30tym w pergamin. Potem wchodzi³ z automatem do nitowania miêdzy ¿ebra statku, wpe³za³w jakieœ ciemne i p³askie powierzchnie pachn¹ce smarem, czo³ga³ siê na najni¿sze pok³ady - tam,gdzie w przysz³oœci bêdzie p³ywa³ szlam gêsty od smarów i brudu sp³ywaj¹cych z ca³ego okrêtu.I tam rozdziela³ g³uchymi strza³ami komuniê wiecznego zwi¹zania. Czasem jednak pojawia³ siêna zewn¹trz, wychodzi³ na œwiat³o dzienne jak Jonasz wyrzygany z brzucha wieloryba i stawa³przed nami z torb¹ na ramieniu i w czapce leninówce. I kiedy ze szklistymi oczyma ca³owa³ babkêw oba policzki, ona g³aska³a go po powiêkszaj¹cej siê ka¿dego roku ³ysinie i widzieliœmy, ¿e tendoskona³y gracz w kosza, namiêtny podrywacz o plecach i ramionach obroœniêtych tak gêstymii lœni¹co czarnymi w³osami, ¿e mog³yby nale¿eæ do ma³py, z roku na rok starzeje siê corazbardziej. Ale œmiaæ siê wci¹¿ potrafi³. Ilekroæ na Wszystkich Œwiêtych szliœmy ca³¹ rodzin¹ nagrób dziadka, zamieraliœmy w oczekiwaniu na wejœcie Maryny - faceta, który przychodzi³ nas¹siedni grób. W zasadzie nic w nim nie by³o szczególnego. Mo¿e mia³ jedynie doœæ mocnowyprofilowane czo³o, pod którym osadzone by³y, pod okapem brwi, poczciwie patrz¹ce oczy.Kiedyœ Anek powiedzia³ jednak, ¿e la³ Marynê w dzieciñstwie i od tego czasu kiedy, tylko tenpojawia³ siê na koñcu cmentarnej œcie¿ki w towarzystwie ¿ony, trzêœliœmy siê ze œmiechu,a najbardziej z nas œmia³ siê Anek. Staraliœmy siê uspokoiæ, ws³uchaæ w chrobot g³oœnikówwisz¹cych na drzewach, z których wydobywa³ siê niezrozumia³y g³os ksiêdza, ale kiedy tylkonasze spojrzenia siê krzy¿owa³y, przychodzi³ kolejny histeryczny napad. A babka nieœwiadomatego co siê dzieje za jej plecami albo zupe³nie tym nie zainteresowana z przechylon¹ g³ow¹patrzy³a w ziemiê s³uchaj¹c mszy.Anek przyjechaæ mia³ tym o szesnastej piêæ. Poszed³em wiêc na dworzec kolejowyi przyszed³em o dwadzieœcia minut za szybko. Oprócz mnie przed budynkiem stacji by³ jedynietaksówkarz. Z g³ow¹ zwrócon¹ ku s³oñcu, z zamkniêtymi oczyma pali³ papierosa. Chodzi³em pobrukowanym placu, z jednego koñca na drugi i przypomina³em sobie te wszystkie przyjazdyi odjazdy z tych przyd³ugawych jak na tak¹ mieœcinê peronów. Nas³uchiwa³em komunikatów zawiadowcystacji, w koñcu usiad³em na ³awce i zacz¹³em z nudów przygl¹daæ siê czubkomstrzelistych topól, które ros³y wzd³u¿ torów. Potem obserwowa³em minutow¹ wskazówkê zegaraumieszczonego na szczycie budynku. Im d³u¿ej na ni¹ patrzy³em, tym bardziej wydawa³o mi siê,¿e ta wskazówka zwalnia i im bardziej czeka³em a¿ dotrze do szesnastej piêæ, tym bardziej by³empewien ¿e wskazówka zwalnia, jakby jej intencj¹ by³o tu¿ przed przyjazdem poci¹gu zatrzymaæsiê, zamrzeæ i uwiêziæ mnie na tym brukowanym placu z sennym taksówkarzem, uwiêziæ w tychokolicznoœciach pozornie przypadkowych, bo nie by³y one wcale dla mnie takie przypadkowe,jeœli miejsce to, plac przed dworcem, by³o miejscem spotkania z tym z czego siê wywodzi³em.Przyje¿d¿a³em przecie¿ setki razy do babki i w³aœnie tutaj siê spotykaliœmy. Nigdy we Wschowienie mieszka³em, bardziej tu bywa³em, bardziej zag³êbia³em siê w niej czasami ani¿eli ¿y³em,a ka¿de takie zag³êbienie, ka¿dy pobyt tutaj, by³ wizyt¹ w