już gęsto zapełnione czternastoma złoczyńcami i dolochu głodowego wtedy nowych penitencjagitepowsadzano.Jarmark był doprawdy okazały. Tłuste krowypędzono przez ulice, garncarze z Bolesławca kramywypchane poustawiali i lnianym płótnem poprzykrywaliod słońca. Kuglarze podskakiwali i tańcowali,potrząsając okrągłymi dzwoneczki na kaduceuszach.Ptaszników nawet przybyło czterech z wozamiobwieszonymi wiklinowymi klatkami, ze śpiewającymiszczygłami, a nawet z kolorową makolągwąw jednej. Wina, miodu i okowity lano dla rozochoconychchłopów w drewniane kubki, a gorzałkęsprzedawał w małych cynowych kieliszkach naustawianej przed apteką mensie uczony aptekarzAgrypa z Pragi. Na boleści trzewi pomagała niezawodnie– jak twierdził uczony – i wierzono mu bezszemrania.Znalazł się też sprzedawca maści z utartego uchakrokodyla nilowego pomagającej na wszystko. Tylkojak widział w pobliżu jakiegoś halabardnika, tocichaczem umykał gdzieś dalej, aby z władzą niemieć do czynienia.Tumult i ciżba była wielka. Spoceni i rozgrzani odgorzałki i innych trunków młokosi latali niby opętaniza dziewuchami. Te, piszcząc i śmiejąc się, uciekałymiędzy wozy i stragany, robiąc jeszcze większezamieszanie, kiedy potykały się i fikały bosymi nogami,pokazując białe łydki ku uciesze kramarzy.Dobra nawieziono wtedy co nie miara: i świecidełekkolorowych, i lusterek, i długich sznurów koraliz zamorskich krajów i widziano sprzedawcę jantaruz broszami poprzypinanymi do kaftana i chromowychciżemek. Były też kramy miejscowych hutnikówz kęsami surowego żelaza i stragany kowali pełneodkutych lichtarzy, lemieszy i sierpów.Z boku targowiska trupa wędrowna ustawiła swójteatr zrobiony z rozwieszonych na drągach brzozowychszmat w błękitnym kolorze. Sztuki pokazywanood samego już ranka. Gawiedź złaziła się tam zewsząd,aby nie tyle na przedstawienie, co aby oglądać ciemnoskórątancerkę przyodzianą w kolorowe wstążki.Ścisk był tam okrutny, to i zaczynali się kręcić tamłotrzykowie wszelkiej profesji. Najwięcej było złodzieiobcinających zawieszone na rzemykach do pasówsakiewki pełne mamony. Nie gardzili też koszykamiwypełnionymi jadłem i kupionym suknem.Przyplątała się do tego miejsca i grupa trzechzłodziejaszków poubierana w kapelusze wytartei wyszmelcowane. Nie byli oni jednak wprawienidobrze w swoim fachu, bo przez cały dzień skradlitylko jedną sakiewkę, w której ledwo garstkę miedziakówznaleźli. Głodni byli i źli okrutnie. Miotalimiędzy siebie z tego głodu tylko iskrzące spojrzeniai czasem przeklinali szpetnie po niemiecku. Wieczórsię zbliżał, a tu zysku specjalnie nie widać. Za to kręcąsię dookoła halabardnicy i wieść niesie, że drugiegokata już sprowadzono, to i humory im nie dopisywały.Bali się też noży wyciągać do roboty, bo można byłobyć złapanym i katowi przed oczy postawionym, a tojuż może darciem pasów się zakończyć albo potraktowaniemżelaznym kijem przy pręgierzu.Postanowili złodziejaszkowie, że noc spędzą zamurami, aby nie wpaść w oczy kręcących się wszędziena czarno poubieranych szpiegów na