lazłem się w gronie rówieśników, najczęściej Ślązaków i Poznaniaków,których rodzice, tak jak moi, odmówili podpisania volkslisty.Zapamiętałem taką scenkę: Matka niezbyt dokładnie zaciemniłaokna, mieszkaliśmy wtedy na Blumenstrasse. Z krzykiem wpadł donaszego mieszkania patrol policyjny, zaczęli od wylegitymowania Ojca.Ojciec na pytanie o narodowość odpowiedział: – Polak. Wówczas policjantkrzyknął: – Jaki ty Polok, tyś tak jak jo Ślązok. Tę scenkę dedykujęmoim znajomym, którzy aktualnie zabiegają w sądach Rzeczypospolitejo prawne uznanie narodowości śląskiej. Mam po mieczu prawo do zmianynarodowości!Z lat nauki w Mielcu również mało pamiętam. Pozostały mi natomiastświadectwa w dwóch językach, niemieckim i polskim, z nadrukiemGeneralgouvernement – Generalne Gubernatorstwo. Na ostatnimświadectwie, otrzymanym 4 lipca 1944, w wielkim pośpiechu (w szkole,blisko Wisłoki, zainstalowano szpital polowy, przez miasto przelewałysię tabuny brudnych i zmęczonych niemieckich żołnierzy. To jedenz najbardziej radosnych okresów w moim życiu, odczuwałem satysfakcjęz przynależności do zwyciężającego narodu.) sprawowałem się „bardzodobrze” („sehr gut”), uczęszczałem do szkoły „regularnie” („regelmässig”),uczyłem się religii „bardzo dobrze” („sehr gut”), języka polskiego„bardzo dobrze” („sehr gut”), rachunków „dobrze” („gut”), geometrii„dobrze” („gut”), przyrody „dobrze” („gut”). Opuściłem 32 godziny, żadnejnie usprawiedliwiono („unenischuldigt”).Otóż pragnę się teraz z tego zaniedbania wytłumaczyć: handlowałemdrożdżami i mydłem, które przysyłała nam Babcia Tomiakowaz Wadowic. Czasami mój utarg był większy od robotniczej pensji Ojca.Tego lipca napisałem do Babci list, żeby mi już drożdży nie wysyłała,o ile zapamiętałem, informowałem Ją, że jestem bardzo zajęty oglądaniemczołgów na ulicach i rozmowami z „naszymi’’ żołnierzami. Takuczyłem się obchodzenia cenzury!Z tej szkoły prawie nic nie wyniosłem, do dzisiaj odczuwam elementarnebraki w wykształceniu właśnie na poziomie podstawowym.Zapamiętałem dwie lekcje: jedną, kiedy chyba w klasie trzeciej zostałemkrólem tabliczki mnożenia, co mi się do dziś przydaje, zwłaszcza odkąddokonuję codziennych zakupów. Nauczyciel prawdopodobnie nazywałsię Jagiełko, nic mi wtedy to nazwisko nie mówiło, bo o królu Jagiellei jego czynach dowiedziałem się dopiero w wyzwolonej Polsce. Druga,to była lekcja religii. Nauk nie zapamiętałem. Pod szkołą zaczęto strzelaćz pistoletów maszynowych. Ksiądz polecił mi sprawdzić, co się tam dzieje.Wyszedłem na podwórko, wydrapałem się na parkan i o mały włosnie zostałem zastrzelony przez niemieckiego żandarma. Na jezdni leżelidwaj „Jędrusie”. Nie mogę sobie przypomnieć nazwiska księdza prefekta.Miał siostrę, która zginęła podczas bombardowania Mielca, gdy byliśmyjuż po radzieckiej stronie frontu. Leżała na ulicy, to była pierwszakobieta, którą zobaczyłem w negliżu. A z księdzem prefektem wypiłemkawę po kilkudziesięciu latach w krakowskim Noworolu. Odnalazł mniei poprosił o umieszczenie siostrzenicy na polonistyce. Udało się, byłaprzygotowana, chciał mi pomóc w sfinansowaniu wakacji dla mnie i dlamojej rodziny. Odmówiłem. Obiecał się pomodlić za mojego Ojca.Na tym niemiecko-polskim świadectwie szkolnym określono mniejako chłopca wyznania („konfession”) rzymskokatolickiego. Tak też informowanona dokumentach powojennych. Klasę piątą i szóstą ukończyłemw Wadowicach, w 1945 i 1946 roku. Dla nieznających historiiPolski powojennej dodam, że religii uczyłem się do końca mojej naukiszkolnej. Na świadectwie ukończenia klasy XIc w Liceum im. Króla JanaSobieskiego w Krakowie w maju 1951 roku (notabene „wyróżnionej zasocjalistyczny stosunek do nauki i pracy społecznej”) mam również bardzodobrą ocenę z religii.Jeszcze kilka słów o Publicznej Szkole