12.07.2015 Views

Nr 608, styczeń 2006 - Znak

Nr 608, styczeń 2006 - Znak

Nr 608, styczeń 2006 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

TEMATY I REFLEKSJErączką i biegunką. W końcu nie miałam siły wstawać, leżałam półprzytomnawe własnym kale. Udawałam, że nie słyszę, że nie rozumiem,jak ludzie obok krzyczą na mnie i na moją matkę – że jak takmożna pod siebie robić i żeby nas z tego baraku wyrzucić, bo to pewnietyfus.Nie wiem, nie pamiętam, może do mnie nie dotarło, czy naswyrzucono w tłum na zewnątrz czy nie. Teraz nagle wrócił do mnieton tamtego gniewnego krzyku – był w nim wstręt, oburzenie i groźba.Coś z najpierwotniejszego odruchu stada – w którym słabość budzinienawiść. Straszną rzeczą jest naturalność, oczywistość tego zjawiska,jego przyrodniczy charakter.Kiedy moja choroba minęła – chyba już następnego dnia (niebyła to infekcja, tylko taka postać szoku, jak się domyślał wuj – profesorpediatra) – byłam tylko słaba i dziko głodna, ale z jasną głowąi tak spokojna, jakbym w lagrze była od zawsze. Niczego nie deklarującsłowami, nic sobie nie mówiąc, wiedziałam, że wszystko jestmożliwe i że tu ludzie sobie nawzajem odmawiają bycia ludźmi.Gnieździliśmy się już nie w baraku, lecz pod jakąś otwartą wiatą.W dzień grzało słońce. Jakoś wkrótce przywołał mnie do drutówpolski robotnik z baraków, gdzie osobno mieszkali niewolnicy oddawna przebywający tu na robotach. Po kryjomu włożył mi w ręceduży ugotowany kartofel i jeszcze pomidor. Płakałam, że to mam,ale jeszcze bardziej z radości, że ten człowiek to zrobił.Czeski łącznikKoncert Jaromira Nohavicy w Warszawie. Na uboczu, w niemalpodmiejskiej sali. Przeżycie z tych istotnych, rozgrzewających serce.W moim odczuciu: sama esencja czeskości. Tak w moich wspomnieniachobecny jest czeski świat.Pierwszym świadkiem był wytrwale czytany Egon Erwin Kisch,mistrz przywołującego klimaty reportażu. Więc już jakby coś wiedziałam,przeczuwałam więcej, nim znalazłam się w Pradze i dziękiJ. V. poznałam sporo ludzi – wtedy „dysydentów” – w ich nasyconychtradycjami trochę jakby krakowskich mieszkaniach, gdzie po145

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!