HMP 80 Running Wild
New Issue (No. 80) of Heavy Metal Pages online magazine. 72 interviews and more than 200 reviews. 212 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: KKs Priest, Running Wild, Judas Priest, Cirith Ungol, Dee Snider, Destruction, Sodom, Flotsam And Jetsam, Mordred, Evile, Rage, Axel Rudi Pell, Gamma Ray, Doro, Herman Frank, U.D.O., Miecz Wikinga, Witch Cross, Space Chaser, Vulture, Killing, Crisix, Militia, Pharaoh, Somo Inquisitore, Lycanthro, Dark Arena, Distant Past, Illusory, Breathless, Gipsy's Kiss, Eisenhand, Antioch, Heavy Sentence, Blazon Rite, Parish, Scald, Wheele, Anahata, Spirit Adrift, Godslave, Cryptosis, Paranorm, Eradicator, Ibridoma, March In Arms, Paladine, Rebellion, Hammer King, Bloodbound, Nocturnal, Saratan, Hellhaven, Ian Pary, Lee Aaron, Todd Michael Hall, Secret Sphere and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 80) of Heavy Metal Pages online magazine. 72 interviews and more than 200 reviews. 212 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: KKs Priest, Running Wild, Judas Priest, Cirith Ungol, Dee Snider, Destruction, Sodom, Flotsam And Jetsam, Mordred, Evile, Rage, Axel Rudi Pell, Gamma Ray, Doro, Herman Frank, U.D.O., Miecz Wikinga, Witch Cross, Space Chaser, Vulture, Killing, Crisix, Militia, Pharaoh, Somo Inquisitore, Lycanthro, Dark Arena, Distant Past, Illusory, Breathless, Gipsy's Kiss, Eisenhand, Antioch, Heavy Sentence, Blazon Rite, Parish, Scald, Wheele, Anahata, Spirit Adrift, Godslave, Cryptosis, Paranorm, Eradicator, Ibridoma, March In Arms, Paladine, Rebellion, Hammer King, Bloodbound, Nocturnal, Saratan, Hellhaven, Ian Pary, Lee Aaron, Todd Michael Hall, Secret Sphere and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
sem tworzą za pomocą niskich tonów
całkiem ładny klimat. Dawno
żadna płyta nie dała mi takiej radości.
To jest esencja heavy metalu.
Nośne, szybkie, ale nie pozbawione
chwytliwości granie. Klasyczne
podejście do tematu ale zarazem
bijąca od tej muzyki świeżość
sprawia, że "Turn On The
Power" słucha się świetnie. To też
muzyka, która nie musi się narzucać
- ona po prostu niepostrzeżenie
przejmuje władzę nad organizmem
i to już po chwili od wciśnięcia
przycisku "play"…
Adam Widełka
Mother's Finest - Iron Age
1981 Atlantic
Aretha Franklin goes heavy metal,
czyli funk rockowy zespół Mother's
Finest wydał 40 lat temu
swój najcięższy album "Iron Age".
Sekcja instrumentalna brzmi na
nim nie lżej niż u Saxon, lecz wokalnie
Afro-Amerykanie postawili
na soul. Ta muzyka nie została
pierwotnie tak doceniona, jak powinna,
ponieważ nie pasowała do
czarnego bluesa a zbyt wielu prezenterów
rockowych stacji radiowych
chciało w tamtych czasach
lansować wyłącznie białych artystów.
Mother's Finest nie oglądało
się jednak na nikogo, tylko dawało
czadu. W efekcie powstała
świetna mieszanka szalenie ekspresyjnych
głosów (głównie Joyce "Baby
Jean" Kennedy i Glenn "Doc"
Murdock, ale też dodatkowo Carly
Gibson i Sami Michelsen) z
potężną perkusją (Dion Derek
Murdock) oraz ostrymi jak brzytwa
gitarami (basista Juan Van
Dunk, gitarzyści Gary "Moses Mo"
Moore i John "Red Devil" Hayes).
Oczywiście hard'n'heavy było w
1981 roku na topie w USA, ale to
nie tak, że popowa formacja poszła
za modą nie mając nic do powiedzenia,
tylko grali wiarygodnie,
szczerze i przekonująco, z zapałem.
Kiedy słucham "Iron Age",
natychmiast udziela mi się jego
żywe brzmienie i poprawia humor.
