01.04.2014 Views

Show publication content!

Show publication content!

Show publication content!

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

30 PISMO PG<br />

złoty ząb, albo szybką wizytę na Oddziale Pomocy Doraźnej.<br />

Mówiąc kolokwialnie – równie dobrze sam mógł sobie spuścić<br />

wpierdol.<br />

W jednym miejscu najczęściej wykonywaliśmy jeden lub<br />

dwa rzuty, w zależności od gęstości tłumu, który tworzył się,<br />

gdy pierwsi szczęśliwcy wsiedli już do pociągu, a następni zaczynali<br />

wypełniać peron. W tamtym czasie Stocznia Gdańska<br />

liczyła około 15 000 naszych potencjalnych czytelników, ale<br />

na jednej zmianie przez bramę nr 3 nie wychodziło więcej niż<br />

2–3 tysiące. Na wszelki wypadek po dwóch rzutach dyskretnie<br />

wsiadaliśmy do SKM-ki i przechodziliśmy do fazy drugiej<br />

– była to faza ciągła. Mimo wszystko najlepiej czuliśmy się jednak<br />

w SKM-ce. Tu sytuacja była dużo korzystniejsza. Plan był<br />

bardzo prosty, przez co skuteczny.<br />

Następny przystanek, to Politechnika – tu na peronie był<br />

zawsze spory ruch: studenci PG i Akademii Medycznej, pracownicy<br />

szpitala na Klinicznej oraz stoczniowcy z Gdańskiej<br />

Stoczni Remontowej oraz Północnej, którym najwygodniej<br />

było tutaj wsiadać do Szybkiej Kolei Miejskiej, aby udać się<br />

w kierunku Sopotu i Gdyni. Schody na peron są tam z przodu,<br />

więc my lokowaliśmy się w tylnej części składu.<br />

Podział ról i zadań był precyzyjnie wyznaczony i każdy wiedział,<br />

co ma robić. Sypaliśmy zawsze tylko z jednego punktu.<br />

Jeden sypiący na „standby”, drugi i nosiciel, udając znudzonych,<br />

wyglądają przez okno. Tak naprawdę dyskretnie obserwowali<br />

pasażerów, wyszukując potencjalnego zagrożenia.<br />

Tajniacy pomimo różnych przebrań byli do rozpoznania. Sypiący<br />

z przygotowaną paczką za pazuchą stał przy drzwiach,<br />

przodem do kierunku jazdy. Kiedy kolejka ruszała z przystanku<br />

i drzwi się zamykały wystarczyło przytrzymać nogą swoją<br />

połówkę drzwi i obserwując osobę stojąca naprzeciwko (na<br />

wszelki wypadek), z coraz szybciej bijącym sercem wyczekiwało<br />

się na odpowiedni moment. Gdy w dość dużym pędzie<br />

dojeżdżało się do schodów, wystarczyło dyskretnym – dosyć<br />

płaskim ruchem nadać paczce niewielką prędkość początkową.<br />

Resztę czynił pęd powietrza. Rzadko, kiedy ulotki z tym<br />

swoim charakterystycznym szumem nie rozwijały się przepięknie<br />

kilka metrów nad głowami schodzących i wchodzących<br />

na peron, opadając puchowym śniegu trenem. Krótki<br />

rzut oka na kolesia z przeciwka – najczęściej widziałem dyskretny<br />

uśmiech i odwrócony wzrok. Jest OK. Będzie miał(a)<br />

co opowiadać w domu. Powoli odwracam się i idę w kierunku<br />

nosiciela. W uszach szum emocji, adrenalina pompowana<br />

do żył w tempie wtrysków w bolidzie Kubicy, uderzenia<br />

tętna pewnie słyszy nawet kierownik pociągu w pierwszym<br />

składzie. Naprzeciwko idzie znudzony Ludwik zająć dobre<br />

miejsce do rzutu we Wrzeszczu, pod pachą lekka wypukłość.<br />

Układ peronu prawie identyczny, więc scenariusz ten sam.<br />

Ludwik udaje, że mnie nie zna, ale gdy się mijamy – lekko<br />

zmrużone oczy mówią mi, że z jego obserwacji jest OK i za<br />

mną czysto, nikt gwałtownie nie przepycha się w dzikiej pogoni.<br />

Mijam nosiciela – i znowu niby beznamiętny wzrok<br />

potwierdzający za Remarquiem „na zachodzie bez zmian”.<br />

Spokojnie wychodzę do następnego przedziału, odwracam<br />

się i po upewnieniu, że naprawdę czysto, sucho i pewnie,<br />

wracam do nosiciela. Pod osłoną kurtki czy swetra przejmuję<br />

przygotowaną paczkę – właśnie pociąg zbliża się do stacji<br />

i zwalnia. Ludzie wstają z miejsc i idą w kierunku wyjść, co<br />

bardzo ułatwia dyskretne przejęcie kolejnej porcji wolnego<br />

słowa. Idę na swoje następne miejsce. Staje tak, aby widzieć<br />

całą akcję Ludwika i możliwie dużą okolicę – głównie osoby,<br />

które mogą go przypadkiem obserwować.<br />

Ludwik to siła spokoju – nawet mu brewka nie pyknie. Pociąg<br />

rusza, stopa niby niechcący przytrzymuje połowę drzwi,<br />

rozpędzamy się – to jak deja vu. Nawet mnie, choć wiem, co<br />

i kiedy się stanie, trudno dostrzec niewielki ruch ręki i jej szybki<br />

powrót. Znowu ten niesamowity szum papieru i pyknięcie<br />

pneumatyki domykającej puszczone stopą drzwi. W przeciwieństwie<br />

do tych na peronie, w samym pociągu właściwie<br />

trudno zorientować się, co się stało. Nikt na nic nie zwrócił<br />

uwagi oprócz kolesia, który stał naprzeciwko Ludwika – znajomy<br />

dyskretny uśmiech i odwrócony wzrok. Znowu ktoś przy<br />

obiedzie czy kolacji opowie niesamowitą, mrożącą krew w żyłach<br />

historię z powrotu pociągiem ze szkoły czy pracy. Udaję,<br />

że błądzę bezmyślnie wzrokiem po przelatujących za oknem<br />

krajobrazach, obserwując jednocześnie, czy ktoś nie podnieca<br />

się niezdrowo za plecami Ludwika. Ponieważ mam zeza,<br />

nie sprawia mi ta operacja żadnych trudności. Nie patrząc na<br />

kolegę, mrużę lekko oczy, jakby popołudniowe słońce raziło<br />

moje poszerzone źrenice i przepycham się na upatrzoną pozycję.<br />

Mam czas. Zaspa nas nie interesuje, ale Przymorze jak<br />

najbardziej.<br />

Częstochowa, pielgrzymka Jana Pawła II, 1983 r.<br />

Fot. H. Majewski<br />

Strzebielinek, obóz internowania, od lewej: Leszek Przysiężny, Jurek Kobyliński,<br />

Grzegorz Jerkiewicz, Stefan Gomowski, 1982 r. Arch.: H. Majewski<br />

Nr 10/2010

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!