Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
młodości. W tamtych czasach, bez Internetu,
jedynym źródłem informacji były magazyny
muzyczne i "informacje ustne". Czasami szło
się ulicą i widziało się te wielkie plakaty reklamujące
show Iron Maiden lub innego
wielkiego zespołu i sprawiały one , że było
się całkowicie podjaranym i zainteresowanym.
Dziś zamiast tego we Włoszech wszyscy
mogą poznać listę utworów i całą produkcję
sceniczną tak szybko, jak trasa zaczyna
się, nawet na drugim końcu świata. Nie podoba
mi się to wcale. Sklepy z płytami dzisiaj
prawie znikły. W Wenecji, gdzie mieszkam,
ostatni prawdziwy sklep z muzyką
metalową "Sgt. Pepper" został zamknięty jakieś
15 lat temu i to był ogromny cios. W
miejscowości Marghera, małym miasteczku
gdzie się urodziłem, było kilka miejscówek,
jedna 100 metrów od mojej starej chaty, nazywała
się "New York Dischi". Pamiętam, że
stamtąd tata przyniósł mi nagranie z soundtrackiem
"Rocky IV", kiedy wracaliśmy z kina
po seansie tego filmu, a później tam zakupiłem
moje pierwsze LP's "Final Countdown"
i "Slippery When Wet". Kiedy ukazywały
się nowe nagrania Iron Maiden albo
Dio, można było łatwo je zobaczyć na wystawach
w sklepach, nawet tych pomniejszych.
Można było wtedy fantazjować o logach i
muzyce, nawet jeśli byłeś tylko dzieckiem i
nigdy wcześniej nie słyszałeś ich muzyki. Teraz,
kiedy wszystkie sklepy zniknęły, nie
mam już miejscówki, w której mógłbym pogadać
z właścicielem lub innym klientem,
aby trochę powspominać. Nie ma już miejsca,
które bardzo chcę odwiedzić po tym jak
przeczytam jakąś dobrą recenzję, tak jak
działo się kiedyś, to podekscytowanie kiedy
zbierałem pieniądze i leciałem kupić nagranie
po szkole czy pracy. Teraz newsy i recenzje
są głównie online, i pod recenzją masz
link do przesłuchania demo, a często nawet
całego albumu! Niektórzy postrzegają to jako
zaletę, mnie to wcale się nie podoba. To zabija
wyobraźnię i fantazję, wygasza ten płomień.
Więc wracając do twojego pytania to
tak, myślę, iż masz rację, że jeśli dzisiejsze
świetne nagrania zostałyby wydane 25 lat temu,
to zrobiłyby większy hałas. Dzisiaj bez
sceny, która je wspiera, z samym tylko Internetem,
są tylko kroplą (w większości stworzoną
w domowych warunkach) w wielkim
oceanie nowych wydawnictw. Dziś jest dużo
prawdziwych talentów i chociaż łatwiej jest
wydać płytę, to ciężej sprawić, żeby cię zauważono.
Myślę, iż nigdy już nie wrócimy do
tego co było kiedyś, w mojej opinii jest to bilet
w jedną stronę. Mam nadzieję, że jednak
mylę się mimo wszystko!
Od początku istnienia zespołu przeplatacie
na swych wydawnictwach krótsze, zwarte
utwory o czasie trwania 3-4 minuty z tymi
bardziej złożonymi i rozbudowanymi, jak
"In The Days Of Epic Metal" czy "The Demonslayer"
na najnowszym albumie. Pisząc
dany utwór od razu macie założenie, że będzie
to coś w tym stylu, czy wszystko dzieje
się spontanicznie i nigdy nie wiadomo czym
zakończy się ten konkretny, twórczy proces?
Nigdy nie planuję wcześniej szczegółowo jak
dana piosenka powinna wyglądać, nie planuję
stylu, tempa, rozwiązań i ile będzie miała
części Czasami mam już napisane jakieś
wersy, zanim wyznaczą one tematykę i nastrój
utworu, i do tego piszę piosenkę. Czasami
brzdąkam sobie do utworu z bębnami,
dopóki nie wpadnę na jakiś fajny riff i od tego
zacznę, więc wtedy, jeden po drugim, tworzę
kolejne riffy i partie. Jest to więc bardzo
naturalny i spontaniczny proces. Lubię piosenki
z wieloma różnymi riffami czy zmianami
rytmu, ale nie planuję wykorzystywania
ich na pierwszym miejscu. Lubię, kiedy piosenka
zaskakuje mnie wraz z tym jak się rozwija.
