31.03.2023 Views

HMP 70

New Issue (No. 70) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 190 reviews. 176 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Riot V, Grave Digger, Darkness, Necronomicon, U.D.O., Virgin Steele, Voivod, Angelus Apatrida, Seax, Nocny Kochanek, Ashes Of Ares, Crystal Viper, Crisix, Nervosa, Injector, Verni, Source, Cauldron, Night Demon, Wretch, Warfare, Destroyer 666, Vandallus, Deliverance, Thrashist Regime, Axegressor, Chastain, Stormzone, Haunt, Stormwitch, Wardance, Lord Vigo, Professor Emeritus, Iron Void, Helion Prime, Weapon UK, Elvenstorm, Droid, Hitten, Sonic Prophecy, Northward, Into Eternity, Necrytis, Mystic Prophecy, Mob Rules, Redemption, SoulHealer and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 70) of Heavy Metal Pages online magazine. 68 interviews and more than 190 reviews. 176 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Riot V, Grave Digger, Darkness, Necronomicon, U.D.O., Virgin Steele, Voivod, Angelus Apatrida, Seax, Nocny Kochanek, Ashes Of Ares, Crystal Viper, Crisix, Nervosa, Injector, Verni, Source, Cauldron, Night Demon, Wretch, Warfare, Destroyer 666, Vandallus, Deliverance, Thrashist Regime, Axegressor, Chastain, Stormzone, Haunt, Stormwitch, Wardance, Lord Vigo, Professor Emeritus, Iron Void, Helion Prime, Weapon UK, Elvenstorm, Droid, Hitten, Sonic Prophecy, Northward, Into Eternity, Necrytis, Mystic Prophecy, Mob Rules, Redemption, SoulHealer and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Prawdopodobnie było to amerykańskie

melodyjne hard'n'heavy w stylu schyłkowych

lat osiemdziesiątych. Bardzo

wtedy popularne i bardzo mocno eksploatowane

przez duże wytwórnie. Co

niestety okrutnie spłyciło ten styl muzyczny.

W owych latach wielu znanych

muzyków zawiązywało zespoły, przygotowywało

materiał na płytę, wydawali ją

i przepadali. Taki schemat prawdopodobnie

związany był z tęsknotą za minionymi

latami, gdzie swego czasu jak

coś chwyciło, to każda ze stron mogła

"rozbić bank". Tak jakby nikt nie zauważył,

że zainteresowania fanów zmieniają

się, każda taka nowa propozycja

muzyczna stawała się coraz bardziej

miałka oraz naszpicowana schematami,

ogólnie brakowało zdrowego spojrzenia

na takie granie, a zarazem większej oryginalności

i kreatywności muzycznej, w

dodatku sam biznes również ulegał korozji.

O dziwo ten system, można nadziać

się jeszcze teraz, a co najgorsze

biorą w nim jeszcze muzycy owej minionej

epoki, tak jakby niczego się nie nauczyli

albo nie potrafili być krytyczni

wobec tego co robią, zachwycając się jedynie

nad swoją zajebistością. Niestety

w taki schemat wpadł wtedy również zespół

Boba Kulicka. Chociaż na "II:

Now More Than Ever" znalazło się

kilka kompozycji we wczesnych stadiach

przygotowawczych (po prostu jakaś

wersja demo), które już w stanie

ostatecznym stanowiły zawartość "No

Bones About It". I trzeba przyznać, że

takie "Living On The Edge", "King Of

The Night", "Head Over Heels" a nawet

"Little Black Book" mają potencjał i niosą

znamiona pewnej swoistej indywidualności,

wyróżniającej się w ówczesnym

zalewie hard'n'heavy. Także jak ktoś

szaleje za takim graniem to namawiam

aby zainteresował się ich albumem "No

Bones About It". Te wszystkie wersje

demo kawałków znanych z debiutu wypełniają

sporą część drugiego dysku "II:

Now More Than Ever". Jednak zdecydowana

większość utworów tego wydawnictwa

(37 kompozycji) stanowią songi,

które były pisane z myślą o drugiej

płycie długogrającej. Nie można więc

zarzucić Bobowi i jego zespołowi, że

nie byli zaangażowani w projekt, że obijali

się. Choć większości z tych kompozycji

można przypisać sztampę i stereotypowość,

to z pewnością nie można odmówić

im dużej dozy solidności, kultury

muzycznej i utrzymania dobrego poziomu.

