zap∏on´∏y z∏ym ogniem. Szorstko odczepi∏ od siebie ràczki dziecka, usadzi∏ je znowu w krzeÊle iÊciàgnàwszy brwi, pogrozi∏ mu palcem. Malec przycich∏ na chwil´ i powa˝ne, na wiek, spojrzenie zatrzyma∏na brodaczu. Wtem liczko jego si´ zmarszczy∏o, zje˝y∏ si´, bryknà∏ no˝ynami i ca∏ym cia∏kiem odrzuci∏si´ w g∏àb krzes∏a.Niby grzmot pioruna, zagrzmia∏ brawurowy motyw o groênych akcentach. Dooko∏a miednicy i krzes∏apodnios∏a si´ znowu orgiastyczna plàsawica z jeszcze bardziej natarczywymi przyzywami diab∏a.Przebiwszy si´ przez t´ Sodom´, uderzy∏ w sklepienie, delikatniejszy od dzwonka g∏osik wystraszonegodzieciàtka.Jeden z asystentów w skórzanym fartuchu gniewnie chwyci∏ dziecko i usadzi∏ je, drugi zrzuciwszy zkrzes∏a poprzecznic´, postawi∏ miednic´. Brodacz chwyci∏ ze sto∏u jakiÊ przedmiot. Lipman nie zdàrzy∏mrugnàç okiem, gdy w kierunku ofiary b∏ysn´∏o szyd∏o.Lipman zamknà∏ oczy. Z piersi jego wyrwa∏ si´ j´k. Chcia∏by krzyczeç, protestowaç, zas∏oniç sobà mordowanedziecko, lecz j´zyk jego oniemia∏, wola uleg∏a bez∏adowi. W przera˝eniu skaka∏ dalej, zresztà nieskaka∏, wleczono go. On zaÊ tylko machinalnie przebiera∏ nogami.Nieprzeparta si∏a ciàgn´∏a go ˝eby spojrzeç jeszcze raz. Otworzy∏ oczy i d∏ugo ju˝ nie móg∏ ich oderwaçod wstrzàcajàcego widowiska. Szyd∏o b∏yska∏o raz po raz. Maleƒkie jestestwo, ∏kajàc od strasznegokrzyku, wi∏o si´ i miota∏o w r´kach oprawców. Lecz po ka˝dym uk∏uciu, drgawki jego s∏ab∏y, s∏ab∏ i g∏osik,póki nie przeszed∏ w przedÊmiertelne rz´˝enie. Strumykami, jak z maleƒkich kranów, krew sp∏ywa∏a wmiednic´.Lipmanowi zdawa∏o si´, ˝e operacja trwa∏a bardzo d∏ugo. Z wysi∏kiem oderwa∏ oczy od okrwawionej˝ertwy, i kiedy znów spojrza∏, stary ˚yd z przera˝ajàcymi oczami w zbryzganej krwià twarzy, który trzyma∏g∏ow´ dziecka puÊci∏ jà wreszcie. G∏ówka bezw∏adnie opad∏a. Na poblad∏ym liczku zastyg∏ wyraz zdumieniai cierpiàcego uszcz´Êliwienia …Ry˝obrody, mamroczàc zakl´cia, nala∏cz´Êç krwi przez lejek do dzbanka, w którym ukaza∏o si´ wino, rozbe∏kota∏, przela∏ do kielicha od czarnejmszy i z∏otà ∏y˝eczkà podawa∏ t´ mieszanin´ obecnym do picia.Miednica, prawie do po∏owy, nape∏niona resztà krwi, pozosta∏a na czarnym postumencie, krzes∏oodrzucono pod Êcian´, znów zapalono lampiony na posàgu <strong>szatana</strong> i Êwiecznikach, a na sali przygaszonoÊwiat∏a.Muzyk i operator przy∏àczyli si´ do ko∏a. Teraz wszyscy tzn. dwunastu, z∏àczeni za r´ce, z gwizdem iwyciem puÊcili si´ znowu w zawrotny taniec.Okrzyki zla∏y si´ w jedno wycie zwierz´ce i biesowskie j´czenie. Wy∏y w nich najochydniejszeblu˝nierstwa, j´cza∏y modlitewne przyzywy djab∏a. Ludzie stracili ludzki wyglàd. Oczy pa∏a∏ywÊciek∏oÊcià, spocone twarze wykrzywi∏y konwulsyjne grymasy, pieni∏y si´ wargi. Dikis który trzyma∏ si´za r´ce z Lipmanem, z wywieszonym, jak u zm´czonego psa ozorem, chrypia∏ niby zdychajàcy byk. Pad∏na murowanà posadzk´, przez niego wywróci∏ si´ Lipman, t´gi brodacz przeskakiwa∏ przez obu, padali iinni, lecz plàsawica trwa∏a i przestrzegano surowo tylko tego, by nie zerwaç ∏aƒcucha.Jak d∏ugo trwa∏ ten sabat, rozbity moralnie i fizycznie Lipman nie móg∏ okreÊliç … A˝ sta∏o si´ to,czego on, ateista, ˝adnà miarà nie dopuszcza∏. Widzia∏ wyraênie, jak nagle, nie spuÊci∏ si´ ze sklepienia,ani wyrós∏ spod ziemi, lecz zjawi∏ si´ w samym Êrodku ko∏a Trzynasty. Takie by∏o jego imi´ wÊródpoÊwi´conych.By∏ on równie˝ we fraku i cylindrze, wy˝szy od wszystkich, chuderlawy, gibki. SarkastycznyuÊmieszek o˝ywia∏ ciemnà, wàskà i d∏ugà twarz o cienkich krótkich wàsikach, z ma∏à koêlà bródkà jak ufauna, ze sterczàcymi nad rondem cylindra, kosmatymi uszami. Ognisty jego wzrok by∏ nieznoÊnie ˝ywy.Migiem wszyscy padli na twarz i z wyciem i jazgotem strachu, zachwytu i lubie˝noÊci, t∏oczàc si´, wzajemnieodtràcajàc, podpe∏êli do jego stóp, jak przymilajàce si´ sobaki.On niby wielki ptak, opuszczajàcy skrzyd∏a, kiedy si´ opuszcza na ziemi´, rozpostar∏ d∏ugie r´ce zcienkimi haczykowatymi palcami. Syny jego, nie Êmiàc podnieÊç si´ z kolan, chciwie ku niemu si´wyciàgn´li, gdy on ca∏ym korpusem, powoli obraca∏ si´ na wszystkie strony.Lipman, os∏upia∏y z przera˝enia, sta∏ jak posàg, patrzàc rozszerzonymi oczyma, na strasznego przybysza.KtoÊ uderzy∏ go g∏owà w pas, inny pociàgnà∏ go w dó∏ za r´k´. Pokornie wi´c stanà∏ na czworakachi w Êlad za towarzyszami, podczo∏ga∏ si´ ca∏owaç stopy i r´ce zjawionego.Uszcz´Êliwiwszy obecnoÊcià swà wybranych synów, co trwa∏o kilkanaÊcie minut, Trzynasty, jak nagle66
si´ zjawi∏, tak nagle te˝ zniknà∏. W oczach poczà∏ blednàç, tajaç i w kilka sekund rozp∏ynà∏ si´ w powietrzu,nie pozosta∏o po nim Êladu.W drodze powrotnej Dikis rzek∏ do Lipmana:Oto dziÊ by∏eÊ pan Êwiadkiem maleƒkiegoprawzoru tego, co w wielkich rozmiarach b´dzie si´ spe∏nia∏o na ca∏ym Êwiecie.Dikis mówi∏ mu jeszcze du˝o wi´cej, lecz on, wstrzàÊni´ty wra˝eniami strasznej nocy, nie zdolny by∏s∏uchaç.Co za okropnoÊç - myÊla∏, dr˝àc febrycznie. Diabe∏ istnieje. Widzia∏em go w∏asnymi oczyma, dotyka∏emjego ràk i stóp. Jest zatem i Bóg.Co tedy, je˝eli Dikis i wszyscy sataniÊci pomylili si´ w swoich rachunkach, a z∏o na Êwiecie, jak wierzàchrzeÊcijanie, spe∏nia si´ z dopustu Bo˝ego i przyjdzie godzina, kiedy zostanie od∏àczone i On oddaka˝demu wed∏ug jego uczynków!Przypomnia∏ sobie opowiadanie o pewnym graczu. Gracz ten, urz´dniczyna rosyjski, by∏ zarazemspirytystà. Lubi∏ wodziç naczynkiem po wypisanym alfabecie. Pewnego dnia przysz∏o mu na myÊlwyciàgnàç z tej zabawy po˝ytek. Zaczà∏ wypytywaç naczynko, na jakie