działacza ZMP w skali szkoły szykował się Rosiek, ja pozostałem napoziomie klasy, następnie przeszedłem na krótko do Zarządu DzielnicowegoKrowodrza. W samorządzie szkolnym udzielał się Bolek Kordas,znowu pozostawałem na drugim planie jako wicewójt.Wyłonił się kolejny problem, mianowicie, jak rozpoczynać i kończyćlekcje: modlitwą czy hymnem Światowej Federacji Młodzieży Demokratycznej.Znowu po długich debatach osiągnęliśmy kompromis:kto chce, może się modlić (czyniła to mniejszość), inni będą śpiewaćhymn, ale i przy pierwszym, i przy drugim – wszyscy poważnie wstają.Ksiądz Szymeczko zareagował spokojnie na te innowacje. Rozpisałanonimową ankietę z pytaniem, o co nam właściwie chodzi i wjakim kierunku zmierzamy. Nie znam jej wyników. Klasa w dalszym ciąguuczęszczała na lekcje religii i kończyła opanowanie przewidzianegodla szkoły średniej materiału. I pod względem społecznym wyniosłemz Sobka bardzo dużo. Nauczyłem się żyć w środowisku pluralistycznymi dążyć do kompromisu. Miało się jednak okazać, że, jak na razie, w życiunie dało mi to korzyści. Społeczeństwo polskie coraz bardziej dzieliło sięna dwa obozy. Z takich ludzi jak ja każda ze stron była niezadowolona.A kiedy mnie zmuszono do wyraźnego opowiedzenia się, to, niestety,wykazałem się całkowitym brakiem dalekowzroczności i wyczucia, któraz walczących stron przynajmniej w perspektywie najbliższych lat – zwycięży.Osiem semestrów spędzonych w Gołębniku nie miało już takiegoznaczenia. Oczywiście, poznałem nowe koleżanki (dotychczas chodziłemdo szkół męskich) i kolegów. Niemniej czas nie sprzyjał zawiązywaniuprzyjaźni. Początkowo trzymaliśmy się razem z Budzyńskim. Z tychkilkudziesięciu nowych znajomych najgłębiej w serce zapadli mi AndrzejBilwin, Rysio Cierpiał i Franek Skórka. Już nie żyją. Andrzej Bilwinna pewno byłby świetnym teatrologiem, jego praca magisterska natemat teatrów objazdowych była w tamtych czasach pionierska. Cierpiałumarł na posterunku, ucząc polskiego na rodzinnym Śląsku. Z Frankiemprzez pewien czas byłem skłócony, nie mogłem pogodzić się z tym, żezmienił nazwisko na Franz Skorka. Zamieszkał w Niemczech, pozostałjednak socjaldemokratą. Na szczęście pogodziliśmy się, na kilka miesięcyprzed śmiercią odwiedził mnie, zobaczył dzieci i wnuki. Z czwartym kolegą,Jasiem Majdą, ojcem chrzestnym mojego Wojtka, do dziś pozostajęw najlepszych stosunkach*. I tyle, taki jest bilans czterech lat siedzeniaw starych, solidnych ławkach z ponad setką rówieśników.Miałem jednakże dużo szczęścia, dostałem się na studia w momencie,kiedy kończył się stary świat uniwersytecki, zaczynał nowy, jak toteraz widzę, nie na miarę moich marzeń i potrzeb. Wykładało jeszczekilku wybitnych polonistów. W następnych dziesięcioleciach zburzonohierarchię, fundując pezetpeerowskie „docentury marcowe” i solidarnościoweprofesury uczelniane.Przez cztery lata byłem pod silnym wpływem Zenona Klemensiewicza,poznałem pod jego kierunkiem wszystkie dziedziny językoznawcze:opisówkę, historyczną i historię języka. Po ukończeniu studiówjeszcze przez rok uczęszczałem na seminarium dla wolontariuszy,poświęcone badaniu składni języka poetyckiego. Bardzo mi się to terazprzydaje, kiedy czytam współczesnych poetów, coraz częściej con amore,ponieważ nie mam ani gdzie, ani z kim dzielić się swoimi wrażeniami.Profesor Klemensiewicz na swoich wykładach i seminariach zawsze mawiał,że nauka wymaga poświęcenia i bezinteresowności. Pamięć tychadhortacji pomaga mi przeżyć trudne czasy! Profesor imponował mi nietylko wiedzą, krasomówstwem i umiejętnościami dydaktycznymi. Byłnonkonformistą. Zdobył się na przykład, gdy nikt nie ośmielał się kwestionowaćZMP-owskiej pajdokracji, przyjść na wykład i rozpocząć odpublicznego wywołania do odpowiedzi jednego z aktywistów, WładysławaLoranca, dlaczegóż to