Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
mniej, gdy choć trochę do niej zbliżymy
się, to odpłaci nam swoim olbrzymim
emocjonalnym bogactwem.
Odbioru nie ułatwia, też
kwestia śpiewania w języku czeskim.
Nie mam jakiegoś problemu
ze śpiewaniem muzyków w języku
ojczystym. Niemniej w wypadku
tego zespołu, muzyka potrzebuje
sporego zaangażowania oraz skupienia,
a niestety ten język mocno
rozprasza. Być może wraz z kolejnymi
wydawnictwami Hefaistovey
Lyry przyzwyczaję się do czeskich
liryk. Poza tym Jan Deutscher
pełniący rolę wokalisty robi
to w zupełnie zwykły sposób, z dala
od heavy metalowego śpiewania.
Z podpatrzonych różnych opracowań,
wynika, że tematyka tekstów
też nie należy do łatwych i jest
mocno skoncentrowana na historii.
Także muzycy nie odpuszczają
swoim ambicjom nawet w tej kwestii.
Niemniej najważniejsza jest
muzyka, a ta na "Preludy" zadowoli
nawet wybrednych znawców
tematu. (4)
Hell Fire - Free Again
2019 Self-Released
\m/\m/
Drugi album Hell Fire brzmi tak
oldschoolowo, jak oldschoolowy
jest image tego gościa z okładkia
oraz okładka sama w sobie. Zespół
pokazuje, że spadkobiercy NWOB
HM mają się nieźle. I to mają się
nieźle w Stanach Zjednoczonych w
mieście będącym kolebką thrash
metalu. Spójrzmy na przykład na
kawałek "City Ablaze". To brzmi
jak jakaś ciekawa fuzja Judas Priest
z przełomu lat siedemdziesiątych i
osiemdziesiątych i wczesnego Diamond
Head. Kawałek "Live Forever"
brzmi jak wyjęty z albumu
"Killing Machine". Na dodatek jeszcze
przeniesiona w czasie o te
czterdzieści lat. Tego typu klimatów
jest tu więcej. Co należy temu
albumowi przyznać to fakt, że jest
on naprawdę równy. Żaden utwór
nie schodzi poniżej pewnego poziomu.
Niestety działa to tez w
dwie strony. Otóż żaden się też nie
wybija. Czy to wada? Zależy od
punktu widzenia (a ten zaś zależy
od punktu siedzenia i tak dalej).
Chyba jednak Hell Fire nie jest zespołem,
któremu zależałoby na
tworzeniu przebojów. Chyba, że za
taki uznamy "Wheels Of Fate" z
balladowym wstępem i chyba najbardziej
wpadającą w ucho melodią…
To już oceńcie sami. A
sprawdzić warto (3,75).
Bartek Kuczak
Hell Fire - Mania
2019 RtdingEasy
"Mania" to trzecie wydawnictwo
Amerykanów z Hell Fire, które na
rynek trafiło dzięki RidingEasy
Records. Na tym albumie grupa
całymi garściami czerpie z dorobku
brytyjskich kapel nurtu NWOB
HM. Na przykład taki "Warpath"
brzmi jak spotkanie Angel Witch i
wczesnego Iron Maiden. Swoją
drogą kawałek ten jest ubarwiony
naprawdę solidnym pojedynkiem
na solówki gitarowe, którego nie
powstydziliby się mistrzowie tego
fachu. Innym mocnym punktem
tego wydawnictwa jest utwór tytułowy.
Dość potężny, nieco walcowaty
(chociaż nie w znaczeniu domowym)
riff robi naprawdę piorunujące
wrażenie. W kawałku tym
nie brakuje też nawiązań do thrash
metalu, którego chłopaki są entuzjastami,
czego zresztą nie ukrywają.
Wpływy te można usłyszeć na
przykład w kawałku "Born to
Burn". Jeżeli miałbym porównać
"Mania" do poprzedniego albumu
"Free Again", to na pewno poprawie
uległo brzmienie. Jest ono czystsze,
pozbawione brudu, a jednocześnie
o wiele potężniejsze. Jeżeli
czegoś mi w tej płycie brakuje, to
jest to jakiś element, który bez odchodzenia
od ram gatunkowych
zdecydowanie pozwoliłby Hell Fire
odróżnić się od tego całego morza
podobnych kapel. Jest to oczywiście
czołówka drugiej ligi światowego
heavy, ale jeszcze nie ekstraklasa.
Oczywiście w przyszłości
we wspomnianej ekstraklasie jak
najbardziej Hell Fire widzę, bo
dzieli ich od niej dosłownie parę
kroków. Myślę też, że nawet na tą
chwilę niejeden entuzjasta współczesnej
sceny heavy zapewne dołączy
ten krążek do swej kolekcji. I
nie będzie on tam pełnił tylko roli
zbieracza kurzu. Chętnie też poobserwuję,
jak się ich droga potoczy
w przyszłości. (4) na zachętę.
Bartek Kuczak
Hellraiders - Fighting Hard
2020 Infernö
Hellraiders są z Włoch, konkretnie
z Sycylii. "Fighting Hard" to
ich debiutancki album, ale zespół
istnieje już od kilku lat, a jego
członkowie terminowali w innych
grupach jeszcze dłużej. Grają więc
na poziomie, mają też w składzie
niezłą wokalistkę Thrasherlady,
dysponującą wysokim, czystym,
ale i zadziornym głosem. Miejsce
pochodzenia nie miało na nich słyszalnego
wpływu: nie dla nich symfoniczny
power czy inny gotyk,
wolą surowy tradycyjny heavy z
wczesnych lat 80. Najwięcej słyszę
tu wpływów NWOBHM, i to nie
tylko, że grupa proponuje własną,
siarczystą wersję "Emergency" Girlschool.
