HMP 72 Enforcer
New Issue (No. 72) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 180 reviews. 172 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Enforcer, Myrath, Destroyers, Stos, Turbo, Doro, Herman Frank, Tyr, Possessed, Protektor, Usurper, Bewitcher, Empheris, Evangelist, Monasterium, Smoulder, Spirit Adrift, Exumer, I.N.C., Xentrix, Savage Messiah, Hunter, Ruthless, Steel Prophet, St. Elmos Fire, Attica, Ritual, Wretch, Zarpa, Rock Goddess, Twisted Tower Dire, Metal Inquisitor, Paragon, Icarus Witch, Traveler, Chevalier, Riot City, Booze Control, Skull Fist, Vultures Vengeance, Leathurbitch, Bat, Sanhedrin, Pulver, Ironflame, Pounder, Ravager, Critical Defiance, Fabulous Desaster, Quiet Riot, Iron Fire, Emerald, Astral Doors and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 72) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 180 reviews. 172 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Enforcer, Myrath, Destroyers, Stos, Turbo, Doro, Herman Frank, Tyr, Possessed, Protektor, Usurper, Bewitcher, Empheris, Evangelist, Monasterium, Smoulder, Spirit Adrift, Exumer, I.N.C., Xentrix, Savage Messiah, Hunter, Ruthless, Steel Prophet, St. Elmos Fire, Attica, Ritual, Wretch, Zarpa, Rock Goddess, Twisted Tower Dire, Metal Inquisitor, Paragon, Icarus Witch, Traveler, Chevalier, Riot City, Booze Control, Skull Fist, Vultures Vengeance, Leathurbitch, Bat, Sanhedrin, Pulver, Ironflame, Pounder, Ravager, Critical Defiance, Fabulous Desaster, Quiet Riot, Iron Fire, Emerald, Astral Doors and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Jestem totalnym oldschoolowcem
Pamiętacie może taki kawałek grupy Open' Fire jak
"Ognie Świętego Elma"? Jak nie, to trudno,
ale mniejsza z tym. Jak widać jednak, nie
tylko Polacy podchwycili ten motyw. Kapela
Jeffa Jonesa od niego wzięła swą nazwę.
Jeff, który to sam swój zespół pieszczotliwie
nazywa "Elmo", właśnie wrócił sobie na scenę jak
gdyby nigdy nic po... dwudziesty pięciu latach.
Zresztą niech sam zainteresowany o tym opowie.
we współczesnym metalu jest growl. Dla mnie
brzmi to bardzo groteskowo.
miałem spory swój udział. Dziś ten krążek
jest białym krukiem poszukiwanym przez
masę kolekcjonerów. Z drugiej strony jest
dostępny na Spotify, Apple i innych platformach
streamingowych, zatem mogę polecić
każdemu. Potem na jakieś pięć lat odstawiłem
gitarę i to w sensie dosłownym. W
ogóle nie brałem jej w tym okresie do ręki.
Około roku 1998 zacząłem znowu pisać, ale
głównie dla innych wykonawców.
Jak w ogóle pojawiła się inicjatywa powrotu
St. Elmos Fire?
To trochę zawiła historia. Zaczęło się od tego,
że ludzie z Pure Steel Records skontaktowali
się ze mną i zapytali, czy zgodzę się, by
wydali nasze wczesne albumy jako edycje limitowane.
To było około pięciu lat temu. Potem
z ich strony padło pytanie, czy nie
myślałem o tym by, wydać całkowicie nowy
materiał pod szyldem St. Elmos Fire. Szczerze
mówiąc takie pomysły chodziły mi po głowie
już wcześniej, nie mniej jednak ponowne
zebranie oryginalnego składu było praktycznie
niemożliwe. Zdawałem sobie sprawę, że
jeśli St. Elmos Fire miałoby powrócić do
świata żywych, wiązałoby się to z zebraniem
zupełnie nowego składu. Moja odpowiedź odnośnie
nowego albumu była twierdząca, zatem
zacząłem poszukiwania nowych muzyków.
Jestem cholernie zadowolony z zebranej
ekipy. Zarówno perkusista Tom Frost i
basista Chris Stringini to osoby, z którymi
wcześniej miałem już okazje współpracować.
Nasz nowy wokalista Kevin Brady to jedyny
gość z naszej ekipy, z którym wcześniej nie
miałem okazji współpracować. Polecił mi go
Tom i uważam, że to bardzo dobry wybór.
Miałem kilku innych kandydatów na rolę
wokalisty, nie mniej jednak żaden nie prezentował
takich umiejętności jak Kevin.
HMP: Cześć Jeff. Rok temu powróciliście
po dwudziestu pięciu latach z albumem zatytułowanym
"Evil Never Sleeps". Jak odnajdujecie
się w nowej muzycznej rzeczywistości?
Jeff Jones: Witaj. Przede wszystkim chciałbym
serdecznie podziękować za ten wywiad.
