Zapamiętałem dyrektora szkoły, Romana Bienia. I on mnie też zapamiętał.Podczas jakiegoś strajku studenckiego czy gimnazjalnego zapragnęliśmyi my wypłynąć na szersze wody życia społecznego. Kłopotw tym, że nasz klasowy prominent, Jurek Szewczyk, był synem prokuratorawojewódzkiego i nie chciał robić ojcu świństwa. Nie wiem kto(może ja sam?) wpadł na pomysł, żeby go wyrzucić z klasy przez okno,będzie miał alibi przed ojcem. Zrealizowaliśmy plany za zgodą i ku radościofiary. Ale pan Dyrektor okrutnie nas nazajutrz zbeształ, a zwłaszczamnie, jak mówił, syna socjalisty. Miał na mnie oko od czasu, kiedy bawiłemsię rzucaniem pocztu królów Polski. Wybaczył mi jednak to zachowanie,ponieważ, gdy w lipcu 1967 roku broniłem pracy doktorskiej,przysłał mi piękne gratulacje. To była przyjemna chwila w moim życiu,największa pochwała i wyróżnienie.Późnym latem 1948 roku prawie cała moja klasa ósma „a’’ ze szkołyim. św. Wojciecha zebrała się kolejny raz, ale już w auli III(!) LiceumOgólnokształcącego im. Króla Jana Sobieskiego. Z Placu Biskupiegona ulicę Sobieskiego nie mieliśmy daleko. Tam przywitał nas energiczny,w średnim wieku mężczyzna, w wojskowej bluzie andersowca. Byłto Mieczysław Pawłowski, historyk, ówczesny dyrektor Liceum, któryskutecznie pomagał nam zaadaptować się do nowych warunków, znosiłwybryki i kawały, pomógł przeżyć coraz bardziej skomplikowane czasy.Żałuję, że nie on podpisał się pod moim świadectwem dojrzałości. Uzyskaniamatury pogratulował mi Józef Fijałek, polonista, którego równieżdobrze wspominam, z moim Ojcem znali się chyba jeszcze sprzed wojny,prawdopodobnie z działalności społeczno-politycznej. Spotkałem goponownie po kilku latach, kiedy był bodajże dyrektorem Biblioteki OddziałuPAN w Krakowie. Jednak do dyr. Pawłowskiego byłem bardziejprzywiązany. Wychowawczynią naszej klasy została zrazu Izabela Molewicz,nauczycielka biologii, zapamiętałem ją jako kulturalną i przystojnąpanią, nie odegrała ważniejszej roli w moim szkolnym życiu.Byliśmy od lat zaprzyjaźnieni, dlatego po wchłonięciu kilku nowychkolegów, stawiliśmy czoła profesurze, która w większości składałasię z nauczycieli przedwojennych z doktoratami. Rezultaty pracy dałyo sobie znać już za trzy lata, gdy zdawaliśmy maturę w sali gimnastycznejdostosowanej do potrzeb egzaminu. Matura ustna wtedy trwała całydzień, od rana do wieczora, zdawało się z kilku przedmiotów. W komisjipojawił się tzw. czynnik społeczny, ale nie robił na nas większego wrażenia.Uzyskałem bardzo dobry wynik, muszę się po latach przyznać,że dzięki profesorowi Jodłowskiemu, który życzliwie potraktował mniew trakcie zdawania matematyki. Profesor mnie wyraźnie lubił, chociażnigdy nie wykazywałem większych uzdolnień w matematyce czy geometrii,zachęcał nawet do studiów na Politechnice. Nie posłuchałem,niestety, jak i tych, którzy kusili medycyną, poszedłem za głosem sercai w ten sposób sam skazałem się na kilkudziesięcioletnią poniewierkę.Wśród szczególnie chronionych pamiątek przechowuję tablo. Przepisujęz niego nazwiska: Rosiek, Orzechowski, Wolwender, Budzyński,Grodziński, Ciechanowski, Owsiński, Diduch, Wasilewski, A. Krawczyk,Zawadzki, Greffkowicz, J. Krawczyk, Knaus, Kumala, <strong>Kajtoch</strong>(mam bujną fryzurę!), Kordas, Napora, J. Konopka, Szewczyk, Szemraj,Mika, Bukowski, Reinisch, K. Konopka, Nowak, Lenartowicz i Czarnecki.Nie ma na tym tablo Andrzeja Trzaskowskiego, znanego jazzmana,który został zaaresztowany w drodze z mieszkania na Siemiradzkiegodo szkoły. Nie wiem, dlaczego nie ma Ablewicza, później ginekologa,od dawna nieżyjącego. Gdzie się podzieli Marek Gedl (profesor UJ),Mietek Maruńczak? Brak Adama Matusika, z którym od wieków kolegowałemi u którego w damskim towarzystwie oblewaliśmy dojrzałość.To był ważny, czerwcowy