karty ma stawiaç. Posz∏o mu zdumiewajàco.Naczynko wskazywa∏o mu zawsze nieomylnie szcz´Êliwe karty. Urz´dniczyna tak si´ wkrótcewzbogaci∏, ˝e porzuci∏ s∏u˝b´ i odda∏ si´ swej nami´tnoÊci. Wkrótce Rosja sta∏a si´ dlaƒ za ciasna.Zebrawszy ca∏y kapita∏, gracz wybra∏ si´ do Monte Carlo. Tam kierujàc si´ wskazaniami czarodziejskiegonaczynia, gra∏ tak szcz´Êliwie, ˝e sta∏ si´ s∏awnym. W koƒcu postanowi∏ rozbiç bank kasyna.Przed grà wyroczne naczynko przepowiedzia∏o mu pe∏ne powodzenie. Pe∏en wiary w swojà szcz´Êliwàgwiazd´ rzuci∏ na stó∏ ca∏y swój majàtek.Jakie˝ by∏o jego przera˝enie, kiedy chybi∏!Oszo∏omiony, pó∏ob∏àkany, pobieg∏ do swego hotelu i rzuci∏ si´ ku swemu naczynku. Zaledwie godotknà∏, gdy ponad nim trzykrotnie rozleg∏o si´ szydercze “A kuku” tak g∏oÊne, ˝e zadzwoni∏o mu wuszach. Przera˝ony, rozejrza∏ si´ woko∏o, nie by∏o nikogo. A naczynko poruszy∏o si´ pod jego palcami i onprzeczyta∏: Cha-cha-cha- a kuku!Azali nie stanie si´ coÊ podobnego z tymi diab∏ochwa-lcami” Wszak trzeba byç takimi z∏oÊliwymi idiotami,jak oni, ˝eby sobie wyobra˝iç, ˝e ograniczony i n´dzny stwór, jakim jest diabe∏, mo˝e zwyci´˝yçStwórc´. Niewàtpliwie w danej chwili z∏o jest górà. SataniÊci zarzucili ju˝ p´tl´ na ludzkoÊç. No, a je˝eliofiara jà rozerwie” ˚le b´dzie z katami. Wszak szyd∏a w worku nie utaisz. Z pewnoÊcià tak te˝ si´ stanie.Bóg ukarze wyst´pne narody, lecz nie odda ich na ostateczne pohaƒbienie i wyt´pienie swemu wrogowi.Nieszcz´sny naród ˝ydowski, jak˝e on zosta∏ oszukany przez swych tajnych wodzów. Jak on ucierpi.Wtedy diabe∏ m´˝obójca, ojciec k∏amstwa naÊmieje si´ ze swych synów, podobnie jak naÊmia∏ si´ zowego gracza.Lipman poczà∏ czyniç rachunek sumienia. W tajnym aeropagu ˝ydowskim, który roztrzyga∏ o losach˝ydowskich, on nadawa∏ ton. Pod pozorami post´pu, talenty rosyjskie by∏y zmuszone szkalowaç w∏asnàpaƒstwowoÊç, wyÊmiewaç wiar´, pisaç rzeczy bezczelne i nikczemne o w∏asnym spo∏eczeƒstwie i jeznieprawiaç.Talenty, które si´ tym wymaganiom nie poddawa∏y, by∏y skazywane na pohanbieƒie. Po rewolucji tymi owym najemnikom pióra, otwiera∏y si´ oczy, budzi∏o si´ w nich sumienie narodowe i zdobywali si´ onina odwag´ oskar˝ania ˚ydów o spowodowanie zguby ich ojczyzny.Lipman obstawa∏ za cichym usuni´ciem ich ze Êwiata.Oto dla kogo pracowa∏ przez ca∏e ˝ycie! – Niegodziwi – kaja∏ si´ w duchu.Co teraz robiç” Odrzec si´ wszystkiego i uciec” Nie-mo˝liwe! Przed nimi nigdzie si´ nie ukryjesz, azemsta ich straszna. Prócz tego uciec, to pozbawiç si´ dobrobytu, wyrzuciç siebie ˝on´ na bruk, jak wyrzuconezosta∏y miliony Rosjan. To ponad jego si∏y. Otrzymuje za swoje, w gruncie rzeczy nieróbstwo, zas∏u˝b´ w tajnym nadzorze, za nadzór nad linjà sprawowania si´ pisarzy zarubie˝nych, by nie zrzucili zsiebie