są brane na poważnie:„ot, pokłóciły się baby”. Znam jednak także wieleprzykładów pozytywnych relacji między kobietamina uniwersytecie. Niektóre profesorki bardzo wspierająswoje „uczennice”, wchodzą w rolę mistrzyni, nauczycielki;także życia, stają się wzorem do naśladowania.Legendarnym przykładem takiej postawy może byćMaria Janion. To pewien rodzaj symbolicznego „matkowania”.Rzadziej natomiast nauczycielki akademickiepozwalają sobie na erotyczne fascynacje studentami,czyli dają się poznać jako podmiot pożądania. Byłybyone bowiem w takich sytuacjach dużo bardziej napiętnowaneniż mężczyźni, nadal bowiem inną miarą moralnąocenia się kobiety, inną mężczyzn.Ten mocno stabuizowany temat poruszyła ostatnioInga Iwasiów w powieści Ku słońcu, odwracając obowiązującyw powieści campusowej schemat romansu(nie „profesor – studentka”, tylko „profesorka – doktorant”),inspirując czytelników do rewizji utartych wzorcówkulturowych.Pełnomocniczka do spraw równouprawnienia –funkcja raczej symbolicznaOficjalnie w Niemczech walczy się o zwiększenieliczby kobiet studiujących i robiących karierę naukowąna uniwersytecie. Przy organizowaniu konkursówobowiązuje formuła o pierwszeństwie kobiet i osóbniepełnosprawnych w przypadku równych kwalifikacjiz innymi kandydatami. W praktyce jednak nie zawszejest to przestrzegane, gdyż bardzo trudno tutaj o namacalnedowody dyskryminacji. W komisjach konkursowychwłącza się do pracy tzw. „pełnomocniczkę dospraw kobiet” (Frauenbeauftragte), której rola polegana kontrolowaniu przebiegu prac komisji pod kątemzrównania szans dla wszystkich. W praktyce jednakgłos pełnomocniczki ma znaczenie raczej symboliczneniż realne.Moje studentkiJeśli chodzi zaś o różnice między (moimi) studentkamipolskimi a niemieckimi, czy raczej berlińskimia szczecińskimi, kierunków humanistycznych,to wydaje mi się, że te berlińskie są nieco odważniejsze,że projektują swoje życie z większym rozmachem,co może np. oznaczać zaplanowanie nauki zagranicą, znajomość kilku języków obcych, większąmobilność, ambitniejsze i bardziej niekonwencjonalnewizje spełnienia zawodowego. Niektóre studentkiw Szczecinie bywają trochę zahamowane, na ogół(choć to uogólnienie) muszą być pewniejsze swojejwiedzy, żeby zabrać głos i wypowiedzieć się mocnymgłosem na zajęciach.W przypadku osób studiujących dziennikarstwodziewczyny nieco rzadziej <strong>podej</strong>mują się omawianiana zajęciach tematów dotyczących polityki, z reguływolą tematy obyczajowe czy społeczne. Zostawiająwięc bardzo ważną dziedzinę życia mężczyznom. Naogół są mniej przekonane do samych siebie, mniejryzykują. Za to łatwiej mi nawiązać z nimi – jako wykładowczyni– bardziej osobisty, „ludzki” kontakt.Rzadziej też niż młodzi mężczyźni zachowują się jakuczniowie w szkole i uniemożliwiają prowadzeniezajęć, lepiej chyba potrafią wczuć się w rolę prowadzącego,chociaż ostatnio nie jest to regułą. Mająw sobie mnóstwo kreatywności i energii, trzeba tylkoumieć ją z nich wydobyć.Jeśli chodzi o ubiór, to nie ma chyba u nas zbytwiele odwagi do niekonwencjonalności, inności, wyrażeniastrojem własnej indywidualności. Obowiązujeraczej dość typowy, nastawiony na nieskomplikowaneerotyczne oddziaływanie na mężczyzn stylubioru, choć i to nie jest regułą.FeminizmDo feminizmu większość studentek podchodziz dużym dystansem. „Feministka” jest w dużejmierze nadal słowem obraźliwym, dominuje dośćwypaczony obraz celów feminizmu i gender studies.Zaczynając ze studentkami wykład z tej dziedzinyw zeszłym roku, widziałam ich sceptycyzm zarównowobec przerabianej materii, jak i wobec mnie,szerzącej tak niepopularne poglądy, w dodatkubez zbytnich uprzedzeń spoglądającej na kulturęniemiecką (dwa minusy!). Po pół roku stały sięjednak większymi rzeczniczkami kulturowego równouprawnieniakobiet ode mnie, zaczęły doceniaćkobiety-feministki, dzięki którym dzisiaj jest dla nasmiejsce w akademii.Regułą jednak jest raczej „podśmiewanie się”z osób o feministycznych poglądach, także przezsame kobiety. Obiektem szyderstw może być np. rzekomanieatrakcyjność fizyczna feministek – w obiegowymprzekonaniu to te, które „nie znalazły sobiefaceta”. A więc znowu – najbardziej liczy się nie kobietajako suwerenny podmiot, tylko kobieta w relacjido mężczyzny, którego obecność przy jej bokunobilituje ją bardziej niż naukowe tytuły. www.helbig-mischewski.deTEMAT NUMERU17

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!