HMP 60 Exodus
New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
hard'n'heavy graniem, któremu bliżej do
Dio, Leatherwolf, początkowego Virgin
Steele czy Queensryche niż do samozwańczych
królów. Mimo licznych i
długich solówek Pan Shankle postawił
na luźne, tradycyjne brzmienie z lekkim
pogłosem, wyraźnie dzwięczącymi talerzami
i klangującym basem. Dzięki temu,
ale także dzięki niezwykle swobodnie
śpiewającemu Warrenowi Halvarsonowi,
"Still a Warrior" brzmi naturalnie
i daleko mu do wystudiowanej estetyki
Manowar. Swoją drogą, Davidowi
udało się wytrzasnąć perełkę jeśli
chodzi o wokalistę. Po niezbyt udanych
próbach trafił na gościa obdarzonego
bardzo dobrym głosem, mogącego w zasadzie
śpiewać nawet numery Geoffa
Tate'a czy Dio, i co ciekawe - kompletnie
wcześniej nieznanego. Dziwne tym
bardziej, że - przyglądając się zdjęciom -
facet ma już trzydziestkę dawno za sobą.
Cóż, David Shankle także dzięki
niemu wychodzi wraz z "Still a Warrior"
z twarzą. (3,8)
Strati
Death Keepers - On The Sacred Way
2013 Self-Released
Ta płytka została wydana dwa lata temu
przez młody hiszpański zespół Death
Keepers. Drugi człon jasno stawia sprawę,
co zainspirowało ich do założenia
kapeli. "On The Sacred Way" tylko potwierdza
przypuszczenia. EPka zaczyna
się bardzo mocnym akcentem, sztandarowym
"Death Keepers", który w wyśmienity
sposób nawiązuje do najlepszych
dokonań Helloween z początków
kariery, ale także do Iron Maiden. W
ten sposób Hiszpanie deklarują w jakim
kierunku chcą pchnąć swoją karierę. Sama
kompozycja też sugeruje jakie możliwości
może mieć band, bo "Death
Keepers", to bardzo udany kawałek, melodyjny
ale mocny, trafiający do słuchacza
lecz złożony i ciekawie zagrany.
Muzykę wspiera wokalista o dobrych
umiejętnościach, któremu jednak bliżej
do Kiske niż Derisa. Pozostałe kompozycje
są ciut gorsze ale na poziomie, mają
coś, co można nazwać, próbą zaznaczenia
własnej interpretacji swoich inspiracji.
Niemniej, tym razem bardziej
to kojarzy się z dokonaniami ery Helloween
z Andi Deris'em. "On The Sacred
Way" to jasna deklaracja,w sumie całkiem
niezła. Przypuszczam, że Hiszpanie
zbliżają się do swojego dużego debiutu,
liczę, że znajdzie się na nim więcej
kompozycji pokroju "Death Keepers", bo
gdy kapela weźmie za wzorzec pozostałe
utwory, wtedy najprawdopodobniej
będziemy mieli do czynienia jedynie z
poprawnym debiutem. Niestety na ostateczną
odpowiedź musimy czekać. Ciekawe
jak długo. (3,7)
\m/\m/
Deadly Mosh - United By Pain
2014 EBM
Ta serbska ekipa nie gustuje w półśrodkach
- nie dość, że grają siarczysty
speed/thrash, to jeszcze nie ustają w
pracowitym powiększaniu swej dyskografii
o kolejne EP-ki, splity i albumy.
"United By Pain" jest drugim z kolei
długograjem zespołu Miloša Stošića i
ukazał się w grudniu ubiegłego roku nakładem
meksykańskiej EBM Records.
Profil tej wytwórni jasno sugeruje zawartość
tego albumu i Deadly Mosh
zdecydowanie wyróżniają się w katalogu
zespołów Jose Louisa Romero. Przede
wszystkim tym, że stawiają na połączenie
naprawdę ciekawych melodii z mocnymi,
surowo brzmiącymi riffami oraz
dynamiczną sekcją rytmiczną. Owszem,
oryginalności temu patentowi brak już
od wielu lat, ale w wykonaniu Serbów
"Claws Of Fear" jawi się niczym zapomniana
perełka germańskiego speed metalu
z lat 80-tych, "Hatred" obok ostrej
thrashowej łupanki wciąga miarowym
refrenem z chóralnym skandowaniem i
iście wirtuzowskimi zagrywkami gitarowymi,
zaś "The Haunted" bliżej z kolei
do tradycyjnego heavy metalu w w europejskim
wydaniu. W podobnej stylistyce
utrzymany jest opener "Altar Of
Pain", "Self Destruction" i "A 1000 Tons
Of Metal" są bardziej przebojowe, finałowy
utwór tytułowy to numer mroczny,
utrzymany w lekko orientalnym
klimacie, a w "On The Fields Of Glory"
zespół umiejętnie wplata balladowe partie.
Tak więc może to jeszcze nie ekstraklasa,
ale jeśli Deadly Mosh nadal
będą rozwijać się w takim tempie, to
efekty powinny być jeszcze ciekawsze.