Niemniej to za mało nawet na

dzisiejsze czasy gdzie takiego grania jest

dużo mniej niż wtedy, w końcu lat 80. i

na początku lat 90. Na moje ucho, na

plus troszeczkę odstaje melodyjny i

przebojowy "Three Words Away". Reszta

stanowi przyzwoity blok hard'n'

heavy i nic poza tym. Oczywiście jak to

w wypadku tych zespołów muzycy wyróżniają

się świetnym warsztatem i nie

tylko chodzi o Boba Kulicka. Skull i

muzyka stworzona pod tym szyldem, to

teraz ciekawostka, a także bogactwo dla

najbardziej fanatycznych zwolenników

hard'n'heavy i to dla nich właśnie jest

"II: Now More Than Ever". Tym bardziej,

że HNE Recordings płytę przygotowali

bardzo solidnie, tak, jak to mają

w swoim zwyczaju. Bo to nie tylko

ogromna porcja muzyki audio ale także

ciekawie przytoczona historia, tym

razem przez Malcolma Dome. Poza

tym wytwórnia ta przypomniała inne

zespoły, z którymi Bob Kulick chciał

przebić się w latach 90. czyli wydała również

płyty kapel Murderer's Row i

Blackthorne. Ale wiadomo, oprócz problemów

opisanych powyżej, w tych latach

panowało niepodzielnie grunge,

więc nie tylko Bob Kulick nie miał w

ogóle szansy.

Strana Officina - The Faith

2018/2007 Jolly Roger

\m/\m/

"The Faith" to pierwszy studyjny album

wydany w 2007 roku przez My Graveyard

po reaktywacji tej ikony włoskiego

heavy metalu. My Graveyard Productions

to swego czasu solidna wytwórnia,

która ciekawie rozbudowywała swój

katalog. Miała też minusy. Jednak niezależna

firma fonograficzna ze względu

na swój status ma zawsze pełno ograniczeń.

Jednym z nich jest fakt, że czasami

nie trafia do wszystkich, do których

powinna trafić. W czasie wydania

"The Faith" nie trafiła do naszej redakcji,

a z czasem w ogóle przepadła. Podejrzewam,

że do wielu z was ten krążek

też nie trafił. Ze względu, że My Graveyard

dawno zakończyło swoja egzystencje,

nie było szansy aby w łatwy

sposób dotrzeć do tego albumu. Z pomocą

przyszła inna włoska wytwórnia

Jolly Roger, której po ponad dekadzie

udało się wydać ponownie ten krążek.

Trochę popracowano nad dźwiękiem,

prościej, przeprowadzono remaster i

wydano go ponownie. Ogólnie powrót

Strana Officina nie powala, jednak nie

można powiedzieć, że to jakaś wpadka,

nieporozumienie itd. Nie, to nie tak.

Włosi przygotowali bardzo solidny album,

który jest mocno osadzony w e-

uropejskim heavy metalu lat 80. W muzyce

Włochów odnajdziemy wpływy

takich zespołów jak Judas Priest, Saxon,

Motorhead, Accept itd. Produkcja

choć zachowuje cechy lat minionych

to nagrana jest jak najbardziej

współcześnie. Dla mnie jest to duży

plus. Album zawiera 15 różnorodnych

kompozycji, większość z nich jest bardzo

przyzwoita i bezpośrednia, tak jak

rozpoczynający "King Troll", inne zahaczą

o pewną przebojowość i niech za

przykład posłuży "Falling Star". Większość

utworów jest w średnich tempach

z lekkimi przyśpieszeniami. Jednak

Włosi potrafią zagrać również

wolno i bardziej stonowanie, np. w takim

"Black Moon", który dodatkowo zawiera

świetny mroczny klimat. Natomiast

taki "Unknown Soldier" zaczyna

się balladowo, poczym troszkę przyspiesza

aby znów lekko zwolnić i z taką niezbyt

rażącą huśtawką nastrojów trwa do

końca utworu. Czasami w tym kawałku

trafiają się fragmenty zagrane z pewnym

pazurem aby zaraz trochę to przytemperować.

