11.03.2023 Views

HMP 80 Running Wild

New Issue (No. 80) of Heavy Metal Pages online magazine. 72 interviews and more than 200 reviews. 212 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: KKs Priest, Running Wild, Judas Priest, Cirith Ungol, Dee Snider, Destruction, Sodom, Flotsam And Jetsam, Mordred, Evile, Rage, Axel Rudi Pell, Gamma Ray, Doro, Herman Frank, U.D.O., Miecz Wikinga, Witch Cross, Space Chaser, Vulture, Killing, Crisix, Militia, Pharaoh, Somo Inquisitore, Lycanthro, Dark Arena, Distant Past, Illusory, Breathless, Gipsy's Kiss, Eisenhand, Antioch, Heavy Sentence, Blazon Rite, Parish, Scald, Wheele, Anahata, Spirit Adrift, Godslave, Cryptosis, Paranorm, Eradicator, Ibridoma, March In Arms, Paladine, Rebellion, Hammer King, Bloodbound, Nocturnal, Saratan, Hellhaven, Ian Pary, Lee Aaron, Todd Michael Hall, Secret Sphere and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 80) of Heavy Metal Pages online magazine. 72 interviews and more than 200 reviews. 212 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: KKs Priest, Running Wild, Judas Priest, Cirith Ungol, Dee Snider, Destruction, Sodom, Flotsam And Jetsam, Mordred, Evile, Rage, Axel Rudi Pell, Gamma Ray, Doro, Herman Frank, U.D.O., Miecz Wikinga, Witch Cross, Space Chaser, Vulture, Killing, Crisix, Militia, Pharaoh, Somo Inquisitore, Lycanthro, Dark Arena, Distant Past, Illusory, Breathless, Gipsy's Kiss, Eisenhand, Antioch, Heavy Sentence, Blazon Rite, Parish, Scald, Wheele, Anahata, Spirit Adrift, Godslave, Cryptosis, Paranorm, Eradicator, Ibridoma, March In Arms, Paladine, Rebellion, Hammer King, Bloodbound, Nocturnal, Saratan, Hellhaven, Ian Pary, Lee Aaron, Todd Michael Hall, Secret Sphere and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Zelazna Klasyka

Tank - Filth Hounds Of Hades

1982Kamaflage

W historii muzyki metalowej czy rockowej

powstało sporo zespołów, które swój byt zawdzięczają

zainteresowaniu starszych, bardziej

wtedy znanych kolegów po fachu.

Pierwsze z brzegu przykłady to Van Halen

i Alice Cooper. Pierwsi dostali solidny mecenat

finansowy od Gene Simmonsa z

Kiss i mogli zrealizować swój pierwszy longplay.

Pod urokiem przedziwnej czarownicy

z kolei znalazł się Frank Zappa, który umożliwił

grupie zaistnienie na rynku. Gdyby

poszukać to można by wymienić jeszcze

kilka takich przypadków, a w świecie metalowym

jednym z słynniejszych było powstanie

Tank. Duży wkład w narodziny tej

kapeli miał Fast Eddie Clarke z Motorhead.

To on, parający się zawodem realizatora,

niejako z konieczności, produkował album

swojej formacji, "Iron Fist". W 1982

roku przyłożył więcej niż trzy grosze do powstania

debiutu Tank. Niewiadomo jak inaczej

potoczyłyby się losy załogi z Londynu,

ale dobrze się stało. Dzięki takim wypadkom

możemy cieszyć się jedną z najlepszych,

a na pewno najciekawszych płyt w

historii angielskiego heavy metalu.

Grupa Tank została zaliczana do nurtu

NWOBHM i od początku działała jako trio.

Już w 1981 roku wydali przy pomocy, a jakże,

Fast Eddiego, EP "Don't Walk Away".

Trzy numery jakie zawierała mała płytka

pokazywały niebywały potencjał załogi.

Zresztą jak można było nie zwrócić uwagi

na nośne i motoryczne numery jak tytułowy,

"Shellshock" czy "Hammer On". Można

rzec, że EP stanowiła preludium do dania

głównego, które miało się ukazać rok później.

Pomiędzy grudniem 1981 a styczniem

1982 roku, zaszyci w londyńskim Ramport

Studio Algy Ward, Mark i Peter Brabbs z

mozołem szyli pełny debiut. Z tej pracy wyszedł

album pod tytułem "Filth Hounds Of

Hades" i został wydany przez Kamaflage

Records. Nazwa wzięła się od książki Viva

Stanshalla, co kiedyś wyjaśniał perkusista -

"…brzmiało po prostu trafnie, ponieważ wszyscy

lubimy jego humor. Wydawało się, że po prostu

opisuje rodzaj ludzi, którzy przyszli nas zobaczyć,

kiedy zaczęliśmy. Byli tacy sami jak my. (…)

wtedy nazywaliśmy ich The Filth, choć nie w

uwłaczający sposób!". Także, jak widać, nie

należy przypisywać żadnej większej filozofii

do tytułu albumu. Zresztą w połączeniu z

rysunkiem psów, których łby przypominały

mitologicznego Cerbera, wszystko układało

się idealnie. No i nazwa grupy - "Czołg" - co

też sprawiało niezłe wrażenie bo muzyka

jaką proponowało trio nie należała do łatwych

i przyjemnych, chociaż nie stroniła od

melodii i przebojowości.