Tempa, dynamiczna sekcja,
gitarowe dwugłosy i solowe pojedynki
gitarzystów - wypisz, wymaluj
brytyjski heavy. W dodatku
ten najlepszy, z lat 1979-81, żadne
popłuczyny. Może i "Starving For
Your Blood" jest w sumie dość monotonny,
a akustyczna wersja
"They Live", tylko na głos na gitarę,
też niczego nie wnosi, poza sympatycznym
klimatem, ale cała reszta
trzyma już poziom. Pewniaki to
singlowy "Beat To Death", jeszcze
bardziej rozpędzony "Cursed By
Gods" z dynamicznym, chwytliwym
refrenem, elektryczna wersja
"They Live" z ostrym śpiewem, ballada
"Prince Of Hell" czy Motöryczne
"Kill For Beer" czy "Fighting
Hard" - dziadek Lemmy pewnie
pokiwałby głową z aprobatą, nie
tylko dlatego, że wokalistka niebrzydka.
Jeśli ktoś lubi Girlschool
i belgijski Acid musi tego posłuchać.
Mocne: (5) i czekam na więcej!
Wojciech Chamryk
Holy Dragons - Unholy And
Saints
2019 Pitch Black
W zasadzie zespół istnieje od 1992
roku. Przez pierwsze trzy lata jako
Axcess, a od 1995 już jako Holy
Dragons. Od początku kapelą kieruje
gitarzystka Chris "Thorheim"
Caine, a do dziś wspomaga ją drugi
gitarzysta Jurgen Thunderson.
Tworzą oni naprawdę dobrany
duet gitarowy, co przynosi niekiedy
naprawdę bardzo fajne dla
słuchacza efekty. Nie powinno to
nas dziwić bo prze tyle lat i po nagraniu
kilkunastu płyt można się
naprawdę dobrze zgrać. Poza tym
Kazachowie wybrali tradycyjny
heavy metal jako swoje naturalne
środowisko i od początku mocno
trzymają się tej sceny. Nie inaczej
jest z "Unholy And Saints", która
muzycznie jest umieszczona gdzieś
między Iron Maiden a Gamma
Ray. Także kapela niczego nie odkrywa,
a niekiedy ich muzyka brzmi
mocno schematycznie. Niemniej
w wypadku tej formacji
przyzwyczaiłem się do tego. Poza
tym, właśnie dla tego słucham takich
zespołów, bowiem świadomie
nawiązują do złotego okresu
heavy, który uwielbiam ponad
wszytko co wymyślono w ciężkim
graniu. Ogólnie muzycy Holy Dragons
starają się aby kompozycje
były w miarę ciekawe i różnorodne.
Przeważnie im się udaje ale jak
już wspomniałem, czasami ocierają
się o kopiowanie i wykorzystywanie
wyświechtanych patentów.
Czasami bywa też tak, że jest się
przekonanym, że akurat właśnie te
rozwiązania najlepiej sprawdzają
się danym momencie i za nic ono
nie może wyjść z głowy. W utworach
Kazachów na tle konstrukcji
muzycznej bardzo dobrze wypadają
gitary i jest czego posłuchać.
Czasami przypomina mi to, co wyprawia
Jeff Waters w swoim Annihilator,
z tymże bardziej w stylu
heavy metalowy. Jednym razem zachwyca
jakiś temat gitarowy, innym
razem solówka, kiedy indziej
zaś współbrzmienie gitar. Sporo
jest tych niezłych gitar. Trochę inaczej
jest z sekcją rytmiczną, gdy
bas brzmi i gra przyzwoicie, to mimo,
że perkusja gra nieźle, to jednak
brzmi nienadzwyczajnej. To
jest kolejny problem, który powraca
przy nagraniach Holy Dragons.
Często jest tak, że coś właśnie nie
brzmi. Mimo, że kompozycje na
"Unholy And Saints" są różnorodne
to muzycy dodatkowo uatrakcyjnili
płytę przerywając podstawowe
kompozycje gitarowymi
miniaturami, a że mają do tego
smykałkę znalazło się ich tu aż
cztery. Wśród konkretnych kawałków
jest też w czym wybierać,
mnie najbardziej przypadły do
gustu świetny, szybki i klasyczny z
epickim zacięciem "Ravens Of
Odin", jeszcze bardziej szybki i
rozbrykany "Fly Your Guitar" oraz
trochę dziwacznie rozpoczynający
się instrumental z ciekawym klimatem
czyli utwór tytułowy. Osobną
kwestią na "Unholy And Saints"
jest wokal. Z tym tematem kapela
ma przeważnie problem, tym razem
śpiewaniem zajęła się sama
Chris. Myślę, że jej miałczącoskrzekliwym
głosem wielu będzie
rozczarowanych. No nie jest doskonały,
ale ja po wielu przesłuchaniach
przyzwyczaiłem się i polubiłem
go. Może i wam się to przytrafi.
Poza tym w historii ciężkiego
grania było kilka znakomitych kapel,
które nie miały za mikrofonem
kogoś wyjątkowego, niech za przykład
posłuży Geddy Lee i Rush.
Ogólnie "Unholy And Saints" to
dobra płyta z przeznaczeniem dla
wielbicieli klasycznego heavy/power
metalu. Choć z drugiej strony
pisze to, ktoś kto zdecydowanie
przyzwyczaił się do wszystkich niedociągnięć
tej formacji, więc nie
wiadomo czy jest wiarygodny. (4)
\m/\m/
164
RECENZJE