HMP 72 Enforcer
New Issue (No. 72) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 180 reviews. 172 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Enforcer, Myrath, Destroyers, Stos, Turbo, Doro, Herman Frank, Tyr, Possessed, Protektor, Usurper, Bewitcher, Empheris, Evangelist, Monasterium, Smoulder, Spirit Adrift, Exumer, I.N.C., Xentrix, Savage Messiah, Hunter, Ruthless, Steel Prophet, St. Elmos Fire, Attica, Ritual, Wretch, Zarpa, Rock Goddess, Twisted Tower Dire, Metal Inquisitor, Paragon, Icarus Witch, Traveler, Chevalier, Riot City, Booze Control, Skull Fist, Vultures Vengeance, Leathurbitch, Bat, Sanhedrin, Pulver, Ironflame, Pounder, Ravager, Critical Defiance, Fabulous Desaster, Quiet Riot, Iron Fire, Emerald, Astral Doors and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 72) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 180 reviews. 172 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Enforcer, Myrath, Destroyers, Stos, Turbo, Doro, Herman Frank, Tyr, Possessed, Protektor, Usurper, Bewitcher, Empheris, Evangelist, Monasterium, Smoulder, Spirit Adrift, Exumer, I.N.C., Xentrix, Savage Messiah, Hunter, Ruthless, Steel Prophet, St. Elmos Fire, Attica, Ritual, Wretch, Zarpa, Rock Goddess, Twisted Tower Dire, Metal Inquisitor, Paragon, Icarus Witch, Traveler, Chevalier, Riot City, Booze Control, Skull Fist, Vultures Vengeance, Leathurbitch, Bat, Sanhedrin, Pulver, Ironflame, Pounder, Ravager, Critical Defiance, Fabulous Desaster, Quiet Riot, Iron Fire, Emerald, Astral Doors and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Materiał w dużym stopniu nawiązujący
do lat 80. Swoją dostojnością
i harmoniami na nowo
może hipnotyzować wielbicieli gatunku
i pozyskiwać nowych, dzięki
reedycji High Roller Records z
2017 roku. Tradycyjnie otrzymujemy
dwudyskowe wydanie, gdzie na
CD2 udostępnione zostały alternatywne
miksy i wersje demo czy
live.
Warlord - Live in Athens 2013
2017/2015 High Roller
Amerykański Warlord to zespół
specyficzny. Działa od prawie
czterdziestu lat jednak prawie połowę
tego czasu pozostawał zawieszony.
Mimo wszystko nagrał sporo
ciekawej muzyki. Niestety w latach
80 nie zdążono zarejestrować
żadnego materiału na żywo. Po powrocie
zespołu na początku lat
dwutysięcznych aktywność grupy
zdecydowanie wzrosła. Na szczęście
dla fanów w 2015 roku ujrzało
światło dzienne pierwsze w historii
wydawnictwo live. Krajem, w którym
odbył się koncert, była Grecja
a dokładnie sala Gagarin 205 w
Atenach. Dnia 28 kwietnia 2013
roku stolica Hellady była świadkiem
półtoragodzinnego show
amerykańskiej grupy. Jak zdążyłem
się przyzwyczaić, biorąc na
tapetę twórczość Warlord, tym
razem nie obyło się bez roszad personalnych.
Wydawnictwo zawiera
koncert z etapu, kiedy zespół był
na świeżo po wydaniu długogrającego
krążka "The Holy Empire".
Jednak wokalistą, który mierzy się
z dorobkiem nie jest już Richard
Anderson - jego miejsce, co miało
miejsce w sumie już na samej płycie
w dwóch numerach, zajął Giles
Lavery. Oprócz basisty Philipa
Bynoe, gitarzysty Williama Tsamisa,
perkusisty Marka Zondera
na deskach Gagarin 205 pojawili
się muzycy wspierający. Na klawiszach
zagrał Angelo Vafeiadis a
na drugiej gitarze rytmicznie pomógł
Paolo Viani. Tyle jeśli chodzi
o kwestie personalne. Muzycznie,
co pewnie większość bardziej
interesuje, jest bardzo dobrze.
