merze âPrzeglÄ duâ¦â dotyczy statusu studentów studiów II
merze âPrzeglÄ duâ¦â dotyczy statusu studentów studiów II
merze âPrzeglÄ duâ¦â dotyczy statusu studentów studiów II
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
TEMAT NUMERUACT_0168fot. mandarynka18się do współczesnej ikonografii sukcesu, co jest zresztącoraz mocniej wyczuwalne w aspiracjach studentów).Nikt nie ma złudzeń – poświęcenie się filologii czy filozofiiraczej nie jest najprostszą drogą do osiągnięciadobrobytu.Więc co się w ten sposób osiąga? Można by gładkosię prześlizgnąć nad tym problemem uznając, żektoś przecież musi przechować tzw. wartości humanistyczne– i to właśnie nam, doktorantom, przypadław udziale ta doniosła rola. Będziemy więc owe wartościpielęgnować ofiarnie, a ofiarność dla wielu z nasoznacza chyba: robienie zakupów w dyskontach (a niew ekologicznych marketach), podkradanie gazet z bibliotek(a nie czytanie ich na iPadzie) i jadanie w barachmlecznych (w których, jak powszechnie wiadomo, niepodaje się sushi). Oraz, oczywiście, wertowanie opasłych,ezoterycznych tomisk zapisanych greką i łacinąprzez naszych wielkich przodków.Humaniści (nie)użyteczni?Radziłbym jednak nie sugerować się podobnymikliszami. Po pierwsze, czynią one z konieczności cnotę– trudno przecież powiedzieć, że wszyscy doktorancito rozpaleni wewnętrznym płomieniem idealiści orazże akt wyboru studiów porównać można z wejściemdo klasztoru. Decydujemy się na takie czy inne drogiedukacji z różnych pobudek, poczucie misji zaś nie jestchyba – przynajmniej statystycznie rzecz biorąc – najważniejsząz nich. Po drugie – opinie takie zamieniająwydziały humanistyczne w oddziały cywilizacyjnej geriatrii,a młodych humanistów – w społecznych inwalidów.Następnym krokiem po nich będzie przekonanie,że należy nam zafundować kursy obsługi komputera.Albo łaskawie przyznać renty.W efekcie kultywowanie takich stereotypów wydawaćsię może czasami, że pielęgnujemy umiejętnościcoraz mniej przydatne, a nawet – jeśli wziąć pod uwagępotrzeby rynku i społeczeństwa – niemal szkodliwe.Niektórzy zresztą nie krępują się mówić o tymwprost. Gdy okazało się w tym roku, że fundowaneprzez Prezydenta Szczecina pokaźne stypendia dlastudentów i doktorantów z zasady nie będą przyznawanehumanistom, przedstawiciel magistratu uzasadniłtę decyzję tym, że nie są oni istotni z punktu widzeniagospodarczego rozwoju miasta i nie poszukuje sięich na rynku pracy.To zdumiewające stwierdzenie aż nadto dobitnieujawnia stan umysłu urzędników, ale sporo mówi równieżo potocznej opinii na temat tego, czym zajmująsię – i po co są – humaniści.Wbrew takim stereotypom uważam, że nie grozinam ugrzęźnięcie w skansenie. Ostatnie pokoleniaadeptów humanistyki jednak, z doktorantami na czele,muszą nauczyć się żyć w innym niż ich poprzednicyświecie. W świecie tym, ujmując rzecz skrótowo,nie jesteśmy już dzięki tytułom naukowym posiadaczamitajemnej i jedynej wiedzy, nie możemy więcspoglądać na innych z dystansu kultury wysokiej,obiektywnej filozofii czy naturalistycznie pojętychnauk społecznych. Eskapizm nie jest już sposobem naniezależność. Nasz ogląd powinien być podwójny: nieuciekając przed technologią, musimy zdawać sobiesprawę z jej niebezpieczeństw, nie przekreślając kulturypopularnej i masowej powinniśmy znaleźć sposobyna jej krytyczne badanie, nie rezygnując z polityki– musimy uważać na ideologiczne pułapki, itd.Wydaje mi się, że dobrze (podkreślam kwestięjakości) zaplanowane humanistyczne studia doktoranckiemogą wypuścić na świat takich właśnie absolwentów– jednocześnie krytycznych i zaangażowanych,zaopatrzonych w solidną wiedzę – ale i możliwieelastycznych. Takich umiejętności – myśl tę dedykujęrządzącym Szczecinem – nie dostarczą już mocnowyspecjalizowane politechniki czy uniwersytety techniczne,a w rzeczywistości, którą Zygmunt Baumannazwał „płynną nowoczesnością”, mogą one okazaćsię bezcenne. I to nie tylko po to, żeby sprawnie unosićsię na fali, ale również – a może szczególnie – abyświadomie wybierać kierunek. A czasami popłynąćnawet pod prąd.