02.10.2020 Views

POST SCRIPTUM - 3 -2020

POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury

POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Z uchylonych okien na drugim piętrze dobiegały<br />

jęki i krzyki kobiet, a co chwilę wtórował im<br />

płacz i krzyk tych... dopiero co urodzonych tych…<br />

noworodków, osesków, czy jak to się, do cholery,<br />

nazywa... No, w każdym razie, kurwa, sielankowy<br />

nastrój!!!<br />

Doktor S. był już na drugim piętrze, a ja z trudem<br />

pokonywałam stare schody. Na półpiętrze złapałam<br />

zadyszkę... To z nerwów. Na pewno z nerwów,<br />

no bo z czego innego. Kondycję mam niezłą.<br />

Zasapana weszłam do szpitalnego gabinetu.<br />

– O, jest pani, pani Ewo!<br />

– Tak, trochę zabłądziłam po schodach.<br />

Doktor S. usiłował ukryć rozbawienie moim<br />

kłamstwem, ale chyba nie miał świadomosci, że<br />

zdradzały go, podskakujące rytmicznie wąsy!<br />

– Czy mam się rozebrać?<br />

– Nie, pani Ewo. Proszę się położyć i tylko<br />

odsłonić brzuch.<br />

„Tylko odsłonić brzuch“– czyli spokój, zwłaszcza,<br />

że już wcześniej w gabinecie odsłoniłam absolutnie<br />

wszystko, co się dało. No, to teraz zupełny luz i relaks.<br />

Gabinet szpitalny był wysoki, wypełniony sprzętem,<br />

zupełnie inny od prywatnego gabinetu Doktora S.<br />

Tam były na ścianach jakieś kojące obrazki, kwiaty.<br />

Tam przede wszystkim były ściany!!! Tu królowały<br />

wszechobecne białe kafelki. Kafelki, wypalane chyba<br />

jeszce za komuny, rządziły. Dosłownie wszędzie.<br />

A tam, gdzie z jakichś powodów nie dało się ich<br />

położyć, całości dopełniała smutnozielona lamperia.<br />

– Może być teraz przez chwilę uczucie zimna na<br />

brzuchu.<br />

– „Ależ oczywiście... Byleby to już było ostatnie<br />

na dzisiaj ekstremalne uczucie“– pomyślałam.<br />

Doktor S. starał się, jak mógł. Chciał zrobić<br />

wszystko, żebym poczuła sie jak w gabinecie odnowy<br />

biologicznej albo jakimś innym SPA.<br />

– „Tikitikitikitikitikitikitikitikitkitikik“– doszło<br />

z głośników KTG.<br />

– Boże! Co to jest???<br />

– Serduszko!<br />

– Jak to? – lamperie z kafelkami wirowały mi<br />

przed oczami. Było mi niedobrze.<br />

– Jakie serduszko?? W brzuchu??!! – może nie<br />

było to najmądrzejsze pytanie, biorąc pod uwagę<br />

wszystkie okoliczności, ale przecież trudno zadawać<br />

mądre pytania, gdy się człowiekowi nagle wali sufit<br />

na głowę!<br />

Doktor S. patrzył na mnie spokojnie<br />

odparowanymi już okularami. Jemu się wszystko<br />

zgadzało. Pewnie już nie takie rzeczy widział.<br />

– Tak. Gratuluję. Jesteśmy w ciąży.<br />

Boże! Znowu to „ MY“! Co oni sobie myślą, do<br />

ciężkiej cholery... To mój brzuch! Moje życie! I Moje...<br />

– „Tikitikitikitikitiki“– rozległo się w tym<br />

wykafelkowanym, do bólu zmywalnym, gabinecie.<br />

To było „tikitiki“ dziecka.<br />

Mojego dziecka.<br />

***<br />

Deszcz padał w zasadzie bez przerwy. Od rana<br />

do rana. Groźba powodzi była coraz bardziej realna.<br />

Po ciężkiej i, co tu dużo mówić, nudnej próbie,<br />

do jakiegoś kolejnego oratorium na głosy aktorskie,<br />

orkiestrę symfoniczną i wytrzymałość całego<br />

kworum, wsiadłam w samochód i ruszyłam do stolicy.<br />

Tam czekał na mnie Bartek. I rozwiązanie<br />

wszystkich problemów, jakie do tej pory spędzały<br />

mi sen z powiek. Rozmowa na temat „tiki tiki“ była<br />

dosyć krótka. Bartek nie był przygotowany na „tiki<br />

tiki“, a jego mama, której do tej pory wciąż nie<br />

poznałam, nie była gotowa do roli babci. No cóż…<br />

Trzeba więc będzie „załatwić sprawę“.<br />

Jechałam jak w malignie. W mózgu wszystko<br />

już miałam, dzięki Bartkowi, poukładane. W sercu<br />

miałam totalną rozsypkę. Jutro o dwunastej nie<br />

będzie już problemu. Nie będzie „tiki tiki“. Tak! Tak<br />

będzie dobrze! W każdym razie lepiej dla wszystkich.<br />

Lepiej dla Bartka, dla mnie, dla jego, niedojrzałej do<br />

roli babci, mamy, dla wszystkich!<br />

Sting śpiewał, że kobiety tańczą same. „They<br />

dance alone... they dance alone...“. Płyta działała<br />

terapeutycznie. Tylko ten deszcz. Ten deszcz. Ciągle<br />

padał.<br />

Nie wiem kiedy i jak to się stało, ale nagle moje<br />

volvo zaczęło tańczyć po autostradzie. Uderzyło<br />

w słupek, zaczęło się obracać w różnych kierunkach,<br />

nie miałam poczucia, że to ja prowadzę, to było coś<br />

innego. „Nie wolno ci hamować!, Pamiętaj, że nie<br />

wolno hamować, musisz... musisz ratować... swoje...“.<br />

Huk był straszny.<br />

Wreszcie udało mi się zatrzymać samochód.<br />

Patrzyłam na to, co wyrosło przed moimi oczami.<br />

Na klapę od maski mojego samochodu, która<br />

rozprzestrzeniała się przed przednią szybą niczym<br />

głaz narzutowy. Zaraz to zamknę i pojadę dalej. Nie<br />

ma problemu. Trochę mi się nogi trzęsą i jest mi<br />

słabo. Ale to normalka w takiej sytuacji. Chyba. [KJ]<br />

Fragment niewydanej powieści.<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

37

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!