czasach, które by³y o wiele dalejodsuniête w przesz³oœæ ani¿eli nawet moje narodziny. Jakbym siêga³ za siebie, jakbym spêtany by³jakimœ zabobonem i przes¹dem z czasami, w których mojego ojca i matkê k¹pano w metalowychmiskach stoj¹cych na sto³ach a potem owijano ich kilkumiesiêczne cia³a kawa³kami bia³ychpieluszek. Albo i nawet z wczeœniejszymi wydarzeniami coœ mnie wi¹za³o, z³¹czony jakimœporozumieniem by³em bowiem nawet z faktem, ¿e na Wschowê mówi³o siê kiedyœ, kiedy by³amiastem nale¿¹cym do Niemiec, Fraustad. A mo¿e mia³o w³aœnie tak siê staæ, ¿e tak w³aœniezwi¹zany z przesz³oœci¹ jak pies ze smycz¹ pozostanê tutaj, na dworcu kolejowym we Wschowie,w ciszy i ciep³ym s³oñcu paŸdziernikowym uwiêziony gdzieœ pomiêdzy szesnast¹ cztery a szesnast¹piêæ na zawsze? Jakby ju¿ nic wiêcej nie mia³o siê wydarzyæ, jakby miasto czuj¹c, ¿e tojedna z ostatnich wizyt moich tutaj, bo przyje¿d¿a³em coraz rzadziej do babki, chcia³o mniezamkn¹æ w sobie. Zamkn¹æ, bym dalej ju¿ nie powo³ywa³ do ¿ycia nowych zdarzeñ, nie wytwarza³zbêdnej przysz³oœci bo i po co, jeœli wszystko, co wydarzy³o siê cennego w moim ¿yciuwydarzy³o siê paradoksalnie przed moim narodzeniem i we wczesnych latach mojego dzieciñstwa,w³aœnie w tym mieœcie.Nagle jednak wszystko o¿y³o. Na placu pojawi³o siê kilku pospiesznych podró¿nych, którzynadeszli od strony miasta i zaraz znikli za ciê¿kimi drzwiami z napisem „Kasy biletowe”.
Taksówkarz zdepta³ niedopa³ek i zacz¹³ spacerowaæ wolnym krokiem wzd³u¿ budynku stacji,a zza drzwi z napisem „Zawiadowca. Wstêp wzbroniony” wysz³a leniwie dró¿niczka wyrwanaz letargu, który trwa³ od odjazdu poprzedniego poci¹gu i trzymaj¹c w d³oni zielony kolejowy lizakposz³a w stronê peronu. Poci¹g nadjecha³ i Anek znów troszkê starszy pojawi³ siê nagle w swojejleninówce z oczyma œmiej¹cymi siê, jakby powtarza³ w g³owie pytanie „a Marynê pamiêtasz?”- Milimetr! – mówi³ tak zawsze do mnie z racji mojego wzrostu - Milimetr, ale ty jesteœ wysoki,kurka ch³opie ty w kosza powinieneœ graæ.- E, gra³em kiedyœ, teraz jakoœ czasu nie mam- ja mu odpowiadam bo jakoœ za bieganiem posali gimnastycznej nie przepadam a poza tym Anek tak zawsze ze mn¹ zaczyna³ spotkanie: odMilimetra i kosza.- Milimetr! – on mi na to tym swoim g³osem g³êbokim i ciemnym jak w³osy na plecach - sporttrzeba uprawiaæ, ¿eby zdrowie by³o – i wali mnie w ramiê piêœci¹ po przyjacielsku, jakby chcia³pokazaæ, ¿e w¹tpliwej figury jestem i œmieje siê, a ja przez kurtkê czujê jak w moje ramiê wbijasiê nit za nitem. A takie te jego rêce silne, ¿e tylko uœmiecham siê i nic nie mówiê.- To przynajmniej dla sportu drzewko zetniemy, co?- No zetniemy... – mówiê i nie dodajê wujku, bo sami jesteœmy we Wschowie, nawet babki niema i razem drzewo bêdziemy ci¹æ, to co mu bêdê mówi³.