WOKÓŁ UCZELNISpotkanie z prof.Stanisławem Kaflem,przedstawicielem FAO– Rzym82fot. archiwumprof. W. Deptułyuczelnia wypełnia swoje posłannictwo badawcze.Uniwersytet to przede wszystkim ludzie, szczególnieci, którzy wykazują chęć działania i od nich wielezależy: od ich wiedzy, stawianych sobie zadańi rozliczania się z nich. Moja obecna ocena naszegouniwersytetu to dostateczny plus. Zauważam nanaszej uczelni braki naukowe, w tym niedociągnięciaw zakresie działań zmierzających do podniesieniapoziomu nauki. Uprawianie i kultywowanienauki wymaga wiele energii i zdolności, a dydaktykapochłania pracownikom chyba zbyt wiele siły,może nawet umniejsza ich ideały.Istotny jest fakt, że z ośrodka szczecińskiegonie mamy ani jednegoprzedstawiciela w Polskiej AkademiiNauk, mam wrażenie, że wielkieosiągnięcia naszych pracownikównaukowych są niedoceniane. Niestety,także w nauce obecna jestpolityka, która utrudnia „wybiciesię” poza Szczecin.Według mnie ważna jest teżpraca ze studentami. My, jako profesorowie,musimy wychwytywaćnajzdolniejsze jednostki, ale dotego należy stworzyć odpowiednisystem, który – w mojej ocenie –jeszcze nie istnieje. Trzeba, by odnas samych i od studentów więcejwymagać. Trzeba szanować studentówi młodych adeptów nauki,trzeba dać im serce, a nie przychodzićnp. na wykład z pożółkłymi kartkami i z wiedzą,którą student może posiąść czytając książkęw bibliotece. Wykład to musi być spotkanie z mistrzem.A.H.: Odbył Pan kilka zagranicznych staży i miałPan okazję przyjrzeć się pracy nad znanymiPanu zagadnieniami w kilku państwach. Jakieróżnice w podejściu do edukacji zaobserwowałpan za granicą?W.D.: Kraje zachodnie mają bez wątpienia lepsząorganizację pracy i jej dyscyplinę. W czasach, kiedybyłem na stażach, nasze państwo różniło się od innychchoćby w wysokości funduszy przeznaczanychna badania. Teraz na szczęście już się to wyrównuje.Naukę polską od europejskiej odróżnia to, że wielez naszych osiągnięć idzie „na półkę”. „Na zachodzie”nikt nie żałuje pieniędzy naukowcom, ale ich badaniamuszą być przydatne w praktyce lub przyczyniaćsię do tworzenia nowych teorii. Uważam też, że polskienauki humanistyczne są niedoceniane, możedlatego, że w dobie globalizacji nikogo na świecienie interesuje historia poszczególnych narodów. Jeślichodzi o fizykę czy chemię, to jesteśmy w środkupierwszej ligi, ale w pozostałych naukach – w drugiej,trzeciej lidze. A w ekstraklasie nie ma nikogo.Chyba że są to pojedyncze osoby, które zostały„wchłonięte” przez organizatorów nauki światowej.U nas wprawdzie FNP daje stypendia „powrotu dodomu”, wtedy naukowcy dostają tyle pieniędzy, żespokojnie wystarcza im na badania, ale są to pojedynczejednostki. Dobrze jednak, że są takie próby.A.H.: Jest Pan nie tylko znanym naukowcem, aletakże osobą znaną ze swych działań popularyzatorskich.W jaki sposób chciałby Pan zachęcićmłodych ludzi, by wybierali jako przedmiotswoich zainteresowań immunologię?W.D.: Jestem człowiekiem, który ma w sobiepasję. Wydaje mi się, że immunologia, czyli naukao odporności, pokazująca, dlaczego jedni ludziechorują, a inni nie, mimo że stąpają po tej samejziemi, jest naprawdę interesująca. Wydaje mi się, żemłodzież ma w sobie coś takiego, że można ich porwać,a immunologia może sprawiać ulgę człowiekowii ulepszać jego życie. Stąd immunologia możezafascynować młodych ludzi, a to oni właśnie mogąpopchnąć naukę naprzód. To, co obecnie wiemy, totylko kawałek tajemnicy wydartej naturze. Myślę, żeimmunologia to nauka dla tych, którzy są przygotowani,by tę tajemnicę posiąść. Inny powód potencjalnegozainteresowania jest taki, że moja ukochanadziedzina nauki od dwudziestu lat wciąż jest „natopie”. Co pewien czas życie i przyroda przypomina,że potrzebujemy wyników badań z tej dziedziny.Gdyby np. lekarze i pracownicy naukowi wiedzielidziś więcej z zakresu immunologii, nie byłoby chociażbytakich niekorzystnych „przepychanek”, jakdziś przy szczepionce na grypę w Polsce.A.H.: Jak Pańskie badania biologiczne mogłybywpłynąć na życie zwykłego człowieka?W.D.: W obecnym czasie poświęcam swojebadania dwóm zarazkom: RHD – czyli wirusowipowodującemu pomór królików, czynnikowi, któryprzy bliższym poznaniu jego oddziaływania naukład immunologiczny stworzy podstawy do poznaniapatogenezy wirusów gorąc<strong>zek</strong> krwotocznych,np. wirus Ebola, oraz chlamydiami, które sąniezwykle niebezpieczne dla ludzi i dla zwierząt,a przy których nie opracowano jeszcze immuno-