Powszechnej im. MarcinaWadowity w Wadowicach, gdzie pojawiłem się na wiosnę 1945 rokupo powrocie z wysiedlenia do Mielca, jak stałem, z czarnym kundlemnazwanym Cymbałem (zginął po pewnym czasie w Krakowie jako ofiaramigracji). Z dokumentów wnioskuję, że uczyłem się nawet bardzodobrze. Na jednym z nich „Rada Pedagogiczna uznaje ucznia tego [tzn.mnie] bardzo dobrze uzdolnionym do przejścia do klasy siódmej” (takorzeczono 28 czerwca 1946). Ale chyba się tam niczego nie nauczyłem,nie zapamiętałem ani jednej twarzy pedagogicznej. Przez ponad rok broniłemsię przed brutalnymi atakami kolegów, którzy nie mogli ścierpiećw klasie syna działacza PPS. Dziękuję im i serdecznie ich pozdrawiam!Przewodzący tej watasze już nie żyje, był to Jerzy Majka, jeden z ostatnichredaktorów naczelnych „Trybuny Ludu”. Dzięki nim wiem, co to48 49
jest wojna domowa, poznałem ślepą nienawiść. Te doświadczenia pozwoliłymi na podjęcie rozsądnych decyzji w 1981 roku. A kiedy znajdujęsię w okolicach mojej (?) szkoły w Wadowicach i patrzę na zniszczonyobelisk poświęcony młodym milicjantom, którzy padli w tamtych latach,żebym ja mógł skończyć tę siódmą klasę, chociaż w ogóle nie wiedzielio moim istnieniu, to nachodzi mnie czarna chmura pesymizmu.Na dobrą sprawę systematyczną naukę szkolną rozpocząłem dopierow Krakowie. Zamieszkałem z rodzicami i bratem na Alejach Słowackiegopod 40. Dozorca domu przyjął nas niezbyt przychylnie, okrzykiemw rodzaju: – Świat się kończy, kiedy tacy tu się sprowadzają. Potemsię nawet z panem Oskwarkiem zaprzyjaźniłem (zawsze miałem dobrekontakty z proletariatem), a przede wszystkim z jego synem Tadkiem,dziś już nieżyjącym piekarzem, moim pierwszym uczniem. Pomogłemmu skończyć ósmą klasę. Taka to była wtedy praca u podstaw! Oskwarekwytłumaczył mi kiedyś kontekst swoich lamentów: na Alejach przedwojną mieszkała sama dobrze zarabiająca inteligencja, czynsze płaconow dolarach, podczas wojny zaś mieszkali tam urzędnicy centralnychurzędów GG. W tej sytuacji nasze zjawienie się z kilkoma mebelkamii tobołkami musiało go zbulwersować.Zacząłem uczęszczać do Publicznej Szkoły Powszechnej im. św.Wojciecha, mieszczącej się w podłużnym, drewnianym baraku na PlacuBiskupim, jeszcze dziś mam w nozdrzach zapach rozgrzanego drzewai smoły. Jesień 1946 roku była ciepła, więc mogłem przez pewienczas biegać do szkoły boso ulicą Krowoderską. Bo wtedy wiosną, latemi wczesną jesienią część uczniów nawet w Krakowie chodziła do szkołyboso. W następnych miesiącach nasz poziom materialny trochę się podniósł.YMCA, z którą sąsiadowaliśmy, częstowała nas na wielkiej przerwieśniadaniem, na które składało się gorące kakao i bułka. Pojawiły sięteż buty i ubrania z amerykańskiego demobilu. Bardzo lubiłem wojskowypłaszcz, który odziedziczyłem po jakimś niezbyt wyrośniętym Jankesie,a nade wszystko kożuszek po nieznanym pilocie. Paczki z UNRY zawierałyteż papierosy. Zacząłem palić w szkole podstawowej, a nabytegonałogu pozbyłem się dopiero w trzydziestym roku życia, kiedy dr Pykoszze szpitala im. Narutowicza postraszył mnie rakiem krtani.W tej kochanej budzie – jest to pierwsza szkoła tak przeze mnienazywana – zacząłem ciężką drogę do uczestnictwa w życiu Krakowai Polski. Żałuję, że nie jestem pewien, jak nazywał się nauczyciel geografii,któremu – miało się to okazać po latach – tak wiele zawdzięczam.Nazywaliśmy go Grzyb, chyba nie był to skrót nazwiska, lecz informacjao tuszy, a głównie wydatnym brzuchu. On prawie w każdą sobotę i niedzielęchodził z nami na wycieczki i pokazywał nam Kraków. Pod jegokierunkiem zadebiutowałem jako publicysta specjalizujący się w zagadnieniachkulturalnych. Napisałem artykuł o sklepieniach krakowskichsieni. Kilkanaście lat temu mój starszy kolega, nieżyjący już dr ZenonJagoda, pokazał mi fotografię szkolnej