Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
cej. Only Sons zaczęli przed dwoma
laty od debiutanckiej EP-ki, teraz
firmują pierwszy, bardzo udany,
album. "Lions And Unicorns"
na pewno zainteresuje zwolenników
klasycznego hard'n'heavy,
southern i klasycznego rocka.
Grunge w sumie też, bo sporo tu
odniesień do choćby Alice in
Chains - domyślam się, że chłopaki,
zanim zaczęli łoić death i inne
takie, zasłuchiwali się ich płytami,
innych grup tego nurtu również.
Teraz wychodzi to choćby w pięknej
balladzie "Bonfire" czy dynamicznym,
tytułowym openerze.
Nie brakuje też fajnych nawiązań
do pustynnych klimatów Kyuss,
jest mocniejszy hard rock w mrocznym,
posępnym "Nothing Left To
Save" oraz w rozwijającej się w coraz
bardziej mocniejszą stronę balladzie
"No One's Eyes". Finałowy
"Cabin In The Woods" ma z kolei
sporo z bluesa, ale też do czasu i
mrocznej, surowej końcówki. Sporo
też w tych utworach urokliwych
melodii oraz świetnych solówek
Daniela Keslera, którego pamiętam
jeszcze z początków Redemptor.
Bardzo zaskoczył mnie również
Andrzej Nowak, bo człowiek
znany z blackowego Outre czy
deathowego Banisher okazał się
rasowym, rockowym wokalistą -
bez niego "Lions And Unicorns"
na pewno nie byłaby tak ciekawą
płytą. Bardzo udany debiut, czekam
na więcej! (5)
Wojciech Chamryk
Orphan Devil - Victims Of The
Night
2019 Gates Of Hell
Siedmiocalówki wciąż są modne, a
Orphan Devil z Finlandii debiutują
wydawnictwem w takim właśnie
formacie. Kiedyś było to normą,
obecnie dominują digital single i
takie tam, fajnie więc, że ktoś jeszcze
kultywuje te dawne tradycje.
Zespół gra tradycyjny heavy z
wczesnych lat 80., wymarzony na
taśmę czy winyl, totalnie oldschoolowy,
surowy, ale niepozbawiony
też melodii. Numer tytułowy
ze strony A fajnie się rozkręca, ma
też dynamiczny refren i sporo
chwytliwych patentów. "Drifting
Away" jest szybszy, też nie poraża
mocą, ale tak grano circa 1982,
szczególnie w Skandynawii. Perttu
ma wysoki, czysty głos, refren jest
melodyjny, a unisono na finał
równie chwytliwe - ja to kupuję,
stawiam (4,5) i czekam na debiutancki
album.
Wojciech Chamryk
Outlaws - Dixie Highway
2020 Steamhammer/SPV
Outlaws to ponoć legenda southern
rocka. Niestety nic na ten temat
nie wiem. Wytłumaczenie jest
proste. To nie jest southern rock w
stylu Blackfoot, 38 Special czy
Molly Hatchet. Banitom, bliżej do
The Allman Brothers, Lynyrd
Skynyrd a nawet The Eagles, dlatego
formacja nigdy nie znalazła
sie w moim kręgu zainteresowania.
Najnowszy album wypełniony jest
w głównej mierze radiowym southern
rockiem. Już otwierające
"Southern Rock Will Never Die" i
"Hevenly Blues" naprowadzają nas
na klimat całej płyty. Dość przyjemne
przesłanie krążka bywa jeszcze
zmiękczane country rockowymi
kawałkami, takimi jak "Over
Night From Athens" czy "Macon
Memories". Jednak moje uszy bardziej
zastrzygły, gdy w utworach
przeważył mocny blues z elementami
hard rocka. Takimi kawałkami
są tytułowy "Dixie Highway"
oraz "Rattle Snake Road". Gdyby
Outlaws nagrywaliby właśnie takie
utwory, prawdopodobnie byłbym
ich zagorzałym wyznawcą.
Oczywiście bywa, że wpływy miłego
southern rocka mieszają się z
tym mocniejszym bluesowo-hard
rockowym ("Dark Horse Run",
"Wind City Blue"), co świadczy, że
muzycy starali się aby album był
naprawdę urozmaicony. Nie jestem
osłuchany z takim typem muzyki,
ale coś niecoś też się słyszało,
więc wiem, że album pod względem
muzycznym i produkcji został
przygotowany bardzo przyzwoicie.
Ogólnie "Dixie Highway" to moje
pierwsze zetknięcie z Banitami, i
mimo, że nie trafili w moje preferencje,
to w cale nie uważam czas
spędzony z nimi za stracony. Świetny
album do słuchania. (4)
\m/\m/
Ozzy Osbourne - Ordinary Man
2020 Epic Records/Sony Music
Pamiętam doskonale, jakim szokiem
dla mnie było poznanie albumu
"Diary Of A Madman", pierwszej
solowej płyty Ozzy'ego Osbourne'a
jaką usłyszałem. Później
poszły "Bark At The Moon" i debiutancka
"Blizzard Of Ozz", a
kolejne poznawałem już na bieżąco.
I do połowy lat 90. były one co
najmniej dobre, a czasem nawet
wyśmienite, jak "No Rest For The
Wicked" czy "No More Tears".