Wokalnie Giles daje radę i
brzmi naturalnie. Nie sili się na kopiowanie
poprzedników. Inna
sprawa to to, że wszyscy śpiewacy
przewijający się przez Warlord
mieli bardzo podobne głosy. Pomaga
to oczywiście w odbiorze zwłaszcza
starszego materiału. Ten został
zagrany sprawnie i bez żadnego
stresu. Jeśli chodzi o dobór
utworów nie ma żadnych
zaskoczeń - lwia część to stare
kompozycje z EP "Deliver Us", LP
"And The Cannons of Destruction
Have Begun…" i to już od
początku koncertu. Gdzieś po połowie
pojawiają się reprezentanci
"The Holy Empire". Jeśli ktoś nie
jest fanem składanek ale chciałby
mieć tylko jedną płytę Warlord -
szczerze polecam "Live In Athens
2013" bowiem to swoiste "best of"
na żywo. Dodatkowo brzmiące
gęsto i bardzo energetycznie. Słychać,
że muzycy, jak i grecka publiczność
doskonale się bawili i stopniowo
od początku do końca zachowywali
się coraz swobodniej.
To dobry portret współczesnego
wcielenia kapeli, który pojawił się
w dobrym momencie. Gdybym
dysponował wehikułem czasu to
chętnie odwiedziłbym wtedy stolicę
Grecji. Pierwsze wydanie "Live
In Athens 2013" było limitowane
do 1500 kopii i zawierało dodatkowo
płytę DVD. High Roller
Records w 2017 roku wydało reedycję
tylko zapisu audio. Na drugim
krążku znalazły się między innymi
instrumentalne demo kawałków
z "The Holy Empire" oraz nagrania
z festiwalu Keep It True
pochodzące z 2013 roku.
Adam Widełka
Symphony X, BeatPol, Drezno, 28 maja 2019
Symphony X to koncertowa wirtuozeria. To, co gra Michael
Romeo z niebywałą lekkością i wręcz od niechcenia, to riffy bardziej
skomplikowane niż solówka niejednego zespołu. To, jak i z jaką frajdą
śpiewa Allen, trzeba by włożyć w ramkę i postawić na biurku niejednego
wokalisty.
Ten zespół skradł moje serce już na warszawskim koncercie
promującym "Underworld", podczas którego Amerykanie zaprezentowali
cały krążek. Chwilę później widziałam ich na koncercie na Wacken,
który - mimo że nie zawierał tylko nowszych kawałków (dla mnie
sprawa kluczowa jeśli chodzi o SX ) - okazał się jednym z lepszych gigów
na festiwalu. Nic dziwnego, że kiedy Nuclear Blast ogłosił europejską
trasę, postanowiliśmy się wybrać do najbliższej naszym granicom
lokalizacji - Drezna.
Na 18.00 mieliśmy umówioną rozmowę z Michaelem Romeo,
więc pod salą koncertową stawiliśmy się już chwilę przed koncertem.
Niewielki klub w przedwojennym budynku, ludzie nawet nie zaczęli
się jeszcze schodzić. Michael przyjął nas na backstage'u trochę po
czasie, choć i tak przerwał posiłek, żeby z nami się spotkać (rozmowę z
gitarzystą przeczytacie już niedługo w kolejnym numerze HMP). Zastanawiałam
się jak to możliwe, że z tego wyluzowanego, swojskiego faceta
za chwilę na scenie wyjdzie demon gitary.
Zanim demon wyszedł, na scenie pojawił się support - Savage
Messiah, który zaskoczył mnie zderzeniem heavy czy też momentami
thrashmetalowego grania z zupełnie lekkim rockiem, co, jak się później
okazało, wynikało z repertuaru opartego głównie na nowej płycie. Zupełnie
nie czekałam na występ Savage Messiah, niemniej jednak nastawiona
na mocniejsze uderzenie, koncert pozostawił po sobie wielki
znak zapytania na mojej twarzy.
