28.09.2015 Views

WEATHER STATIONS

1YKnvvf

1YKnvvf

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Przez moment byłby lekko rozczarowany, po czym by się ożywił.<br />

– Jutro. Może jutro.<br />

Po zlustrowaniu nieba poszedłem przez piaskowe wydmy wzdłuż plaży do miejsca,<br />

gdzie według Jacka na pewno wróci ptak. Nie było go. Odwróciłem się w stronę domu i<br />

zobaczyłem kogoś daleko na plaży, kogoś, kto się ode mnie oddalał. Zdziwiłem się, gdy<br />

rozpoznałem jego szczupłą sylwetkę. Byłem pewien, że to Jack. Podniosłem lornetkę do<br />

oczu. Zmierzał w stronę plaży do surfowania.<br />

Pobiegłem za nim, wołając:<br />

– Jack! Jack!<br />

Odwrócił się dopiero, gdy prawie się z nim zrównałem. Przyjrzał mi się uważnie, z<br />

pewną podejrzliwością.<br />

– Ronnie? Ronnie? — Zrobił krok wstecz. — To ty, Ron? A niech mnie. Gdzieś ty się<br />

przez ten cały czas podziewał?<br />

Wyciągnąłem do niego rękę.<br />

– Jack, przepraszam, że cię dzisiaj rano nie złapałem. Musiałem zaspać. No, chodź.<br />

Pójdziemy razem do domu.<br />

Przesunął wzrokiem po plaży tam, gdzie nastoletni chłopcy leżeli na trawiastym<br />

nabrzeżu ponad plażą do surfowania. W swoich ciemnych, lśniących w słońcu piankach<br />

wyglądali jak kolonia fok.<br />

Jack odwrócił się i spojrzał w kierunku, skąd przyszedł. Wbił wzrok w piasek, w<br />

odciski stóp, jakie na nim zostawił kilka minut wcześniej. Powiódł po nich wzrokiem<br />

dalej wstecz, wzdłuż plaży. Nadchodząca fala przełamała się nad nimi łagodnie i je<br />

pochłonęła.<br />

– Do domu?<br />

Robił wrażenie zdezorientowanego.<br />

– Tak, Jack, do domu. Powinniśmy wracać.<br />

W tym momencie coś w nim zaskoczyło. Dezorientację zastąpiła pełna spokoju<br />

mina. Potem na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech rozpoznania. Spojrzał na moją<br />

wyciągniętą do siebie dłoń, jakby to była niezamierzona zniewaga wymierzona w jego<br />

niezależność.<br />

Odepchnął mnie na bok.<br />

– Chodź, synu. Chcę ci coś pokazać.<br />

Nadchodzi zima. Od tamtego poranka Jack nie chodzi już ze mną na plażę. Nieco<br />

ponad tydzień temu właśnie tam szedłem, gdy rozpętała się burza. Ulewny deszcz<br />

przemoczył mój wełniany sweter i luźne spodnie od dresu. Zastanawiałem się nad<br />

powrotem do domu, albo przynajmniej zaopatrzeniem się w płaszcz przeciwdeszczowy.<br />

Zatrzymałem się na moment, żeby zdecydować, co robić.<br />

Niebo wisiało nisko nad horyzontem, sine od ciężkich chmur. Porywisty wiatr z<br />

południa siekł moją twarz deszczem. Wydawało się, że nie ma sensu wyciągać lornetki z<br />

futerału, ale i tak ją wyjąłem i zlustrowałem horyzont.<br />

Najpierw wypatrzyłem statek towarowy załadowany różnokolorowymi kontenerami.<br />

Rzucało nim na spienionym morzu jakby był zabawką zbudowaną z klocków Lego.<br />

Podniosłem lornetkę wyżej w stronę nieba. Jakiś cień mignął mi na tle chmur, a potem<br />

zobaczyłem ciemną plamę ptaka.<br />

Choć trwało to przelotnie, nie miałem wątpliwości, że właśnie zobaczyłem rybitwę.<br />

Widziałem ją tylko przez parę sekund, po czym zniknęła. Przysiadłem na wzgórzu i przez<br />

pół godziny czy nawet dłużej wpatrywałem się w linię horyzontu, ale ptak więcej się nie<br />

pojawił.<br />

Gdy wróciłem do domu, byłem przemoczony do szpiku kości i dygotałem z<br />

zimna. Wrzuciłem ciuchy do pralki, wziąłem prysznic i przeanalizowałem myśli,<br />

RYBITWA<br />

365

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!