31.03.2023 Views

HMP 70

New Issue (No. 70) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 190 reviews. 176 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Riot V, Grave Digger, Darkness, Necronomicon, U.D.O., Virgin Steele, Voivod, Angelus Apatrida, Seax, Nocny Kochanek, Ashes Of Ares, Crystal Viper, Crisix, Nervosa, Injector, Verni, Source, Cauldron, Night Demon, Wretch, Warfare, Destroyer 666, Vandallus, Deliverance, Thrashist Regime, Axegressor, Chastain, Stormzone, Haunt, Stormwitch, Wardance, Lord Vigo, Professor Emeritus, Iron Void, Helion Prime, Weapon UK, Elvenstorm, Droid, Hitten, Sonic Prophecy, Northward, Into Eternity, Necrytis, Mystic Prophecy, Mob Rules, Redemption, SoulHealer and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 70) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 190 reviews. 176 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Riot V, Grave Digger, Darkness, Necronomicon, U.D.O., Virgin Steele, Voivod, Angelus Apatrida, Seax, Nocny Kochanek, Ashes Of Ares, Crystal Viper, Crisix, Nervosa, Injector, Verni, Source, Cauldron, Night Demon, Wretch, Warfare, Destroyer 666, Vandallus, Deliverance, Thrashist Regime, Axegressor, Chastain, Stormzone, Haunt, Stormwitch, Wardance, Lord Vigo, Professor Emeritus, Iron Void, Helion Prime, Weapon UK, Elvenstorm, Droid, Hitten, Sonic Prophecy, Northward, Into Eternity, Necrytis, Mystic Prophecy, Mob Rules, Redemption, SoulHealer and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

którego dochodzą krótkie, molowo

brzmiące riffy z fazerem. Ten trwający

półtorej minuty wstęp przeistacza się w

"Nightwing". Pierwsza rzecz jaką można

zauważyć to dość średnie wokalizy (o ile

nie kiepskie) w wysokich rejestrach i

bardziej nowoczesne brzmienie gitar,

które okrasza dość ograne riffy. Przy kolejnym

utworze, "The Wolf" możemy

dodać do tego użycie chórków i użycie

urozmaiconych form wokalnych - m.in

monosylaby okraszające refren. Przy

tym, jeśli prześledzimy skład zespołu, to

zauważymy, że nazwa utworu nie jest

tak do końca przypadkowa. Po dość

przeciętnym wstępniaku "The Wolf" wydaje

się całkiem dobrym utworem. Następnie

mamy "Inside this House", co jest

idealnym momentem, by stwierdzić

czym jest gatunkowo ta muzyka. A jest

to heavy z elementami thrashu i groove

metalu - chociaż elementów tego drugiego

jak dla mnie więcej. Następnie

mamy "The Spirit White", które z

początku trochę zalatuje King Diamond

przemieszanym z thrash metalem.

Solówka na tym jest okropnie zmiksowana.

Wokalizy refrenu i niektóre

riffy to jest jakiś żart - chociażby na 4

minucie. Dalej. "Medusas Island" to

chyba ten moment by opowiedzieć o

tym co przypomina mi ten zespół. No

trochę takie rozwodnione thrashem

Mercyful Fate połączone z Panterą.

Znowu monosylabowe chórki. The Gathering.

Czas coś powiedzieć o pozycjonowaniu.

Perkusja zaczyna na tym

utworze mnie wkurwiać. O ile sama technika

jest w miarę, tak powtarzalność

motywu oraz wystawienie jej na sam

przód sprawia. że zaczyna po prostu

drażnić. I nawet mi tu proszę nie pierdolić,

"że to metal ziomek, hehe nie

bądź cipa". Jestem odbiorcą tej muzyki,

chcę się wczuć w muzykę, w sytuację, w

której opowiada mi podmiot liryczny, a

nie w jednostajne, płaskie "tuca tuca"

przy średniej imitacji wokaliz Kima

Bendixa Petersena. Brzmienie poprawia

się na kolejnym utworze "Never

Again", aczkolwiek jest to utwór, który

jest prosty i odtwórczy. Wprowadza jakąś

różnorodność na tym albumie, to

prawda, bo jest utrzymany w wolniejszym

niż wcześniejsze utwory tempie.

