11.08.2015 Views

Cały numer 17 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...

Cały numer 17 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...

Cały numer 17 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Taksówkarz zdepta³ niedopa³ek i zacz¹³ spacerowaæ wolnym krokiem wzd³u¿ budynku stacji,a zza drzwi z napisem „Zawiadowca. Wstêp wzbroniony” wysz³a leniwie dró¿niczka wyrwanaz letargu, który trwa³ od odjazdu poprzedniego poci¹gu i trzymaj¹c w d³oni zielony kolejowy lizakposz³a w stronê peronu. Poci¹g nadjecha³ i Anek znów troszkê starszy pojawi³ siê nagle w swojejleninówce z oczyma œmiej¹cymi siê, jakby powtarza³ w g³owie pytanie „a Marynê pamiêtasz?”- Milimetr! – mówi³ tak zawsze do mnie z racji mojego wzrostu - Milimetr, ale ty jesteœ wysoki,kurka ch³opie ty w kosza powinieneœ graæ.- E, gra³em kiedyœ, teraz jakoœ czasu nie mam- ja mu odpowiadam bo jakoœ za bieganiem posali gimnastycznej nie przepadam a poza tym Anek tak zawsze ze mn¹ zaczyna³ spotkanie: odMilimetra i kosza.- Milimetr! – on mi na to tym swoim g³osem g³êbokim i ciemnym jak w³osy na plecach - sporttrzeba uprawiaæ, ¿eby zdrowie by³o – i wali mnie w ramiê piêœci¹ po przyjacielsku, jakby chcia³pokazaæ, ¿e w¹tpliwej figury jestem i œmieje siê, a ja przez kurtkê czujê jak w moje ramiê wbijasiê nit za nitem. A takie te jego rêce silne, ¿e tylko uœmiecham siê i nic nie mówiê.- To przynajmniej dla sportu drzewko zetniemy, co?- No zetniemy... – mówiê i nie dodajê wujku, bo sami jesteœmy we Wschowie, nawet babki niema i razem drzewo bêdziemy ci¹æ, to co mu bêdê mówi³.- A kiedy wypijemy? Przed czy po robocie? - on pyta jakby czuj¹c, ¿e porzuci³em jakoœ i dlaniego na szczêœcie wujka i bratanka i œmieje siê g³oœno i znów wali mnie w ramiê, a ja nie mogêsiê cofn¹æ i coraz bardziej mi siê to podoba, ¿e on mnie jak kumpla traktuje choæ starszy odmojego ojca jest. I obaj œmiejemy siê bo ju¿ lody pop³ynê³y i zawi¹za³a siê sztama, a ja czujê jaknad Wschow¹ wyrastaj¹ ¿elazne ¿urawie stoczniowe t³uste od smarów i powoli poruszaj¹ swoimiciê¿kimi kad³ubami z jêkiem, który przejmuje a¿ do koœci. A w szatni, której jeszcze przedchwilk¹ nie by³o, stoj¹ nasze szafki - Anka i moja. I te szafki weso³o poklapuj¹ metalowymidrzwiami i w ka¿dej szafce go³a baba na drzwiach jest przyklejona i mocne piwka stoj¹ przykryterobotniczymi rzeczami. A ponad miastem, ponad dachami z brunatnej niemieckiej dachówki,ponad topolami wysokimi jak, przysiêgam, pionowe elementy konstrukcji noœnej statku, niesie siêg³êboki i spokojny bas okrêtowej syreny.I uœmiechaj¹c siê czekamy ramiê w ramiê a¿ poci¹g odjedzie i bêdziemy mogli przejœæ przeztory. Uœmiechamy siê obaj bo i on s³ysza³ tê syrenê, ale dla niego brzmia³a ona po prostu jakuderzenie dzwonu z farnej wie¿y na kwadrans po czwartej i on w tym dzwonie us³ysza³ o wielewiêcej ni¿ móg³ powiedzieæ ten dzwon mi, bo ja ten dzwon s³ysza³em wiele razy w ¿yciu, ale ons³ysza³ go kiedyœ ka¿dego dnia i dlatego siê uœmiecha³, bo tylko tyle móg³ zrobiæ stoj¹c twarz¹w twarz ze swoj¹ m³odoœci¹.Poci¹g ruszy³ i ludzie w oknach patrzyli jak siê oddalamy. My staliœmy twarz¹ w twarz z ulicami,które i dla niego i dla mnie zwyk³ymi ulicami nie by³y, a dla nich te ulice, te domy, ta stacjanawet, by³y jak¹œ kolejn¹ mieœcin¹ pomiêdzy Lesznem a G³ogowem, która wyrwa³a ichz drzemki w dzwonie kurtki wisz¹cej na wieszaku. By³y jak¹œ mieœcin¹, która podró¿nymwydawa³a siê jedynie farn¹ wie¿¹ widoczn¹ z daleka, wystaj¹c¹ ponad polami Wielkopolskii równie wysokim kominem wschowskiej cukrowni. I nie by³o dla nich nic wiêcej poza ten komini farn¹ wie¿ê i dlatego patrzyli na nas w takim milczeniu i niezainteresowaniu. Bo nic do tegomiasta nie czuli, kiedy my w przeciwieñstwie do nich obaj czuliœmy wiele. A kiedy poci¹g oddali³siê na bezpieczn¹ odleg³oœæ, przezorny zawiadowca podniós³ ramiê szlabanu i nasze kroki zadudni³yna czarnych od przeje¿d¿aj¹cych poci¹gów deskach.Szliœmy Dworcow¹ pomiêdzy szpalerem kasztanów. Taksówkarz, który sta³ na placu dzisiajnie mia³ szczêœcia. Dogoni³ wiêc nas i nie wysiadaj¹c z samochodu zapyta³ czy podwieŸæ.Podziêkowaliœmy, a on od razu przyspieszy³ i popêdzi³ w kierunku centrum miasta z szaleñczymturkotem kó³ na kocich ³bach.- G³adysz. Chyba Janek. Tak. Janek G³adysz. Chodzi³em z jego bratem do ogólniakapowiedzia³ Anek i dalej ju¿ szliœmy i nic nie mówiliœmy.(cd. nast¹pi)Mateusz Marczewski31

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!