Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Derdian - DNA
2018 Self-Released
Na ścieżkę kariery Derdian ponownie
naprowadził mnie głos Ivana
Gianinniego, którego niedawno
usłyszałem w wyśmienitej formie
na ostatnim albumie Vision Divine
"When All the Heroes Are
Dead" (2019). Piszę ponownie,
bowiem gdzieś w okolicach wydania
krążka "New Era Pt. 3 - The
Apocalypse" (2010) zespół pojawił
się w redakcji, po czym zniknął
z oczu. Na siódmym albumie Derdian
głos Ivana wypada wspaniale
ale nie tak imponująco i ekscytująco,
jak na wspomnianym krążku
Vision Divine. Wydaje się, że winę
ponosi za to sama muzyka Derdian,
której podstawą jest melodyjny
europejski power metal.
Choć w tym wypadku bardziej
właściwym będzie nazwanie go,
włoskim melodyjnym power metalem.
Charakteryzuje się on szybkimi
tempami, wpadającymi w ucho
melodiami, oraz wypieszczoną produkcją
i brzmieniem, przez co
często i gęsto, takie zespoły oskarża
się o lukrowanie ostrej z charakteru
heavy metalowej muzyki. Co
rusz w takich zespołach wykorzystuje
się też elementy neoklasyczne,
symfonikę i inne orkiestracje. Wtedy
w roli głównej przeważnie występują
klawisze. Jest ich dużo i
sprawiają wrażenie, że wychylają
się za każdej nutki i dźwięku. Stąd
też te uczucie, że zagłuszają moc
gitary a także sekcję rytmiczną.
Niestety powyższe sprawy zaburzają
spojrzenie na budowę kompozycji,
które mimo melodyjności
są urozmaicone, złożone i bardzo
bogato zaaranżowane. Niekiedy
przez te ambitne ornamenty takie
granie zalicza się do progresywnego
grania. Jest to dla mnie pewnym
błędem, ale nie zmienienia to faktu,
że w tym wypadku muzycy
dają bardzo wiele ze swojego talentu
i kunsztu. No i pewne elementy
muzyki progresywnej w takim graniu
także się znajdują. Wszystko
to co przytoczyłem znajdziemy na
"DNA". Trzynaście rozpędzonych,
różnorodnych i nieźle napisanych
kompozycji. W sposób udany oraz
intrygujący mieszający style, wspomnianego
melodyjnego power metalu
i muzyki symfonicznej. Dzieje
się w nich naprawdę wiele, nie tylko
po przez wiele zbitek różnych
muzycznych tematów, ale także po
przez zmiany nastrojów, czy też
wykorzystanie pełnej palety z emocjami.
W wypadku "DNA" ważną
cechą jest to, iż album jest tak zbudowany,
że słucha się go w całości.
Każdy z utworów jest tak napisany,
że w połączeniu z pozostałymi
stanowi pewien zamknięty
dźwiękowy ekosystem. Choć w
moim wypadku, odnalazłem dwie
wyróżniające się kompozycje, pierwsza
to "Elohim" z rozbujaną wstawką
jazzowo-swingową, druga zaś
najbardziej progresywna i z świetnymi
partiami Hammonda "Fire
from the Dust". Oprócz dobrze napisanej
muzyki, na "DNA" wykonanie
jest również na bardzo wysokim
poziomie. Mimo wszystko
trzeba mieć niezłe umiejętności,
żeby dobrze zagrać taką muzykę.
Dużo czasu poświęcono także produkcji
czyli pracy w studio. Fakt,
sam czasami mam wrażenie, że
niektóre partie klawiszy powinno
się lekko wyciszyć, zaś inne partie
gitary czy też sekcji wysunąć do
przodu. Niestety przyjęto takie zasady
przy produkcji i nagrywaniu
takiej muzyki, a jak to się mówi
zwycięskiego teamu nie zmienia
się. Taką muzykę dopełniają teksty,
które przeważnie utrzymane są
w konwencji literatury fantazy. Każdy
taki zespół ma swoją opowieść,
nie inaczej jest z Derdian, choć na
"DNA" pojawiły się pewne odstępstwa.
Swego czasu takie granie robiło
na mnie duże wrażenie, teraz
zdecydowanie rzadziej się to zdarza.
"DNA" to dobra płyta ale pewnie
z czasem zapomnę o niej, już
zbyt wiele takiej muzyki wysłuchałem.
(4)
Derdian - Evolution Era
2016 Self-Released
"Evolution Era" powstała dwa lata
wcześniej i niestety nie uświadczymy
na niej głosu Ivana Gianinniego.
Nie mam pojęcia czemu tak
się stało, jakby nie było, Ivan
udziela się w różnych projektach i
może akurat na Derdian zabrakło
mu czasu. Jednak lider formacji,
gitarzysta Enrico "Henry" Pistolese
wybrnął z sytuacji w dość
sprytny sposób. Albowiem do studia
zaprosił całą plejadę wokalistów.
Co już może powodować skojarzenia
z różnymi projektami z
Avantasją na czele. Na płycie swoje
partie odśpiewali Ralf Scheepers
(Primal Fear), Fabio Lione
(Turilli/Lione Rhapsody), D.C.