szorów ˝ydowskich, rzetelne, wysokie pobory od organizacji masoƒskich.A wówczas” Wówczas po˝egnaj si´ ze swoim etatem i nawet ze swymi oszcz´dnoÊciami. Nie zobaczyçmu ich, jak swoich w∏asnych uszu. O czy˝ on nie zna wÊciek∏ego charemu ˝ydowskiego, sam go praktykowa∏,sam naƒ skazywa∏!.Zadr˝a∏! Nie! Losy rzucone. WyjÊcia nie ma. Straszny ci´˝ar leg∏ mu na jego sercu, m´t sta∏ si´ wduszy. Tej nocy nie zamknà∏ oczu.67
- Page 2 and 3:
X. Ignacy CharszewskiKrólestwoSzat
- Page 4 and 5:
P R Z E D S ¸ O W I ECelem tej ksi
- Page 6 and 7:
sta∏y si´ bardziej przyk∏adne
- Page 8 and 9:
Tak si´ stanie, wed∏ug Ksi´gi A
- Page 10 and 11:
ezbo˝noÊci, niegodziwoÊci i ohyd
- Page 12 and 13:
˝e w dniach, co sà przed wami, ot
- Page 14 and 15:
swoich spostrze˝eƒ dotyczàcych p
- Page 16 and 17: Diabe∏ :- A wiecie, dlaczego szat
- Page 18 and 19: Przybywajà tu, ˝eby si´ spotkaç
- Page 20 and 21: iego. Na widok “Oazowca” lub kl
- Page 22 and 23: Puszczykowie).Twórcy metalu znale
- Page 24 and 25: Gotyckie wn´trza odbijajà echo je
- Page 26 and 27: Scena 9 :Cmentarz, 23 ch∏opców s
- Page 28 and 29: matce. Nie mog∏am inaczej.“Kard
- Page 30 and 31: ´dàcego obrazem Boga” (II Kor.4
- Page 32 and 33: …Eseƒczycy, jako potomkowie rodz
- Page 34 and 35: koƒca XVI wieku - Kraków, który
- Page 36 and 37: mowe.Mamy tego przyk∏ady i we Fra
- Page 38 and 39: cyzmu jest wszystkim znane, zosta
- Page 40 and 41: jest ani rozpowszechnianiem fa∏sz
- Page 42 and 43: S∏owa Prymasa zabrzmia∏y z∏ow
- Page 44 and 45: dbaç, jak nale˝y o swe zbawienie,
- Page 46 and 47: Przeciwnik Niepokalanej zdejmuje ju
- Page 48 and 49: Z ksià˝ki Arnolda Kunzli zatytuow
- Page 50 and 51: W k r ó l e s t w ie s z a t a n a
- Page 52 and 53: faryzeusze poprzestali na dyskre-dy
- Page 54 and 55: on, hulacy i rozpustnicy, byli nasz
- Page 56 and 57: ydl´cej natury.PozostawiliÊmy im
- Page 58 and 59: Ucierpià przy tym i ˚ydzi “ No,
- Page 60 and 61: Jeno nie ˝ydowskie! Ani jednego dz
- Page 62 and 63: ten, o ile nie jest niepoczytalnym
- Page 64 and 65: wychodowanych i protegowanych przez
- Page 68 and 69: Rankiem otrzyma∏ od Dikisa list.
- Page 70 and 71: ˚ydzi w Êwietle s∏ówChrystusa
- Page 72 and 73: ZBIÓR PRAW KOÂCIO¸A ÂWI¢TEGO
- Page 74 and 75: Gdy Anio∏owie otworzyli bramy pie
- Page 76 and 77: lekcjach religii. Uczyniç seks now
- Page 78 and 79: TRZODA JEST W NIEBEZPIECZE¡STWIEA:
- Page 80 and 81: Chrystus cierpia∏ inaczej, ni˝ w
- Page 82 and 83: si´ do Piek∏a, gdzie obecnie dzi
- Page 84 and 85: EGZORCYZMOWANIE AKABORA(za którym
- Page 86 and 87: (**) Co za przera˝ajàce cierpieni
- Page 88 and 89: J: (j´czy i wzdycha) Mam straszny
- Page 90 and 91: E: Mów prawd´, Judaszu Iszkarioto
- Page 92 and 93: macie zbyt wielkiego wyobra˝enia.