nie przedstawia postulatów zainteresowanemuprofesorowi, tylko peroruje na jakichś ,,produkcyjnych naradach’’. Byłdowcipny. Wszyscy wiedzieli, że nie znosił niepunktualności, na kilkaminut przed jego wykładem zajmowaliśmy swoje miejsca, a Profesorawitaliśmy powstaniem. Jednego dnia profesor Klemensiewicz na dobrezagłębił się w jakieś detale gramatyki opisowej, kiedy otwarły się drzwido sali 22. Klemensiewicz gwałtownie się obrócił, potrząsając pięknągrzywą siwych włosów. Wszyscy zamarli, oczekując piekielnej awantury.We drzwiach stał Saleh, Jordańczyk, pierwszy student z III Świata napolonistyce. Zanim Profesor wybuchnął, Saleh wykrztusił: – Ja jestemArab... – Profesor Klemensiewicz roześmiał się i powiedział: – Ależ proszębardzo, proszę wejść, pan może wchodzić o każdej porze...Z szacunkiem i miłością odnosiliśmy się do Juliusza Kleinera. Miałpiękne wykłady w sali 17. Przychodzili na nie panie i panowie z mia-60 61
sta. Wchodził utykając, siwiuteńki. O ile dobrze pamiętam, Jasio Majdapodbiegał i pomagał mu się rozebrać, wieszał płaszcz, kapelusz i laskęna wieszakach koło drzwi. Kleiner stawał na katedrze, chwila skupieniai następował zawsze efektowny początek wykładu, np: ,,Z uśmiechem naustach przyszedł na świat książę biskup warmiński...’’. W pierwszych latachpracy często przynosiłem Profesorowi książki do Jego mieszkania naStraszewskiego, podziwiałem Jego bibliotekę, wtedy Profesor powiedziałmi, że i tak jeszcze nie przeczytał wszystkiego, co powinien. Profesorowanatomiast, kiedy wspominałem te niezapomniane i bezprecedensowewykłady, wyjawiła mi, że przed każdym pójściem na uniwersytet mążodbywał próbę generalną przed lustrem. Do dziś uważam, że nikt lepiejod Profesora nie znał romantyzmu. Chciałem napisać: – nie zna. Przeczytałemw latach studiów wszystkie Jego książki na temat Mickiewicza,Słowackiego i Krasińskiego. Do monografii Słowackiego nie zniechęciłmnie nawet wstęp, gdzie Kleiner napisał, że autor „Kordiana” żądał odPolaków tego samego co Piłsudski, to znaczy: „duszy anielskiej”. A niebyłem wtedy, jak dzisiaj, sympatykiem Marszałka. Z profesorem Kleineremmożna było porozmawiać ma każdy temat. Zapytałem go kiedyś, cosądzi o powieściach socrealistycznych. Odpowiedział trochę zasmucony,że bez wyraźnej szkody estetycznej mogę przeczytać tylko „Węgiel”Ścibora-Rylskiego. Zawsze precyzyjnie wyrażał swoje opinie. Wówczasdyskutowano książkę Stefana Żółkiewskiego „Spór o Mickiewicza”.Profesor ocenił ją zwięźle, łamiąc uniwersyteckie decorum.Nie wiem, czy wszyscy wiedzą, że, jak wielu wybitnych Polaków,profesor Kleiner ma dwa groby. Pochowano Go w Alei Zasłużonychna Cmentarzu Rakowickim. Rychło się okazało, że Zarząd Cmentarzastawia rodzinie warunki, których ona nie może spełnić: zabronionopostawienia krzyża. Rodzina ekshumowała Profesora i wystawiła Mugrobowiec z symboliką religijną obok Alei Zasłużonych. Co roku tamjestem i zapalam znicz nie tylko za bardzo dobrą ocenę na egzaminiez oświecenia i romantyzmu. Chodzę tam z dziećmi i wnuczętami, późniejbędą chodziły same.Najwyższą ocenę podczas studiów uniwersyteckich postawił miStanisław Pigoń: plus bardzo dobrze. Początkowo jednak nie należał domoich ulubionych wykładowców, chociaż ceniłem Jego rzeczowe podejściedo przedmiotu. Przez całe zawodowe życie starałem się go pod tymwzględem naśladować. Pod koniec jednego wykładu zaskoczył mnie, ponieważodbiegł od tematu, co Mu się nigdy nie zdarzało, i powiedział, żeto może jeden z ostatnich. Dowiedziałem się, co miał na myśli dopierorok temu, kiedy przeczytałem w „Arcanach” „Projekt reformy personalnejpolonistyki uniwersyteckiej”, opracowany przez Stefana Żółkiewskiegow 1950. Tam przy nazwisku Profesora jest krótki werdykt: „nie przestawisię, należy go odsunąć od pracy uniwersyteckiej, przy filologicznej