Ewa AndrzejewskaEwa AndrzejewskaOświęcim 2009Oświęcim 2009Na początku najtrudniej jest sobie uświadomić,że jest to zwykłe, pełne życia miasto. Ponoć dla przybyszówz zagranicy też jest to największy szok.Trzeba minąć zatłoczone ulice, kolorowe domeczkii bloki, sklepy i place zabaw, gdzieś tam są też fabrykii biura, po prostu jest normalnie. A my nie możemytego przetrawić, że normalnie. Normalnie do tegostopnia, że na ulicy ludzie oglądają się za jaskrawoubranymi małolatami o kolorowych włosach. Trzebawięc minąć tych, którzy spacerują z pieskami, paręgrającą w badmintona, budkę z fast foodem i już sięjest. Obrazki jak z bajki: zalane słońcem soczystetrawniki, drzewa bujne i sięgające nieba, pierwszybudynek. Solidny, wybudowano go porządnie, żadnejprowizorki, miał służyć jeszcze wiele, wiele lat –i służy, tylko już nie do zarządzania obozem i doodpoczynku wartowników, ale przepuszczaniu przezjego gardziel kolejnych tysięcy odwiedzających. Pochwili, obwieszeni słuchawkami albo z ulotkamiinformacyjnymi w dłoniach, wychodzą z drugiejstrony budowli, mijają pierwsze wartowniczewieżyczki, niektórzy już cichną, innych uciszynastępny kawałek drogi. Pod bramą ze słynnymnapisem jest pierwszy obowiązkowy przystanek.„Arbeit macht frei” – przewodniczka nie musitłumaczyć, przecież wiemy – ale ona tłumaczy, nieopuszcza żadnego szczegółu, opowiada o orkiestrze,która tu grała, o kuchni, o pierwszych numerach,które wzniosły i zorganizowały ten obóz. Cały czasmamy poczucie, że uczestniczymy w czymś nierealnym.Jest cudowna pogoda, jasno, ciepło, zieleńpyszna, nawet ptaki się odzywają. Kiedyś ich tu nieAm Anfang ist es schwierig, sich an denGedanken zu gewöhnen, es ist doch ein normalesStädchen und voller Leben. Auch für die Besucheraus dem Ausland soll das der größte Schock sein.Man geht Straßen mitten im Gedränge entlang, anbunten Häusern und Hochhäusen, Geschäften undKinderspielplätzen vorbei, irgendwo sieht manIndustriebetriebe und Büros, es ist alles ganz normal.Wir können das aber nicht einfach so hinnehmen,diese Normalität: Dass sich die Menschen nach uns,den grellfarbig gekleideten Halbwüchsigen mit buntenHaaren, umdrehen. Man muss also vorbei anjenen, die mit ihren Hünden Gassi gehen, an demPaar, das Federball spielt, an dem Kiosk mit Fast Food,bis man endlich da ist. Ein märchenhaftes Bild: mitSonnenlicht umflossene, saftige Rasen, hohe Bäume,die zum Himmel ragen, das erste Gebäude. Solide,ordentlich errichtet, kein Notbehelf, es sollte ja nochviele, viele Jahr dienen – und es dient auch, nur nichtmehr der Lagerkommandantur, nicht mehr denWächtern zur Erholung, sondern als Eingang fürTausende und Abertausende Besucher. Kurz daraufgehen sie, mit herumhängenden Kopfhörern oderFlugblättern in den Händen, auf der anderen Seitedes Gebäudes heraus, an den ersten Wachtürmenvorbei, manche werden jetzt schon still, anderesehen sich nach ein paar weiteren Metern zumSchweigen gezwungen. Die erste Pflichtstation unterdem Tor mit der berühmten Aufschrift. „Arbeitmacht frei“ – die Fremdenführerin braucht nicht zuübersetzen, wir kennen es doch alle – aber sie übersetztes trotztem, sie läßt kein Detail aus, erzählt von26
yło, ani jednego, omijały to miejsce z daleka – niewiadomo, czy przeszkadzał im dym z krematoriów,czy po prostu nie lubią miejsc pełnych cierpieniai śmierci… Teraz śpiewają. Mijamy uśmiechniętychmężczyzn, zupełnie nie pasują tutaj i chyba tego nierozumieją. Ludzie robią sobie zdjęcia, ustawiają sięładnie, przechylają głowy, żeby dobrze wypaść; tu,gdzie stały apele i tu, gdzie „szpital”, i tu, uśmiechnięci,pod ścianą śmierci… To już za dużo, odchodzimypospiesznie, bo nie miejsce to na awanturę,a niewiele nam brakuje, by się do nich gniewnieodezwać. Wchodzimy do piwnicznych cel, przeciskamysię obok jakiejś wycieczki, obejrzeli właśniecelę Ojca Kolbego i wychodzą, my dopiero zaczynamypodziwiać świetnie zorganizowane na niewielkiejpowierzchni, kameralne wręcz, miejsce karanianiepokornych. Generalnie nie opuszcza nas wrażenie,że cholernie pięknie to wymyślono. Skąpanaw słońcu