HMP 70
New Issue (No. 70) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 190 reviews. 176 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Riot V, Grave Digger, Darkness, Necronomicon, U.D.O., Virgin Steele, Voivod, Angelus Apatrida, Seax, Nocny Kochanek, Ashes Of Ares, Crystal Viper, Crisix, Nervosa, Injector, Verni, Source, Cauldron, Night Demon, Wretch, Warfare, Destroyer 666, Vandallus, Deliverance, Thrashist Regime, Axegressor, Chastain, Stormzone, Haunt, Stormwitch, Wardance, Lord Vigo, Professor Emeritus, Iron Void, Helion Prime, Weapon UK, Elvenstorm, Droid, Hitten, Sonic Prophecy, Northward, Into Eternity, Necrytis, Mystic Prophecy, Mob Rules, Redemption, SoulHealer and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 70) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 190 reviews. 176 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Riot V, Grave Digger, Darkness, Necronomicon, U.D.O., Virgin Steele, Voivod, Angelus Apatrida, Seax, Nocny Kochanek, Ashes Of Ares, Crystal Viper, Crisix, Nervosa, Injector, Verni, Source, Cauldron, Night Demon, Wretch, Warfare, Destroyer 666, Vandallus, Deliverance, Thrashist Regime, Axegressor, Chastain, Stormzone, Haunt, Stormwitch, Wardance, Lord Vigo, Professor Emeritus, Iron Void, Helion Prime, Weapon UK, Elvenstorm, Droid, Hitten, Sonic Prophecy, Northward, Into Eternity, Necrytis, Mystic Prophecy, Mob Rules, Redemption, SoulHealer and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
"Diary Of A Madman". Oczywiście cieszy,
że pięciu panów w średnim wieku
wciąż chce grać mocnego rocka, a nie
jakąś tamtejszą odmianę disco polo czy
muzyki biesiadnej, ale przy tak obecnie
zatłoczonej metalowej scenie powinni
skończyć co najwyżej na koncertach w
pubach. I nie chodzi o to, że Wrestling
nie potrafią grać, bo nie brakuje na
"Ride On Freaks" niezłych utworów,
ale nieporozumieniem jest Tommi Saha,
brzmiący niczym parodia Ozzy'ego
i nadużywający jakieś parateatralnej
maniery - "Let's Get Born", "Beyond The
Limits" czy swoista parafraza przeboju
Kim Wilde "Kitsch In America" nagrane
z udziałem wokalisty z prawdziwego
zdarzenia zabrzmiałyby na pewno o kilka
klas lepiej. (1,5)
Wojciech Chamryk
Zero Down - Larger Than Death
2018 Minotauro
"Rok 1982. Amerykański zespół Zero Down
wydaje piąty album studyjny. "Larger Than
Death" to 10 nowych kompozycji, blisko 36
minut rasowego metalu na najwyższych obrotach".
I zgadza się tu wszystko za wyjątkiem
daty z pierwszego zdania, bowiem
"Larger Than Death" ukazał się
w sierpniu tego roku, a zespół istnieje
raptem od 16 lat. W niczym im to jednak
nie przeszkadza grać niczym za czasów
świetności gatunku, a czerpią przy
tym zarówno z hard rocka, podbijającego
radiowe play-listy AOR, hard'n'heavy
czy NWOB HM, proponując uroczo
staroświecką, ale wciąż pełną werwy i
życia, mieszankę firmową made by Zero
Down. Mark "Hawk" Hawkinson
wrzeszczy więc niczym młody Udo
Dirkschneider albo wchodzi w najwyższe
rejestry, gitarzyści wycinają siarczyste
riffy i nie szczędzą ognistych
solówek, unisona też stosują nader chętnie,
bas jest akuratny i metalicznie
brzmiący, a bębny surowe i konkretne -
od razu przypominają się dawne czasy,
kiedy takie granie nie było żadnym oldschoolem,
ale czymś nowym i porywającym.