Znak zapytania szybko został zastąpiony przez szeroki uśmiech,
kiedy ze sceny wybrzmiały pierwsze takty "Iconoclast". Ten kawałek
swoją mocą, brzmieniem i precyzją wykonania już na starcie rzucił
na kolana. A to był dopiero początek koncertu Symphony X. Jego
jedyną wadą było to, że się skończył i - jak się okazało - był jedynym
utworem z tej - moim zdaniem najlepszej - płyty Amerykanów. Zapewne
jego "osamotnienie" wynikało też z jego długiego trwania, wszak
10-minutowy numer może robić za dwa. Po tak genialnym wstępie,
który rozbudził marzenia o koncercie, na którym zespół zagrałby całą
płytę "Iconoclast", występ trzymał poziom. Russel Allen wyskoczył na
deski sceny w słonecznych okularach. Spodziewałam się, że będzie odgrywał
takie same scenki jak na warszawskim koncercie, z zakładaniem
i zdejmowaniem masek, okularów etc., ale na okularach zdjętych po
"Iconoclast" się skończyło. Co nie znaczy, że nie bawił się śpiewaniem
tak, jak wtedy. Rzeczywiście, chętnie "ilustrował" wokalizowane przez
siebie teksty teatralnymi gestami, uderzał wirtualnym kijem bejsbolowym
czy uprawiał jogging w miejscu na "Run with the Devil". Właśnie,
z "Underworld" poza rzeczonym "Bieganiem z diabołem" zespół zagrał
potężny "Nevermore" i - moim zdaniem - najsłabszy punkt setu czyli balladowy
"Without You". Wiele osób kojarzy amerykańską ekipę z neoklasycznym,
niezbyt ciężkim graniem, a koncerty pokazują, że prawdziwym
asem w rękawie Symphony X są właśnie te ciężkie numery w typie
"Nevermore", w których finezja spotyka się z huraganową mocą. To,
co wygrywa na gitarze Romeo sprawia, że trudno nie złapać się za głowę.
A tu przecież koncert leci, szkoda czasu na łapanie się gdziekolwiek.
Na szczęście w parze z "Nevermore" i perełką z "Iconoclast" pojawiły się
też kawałki z "Paradise Lost", płyty, która rozpoczęła przygodę Amerykanów
z coraz mocniejszymi aranżacjami - zespół zagrał m.in. "Serpent's
Kiss" i "Set the World on Fire". Największą niespodzianką koncertu
było jego zakończenie. Już dość wcześnie nastąpiło przedstawienie
muzyków, które zwyczajowo pojawia się pod koniec koncertów. Nie
rozproszyło to jednak mojej czujności. Dzięki temu wielką niespodzianką
było dla mnie sfinalizowanie występu... ponad 20-minutowym
"The Odyssey". Nie, nie było żadnego hitu do wspólnego śpiewania. Żadnego
"Iced Earth" na koncercie Iced Earth czy "Run to the Hills". Była
epicka podróż, doskonale zaśpiewana, świetnie zagrana, bardzo przejrzyście
nagłośniona.
I tak wraz z Odyseuszem dotarliśmy do końca koncertu.
Wieść o pełnych salach w Niemczech można włożyć między mity.
Ludzi było niewiele, za to takiej publiki można naprawdę życzyć sobie
na każdym gigu. Ludzie po prostu przyszli na koncert. Nie było adorujących
się grupek czy zakochanych parek rozmawiających głośno
przez cały koncert. Świetny koncert, dobre nagłośnienie, dobre towarzystwo.
Nic, tylko czekać na kolejny występ Symphony X. Zachęcajcie
znajomych, którzy niekompatybilni z "neoklasyczną" estetyką zatrzymali
się na pierwszych trzech płytach Amerykanów. Ten zespół naprawdę
oferuje dużo więcej!
Katarzyna "Strati" Mikosz
170
RECENZJE