You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
się dość surowe i dość mocne brzmienie
gitar oraz, że mimo, iż słyszymy
klawiszowe plamy to w żadem
sposób nie można o nich powiedzieć,
że są wyeksponowane.
Trzeba zaznaczyć, że album Disillusive
Play "Open Arms" to bardzo
solidne granie, choć dla najbardziej
oddanych fanów hard'n'
heavy. (3)
Djavena - Djavena
2019 Self-Released
\m/\m/
Djavena to formacja pochodząca z
Częstochowy założona w roku
2017 i jak sami mówią, grają słowiański
metal progresywny. Pod
tym określeniem faktycznie kryje
się rock i metal progresywny ale
sporo jest w nim symfonicznego
power metalu, a także wpływów
folk rocka czy metalu. Zresztą jakby
się uprzeć można byłoby parę
innych wpływów dodać. Niemniej
w większość z siedmiu kompozycji
na płycie przewodzi progresywny
metal. Dla mnie najciekawszym
jest rozpoczynający utwór "Kagda",
muzycznie to dynamiczny, bardzo
techniczny i intrygujący progresywny
metal, ma on również zajmujący
temat przewodni oraz melodie.
Świetnie pracuje w nim sekcja
rytmiczna, co daje przestrzeń dla
wyśmienitych partii gitary. W wypadku
tej kompozycji klawisze stanowią
filmowe tło ale słychać je
wyraźnie i dają poczucie, że są ważnym
ogniwem muzycznego przesłania
Djaveny. Bardzo dobrze zaistniał
tu wokal Orliny Martinov.
W pewnym momencie wsparł go
nawet wciekły męski wokal. Podobnie
oddziałuje na mnie "Velesov
glas", z tym, że jest on ciut szybszy
i bardziej płynny w swoim przekazie.
W utworach "Slava Perunu!",
"Rovnodenica" i "Serdce v Ogni" jest
ciągle więcej progresywnego metalu,
w zasadzie on nadal tam rządzi,
ale jest w nich też sporo wpływów
symfonicznego metalu. Muzycznie
nadal jest intrygująco, w kompozycjach
dzieje się sporo, muzycy bawią
się emocjami oraz strukturami
i klimatem utworów. Niekiedy jednak
powstają pewne przestoje, co
wypada niekorzystnie, tym bardziej,
że muzycznie zespołowi specjalnie
nie spieszy się, a muzycy
bardziej kładą nacisk na elegancję,
okazałość i brzmieniowy majestat.
Przedostatni kawałek, "Trojoka
Vrana" to już bardziej świat symfonicznego
ambitnego power metalu,
jest on szybszy i płynniejszy w
stosunku do poprzedzających
kompozycji. Innego wymiaru nabiera
ostatni utwór, którym jest
edit "Velesov glas". Jest prawie o
polowe krótszy i nabiera więcej
cech power metalowych w stosunku
do swojego oryginału. Tak oto
Djavena przygotowała ciekawy
debiut, który powinien zainteresować
fanów progresywnego metalu
czy też ambitnego symfonicznego
metalu. Tym bardziej, że muzycy
zaprezentowali się z bardzo dobrej
strony jeśli chodzi o wykonanie.
Na osobną uwagę zasługuje Orlina
Martinov, bowiem kobieta posiada
kawał głosu, poza tym umiejętnie
nim operuje, dzięki czemu z łatwością
śpiewa wysoko, mocno, jak
i te obdarzone delikatnością partie.
W sumie mocny punkt tej kapeli.
Jest jednak pewne ale, przynajmniej
w moim wypadku. Śpiew Orliny
zbyt mocno przypomina mi inne
panie z nurtu melodyjnego symfonicznego
power metalu, za czym
nie przepadam. Mam nadzieję, że
to tylko mój problem i Wam czytającym
tę recenzje nie będzie
przeszkadzał. Poza tym Orlina
przygotowała świetne teksty nawiązujące
do świata, mitologii i
wierzeń Prasłowian. Mało tego teksty
śpiewane są w ich starożytnym
języku. Także wcześniejsze
naleciałości folkowe w końcu są zaprezentowane
w pełni. No i na koniec
to, co na początku się rzuca
się w oczy, czyli oprawa graficzna.
Tajemnicza, mroczna, przyciągająca
uwagę, tak jak teksty czy sama
muzyka. Debiut Djaveny jest jak
naj bardziej godny polecenia. (4)
\m/\m/
Dragonlore - Lucifer's Descent
2020 Iron Shield Records
Takie przystępniejsze King Diamond,
takie mniej agresywne Helstar,
takie wolniejsze Exciter - debiut
Dragonlore to profesjonalnie
zrealizowana i współcześnie brzmiąca
mieszanka old schoolowych
patentów heavy metalowych. W
pewnym sensie ugrzeczniona i
trzymająca się metalu środka bez
wycieczek w żadne ekstrema i
patologie. W sam raz do posłuchania,
kiedy masz ochotę na jakiś
heavy metal, ale nie ciągnie Cię
akurat do żadnej ikony. "A, co tam,
słyszałem już Maiden i Priest,
wrzucę sobie Dragonlore tym razem".
W takich okolicznościach
"Lucifer's Descent" się sprawdza.
Zespół pochodzi z Chicago, więc
dla tamtejszych metalowców to
musi być fajna sprawa - wybrać się
na koncert Dragonlore i przy okazji
obadać "Lucifer's Descent".
