31.03.2023 Views

HMP 70

New Issue (No. 70) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 190 reviews. 176 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Riot V, Grave Digger, Darkness, Necronomicon, U.D.O., Virgin Steele, Voivod, Angelus Apatrida, Seax, Nocny Kochanek, Ashes Of Ares, Crystal Viper, Crisix, Nervosa, Injector, Verni, Source, Cauldron, Night Demon, Wretch, Warfare, Destroyer 666, Vandallus, Deliverance, Thrashist Regime, Axegressor, Chastain, Stormzone, Haunt, Stormwitch, Wardance, Lord Vigo, Professor Emeritus, Iron Void, Helion Prime, Weapon UK, Elvenstorm, Droid, Hitten, Sonic Prophecy, Northward, Into Eternity, Necrytis, Mystic Prophecy, Mob Rules, Redemption, SoulHealer and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 70) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 190 reviews. 176 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Riot V, Grave Digger, Darkness, Necronomicon, U.D.O., Virgin Steele, Voivod, Angelus Apatrida, Seax, Nocny Kochanek, Ashes Of Ares, Crystal Viper, Crisix, Nervosa, Injector, Verni, Source, Cauldron, Night Demon, Wretch, Warfare, Destroyer 666, Vandallus, Deliverance, Thrashist Regime, Axegressor, Chastain, Stormzone, Haunt, Stormwitch, Wardance, Lord Vigo, Professor Emeritus, Iron Void, Helion Prime, Weapon UK, Elvenstorm, Droid, Hitten, Sonic Prophecy, Northward, Into Eternity, Necrytis, Mystic Prophecy, Mob Rules, Redemption, SoulHealer and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

przybycie i dwuzdaniowe pożegnanie. Chwilę

wcześniej widać było rozmowę Rolfa z siedzącym

za garami Wolpersem, co ewidentnie

świadczyło o tym, że organizator nie zgodził się

przedłużyć im czasu. Wielka szkoda, bo w taki

sposób nie powinno to wyglądać. I mimo, że

koncert całościowo był całkiem dobry, to końcowa

wpadka i brak większej ilości kawałków z

"Port Royal" - przy hucznie zapowiadanym jubileuszu

30-lecia wydania albumu - okazały się

porażką...

Drugi dzień festiwalu dobiegł dla nas końca,

choć chętni bawili się jeszcze na In Flames i

grających w okolicach 2 nad ranem Ghost. My

postanowiliśmy jednak odpocząć przed kolejnym

dniem i nabrać nieco sił na sobotnie koncerty.

Sobota - trzeci dzień festiwalu

Ostatni dzień W:O:A w teorii zapowiadał się

dość luźno, co nie zmienia faktu, że bardzo

ciekawie. Z masy zespołów grających tego dnia

na festiwalowych scenach interesowało nas

kilka kapel, które postanowiliśmy bezwzględnie

zobaczyć. Pogoda wzorem dnia poprzedniego

dopisywała aż nadto, wszędzie słońce i niewiele

chmur dających jakąkolwiek ochłodę, więc tym

bardziej cieszył fakt, że pierwszy koncert mogliśmy

przeżyć w cieniu sceny...

Wintersun, bo o nich tutaj mowa, to kolejny

band z Północy, którego występem nie sposób

było się zawieść, a nazwa grupy będąca idealnym

przeciwieństwem do skwaru lejącego się z

nieba, nie spowodowała ochłody. Chłopaki pod

przewodnictwem Jari Maenpaa dali bardzo dobry

koncert, z szybkimi riffami i wszechogarniającą

melodyką. Połączenie bardziej ekstremalnych

odmian z melancholią, harshami i bardzo

dobrymi wokalami lidera Wintersun stanowiły

o jakości granej przez nich sztuki, a mając na

uwadze ich wcześniejsze koncerty trzeba dodać,

że nadal trzymają wysoki poziom. Do tego świetne

nagłośnienie, wydobywające wszelkie szczegóły

i smaczki, dobra zabawa i radość z grania,

jaką prezentowali muzycy zostały docenione

przez wiernych fanów zespołu. Być może nie

było ich zbyt wiele jak na rozmach imprezy, jednak

dość wczesna pora ewidentnie wpłynęła

na frekwencję. Nam taki obrót rzeczy bardzo

odpowiadał i korzystaliśmy z wygodniejszych

życiowo warunków.

Podczas godzinnego koncertu Finowie wykonali

pięć utworów takich jak "Awaken From The

Dark Slumber (Spring)", "Battle Against Time",

"Sons Of Winter And Stars", "The Forest And

Weeps (Summer)", na koniec pozostawiając długaśne

"Time", będące godnym podsumowaniem

ich sztuki. Gdyby nie środek dnia, byłoby jeszcze

lepiej, a tak koncert Wintersun uplasował

się choć wysoko, to poniżej podium...

Dłuższą przerwę pomiędzy koncertami można

było wykorzystać na wiele sposobów, gdyż

Wacken Open Air obok koncertów oferowało

wiele rozrywek. Nie brakowało chętnych do

wzięcia udziału w metalowej Jodze, pokazach

ekstremalnej jazdy motorowej w "beczce", lub

wskoczenia w klimaty Wikingów, czy innego

Mad Maxa. W myśl zasady "dla każdego coś

dobrego", znalezienie odpowiedniej rozrywki

nie stanowiło najmniejszego problemu. Dobra

organizacja i brak błota ułatwiały szybkie przemieszczanie

się po terenie festiwalu. Wszędzie

Foto: Running Wild

w teorii można było zdążyć i bezstresowo powrócić

pod sceny, na których ciągle coś się działo.

