11.03.2023 Views

HMP 80 Running Wild

New Issue (No. 80) of Heavy Metal Pages online magazine. 72 interviews and more than 200 reviews. 212 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: KKs Priest, Running Wild, Judas Priest, Cirith Ungol, Dee Snider, Destruction, Sodom, Flotsam And Jetsam, Mordred, Evile, Rage, Axel Rudi Pell, Gamma Ray, Doro, Herman Frank, U.D.O., Miecz Wikinga, Witch Cross, Space Chaser, Vulture, Killing, Crisix, Militia, Pharaoh, Somo Inquisitore, Lycanthro, Dark Arena, Distant Past, Illusory, Breathless, Gipsy's Kiss, Eisenhand, Antioch, Heavy Sentence, Blazon Rite, Parish, Scald, Wheele, Anahata, Spirit Adrift, Godslave, Cryptosis, Paranorm, Eradicator, Ibridoma, March In Arms, Paladine, Rebellion, Hammer King, Bloodbound, Nocturnal, Saratan, Hellhaven, Ian Pary, Lee Aaron, Todd Michael Hall, Secret Sphere and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 80) of Heavy Metal Pages online magazine. 72 interviews and more than 200 reviews. 212 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: KKs Priest, Running Wild, Judas Priest, Cirith Ungol, Dee Snider, Destruction, Sodom, Flotsam And Jetsam, Mordred, Evile, Rage, Axel Rudi Pell, Gamma Ray, Doro, Herman Frank, U.D.O., Miecz Wikinga, Witch Cross, Space Chaser, Vulture, Killing, Crisix, Militia, Pharaoh, Somo Inquisitore, Lycanthro, Dark Arena, Distant Past, Illusory, Breathless, Gipsy's Kiss, Eisenhand, Antioch, Heavy Sentence, Blazon Rite, Parish, Scald, Wheele, Anahata, Spirit Adrift, Godslave, Cryptosis, Paranorm, Eradicator, Ibridoma, March In Arms, Paladine, Rebellion, Hammer King, Bloodbound, Nocturnal, Saratan, Hellhaven, Ian Pary, Lee Aaron, Todd Michael Hall, Secret Sphere and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

można potraktować fakt, że słychać

tu każdy instrument, co w tego

typu wydawnictwach nie jest

rzeczą oczywistą. Produkcja przypomina

mi trochę debiut grupy

Traveler sprzed dwóch lat. Lucifer's

Hammer to niewątpliwie kapela

z ogromnym potencjałem.

Myślę, że usłyszymy o nich jeszcze

nie raz (4,5).

Bartek Kuczak

Lycanthro - Mark of the Wolf

2021 Alone

Lycanthro to kolejny kanadyjski

zespół heavy metalowy z potencjałem.

Założyciel, lider, wokalista i

gitarzysta James Delbridge wyróżnia

się wielką charyzmą - sprawdźcie

jego wypowiedzi na You

Tube. Ma zaledwie 22 lata, oddycha

metalem i intensywnie działa

w kierunku zdobycia swojego miejsca

na scenie. Komponuje heavy/

US power metal po swojemu a produkcję

powierzył lokalnym profesjonalistom.

W efekcie trudno pomylić

jego muzyczną propozycję z

inną. Wprawdzie "Mark of the

Wolf" jest niedoskonałe, ale uwieczniono

na tym albumie duszę początkujących

adeptów metalu w

nieoszlifowanej, surowej i szczerej

postaci. Osobiście nie podzielam

opinii, że albumy Iron Maiden z

Brucem Dickinsonem stoją na

znacznie wyższym poziomie niż te

z Paulem DiAnno, bo dla mnie

maidenowski debiut też jest genialny.

Nie potrafię przewidzieć, jak to

będzie u Lycanthro. Całkiem możliwe,

że następne albumy zostaną

uznane za wyrastające ponad debiut

na głowę z przedramieniem,

zwłaszcza że właśnie zmienił im się

gruntownie skład (z line-upu

"Mark of the Wolf" pozostał tylko

James Delbridge, przy czym obecny

gitarzysta Forest Dussault

dograł w ostatniej chwili solówki

do pięciu utworów). "Mark of the

Wolf" jest sztuką typu "zrób to

sam". Może lekko koślawą, tu i tam

trącącą grzechami młodości, wywołującą

grymas na twarzach purystów,

ale oryginalną i budzącą

apetyt na więcej. Nie ma co wytykać

detali, sami do tego dojdą, zgodnie

z własną wolą i pomysłowością.