Później było już jednak tak sobie
("Black Rain", "Scream" jako całości
rozczarowywały), a i obecne
problemy zdrowotne, bardzo już
przecież schorowanego, wokalisty
oraz współpraca z popową gwiazdką
Post Malone przy piosence
"Take What You Want", też nie
rokowały zbyt dobrze co do poziomu
zapowiadanej płyty. A tu proszę,
John Michael Osbourne znowu
zaskoczył, mimo 70-tki na karku,
infekcji dłoni, odnowienia problemów
z kręgosłupem na skutek
upadku, ostrego zapalenia płuc,
Parkinsona czy czego tam jeszcze,
wydając kolejną, udaną płytę. I
chociaż utwór "Take What You
Want", zamieszczony na "Ordinary
Man" jako bonus, jest słabiutki,
syntetyczny i mdły do bólu, to bez
niego nie byłoby tej płyty. Schorowany
Ozzy zajął się pracą, kontynuując
współpracę z producentem
Posta Andrew Wattem - kojarzonym
częściej z Justinem Biberem,
ale grającym też w California
Breed Glenna Hughesa. Watt
zwerbował supersekcję, Duffa Mc
Kagana z Guns N' Roses i Chada
Smitha z Red Hot Chili Peppers,
po czym w niespełna tydzień(!) napisali
dziesięć utworów. Ozzy dołożył
do nich swoje pomysły i teksty,
po czym po miesiącu... płyta
była gotowa. Tempo zaiste imponujące
i tym bardziej godne podkreślenia,
że "Ordinary Man" trzyma
poziom i w żadnym razie nie
ma tu mowy o artystycznej porażce.
Co prawda Ozzy głosowo nie
jest już w najwyższej formie, co
starano się zatuszować różnymi
efektami czy nadużywanym niekiedy
pogłosem, ale to jego najlepsza
płyta od dobrych kilkunastu lat.
"Straight To Hell" z nawiązującym
do dawnych czasów okrzykiem All
right now!, "Goodbye" czy "Eat Me"
z harmonijkowym wstępem w wykonaniu
samego Ozzy'ego na pewno
ucieszą fanów starego, dobrego
Black Sabbath. Do najlepszych
solowych dokonań wokalisty nawiązują
z kolei miarowy "All My
Life", szybszy "It's A Raid" i mroczny,
singlowy "Under The Graveyard".
Nie brakuje też udanych
ballad: tytułowa "Ordinary Man"
to ukłon Ozzy'ego w stronę The
Beatles, zaakcentowany wokalnym
i instrumentalnym udziałem
Eltona Johna. Wypadło to świetnie,
ale czemu nie zaproszono
Paula McCartney'a? Świetną solówkę
wycina w tym utworze Slash
(kolejną w "Straight To Hell"),
udaną balladą jest też bardziej posępna
"Today Is The End". Inni goście
na płycie to Tom Morello w
"Scary Little Green Men", wspierany
w "It's A Raid" przez Posta
Malone, pojawiają się też smyczki i
chóry, dodające dostojeństwa choćby
"Holy For Tonight". I tylko ten
bonus "Take What You Want", pasujący
tu niczym pięść do nosa,
psuje efekt - szkoda, że nie pozostawiono
go tylko na autorskiej
płycie Posta "Hollywood's Bleeding"...
Cała reszta płyty jest jednak
godna uwagi, liczę więc, że nie jest
to ostatni album Ozzy'ego. (5)
Wojciech Chamryk
Palace - Reject The System
2020 Massacre
Nasza historia rozpoczyna się w
1981 roku wraz z powstaniem
Saint's Anger. Niemiecka formacja,
mimo pozostania w undergroundzie,
zdołała wydać jedno demo,
pełnoprawny album "Danger
Metal" w 1985 roku oraz pojawić
się w m.in. TV Bands Battle w roku
1987. Na przełomie dziesięcioleci
zespół ze Speyeru przekształca
się w Palace zmieniając delikatnie
skład. Pod tą nazwą, od 1996 roku,
co kilka lat wydaje nowy album,
nieustannie pozostając w undergroundzie.
Najnowszym (już
ósmym spod szyldu Palace) - "Reject
the System" - zespół uraczył
nas 3 kwietnia 2020 roku. Jest to
na swój sposób wyjątkowy album,
gdyż po raz pierwszy nie usłyszymy
na nim gitarzysty Jasona Mathiasa
- opuścił on band w połowie
2019 roku na rzecz stanowiska
bassmana w Crematory. Zespół
został jednak wsparty w studiu
przez Kaia Stahlenberga oraz
Mickiego Richtera, którzy dograli
swoje partie gitarowe. Na "Reject
The System" składa się z 10 utworów.
Najmocniejszą stroną albumu
jest niewątpliwie jego otwieracz -
"Force of Steel". Kawałek został wytypowany
na singla z promo video
i jak dla mnie słusznie, bo to najmocniejsza
kompozycja z całego
krążka - riff zapada w pamięci, a
refren nuciłem sobie już nie raz .
Singlem stał się również "Final
Call of Destruction", choć nie zapadł
mi w pamięci jak "Siła stali".
Reszta płyty zachowana jest w podobnym
klimacie, co single. Do
najmocniejszych stron na pewno
mogę zaliczyć utwór "Soulseeker",
który jest duchowym spadkobiercą
"Force of Steel", a także "The Faker"
opowiadający o manipulacjach w
RECENZJE 173