- A kiedy wypijemy? Przed czy po robocie? - on pyta jakby czuj¹c, ¿e porzuci³em jakoœ i dlaniego na szczêœcie wujka i bratanka i œmieje siê g³oœno i znów wali mnie w ramiê, a ja nie mogêsiê cofn¹æ i coraz bardziej mi siê to podoba, ¿e on mnie jak kumpla traktuje choæ starszy odmojego ojca jest. I obaj œmiejemy siê bo ju¿ lody pop³ynê³y i zawi¹za³a siê sztama, a ja czujê jaknad Wschow¹ wyrastaj¹ ¿elazne ¿urawie stoczniowe t³uste od smarów i powoli poruszaj¹ swoimiciê¿kimi kad³ubami z jêkiem, który przejmuje a¿ do koœci. A w szatni, której jeszcze przedchwilk¹ nie by³o, stoj¹ nasze szafki - Anka i moja. I te szafki weso³o poklapuj¹ metalowymidrzwiami i w ka¿dej szafce go³a baba na drzwiach jest przyklejona i mocne piwka stoj¹ przykryterobotniczymi rzeczami. A ponad miastem, ponad dachami z brunatnej niemieckiej dachówki,ponad topolami wysokimi jak, przysiêgam, pionowe elementy konstrukcji noœnej statku, niesie siêg³êboki i spokojny bas okrêtowej syreny.I uœmiechaj¹c siê czekamy ramiê w ramiê a¿ poci¹g odjedzie i bêdziemy mogli przejœæ przeztory. Uœmiechamy siê obaj bo i on s³ysza³ tê syrenê, ale dla niego brzmia³a ona po prostu jakuderzenie dzwonu z farnej wie¿y na kwadrans po czwartej i on w tym dzwonie us³ysza³ o wielewiêcej ni¿ móg³ powiedzieæ ten dzwon mi, bo ja ten dzwon s³ysza³em wiele razy w ¿yciu, ale ons³ysza³ go kiedyœ ka¿dego dnia i dlatego siê uœmiecha³, bo tylko tyle móg³ zrobiæ stoj¹c twarz¹w twarz ze swoj¹ m³odoœci¹.Poci¹g ruszy³ i ludzie w oknach patrzyli jak siê oddalamy. My staliœmy twarz¹ w twarz z ulicami,które i dla niego i dla mnie zwyk³ymi ulicami nie by³y, a dla nich te ulice, te domy, ta stacjanawet, by³y jak¹œ kolejn¹ mieœcin¹ pomiêdzy Lesznem a G³ogowem, która wyrwa³a ichz drzemki w dzwonie kurtki wisz¹cej na wieszaku. By³y jak¹œ mieœcin¹, która podró¿nymwydawa³a siê jedynie farn¹ wie¿¹ widoczn¹ z daleka, wystaj¹c¹ ponad polami Wielkopolskii równie wysokim kominem wschowskiej cukrowni. I nie by³o dla nich nic wiêcej poza ten komini farn¹ wie¿ê i dlatego patrzyli na nas w takim milczeniu i niezainteresowaniu. Bo nic do tegomiasta nie czuli, kiedy my w przeciwieñstwie do nich obaj czuliœmy wiele. A kiedy poci¹g oddali³siê na bezpieczn¹ odleg³oœæ, przezorny zawiadowca podniós³ ramiê szlabanu i nasze kroki zadudni³yna czarnych od przeje¿d¿aj¹cych poci¹gów deskach.Szliœmy Dworcow¹ pomiêdzy szpalerem kasztanów. Taksówkarz, który sta³ na placu dzisiajnie mia³ szczêœcia. Dogoni³ wiêc nas i nie wysiadaj¹c z samochodu zapyta³ czy podwieŸæ.Podziêkowaliœmy, a on od razu przyspieszy³ i popêdzi³ w kierunku centrum miasta z szaleñczymturkotem kó³ na kocich ³bach.- G³adysz. Chyba Janek. Tak. Janek G³adysz. Chodzi³em z jego bratem do ogólniakapowiedzia³ Anek i dalej ju¿ szliœmy i nic nie mówiliœmy.(cd. nast¹pi)Mateusz Marczewski31
- Page 2 and 3: Joanna Kowalczyk, Katedra Sztuki i
- Page 4: Lubuskie Pismo Literacko-Kulturalne
- Page 9 and 10: to ju¿ nadzwyczajny cymes, drogo b
- Page 11 and 12: Gdyby nie ten p³aszczyk z kraciast
- Page 13 and 14: Carmen WinterCarmen WinterKrähenne
- Page 15 and 16: pern von den einstigen Bewohnern de
- Page 17 and 18: Czes³aw SobkowiakKrzewPatrzê na r
- Page 20 and 21: torem. Nikt z rodziny nie ma mo¿li
- Page 22 and 23: zainteresowany ca³¹ t¹ uroczysto
- Page 24 and 25: na dobór repertuaru, ale i na styl
- Page 26 and 27: Cyprian Kamil NorwidBEMA PAMIÊCI
- Page 28 and 29: Glasbläserwerkstatt hatte sie in d
- Page 30 and 31: Der Pastor bat nur darum, das Klavi
- Page 34 and 35: Michael Andreas PetersTraumgesichte
- Page 36 and 37: Czes³aw SobkowiakGdy odlatuj¹ jas