Podkręcam głośność. Nawet jeśli
siedzę akurat sam w domu, czuję
się jak na jakiejś grubej imprezie i
kołyszę jak świr. Pierwsze takty
"Move 'On" ostrzegają, że za chwilę
rozpęta się huragan. Wkrótce
wchodzi wokal legendarnej Baby
Jean i albo ogarnia nas histeryczna
ekstaza, albo to nie jest dla nas
właściwy dzień na rock'n'roll. Prawie
połamałem stół. Kolejne numery
tylko kontynuują ten kurs, aż
się kopci. "Rock'N'Roll Tonite" oraz
"U Turn Me On" są lepsze niż
AC/DC, swobodniejsze niż Kiss i
bardziej łobuzerskie niż Sex Pistols
- dlatego, że to jest heavy fucking
metal na 100%. "All The Way"
ma teoretycznie wyraźnie zaakcentowaną
rytmikę utrzymaną w średnich
tempach i jakieś tam zwolnienia,
ale w praktyce również wywołuje
niekontrolowane reakcje.
Tchu można próbować złapać przy
van-halen-owskim "Evolution" z
fajnymi chórkami jak u Erica Claptona.
Wokale w "Illusion (C'mon
Over To My House)" brzmią jakby
Janis Joplin zmartwychwstała, ale
czy wyobrażaliście sobie kiedyś
Janis Joplin w repertuarze heavy
metalowym? No tutaj można tego
doświadczyć. "Time" to też zresztą
taki wehikuł czasu, bo zawiera rozmaite
elementy z poprzednich dekad,
a jednocześnie wykracza w
czasie do przodu, nasuwając pytanie,
czy ten cały album nie został
przypadkiem nagrany w XXI wieku?
A może wraz z kolejną reedycją
postawiono nowe ścieżki perkusji?
Takie gary słychać na całej
płycie, ale trzeba przystanąć w tańcu
i ich posłuchać, aby to zauważyć.
Heavy metalowcy daliby się
pokroić w dalszej części tej samej
epoki za tak "pompatyczne", a jednocześnie
"żywe" i soczyście brzmiące
partie perkusji. "Gone With
Th' Rain" odpowiada zaś na pytanie,
jak mogłyby grać hair metalowe
kapelki, gdyby zależało im na
czymś więcej niż wyglądzie. Nie
zdziwiłbym się, gdyby inspirowali
się tam np. Judas Priest lub Scorpions.
Na koniec pozostał jeszcze
"Earthling", działający tak, jakby
zaproponowali rock'n'rollowy
strzał na bis. Nie wiem jak Wy, ale
ja na jednym odsłuchu nie poprzestanę.
Już wiem, co zrobić, zamiast
wsiąść w samolot, kiedy nie
ma w kraju ani jednej imprezy a
tylko ja jeden potrzebuję balangi.
Sam O'Black
Picture - Heavy Metal Ears
1981 Backdoor
Wielu Polaków ma coś wspólnego
z Holandią, więc fajnie byłoby
przypomnieć Wam o dobrym
heavy metalowym zespole Picture
z Rozenburg (okolice Rotterdamu),
zwłaszcza że obchodzimy
w tym roku czterdziestolecie ich
znakomitego albumu "Heavy Metal
Ears". Ta kapela pozostaje
wciąż aktywna, czyli możliwe, że
będziecie zainteresowani wybraniem
się na jej koncert. Gitarzysta
Jan Bechtum powiedział mi, że "o
ile współczesna scena metalowa w Holandii
to głównie gotyk oraz metal symfoniczny
ze wspaniałymi wokalistkami,
to dawniej łączyło się tam hard rock z
metalem; my też tak robiliśmy, ale brzmieliśmy
energiczniej i bardziej true".
Energiczniej do tego stopnia, że te
pierwsze wydawnictwa Picture
(włącznie z "Heavy Metal Ears", ale
nie tylko) podejrzewa się o położenie
fundamentów pod cały gatunek
euro power metalu. Z dzisiejszej
perspektywy, recenzowany
album łatwo zaklasyfikować do
szufladki Motorhead / Girlschool
/ Tank, ale został on wydany
jeszcze przed "Iron Fist" i tuż po
"Hit And Run". Nie wspominając
o tym, że w październiku 1981r.
Tank dopiero raczkował z króciutką
EPką "Don't Walk Away".
Biorąc to pod uwagę, zauważmy,
że Holendrzy faktycznie należeli
do pionierów. Nie nazwałbym ich
wizjonerami, bo nie dumali nad
przyszłością, tylko robili swój rock-
'n'roll "tam i wtedy" (może brak
myślenia długoterminowego przyczynił
się do jakiegoś wydarzenia
skłaniającego ich do nazwania jednego
kawałka "Unemployed"?). W
praktyce miało to już dynamikę
ostrzejszą od typowego heavy metalu.
