Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
wyobraźnią będzie miał aktualny
obraz muzycznego świata Lunar.
Ze względu, że składowe muzyki są
bardzo skrajne pod względem dynamiki,
ekspresji i klimatu, to bardzo
ważnym elementem wyrazu
dla tego zespołu są kontrasty. W
zasadzie to one piszą dźwiękową
historię "Eidolon". Kolejna kwestia
to bardzo techniczne, niekiedy
matematyczne i brutalne granie
przerywane pełnymi melodii i melancholii
fragmentami. Aby coś
takiego dobrze zabrzmiało muzycy
muszą mieć technikę gry znacznie
powyżej przeciętnej. Choć sama
muzyka z "Eidolon" nie sprzyja
wirtuozerskim popisom, to i tak
każdy instrument może zachwycić
swoją biegłością. Do mnie najbardziej
przemawiają gitarowe sola,
nie ma tu jakiegoś bezsensownego
popisywania się, jest za to konkret,
artyzm i po prostu piękno, w dodatku
o wielu twarzach. Na tle muzyki
są one bardzo wyraziste, tym
bardziej, że są z rzadka wykorzystywane.
Świetnie mają się też te
partie wyciszone czy wręcz akustyczne.
Na tle agresywnych i potężnych
fragmentów znakomicie wybrzmiewają,
no i dzięki nim można
łatwiej wysłuchać całości "Eidolon".
Tak na marginesie jest w nich
też coś z klimatu muzyki ze stajni
4AD. W głównej mierze przez cały
album przewodzi normalny śpiew,
acz w tych brutalnych segmentach
to przeważnie growl wychodzi na
plan pierwszy. Muzyka Lunar nie
należy do mojego ulubionego odłamu
progresywnego grania, ale jest
na tyle intrygująca, że odkąd ją zacząłem
słuchać nie mogę się od niej
uwolnić i im dłużej jej słucham
tym coraz bardziej w niej grzęznę.
Spróbujcie może Wy też tak będziecie
mieli. (5)
Magick Touch - To The Limit
2020 Edged Circle Productions
\m/\m/
Zdziwiłem się widząc plik Magick
Touch, bo czytałem gdzieś, że
trzeci album tej norweskiej grupy
ukaże się dopiero w maju, a tu proszę,
już przysłano go do recenzji?
Ale nic z tych rzeczy, to tylko jeden
utwór, tzw. digital single "To
The Limit". Znak internetowych
czasów, ale i konieczność, kiedy
wytwórnie muszą ciąć koszty, ale
nie ma co wnikać, bo numer jest
udany: nośny, motoryczny, klasycznie
metalowy na modłę przełomu
lat 70. i 80. Album "Blades,
Chains, Whips & Fire" również
był utrzymany w tej stylistyce,
czerpiąc nie tylko od brytyjskich
mistrzów pokroju Thin Lizzy, ale
też gigantów AOR ze Stanów Zjednoczonych
jak Boston i widzę, że
Magick Touch wciąż z powodzeniem
kroczą tą drogą. Jednego
utworu nie będę oceniać, ale jak
widzę warto czekać na reprezentowaną
przezeń płytę.
Wojciech Chamryk
Maniac Abductor - Casualties
Of Causality
2019 Inverse
Młodzi Finowie grają bardzo skondensowany
i energetyczny thrash
metal. Odnajdziemy w nim wpływy
od Exodusa, po przez Vio-lence
i Sacred Reich do Destruction.
Kilku słowy, wyśmienity tradycyjny
thrash metal. Każdy z kawałków
jest świetnie skrojony i rewelacyjnie
zagrany, za każdym
razem tną nas wściekłe riffy oraz
dźgają wyśmienite sola, sekcja nas
miażdży, a wokal dolewa litry jadu.
Na tej płycie wszystko brzmi potężnie,
jest współcześnie ale jednocześnie
nostalgicznie, także najbardziej
oldschoolowi fani bez problemu
powinni odnaleźć się na "Casualties
Of Causality". Utwory
utrzymane są na równym wysokim
poziomie, ciężko zdecydować się
na wyróżnienie któregoś z nich.
Osiem autorskich kompozycji uzupełnia
zacna wersja utworu Sepultury
"Troops Of Doom". Cała płyta
oddziałuje niczym te z początków
nowej fali thrash metalu, więc każdy
z Was może sięgnąć po nią z
pewna nadzieją. Być może, tak jak
w moim wypadku, kapela zostanie
z Wami na dłużej. Nie ma co się
zastawiać, a rozejrzeć się za dużym
debiutem młodzieńców z Maniac
Abductor. (4,5)
\m/\m/
Marko Hietala - Pyre of the Black
Heart
2020 Nuclear Blast
Tak, płyta podpisana jest "Marko",
nie "Marco" jak basista zwykł nazywać
się na wkładkach płyt Nightwish.
To ani nie błąd, ani żadna
"podróbka" Hietali. Marko wstrzelił
się między wydaniem płyty a
planowanymi koncertami Nightwish,
nagrał po angielsku solowy
materiał i ruszył w ekspresową
trasę. Widać miał ochotę zrobić
coś kameralnego i "po swojemu".