wieczór, który na dziesiątki lat zdeterminowałmoje życie prywatne.I jeszcze jeden szczegół z historii obyczajów: po maturze pojechałemdo Wadowic, mój Dziadek, stolarz, stary Tomiak, gdy Mu pokazałemświadectwo dojrzałości, zobaczył mnie w nowym świetle i na znak tegopodarował mi paczkę papierosów. Po raz pierwszy zapaliłem papierosaw towarzystwie nestora rodu mojej Matki, ale nie w mieszkaniu, z obawyprzed Babcią schowaliśmy się w warsztacie. W Oświęcimiu drugi Dziadek,Franciszek <strong>Kajtoch</strong>, przedwojenny wójt, poczęstował mnie piwem.Tak stałem się mężczyzną.Wracam do kolegów: cała moja klasa skończyła studia wyższe, z naszegogrona wyszedł rektor Politechniki Krakowskiej, dwóch profesorówzwyczajnych UJ, profesor medycyny, fizyk atomowy (jeden z pierwszychw Polsce), dwóch literatów, multum lekarzy, inżynierów na różnych dyrektorskichposadach. Najważniejsze, że udało nam się utrzymać przy-52 53
jaźń, która sprawdza się w ciężkich chwilach. Tu szczególnie ściskamJózia Owsińskiego!Kilka miesięcy temu zostałem zaproszony do naszego Liceum, dziśdrugiego (II). Przebiegłem korytarze, obejrzałem aulę, nawet ubikacje,w jednej z nich dyr. Pawłowski pozwolił nam urządzić palarnię (tylko dlastarszych klas!). Szukałem wspomnianego tablo. Czyżby Sobek się naswstydził? W ostateczności można było zakleić informację: „Klasa XIcwyróżniona za socjalistyczny stosunek do nauki i pracy społecznej”. Nasiprofesorowie nie byli upolitycznieni w dzisiejszym rozumieniu terminu,może dlatego wyszliśmy na ludzi? W auli nad sceną wisiał napis: „Arslonga vita brevis”. To była główna wskazówka wychowawcza. Tego napisutakże dziś nie ma, podobno został zdjęty podczas jakiegoś remontu.Zostawmy sentymenty i żale. I tak jestem dumny, że ukończyłemSobka. Cieszę się, że uczy się tam teraz moja wnuczka, <strong>Anna</strong> Agata.Jednemu koledze należy się kilka słów dodatkowych. Z JanuszemBudzyńskim kolegowałem najdłużej: w szkole powszechnej, w liceumi na polonistyce UJ. Początkowo nazywał się Stachiewicz i mieszkału wujostwa na Friedleina. Rychło się zaprzyjaźniliśmy i wtedy zawiadomiłmnie, że jego ojcem jest Wiktor Budzyński, komediopisarz, autor„Wesołej lwowskiej fali”, twórca licznych zespołów wojskowych u Andersa,w końcu redaktor w Wolnej Europie w Monachium. Nic mi jegonazwisko nie mówiło. Matką była Ewa Stojowska, aktorka Teatru Starego,piękna kobieta. Kiedy Janusz zaprowadził mnie do niej i przedstawiłjako przyjaciela, siedziałem sparaliżowany podziwem, wprost uwielbieniem.Była żoną prokuratora Majewskiego. Janusz wciągnął mnie w życieartystyczne, pisywał wiersze, próbowałem z nim współzawodniczyć,zresztą bez rezultatu. W Liceum wspólnie założyliśmy Teatr ZMP im.Franciszka Zabłockiego. Skończyło się na inscenizacji „Kryminalisty”Uptona Sinclaira. Jurek Diduch grał zanadto naturalistycznie, w karafcezamiast wody było to, co w zasadzie być powinno, dyrektor Pawłowskiwpadł za kulisy i rozwiązał naszą trupę. Udało nam się tylko wyjechaćkilka razy w tzw. teren pod opieką starego działacza Jasińskiego. Byłemautorem programu jako kierownik literacki. Po artykule o sieniachw Krakowie był to mój drugi tekst, poważniejszy, wyraźnie ewoluowałemw dobrym kierunku. Na studiach Janusz udzielał się, gdzie tylkobyło można, lecz był, jak wielu wybitnych ludzi w Polsce i Ameryce obdarzonynadmiernym apetytem seksualnym. Oburzyło to nasze koleżankiz ZMP i Janusz ledwo uratował się, groziło mu usunięcie z ZMPi uczelni. Całą noc obradowaliśmy w taki sposób, żeby go, krytykując,uratować. Znałem jego największe miłości, nie wymienię imion, bo i on,i ja – byliśmy dżentelmenami. Żonie Halinie nawet dałem psa na wychowanie.Po studiach Janusz wciągnął mnie do redakcji „Zebry”, gdziezdobyłem szlify redaktora i