usługachratusza. Powlekli się więc wieczorną porą w stronęLubiechowa. Droga była miejscami piaszczysta i ciżmygrzęzły po kostki. Kłócili się przy okazji o byle coi wrzeszczeli na siebie we wszystkich tonacjach,płosząc z pól kuropatwy. Stanęli wreszcie przedkarczmą w Lubiechowie. Gwarno w niej było jeszcze,więc nie weszli, a w krzakach przycupnęli i naradęzaczęli, co by tu wyczynić, aby do brzucha coś nawieczerzę włożyć. Umyślili naprędce, że do nocypoczekają, a wtedy przez małe okienko od stronypastwiska wsadzą najmniejszego z nich, rudawegokamrata, a on tam zrobi co trzeba i chleba, i wędzonkiim poda ze spiżarni.W karczmie huczało jak w ulu. Tego wieczoragromada chłopów piła całymi dzbanami cienkuszowatewino za sprzedane rankiem korce żyta.Karczmarz Bogumił za szynkwasem pokrzykiwał tylkona młodą dziewkę, aby uwijała się raźniej, bochłopom już trunku brakowało. Sam zaś tylko kreskikredą stawiał na czarnej tabliczce za każdy dzbanek,aby rachunku nie pomylić przy płaceniu. Bogumił byłrosłym, nie zawsze ogolonym Ślązakiem, który niebał się karczemnych awantur. W takich razachsczepionych ze sobą dyskutantów podchmielonychsiwuchą brał za kołnierze i przez niskie drzwi wyrzucałdla ochłonięcia przed karczmę. Towarzyszył muw tej robocie czarny kundel, którego przygarnął roktemu, gdy ten przyplątał się pod karczmę, szukającratunku. Pobity był okrutnie przez jakiegoś kupczykaza to, że dobrał się do jego sakwy z jedzeniemprzytroczonej do wozu. Bogumił odpasł psa, wygarniającresztki zupy z miedzianego kotła co rano, a tenw ramach psiej wdzięczności pomagał mu rozganiać94
awantury. Robił to dość zabawnie, podskakującwysoko i celując zębiskami, aby w ucho trafić.Czasem nawet mu się to udawało ku uciesze biesiadników.Wtedy takiego awanturnika obśmiewano, żema psie ucho, bo kundel mu kawałek postrzępił,a nawet i fragment, bywało, odgryzł. Zabawa byławtedy jeszcze większa, bo pies biegał z kawałkiemtakiego narządu, a biesiadnicy tarzali się ze śmiechupo klepisku gospody.Noc nadeszła powoli i ciepło. Złodziejaszkowiemało nie przespali odpowiedniego momentu nawejście do gospody. Nawet im miesiączek sprzyjał, boza małą chmurę wpełzł na długo i ciemniej się zrobiło.W gospodzie było już cicho. Ustały odgłosy pijatykii kłótni zażartej o barwy spódnicy pewnej ladacznicyz Chichów, która po jarmarku latała boso, przeklinającpiskliwie swojego kochanka, który przepadłprzed dwiema niedzielami.Podeszli pod małe okienko i wprawnie je otworzywszypodsadzili najmniejszego kompana. Szybkowlazł do gospody i przepadł w ciemności. Czekali jużna jedzenie za długo, a tego wciąż zobaczyć w okienkunie mogli. Wreszcie wychyliła się z niego głowakamrata i powiedziała, że szynek nie ma, bo ukrytezostały pewnie gdzie indziej. Wygramolił się po cichui stanął z pozostałymi pod drewnianą ścianą karczmy.Głód doskwierał im coraz bardziej i doradzałwiększe jeszcze zuchwalstwo. Poszli tedy do wejściai zaczęli już całkiem bezczelnie łamać się do drzwi.Hałas ten obudził nocną czujność czarnego