wieża wartownicza – model drugi – obokzgrabnego budynku teatralnego, w którym niezagrano żadnej sztuki, bo szybko zaczął służyć zamagazyn zrabowanych rzeczy. I ciągle te pięknedrzewa. Przewodniczka uświadamia nam, że zostałytu posadzone w latach 40., czyli „wtedy”. Jaki ładnypomysł, no i te bzy w ogrodzie domu Komendanta,albo ta brzoza posadzona dla ustabilizowania nasypuwokół krematorium nr 1… Pięknie. Potem w rozmowiewszyscy powiedzą, że było tak pięknie, ażwyszli stamtąd z poczuciem nieadekwatności tegopiękna do okoliczności. Auschwitz nie powinno byćpiękne, ale było, może to boli tym bardziej.Następnego dnia odwiedzamy Birkenau. Znówwiosna i wiatr pachnący słońcem. Stoimy przedbarakiem, takim zrekonstruowanym, bo drewno sięłatwiej psuje niż murowany blok. W środku zapachstrachu i śmierci, dwa kroki dalej – zieleń, życiei blask, aż trzeba mrużyć oczy. Kiedy już można podnieśćpowieki niezmienny przez najbliższe godzinywidok: setki baraków, ich ruin, ich śladów w trawie,drogi wysypane tłuczniem i brzęczenie owadów.Idziemy do Białego i Czerwonego Domku, pierwszych,prowizorycznych komór gazowych, poteminne użyteczne budynki, przykłady świetnej organizacji,nowoczesnych udogodnień organizacyjnych.Płoszymy sarnę, która próbuje przedostać się przezdruty kolczaste na drugą, zieloną stronę. Dopiero pochwili orientujemy się, że wszyscy wstrzymaliśmyoddech i dopiero świadomość, że nie zabił jej prąd anistrzał strażników, bo niby skąd tu i teraz, sprawia, żedem Orchester, der hier gespielt hat, von der Küche,von den ersten Nummern, die dieses Lager errichtetund organisert haben. Da wird man das Gefühl nichtlos, es sei alles irreal. Das Wetter ist wundeschön, esist hell, warm, das Gras ist prachtvoll, sogar die Vögelzwischern. Einst gab es hier keine, sie haben diesenOrt vermieden – und keiner weiß, ob sie der Rauchder Krematorien gestört hat, oder sie einfach Ortevoller Leiden und Tod nicht gerne sehen...Jetzt singensie. Wir gehen an Männern vorbei, die lächen, siepassen hier nicht hinein und scheinen dies nicht zuverstehen. Sie machen einander Fotos, stellen sichgünstig auf, neigen ihre Köpfe, um gut auszusehen:Hier, wo die Appelle stattfanden, und da, wo das„Krankenhaus“ steht, oder dort, an der Todesmauer,bitte lächeln!... Das ist uns zu viel, eilig laufen wirdavon, es ist doch kein Platz für einen Krach, und wirkönnen nur mit Mühe unseren Zorn zügeln. Wirgehen in die Kellerzellen hinein, drängen uns an einerBesuchergruppe vorbei, sie haben gerade die Zellevon Pater Kolbe gesehen, wir fangen erst an, dieseauf der kleinsten Fläche so brillant eingerichteten, jafast gemütlich anmutenden Einzelzellen für dieUngehorsamen. Im Allgemeinen werden wir denEindruck nicht los, alles hier war so verdammt gutdurchdacht. Ein sonnenumflossener Wachturm,Modell zwei, neben dem schlanken Theatergebäude,in dem nie ein Theaterstück gespielt wurde, da es sichschnell in ein Lager für geraubte Gegenstände verwandelte.Und diese schönen Bäume, überall. DieFremdenführerin erläutert, sie wurden hier in den40er Jahrn gepflanzt, also „damals“. Was für eineschöne Idee, dazu diese Flieder im Garten desKommandanten und diese Birke, zur Stabilisierungdes Damms um das Krematorium Nr. 1... Hübsch. Beieinem Gespräch danach sagen alle, es sei so schöngewesen, und diese Schönheit passe da einfachnicht, zu diesen Umständen. Auschwitz dürfteeigentlich nicht schön sein, aber vielleicht dadurchschmerzt es umso mehr.Am nächsten Tag fahren wir nach Birkenau. DerFrühling ist schon wieder da, der Wind riecht nachSonne. Wir stehen vor einem Blockhaus, rekonstruiert,da das Holz schneller zugrunde geht, als diegemauerten Blockhäuser. Drinnen richt es nachAngst und Tod, zwei Schritte weiter – Grün, Leben,Helligkeit, man muss die Augen zukneifen. Nachdemman sie wieder aufgemacht hat, sieht man stundenlangnur eines: Hunderte von Blockhäusern, derenEwa Andrzejewska27
- Page 3 and 4: Lubuskie Pismo Literacko-Kulturalne
- Page 5 and 6: Od redakcjiPrognozy są, paradoksal
- Page 7 and 8: VARIA . . . . . . . . . . . . . . .