Nie chodzi tylko o szybkie
tempa, bo szybcy to byli już rock-
'n'rollowcy 30 lat wcześniej, a
ciężkie brzmienia śmigały już za
Deep Purple "Burn" (1974). Jan
Bechtum, który jest autorem większości
riffów oraz struktur kompozycji
Picture, skomentował, że
"Ritchie Blackmore inspirował mnie
agresywnym, rytmicznym pikowaniem,
a także solami opowiadającymi swoje
odrębne historie; zwłaszcza "Made In
Japan" nauczyło mnie, jak eksponować
jednocześnie rytm oraz solówki w tym
samym czasie". Chcę przez to powiedzieć,
że "Heavy Metal Ears" nie
powstało ani z próżni, ani w
próżni. W październiku 1981r. to
musiała być logiczna, świeża kontynuacja,
jakiej mnóstwo młodzieży
tak bardzo pragnęła, ponieważ
utożsamiała się z owymi
dźwiękami, jako czymś należącym
do jej pokolenia. Następne osoby
rozwijały to dalej - dzisiaj można
uznać Helloween za krzepkich
dziadków euro power metalu i
jestem absolutnie przekonany, że
gdyby nie Picture, Helloween i
tak dokonałoby tego samego. Scena
metalowa była oczywiście gęsta
na początku lat 80., wielu wnosiło
wibracje nurtu NWOBHM na nowy
poziom, sięgało znacznie dalej,
kreowało odmienne gatunki. Holendrzy
również mieli swoje Picture
"Heavy Metal Ears". Nietrudno
się o tym przekonać, dlatego że na
program składa się 9 ekscytujących
utworów, z czego większość trwa
do 3 minut a wszystkie zamykają
się w 33 minutach i 16 sekundach.
Nie widzę potrzeby ich drobiazgowej
analizy, bo tutaj chodzi o
porywającą dynamikę żywych
dźwięków a nie o poszczególne
fragmenty. Zamknijcie oczy i skorzystajcie
ze swych nastrojonych
do heavy metalu usząt. Fantastisch
muziek, echt wel.
Sam O'Black
Piledriver - Letters Of Steel
2021 Golden Core
Kolejna pozycja, z jaką nie miałem
wcześniej do czynienia. Golden
Core Records ostatnimi czasy
chętnie wznawia stare tematy z
niemieckiej sceny hard czy, nawet
jeszcze, krautrocka. Tym razem
jest to "Letters Of Steel" Piledriver
z 1980 roku. Szczerze to
współcześnie ta muzyka brzmi bardzo
archaicznie. Nawet w momencie
wydania na świecie hard rock
grało się zdecydowanie ciekawiej.
No ale jakiejś turbo-tragedii nie
ma. To rzecz adresowana do, myślę,
fanów starego Status Quo,
wczesnego UFO, pierwszych dokonań
Scorpions czy ogólnie pojętego
hard rocka zakotwiczonego w
latach 60 i 70. Nie bierzecie jednak
tych porównań tak na sto procent
na serio, bo album "Letters Of
Steel" wypada przy tych wyżej,
niestety, blado. To jedynie jakiś
azymut pozwalający szerzej określić
rewir, w jakim poruszała, albo
próbowała poruszać się grupa. No
ale grali sobie chłopaki z Pile-driver
swoje numery. Głównie brzmiące
bardzo piosenkowo, nawet może
i nadawałyby się na jakiś przegląd
piosenki wesołej. Krążek jest
dość krótki, ale też dzięki temu
materiał nie jest jakiś rozwlekły.
Czym dłużej słucham "Letters Of
Steel" to szerzej się uśmiecham. To
też unikalne na dzisiejsze czasy
granie muzyki rockowej. O, coś a la
nasze wczesne Turbo. Gdzieś potrafią
zapodać zadziorny riff czy
przyspieszyć, ruszyć bardziej motorycznie
jeśli chodzi o sekcję, ale
mimo wszystko całość jest lekka i
przyjemna. Dopiero w końcówce
coś się zaczyna dziać, ale usłyszą to
ci, którzy do niej dotrwają. To
raczej świadectwo pewnego okresu.
Album nie ma jakichś poważnych
argumentów, żeby wracać do niego
częściej. Trochę utartych już wcześniej
schematów - jak np. mogące
się kojarzyć pewne harmonie z
Blue Oyster Cult - które nie są na
tyle frapujące jak oryginał. Ciężki
orzech mam do zgryzienia, bo niemiecki
zespół zarejestrował przyzwoity
materiał, do którego w sumie
potężnych zastrzeżeń mieć nie
można. Z drugiej strony jednak
mając w pamięci, że wtedy eksplodował
heavy metal a i nawet istniały
grupy, jakie w podobnych klimatach
grały, po prostu lepiej, to
pozostaje tylko traktować "Letters
Of Steel" jako ciekawostkę. Do-
RECENZJE 205