Dla słuchaczy z Polski być może w
tym momencie jedynie ciekawostka,
ale można mieć gdzieś tą nazwę
w pamięci i w razie potrzeby sobie
odpalić (poszerzamy zakres dostępnych
opcji). Na początku zastanawiałem
się, jaka może być
przyszłość takiego zespołu, który
jest zbyt zachowawczy na globalny
rozgłos a jednocześnie zbyt porządny
na granie po lokalnych
ogródkach piwnych. Myślałem - oj,
Dragonlore chyba pozostanie jednak
projektem hobbystycznym.
Brakuje im takiej iskry zapalnej,
woli podbicia świata, pomysłu na
wyróżnienie się z tłumu. Nawet
gdy próbują zrobić coś bardziej
przemawiającego do wyobraźni
słuchacza (jak np. w "At The Mercy
Of Kings") efekt jest mułowaty.
Omawiane wydawnictwo sprawdzałoby
się lepiej, gdyby było
dwa razy krótszym demem dopiero
poprzedzającym debiut. Potem jednak
spojrzałem na zdjęcia zespołu
i zmieniłem refleksję - widzimy
debiutujących kolesi w wieku naszych
ojców, a nie młodzież. Chodzi
o to, że Dragonlore zostało założone
już dwie dekady temu, ale
ekipa się rozsypała i przespano ten
okres. Obecny skład jest inny niż
wtenczas, ale i tak można powiedzieć,
że obecni muzycy wystartowali
właśnie tak o około dwadzieścia
lat zbyt późno. Aby zostać
zauważonymi, musieliby walczyć o
kawałek uwagi ze swoimi rówieśnikami,
którzy tworzyli kultowe
kapele za młodzieńczych lat, rozsypali
się i po wielu - wielu latach
robią reaktywację, aby przypomnieć
swoim wiernym fanom o swej
dawnej potędze a jednocześnie
odświeżyć repertuar o nowy zestaw
utworów. A tak, widzimy próbę reaktywacji
zespołu 20 lat po tym
gdy wydali nic(!). To ma ogromny
wpływ na ich podejście - "jak dotąd
zagraliśmy tylko jeden raz na żywo,
planujemy powrócić do tego
miejsca ponownie a poza tym zagramy
jeszcze jeden koncert." Krytykować
"Lucifer's Descent" to jak
krytykować heavy metal, ale jest
jedna rzecz, którą chciałbym żebyście
zapamiętali z tej recki: tu
brakuje ognia. (1,5)
Sam O'Black
Dreamlord - Disciples Of War
2019 No Remorse
Ten grecki zespół powstał jeszcze
w połowie lat 90. ale do tej pory
niczym szczególnym się nie zaznaczył.
Zarejestrowanie kilku demówek
- ostatnia blisko 20 lat temu,
bagatela, jak mawiał stary subiekt,
do tego jakieś składanki ze starociami
- nie są to jakieś imponujące
rezultaty. Teraz Dreamlord zyskał
dzięki No Remorse szansę na drugie
życie ale sorry, nic z tego nie
będzie. Panowie łupią bowiem
sztampowy thrash, niczym nie wyróżniając
się spośród grajacych go
setek zespołów, poza tym te
młodsze kapele biją ich na głowę
zaangażowaniem i energią. W dodatku
zbyt dużo tu patentów podkradzionych
ze starych płyt Metalliki,
Megadeth, Testamentu
czy Sacred Reich, a cyfrowe, plastikowe
brzmienie też nie jest tu
atutem, wręcz przeciwnie. Na wyróżnienie
zasługuje tu na pewno
wokalista Babis Paleogeorgos,
fajne są też odniesienia do doom
metalu w mocarnym "The 11th
Hour" czy klasycznie heavymetalowy
"Uncompromised", ale po zespole
z takim stażem spodziewałem
się prawdziwej petardy, a nie
odpustowego kapiszona. (2)
Wojciech Chamryk
Edge Of Paradise - Universe
2019 Frontiers
Edge Of Paradise zostało założone
przez wokalistkę i pianistkę
Margaritę Monet i gitarzystę
Dave'a Batesa w 2011 roku w Los
Angeles. Do tej pory wydali płyty
"Mask" (2012), "Immortal Waltz"
(2015), "Alive" (2017) oraz omawianą
"Universe" (2019). Nie trudno
się domyślić, że Edge Of Paradise
prezentuje grupę zespołów
grających melodyjny, acz dynamiczny
heavy/power metal w symfonicznej
oprawie z wokalistką za
mikrofonem. Jednak wyróżnikiem
tego zespołu są wyraźnie słyszalne
naleciałości nowoczesnych brzmień
w postaci elektronicznych i
industrialnych plam. W tym wypadku
wystarczy posłuchać tytułowego
utworu "Universe", aby zorientować
się o co chodzi. Niemniej
Amerykanie wykorzystują wiele innych
wpływów, bardziej już klasycznych,
chociażby hard rockowych,
neoklasycznych czy też
progresywnych. Także w muzyce
Edge Of Paradise dzieje się dość
sporo, chociaż słuchając ich płyty
wydaje się, że muzyka jest dość
prosta. To cecha praktycznie całego
nurtu, który mimo wszystko
dba aby ich muzyczny świat był
łatwo przyswajany nawet dla przypadkowego
słuchacza. Pomagają w
tym oczywiście melodie, których
dyrygentem jest wokalistka, w tym
konkretnym momencie to Margarita
Monet. Jej głos, co prawda
wpisuje się w ogólnie przyjęty model
kobiecych głosów, ale w jej wy-
RECENZJE 161