recenzenta literackiego. Myślę, że nie wykorzystałswoich talentów. Przed kilku laty przykro uderzyła mnie wiadomośćz Warszawy, że Janusz w rozmowach z kolegami zarzuca minielojalność. Wybrałem się do stolicy, chciałem porozmawiać, niestety,już nie miał na to siły. Tak wielka przyjaźń zamknęła się żalem.Wracajmy do Sobka.Trzy lata tam spędzone zaważyły na całym moim życiu. Trzy latai troje nauczycieli.Do matury z polskiego doprowadziła mnie Zofia Nowakowska.Nazywaliśmy ją po prostu Zosią. W maju obchodziła imieniny. Natenczascała klasa wybierała się do niej z życzeniami na Osiedle Oficerskie.Szliśmy gęsiego przez całe miasto, każdy z jednym goździkiem. Wchodziliśmydo mieszkania także po kolei, w równych odstępach czasu,a ona dowody naszej miłości znosiła z pogodną twarzą. Mieszkanie niebyło umeblowane, Nowakowscy dwa razy wszystko stracili podczas wojny,pierwszy raz gdzieś na wschodzie, drugi raz w powstaniu warszawskim.Jeżeli coś poplątałem, to przepraszam duchy mojej nauczycielkii profesora Jana Nowakowskiego, który po latach, owdowiały, powtórnieożeniony z dentystką, zajął także ważne miejsce w moim życiorysie.Przewodniczył komisji, która nadała mi stopień doktora nauk humanistycznychw 1967 roku. Na razie o niczym takim nie myślałem i wrazz innymi siadywałem na podłodze wokół olbrzymiego tortu. Bywalina tych imieninach również starsi. Dzięki temu poznałem KazimierzaWykę i jego żonę.Zosia Nowakowska kilkakrotnie ingerowała w moje życie. Byływtedy coraz modniejsze wyjazdy na studia do ZSRR. Nęcił mnie InstytutLiteracki im. Gorkiego w Moskwie. Podzieliłem się tymi pragnieniamiz moją nauczycielką. Zapytała: – Czy chcesz być polskim pisarzem?– Odpowiedziałem twierdząco. – Powinieneś skończyć polonistykęw Polsce, a potem jedź, gdzie chcesz. – Na szczęście usłuchałem. Bo54 55
- Page 1 and 2: Jacek KajtochJacek KajtochWspomnien
- Page 3 and 4: Jacek KajtochWspomnieniai polemikiK
- Page 5 and 6: Czy zostałem tym,kim chciałemMam
- Page 7 and 8: Miałem też w swojej - pożal się
- Page 9 and 10: że pracował u Gebethnera i Wolffa
- Page 11 and 12: katalogów. Gdyby nie zawodowa uczc
- Page 13 and 14: „Panoramy myśli współczesnej
- Page 15 and 16: Literackiego pod tytułem „Starty
- Page 17 and 18: Marka Nowakowskiego. To był wedle
- Page 19 and 20: chę poety i kabareciarza, gawędzi
- Page 21 and 22: kilku z obecnych nie zgłosiło akc
- Page 23 and 24: IILEKCJA POLSKIEGO - „PLAKAT“ S
- Page 25 and 26: oraz wykładowcy na WSP i UŚ w Kat
- Page 27: jest wojna domowa, poznałem ślep
- Page 31 and 32: ukowej. Mogę dziś wyznać, że do
- Page 33 and 34: sta. Wchodził utykając, siwiuteń
- Page 35 and 36: się wziąć udział w manifestacji
- Page 37 and 38: Po blisko dziesięciu latach Komite
- Page 39 and 40: gdy nie burzyć, łączyć, broń B
- Page 41 and 42: i na połączonym posiedzeniu rad w
- Page 43 and 44: wersalnym - zwracają na siebie uwa
- Page 45 and 46: 13.Orientacyjne dane techniczne:For
- Page 47 and 48: październikowego. Te trzy-cztery m
- Page 49 and 50: W Krakowie udział w tym dziele mia
- Page 51 and 52: kuły programowe, będziemy z nich
- Page 53 and 54: Na marginesie publicystykip. Aleksa
- Page 55 and 56: Ten kuriozalny tekst wywołał obur
- Page 57 and 58: Prawdopodobnie bez konkretnego powo
- Page 59 and 60: Inne kłamstwa są jeszcze bardziej
- Page 61 and 62: dowodziłby powstaniem wielkopolski
- Page 63 and 64: został posłem na Sejm i I sekreta
- Page 65 and 66: Miał rację Andrzejewski, że w ś
- Page 67 and 68: „Doświadczyłem wielkiej klęski
- Page 69 and 70: yzmu, traktowania literatury jako s
- Page 71 and 72: tą pracę, jak pan to pojęcie wid
- Page 73 and 74: Przygoda z „Wybiórczą...”Pomy
- Page 75 and 76: niów, wydanej w 1984 r. i w 1989,
- Page 77: Spis treściWspomnieniaCzy zostałe