Cooper (Royal Hunt), Apollo
Papathanasio (kiedyś Firewind i
Evil Masquerade), Henning Basse
(obecnie Firewind), Gl Perotti
(kiedyś Rebel Devil), Davide
Damna Moras (Elvenking), Mark
Basile (DGM), Terence Holler
(Eldritch), Roberto Ramon Messina
(Physical Noise), Andrea
Bicego (4th Dimension) i jedyna
niewiasta Elisa C. Martin (kiedyś
Dark Moor). Przy takim skupieniu
różnych śpiewaków dzieje się bardzo
wiele ale na "Evolution Era"
jest wyjątkowo spokojnie i bez
większych fajerwerków. Każdy z
wokalistów zaśpiewał dobrze lub
poprawnie, jedynie trochę ciekawiej
robi się, gdy w intro śpiewa
Apollo Papathanasio, oraz w
utworach "I Don't Wanna Die", tu
partie wokalne oddano głosowi
D.C. Coopera oraz w "The Hunter"
z niezawodnym Ralfem
Scheepersem w roli głównej. Niestety
za tę sytuację obwiniałbym
znowu muzykę, bowiem lider zespołu
przygotował materiał w typowej
konwencji melodyjnego
symfonicznego power metalu, niemniej
jednak, nie poszedł tak bogato
w aranżacje i orkiestracje, jak
to było na "DNA". Poza tym melodie
są jeszcze bardziej milsze dla
ucha, choć bez większego charakteru,
przez co "Evolution Era"
brzmi, jak typowy projekt swojego
nurtu z Rhapsody na czele. Skupiono
się właśnie na melodii, szybkości
i próbie nadania płycie błysku
(nieudanej z resztą). Po prostu
Enrico Pistolese bardzo zależało
aby muzyka z tej płyty trafiła do
jak największego grona publiczności,
i tak zabrakło jej charakteru i
przyzwolenia na odrobinę szaleństwa.
Niestety nie przyniosło to najlepszych
rezultatów, a muzyczna
zawartość "Evolution Era" zacumowała
w bezpiecznej przestrzeni
bezbarwności. Oczywiście partie
instrumentalne zagrane są wyśmienicie,
natomiast produkcja nadal
zachowuje cechy charakterystyczne
dla tej sceny, przez co album
przepadł w reszcie innych mu podobnych.
(3,5)
Derdian - Human-Reset
2014 Self-Released
Między "DNA" a "Human-Reset"
jest cztery lata różnicy ale są to
krążki, które mają najwięcej cech
wspólnych. Jakby ktoś myślał, że
"DNA" to najlepiej przygotowany
album Włochów, to "Human-
Reset" również był przygotowany
w ten sposób. Napisano na niego
naprawdę dobre kompozycje oraz
od początku epatuje przepychem
barokowych orkiestracji oraz wymyślnymi
partiami neoklasycznymi.
Pod tym względem oba krążki
mogą między sobą konkurować.
Najważniejsze jest to, że na "Human-Reset"
śpiewa Ivan Gianinni.
Jego głos faktycznie robi różnice.
No i w wymyślonej całej masie
przeróżnych melodii stanowi
gwarancję dużej jakości. Jednak
największą różnicą miedzy wspominanymi
płytami to brzmienie.
"DNA" jest dopieszczona w najmniejszym
detalu, przez co, jest
bardzo komunikatywna i szybko
wpada w ucho. Natomiast "Human-Reset"
ma ciut "gorszą" produkcję.
Instrumenty mają trochę
bardziej szorstką barwę, gitara wydaje
się mocniejsza, sekcja bardziej
dosadna, ba, bywa nawet, że klawisze
mają ciekawsze brzmienie.
Nadto głos Ivana jest bardziej soczysty.
Oczywiście dla oldschoolowców
i tak to zbyt łagodne brzmienie.
Niemniej właśnie to "słabsze"
brzmienie - jak dla mnie - daje
temu wydaniu więcej charakteru.
Także dążenie do perfekcji nie
zawsze jest dobrym rozwiązaniem.
Dobrze byłoby, żeby ktoś o tym
Enrico Pistolese powiedział. Tak
jak wspomniałem "Human-Reset"
to zbiór dobrej i różnorodnej muzyki
w stylu melodyjnego symfonicznego
power metalu, podanego na
szybkości, obfitującego całym
bagażem melodii oraz orkiestracji,
dobrych partii instrumentalnych, a
także niezłym spektrum klimatów
i emocji. I tak ogólnie wydaje mi
się, najciekawsza pozycją w dyskografii
Derdian. (4,2)
Derdian - Limbo
2013 Self-Released
Derdian debiutował w 2005 roku
albumem "Ne Era Part I" od początku
wytyczył swoją drogę jako
reprezentant melodyjnego symfonicznego
power metalu, a w zasadzie
jego włoskiego odłamu. Będąc
jednym z licznych epigonów rodaków
z Rhapsody. Za to jako nieliczni
trzymają się tej zasady nieustanie
i niezmiennie, nawet ledwo
co wspomniani nie dość, że rozbici
na dwie różne formacje to, obie dawno
odeszły od swoich muzycznych
fundamentów. Natomiast
Deridian żyje i rozwija się ciągle w
tym samym świecie, dążąc do jak
najlepszych brzmień, perfekcyjnych
melodii, idealnych koncepcji
muzycznych oraz lirycznych i jak
każdy artysta, dąży do osiągnięcia
swojego apogeum artystycznego.
W ten sposób z epigonów powoli
sami stali się kreatorami tej sceny.
Niemniej zanim to się stało popełnili
kilka zwykłych albumów.
Do nich właśnie należy "Limbo".
Muzyka, która wypełnia ten album
jest jak wiele innych, ale można jej
spokojnie wysłuchać bez większego
zmęczenia. Pojawiają się też
momenty, które zdradzają, że zespół
poczyna sobie coraz śmielej,
wymienię tu, chociażby tytułowe
"Limbo". Tej kompozycji z pewnością
nie powstydziłyby się bardziej
RECENZJE 159