01.04.2014 Views

Show publication content!

Show publication content!

Show publication content!

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

22 PISMO PG<br />

Głód, który nas dopadał nad ranem często zaspakajaliśmy<br />

(na ogół za zgodą właściciela piwnicy) dzięki wekom stojącym<br />

na półkach. Do dzisiaj pamiętam problemy gastryczne spowodowane<br />

moim pierwszym kontaktem z owocem mango<br />

w zalewie z puszki, produkcji Wietnamskiej Republiki Ludowo-<br />

Demokratycznej (Ojczym Krzycha – pseudo „Partyzant”, gdyż<br />

jeszcze w latach pięćdziesiątych jego oddział AK walczył zbrojnie<br />

i strzelał z KBW – pracował jako przedstawiciel Morskiego<br />

Towarzystwa Klasyfikacyjnego na placówce w Azji).<br />

Często nie mieliśmy możliwości umycia twarzy i rąk uwalanych<br />

farbą drukarską i wracaliśmy do domu lub udawaliśmy<br />

się na punkt kontaktowy obładowani świeżutką, jeszcze ciepłą<br />

bibułą, gdy wszystkie ślady na organizmie wskazywały jednoznacznie,<br />

czym zajmowaliśmy się przez ostatnie kilka czy kilkanaście<br />

godzin. Może nie było to zbyt mądre, ale cóż – wierzyliśmy,<br />

że jesteśmy niezniszczalni.<br />

Jedno z wielu zabawnych zdarzeń, które mogło skończyć<br />

się nieciekawie miało miejsce po kolejnej szychcie drukarskiej.<br />

Niewielki nakład, prace zakończyliśmy wczesnym wieczorem<br />

i zjawiliśmy się w mieszkaniu koleżanki Ludwika, do której<br />

należała piwnica, aby się ogarnąć i spakowane uloty zawieźć<br />

na punkt do dalszego kolportażu. Ponieważ miałem ręce lekko<br />

pobrudzone farbą drukarską, spytałem Gośkę, czy nie ma<br />

odrobiny rozpuszczalnika, aby usunąć ślady przestępstwa. „Butelka<br />

stoi pod zlewem” – powiedziała Gosia, więc poszedłem<br />

do kuchni i spod zlewu wyciągnąłem szklaną butelkę ze słabo<br />

czytelną nalepką z napisem „Nitro” i przezroczystą zawartością.<br />

Spytałem „czy to ta?” – na co w odpowiedzi usłyszałem,<br />

że jak stała pod zlewem to ta. Zakasałem rękawy i polałem po<br />

łapach. Zamiast chłodu odparowującego rozpuszczalnika poczułem<br />

gęstniejące błyskawicznie ciepło oblepiające skórę na<br />

dłoniach. Jeszcze przez chwilę bezmyślnie próbowałem rozetrzeć<br />

lepkie okowy. Gdy powróciła wrodzona inteligencja, która<br />

akurat zrobiła sobie wolne – było już za późno. W świetle<br />

zapalonej żarówki POLAM nie pojawił się na etykiecie butelki<br />

napis „Rozpuszczalniki NITRO”, lecz przerażający „Lakier NI-<br />

TRO”. Pomimo godzinnego darcia skóry pumeksem i polewania<br />

wrzątkiem z mydłem ślady pozostały i przez kilka dni chodziłem<br />

jako żywa reklama Gdańskich Zakładów Graficznych.<br />

Przez cały okres działalności nigdy nie zostaliśmy bez dachu<br />

nad głową dzięki pomocy bezimiennej rzeszy ludzi, którzy<br />

wspomagali nas, ryzykując wiele. Dzisiaj po latach mogę im za<br />

to podziękować.<br />

Kadry, kadry, kadry…<br />

Za klasykiem – nic byśmy nie zrobili bez ofiarności ludzi i ich<br />

bezinteresownej pomocy. Sprzęt, transport, lokale i wiele innych<br />

rzeczy – niezbędnych w codziennej pracy drukarza i kolportera<br />

uzyskiwaliśmy od nieznanych ludzi pragnących spełnić<br />

patriotyczny obowiązek. Aby słowo drukowane mogło spełnić<br />

swoją funkcję, musiało znaleźć odbiorcę i dotrzeć pod strzechy.<br />

Z punktu widzenia zasad konspiracji (szkolił nas Partyzant)<br />

drukarnia musi być bezwzględnie oddzielona od kolportażu.<br />

Tak jak zaopatrzenie, przygotowanie matryc czy teksty do druku.<br />

Tyle teorii.<br />

W praktyce większość robiliśmy sami. Własnymi kanałami<br />

zaopatrywaliśmy się w papier – po ryzie, dwie, trzy – od znajomych,<br />

z zakładów pracy. Obawialiśmy się, że pojawiające się<br />

od czasu do czasu w sklepach papierniczych stosy ryz papieru<br />

V kl. (super wciągał farbę i sechł błyskawicznie – pomimo szarego<br />

jak socjalizm odcienia kartki) były podstawiane i obserwowane<br />

przez SB. Taka ubecka pułapka na naiwnych i żądnych<br />

papieru drukarzy. Organizowaliśmy natychmiast grupę inicjatywną<br />

i papier kupowany po ryzie, góra po dwie (nie wolno<br />

było używać słowa „ryza”, bo sugerowałoby to, że kupujący<br />

to profesjonalista z branży) po kilku dniach różnymi drogami<br />

trafiał pod naszą czułą opiekę.<br />

To była większa radość niż szóstka w totka. Po pierwsze jeden<br />

z deficytowych elementów naszej walki wykazywał znaczny<br />

progres w stanach magazynowych, a po drugie, dzięki koleżankom,<br />

babciom, rodzicom, znajomym, wystrychnęliśmy na<br />

dudka spryciarzy z SB. Nigdy zakup kilkudziesięciu ryz papieru<br />

w handlu uspołecznionym przeprowadzony w taki sposób nie<br />

zakończył się jakąkolwiek wpadką. To my wychodziliśmy na<br />

tych cwańszych i – być może z pułapki – zrobiliśmy sobie dosyć<br />

wydajne źródło zaopatrzenia.<br />

Większe ilości materiałów drukarskich otrzymywaliśmy<br />

z kanałów Regionu. Farbę od znajomych zajmujących się poligrafią<br />

legalnie bądź też nie, tak samo matryce. Nigdy nie<br />

narzekaliśmy na brak surowców. Ponieważ, jak już wspomniałem,<br />

wykonywaliśmy zlecenia zewnętrzne – często dostawaliśmy<br />

większe ilości materiałów niż wymagało zlecenie. Nie<br />

przelewało się, ale bidy nie było. Pamiętam radość w sercu<br />

Manifestacja po zamachu na Jana Pawła II, maj 1981 r. Zebranie młodzieży szkolnej, 1980 r. Fot. H. Majewski<br />

Nr 10/2010

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!