11.07.2015 Views

Jacek Kajtoch: Wspomnienia i polemiki - Anna Kajtochowa

Jacek Kajtoch: Wspomnienia i polemiki - Anna Kajtochowa

Jacek Kajtoch: Wspomnienia i polemiki - Anna Kajtochowa

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

jaźń, która sprawdza się w ciężkich chwilach. Tu szczególnie ściskamJózia Owsińskiego!Kilka miesięcy temu zostałem zaproszony do naszego Liceum, dziśdrugiego (II). Przebiegłem korytarze, obejrzałem aulę, nawet ubikacje,w jednej z nich dyr. Pawłowski pozwolił nam urządzić palarnię (tylko dlastarszych klas!). Szukałem wspomnianego tablo. Czyżby Sobek się naswstydził? W ostateczności można było zakleić informację: „Klasa XIcwyróżniona za socjalistyczny stosunek do nauki i pracy społecznej”. Nasiprofesorowie nie byli upolitycznieni w dzisiejszym rozumieniu terminu,może dlatego wyszliśmy na ludzi? W auli nad sceną wisiał napis: „Arslonga vita brevis”. To była główna wskazówka wychowawcza. Tego napisutakże dziś nie ma, podobno został zdjęty podczas jakiegoś remontu.Zostawmy sentymenty i żale. I tak jestem dumny, że ukończyłemSobka. Cieszę się, że uczy się tam teraz moja wnuczka, <strong>Anna</strong> Agata.Jednemu koledze należy się kilka słów dodatkowych. Z JanuszemBudzyńskim kolegowałem najdłużej: w szkole powszechnej, w liceumi na polonistyce UJ. Początkowo nazywał się Stachiewicz i mieszkału wujostwa na Friedleina. Rychło się zaprzyjaźniliśmy i wtedy zawiadomiłmnie, że jego ojcem jest Wiktor Budzyński, komediopisarz, autor„Wesołej lwowskiej fali”, twórca licznych zespołów wojskowych u Andersa,w końcu redaktor w Wolnej Europie w Monachium. Nic mi jegonazwisko nie mówiło. Matką była Ewa Stojowska, aktorka Teatru Starego,piękna kobieta. Kiedy Janusz zaprowadził mnie do niej i przedstawiłjako przyjaciela, siedziałem sparaliżowany podziwem, wprost uwielbieniem.Była żoną prokuratora Majewskiego. Janusz wciągnął mnie w życieartystyczne, pisywał wiersze, próbowałem z nim współzawodniczyć,zresztą bez rezultatu. W Liceum wspólnie założyliśmy Teatr ZMP im.Franciszka Zabłockiego. Skończyło się na inscenizacji „Kryminalisty”Uptona Sinclaira. Jurek Diduch grał zanadto naturalistycznie, w karafcezamiast wody było to, co w zasadzie być powinno, dyrektor Pawłowskiwpadł za kulisy i rozwiązał naszą trupę. Udało nam się tylko wyjechaćkilka razy w tzw. teren pod opieką starego działacza Jasińskiego. Byłemautorem programu jako kierownik literacki. Po artykule o sieniachw Krakowie był to mój drugi tekst, poważniejszy, wyraźnie ewoluowałemw dobrym kierunku. Na studiach Janusz udzielał się, gdzie tylkobyło można, lecz był, jak wielu wybitnych ludzi w Polsce i Ameryce obdarzonynadmiernym apetytem seksualnym. Oburzyło to nasze koleżankiz ZMP i Janusz ledwo uratował się, groziło mu usunięcie z ZMPi uczelni. Całą noc obradowaliśmy w taki sposób, żeby go, krytykując,uratować. Znałem jego największe miłości, nie wymienię imion, bo i on,i ja – byliśmy dżentelmenami. Żonie Halinie nawet dałem psa na wychowanie.Po studiach Janusz wciągnął mnie do redakcji „Zebry”, gdziezdobyłem szlify redaktora i recenzenta literackiego. Myślę, że nie wykorzystałswoich talentów. Przed kilku laty przykro uderzyła mnie wiadomośćz Warszawy, że Janusz w rozmowach z kolegami zarzuca minielojalność. Wybrałem się do stolicy, chciałem porozmawiać, niestety,już nie miał na to siły. Tak wielka przyjaźń zamknęła się żalem.Wracajmy do Sobka.Trzy lata tam spędzone zaważyły na całym moim życiu. Trzy latai troje nauczycieli.Do matury z polskiego doprowadziła mnie Zofia Nowakowska.Nazywaliśmy ją po prostu Zosią. W maju obchodziła imieniny. Natenczascała klasa wybierała się do niej z życzeniami na Osiedle Oficerskie.Szliśmy gęsiego przez całe miasto, każdy z jednym goździkiem. Wchodziliśmydo mieszkania także po kolei, w równych odstępach czasu,a ona dowody naszej miłości znosiła z pogodną twarzą. Mieszkanie niebyło umeblowane, Nowakowscy dwa razy wszystko stracili podczas wojny,pierwszy raz gdzieś na wschodzie, drugi raz w powstaniu warszawskim.Jeżeli coś poplątałem, to przepraszam duchy mojej nauczycielkii profesora Jana Nowakowskiego, który po latach, owdowiały, powtórnieożeniony z dentystką, zajął także ważne miejsce w moim życiorysie.Przewodniczył komisji, która nadała mi stopień doktora nauk humanistycznychw 1967 roku. Na razie o niczym takim nie myślałem i wrazz innymi siadywałem na podłodze wokół olbrzymiego tortu. Bywalina tych imieninach również starsi. Dzięki temu poznałem KazimierzaWykę i jego żonę.Zosia Nowakowska kilkakrotnie ingerowała w moje życie. Byływtedy coraz modniejsze wyjazdy na studia do ZSRR. Nęcił mnie InstytutLiteracki im. Gorkiego w Moskwie. Podzieliłem się tymi pragnieniamiz moją nauczycielką. Zapytała: – Czy chcesz być polskim pisarzem?– Odpowiedziałem twierdząco. – Powinieneś skończyć polonistykęw Polsce, a potem jedź, gdzie chcesz. – Na szczęście usłuchałem. Bo54 55

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!