WOKÓŁ UCZELNItypów, tj. szczepów, które „szeregują” te zarazki,które z nich nadają się do stosowania w szczepionceprzeciwko tym bardzo powszechnym infekcjomwystępującym od wieków, często w postacibezobjawowej, głównie u ludzi. Te infekcjeobecnie stwierdza się u prawie 60% kobiet, około40% mężczyzn i około 30-40% dzieci. Próbujemytakże zgłębić tajemnicę przełamywania barierygatunkowej, czyli przechodzenia pewnych wirusówz jednego gatunku na drugi, i stąd badamym.in. EBHS, bo to tłumaczy, dlaczego np. wirusgrypy H1N1 jest tak niebezpieczny. Wiemy, że makilka komponent, jako że kolonizując makroorganizmyptaków, świń i człowieka, „zabiera” od ichwirusów pewne części, stąd jest tak bardzo groźny,bo niejednorodny, a nasz organizm nie potrafi„szybko” wytworzyć przeciwko niemu substancjiodpornościowych.A.H.: Bardzo bliska jest Panu tematyka badańnad zwierzętami. Czy uważa Pan je za etyczne,czy też nie?W.D.: Nie uważam tych badań ani za etyczne,ani za nieetyczne. By przybliżyć moje rozumowanie,trzeba odpowiedzieć na następujące pytania:„Czy warto uśmiercić zwierzę w imię zgłębieniawiedzy? Czy może lepiej oszczędzić tych kilkaosobników kosztem braku postępu?”. Wierzę, żewyniki moich kilkuletnich obserwacji dają podbudowęteoretyczną do pewnych zagadnień i dlategouważam, że mniejszym złem jest uśmiercenietych zwierząt (królików). Czynimy także wszystko,aby te istoty podczas naszych doświadczeń jaknajmniej cierpiały. Wszystkie doświadczenia prowadzimydo pojawienia się pierwszych objawów,a potem przeprowadzamy eutanazję. Jestem pr<strong>zek</strong>onanyjako człowiek, pracownik naukowy, lekarzoraz biolog, że te badania dają więcej plusów niżminusów, które przynoszą cierpienia zwierząt. Jeżelibędę miał inne pr<strong>zek</strong>onanie, wycofam się.A.H.: Działa Pan również w zakresie popularyzacjisportu. Jakie ma Pan pomysły na poprawęaktywności fizycznej społeczeństwa?W.D.: Naszemu społeczeństwu jest brak świadomości,czego przykładem są złe nawyki. W sobotęczy niedzielę wolimy położyć się na kanapiei to jest nasz relaks, a lepsze skutki dałby np. spacer.W młodości sam byłem bardzo aktywnym fizyczniesportowcem i tak już zostało. Mamy szczęście, że nanaszym uniwersytecie istnieje Instytut Kultury Fizycznej,a studenci przychodzą do instytutu z mocnąmotywacją „ćwiczenia” ciała i w ten sposób podnosząpoprzeczkę nam wszystkim. Kiedyś na WydzialePrawa zlikwidowano wychowanie fizyczne,co, moim zdaniem, było bardzo niedobre. A jednakmimo to studenci tego wydziału wygrywali zawodyw koszykówkę, a więc jakby inny dowód, że ćwiczeniato raz, a zdolności to drugie (śmiech).A.H.: Czy łatwo Panu pogodzić tak wiele obowiązków,w tym pracę na rzecz US?W.D.: Łatwo. Bo jestem entuzjastą, człowiekiemszczęśliwym i spełnionym. Oczywiście chciałbymnp. mówić w trzech językach i w nich wykładać.Ale wtedy możliwe, że nie mieszkałbym w Polsce,bo ambicja by mnie rozpierała. To mogłoby spowodować,że jeszcze więcej czasu spędzałbymna uczelni. A ja obecnie twierdzę, że człowiek niemoże tylko pracować, musi też mieć czas na poprawęswojego ducha i życia pośród ludzi – rodziny.Ale wracając do pytania, to stwierdzam, że pracana rzecz US to dla mnie przyjemność. Co ważne,mam świadomość, że US mnie dobrze przyjął, więcja próbuję to odpracować i oto kilka przykładów.Jako szef katedry robię wszystko, by była ona dobrapod względem naukowym i dydaktycznym.Obecnie zespół prowadzi nie tylko badania z zakresuimmunologii czy wirusologii, ale wprowadziliśmytakże metody biologii molekularnej, którewymagają właściwego osprzętowania, które trzebaProf. W. Deptuła z zespołemfot. archiwumprof. W. Deptuły83