pracyedytorskiej będzie cenny”.Profesora Pigonia poznałem bliżej kilka lat później, gdy jako sekretarzredakcji „Ruchu Literackiego” przynosiłem Mu do akceptacji materiałydo każdego numeru. Profesor mieszkał na Alejach Słowackiego,był już ciężko chory, w niektóre dni musiał leżeć i pracował w łóżku.Ogłuchł prawie całkowicie. Kiedy spotkałem Go na korytarzu BibliotekiJagiellońskiej i chciałem zamienić parę słów na temat bieżącego numeru„Ruchu Literackiego”, powiedział stentorowym głosem: – Dobrze, alemusimy mówić cicho, żeby nie przeszkadzać pracującym. – Tak głośnochyba wydawał komendy, gdy dowodził pociągiem pancernym podczasobrony Warszawy przed bolszewikami.Materiały do „Ruchu Literackiego” zawsze wracały skrupulatniepoprawione i z komentarzami na małych karteczkach. Profesor pisałwyraźnymi, ale drobnymi literami. To był mój drugi uniwersytet, możenawet ważniejszy od pierwszego.Czasami udawało mi się rozmawiać z Profesorem na inne tematy.Pamiętam, jak po moim powrocie z Wilna wypytywał o wrażenia, kazałszczegółowo opowiadać o stanie Biblioteki Wróblewskich, o znajomychbadaczach i pisarzach litewskich, zwłaszcza tłumaczach polskich romantyków.Doszło wtedy do wymiany poglądów. W Wilnie zapoznałem sięz materiałami o działalności spiskowej Kraszewskiego w okresie powstanialistopadowego, a następnie swoistej palinodii powieściopisarza, kiedyw liście do Dołgorukowa nazwał swoją konspirację błędem młodości.Profesor Pigoń nie chciał zrazu zgodzić się na publikację mojej pracyz powodów społeczno-narodowych. Przypomniałem mu, że w latachprofesury w Wilnie ogłosił rewelacyjne materiały z procesu filaretów.Zgodził się na druk mojego drobiazgu! Innym razem zapytałem Go, czywzorem innych krakowskich profesorów wycofa swój podpis spod listu34. Odpowiedział, że nie, a w ogóle nie zamierza protestować przeciw-62 63
- Page 1 and 2: Jacek KajtochJacek KajtochWspomnien
- Page 3 and 4: Jacek KajtochWspomnieniai polemikiK
- Page 5 and 6: Czy zostałem tym,kim chciałemMam
- Page 7 and 8: Miałem też w swojej - pożal się
- Page 9 and 10: że pracował u Gebethnera i Wolffa
- Page 11 and 12: katalogów. Gdyby nie zawodowa uczc
- Page 13 and 14: „Panoramy myśli współczesnej
- Page 15 and 16: Literackiego pod tytułem „Starty
- Page 17 and 18: Marka Nowakowskiego. To był wedle
- Page 19 and 20: chę poety i kabareciarza, gawędzi
- Page 21 and 22: kilku z obecnych nie zgłosiło akc
- Page 23 and 24: IILEKCJA POLSKIEGO - „PLAKAT“ S
- Page 25 and 26: oraz wykładowcy na WSP i UŚ w Kat
- Page 27 and 28: jest wojna domowa, poznałem ślep
- Page 29 and 30: jaźń, która sprawdza się w cię
- Page 31: ukowej. Mogę dziś wyznać, że do
- Page 35 and 36: się wziąć udział w manifestacji
- Page 37 and 38: Po blisko dziesięciu latach Komite
- Page 39 and 40: gdy nie burzyć, łączyć, broń B
- Page 41 and 42: i na połączonym posiedzeniu rad w
- Page 43 and 44: wersalnym - zwracają na siebie uwa
- Page 45 and 46: 13.Orientacyjne dane techniczne:For
- Page 47 and 48: październikowego. Te trzy-cztery m
- Page 49 and 50: W Krakowie udział w tym dziele mia
- Page 51 and 52: kuły programowe, będziemy z nich
- Page 53 and 54: Na marginesie publicystykip. Aleksa
- Page 55 and 56: Ten kuriozalny tekst wywołał obur
- Page 57 and 58: Prawdopodobnie bez konkretnego powo
- Page 59 and 60: Inne kłamstwa są jeszcze bardziej
- Page 61 and 62: dowodziłby powstaniem wielkopolski
- Page 63 and 64: został posłem na Sejm i I sekreta
- Page 65 and 66: Miał rację Andrzejewski, że w ś
- Page 67 and 68: „Doświadczyłem wielkiej klęski
- Page 69 and 70: yzmu, traktowania literatury jako s
- Page 71 and 72: tą pracę, jak pan to pojęcie wid
- Page 73 and 74: Przygoda z „Wybiórczą...”Pomy
- Page 75 and 76: niów, wydanej w 1984 r. i w 1989,
- Page 77: Spis treściWspomnieniaCzy zostałe