Teraz to już vintage, ale jakże
przyjemne dla ucha, zasługujące na: (4)
Wojciech Chamryk
Destruction - Sentence Of Death
2017/1984 High Roller
"Nie zaufam kapłanom Dziewicy. Nie
pokocham Chrystysa. Mistrzem moim
Diabeł będzie". Tak, w osobliwy
sposób, Schmier oznajmia swoje credo
światu w roku 1984. Ten manifest
nie był dla metalu niczym nowym,
wszak od kilku lat wygłaszali go jadowici
kaznodzieje z Newcastle. "Sentence
of Death" stanowi jednak otwarcie
nowej epoki pod względem
muzycznym. Przed nim, miedzy Renem
a Odrą, nikt nie grał tak brutalnie
i diabelsko. Tu stworzono kanon
niemieckiego speed/thrashu: Szybko,
brudno, atomowo i z pogłosem. O tej
scenie napisano już tomy. Przymiotnik
speed pada tu nieprzypadkowo -
tak się w 1984r. określało zarówno
Sodom jak i Destruction. Tommy
ma trudności z uderzaniem równo w
raid. Prymitywną linię basu, jak przystało
na debiutujący zespół, ledwo
słychać. I co z tego skoro z każdej gitarowej
nuty zieje piekłem? To głos, a
raczej krwawy charkot, stanowi o ówczesnej
niszczycielskiej sile Schmiera.
Tu stworzono matrycę, którą odbijać
będą inni niemieccy krzykacze.
No i Sifringer. Palce tego malca nie
mogą ustać w jednym miejscu, powtarzają
dany takt w różnych konfiguracjach,
wszystko w olbrzymim tempie i
z charakterystyczną już wtedy wibracją.
Widać ten styl zwłaszcza w napisanym
później "Black Mass". Solówki?
To kolejna cecha wielu europejskich
zespołów thrashowych - ich popisy,
choć żywiołowe i spontaniczne,
są generalnie bardziej melodyjne od
riffowej i wokalnej agresji. Melodie,
linie wokalne na "Sentence of Death"
wciąż inspirowane są punkiem - choćby
przebój "Total Desaster". Ale każdy
z nas wie, że nie jest to już żaden
metal/punk czy HC - za dużo tu diabła
i technicznego wyszkolenia. Tu
się strzela ze Schmeisera w.z. 666, a
nie rzuca koktajlem Mołotowa. Kanon.
Podawać razem z "In the sign of
Evil" i "Endless Pain". (5,5)
Destruction - Infernal Overkill
2017/1985 High Roller
Czemu tak mało? Czemu trupia łapa
z okładki sięga tylko po skromne 4?
Zastanawiam się już kilka dekad. Na
pewno nie jest to wina samego Sifringera.
Facet dalej nie może usiedzieć
spokojnie, cały czas atakuje, miażdży,
palce latają szybko nawet przy kawałkach
gdzie ogólne tempo nabijane
przez gary jest dość średnie. Mostki
wzorowane na wczesnym Iron Maiden
i solówki wciąż dystansujące resztę
niemieckiego thrashu - tu w stosunku
do poprzednika mamy do czynienia
z warsztatowym postępem.
Schmier wrzeszczy lepiej, konsekwentniej,
bardziej choro i dorośle. To
o co chodzi? Czynników jest wiele,
każdy z osobna nie stanowi problemu,
ale razem tworzą pewnego rodzaju
hamulec, niepozwalając się temu
albumowi należycie rozpędzić i mordować.
Cofnięcie basu zaczyna drażnić,
zwłaszcza gdy samotny Mike
przed dłuższy czas gra wyżej ("Death
Trap" 3:53 - 4:10). Destruction zwolnili.
Nie gitarowo, ale perkusyjnie -
wyobraźcie sobie "Invincible Force" z
Ventorem. Tommy jest schematyczny,
może celowo kazano mu zrobić
miejsce dla gitarowej ściany Sifringera.
Do tego Schmier swoje teksty zaczyna
wypowiadać, zamiast się drzeć.
Podobnie robił Cronos na "At War
With Satan" dwa lata wcześniej, wyszło
mu jednak lepiej. Oto bariery.