Bardzo żałuję, że to "po swojemu"
to nie nowa płyta Tarot albo lepiej,
trasa koncertowa Tarot, ale
widać Marko miał potrzebę odskoczni.
Nie tylko od wielkich hal
(jego koncerty odbywały się w
klubach, a i te nie były wypełnione),
ale też od metalu, który mniej
lub bardziej grał dotychczas. Co
ciekawe, w jego utworach wciąż
przebijają motywy doskonale znane
z jego metalowych kompozycji.
Na "Pyre of the Black Heart"
słychać i znaną z tarotowych ballad
"łkającą" manierę i sam sposób
pisania refrenów - "Stones" brzmi
jak taki "Tarot light". Nade wszystko
jednak, solowa płyta basisty to
rock ocierający się o rock progresywny.
Główną oś buduje sekcja rytmiczna,
nie przypadkiem na pierwszym
planie w "Death March for
Freedom" słyszymy bas. Choć w
centrum uwagi jest bas i charakterystyczny
wokal Marko, ważną rolę
w kreowaniu klimatu tworzą
klawisze. Nie filmowe, pełne rozmachu,
które podświadomie słyszelibyśmy
w tle z jego wokalem,
ale kameralne, miejscami inspirowane
retro synthem. Aż sześć z
dziesięciu kawałków stanowią ballady,
osadzone w różnym klimacie,
czasem hiptnotyzująco-somnabulicznym,
czasem wpadającym w
nieco folkową nutę. Pozostałe cztery
utwory to dynamiczniejsze "Stones"
i "Star, Sand and Shadow"
(oba świetne), pozornie niepasujący
do reszty folkowo-rock'n'rollowy
"Runner of the Railways" oraz
okraszony hammondami, "Death
March for Freedom". W zespole z
Marko zagrali sami fińscy muzycy.
Grupa zakończyła trasę 18 lutego i
zapewne szybko do działalności
nie powróci. Cieszmy się zatem
tym szybkim solowym strzałem -
zwłaszcza trasą, na której można
było posłuchać basisty w dużo bardziej
kameralnych niż zwykle warunkach.
(4)
Metabolic - Eraser
2015 Self-Released
Strati
Ta niemiecka thrashowa załoga debiutowała
w 2015 roku albumem
"Eraser". Materiał zawarty na tym
krążku to typowy germański
thrash z pewnymi punkowymi naleciałościami.
Także skojarzenia z
Sodom, Destruction czy z Tankard
są wręcz oczywiste. Niestety
chłopakom wiele brakuje do dokonań
starszych kolegów. Postawili
oni na dość prosty, szorstki, ale za
to dynamiczny i bezpośredni
thrash. Owszem mają pomysły na
główne riffy i niektóre patenty ale
generalnie na "Eraser" rządzi chaos.
Przez co, całość zlewa się ze sobą
stając się nudną i niespójną masą
dźwięków bez charakteru. Do
tego dochodzą chybione pomysły,
typu rzępolące skrzypki w "Negative"
czy a la psychodeliczny death
metal w kończącym kawałku "The
Reconing". Poza tym produkcja też
nie jest najlepsza. Po prostu "Eraser"
zupełnie mi nie leży. Niestety
ten krążek nie zachęca do dłuższej
znajomości, choć pewne przebłyski
są. (2,7)
\m/\m/
Metabolic - Peacemaker
2019 Self-Released
Po czterech latach Metabolic decyduje
się wypuścić swój kolejny
album. Muzycznie nie zmienia się
praktycznie nic. Ciągle jest to
prosty, dynamiczny i komunikatywny
thrash, ale muzycznie nabiera
on oldscholowego charakteru.
Niemcy łoją klasycznie, sprawnie,
bez udziwnień oraz z sensem i serduchem.
Osadzone jest to ciągle w
tym samym miejscu czyli w germańskim
thrashu ale z pewnym
piętnem szlachetności, przez co,
czasem bliżej im do Kreatora czy
Sepultury. Ogólnie kompozycje
wydają się również ciekawsze i
swoją mocą trafiają bezpośrednio
między oczy. W takim odbiorze
pomaga także produkcja, która jest
o niebo lepsza od tej z "Eraser". W
sumie "Peacemaker" bardzo mnie
mile zaskoczył. Ta ich prostota
wręcz mnie urzekła i mogę słuchać
tego albumu na okrągło, choć to
żadne mistrzostwo świata. Pewną
ciekawostką są ponownie nagrane
kompozycje z "Eraser", które można
odtworzyć jedynie na normalnym
sprzęcie (nie na komputerze).
W sumie jest ich sześć i w tym wydaniu
brzmią znacznie lepiej, choć
generalnie bardziej pasuje mi spojrzenie
na thrash, który Niemcy zaprezentowali
pod szyldem "Peacemaker".
Takiego Metabolica mogę
słuchać. (4)
\m/\m/
Metal Church - From the Vault
2020 Rat Pak
Najnowsze wydawnictwo Metal
Church reklamowane jest jako
kompilacja i z tego powodu łatwo
je przeoczyć. Ostatecznie składanki
dawno się już przeżyły i w zasadzie
mało kto marzy o tego rodzaju
wydawnictwie w swojej kole-
RECENZJE 169