Bardziej wyraziste dysonanse

zaobserwujemy w "Burning Wings",

gdzie szybki utwór gwałtownie jest przerwany

zdecydowanym zwolnieniem

aby w kolejnej części znowu mknąć na

szybkości do przodu. Ja jednak najbardziej

lubię te jeszcze szybsze utwory,

których w sumie jest sporo, chociażby

"Metal Brigade", "Gamblin' Man" i "The

Kiss Of Death". Szybkie, konkretne, to

ich natura. Mam jednak świadomość, że

te kompozycje nie zabrzmiały tak dobrze,

gdyby nie miały tak dobrego tła.

Na ogólny odbiór płyty niebagatelny

wpływ mają duże umiejętności włoskich

muzyków. Ich warsztat z pewnością ułatwia

przyswajanie tego materiału przez

fanów. Na wyróżnienie zasługują partie

solowe gitarzysty Dario "Kappa" Cappanera

oraz znakomity wokal Daniele

"Bud" Ancillotti. Świetna jest także

produkcja, która dopina dobre wrażenie

całości "The Faith". Jakby długo nie

opisywać tego krążka, wniosek jest jeden,

warto znać Strana Officina i mięć

ich albumy.

\m/\m/

Strana Officina - Non Finira' Mai

(1995-2017)

2018 Jolly Roger

Po wydaniu w 2007r. "The Faith", w

2010r. ukazuje się kolejna studyjna płyta,

"Rising To The Call". Od tego momentu

włoscy weterani skupiają się na

ponownym wydaniu wczesnych krążków

oraz kompilacji z rarytasami. Dopiero

w tym roku mamy do czynienia z

czymś co może stanowić namiastkę czegoś

nowego, a w zasadzie jedno i drugie.

Bowiem na "Non Finira' Mai" znalazły

się utwory, które zostały skomponowane

i nagrane w 1995 roku oraz bardziej

współczesne ich wersje, nagrane w

zeszłym roku. Rok 1995 był dla Strana

Officina trudnym rokiem. Zakończyła

się dwuletnia trasa poświęcona pamięci

współzałożycielom, braciom Cappanera,

Fabio i Roberto, których zastąpili

młodziutcy wtedy, syn Roberto - Rolando,

oraz bratanek Fabio - Dario. Z

tą dwójką chłopaków Enzo Mascolo i

Daniele "Bud" Ancillotti, przystąpili

do tworzenia materiału. Rezultatem

były cztery utwory "Non Finira' Mai",

"Bimbo", "Amore E Fuoco" i "Vittima".

Stanowią one drugą część omawianej

płyty. Pierwsza część to te same kawałki

ale nagrane na nowo, we współczesnym

studio. W ten sposób dowiedzieliśmy

się jak rodziło się obecne oblicze Strany

oraz, że już wtedy muzycy byli wstanie

przygotować dobry i interesujący materiał.

Lubię muzykę tej włoskiej kapeli,

nawiązuje ona bezpośrednio do minionych

epok. Ma ona także własne atrybuty

i specyfikę, są to głównie świetne

riffy, tak jak w dwóch utworach "Non

Finira' Mai" i "Bimbo". Należą do nich

znakomite melodie, co praktycznie dotyczy

się każdej kompozycji, choć brakuje

przynajmniej jednej na tyle chwytliwej

aby, któraś z nich stała się hitem

na miarę całej sceny heavy metalowej.

No i znakomity głos "Buda" Ancillotti.