"Walk in Hell". Kolejny utwór, thrash w

średnim utworze. Dalej. "Vatika". Typowe

schematy grane w thrashu, amerykańska

szkoła. "She Awakes" - instrumentalne

outro, nic nadzwyczajnego.

Vatika wydała album, który wydaje mi

się, miał być czymś bardziej jak thrashowe

Judas Priest. Wyszedł trash.

Oklepane motywy, średnie wokalizy,

wkurwiające, repetytywne chórki. To

jest jeden z tych albumów, do których

się wręcz zmuszałem. Najlepszy utwór?

"The Wolf". Ode mnie (2,4). Mam prośbę:

dokooptujcie wokalistę z prawdziwego

zdarzenia, przestańcie grać riffy na

pustych strunach i używać oklepanych

rytmik. Do tego zatrudnijcie kogoś, kto

umie w produkcję dźwiękową. I jedna,

taka zajebiście ważna zasada: nadużywanie

jakiegoś środka stylistycznego

sprawia, że on traci moc. Dlatego jedna

siarczysta kurwa wypowiedziana w

środku błyskotliwego monologu ma o

wiele mocniejszą siłę przebicia niż mięsny

dialog ludzi, którzy zapomnieli, do

czego wulgaryzmy służą. A bym zapomniał

o tematyce i lirykach. Z tego co

udało mi się zrozumieć to: koszmary,

emocje, grecka mitologia (interpretacja

mitu o Perseuszu). Drodzy Szwedzi z

Vatika, niech wasze "Never Again" nie

będzie prorocze w stosunku do waszej

zdolności do tworzenia kolejnych albumów.

Vandallus - Bad Disease

2018 Pure Steel

Jacek Woźniak

Ekipa z Cleveland dowodzona przez

braci Vanek prezentuje swoją drugą

płytę. "Bad Disease" wyszło na światło

dzienne dzięki wytwórni Pure Steel Records.

Zespół ten został powołany

przez członków Midnight, jednak wiele

wspólnych mianowników ze wspomnianym

zespołem tutaj nie znajdziemy.

Pierwsze, co widzimy to okładka, która

ma za zadanie przyciągnąć wzrok męskiej

części słuchaczy. Jaka jest, każdy

widzi i trzeba przyznać, że zdradza

rockendrollowe podejście chłopaków do

życia. Brzmienie samo w sobie jest dość

gładkie, ale idealnie pasuje do muzyki

Vandallus. Sama muzyka jest idealnie

zbalansowanym połączenie wpływów

hardrocka lat 70-tych oraz rodzącego się

wówczas heavy metalu z lat 80-tych.

Zresztą członkowie zespołu sami nie

ukrywają tych inspiracji. "Bad Disease"

wypełnia 9 utworów, w których można

wyczuć wpływy takich kapel jak Thin

Lizzy, Diamond Head, Riot, wczesny

Saxon czy Cacumen. Rozpoczyna radosny

rockendroll w postaci "Infected".

Nieco wolniejsze tempo znajdujemy w

kolejnym "Trash Talkn'". Utwór ten

szczególnie zapada w pamięć szczególnie

poprzez harmonie wokalne w refrenie.

Warto jeszcze wyróżnić "Heart

Attacker" i "Shock", które są idealne do

grania na żywo. Jest też typowo hardrockowy

hymn pod tytułem "Shake

Down". Cały album ma w sobie sporo z

ducha przełomu lat 70-tych i 80-tych,

gdy część muzyki hardrockowej przeradzała

się w gatunek zwany heavy metalem.