- Page 94 and 95: E: Mów dalej prawd´, w imi´ Naj
- Page 96 and 97: E: Mów prawd´ z rozkazu NajÊwi´
- Page 98 and 99: J: Chcia∏bym w ogóle przestaç o
- Page 100 and 101: J: Bóg chce, by kazania by∏y g
- Page 102 and 103: dlaczego tam, na WysokoÊciach (pok
- Page 104 and 105: E: Mów prawd´ z rozkazu NajÊwi´
- Page 106 and 107: przeciwnym razie ludzie ci nie nosi
- Page 108 and 109: ich g∏ównym sprawcà../*/ Nieszc
- Page 110 and 111: E: Mów, co masz do powiedzenia, z
- Page 112 and 113: E G Z O R C Y Z M12 Stycznia, 1976
- Page 114 and 115: Zob. Mat. 24: 42 oraz 25: 13.(****)
- Page 116 and 117:
E G Z O R C Y Z M30 marca, 1976 r.E
- Page 118 and 119:
nas w okropne przera˝enie /*/. Tak
- Page 120 and 121:
Miriam.By∏o to podczas drugiej na
- Page 122 and 123:
Nast´pnie, by nie byli oni zasmuce
- Page 124 and 125:
ozkaz.B: Otó˝ Ona chce, aby kap
- Page 126 and 127:
wÊród tych rodzin, które zwà si
- Page 128 and 129:
pienia. Pijàc ów Kielich, uzna∏
- Page 130 and 131:
ez tego rozpadlibyÊcie si´ na wi
- Page 132 and 133:
Najlepszà rzeczà by∏oby czytaç
- Page 134 and 135:
Jest tak˝e du˝o wi´cej podobnych
- Page 136 and 137:
E: Belzebubie, mów prawd´, w imi
- Page 138 and 139:
Po prawdziwym szturmie modlitewnym
- Page 140 and 141:
Pawe∏ VI, posiada rzeczywiÊcie,
- Page 142 and 143:
Papie˝a Paw∏a VI. Nawet my w Pie
- Page 144 and 145:
poprzednich okazji, a nast´pnie pr
- Page 146 and 147:
NIEPOROZUMIENIAE: Chcemy wype∏nia
- Page 148 and 149:
B: Z punktu widzenia WysokoÊci (tj
- Page 150 and 151:
Ten dwojaki aspekt rzeczy mo˝na ja
- Page 152 and 153:
E: To znaczy, w czyÊcu chcà pomag
- Page 154 and 155:
Bez prawdziwej spowiedzi ludzie zat
- Page 156 and 157:
E: Co jeszcze masz do powiedzenia
- Page 158 and 159:
wami uchylaç kapelusza. Tak jest z
- Page 160 and 161:
*/ Chodzi tu prawdopodobnie o tzw.
- Page 162 and 163:
wielkim i kompetentnym. Lecz w wi´
- Page 164 and 165:
iÊmy ma∏à moc, wtedy byliby tyl
- Page 166 and 167:
Dlatego otrzymuje si´ o wiele mnie
- Page 168 and 169:
Prawdziwy kap∏an pozwoli∏by si
- Page 170 and 171:
WIELKA ODPOWIEDZIALNOÂÇ URZ¢DU P
- Page 172 and 173:
E G Z O R C Y Z MDnia 18 Czerwca 19
- Page 174 and 175:
wierk´, szykujàc jej wieczne umie
- Page 176 and 177:
A wi´c zobaczycie, czym jest strac
- Page 178 and 179:
tujcie ginàcych. Wyznawajcie Mnie
- Page 180 and 181:
Ja was bardzo kocham z wszystkimi w
- Page 182 and 183:
´dziecie zawiedzeni. PoÊród groz
- Page 184 and 185:
XCzwarte Ostrze˝enie - Droga powro
- Page 186 and 187:
Êwiat z pokolenia w pokolenie pogr
- Page 188 and 189:
Baranka odkupionych †. Nie odwa˝
- Page 190:
190