HMP 80 Running Wild
New Issue (No. 80) of Heavy Metal Pages online magazine. 72 interviews and more than 200 reviews. 212 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: KKs Priest, Running Wild, Judas Priest, Cirith Ungol, Dee Snider, Destruction, Sodom, Flotsam And Jetsam, Mordred, Evile, Rage, Axel Rudi Pell, Gamma Ray, Doro, Herman Frank, U.D.O., Miecz Wikinga, Witch Cross, Space Chaser, Vulture, Killing, Crisix, Militia, Pharaoh, Somo Inquisitore, Lycanthro, Dark Arena, Distant Past, Illusory, Breathless, Gipsy's Kiss, Eisenhand, Antioch, Heavy Sentence, Blazon Rite, Parish, Scald, Wheele, Anahata, Spirit Adrift, Godslave, Cryptosis, Paranorm, Eradicator, Ibridoma, March In Arms, Paladine, Rebellion, Hammer King, Bloodbound, Nocturnal, Saratan, Hellhaven, Ian Pary, Lee Aaron, Todd Michael Hall, Secret Sphere and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 80) of Heavy Metal Pages online magazine. 72 interviews and more than 200 reviews. 212 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: KKs Priest, Running Wild, Judas Priest, Cirith Ungol, Dee Snider, Destruction, Sodom, Flotsam And Jetsam, Mordred, Evile, Rage, Axel Rudi Pell, Gamma Ray, Doro, Herman Frank, U.D.O., Miecz Wikinga, Witch Cross, Space Chaser, Vulture, Killing, Crisix, Militia, Pharaoh, Somo Inquisitore, Lycanthro, Dark Arena, Distant Past, Illusory, Breathless, Gipsy's Kiss, Eisenhand, Antioch, Heavy Sentence, Blazon Rite, Parish, Scald, Wheele, Anahata, Spirit Adrift, Godslave, Cryptosis, Paranorm, Eradicator, Ibridoma, March In Arms, Paladine, Rebellion, Hammer King, Bloodbound, Nocturnal, Saratan, Hellhaven, Ian Pary, Lee Aaron, Todd Michael Hall, Secret Sphere and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
nionych zespołów, gra tu tylko
jeden gitarzysta. Nie jest to jednak
żaden mankament - świat protometalowego
hard rocka udowadniał
wielokrotnie, że przesterowany
bas i gitara w stylu Iommiego
to dla tego gatunku połączenie
idealne. Iommi i Butler faktycznie
zdaje się czuwać nad całą EPką -
jest tu solidne, chwytliwe riffowanie
i współpracujący z liniami gitary
i wokalu pulsujący bas. "God's
Right Hand" od pierwszego utworu
("Apothecary") przypomina fuzję
psychodelicznego rocka z lat
60. z pierwszymi płytami Black
Sabbath. Rozpędzony, ciężki riff
zwiastuje przybycie pierwszego
Jeźdźca. Dominujący fuzz, brzmiący
znajomo wokal pokrzykujący
"Oh Lord!" przed, prosta chwytliwą,
oparta głównie na pentatonice
solówką - mamy tu wszystkie
składniki sprawiające, że kawałek
mógłby się znaleźć na "Vol 4."
Ozzy'ego i spółki. Podobnie jest w
przypadku "The Plea", który,
szczególnie w harmoniach, jest trybutem
dla "A National Acrobat".
Równie dobrze można go też
uznać za przepuszczoną przez
cięższy filtr wersję Bang czy Jerusalem.
Najdłuższa kompozycja na
płycie, "In the Shadow of the Hill",
to nieślubne dziecko "A National
Acrobat" i "Snowblind", których
ducha słychać w linii wokalu i solówce.
Utwór zawdzięcza jednak
swoje powstanie nie tylko czwórce
z Birmingham, ale też… Iron Maiden.
Członkowie zespołu, doceniając
to, jak Maideni potrafią łączyć
historię z muzyką, postanowili
napisać tekst o siedemnastowiecznej
bitwie pod Edgehill. Wojnę
uosabia trzeci z Jeźdźców. Anglia
jest dla Parish domem, z kolei
opowieść o starciu, które doprowadziło
do trzyletniego konfliktu -
jedną z wielu inspiracji. Nie powinna
zwodzić nazwa, tytuł czy okładka
zaczerpnięte z motywów chrześcijańskich.