Nawet ilość utworów nawiązuje do

tamtych czasów. Należy się tylko cieszyć,

że w roku 2018 ktoś jeszcze chce

tak grać. I dobrze mu to wychodzi. (4)

Verni - Barricade

2018 Mighty Music

Bartłomiej Kuczak

Verni, Verni... Brzmi znajomo, ale jakoś

dziwnie... Mam, toż to album basisty

Overkill, ale firmowany samym

nazwiskiem, bez poprzedzającego go

D.D. Muszę przyznać, że nieźle mnie tą

płytą zaskoczył, bo solowy debiut po 40

latach kariery, naznaczonej przecież nie

tylko współtworzeniem jednej z legend

amerykańskiego thrashu, ale też pobocznego

zespołu The Bronx Casket Co,

nie jest czymś częstym. Jak jednak widać

dochodzi czasem do sytuacji zaskakujących,

a Verni oddaje na tej "Barricade"

hołd swym obu muzycznym miłościom,

punkowi i metalowi. Słuchanie

obu tych gatunków w latach 70. nie

było czymś częstym, szczególnie w

USA, ale u niego zawsze układało się to

jakoś bardzo harmonijnie, zaś po etapie

punkowego The Lubricunts przyszła

pora na Overkill, podobnie jak inne

wczesne kapele thrashowe czerpiący też

z punka. Mamy go więc na "Barricade"

sporo, ale to granie bliższe Green Day

niż wczesnym fascynacjom lidera, jak

choćby The Misfits czy The Dead

Boys, bardziej melodyjne i wygładzone.

W sumie bardziej podobają mi się te

mocniej brzmiące, już typowo metalowe

utwory jak "(We Are) The Broken Ones"

czy "Off My Leash", są też ciekawostki.

Co prawda ballada "We Were Young" to

totalna zżynka z "My Oh My" Slade, a

i jakieś nawiązania to "Hey Jude" The

Beatles też tu mamy, ale już "Night Of

The Swamp King" to prawie sześć minut

country, southern i klasycznego rocka,

potwierdzającego wszechstronność Verniego

jako kompozytora. Zaszalał on

też w kwestii obsady instrumentalnej,

bo jak za większość podstawowych partii

wokalnych, basowych i gitarowych

odpowiada sam, a perkusję nagrał Ron

Lipnicki (ex Overkill), to gościnnie na

"Barricade" grają jeszcze: Jeff Loomis

(Arch Enemy), Mike Romeo (Symphony

X), Jeff Waters (Annihilator),

Angus Clark (Trans Siberian Orchestra),

Bruce Franklin (Trouble), Mike

Orlando (Adrenalin Mob), Steve Leonard

(Almost Queen) i Andre Karkos

(Dope), tak więc pewnie ich fani też

zechcą posłuchać tej płyty. (4)

