31.03.2023 Views

HMP 70

New Issue (No. 70) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 190 reviews. 176 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Riot V, Grave Digger, Darkness, Necronomicon, U.D.O., Virgin Steele, Voivod, Angelus Apatrida, Seax, Nocny Kochanek, Ashes Of Ares, Crystal Viper, Crisix, Nervosa, Injector, Verni, Source, Cauldron, Night Demon, Wretch, Warfare, Destroyer 666, Vandallus, Deliverance, Thrashist Regime, Axegressor, Chastain, Stormzone, Haunt, Stormwitch, Wardance, Lord Vigo, Professor Emeritus, Iron Void, Helion Prime, Weapon UK, Elvenstorm, Droid, Hitten, Sonic Prophecy, Northward, Into Eternity, Necrytis, Mystic Prophecy, Mob Rules, Redemption, SoulHealer and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 70) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 190 reviews. 176 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Riot V, Grave Digger, Darkness, Necronomicon, U.D.O., Virgin Steele, Voivod, Angelus Apatrida, Seax, Nocny Kochanek, Ashes Of Ares, Crystal Viper, Crisix, Nervosa, Injector, Verni, Source, Cauldron, Night Demon, Wretch, Warfare, Destroyer 666, Vandallus, Deliverance, Thrashist Regime, Axegressor, Chastain, Stormzone, Haunt, Stormwitch, Wardance, Lord Vigo, Professor Emeritus, Iron Void, Helion Prime, Weapon UK, Elvenstorm, Droid, Hitten, Sonic Prophecy, Northward, Into Eternity, Necrytis, Mystic Prophecy, Mob Rules, Redemption, SoulHealer and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

ny motyw i miłe zakończenie koncertu...

Chwila moment, a już za sekundę na bliźniaczej

scenie mieli się pojawić Nightwish. Bezsprzecznie,

drugi dzień festiwalu należał do Finów, a

show jakie mieli dać tego wieczoru okazało się

jednym z najlepszych na Wacken 2018.

Minęła 21:00, interaktywne odliczanie na ledowej

kurtynie i muzyczna machina ruszyła z

przytupem. Nightwish to jeden z najbardziej

doświadczonych koncertowo zespołów, dających

mnóstwo występów na całym świecie i od

samego początku dało się odczuć perfekcję i

genialne zgranie. Wszystko podane idealnie równo,

co do sekundy z dźwiękiem, pirotechniką

i wizualizacjami bombardującymi co chwilę odbiorcę.

Najważniejsze, iż cała rozbudowana otoczka

doskonale współgrała z umiejętnościami

muzycznymi, a sam zespół trzeba przyznać był

w najwyższej formie.

Sympatycznych Finów mieliśmy możliwość

oglądać wielokrotnie na przestrzeni niemal 20

lat, a dzisiejszy koncert swobodnie możemy zaliczyć

do najlepszych! Dobór kawałków był

swoistym wehikułem czasu, a stare kompozycje

w wykonaniu Floor okazały się strzałem w dziesiątkę.

I choć wokalnie nie jest to ta sama klasa

co Tarja Turunen, to trzeba docenić, że świetnie

daje sobie radę z takim "Nemo", "Wish I Had

An Angel", "End Of All Hope", czy "Gethsemane".

Jansen, podobnie jak reszta kapeli, miała dobry

dzień i wszystko tutaj zagrało idealnie.

Muzycznie wręcz doskonale! Tuomas jak w

transie operował na klawiszach, a duet gitarowy

Emppu & Troy dobrze się uzupełniał z basowymi

zagrywkami Marco i perkusyjnym łojeniem

Hahto. Czuć było, że wszyscy tutaj dobrze

się rozumieją, co też docenione zostało

przez licznie zgromadzonych fanów. Nightwish

sięgali do różnych okresów istnienia grupy,

przeplatając nowe, ze starymi kompozycjami.

Był to bardzo zgrabny zabieg pasujący nawet

tym, którzy nie pałają sympatią do ostatnich

dokonań zespołu. I tak oto w kolejnych minutach

usłyszeliśmy między innymi "Elan", "Amaranth",

"I Want My Tears Back" oraz "Slaying

The Dreamer", które poprzedzały molocha w postaci

kilkunastominutowego "The Greatest Show

On Earth". Z kolei nie mogło być lepszego zakończenia,

niż zagranie symfonicznego "Ghost

Love Score", która to kompozycja wprost pokazuje

za co fani kochają "Once". Piękny koncert,

świetne wspomnienia, czegóż chcieć więcej?!