To typowy NWOBHM. Klasyczne granie

w trio. Mięsisty bas, terkoczący jak stary

diesel, we władaniu charyzmatycznego śpiewaka

Algy Warda. Szybkie, chwytliwe, ale

ostre riffy i kapitalne solówki wystrzeliwane

spod palców Marka Brabbs, a jego brat dokonywał

chłosty umysłu i uszy słuchaczy za

pomocą swojego zestawu perkusyjnego. Złośliwi

mogą powiedzieć, że to nieudana kalka

Motorhead. Cóż… Każdy może mieć swoje

zdanie, choć nie zawsze trzeba je wypowiadać

głośno. O kopii nie ma mowy. Wystarczy

posłuchać "Filth Hounds Of Hades",

żeby zauważyć, że owszem, obie grupy

funkcjonowały podobnie, ale stylistycznie

Tank znacznie odbiegał od kapeli Lema,

Clarke'a i Philthy Animala. Pewne numery

grane były wolniej i w stricte heavy metalowym

stylu, bez domieszki bluesa. Poza tym,

chyba najważniejszą różnicą jest to, że Algy

grał na basie w sposób właściwy, a Lemmy,

co zresztą można wyczytać w publikacjach,

stroił się jakby posługiwał się gitarą rytmiczną.

Miało to gigantyczny wpływ na charakterystykę

i wyjątkowość brzmienia Motorhead

- co podrobić łatwo się nie dało. Zresztą

Tank radził sobie świetnie - z miejsca

zyskał wielu fanów i każdy kolejny album

robił sporo zamieszania.

No ale na czym z kolei polega specyfika

"Filth Hounds Of Hades"? Myślę, że po

dwóch-trzech pierwszych odsłuchach

wprawne i chcące się dowiedzieć ucho znajdzie

odpowiedź. Już na początku intryguje

plemienne intro, które zgrabnie przechodzi

w soczysty strzał "Shellshock". Jak na 1982

rok to na pewno brzmiało to dość świeżo i

energetycznie. Wiadomo, że na rynku angielskim

ciężko było tak po prostu się przebić,

ale kapele napędzały się wzajemnie i

inspiracje przychodziły zewsząd. Na pewno

na plus albumu należy zaliczyć szybkość pomieszaną

z piekielnie chwytliwymi melodiami.

Słychać to dobrze w rozpędzonym

"Struck By Lightning", gdzie z niesamowitą

swobodą Algy łączy wokal z dudniącymi

partiami basu a bracia Brabbs próbują nie

rozjechać się w osobne strony. Można powiedzieć,

że wiele kapel z tamtego okresu

grało podobnie - no ale jednak nie każdy

miał to "coś" co chwytało od razu.

Kawałki nie dają wytchnienia. Każdy

następuje po sobie bez zbędnych przerw.

Nie zdąży się człowiek otrząsnąć a już odpalona

zostaje kolejna petarda w postaci "Run

Like Hell". Nu, nu, to nie cover Pink Floyd!

To bestia właśnie zrywa się z łańcucha.

Wściekłe zaśpiewy i totalnie motoryczna

sekcja robią swoje. Kąśliwa gitara przechodzi

w pewnym momencie w naprawdę zgrabną

solówkę a nad wszystkim unosi się zaraźliwa

maniera śpiewu Algy'ego. Album

"Filth Hounds Of Hades" to bardzo spójna

rzecz. Numery są do siebie podobne, ale nie

sprawiają wrażenia zlewających się w niestrawną

papkę. W ciągu niecałych czterdziestu

minut Tank upchał samą "Heavy Artillery"

i nie było potrzeby studzić atmosfery

jakimiś miałkimi dźwiękami o, na przykład,

miłości. Zresztą mieli na ten temat swoje

zdanie w odrobinę prowokacyjnym "Who

Needs Love Songs".

Świetne są zgrabne zagrywki gitary, jakimi

Peter Brabbs ozdabia kompozycje. Nie

stroni od prawdziwie bujających rytmów,

jak chociażby w "That What Dreams Are

Made Of", gdzie zresztą kapitalnie wtórują

mu koledzy. Dają przestrzeń do ładnej solówki,

po której utwór eksploduje i zbliża

się do końca. Z kolei w szaleńczo przebojowym

"Turn Your Head Around" klei potężny

riff, a sekcja dudni aż miło. Taka przebojowość

to znak rozpoznawczy Tank i jeden

z argumentów za tym, że NWOBHM było

w swoim wyrazie tworem niezwykłym. Sięgnął

po ten utwór też Sodom na "Better Off

Dead" jakieś dziesięć lat później, gdzie obok

przeróbki "Cold Sweat" Thin Lizzy pokazują,

ile wcieleń mogą mieć dobre kompozycje

i jak mężnie znoszą próbę czasu.

Wszystko co dobre, szybko się jednak

kończy. Ten klasyczny okres Tank trwał do

1983 roku, kiedy to po albumie "This

Means War" drogi Warda z braćmi Brabbs

się definitywnie rozeszły. Algy ciągnął wózek

dalej, biorąc do składu gitarzystów

Micka Tuckera i Cliffa Evansa. Powstawały

różne płyty, które jednak coraz mniej

nawiązywały do klasyki "Filth Hounds Of

Hades" czy dwójki "Power Of The Hunter".

Nie były złe, ale czegoś brakowało.

Współcześnie doszło nawet do tego, że figurują

dwa Tanki - jeden Algy'ego, drugi

sygnowany Tucker/Evans.

Można tylko załamać ręce i włączyć sobie

stare krążki grupy. Muzyka jest ponad

wszystkim i nadal smakuje wybornie. Bo jak

też kosztować tych dźwięków bez mrużenia

oczu i kiwania głową? Się, kurczę, nie da.

Kto słuchał ten wie, a kto jeszcze nie miał

przyjemności poznać klasycznego okresu

grupy Tank to niech czym szybciej po niego

sięga. To świetne numery, zanurzone w klasyce

hard rocka i obudowane mocnym, pulsującym

metalowym rytmem. To po prostu

"Blood, Guts & Beer"!

Adam Widełka

ZELAZNA KLASYKA 155

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!