Aby zaś nie być gołosłownym: Dlaczego
taki "Bestial Invasion", z resztą
jeden z szybszych kawałków na dwójce,
w wersji koncertowej brzmi bardziej
żywiołowo? Porównajcie wokal i
dynamikę. "Infernal Overkill" ma
oczywiste atuty - motoryczne riffy,
demoniczny nastrój widoczny zwłaszcza
w "The Antichrist" czy refrenie
"Black Death". Destruction nie boi
się długich, jak na owe czasy, utworów.
Chorowita narracja Schmniera
tworzy tu cuchnącą zgnilizną atmosferę.
"Thrash Attack" porywa harmoniami
i mistrzowskim dopasowaniem
riffow, które pochwaliłby sam feldmarszałek
Hannemann. Dwójki słucha
się przyjemnie, tylko duszno tu
strasznie. (4)
Destruction - Eternal Devastation
2017/1986 High Roller
Nie wiem kim jest facio od miksu.
Nawet za dożywotnie wejście na festiwal
Keep it True nie dam się przekonać,
że gitary na "Eternal Devastation"
brzmią dobrze. To nie jest żaden
podziemny czarci kult, żadna
estetyka brudu, którą wielbi każdy
fan wczesnego thrashu. Za dużo tu
bzyczącego pudła rodem z domu kultury.
Jest to na pewno duży minus
dla zespołu z już ugruntowaną pozycją.
Nie mogłem się do tego brzmienia
przez długie lata przekonać, zwłaszcza,
że słuchałem ze zjechanego "taktowskiego"
pirata, z obowiązkowo
poprzestawianą kolejnością utworów.
To mdłe brzmienie przeszkadza też z
innego powodu: Mike był wówczas
na etapie, który musi przejść każdy gitarzysta
- czyli pokazania światu, że
jest w stanie zagrać dużo trudnych i
szybkich riffów. Takie podejście wymaga
jednak aby brzmienie było potężne
i w miarę klarowne. Aby zweryfikować
moje słowa wystarczy posłuchać
jak kawałki z tej płyty brzmią na
nagraniach koncertowych. Szczęście
w nieszczęściu, spod tej cienkiej gitarki
wydobywa się bas. I od razu robi się
żywiej, potężniej niż na "Infernal
Overkill". Na początku uderza marszowy
rytm do "Curse The Gods". Pogłos
dodany do wrzasków Schmiera
dodaje tej płycie przestrzeni, linie wokalne
też bardziej zróżnicowane, swobodne.
W ogóle więcej tu się dzieje.
Frazy krótsze i bardziej treściwe. Posłuchajcie
tylko kontrastu miedzy
zwrotką a refrenem w "Eternal Ban".
Koniec końców "Eternal Devastation"
jest płytą bardziej przebojową,
jeżeli można w ogóle w niemieckim
thrashu używać tego terminu. "Eternal
Ban", "Curse the Gods" to wizytówki,
których nie może zabraknąć na
żadnym gigu. Ale taki "Confused
Mind", gdzie riff jest dokładnym odbiciem
linii wokalnej, też radzi sobie
dobrze. Uwaga. Koniec z diabłem w
tekstach. Nie wiem czy to na skutek
znudzenia tematem czy wyczuciem
rynku, na którym zianie ogniem przestało
się akurat, na jakieś 5 lat opłacać.
Nie znaczy to oczywiście, że Destruction
zaczyna śpiewać o problemach
młodego człowieka czy rozpadających
się związkach. "Life Without
Sense" opowiada o chorym, sparaliżowanym
facecie, podłączonym do aparatury
medycznej, poniewieranym
przez konowałów. "Eternal Ban" to
hymn na część metalowców i na pohybel
muzyce pop. W "United By
Hatred" germańscy wojownicy biją w
Lesie Teutoburskim legiony Oktawiana
Augusta. (4)
Destruction - Mad Butcher
2017/1987 High Roller
Dziwna sprawa z datą wydania tego
MLP. Oficjalnie podaje się rok 1987,
ale na ebayu, w opisach winyli widnieje
często data 1986. Trzymajmy się
tej pierwszej, częściej spotykanej wersji.
To najlepiej dotąd wyprodukowana
płyta Destruction. Mamy pulsujący
bas, potężne gitary i werbel -
166
RECENZJE