W ten sposób mam nadzieję, iż sprawiam,
że słuchacze też są zaskoczeni. Dla
"Demonsayer" wyszedłem z własnym konceptem
"War in Heaven" (wojny w niebie),
gdzie siły zła stworzyły niesamowicie potężną
broń, włócznię zwaną "Demonslayer"
(pogromca demonów), magiczny artefakt zawierający
potępioną duszę zbuntowanego
anioła. Pierwotnie chciałem napisać epicdoom
w stylu Candlemass, ale w tym samym
czasie słuchałem dużo "Hell Awaits"
Slayer oraz "Out Of The Abyss" i "The
Courts Of Chaos" Manilla Road, więc
Foto: Dexter Ward
wszystkie te źródła inspiracji były zawarte w
tej kompozycji. Napisałem ten tekst kawałek
po kawałku razem z muzyką, tak aby pasowały
do konceptu i rozwoju historii: jest więc
pierwsza część doom, w której broń została
wykuta, szybsza środkowa, gdzie odbywa się
bitwa i finałowa, bardzo wzniosła, która opisuje
zwycięstwo aniołów.
Kiedyś faktycznie było lepiej o tyle, że muzycy
lubi zaskakiwać słuchaczy, nawet jeśli
nie zmieniali diametralnie swego stylu, czego
mamy multum przykładów choćby na
płytach Manilla Road, Warlord czy Virgin
Steele, tak więc dobrych wzorów do naśladowania
wam nie brakuje?
Ideą Dexter Ward jest bycie wiernym naszemu
oryginalnemu stylowi i brzmieniu, przy
jednoczesnej ewolucji jeśli chodzi o tworzenie
piosenek oraz jakości ich wykonania i
produkcji. Każdy nowy album musi być lepszy
niż poprzedni, przynajmniej w jednym z
tych aspektów. Wierzę, że przy "III" odnieśliśmy
sukces w naszych wysiłkach. Trzymanie
się tego samego stylu nie musi przecież
oznaczać stagnacji i powtarzania się. Staramy
się poprawiać wykonanie, aby brzmieć
bardziej świeżo i oryginalnie. Mniej więcej
tak, jak robili to przed laty znani giganci.
Z wieloma z tych zespołów mieliście przyjemność
dzielić scenę - to pewnie dla was
ogromna frajda, satysfakcja, wręcz honor?
Powiedziałbym, że wszystkie te trzy rzeczy.
Poza Iron Maiden, który jest moim ulubionym
zespołem, Omen, Manilla Road i Cirith
Ungol są grupami, które kocham najbardziej.
Najlepszą częścią tego jest to, że moi
bohaterowie okazali się wielkimi osobowościami
i sprostali moim oczekiwaniom, a w
większości wypadków na poziomie osobistym
nawet je przerośli. Jak zaczynałem grać
i śpiewać, nigdy nie powiedziałbym, że pewnego
dnia poznam i będę dzielił scenę z
Kenny'm Powellem, Markiem Sheltonem i
Timem Bakerem. Wydaje się to łatwiejsze z
Internetem, Facebookiem (wcześniej z innymi
portalami), ale kiedyś w czasach sprzed
Internetu można było tylko pomarzyć, że coś
takiego się wydarzy.
Śmierć Marka Sheltona była ogromnym
ciosem dla sceny epickiego metalu - wielcy
sprzed lat albo już nie grają, albo odchodzą,
więc tworzy się ogromna luka, ale jest to zarazem
szansa dla takich zespołów jak Dexter
Ward?
Nie, nie postrzegałbym tego w ten sposób,
biorąc pod uwagę, że jesteśmy przede wszystkim
podziemnym zespołem heavymetalowym.
Mówiąc podziemie mam na myśli, że
nie utrzymujemy się z tego, gramy w innej lidze
w porównaniu z zespołami, które widzisz
w wielkim formacie, na europejskich letnich
festiwalach. Nie zależy nam na zajęciu wolnego
miejsca po kimkolwiek, chcemy po prostu
wciąż wydawać albumy, z których możemy
być dumni, i grać tyle koncertów, ile możemy.
Nie zależy nam, czy też nie chcemy
zajmować czyjegokolwiek miejsca. Mówiąc
już o wielkiej scenie, to będzie bardzo smutny
dzień, kiedy Iron Maiden albo Judas
DEXTER WARD 49