Foto: Nightwish

Foto: Doro

Nightwish zeszli ze sceny, a nam pozostało

przesunąć się nieco na prawo, bo za kwadrans

mieli wystąpić Running Wild - dla wielu najważniejsza

kapela tegorocznej edycji Wacken

Open Air.

Cokolwiek by nie napisać o tym zasłużonym dla

europejskiego heavy metalu zespole, pozycję

wśród metalowców ma kultową. To, że nagrali

kilkanaście płyt w tym "Under Jolly Roger",

"Port Royal" i "Death Or Glory", które zapisały

się złotymi nutami w metalowej historii, to

jedno. Drugie i obecnie najważniejsze, to to, że

Running Wild od wielu lat jest projektem, a

nie regularnym zespołem. I jeśli ktoś łudzi się i

myśli inaczej, to jest w błędzie. Rolf u sterów

"okrętu" dobiera sobie sesyjnych muzyków i raz

na jakiś czas nagra coś lepszego, lub gorszego. Z

koncertami natomiast wygląda tak, iż na palcach

jednej ręki można policzyć te zagrane w

ostatnich 2 latach. Stąd, jeżeli są jeszcze tacy,

którzy swoją ocenę, a szczególnie formę kapeli

przyrównują do festiwalowych machin grających

dziesiątki koncertów rocznie, to nie wiedzą

co czynią!

Na tegoroczny koncert Running Wild należy

spojrzeć z tej właśnie perspektywy, a gdyby nawet

tego nie zrobić, to występ ekipy Rock'n'

Rolfa należał do ciekawych i całkiem udanych.

Na pierwszy rzut oka rzucał się dość ascetyczny

i oldschoolowy wystrój sceny ze ścianą "Marshalli"

i brakiem elektronicznych wizualizacji.

Intro, zlepek starych zagrywek kojarzących się z

najlepszymi czasami zespołu i wystartowali od

"Fistful Of Dynamite". Kasparek i reszta załogi

ubrani w stroje przypominające te z "epoki",

dość statycznie rozlokowani na scenie, kontynuowali

koncertowe granie przechodząc w "Bad

To The Bone" i "Rapid Foray". Po chwilowej zadyszce

Rolf wskoczył na właściwe obroty, całkiem

nieźle dając sobie radę z wokalami, czując

się coraz swobodniej za mikrofonem. Co cieszyło,

to lepsze niż na poprzednich wackeńskich

koncertach chórki w wykonaniu Petera i Ole,

które fajnie współgrały z liniami Kasparka,

urozmaicając wokale. Niepokoiły natomiast

częste przerwy pomiędzy numerami, jakie Rolf

robił by nastroić gitarę. Nie wyglądało to dobrze,

psując odbiór i rujnując dynamikę koncertu.

Szkoda, że nie miał wszystkiego pod nogą,

wtedy nie musiałby się wycofywać w głąb sceny,

a strata czasu nie odbiłaby się finalnie na setliście...

Mocnym akcentem były kolejne utwory, bez

których nie wyobrażaliśmy sobie koncertu Running

Wild. "Uaschitschun", "Riding The Storm"

i "Port Royal" ucieszyły każdego fana kapeli, w

tym piszących te słowa, po czym nastąpiło obniżenie

poziomu w postaci nikomu niepotrzebnego

drum solo. Sorry, to trochę słabe, gdy jest

nieplanowane opóźnienie, a jeszcze bardziej

zwleka się z nadgonieniem kawałków! Na szczęście

po kilku minutach powrócili do grania z lat

'90 zapodając "Metalhead", a następnie dwa mocne

hity w postaci "Blazon Stone" i "Raging Fire".

Uśmiech na twarzy, teksty śpiewane razem

z zespołem i małe rozczarowanie nową i nijaką

w odbiorze kompozycją zatytułowaną "Stargazer".

Pozostało mieć nadzieję, że reszta kawałków z

nadchodzącej płyty będzie dużo lepsza, a tym

czasem ze sceny poleciały "Lonewolf" i "Under

Jolly Roger", przy których publiczność nieco

bardziej się ożywiła. Do końca koncertu pozostało

niewiele czasu, a kawałków z jubileuszowego

"Port Royal" jak na lekarstwo, tym bardziej,

że utworami zagranymi na bis były "Soulless" i

"Stick To Your Guns"! Wszystko to dało do myślenia,

a finału jaki nam zaserwowano nikt się

chyba nie spodziewał, bo zamiast zamykającego

występ przeboju w postaci "Conquistadores",

"Tortuga Bay", czy choćby "Prisoner Of Our

Time" dostaliśmy podziękowanie Kasparka za

WACKEN 2018 131

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!