HMP 70
New Issue (No. 70) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 190 reviews. 176 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Riot V, Grave Digger, Darkness, Necronomicon, U.D.O., Virgin Steele, Voivod, Angelus Apatrida, Seax, Nocny Kochanek, Ashes Of Ares, Crystal Viper, Crisix, Nervosa, Injector, Verni, Source, Cauldron, Night Demon, Wretch, Warfare, Destroyer 666, Vandallus, Deliverance, Thrashist Regime, Axegressor, Chastain, Stormzone, Haunt, Stormwitch, Wardance, Lord Vigo, Professor Emeritus, Iron Void, Helion Prime, Weapon UK, Elvenstorm, Droid, Hitten, Sonic Prophecy, Northward, Into Eternity, Necrytis, Mystic Prophecy, Mob Rules, Redemption, SoulHealer and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 70) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 190 reviews. 176 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Riot V, Grave Digger, Darkness, Necronomicon, U.D.O., Virgin Steele, Voivod, Angelus Apatrida, Seax, Nocny Kochanek, Ashes Of Ares, Crystal Viper, Crisix, Nervosa, Injector, Verni, Source, Cauldron, Night Demon, Wretch, Warfare, Destroyer 666, Vandallus, Deliverance, Thrashist Regime, Axegressor, Chastain, Stormzone, Haunt, Stormwitch, Wardance, Lord Vigo, Professor Emeritus, Iron Void, Helion Prime, Weapon UK, Elvenstorm, Droid, Hitten, Sonic Prophecy, Northward, Into Eternity, Necrytis, Mystic Prophecy, Mob Rules, Redemption, SoulHealer and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
Żelazna Klasyka
Iron Maiden - Seventh Son
1988 EMI
Kariera jaką Iron Maiden zrobili w latach
'80 była fenomenalna. Stworzyli niezwykle
charakterystyczny styl, każdą kolejną
płytą wspinali się coraz wyżej po
drabinie sukcesu, a z każdą kolejną trasą
koncertową stawali się coraz bardziej widowiskowi
i spektakularni. I choć żelazna
machina nawet na moment nie wytracała
impetu, to na albumach "Powerslave" i
"Somewhere In Time" można było zauważyć
oznaki wyczerpywania się formuły
maidenowego grania. Utwory jak "Losfer
Words", "Back In The Village" czy "Loneliness
Of A Long Distance Runner"
wstydu grupie wprawdzie nie przyniosły,
to zaniżały jednak poziom tych klasycznych
przecież płyt. Uważniejsi słuchacze
mieli prawo obawiać się czy na swym
siódmym albumie zespół nie zacznie ewidentnie
zjadać własnego ogona...
Steve Harris przyznawał że początkowo
nie miał pomysłu na ten album. Natchnienie
przyszło wraz z sukcesem wydanej
w 1987 roku powieści Orsona Carda
zatytułowanej "Siódmy syn", która okazała
się być na tyle inspirująca dla lidera,
że po rozmowach z resztą składu postanowił
poświęcić jej cały album. W taki
oto sposób zrodził się pomysł stworzenia
albumu koncepcyjnego. "Can I Play With
Madness", pierwszy utwór promujący album,
mógł wprawić w osłupienie. Radosny,
przebojowy, wręcz popowo melodyjny,
z gładkimi harmoniami wokalnymi i
miękkim brzmieniem gitar, do dziś jest
jednym z najpopularniejszych hitów grupy.
Jako singiel okazał się być zmyłką, bo
album ma diametralnie inny charakter.
Pierwszym sygnałem jest już intro, w którym
Dickinson snuje wyliczankę na temat
tytułowej cyfry do akustycznego akompaniamentu.
Dopiero po tym krótkim
wprowadzeniu wchodzą syntezantory
podbite potężnymi uderzeniami gitar.
Tak zaczyna się "Moonchild", do dziś jeden
z najbardziej agresywnych numerów
w dorobku zespołu, który jest tu rozpędzony
i drapieżny. Wokalista śpiewa zajadle
i w niesłychanie złowieszczy sposób,
co doskonale współgra z takim też tekstem.
Kolejny utwór, "Infinite Dreams" to
najbardziej zróżnicowany numer na płycie.
Zaintonowany "senną" harmonią gitar,
z minuty na minutę pięknie się rozkręca.
W zwrotkach panowie serwują śliczne,
wysmakowane zagrywki, by po
chwili już metalowo bujać, a w rozwinięciu
mocno poszarżować. Wspomnianemu
"Can I Play With Madness", choć stanowi
odskocznię od bardziej złożonego grania,
na pewno nie sposób odmówić klasy i wyrafinowania.
Utwór dla wielu obniżajacy
wartość tej płyty, jest jej integralną częścią,
podaną trochę na wesoło i stanowiąc
alternatywę dla poważniejszych fragmentów.