kundla,a ten zajadłym jazgotem podniósł na nogi karczmarzaBogumiła. Wstał naprędce i w szarym kaftaniepopędził do drzwi, z łoskotem je otwierając. Złodziejaszkowiew nocnych ciemnościach ujrzeli rosłegokarczmarza, który wydał się jeszcze większy niż zadnia i oberwawszy pierwsze razy po nieogolonychpyskach, wzięli się do ucieczki. Zapomnieli o głodziei swych zamiarach, myśląc tylko, aby ujść z całąskórą. Bogumił popędził za nimi w towarzystwieswego czarnego psa, wydobywającego z siebie jakieśpiekielne skowyty. Wreszcie dopadł karczmarzzłoczyńców i obaliwszy całą trójkę na piach nie nażarty zaczął okładać pięściami wielkości bochnów ichpyski. Jednak jeden z nich jakoś sięgnął po ukryty podsiermięgą zakręcony nóż i wsadził go po żebra karczmarza.Cios był śmiertelny. Karczmarz po chwili duchawyzionął i tylko pies jeszcze walczył, ale nie dał rady.Na koniec jeszcze jednemu kawał ucha odgryzłswoim zwyczajem i popędził w stronę Szprotawy.Wieść o tragedii szybko się rozeszła od samegorana, kiedy niedopici bywalcy karczmy przyszli, abysię podchmielić, a tu taką tragedię zobaczyli.Żeby to zgładzono kogo innego, to takiegogniewu by nie było. Ale to była jedyna karczmaw okolicy, więc całe pijactwo w zawziętości zaczęłoszukać sprawców. Od razu odnaleziono czarnego psanoszącego kawał ucha. Sprawa była już prostsza.Wiadomo, że złoczyńca musiał być okaleczonyi takiego szukano. Prędko znaleziono jednego z takimuchem, który tłumaczył, że z koleżkami sięposzarpali i tak właśnie go uszkodzono. Wiary w tonie dano i poprowadzono go do Szprotawy, gdziemistrz katowski go dokładniej przepytał, używającargumentu gorącego żelaza. Przesłuchiwany wydałtedy miejsce biwaku kamratów i w parę godzin konniich przyprowadzili przed sąd.Z początku chciano ich zwyczajnie kołempołamać przed murami miejskimi, ale miejscowyorganista uczony w piśmie powiedział, że lepiej niechtrochę popracują przy wykuciu krzyża pokutnego,a dopiero później niech nimi kat zajmie się stosowniedo popełnionej zbrodni.Tak postanowiono. Kuli więc w wielkim głaziekrzyż, ale ociągali się niemiłosiernie to i strażnikczasem musiał ich zachęcać do tej pracy batogiem.Wtedy sprawniej machali kamieniarskimimłotkami.Po miesiącu krzyż był gotowy i ustawionyw miejscu zbrodni. Dalej sprawy potoczyły się jużzgodnie z prawem. A pod krzyżem, nie wiedziećczemu, co pewien czas leżał czarny kundel całymidniami. Powiadano, że to ten od karczmarzaBogumiła.Nowy karczmarz później szynk trzymał i o sprawiepowoli zapomniano. Tylko ten czarny pies pojawiałsię pod krzyżem często. Po latach i on jednakprzepadł, a wysokie trawiska porosły gęsto kołokrzyża.* * *Do dziś stoi kamienny krzyż pojednania w Lubiechowie,a czasem powiadają, że widać pod nimwylegujące się jakieś wędrowne kundle, których niktnie zna w całej okolicy i nie wiadomo czemu tomiejsce sobie upatrzyły.styczeń 2009VARIA95
- Page 3 and 4:
Lubuskie Pismo Literacko-Kulturalne
- Page 5 and 6:
Od redakcjiPrognozy są, paradoksal
- Page 7 and 8:
VARIA . . . . . . . . . . . . . . .