gazetki ściennej i zapytał, czy poznajęswój utwór. Niestety, nie wiem, gdzie ta fotografia była reprodukowana.Może bym się z tamtej książki dowiedział, kto rozbudził we mniemiłość do Krakowa i zainteresowanie historią sztuki.Z innych pedagogów pozostał mi w pamięci przede wszystkim ks.Władysław Bajer. Nazywaliśmy go Władkiem, on sam kazał się tytułowaćwujkiem, kiedy grał z nami w piłkę lub uczestniczył w rowerowychwycieczkach w okolice Krakowa. Wiele godzin spędziłem w jegomieszkaniu przy ulicy Długiej 17. W tym czasie chodziliśmy w każdąniedzielę na dziewiątą na Mszę do ojców Pijarów. U wejścia do kościołastali wójtowie klasowi i dwa razy sprawdzali obecność: na początku i nakońcu Mszy św. Władek Bajer wygłaszał dramatyczne kazania, straszącnas wizją przeróżnych mąk piekielnych, ale najstarsi nic sobie z tego nierobili i pod samą amboną uprawiali hazard karciany. Na lekcjach religiipoznałem smak dysput światopoglądowych. Nasz wujek nie znosiłDarwina, w obronie którego stawał zawsze Władek Grodziński, zwanyMurzynem, syn rektora UJ, sam później profesor tej uczelni. WładekBajer raz się zaperzył i zaczął wykrzykiwać, że jeżeli Darwin miał rację,to przemawia za jego teorią tylko wygląd samego Władka Grodzińskiego,podobnego do małpy. Nie pamiętam, czyśmy się obrazili, czy zdrowopośmiali, w każdym razie nie zahamowało to naszego życia towarzysko-religijnego,którego kochanym promotorem był prefekt. Z zapałemuczęszczaliśmy na zebrania Towarzystwa Dzieciątka Jezus (przepraszam,jeżeli coś pokręciłem) do pobliskiego kościoła Wizytek. Ofiarniewstawałem wczesnym rankiem i na siódmą biegałem do Mariackiego,żeby służyć do Mszy. Zmęczony, zazwyczaj drzemałem, ksiądz prefektnie raz za mnie dzwonił i budził mnie szturchańcem, gorsząc dewotki.Na szczęście, nie mieliśmy licznej publiczności.50 51
- Page 1 and 2: Jacek KajtochJacek KajtochWspomnien
- Page 3 and 4: Jacek KajtochWspomnieniai polemikiK
- Page 5 and 6: Czy zostałem tym,kim chciałemMam
- Page 7 and 8: Miałem też w swojej - pożal się
- Page 9 and 10: że pracował u Gebethnera i Wolffa
- Page 11 and 12: katalogów. Gdyby nie zawodowa uczc
- Page 13 and 14: „Panoramy myśli współczesnej
- Page 15 and 16: Literackiego pod tytułem „Starty
- Page 17 and 18: Marka Nowakowskiego. To był wedle
- Page 19 and 20: chę poety i kabareciarza, gawędzi
- Page 21 and 22: kilku z obecnych nie zgłosiło akc
- Page 23 and 24: IILEKCJA POLSKIEGO - „PLAKAT“ S
- Page 25: oraz wykładowcy na WSP i UŚ w Kat
- Page 29 and 30: jaźń, która sprawdza się w cię
- Page 31 and 32: ukowej. Mogę dziś wyznać, że do
- Page 33 and 34: sta. Wchodził utykając, siwiuteń
- Page 35 and 36: się wziąć udział w manifestacji
- Page 37 and 38: Po blisko dziesięciu latach Komite
- Page 39 and 40: gdy nie burzyć, łączyć, broń B
- Page 41 and 42: i na połączonym posiedzeniu rad w
- Page 43 and 44: wersalnym - zwracają na siebie uwa
- Page 45 and 46: 13.Orientacyjne dane techniczne:For
- Page 47 and 48: październikowego. Te trzy-cztery m
- Page 49 and 50: W Krakowie udział w tym dziele mia
- Page 51 and 52: kuły programowe, będziemy z nich
- Page 53 and 54: Na marginesie publicystykip. Aleksa
- Page 55 and 56: Ten kuriozalny tekst wywołał obur
- Page 57 and 58: Prawdopodobnie bez konkretnego powo
- Page 59 and 60: Inne kłamstwa są jeszcze bardziej
- Page 61 and 62: dowodziłby powstaniem wielkopolski
- Page 63 and 64: został posłem na Sejm i I sekreta
- Page 65 and 66: Miał rację Andrzejewski, że w ś
- Page 67 and 68: „Doświadczyłem wielkiej klęski
- Page 69 and 70: yzmu, traktowania literatury jako s
- Page 71 and 72: tą pracę, jak pan to pojęcie wid
- Page 73 and 74: Przygoda z „Wybiórczą...”Pomy
- Page 75 and 76: niów, wydanej w 1984 r. i w 1989,
- Page 77:
Spis treściWspomnieniaCzy zostałe