Członkowie zespołu
czerpią nie tylko z tej religii, ale też
- jak "Shadow of the Hill" - prawdziwych
wydarzeń, również mitów,
czy angielskiego folkloru. W
stronę folku skłania się zamykający
EPkę, najkrótszy "By a Bandit's
Knife". Parish rezygnuje (przynajmniej
początkowo) z silnego
przesteru i daje muzyce więcej
przestrzeni. Utwór jest hołdem dla
psychodelii lat 60. i 70. To dowód
na to, że muzyka Parish nie jest
jedynie próbą zmierzenia się z gigantami,
a udaną mieszanką
wszystkich inspiracji nie tylko
członków zespołu, ale też współczesnej
sceny metalowej. Ostatni z
Jeźdźców przybył. To nieczęsty
przypadek, gdy chciałoby się, by
Apokalipsa potrwała jeszcze dłużej.
To nie tylko hołd dla prekursorów
doom i heavy metalu, ale
spójna i przemyślana EPka koncepcyjna,
która nie jest jedynie ich
kopią. Parish nie zwiastuje nią
apokalipsy, a własny sukces, będąc
jedną z najciekawszych współczesnych
propozycji w gatunku. Płyta
ukazała się pod szyldem wytwórni
Dying Victims Productions i została
nagrana w analogowym Holy
Mountain Studios. (5)
Iga Gromska
Paul Gilbert - Werewolves In
Portland
2021 Mascot
Już na poprzedniej płycie, nie bez
kozery zatytułowanej "Behold Electric
Guitar", Paul Gilbert potwierdził,
że jest gitarzystą nad
wyraz uniwersalnym, a trzymanie
się jednej, wypracowanej przed laty
stylistyki nie jest dla niego. Album
numer 16 "Werewolves In Portland"
akcentuje to tym dobitniej -
tym bardziej, że to w 100 % autorska
i solowa płyta, bowiem Gilbert
zagrał na wszystkich instrumentach.
Można rzec, że bez pandemii
by jej nie było, ale dzięki
temu mamy okazję poznania gitarzysty
Racer X i Mr. Big z nieco
innej strony, kiedy jest również
basistą i perkusistą. I trzeba przyznać,
że daje radę, nawet w tych trudniejszych
rytmicznie partiach numerów
czerpiących z fusion -
zwłaszcza w utworze tytułowym i
"Professorship At The Leningrad
Conservatory" gra z dużym "czujem".
Mamy tu też klimaty funky
("Hello North Dakota!"), inspirowaną
dokonaniami The Beatles
balladę "Meaningful" czy sporo
blues rocka. Finałowego "(You
Would Not Be Able To Handle)
What I Handle Everyday" nie powstydziłby
się sam Stevie Ray
Vaughan, z kolei w "I Wanna Cry
(Even Though I Ain't Sad)" Gilbert
płynnie łączy bluesa z jazz rockiem,
a poza przecudnej urody solówkami
mamy w nim również
fajny, basowy pochód - jednak co
wirtuoz, to wirtuoz. Są też bardziej
konwencjonalne utwory, można
rzec piosenki bez wokali ("My
Goodness" i "Argument About
Pie"), tak więc całość jest nad wyraz
dopracowana i urozmaicona -
zresztą po kimś takim jak Paul
Gilbert nie spodziewałem się niczego
innego. (5)
Wojciech Chamryk
Pharaoh - The Powers That Be
2021 Cruz del Sur Music
"The Powers That Be" to nie tylko
tytuł piątego krążka amerykańskiej
grupy Pharaoh, ale również otwierającego
go kawałka. Dodajmy, że
tytuł jak najbardziej adekwatny,
gdyż czego jak czego, ale mocy to
tu nie brakuje. Otwarcie tej płyty
jest naprawdę potężne, jednak nie
jest ono pozbawione chwytliwości,
a w solówkach gościnnie występujący
tu gitarzysta zespołu Voivod
Daniel Mongrain popisuje
się swym talentem instrumentalnym.
Zaskakujące zwolnienie w
środku nadaje temu kawałkowi naprawdę
magiczną aurę. Idąc dalej w
głąb muzycznej zawartości tego albumu,
trafiamy na bardzo melodyjny
"We Will Rise", który w bezpośredni
sposób nawiązuje do
twórczości gigantów NWOBHM.