Spodziewam się, że następna

odsłona Lycanthro okaże się bardziej

wyrafinowana, jednak ten debiut

pozostanie z nami jako świadectwo

żywotności heavy metalu

wśród najmłodszego pokolenia

XXI wieku. Niektóre utwory będą

zaś stałym punktem setlisty wszystkich

koncertów (nie tylko szalenie

energiczny, semi-testamentowy

"Crucible", ale prawdopodobnie też

"Into Oblivion" z zabójczym

groove'm jak u Overkill, czy też

epicko natchniony "Evangelion").

Uwagi nie powinna również umknąć

zaskakująca końcówka "Fallen

Angel Prayer" - świetnie wkomponowali

tam profesjonalny chór

kameralny w thrashowy motyw

oraz drapieżny okrzyk Jamesa

"sanctuary", a cały efekt pogłębili

dodatkowo poprzedzającym go

"balladowym" fragmentem z partią

fortepianu (swoją drogą, następującym

po solowym popisie Forest'a).

Wow, cóż za harmonia! Przyjemne

melodie pojawiają się zaś w "Ride

The Dragon" - nie powiem, że przypominają

najnowsze numery rodzimego

Turbo, ale mają coś z Iron

Maiden; taki melodyjny metal to

ja lubię. Ogólnie omawiany album

został utrzymany w konwencji

heavy/US-power metalowej, ale

thrashowcy też powinni znaleźć na

nim coś fajnego dla siebie. Notę

stawiam skąpą dlatego, że Lycanthro

w nowym składzie ma do zaoferowania

znacznie więcej na

następnych albumach, a "Mark Of

The Wolf" trafi głównie do rąk

oraz uszu osób od dawna osłuchanych

w heavy metalu (czyli sporo

wymagających przed zakupem).

(3.5)

Sam O'Black

March In Arms - Pulse Of The

Daring

2021 RFL

Opublikowany w ubiegłym roku

nakładem zespołu drugi album

March In Arms doczekał się

właśnie oficjalnego wydania. Co

oferuje "Pulse Of The Daring" w

porównaniu z debiutanckim

"March In Arms"? Na pewno

więcej tradycyjnego heavy, gdy na

pierwszej płycie nie brakowało też,

zupełnie niepotrzebnych, nawiązań

do nowomodnego rocka/metalu.

Chłopaki postawili więc na

power metal, wzbogacony licznymi

odniesieniami do klasycznego

heavy i thrashu, co poszczególnym

kompozycjom tylko wyszło na

zdrowie. Nie ma więc mowy o

przynudzaniu, grają konkretnie, a

eksperyment, to jest wykorzystanie

w pierwszym utworze "1914" i

finałowym "Not For Nothing" partii

wiolonczeli i skrzypiec, też im się

udał, szczególnie w tej drugiej, surowej

i mrocznej kompozycji -

kłania się Black Sabbath, wzorzec

nader zacny. Patetyczny i całkiem

szybki "1914", drugi singiel z płyty,

też jest niczego sobie, podobnie

jak wybrany do promocji wcześniej

"Welcome The Blitz", "Altar Of The

Gun" czy dynamiczny, chociaż tylko

do czasu iście doomowego zwolnienia,

numer "Omaha". Jeszcze

ostrzejszy jest "Thunderbolt", ale na

wysokości refrenu nabiera melodii,

których nie brakuje też w "Nisei"

czy w kompozycji tytułowej. Dopełniają

te udaną płytę surowsze

"An Act Of Valor" i "No Years

Resolution", niczym z lat 80. - dobrze,

że młodzi ludzie wciąż odnajdują

w tych klasycznych dźwiękach

coś interesującego dla siebie.

Jak można łatwo wywnioskować

na podstawie tytułów March In

Arms to kolejni pasjonaci historii

wojen i konfliktów zbrojnych, a

piszą nie tylko o obu konflikatach

światowych z lat 1914-1918 i

1939-1945, ale też o tych nowszych,

choćby o Mogadiszu lat 90.