Wtedy w 1995 roku muzycy jednak postanowili

nie kontynuować kariery. Teraz

jednak czas aby odświeżyć to co

wtedy zaczęli. Włosi w zasadzie niczego

nie zmienili, tylko skorzystali ze swoich

aktualnych umiejętności oraz możliwości

dzisiejszego studia. Z tego powodu

dwie sesje zbytnio się nie różnią. Ta

pierwsza jest może bardziej surowa. Ta

z zeszłego roku bliska jest współczesnemu

obliczu Strana Officina. Pierwsze

trzy to dynamiczne heavy metalowe kawałki,

z wyróżniającymi się "Non Finira'

Mai" i "Bimbo". Natomiast czwarty

utwór to heavy metalowa ballada "Vittima",

a raczej wolny melodyjny song z

akustycznymi wstawkami ale z pazurem

i świetnymi partiami solowymi. Charakterystyczne

zaś jest to, że akurat te

utwory śpiewane są po włosku. Na tle

innych dokonań tego zespołu - przedstawia

się solidnie. Tym bardziej warto

mieć tę płytę w swojej kolekcji. Oczywiście

pod warunkiem, że ceni się pozostałe

dokonania tej formacji.

Venom - The Singles

2018 Dissonance

\m/\m/

Dzięki angielskiej Dissonance Productions,

która ma w swoim katalogu

mnóstwo ciekawych wznowień, mamy

tu kolejną reedycję, tym razem albumu

Venom i to w formie boxu 5 CD klasycznych

singli jakby nie było kultowej

kapeli z tamtego okresu. Na każdym

CD są po dwa kawałki, które odzwierciedlają

muzykę jaką wtedy pionierzy

black metalu tworzyli. Choć powinno

być tych singli 7, jak siedem bram piekła

ale o tym później. Co tu dużo pisać

- Venom wtedy był (jak to sam Lemmy

mówił) szybszą wersją Motorhead! Tyle,

że bardziej ordynarną i niechlujną, i

w tym tkwił ich urok! Co do zawartości

mamy tu dynamiczne "Bloodlust" czy

najlepszy dla mnie "Live Like An Angel".

Wpadający w ucho "Die Hard", prosty

hymniczny "In League with Satan", czy

"Manitou" ze specyficznie śpiewanym

chóralnym refrenem, podobnym do

chóralnych refrenów tych z... "Hammerhearth"

Bathory'ego. Tak, tak,

wystarczy się tylko wsłuchać! Kolejne to

diabelsko ciężki "Warhead" z tymi charakterystycznymi

pauzami po zwrotkach

czy szybkie "Acid Queen", "Lady

Lust" i klasyczny "In Nomine Satanas"

to już wybitne (aczkolwiek proste) numery

jak na tamte czasy. Album kończy

także dynamiczny bardzo heavy metalowy

"Woman". I cóż, pozostaje... duży

niedosyt! No właśnie, na "The Singles

1980-1986" wersji Raw Power Records

z 1986 roku wydanej na jednym

CD, były jeszcze dwa numery - szybki

"Dead Of The Night" ze zwariowaną

końcówką, oraz potężny z groźnym intro

"Seven Gates Of Hell". Widocznie

zabrakło miejsca, lub praw autorskich.

A jak mam się już dogłębnie czepiać, to

tak ogólnie, od lat brakowało mi jeszcze

kolejnego singlowego utworu "Nightmare"

- wtedy miałbym już komplet tych

singielków z owego sławnego okresu

Anglików. A tak to na pół gwizdka to

wydawnictwo, bo żeby mieć całość tych

małych płytek, to trzeba kupić kolejny

album Venom, o nazwie "Assault" i

wtedy mamy cały pakiet, jak komplet

noży kuchennych! Jak komuś brakuje

do kolekcji czegoś wyjątkowego to proponuje

kupić wzbogacone wydawnictwo

"The Singles - The Seven Gates Of

Hell", zawierający EPki. Co do omawianej

skromnej wersji to trochę za mało by

ją kupić ale wystarczy na zapoznanie się

np. młokosowi z twórczością Cronosa i

spółki, by ewentualnie kupił ich wszystkie

płyty z tego właśnie okresu. Bo później

bywało różnie, ale Venom to Venom!

Tak czy siak, polecam...

Mariusz "Zarek" Kozar

RECENZJE 173

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!