Voivod - The Wake

2018 Century Media

Wojciech Chamryk

"The Wake" jest albumem, który mnie

zbytnio nie zaskoczył. O ile grafika

okładki jest swoista, tak jest to coś,

czego mógłbym się spodziewać po tym

zespole, mając na uwadze także poprzedni

pełny album, "Target Earth" lub ich

EPkę, "Post Society". I wydaje mi się,

choć nie jestem tego pewny, że "The

Wake" jest podobny do wcześniej wymienionych

albumów. Myślę, że jeśli

miałbym krótko go streścić, to bym napisał,

że jest to podsumowanie działalności

Voivod na albumach takich jak

"Dimension Hatröss" czy "The Outer

Limits". I prawdę powiedziawszy, jeśli

jesteś fanem Voivod, to wydaje mi się,

że już zapoznałeś się z najnowszym albumem

i wyrobiłeś swoją opinię. Ja niestety

nie jestem fanem Voivod, jednak

z pewnością mogę docenić "The Wake",

który posiada bardzo wyważone brzmienie,

w którym wszystkie instrumenty

zajmują odpowiednie miejsce, oczywiste

dla Voivod riffy oparte między innymi

na trytonach, melodyjny głos Denisa

Bélangera czy wyrazisty chropowaty

bas. Jeśli ktoś pamięta Voivod tylko z

ich debiutu czy albumu "Rrröööaaarrr",

bądź też nawet "Killing Technology",

to najpewniej się zawiedzie. Jest to bardziej

progresywny metal, niż thrash

metal (nawet w tym bardziej technicznym

podejściu). Sam album bardzo

ładnie łączy kolejne utwory, używając

efektów dźwiękowych, suspensu. Jednakże

start kolejnego utworu jest tu

wyraźnie zaznaczony. Aczkolwiek nie

jest to poziom, który osiągnęła Metallica

na swoim "Ride The Lightning". Instrumentarium

na tym albumie, poza gitarami

i perkusją zawiera również smyczki,

które w unikatowy sposób wieńczą

ten album, na utworze "Sonic Mycelium".

Jednak, w mojej skromnej opinii,

nie jest to kolejna rewolucja, a raczej

ewolucja. Ewolucja udana, szczególnie

jeśli porównać na szybko brzmienie

"Target Earth" z "The Wake". Tematyka

albumu? Samotność, media społecznościowe,

problemy społeczne, miejsce

człowieka w świecie przedstawionym,

dalsza przyszłość świata. Oceny

nie daję, nie czuję się na sile by to robić,

jednak mam o tym albumie pozytywne

zdanie. Jeśli jesteś w prog metal, to jak

najbardziej. Jeśli w techniczny thrash,

to również, chociaż tu nie uświadczysz

prędkości, takiej jaka była na pierwszych

albumach Coroner, czy tego

szaleństwa, z którego znamy Watchtower.

W każdym razie, zapraszam na

kanał Youtube Century Media Records,

tam są wrzucone teledyski do

utworów "Obsolete Beings", "Iconspiracy"

oraz "Always Moving". Tak brzmi ten

album. Zresztą przyznacie, że jest on

specyficzny, tak bardzo jak specyficzny

jest Voivod po "Killing Technology".

Jeśli miałbym do czegoś to porównać, to

chyba bym to porównał do Primusa.

Ale byłoby to porównanie bardzo niedokładne

i odnoszące się do samej specyficzności.

War Dogs - War Dogs

2018 Self-Released

Jacek Woźniak

War Dogs to młody hiszpański zespól,

który oddany jest tradycyjnemu heavy

metalowi. Ich oldschoolowe granie

umieszczone jest gdzieś pomiędzy

heavy metalem a speed metalem. Przynajmniej

tak to wygląda na debiutanckiej

EPce "War Dogs". Te sześć kompozycji,

to sześć różnorodnych spojrzeń

na tę samą tematykę. Hiszpanie dowodzą,

że mają pewną wyobraźnie oraz, że

pomysły na takie granie też mają. Przeważają

kawałki szybkie, zwarte, bezpośrednie,

szczere, szorstkie i dość brudne

w wymowie. Tak przynajmniej jest w

pierwszych czterech utworach, zdaje się,

że w tym wypadku przeważa speed metal,

chociaż taki "Immortal's Lament"

zdaje się bardziej ciążyć ku heavy metalowi.

Pojawiają się jednak pewne odskocznie,

tak jak w bardziej hard rockowym

"Rampage", czy bardziej epickim

"To Live To Fight Another Day". Niestety

na debiucie War Dogs jest sporo braków.

Pierwszym i najbardziej rzucającym

się w uszy to produkcja i brzmienie.

Współcześnie, nawet dema brzmią

bardzo dobrze. Natomiast EPka War

Dogs brzmi jak takie sobie demo z lat

90. zeszłego wieku. Produkcja ujawnia

też braki albo w warsztacie Hiszpanów

albo w niedoróbkach przy pisaniu kawałków.

Jak się przysłuchacie to zorientujecie

się, co jest na rzeczy. Nie wypa-

164

RECENZJE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!