Nieco zabawnym wydaje się fakt,
iż sami muzycy twierdzą, że numer
ten jest zainspirowany twórczością
grupy... The Police. Swoją drogą
ciekawe, co by na to powiedział
Sting. Zostawmy jednak "gdybanie"
na kiedy indziej i skupmy się na
omawianym albumie. W podobnym
tonie co "We Will Rise" utrzymany
jest "Lost in the Waves". Nie,
nie ma tam co prawda żadnych
wpływów The Police (przynajmniej
ja takowych nie dostrzegam).
Usłyszymy tam natomiast maidenowe
gitary i refren w stylu Helloween.
Na "The Powers That Be"
nie brakuje też thrash metalowych
elementów (wstęp do "Ride Us to
Hell"), jednak nie są one dominujące.
Na uwagę zasługuje jeszcze
numer "When the World Was
Mine". Moment, w którym balladowy
wstęp zupełnie niespodziewanie
przechodzi w szybki galopujący
riff, może wywołać w słuchaczu
ciarki. Dużym atutem albumu jest
śpiew Tima Aymara. Facet ewidentnie
przechodzi drugą młodość,
a "The Powers That Be" to zdecydowanie
najlepszy album Pharaoh
od strony wokalnej. Tim zaśpiewał
tu swoje partie naprawdę wzorowo!
(4)
Bartek Kuczak
Plant My Bones - Stage 1.0
2021 Inverse
Fińska grupa oddaje pod ocenę swą
debiutancką EP. Plant My Bones
to troje młodych ludzi: Jenna
Kosunen, nie tylko wokalistka, ale
też klawiszowiec i basistka, gitarzysta
Elias Ruuska oraz perkusista
Konsta Ruuska. "Stage 1.0"
potwierdza, że talentu im nie brakuje,
a najbardziej kręci ich klasyczny
rock przełomu lat 60. i 70.
ubiegłego wieku. Utrzymany w
średnich tempach, dość surowy, ale
zwykle niemocny pod względem
brzmienia, nawet jeśli idący w stronę
hard rocka ("The Tiger Song" z
organowymi brzmieniami i nośnym
refrenem, oparty na podobnych
rozwiązaniach, ale bardziej
gitarowy "Back On The Clouds").
Nawet jeśli zagrają nieco żywiej
("The Scheme"z dynamiczną perkusją,
fajnym riffem i ostrym, zdublowanym
śpiewem), to wszystko
po chwili wraca do normy, za
sprawą "Solar Soul" czy "Red River",
nie bez przyczyny wybranego
do promocji. Całości słucha się jednak
bardzo dobrze, widać też, że to
zespół mający coś do przekazania,
nie próbujący tylko załapać się, na
wciąż modny, nurt retro rocka. (4)
Wojciech Chamryk
Pounder - Breaking the World
2021 Shadow Kingdom
"Jeśli jesteś zbyt cool żeby słuchać pierwszego
W.A.S.P, to jesteś też zbyt cool
dla mnie." - powiedział w ostatniej
rozmowie z HMP Matt Harvey,
lider amerykańskiego Pounder i te
słowa bardzo to do mnie trafiły.
Mam wrażenie, że w dzisiejszym
metalowym światku wykształciła
się spora grupa "prawdziwków", dla
których większość nazw mniej
ekstremalnych od Venom jest już
obciachowa, kochanie Iron Maiden
jest objawem pozerstwa, a
funkcja ludyczna powinna zostać
wykreślona z historii heavy metalu.
Pounder tymczasem jest przykładem
grania pokazującego, że można
robić tradycyjne heavy o intensywności
speed metalu, duchu
Motorhead i riffach rodem z
NWOBHM, a przy tym zawrzeć w
nim luz, radość i klimat wczesnego
Twisted Sister. Żeby było ciekawiej,
mówimy o projekcie facetów
związanych na co dzień z takimi
nazwami jak Carcass czy Gruesome.
I co teraz ekstremiści?
"Breaking The World" idzie tropem
tego klimatu o krok dalej od
poprzedniczki ("Uncivilized" z
2019 roku). Prócz typowego już
dla Pounder speedowego brudu i
intensywności, jest tu sporo melodii
pachnących amerykańskim hair
metalem, jak np. w "Hard Road To
Home", "Give Me Rock" czy "Never
Forever" (w tym ostatnim mamy
nawet syntezatorowe ozdobniki o
niemal synth-popowym klimacie) -
to zresztą chyba najchwytliwsze
momenty na płycie. Ale oczywiście
po odsłuchu albumu zostaje w głowie
troszkę więcej - jak choćby nie-
184
RECENZJE