01.04.2014 Views

Show publication content!

Show publication content!

Show publication content!

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

PISMO PG 29<br />

nych, naszą ambicją było zakasowanie kolegów. Czasem oni<br />

nas, czasem my ich. Naszym znakiem rozpoznawczym była<br />

oryginalność przekazu i jakość wykonania. Od tej reguły nie<br />

było odstępstwa. Nie spieszyliśmy się, aby utrzymać wysoką<br />

jakość.<br />

Zawsze potem jeździliśmy SKM-ką, obserwując reakcję ludzi<br />

udających się rano do pracy i wymieniających uwagi na<br />

temat naszej nocnej szychty. Czerpaliśmy z tych komentarzy<br />

i śmiechów potężny ładunek emocjonalny dający nam siłę<br />

do dalszych zadań. Jeszcze dyskretne zdjęcie do archiwum<br />

i spać… albo na zajęcia na Uczelnię. Koło 9–10-tej zjawiała się<br />

ekipa destrojerów. Zamalowywali nasze napisy. Super, jeżeli<br />

robili to jednolitą białą czy ciemną farbą. Mieliśmy wtedy podkład<br />

pod następny wyczyn. Gorzej, jak robili z liter pajacyki<br />

i bałwanki – chyba oszczędzali na farbie, bo potem to my musieliśmy<br />

zrobić jednolity grunt.<br />

A ulotki lecą z nieba tak jak deszcz…<br />

Siła przekazu niezależnego słowa zależała też od sposobu<br />

dotarcia do PT Odbiorcy. Co innego ulotka przekazana przez<br />

znajomego z rąk do rąk, czy znaleziona na ławce w tramwaju,<br />

a co innego deszcz białych ptaków, które najpierw z niesamowitym<br />

hurgotem wzbijają się w powietrze, by potem opaść<br />

łagodnie pomiędzy wyciągnięte w górę setki rąk.<br />

Moc psychologiczna i sens takiej akcji był wprost proporcjonalny<br />

do jej trudności i teoretycznego niebezpieczeństwa,<br />

a także mnogości tłumu. To był policzek wymierzony władzy,<br />

esbekom i prezenterom dziennika telewizyjnego. Nasz sposób<br />

odreagowania i walnięcia w żyłę takiej dawki adrenaliny, jakiej<br />

nie dadzą miesięczne obroty króla dopalaczy. Byliśmy od tego<br />

uzależnieni.<br />

Nasze ulubione miejsca to były niektóre perony SKM, najlepiej<br />

w godzinach popołudniowego szczytu powrotów z pracy.<br />

Z jednej strony – gwarancja bezpieczeństwa, a z drugiej<br />

wysypanie ulotek w takim tłumie dawało najlepsze efekty.<br />

Technicznie potrzebne do tego były co najmniej dwie osoby,<br />

ale efektywniej trzy. Dwie osoby wg naszej nomenklatury „sypały<br />

uloty”, a jedna była „nosicielem” – częściej „nosicielką”.<br />

„Nosiciel” miał ulotki ukryte w przygotowanych paczkach po<br />

około 150 do 200 sztuk – do łatwego i dyskretnego rozpakowania.<br />

Takich paczek miał około 20–25. Czyli razem na jedno<br />

sypanie zabierało się od 3 do 5 tys. ulotek. Osoby „sypią-<br />

ce” miały na raz tylko jedną paczkę i po jej rozrzuceniu były<br />

czyste. Nawet, jeśli zupełnym przypadkiem tajniak zobaczył<br />

moment rzutu, to nawet po zatrzymaniu nie było dowodów<br />

na posiadanie rzeczy zabronionych – oprócz ewentualnego<br />

zeznania funkcjonariusza. Ponieważ sam moment rzucenia<br />

trwał mniej niż sekundę – ryzyko było teoretycznie, ale i praktycznie<br />

znikome. W naszej grupie, pomimo że rozrzuciliśmy<br />

w Trójmieście przez te lata setki tysięcy ulotek, nie było ani<br />

jednej wpadki. Po wyrzuceniu inkryminowanej paczki należało<br />

spokojnie oddalić się z miejsca przestępstwa, sprawdzić,<br />

czy ktoś nie interesuje się naszą osobą i po całkowitym upewnieniu,<br />

że nie mamy ogona podchodziliśmy do nosiciela, który<br />

znudzony siedział w następnym przedziale, mijaliśmy go<br />

(ją) zawracaliśmy i odbieraliśmy dyskretnie kolejną paczuszkę.<br />

Następnie należało znaleźć sobie dobre stanowisko przed<br />

kolejnym miejscem akcji. Ponieważ szczyt popołudniowy nie<br />

trwał zbyt długo, a czas traciliśmy na przemieszczanie się od<br />

jednej do drugiej „lepszej” stacji, więc trzeba się było nieźle<br />

zwijać. Zaczynaliśmy od przystanku Gdańsk Stocznia, gdy<br />

stoczniowcy kończyli pierwszą zmianę i schodzili tłumnie po<br />

stalowych schodach z kładki nad peronem – pamiętnej z filmu<br />

Andrzeja Wajdy „Człowiek z Marmuru”. Szło się z dołu,<br />

pod prąd i będąc prawie na górze, wyjmowało zza pazuchy<br />

niewielką paczuszkę odpowiednio złożoną, aby pęd wiatru<br />

rozwinął wachlarz, ale nie za wcześnie, bo widać by było<br />

miejsce wyrzutu. Dobrze złożona paczka, po oderwaniu się<br />

od ręki, leciała kilka metrów w górę, aby w ostatniej fazie<br />

lotu zacząć się z pięknym, efektownym furkotem rozwijać,<br />

tworząc charakterystyczny wachlarz. Po chwili setka ulotek<br />

opadała swobodnie na głowy, ale najczęściej w chciwie wyciągnięte<br />

ręce przyszłych czytelników.<br />

Ruch ręki był tak nieznaczny, że naprawdę ciężko było się<br />

zorientować, kto rzucił. Sypiący nie zmieniając tempa i nie<br />

oglądając się za siebie (chociaż ciekawość zżerała – czy rzut<br />

był prawidłowy, czy też paczka klapnęła mało efektownie na<br />

czyjąś głowę) oddalał się w gęstniejącym tłumie. To miejsce<br />

nie było tak bezpieczne, gdyż po rzucie sypiący pozostawał na<br />

miejscu zbrodni i teoretycznie mógł zostać ujęty przez przypadkowego<br />

tajniaka. Z drugiej strony – nie wyobrażam sobie,<br />

aby tajniak próbował zatrzymania w tłumie stoczniowców.<br />

To byłaby najlepsza metoda na znalezienie sobie miejsca na<br />

Strajk na Politechnice Gdańskiej Gdańsk, strajk PWSM, listopad 1981 r. Fot. H. Majewski<br />

Nr 10/2010

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!