Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
1928<br />
THOMAS MERTON<br />
mo,ze zajse m'ldrose swiata w zaprzeczaniu samej sobie. "Kto nie<br />
rna, i to, co ma, b~dzie od niego odjC':te" (Lk. 19, 26).<br />
Przypuszczam, ze spalem jednak przerywanym snem jakies plC':C<br />
ezy szesc godzin, a okolo jedenasteJ bylismy juz wszyscy na nogach<br />
i siedzielismy ro:zcZlOchrani i na pol otumanieni rozmawilaj'lc,<br />
palqc papierosy i puszczaj'lc plyty. Wysokie, staroswieckie i nieco<br />
elegijne . tony dawno zmadego Beiderbecke napelnialy spiewem<br />
pokoj. Z miejsca, gcizie siedzialem na podlodze, do;strzegalem nad<br />
dachami sknawek jaSlllego, jesiennego nieba.<br />
Okol,o pierwszej w poludnie wyszedlem kupic }akies sniadanie<br />
i wrocilem z pelnymi rC':kami kartonowych puszek najrozmaitszych<br />
ksztaltow 'i rozmiarow, z.awieraj'lcych jajecznicC':, grzanki i kawC':,<br />
i z kieszeniami pelnymi nowych paczek papierosow. Ale nie mialem<br />
ochoty palie. Zajadalismy 'przy rozmowie i w koilcu uprz'ltnC':lismy<br />
ten caly balagan. Ktos zaproponowal spacer na targ drobiu. Goto<br />
. walismy siC': wi~c do wyjscia.<br />
W jakiejs chwili posrod tego wszystkiego iprzyszla mi pewna<br />
mysl do glowy, rnysl sarna w sobie dosye d00110s1a i dosye zaskakujqca,<br />
ale jeszeze bardziej dziwna w tym kontekscie. Wielu ludzi<br />
moze nie uW'ierzy w to, (:0 rpisz~.<br />
Kiedy siedzielismy na podlodze puszczaj'l'c plyty i jedz'le sniadanie,<br />
zablysla mi nagle ta mysl: "Zosta.n~ ksi~dzem".<br />
Nie umiem powiedziee, co j'l bezposrednio spowodowalo; ollie byl<br />
t o jakis szczegolny odruch wstr~tu do znuzenia i apatii, w jakie<br />
wprawialo mnie dotychczasowe moje zy,cie - i to mimo czczosci<br />
tego zycia. I nie zrodzila jej muzyka, ani atmosfera jesieni, bo .to<br />
przekonanie, ktore juz w skonczonym ksztalcie zost-alo nagle we<br />
mnie zaszczepione, n~e bylo czyms sllabym i nieokresJonym, jakim<br />
jest zawsze pop~d uczuciowy. Nie bylo ono wytworem nami~tnosci<br />
a ni wyobrazni. Byl Ito mocny, slodki, gl~boki i nalegaj'lcy poci'lg,<br />
ktory nagle odczulem, ale nie jako odruchpoz'ldania jakiegos dotykalnego<br />
dobra. Zrodzil si~ on w sferze sumieni'a, byl nowym,<br />
wyraznym przeswiadczeniem, ze to jest wlasnie to, co powinienem<br />
zrobie.<br />
Nie ,potnafiEi powiedziee, jak dlugo ta mysl przebywala we mnie<br />
zanim i'l wyrazilem. Ale niebawem rzeklem jakby cos zwyczajnego:<br />
- Wiecie, mysl~, ze powinienem pojse do klasztoru i zostac<br />
ksiE;.dzem.<br />
Gibney slyszal to juz przedtem i myslal, ze zartuj~ . To oswiadczenie<br />
nie obudzilo zreszt'l zadnego ·sprzeciwu ani kornentar:za <br />
tak czy owak pomysl nie byl zasadniczo niesympatyczny dla Gibney'a.<br />
W jego poj~ciu kazde zycie mialo sens, oprocz zycia biznesmena.