11.04.2015 Views

Pokaż treść! - Biblioteka Multimedialna Teatrnn.pl

Pokaż treść! - Biblioteka Multimedialna Teatrnn.pl

Pokaż treść! - Biblioteka Multimedialna Teatrnn.pl

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

kających zatłoczonymi drogami z całym dobytkiem. A<br />

nad tym kłębowiskiem ludzi, bydła, wozów krążyły nisko<br />

samoloty siejące śmierć i zamieszanie. On swoim<br />

chorym umysłem nie mógł zrozumieć co się dzieje.<br />

Przecież przed tym też latały samoloty, ale nie czyniły<br />

nikomu krzywdy. Widział dymy pożarów w dzień, a w<br />

nocy łuny. Słyszał huk wystrzałów, coraz to bliższy.<br />

Chciał też uciekać, ale gdzie? Dla niego celem najdalszej<br />

dotąd wyprawy był niewielki las, który teraz był<br />

pełen ludzi i wozów, wypełniony rykiem bydła i wrzawą<br />

ludzkich głosów.<br />

Rodzice nie uciekali, więc i on pozostał. Po dwóch,<br />

trzech dniach na czołgach, samochodach i zaprzęgami<br />

konnymi zaczęli napływać jacyś umundurowani<br />

ludzie. Każdy krył się jak mógł. Matka mówiła mu, że<br />

to Niemcy i że trzeba się ich bać. Więc i on się'ukrył.<br />

Później wszystko ucichło, umilkły strzały, nie latały<br />

samoloty i nie było już pożarów i łun w nocy. Drogami,<br />

tylko już nie tak tłumnie, wracali do swoich<br />

rodzinnych stron wcześniejsi uciekinierzy. Myśleli z<br />

trwogą o tym, co zostało z ich rodzinnych gniazd. Bardzo<br />

często nie mieli po prostu do czego wracać, bo<br />

zastawali tylko zgliszcza i popioły. Rodziny szukały<br />

Swoich bliskich. Jedni zginęli na froncie, inni na<br />

drogach, jeszcze inni siedzieli za drutami obozów jenieckich.<br />

Nie wróciło też dwóch braci Lelka, których<br />

wspólnie opłakiwano.<br />

Nastała sroga zima. Brakowało opału. Na szczęście<br />

kartofle nieźle obrodziły, to chociaż nie cierpieli<br />

głodu. Jedli je gotowane, pieczone, robili <strong>pl</strong>acki. Aż<br />

przyszła wiosna. Jak co roku przylecieli wiosenni<br />

skrzydlaci goście z dalekich, ciepłych krajów. Świat<br />

trochę poweselał. Ludzie uprawiali ziemię, siali zboże,<br />

sadzili kartofle...<br />

Lelek rwał się w świat, ale rodzice starali się jak mogli<br />

go zatrzymać. Chodziły bowiem słuchy, że Niemcy<br />

wariatów likwidowali. Ale któż by go zatrzymał - przyroda<br />

była silniejsza. Lelek wymykał się więc do lasu<br />

czy do sąsiadów. Jakoś mu to uchodziło.<br />

Przyszło lato. Ludzie posprzątali z pól, napełnili<br />

^.stodoły i spichlerze. I wtedy wybuchła bomba. Na wieś<br />

[zjechało wojsko. Żandarmi z najlepszych gospodarstw<br />

-w brutalny sposób wyrzucali polskich gospodarzy, pozwalając<br />

im zabrać tylko to, co zdołali zmieścić w podręcznym<br />

bagażu. Kiedy żołdacy weszli na ich podwórze,<br />

Lelek był w stodole. Bał się ich strasznie, gdyż tyle<br />

się złego o nich nasłuchał. Tylną furtką wyskoczył do<br />

sadu. Mknął jak rączy jeleń. Posypały się strzały, ale<br />

on był już dość daleko.<br />

Las był coraz bliżej. Dopiero kiedy wpadł pomiędzy<br />

pierwsze drzewa, obejrzał się za siebie. Nikt go nie<br />

gonił. Zdyszany padł na zielony mech, który wydał mu<br />

się najwspanialszym łożem. W tym swoim lesie poczuł<br />

kię jak we własnym, zupełnie bezpiecznym domu.<br />

Zasnął kamiennym snem. Nagle poczuł na twarzy jakiś<br />

Motyk. Ze strachem otworzył oczy. Stał nad nim wierny<br />

wilczur Smyk. Lelek poderwał się z radością, ale zaraz<br />

upadł z powrotem. Coś zapiekło go w lewym ramieniu.<br />

Spojrzał na mech, na którym czerwieniła się, a<br />

raczej czerniała <strong>pl</strong>ama zakrzepłej krwi. Zdjął koszulę i<br />

obmacał ranę; było to tylko zadraśnięcie. Wierny<br />

Smyk wylizał ją dokładnie. Lelek nie wiedział jak<br />

długo leżał na tym swoim chłodnym posłaniu. Chyba<br />

jednak długo, bo czerwona słoneczna kula wisjała już<br />