Warto poświęcić tej płycie trochę

uwagi, bo jest na pewno ciekawsza

od debiutu - oby tak dalej! (4,5)

Wojciech Chamryk

Mastord - To Whom Bow Even

the Trees

2021 Inverse

Mastord to już regularny zespół

prog metalowy z dwoma albumami

studyjnymi na koncie: "Trail of

Consequence" (2019) oraz "To

Whom Bow Even the Trees"

(2021). Ten pierwszy powstał jako

projekt studyjny gitarzysty i klawiszowca

Kari Syvelä wraz z

zaprszonymi gośćmi, a drugi to już

efekt pełnej współpracy czterech

Finów: oprócz Kariego, również

basisty Pasi Hakuli, perkusisty

Toni Paananen oraz wokalisty

Markku Pihlaja. Markku śpiewał

dawniej covery solowego Bruce'a

Dickinsona w akustycznych aranżacjach,

nic więc dziwnego że jego

wokal jest porównywany do legendarnego

głosu Żelaznej Dziewicy.

W moim odczuciu Mastord brzmi

jednak unikalnie. Udało im się wykreować

ciekawą atmosferę, dzięki

której łatwo skoncentrować się na

tej muzyce przez 72 minuty. Wiele

się w niej dzieje, ale nie ma mowy

o kakofonii, technicznym popisywaniu

się ani o drażniących dysharmoniach.

Jest raczej przyjemnie

niż nerwowo. Dominują umiarkowane

tempa, nad którymi swobodnie

płyną nieśpieszne, autorefleksyjne

linie wokalne. Można powiedzieć,

że poszczególni muzycy

pilnują wzajemnie kolegów, żeby

nie przesadzali z szybkością - wymiataniu

gitarzysty towarzyszą

synkopowane klawisze, a zbyt szybkiego

perkusistę gaszą transowe

melodie. Sekcja instrumentalna

została dobrze zbalansowana w

warstwie kompozycji, tzn. Mastord

operuje czasami ścianą dźwięku,

często posługuje się kilkoma

planami harmonicznymi, ale równocześnie

nie przytłacza nadmiarem

motywów granych w ramach

tych samych fragmentów utworów.

Dlatego - pomimo świetnych melodii

oraz brzmienia bardziej podbasowanego

(czujemy je jako cięższe

i nowocześniejsze) niż w tradycyjnym

heavy metalu - byłbym

ostrożny w przypisywaniu ich do

kategorii melodyjnego power metalu.

Jeśli już, to łączą najmocniejsze

atrybuty progresu, heavy oraz

power metalu. A więc wykazują się

szerokim spektrum inspiracji,

ogromną inwencją twórczą oraz

zdolnością do przystępnego zaprezentowania

złożonych pomysłów.

Bywa tak, że mój słuch nie jest

dostrojony do jakiegoś odsłuchiwanego

albumu progresywnego,

czyli zespół gra swoje, ja staram się

skoncentrować, ale jakoś mi z nimi

nie po drodze, dekoncentruję się i

przyłapuję się na byciu myślami

obok. W przypadku drugiego albumu

Mastord nic takiego się nie

dzieje. Przypisuję to logicznie uporządkowanym

zmianom dynamicznym.

Czas pokaże, czy będę jeszcze

do tego zespołu wracać w przyszłości.

(4.5)

Sam O'Black

Metalite - A Virtual World

2021 AFM

Metalite grają ponoć modern melodic

metal. Dwa pierwsze człony

tego określenia są jak najbardziej

adekwatne do propozycji Szwedów,

trzeci już nie bardzo. Gorzej:

jak na moje, sterane już nieco rozmaitym

łomotem uszy, to "A Virtual

World" nie ma z prawdziwym

metalem niczego wspólnego, chociaż

pojawiają się na tym krążku

powerowe zrywy czy mocniejsze

riffy. Dzieje się tak, ponieważ sam

wydawca zachwala, że Metalite

przywracają metal tanecznym parkietom,

taki to więc i "metal". W

większości utworów mamy więc

utemperowany, grzeczniutki

sound, schowane, albo i przez długi

czas niesłyszalne, gitary - o tym,

że są dwie, dowiedziałem się z opisu

płyty, nie ze słuchu. Do tego

praktycznie w każdej piosence, bo

inaczej trudno to coś określić,

atakuje nas nowomodne, elektroniczne

łupu-cupu oraz melodyjki tak

nijakie, że nawet najgorsza tandeta

z lat 80. to przy nich arcydzieła.

"Perełek" parodiujących metal jest

tu naprawdę multum, ale szczególne

wyrazy uznania należą się

twórcom "Beyond The Horizon", o

którym powiedzieć koszmarek to

178

RECENZJE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!