10.07.2015 Views

merze „Przeglądu…” dotyczy statusu studentów studiów II

merze „Przeglądu…” dotyczy statusu studentów studiów II

merze „Przeglądu…” dotyczy statusu studentów studiów II

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

uczelni, której – na dobrą sprawę – nawet nie wypadamu krytykować. Za studentami nie przepada,choć nie da się ukryć, że częściowym powodem tejniechęci jest przecież głęboko skrywane poczuciewspólnoty doświadczenia. Wykładowców za to, owszem,ceni, ale w nieco bojaźliwy i podszyty odrobinązazdrości sposób; chciałby być kiedyś jednym z nich,sęk w tym, że niekoniecznie tak się stanie – nad muramiuniwersytetu unosi się już bowiem damoklesowymiecz niżu demograficznego. Doprawdy, ktośmógłby powiedzieć – doktorant to postać wybitniesmutna. Tak właśnie rodzą się przewlekli frustraci.Na szczęście nie jest chyba z nami aż tak źle.Oczywiście – w żadnym wypadku nie możemyprzejść do porządku dziennego nad wymienionymiprzed chwilą patologiami. Defekty te, coraz bardziejuciążliwe, mają głównie charakter systemowy i dadząsię dzięki temu usunąć przez zmiany dokonywanew obrębie instytucji. Są to sprawy naglącei powszechnie komentowane, jednak warto zauważyć,że ze studiów trzeciego stopnia może wyniknąćrównież coś dobrego. Bo w istocie mają one kilkaniezaprzeczalnych zalet.Stare i nowe wyzwaniaPrzede wszystkim: jakkolwiek naiwnie by to niebrzmiało – studia doktoranckie są przedłużeniemjednego z przyjemniejszych okresów życia. Pomijamtu sprawy przyziemne; nie w tym rzecz, że studia toprzygoda towarzyska i podróż koleją za pół ceny(choć są również i tym), mam je raczej na myśli jakookres intelektualnego pobudzenia.Trzeci stopień uniwersyteckiej edukacji dajew tej perspektywie wciąż to, co humaniści cenią najbardziej,a nawet więcej: kolejne lektury, intensywnepolemiki. Dodatkowo – zajęcia w roli wykładowcy,które są zupełnie nowym jakościowo typem intelektualnegodoświadczenia. Próba przekazania czegośstudentom (oraz, co nie wszystkim wydaje się takieoczywiste, nauczenia się czegoś od nich) wymagawykształcenia w sobie zupełnie innych nawykówi innego podejścia do pracy niż wszystko to, co dotądsprawdzało się po przeciwnej stronie barykady. Ponadto– rzecz wcale niemarginalna – pomaga spojrzećkrytycznie na samego siebie.Szkoła samodzielnościChoć uczestnik studiów doktoranckich uczęszczana wykłady i ćwiczenia również jako słuchacz –to stanowi to jedynie fragment wymaganej od niegoaktywności. Prowadzenie badań wymaga nie tylkowiedzy i warsztatu, ale również samodzielności, pomysłowościoraz – last but not least – interdyscyplinarnegotemperamentu. Szczególnie właśnie „intelektualnekłusownictwo”, jak zwyczaj zapuszczaniasię do nie swoich naukowych ogródków nazwał kiedyśClifford Geertz, jest na studiach doktoranckichcoraz bardziej w cenie – i widać to w sylabusach,tematach prac i programach konferencji. Doktorancisą z zasady mniej skrępowani instytucjonalnymi podziałami,dzięki czemu powoli zaczynają krążyć pomiędzywydziałami, zaglądać na „cudze” konferencje,poszukiwać osobliwych kontekstów dla swojej pracy,słowem – korzystają z całkiem sporej wolności.Ważna tradycjaWreszcie: kwestia współpracy z promotorami. Faktemjest, że w wyniku drastycznego przyrostu liczbystudentów ich więzi z naukowymi opiekunami straciłyswój dawny charakter. Przemysłowy sposób działaniauczelni rzeczywiście odbił na nich swoje piętno, co musibyć o tyle bolesne, że relacja uczeń-mistrz była przecieżod zarania uważana za fundament akademii (także jakota, która często prowadziła do intelektualnego ojcobójstwa– w tej możliwości również tkwiła jej wartość).Trudno podważać diagnozy mówiące o jej erozji;niemniej jednak to właśnie studia trzeciego stopniamogą jej nie ulec. Mimo że doktorantów jest z roku narok coraz więcej, prawdopodobnie długo jeszcze niebędzie dochodziło do znanych nam aż nazbyt dobrzesytuacji, gdy promotorzy prowadzą jednocześnie dziesiątkirozpraw magisterskich i licencjackich. Mamy więcokazję zachować coś ważnego i, jak się wydaje, wciążw procesie edukacji niezastąpionego – nastawiony naindywidualny rozwój model pracy z wykładowcą mentorem.W tym sensie – ujmując rzecz nieco pompatycznie– studia doktoranckie mają dla uniwersytetu rolęocalającą.Ale: co dalej?Tego pytania, niestety, uniknąć się nie da. Jak sięrzekło, studia trzeciego stopnia – dobre czy złe – nie powstałypo to, aby wszyscy ich absolwenci zasilili kadryakademickie, ba, w obecnej sytuacji demograficznejbędzie to prawie na pewno przywilej nielicznych z nich.Spora część z nas może jeszcze pozwolić sobie na „służbęmuzom” – dzięki całkiem niezłym stypendiom, częśćłączy studia z pracą zawodową, inni na rozmaite sposobyjakoś wiążą koniec z końcem, w czym, nawiasemmówiąc, mają z pewnością udział pospołu najbardziejcierpliwi z naszych rodziców i podatnicy.Co jednak potem? Lub inaczej: czemu właściwiestudia trzeciego stopnia mają służyć? Poza nielicznymiprzypadkami realnych profitów ze zrobienia doktoratu– tak jest np. z możliwością nauczycielskiego awansuzawodowego – korzyści dodatkowych czterech latz nosem w księgach wydają się dyskusyjne. W czasach,kiedy już pierwsze roczniki studentów namawiane sądo intensywnych praktyk zawodowych (a niedługo zapewnebędą robić to licealiści), pięknoduch z tytułemdoktora uzyskanym nawet na najlepszej uczelni wyglądaw oczach pracodawcy po prostu blado.Niepewna przyszłośćCo więc będziemy robić za kilka lat? Wybór jednegoz nieścisłych kierunków studiów jest dziś uważanyza oznakę słabości; studia humanistyczne – wyjąwszymoże prawo – raczej nie kojarzą się ze statusem społecznymi podnoszeniem PKB, co zresztą doskonalewyczuwa się w potocznym dyskursie, w którym wzoremcnót jest zdolny informatyk zakładający portalspołecznościowy lub inżynier patentujący przebieglekolejny „rewolucyjny” wynalazek (tylko chyba niecodwuznaczne postaci copywritera i dziennikarza wdarłyTEMAT NUMERU17

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!