To także kolejne potwierdzenie klasy
niezawodnego tandemu Dickinson/
Smith w dziedzinie tworzenia maidenowych
hiciorów. Należy dodać że wokalista,
odsunięty od pracy nad "Somewhere
In Time", odpłaca się z nawiązką - jest
współautorem aż czterech utworów. Za
gwóźdź albumu powszechnie uważany jest
utwór tytułowy, będący jednym z najsłynniejszych
maidenowych kolosów. W
zestawieniu z kultowymi "Hallowed Be
Thy Name" czy "Rime Of The Ancient
Mariner" nie jest aż tak różnorodny, lecz
wciąga tak samo jak wymienione. Po majestatycznym
wstępie mamy marszowe
zwrotki i proste refreny, gdzie Dickinson
po prostu powtarza tytułową frazę. Cuda
dzieją się później, gdy zespół wytraca
obroty a Harris zaczyna szyć basową melodię
na tle lodowato zimnych syntezatorów
i cykania talerzy McBraina. Atmosfera
robi się podniosła, mistyczna - idealna
pod przemowę Dickinsona oznajmiającego
przyjście "siódmego syna" na świat.
Po tym fragmencie Bestia zrywa się z łańcucha
brutalnie wyprowadzajac słuchacza
z transu, a Smith z Murrayem prześcigają
się w ekspresyjnych solach na tle perkusyjnej
nawałnicy... Dave Murray, piszący
średnio jeden utwór na każdy album,
popisał się w "The Prophecy" - zaskakującym
podziałami rytmicznymi i
melodyką. Fajny efekt daje też "przekrzykiwanie
się" Dickinsona, śpiewającego
naprzemiennie w raz diabelski, a raz typowy
dla siebie sposób. Opatrzony harrisowym
wstępem "The Clairvoyant" to kolejna
huśtawka nastrojów. Motyw przewodni
jest niezwykle melodyjny i beztroski,
w dynamicznych zwrotkach robi się
jednak poważnie za sprawą rozważań na
temat życia, śmierci i spotkania ze stwórcą.
Jest tu też jeden z najbardziej porywających
refrenów Dziewicy, przy którym
podskakiwał niejeden stadion. Do bardziej
standardowych numerów należą
rozgalopowane "The Evil That Men Do" i
ostatni na płycie "Only The Good Die
Young". I choć muzycznie nie są aż tak zaskakujące
jak pozostałe, to absolutnie od
reszty nie odstają. Pierwszy z nich na długie
lata stał się koncertowym szlagierem i
faworytem łaknącej wspólnego śpiewania
publiczności, drugi niestety nigdy nie doczekał
się prezentacji na żywo - szkoda,
bo świetnie by się sprawdził w warunkach
koncertowych. Na płycie za to, stanowi
udaną refleksję i podsumowanie przesłania
albumu - "all the evil seem to live forever".
Na koniec utworu zespół wraca do
punktu wyjścia, bo akustyczne outro jest
niczym innym jak powtórzeniem otwarcia
płyty, lecz z pominięciem jednego
wersu... Zabieg ten dodatkowo podkreśla
że album jest spójnym, zamkniętym muzycznie
projektem. I faktycznie - choć na
wyrywki smakuje bardzo dobrze, to najlepiej
słucha się tego w całości. Muzyka
Iron Maiden, często niesłusznie określana
mianem "progresywnej", na tej płycie
właśnie taka jest. Zespół zdecydowanie
wykracza poza muzyczne ramy ustalone
na poprzednich albumach, a przy
tym sypie nieszablonowymi pomysłami.
Świetnym tego przykładem jest akustyczna
koda wyłaniająca się w końcówce
"The Prophecy". Fenomenalna melodia na
bazie której można byłoby stworzyć kolejną
świetną kompozycję, posłużyła tu
tylko jako wyciszenie... Do dziś pewne
kontrowersje wśród części fanów i krytyków
budzi brzmienie albumu. Dla jednych
zbyt gładkie, lekkie, ze zbyt odważnym
użyciem syntezatorów - to oczywiście
prawda. Aczkolwiek należy docenić
że Iron Maiden - w przeciwieństwie do
choćby Judas Priest z płyty "Turbo" - nie
poszli za modą, lecz modne nowinki i efekty
wykorzystali w mądry sposób by osiągnąć
sugestywny klimat. Cechy te nie mają
jednak wpływu na metalowy przecież
charakter większości utworów, co wręcz
sprzyjają kreowaniu unikalnej, chłodnej
atmosfery - adekwatnej do świetnej okładki.
Pomijając bogatsze niż wcześniej instrumentarium,
zespół pozostaje sobą.
Nic nie ujmując sześciu wcześniejszym albumom,
"Seventh Son..." to portret dojrzałego
Iron Maiden w szczytowej formie
kompozytorskiej i wykonawczej.
Piotr Iwaniec
134
ZELAZNA KLASYKA