Powrót po dwudziestu pięciu latach absencji
to coś naprawdę pięknego. W ogóle to ćwierć
wieku upłynęło nam błyskawicznie. Czasami
odnoszę wrażenie, że wszystko dookoła wygląda,
jak za dawnych dni. Ale też wiele się
zmieniło. Przede wszystkim kwestia dystrybucji.
Gdy zaczynaliśmy nikt nawet nie
marzył o czymś takim jak internet, platformy
streamingowe, czy Youtube. Jeśli chciałeś zaistnieć,
musiałeś grać sporo koncertów i starać
się o kontrakt płytowy.
Czego najbardziej Ci dziś brakuje, gdy
wspominasz czasy sprzed 1992 roku?
Myślę, że tej prostoty i bezpośredniości w
metalowej muzyce. Wówczas metal był
czymś bardziej dosadnym. Ostre riffy, przy
których głowa sama się kiwała. I to jest dokładnie
to, co chcieliśmy osiągnąć na "Evil Never
Sleeps". Skończyło się na tym, że trafiło
do nas kilka negatywnych recenzji, gdzie owa
prostota była głównym zarzutem. Przypuszczam,
że pisały to jakieś dzieciaki. To jest
jedyny sposób, w jaki chcę grać. Za kanon
heavy metalu uznaję takie kapele, jak Judas
Priest, Saxon, Iron Maiden i ogólnie całe
NWOBHM. Rzeczą, której bardzo nie lubię
Foto: St. Elmos Fire
Powiedz mi proszę, czy po tak długie, bo
trwającej całe ćwierć wieku przerwie trudno
było Ci przypomnieć sobie Wasz stary
materiał?
O tak. Niektórych utworów praktycznie całkowicie
zapomniałem. Jednak po dokładnym
przesłuchaniu naszych starych nagrań wszystko
sobie przypomniałem. Założyłem ten
zespół w 1979 roku, czyli spory kawałek czasu
temu. Nowi członkowie musieli się nauczyć
całego materiału od nowa. Powrócić do
takich kawałków, jak "Into The Night",
"Breaking Out", czy "Hearts On Fire" było
czymś wspaniałym. Myślę, że nasi fani
również chętnie je sobie odświeżą.
Czy podczas tej długiej przerwy angażowałeś
się w jakieś inne projekty muzyczne?
Rozwiązałem St. Elmos Fire w 1993 roku po
koncercie w Meksyku. W tamtym okresie
byłem totalnie wypalony. Pisanie utworów,
produkowanie i jeżdżenie w trasy przez 15 lat
dało mi naprawdę w kość. Moje życie osobiste
też na tym ucierpiało, więc musiałem
zrobić sobie przerwę. Jednak w tym samym
roku napisałem kilka kawałków z myślą o St.
Elmos Fire, które ostatecznie trafiły na mój
solowy album "Ride" z 1995 roku. Dołączyłem
także do kalifornijskiego zespołu Vamp
Le Stat, z którym to nagrałem płytę "Bloodline".
To kawał porządnego grania, w którym
Jeżeli miałbyś porównać "Evil Never
Sleeps" ze starymi albumami St. Elmos Fire,
to jakie widzisz stylistyczne podobieństwa,
a jakie różnice?
Myślę, że "Evil Never Sleeps" jest zdecydowanie
bardziej spójnym albumem. Wszystkie
motywy mają jakiś wspólny trzon. Poświęciłem
na pisanie znacznie więcej czasu, niż w
przypadku poprzednich albumów. Wracając
do dawnych czasów, gdy nagrywaliśmy "Powerdrive",
"Desperate Years" czy "Warning
From The Sky" nie mieliśmy takiego komfortu,
który pozwalałby nam dopracować dokładnie
każdy utwór. Wynajęcie studia w Los
Angeles do tanich rzeczy nie należało, a że
nasz budżet był skromny, często musieliśmy
uwijać jak w ukropie. I często niestety odbijało
się to na jakości brzmienia. Mimo wszystko
uważam, że nasze starsze albumy nie
brzmią źle. Jestem cholernie z nich dumny.
Podobieństwo do "Evil Never Sleeps" widać
przede wszystkim w szybkości i prostocie
utworów. Stare kawałki takie, jak "Burning
Out", "Street Lethal" czy też "Powerdrive" dobrze
komponują się z nowymi np. "Across The
Nation", "Rise" czy "Soultaker". Główną różnicą
może być natomiast fakt, że każdy ze
starszych albumów zawierał dwie-trzy ballady.
Wolniejsze i spokojniejsze kawałki, jak
"More Than The Air" z naszego debiutu, czy
"I Need Your Touch" z "Powerdrive". Na "Evil
Never Sleeps" nic takiego nie znajdziesz.
Gdy planowałeś nagranie nowego albumu
40
ST. ELMOS FIRE