nisko na zachodzie. Dokuczał mu głód, bo od rana<br />

nie mial nic w ustach. Do domu bał się jednak wracać.<br />

Odczekał do całkowitych ciemności i teraz ruszył do<br />

wsi.<br />

Na skraju wsi w lichej zagrodzie mieszkał ubogi wyrobnik.<br />

Lelek ostrożnie podszedł do tej zagrody. Zajrzał<br />

przez okno; wszystko było jak dawniej, ci sami<br />

ludzie. Zastukał do okna i gospodarze wpuścili go do<br />

środka. Powiedzieli, że jego rodziców zabrali Niemcy,<br />

a gospodarstwo na razie jest puste. Dali mu jeść, obmyli<br />

ranę i użyczyli kąta na nocleg.<br />

Następnego dnia żandarmi i władza cywilna obsadzała<br />

na wysiedlonych gospodarstwach Niemców. Mówiono,<br />

że przybyli z Wołynia. Osadnicy otrzymali cztery najlepsze<br />

gospodarstwa we wsi, pełne dostatku, gdyż ich<br />

właściciele niewiele zdołali zabrać. Kilka mniejszych<br />

polskich gospodarstw zostawili na razie w spokoju.<br />

Powoli życie we wsi wracało do dawnego porządku.<br />

Lelka zatrzymali u siebie gospodarze, do których zapukał<br />

tamtego wieczoru. Nie było im lekko, pracowali w<br />

niewielim gospodarstwie i mieli dwójkę dzieci. Trzeba<br />

było dorabiać u bogatszych gospodarzy, bo strawy<br />

musiało starczyć dla wszystkich. Zdawali sobie sprawę z<br />

niebezpieczeństwa jakie groziło Lelkowi, gdyby tułał<br />

się po okolicy. On jakby to rozumiał, a może podpowiadał<br />

mu to instynkt. Chętnie pomagał w gospodarstwie<br />

i kiedy gospodarz szedł na zarobek, godnie go<br />

zastępował. Najchętniej zajmował się trzodą, jakby czuł<br />

jakąś bliską z nią więź. Z czasem wiadomość o jego<br />

ułomności dotarła również do nowych osadników, ale<br />

że był spokojny, nie pokazywał się na wsi - nie interesowali<br />

się nim. I wszystko toczyłoby się normalnym<br />

trybem, gdyby nie nagły wypadek.<br />

W zagrodzie u jednego z osadników w biały dzień<br />

wybuchł pożar. Podejrzewano, że spowodowały go<br />

jego dzieci. On zaś, chcąc się oczyścić, oświadczył<br />

przybyłym żandarmom, że we wsi jest wariat i to na<br />

pewno jego sprawka. To wystarczyło. I chociaż Lelek<br />

był w tym czasie w gospodarstwie swoich opiekunów,<br />

o pół kilometra od płonącej zagrody, żandarmi poszli<br />

po niego. Zabrali go prosto od młocki, pobili i<br />

związali mu ręce postronkiem. Nie żałując razów i<br />

kuksańców przyprowadzili Lelka do dogasającego<br />

pogorzeliska. Wyglądał okropnie: zbity, sponiewierany,<br />

ledwie trzymał się na nogach. Ubranie miał<br />

poszarpane przez tęgiego wilczura, który towarzyszył<br />

oprawcom. Pies pokąsał mu ciało, co było widać przez<br />

dziury w łachmanach. Cała twarz i ręce chłopca były<br />

umazane krwią cieknącą z głębokiej rany na czole.<br />

Krew zalewała mu oczy. Stał dygocąc z zimna, gdyż<br />

wiał zimny wiatr wdzierający się przez dziury w łachmanach.<br />

Kiedy powiódł nieprzytomnym, obłąkanym<br />

wzrokiem po gromadce znajomych ludzi, jego oczy<br />

były pełne przerażenia i bólu. Jakby chciał zapytać: Za<br />

co? Co ja wam zrobiłem? Ale jego wargi nie poruszyły<br />

się. Czyżby myślał, że to oni są sprawcami jego<br />

nieszczęścia?<br />

Ludzie nie mogli powstrzymać łez. Tylko oprawcy<br />

mieli kamienne bezduszne twarze i zimne, brutalne<br />

spojrzenia. Podjechała podwoda. Szczując psem i<br />

bijąc kolbami żandarmi kazali Lelkowi wchodzić na<br />

wóz. Ponieważ miał związane ręce z trudem udało mu<br />

się to zrobić. Obok woźnicy usiadł jeden z żandarmów,<br />

a on jak niebezpieczny zwierz leżał na<br />

deskach. Furmanka potoczyła się wiejską drogą. Słychać<br />

było pochlipywanie kobiet Ludzie długo patrzyli<br />

za oddalającym się wozem, aż zniknął w krzakach za<br />

zakrętem drogi. Odtąd nikt już Lelka nie widział.<br />

51

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!