Naszym kolejnym punktem w festiwalowej rozpisce

był koncert Gojira. Zawsze chętnie wracamy

do twórczości Francuzów, a sceniczne występy

z niełatwym, progresywnym stylem były

nam jak najbardziej "po drodze". Koncertowa

mieszanka zagranych w tym dniu utworów

ucieszyła chyba wszystkich fanów grupy, a przybyło

ich na prawdę dużo. Praktycznie cały plac

pod sceną zapełniony, doskonałe nagłośnienie i

różnorodność prezentowanego repertuaru charakteryzowały

tę doskonałą sztukę. Zaczęli od

nowszego, bo pochodzącego z ostatniego krążka

utworu "Only Pain", by już po chwili walić w

twarz "Heaviest Matter Of The Universe" i sięgającym

ich początków "Love". Cóż za różnorodność!

Progresywno - death metalowe zagrywki,

czyste wokale przeplatane harshami i agresją i

bardzo dobra sekcja rytmiczna łojąca ostrymi

jak brzytwa riffami. Tu nie sposób było się nudzić,

a z kawałka na kawałek koncert Gojira

stawał się coraz lepszy. Na szczególną pochwałę,

oprócz reszty chłopaków, zasługiwał tutaj

perkusista, którego technika wręcz powalała.

Ciągłe zmiany rytmu, trików i milion patentów,

były czymś niesamowitym i dość rzadko spotykanym

w takiej dawce. Spośród kilkunastu

utworów jakie zagrali podczas 75 minutowego

występu, to pochodzące z "From Mars To Sirius"

kawałki najbardziej przypadły nam do gustu.

I tak, nie zabrakło tutaj "Backbone", czy

"Flying Whales", a "Shooting Star" stanowił

chwilowe odprężenie przed mocarnym "Explosia".

Na dokładkę dostaliśmy jeszcze "Silvera" i

"Vacuity", które kończyły świetny występ Francuzów...

Chwila odpoczynku i za około półtora godziny

ponownie zameldowaliśmy się pod Faster Stage,

gdzie swoje show kawałkiem "The World Is

Yours" rozpoczynali Arch Enemy. Tu nie było

miejsca nawet na odrobinę fuszerki, czy jakichś

opóźnień, bo Szwedzi (obecnie w barwach międzynarodowych)

jak wiadomo, to doskonała

koncertowa maszyna. Praktycznie od razu

wskoczyli na wysokie obroty, nie potrzebowali

2-3 kawałków, żeby osiągnąć maksimum swoich

możliwość, udowadniając genialne zgranie i profesjonalizm.

"Ravenous", "War Eternal", "My

Apocalypse", których wykonania miażdżyły system,

wprowadziły nas w świetny nastrój, dodając

dreszczyku emocji. Co za gitary! Co za mistrzowskie

brzmienie! To, jak doskonale współpracowali

ze sobą Amott i Loomis trudno

ubrać w słowa. Mało powiedzieć, że ich gra to

wirtuozeria, a obecnie z pewnością pretendują

do miana najlepszego duetu gitarowego. Ostre

riffy, perfekcyjna technika i znak rozpoznawczy

Arch Enemy w postaci klimatycznych zwolnień

i melodii - tego nie mogło tutaj zabraknąć. Człowiek

co rusz łapał się na tym, na kogo lepiej patrzeć,

czy na grę Michaela, czy jednak na Jeffa

robiący cuda ze swoją gitarą?!

Czas mijał szybko, kolejne kawałki wystrzeliwały

z głośników, a "You Will Know My Name",

"Bloodstained Cross", czy "As The Pages Burn"

pokazywały na jak wysokim poziomie operuje

dzisiejsze Arch Enemy. Mieszanka starych numerów

sięgających czasów Angeli Gossow, z

nowszymi, za których wokale odpowiada Alissa

White-Gluz, sprawdzała się wzorowo, a drobniutka

wokalistka udowadniała, że lepszych

growli w świecie kobiet nie uświadczysz. Energią,

jaką dysponuje przy tym wszystkim ta niesamowita

dziewczyna, można by obdzielić kilku

muzyków. Zmiany stron, wyskoki, ciągłe przemieszczanie

się po scenie, przy zachowaniu jakości

wokaliz, były nie do przecenienia.

Pod koniec wiadomo już było, że koncert Arch

Enemy z przytupem wyląduje w czołówce najlepszych

występów na Wacken 2018. Prawdę

powiedziawszy, można to było przewidzieć,

choć wykluczyć niespodziewanego nie było

sposobu. Po "Avalanche", solo gitarowym Loomisa

i kończącym koncert "Nemesis" werdykt

mógł być tylko jeden - Mistrzostwo Świata!!

Jedna, jedyna rzeczy, która raziła w oczy, choć

całkowicie niezależnie od zespołu, to dmuchane

fallusy i sztuczne lale przelatujące co rusz przez

publikę. Niestety, tak to już jest, jak chwilę

wcześniej do sceny dorwą się klauny ze Steel

Panther, z ich inteligentnymi fanami. Wysoki

poziom intelektualny, jaki prezentują wyżej wymienieni,

wprost koresponduje z wnoszonymi

przez nich rekwizytami...

Emocje i wielka frajda po tak dobrym koncercie

nie zdążyły jeszcze opaść, a już kwadrans pó-

132

WACKEN 2018

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!