- Page 38 and 39: Pilnuje ich elektryczny pastuch. Ka
- Page 40 and 41: Œwiat³oPromienie s³oneczne pozdr
- Page 42 and 43: nie tak ¿eby siê mo¿na by³o na
- Page 44 and 45: NA GRANICYJacek Weso³owskiNa Grani
- Page 46 and 47: Sprawnik ze Strapczyn¹Pogryz³o mn
- Page 48 and 49: op³at¹ s³on¹ za pobyt pacjentó
- Page 50 and 51: a nie normalnie poziomo od lewej do
- Page 52 and 53: strony wydanej w Londynie ksi¹¿ki
- Page 54 and 55: waj¹cej siê z aparatu Morse´a. C
- Page 56 and 57: dzie³o naukowe, w którym znajduje
- Page 58 and 59: 56Nota:Wystawa mia³a miejsce w Muz
- Page 60 and 61: Kazimierz Furman***Ostatniej modlit
- Page 62 and 63: Kazimierz Furman***Mia³o byæ tak
- Page 64 and 65: Kazimierz Furman***£askiœ pe³na
- Page 66 and 67: Przemys³aw KarwowskiNieznane zwi¹
- Page 68 and 69: siê tablica pami¹tkowa, umieszczo
- Page 70 and 71: Es tut gar wohl in jung und altenTa
- Page 72 and 73: W wieku 10 lat wraz z rodzin¹ wyje
- Page 74 and 75: Konrad Krakowiak* * *æma baletnica
- Page 76 and 77: Nie w Cottbus, gdzie na studenckiej
- Page 78 and 79: wyczulenie na drwi¹c¹ z nakazów
- Page 80 and 81: w pokoju by³a i nie-by³a dziewczy
- Page 82 and 83:
Oto siê trudzê nad kamieniem,aby
- Page 84 and 85:
Jolanta PytelErotyk dla mê¿aMoje
- Page 86 and 87:
Jolanta PytelCudTo siê naprawdê z
- Page 88 and 89:
PREZENTACJEHelena KardaszWystawa He
- Page 90 and 91:
Helena Kardasz, projekt non_ens.net
- Page 92 and 93:
Helena Kardasz, olanafree, Galeria
- Page 94 and 95:
z bezradnoœci cz³owieka wobec nas
- Page 96 and 97:
W³adys³aw £azukaOczekiwanieŒnie
- Page 98 and 99:
Rainer VangermainMach´s dochImmer
- Page 100 and 101:
Adam Wojciech BagiñskiUrodzi³ si
- Page 102 and 103:
Bez tytu³u, 80x100, olej, p³ótno
- Page 104 and 105:
Adam Bagiñski, salon wystawowy WiM
- Page 106 and 107:
Izabela TaraszczukSzukaj¹c siebie.
- Page 108 and 109:
szlachty tak dolnoœl¹skiej, brand
- Page 110 and 111:
„piekny d¹b”, a w herbie wieni
- Page 112 and 113:
okazji przechodzenia szlachcica do
- Page 114 and 115:
ZusammenfassungDes Adelsstandes „
- Page 116 and 117:
PRZYPOMNIENIA LITERACKIECzytanie Ÿ
- Page 118 and 119:
108W opisach, bêd¹cych u Konwicki
- Page 120 and 121:
VARIA BIBLIOTECZNEStylowy œwiat An
- Page 122 and 123:
tradycji. Otaczali siê nimi, kocha
- Page 124 and 125:
przewijaæ z upodobaniem tak¿e w j
- Page 126 and 127:
Prevost A. F., Historia Manon Lesca
- Page 128 and 129:
inicjowa³ niestrudzenie zaintereso
- Page 130 and 131:
przede wszystkim mieszka siê tu w
- Page 132 and 133:
pozór niewyró¿niaj¹ca siê. Nal
- Page 134 and 135:
Ze Œl¹ska w tym okresie przybywal
- Page 136 and 137:
cynê w Getyndze i Monachium, uczel
- Page 138 and 139:
nych w egipskich ciemnoœciach ulic
- Page 140 and 141:
FORUM DYSKUSYJNEDrzazgi w mózguZen
- Page 142 and 143:
tutaj o pedanterię chronologiczną
- Page 144 and 145:
Wycieczka zatem w odleg³e stulecia
- Page 146 and 147:
pañskie psy, o których pozornie b
- Page 148 and 149:
mo¿na przypisaæ wysok¹ kwalifika
- Page 150 and 151:
A szkoda. Bo wartoœciowe, wnosz¹c
- Page 152 and 153:
• 6 paŸdziernika w gorzowskiej G
- Page 154 and 155:
KSI¥¯KI NADES£ANEBibliografia Zi
- Page 156 and 157:
Zenon Musia³owskiUrodzony w 1952 r