11.08.2015 Views

Lubuskie Pismo Literacko-Kulturalne

Cały numer 27 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...

Cały numer 27 w jednym pliku PDF - Pro Libris - Wojewódzka i ...

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

działo, a ja byłem spragniony wrażeń nocnej wyprawy,a zwłaszcza tej aury płynącej z subtelnych, czasamiprzyciszonych głosów kobiet.Śniło się i ciągle śni dzieciństwo w dzieciństwie.Jego błogość i anielskość. Jego światło nie takiemocne, idące od naftowej lampy. Matka i ojciecsiedzący przy stole. Zamyśleni tacy. Patrzyłem nanich. Ten czas i nie czas, od którego zaczyna sięKsięga. Na jej początku, na pierwszej stronicy, byłanapisana najważniejsza litera „A”. To ja pojawiłem sięw jej wnętrzu ze swoim krzykiem. Mama rodziłamnie w majowe, pełne słońca południe, gdy dzwonuderzał na kościelnej wieży, wołając ludzi na mszę.W małej wiosce Jaromierz śni się sen, ja w nimbyłem i jestem. Już inny i ciągle ten sam. Teraz czytanietamtych piaszczystych ścieżek, które poznawałembosymi stopami, także łąk przebieganie,zwłaszcza bieganie w ciepłych kałużach po burzy,gdy tęcza intensywnie świeci w powietrzu, kukakukułka i ktoś komuś mówi o miłości, teraz delikatnyzapach kwitnącego żyta, ach, zapach żółtych śliwekidący od sadu Masznera, jedyny w swoim rodzaju,i cudowny nie do opisania zapach lip, bzów, akacji,całego świata zapach, teraz przypominane imionadziewcząt, kosmyki ich włosów, ich śmiechy zalotne,imię małej, jednej, na zawsze jedynej, delikatnej,nieśmiałej Tereski, tak małej jak ja wtedy, nagiej, borozebranej w brzozowym lasku. Na jej białe ciało i białyłonowy wzgórek, na nią całą ułożoną na miękkimmchu, dziecięco, zaciekawiony bez reszty swoimodkryciem patrzyłem, przytulając głowę do jejciepłych rąk i kolan, tak, teraz zasmuca mnie widokopustoszałej kuźni, wszystko w niej umarłe, głuche,nikogo nie ma, nie czekają konie do podkucia, stawzaciągnięty zieloną rzęsą, kaszą pożywną dla kaczek,staw nad którym w gorące niedzielne popołudniatańczono, śpiewano, pachniała oranżada i kiełbasa,czasem nieopodal w wysokiej trawie jakiś chłopakkochał się z dziewczyną, a później wracali i tańczylimocno przytuleni, zapatrzeni w siebie, to wszystkoprzyprawia mnie o ból. Całość prześwietlona światłemsłońca, słońcem samym, porankami, zapachami,głosami. Wszystko w czułości istnienia. W nieogarnionejnostalgii. I nic już na to, żadna rozmowa, modlitwaani bezsenna noc. Tak. Ani skarga, ani prośba,ani łzy. Tam w porze lata ciągle blado-żółto napustkowiu jałowej ziemi, wysuszanej skwarnymsłońcem, kwitną wysokie piołuny, o których wtedynic a nic nie wiedziałem. Zwłaszcza o tym, że kiedyśbędą tak bardzo ważne.39

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!