- Page 9 and 10: centrum polskości; Gdańsk, Toruń
- Page 11 and 12: Projekt plakatu - Ma³gorzata Go³u
- Page 13 and 14: temu. Wpierw zatem czwartkowe spotk
- Page 15 and 16: Przyznanie w 1996 r. Literackiej Na
- Page 17 and 18: Radovan BrenkusPercepcja literatury
- Page 19 and 20: je w należyty sposób wykorzystywa
- Page 21 and 22: Karl GrenzlerPolska literatura w Ni
- Page 23 and 24: Anita Kucharska-DziedzicDanuty Most
- Page 25 and 26: wiadczeniem wojny, walki, obozów w
- Page 27: Marek Grewling***Tutaj nawetzabrak
- Page 31 and 32: Oglądałam galerię zdjęć z opis
- Page 33 and 34: KatosHistoria polskiego kina niezal
- Page 35 and 36: metrów. Grzegorz Lipiec nocami mon
- Page 37 and 38: Czesław SobkowiakContinuumŚni si
- Page 39 and 40: i samodzielnie zdobywać świat. M
- Page 41 and 42: działo, a ja byłem spragniony wra
- Page 43 and 44: Kinga MazurZła miłośćZła miło
- Page 45 and 46: okrutnie kłócą, a my podsłuchuj
- Page 47 and 48: Władysław ŁazukaWe mnieBiegną w
- Page 49 and 50: Karol GraczykRedrumW Krzyżu o tej
- Page 51 and 52: czterdzieści. Pomyślałem więc,
- Page 53 and 54: - Nie ma nic gorszego niż możliwo
- Page 55 and 56: - Dzień dobry, wolne? - zapytała
- Page 57 and 58: ca woreczek, zahaczając dłonią o
- Page 59 and 60: Grażyna ZwolińskaTeatr poza teatr
- Page 61 and 62: się nie nudził, nie wychodził z
- Page 63 and 64: to potrafi. To umiejętność warsz
- Page 65 and 66: w razie czego mam. I wcale się cie
- Page 67 and 68: Beata Patrycja KlaryspotkaniePodsze
- Page 69 and 70: Zawiera tzw. przyjacielski układ z
- Page 71 and 72: ozkudłane włosy. „Jakoś zmieni
- Page 73 and 74: ocznie w bycie codziennym. Stan tak
- Page 75 and 76: pt. Bunt kur. Autorkę artykułu da
- Page 77 and 78: którzy po przekształceniu się w
- Page 79 and 80:
Anita Kucharska-DziedzicSzanowny Pa
- Page 81 and 82:
Średniowiecze. Przypominam Panu,
- Page 83 and 84:
towanie całkiem przeciętnego obia
- Page 85 and 86:
udzieli paniom audiencji, w której
- Page 87 and 88:
w różnych życiowych sytuacjach,
- Page 89 and 90:
sich für die Kommunalwahlen aufste
- Page 91 and 92:
Eugeniusz WachowiakBereska - Bjerjo
- Page 93 and 94:
Andrzej Bobrowski, Fundacja dobrego
- Page 95 and 96:
Andrzej Bobrowski, Stan pamięci II
- Page 97 and 98:
Leszek KaniaŚlady pamięciReliefow
- Page 99 and 100:
VARIAWojciech JachimowiczHistoria o
- Page 101 and 102:
awantury. Robił to dość zabawnie
- Page 103 and 104:
antologia pt. Dopowiadanie zieleni,
- Page 105 and 106:
Wiesława SiekierkaAd brewe tempusN
- Page 107 and 108:
RECENZJE I OMÓWIENIANa marginesie
- Page 109 and 110:
tłumaczyć: Głupi Jaś jest męsk
- Page 111 and 112:
charakteru narodowego, jak nie upor
- Page 113 and 114:
„Wenn ein Pole Ihnen die Hand kü
- Page 115 and 116:
jak i wiele wcześniejszych, jest w
- Page 117 and 118:
intymnych, trudnych, wręcz boleśn
- Page 119 and 120:
zozy / Pod nami dzik / barłoży”
- Page 121 and 122:
ZAPOWIEDZI115
- Page 123 and 124:
I Gorzowski Festiwal PoetyckiW paź
- Page 125 and 126:
aktorki - amatorki, a sztukę wyre
- Page 127 and 128:
KSI¥¯KI NADES£ANE10 lat Państwo
- Page 129:
Viktoria KorbUr. się w Kazachstani