11.07.2015 Views

Jacek Kajtoch: Wspomnienia i polemiki - Anna Kajtochowa

Jacek Kajtoch: Wspomnienia i polemiki - Anna Kajtochowa

Jacek Kajtoch: Wspomnienia i polemiki - Anna Kajtochowa

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

działu Dziennikarskiego Uniwerstytetu im. Łomonosowa. Chcieli zobaczyćprogram studiów. Według mnie był jak na tamte czasy nowoczesny,dużą rolę w jego opracowaniu odegrał prof. Walery Pisarek. Jeden z gościzainteresował się wykładem i ćwiczeniami z prawa komunikowania masowego(wykładał mec. Jerzy Parzyński). – Co to jest prawo komunikowaniamasowego? – ja nędzną ruszczyzną tłumaczę. Gość się zdenerwowałi mówi: Żadne prawo komunikowania masowego nie jest potrzebne,dla dziennikarza jedynym prawem są dyrektywy partyjne.Rektor Karaś wpadł na pomysł, żeby prominentom krakowskiejprasy przyznać tytuły magisterskie na podstawie twórczości publicystycznej.Studiowali, ale nie mieli wytrwałości i dyscypliny wewnętrznej,koniecznej do zwieńczenia kilku lat studenckich – magisterium. Powołanokomisję, której przewodniczył Dziekan Wydziału Filologicznego,doc. Jerzy Rusek, a ja byłem członkiem. Daliśmy magisteria znanymosobom, mój podpis figuruje m. in. na protokole wieńczącym edukacjęMacieja Szumowskiego, Andrzeja Urbańczyka i kilku innych. Był to jedenz najbardziej szokujących pomysłów rektora Karasia.Na swoich uczniów nie narzekam, dobrze się wspominamy. Tylkojeden magistrant mnie zawiódł: Andrzej Urbańczyk, kiedy na początku1990 roku został redaktorem naczelnym „Gazety Krakowskiej”, od razuodebrał mi rubrykę „O autorach i książkach”, którą prowadziłem przezosiem lat (oczywiście na wierszówce). Chciał się chyba uwiarygodnićw oczach opcji, która nie podzielała moich poglądów na literaturę, społeczeństwoi politykę. Ale bezskutecznie, nie uwierzono mu, po kilkutygodniach opuścił gabinet, a wymówienie wręczono mu również w nienajlepszym stylu. Na schodach!Prawdopodobnie nikt nie wie, że mogłem zostać sekretarzem redakcji„Życia Literackiego”. Tak jest! Złożył mi taką propozycję WładysławMachejek w marcu 1981 roku. Odmówiłem grzecznym listemz 17 III 1981, który w całości przytoczę:„Szanowny!Przez kilka dni myślałem o propozycji przejścia na sekretarza „ŻyciaLiterackiego”. Jeszcze raz dziękuję za pamięć. Niestety, nie mogę jejobecnie przyjąć. Lekarz stanowczo odradza mi przerwanie kuracji. Jakwspominałem, od 10 II jestem na rocznym urlopie dla poratowaniazdrowia. Szkoda, że nikt nie pomyślał o takiej ofercie kilka lat wcześniej,kiedy cechował mnie formalnie głód pracy i aktywności społecznej.Teraz wypaliłem się.Z pozdrowieniami <strong>Jacek</strong> <strong>Kajtoch</strong>”Wracam do pytania: byłem publicystą, czy nie? Zrealizowałem zamiary,czy nie? Współpracowałem z kilkoma gazetami i czasopismami(o redagowaniu „Zebry” pisałem poprzednio), napisałem kilkaset, a możewięcej artykułów i recenzji. Dopiąłem swego, chociaż nigdy nie miałemw kieszeni legitymacji prasowej i nie należałem do SDP. Dzięki Bogu,byłbym w 1990 roku wystawiony na targ i sprzedany wraz z tytułem. Nielubię takich sytuacji.2Na studiach ożeniłem się i zostałem ojcem (córka Marta, dziś Belowa).Żona co prawda miała etat w „Gazecie Krakowskiej”, ale jej sytuacjanie była najlepsza. Źle wyszła za mąż! Na jakiejś naradzie przywitałasię z Bolesławem Drobnerem, a wtedy, zresztą i dzisiaj, nie było zwyczajupodawać publicznie ręki ludziom nie na topie. Nie rozmawiałem z niąna ten temat, ale głos wewnętrzny mi mówił, że długo ona na Wielopolunie pozostanie: była za szczera, zbyt naiwna, zbyt poważnie podchodziłado swoich obowiązków. Za kilka lat tak właśnie się stało, została zwolnionapod zarzutem wyznawania „światopoglądu drobnomieszczańskiego”(taki mniej więcej zarzut postawiono w „Nowych Drogach” czy „ŻyciuPartii”). Nigdy nie miała odzyskać stanowiska pierwszoplanowegow prasie, co nawiasem mówiąc aktualnie oceniam pozytywnie, nie stałasię tym, kim jej koleżanki i koledzy, opublikowała jedenaście książek,a – da Bóg! – będzie więcej.Przed zwolnieniem urodziła syna (Wojciech, od roku adiunkt UJ.)Nie mogłem zostawić jej samej z tą parką. Zrezygnowałem z wyjazdu doParyża (zostałbym lektorem na Sorbonie, mój zwierzchnik jest profesorem„belwederskim”).Musiałem starać się o jakieś stałe zajęcie, najlepiej – zgodne z moimizainteresowaniami. Poszedłem do Aleksandra Słapy, dyrektora WydawnictwaLiterackiego. Niewiele o nim wiedziałem. Ktoś mi powiedział,12 13

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!