- Page 9 and 10:
centrum polskości; Gdańsk, Toruń
- Page 11 and 12:
Projekt plakatu - Ma³gorzata Go³u
- Page 13 and 14:
temu. Wpierw zatem czwartkowe spotk
- Page 15 and 16:
Przyznanie w 1996 r. Literackiej Na
- Page 17 and 18:
Radovan BrenkusPercepcja literatury
- Page 19 and 20:
je w należyty sposób wykorzystywa
- Page 21 and 22:
Karl GrenzlerPolska literatura w Ni
- Page 23 and 24:
Anita Kucharska-DziedzicDanuty Most
- Page 25 and 26:
wiadczeniem wojny, walki, obozów w
- Page 27 and 28:
Marek Grewling***Tutaj nawetzabrak
- Page 29 and 30:
yło, ani jednego, omijały to miej
- Page 31 and 32:
Oglądałam galerię zdjęć z opis
- Page 33 and 34:
KatosHistoria polskiego kina niezal
- Page 35 and 36:
metrów. Grzegorz Lipiec nocami mon
- Page 37 and 38:
Czesław SobkowiakContinuumŚni si
- Page 39 and 40:
i samodzielnie zdobywać świat. M
- Page 41 and 42:
działo, a ja byłem spragniony wra
- Page 43 and 44:
Kinga MazurZła miłośćZła miło
- Page 45 and 46:
okrutnie kłócą, a my podsłuchuj
- Page 47 and 48:
Władysław ŁazukaWe mnieBiegną w
- Page 49 and 50: Karol GraczykRedrumW Krzyżu o tej
- Page 51 and 52: czterdzieści. Pomyślałem więc,
- Page 53 and 54: - Nie ma nic gorszego niż możliwo
- Page 55 and 56: - Dzień dobry, wolne? - zapytała
- Page 57 and 58: ca woreczek, zahaczając dłonią o
- Page 59 and 60: Grażyna ZwolińskaTeatr poza teatr
- Page 61 and 62: się nie nudził, nie wychodził z
- Page 63 and 64: to potrafi. To umiejętność warsz
- Page 65 and 66: w razie czego mam. I wcale się cie
- Page 67 and 68: Beata Patrycja KlaryspotkaniePodsze
- Page 69 and 70: Zawiera tzw. przyjacielski układ z
- Page 71 and 72: ozkudłane włosy. „Jakoś zmieni
- Page 73 and 74: ocznie w bycie codziennym. Stan tak
- Page 75 and 76: pt. Bunt kur. Autorkę artykułu da
- Page 77 and 78: którzy po przekształceniu się w
- Page 79 and 80: Anita Kucharska-DziedzicSzanowny Pa
- Page 81 and 82: Średniowiecze. Przypominam Panu,
- Page 83 and 84: towanie całkiem przeciętnego obia
- Page 85 and 86: udzieli paniom audiencji, w której
- Page 87 and 88: w różnych życiowych sytuacjach,
- Page 89 and 90: sich für die Kommunalwahlen aufste
- Page 91 and 92: Eugeniusz WachowiakBereska - Bjerjo
- Page 93 and 94: Andrzej Bobrowski, Fundacja dobrego
- Page 95 and 96: Andrzej Bobrowski, Stan pamięci II
- Page 97 and 98: Leszek KaniaŚlady pamięciReliefow
- Page 99: VARIAWojciech JachimowiczHistoria o
- Page 103 and 104: antologia pt. Dopowiadanie zieleni,
- Page 105 and 106: Wiesława SiekierkaAd brewe tempusN
- Page 107 and 108: RECENZJE I OMÓWIENIANa marginesie
- Page 109 and 110: tłumaczyć: Głupi Jaś jest męsk
- Page 111 and 112: charakteru narodowego, jak nie upor
- Page 113 and 114: „Wenn ein Pole Ihnen die Hand kü
- Page 115 and 116: jak i wiele wcześniejszych, jest w
- Page 117 and 118: intymnych, trudnych, wręcz boleśn
- Page 119 and 120: zozy / Pod nami dzik / barłoży”
- Page 121 and 122: ZAPOWIEDZI115
- Page 123 and 124: I Gorzowski Festiwal PoetyckiW paź
- Page 125 and 126: aktorki - amatorki, a sztukę wyre
- Page 127 and 128: KSI¥¯KI NADES£ANE10 lat Państwo
- Page 129: Viktoria KorbUr. się w Kazachstani