Kazimierz M. - Politechnika Radomska
Kazimierz M. - Politechnika Radomska
Kazimierz M. - Politechnika Radomska
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
arteria – Rocznik Katedry Sztuki 1<br />
ni Grafiki Tadeusza Kulisiewicza i tam już pozostała. Pozostała z przerwami. Jej ojciec zmarł<br />
w 1947 roku i wtedy dopiero komunistyczne władze zorientowały się, że pełnił on bardzo ważną<br />
funkcję w tzw. Kedywie, czyli komórce kontrwywiadu Armii Krajowej. Warto przypomnieć,<br />
że AK było wówczas „zaplutym karłem reakcji“ i wszelkie z nim związki oznaczały kłopoty. Nie<br />
udało się aresztować ojca, więc zamknięto córkę. W obecnej siedzibie Ministerstwa Sprawiedliwości<br />
na rogu Alej Ujazdowskich i Koszykowej mieścił się Urząd Bezpieczeństwa Publicznego,<br />
w skrócie UB. Tam trzymano Chrostowską niemal pół roku, a przesłuchania prowadził oprawca<br />
znany jako pułkownik Światło. Po jego ucieczce do zachodniego Berlina świat dowiedział się o metodach<br />
śledztwa stosowanych w UB, a jego samego jako zdrajcę wkrótce zamordowali wysłannicy<br />
„systemu powszechnej szczęśliwości“. Podczas przesłuchań Światło z upodobaniem kopał kruchą<br />
osiemnastolatkę – a po czterdziestu trzech latach zabrał ją rak, który począł się w miejscu urazów<br />
doznanych na Koszykowej!<br />
W pracowni Tadeusza Kulisiewicza Chrostowska pracowała jako asystentka od 1952 roku, czyli<br />
zaraz po dyplomie. Dwanaście lat później została docentem i objęła kierownictwo pracowni drzeworytu.<br />
I teraz już mogę w dużej mierze korzystać zwłasnej pamięci i osobistych doświadczeń.<br />
Mając skomplikowany życiorys, który zaczyna się na Wołyniu, gdzie nieodpowiedzialnie urodziłem<br />
się podczas słynnych rzezi polskiej ludności, pod koniec wojny znalazłem się najpierw w Chełmie<br />
Lubelskim, a potem na Dolnym Śląsku. Po wrocławskim epizodzie zamieszkaliśmy 10 km od czeskiej<br />
granicy i 30 od niemieckiej, w Gryfowie Śląskim, który prawa miejskie ma od 1242 roku. Melanż<br />
nacji i kultur w tamtym miejscu i czasie może przyprawić o zawrót głowy: Niemcy, Polacy, resztki<br />
ocalałych Żydów, Serbowie (przeciwnicy Josipa Broz Tito), Grecy (uciekinierzy z wojny domowej),<br />
Koreańczycy (sieroty wojenne), repatrianci z Francji, z Rumunii, wreszcie Rosjanie, którzy wiedzieli,<br />
co ich czeka w kraju po powrocie z niewoli niemieckiej. I dominujący przesiedleńcy ze Wschodu,<br />
którzy swoje dawne swary przenieśli na „odwieczne ziemie piastowskie“. Faktem jest, że ten teren<br />
bywał w rękach słowiańskich, o czym do dziś świadczą Serbowie Łużyccy, broniący resztek kultury<br />
pomiędzy Zgorzelcem a Dreznem. Ale jest też oczywiste, że książęta piastowscy germanizowali się<br />
chętnie i bez presji. Uchodzą dziś za prekursorów Unii Europejskiej. Jakie to zresztą ma znaczenie,<br />
kiedy niemal wszyscy czujemy się potomkami idei Karola Wielkiego...<br />
W jedynej gryfowskiej księgarni można było kupić małe monografie największych ówcześnie<br />
polskich artystów. Ze wszystkich najbardziej przypadli mi do gustu Halina Chrostowska i Aleksander<br />
Kobzdej. Dlatego nie podjąłem studiów w pobliskim Wrocławiu, nie pojechałem do Krakowa,<br />
ale wylądowałem w Warszawie, która też była miastem rozbitków. Największe wrażenie zrobiły<br />
na mnie Łazienki (gruzy w podobnej skali znałem z Wrocławia). Park Łazienkowski leży w dolinie<br />
i wszystkie wielkie drzewa kończyły się na wysokości Alej Ujazdowskich: były ścięte pociskami, jak<br />
dobrze utrzymany trawnik angielski. Musiałem tu zostać!<br />
Miałem jeszcze w życiorysie epizod elektroniczny. Dyrektor mojej podstawowej szkoły mówił<br />
o alternatywach dalszej edukacji. Wymienił też Szkołę Radiową w Dzierżoniowie, ale odradzał ją,<br />
bo bardzo trudno tam się dostać. Chora ambicja była podstawowym motywem mojej decyzji. Nie<br />
miałem kłopotów z matematyką, jeździłem chętnie na olimpiady – i pewnie dlatego zdałem, mimo<br />
że naprawdę zmysły miałem z gruntu humanistyczne. Nie żałuję. Aby zrozumieć podstawowe<br />
problemy elektroniki, musieliśmy poznać tzw. wyższą matematykę (która pewnie dziś jest nauczana<br />
w gimnazjum). Jednocześnie mieliśmy świetnych nauczycieli przedmiotów humanistycznych, którzy<br />
zaważyli na karierach przynajmniej kilku moich kolegów. Trójmiasto Dzierżoniów–Bielawa–Pieszyce<br />
podczas wojny zawierało w środku filię obozu Gross Rosen. Wszyscy, którzy uszli z życiem, pozostali<br />
na miejscu. Byli to polscy Żydzi ze Wschodu – dlatego znam, jak niewielu z mojego pokolenia,<br />
atmosferę Sztetł.<br />
W Dzierżoniowie kupiłem pierwsze farby olejne – a miałem zostać przyzwoitym człowiekiem!<br />
Grałem jeszcze na banjo w zespole jazzowym, robiłem radiostacje do czołgów i maszyny do<br />
zakłócania radarów wrogiego NATO, ale potem, korzystając z elektronicznych kwalifikacji, byłem<br />
animatorem światła w warszawskim Teatrze Dramatycznym (w najlepszym jego okresie) i pilnie<br />
studiowałem w Akademii.<br />
Los na loterii wygrałem, kiedy po dyplomie Halina Chrostowska zaproponowała mi asystenturę.<br />
W tamtym czasie pracowała z nią Barbara Dega-Komitowska. Popularność pracowni przerosła<br />
wtedy wszelkie normy i zdecydowano o naborze dodatkowej kadry pomocniczej. Po roku pracy<br />
ówczesny Kierownik Katedry Grafiki Warsztatowej prof. Andrzej Rudziński wezwał mnie do siebie<br />
i zadał kluczowe – jak to dziś widzę – pytanie: ty chyba lubisz tych studentów, synu? Do męskiej<br />
młodzieży zwracał się per „synu“, a do dziewcząt mówił „smerdo“ – może to coś znaczyło w języku<br />
Romów. Nasz kierownik bowiem wychował się (podobno) w cygańskim taborze. Był kapitanem<br />
GRAFIKA