(4,5)
Wojciech Chamryk
Dekapited - Nacidos del Odio
2015 Defense
Z kraju zwycięzców ostatniego Copa
America nadchodzi Dekapited, by pokazać,
że poza piłką nożną Chilijczycy
są równie dobrzy w thrash metalu. No
aż tak dobrzy to jednak nie są, ale
"Nacidos del Odio" to całkiem niezły
krążek. Jest to dopiero debiut zespołu
założonego w 2006 roku, mającego jednak
też na koncie trzy dema, EPkę i
split. Jak wypada Dekapited na swoim
pierwszym długograju? Otóż "Nacidos
del Odio" to 28 minut bardzo agresywnego
thrashu opartego na patentach
starego Kreator, Slayer czy Dark Angel.
Riffy tną niemiłosiernie, bębny napierdalają
bez chwili wytchnienia, a wokal
wyrzyguje z siebie kolejne wersy w
swoim ojczystym języku, który w takim
graniu brzmi naprawdę brutalnie. Słucha
się tego całkiem git i naprawdę da
się wyczuć autentyczne wkurwienie w
tych dźwiękach. Momentami pojawiają
się też trochę melodyjniejsze motywy,
jak choćby w najlepszym na krążku numerze
tytułowym, który jest doskonałym
wprowadzeniem do reszty materiału.
Brzmienie trochę niedomaga choć
mi akurat taka surowizna nie przeszkadza.
Dominują zdecydowanie szybkie
tempa, więc dynamika nie siada nawet
na sekundę. Ogólnie rzecz biorąc, debiut
Dekapited uznaję za udany choć jak
na razie to za mało, żeby zaczęło się
mówić o tej hordzie więcej. Jednak
wszystko przed nimi i jeśli tylko popracują
jeszcze nad brzmieniem i nadadzą
swoim kawałkom nieco bardziej indywidualnego
charakteru to może być dużo
lepiej. (3,6)
Maciej Osipiak
Deliverance - Relentless Grace
2013 Empire
Ta recenzja to bardziej przysłowiowa
musztarda po obiedzie, bowiem Finowie
od kilku miesięcy zwą się już Deep
River Acolytes. Jedynym długogrającym
efektem ich czteroletniej pracy pod
poprzednią nazwą pozostał wydany
jesienią 2013 roku CD "Relentless
Grace". Zasadniczo mamy na tej płycie
utwory utrzymane w stylistyce tradycyjnego
heavy metalu i to właśnie one wypadają
najciekawiej. Są wśród nich zróżnicowany,
mroczny opener "The Awakening"
z wpływami Iron Maiden, rozpędzony,
niezbyt mocny, ale surowo
brzmiący "The Devil's Acolytes", równie
ostry "Ride The Night" czy miarowy "Leper's
Hand That Feeds" z zarówno wysokimi
wokalami jak też i growlingiem.
Joey Turunen jeszcze kilkakrotnie
przypomina o swej death/black metalowej
przyszłości i niestety nie zawsze
pasuje to do każdej kompozycji ("Merciless
Faith"), nie wszystkie utwory są
też tak dopracowane jak wymienione
powyżej (monotonny, mimo krótkiego
czasu trwania "Diabolical Queen"). Jak
dla mnie niepotrzebne są też te odniesienia
do grunge w końcówce "Earthbound",
ale generalnie "Relentless Grace"
trzyma poziom. (4)
Wojciech Chamryk
Demon Eye - Tempora Infernalia
2015 Soulseller
Mówi się, że każda szanująca się
wytwórnia metalowa powinna mieć AD
2015 protometal w swojej ofercie. Jak
widać z kanonu nie chciała się wyłamać
i Soulseller Records. Ta firma wydająca
na co dzień grupy black i death
metalowe sięgnęła jednak po "towar"
znajomy. O ile Demon Eye gra hard
rocka czystej postaci lat siedemdziesiątych,
lirycznie jest bliska klasycznej,
blackmetalowej stylistyce. Cóż, mówi
się też, że te zespoły sięgające do lat siedemdziesiątych
brzmią tak, że trudno je
odróżnić od oryginałów. W tym przypadku
byłoby to trudniejsze, bo fuzję
takiego grania z takimi tekstami zapoczątkował
w zasadzie dopiero Black
Sabbath i zapewne trudno byłoby o
tego rodzaju kapelę 40 lat temu. Poza
tym drobnym merytorycznym niuansem,
Demon Eye to klasyczny zespół z
protometalowego nurtu - zarówno pod
kątem soundu instrumentów jak i miksu
brzmi bardzo naturalnie, a sama maniera
wokalisty i konstrukcje utworów
przywołują końcówkę lat siedemdziesiątych.
Plusem tej amerykańskiej formacji
jest smykałka do tworzenia nośnych
melodii i kreowania sentymentalnego,
tak poszukiwanego przez miłośników
tej estetyki, nastroju. Muzyka
jest bardzo kameralna i mimo mocnej
sekcji rytmicznej brzmi bardzo subtelnie.
Z pewnością miłośnicy takiej "pierwotnej"
stylistyki docenią "Tempora
Infernalis". Ja niestety, słuchając tej
płyty wciąż myślę, jakby to brzmiało
przy mocniejszej, bardziej "latoosiemdziesiątowej"
aranżacji. Z tymi pomysłami
na kompozycje i linie melodyczne,
była by to gratka także i dla fanów
tradycyjnego heavy metalu. (4)
Strati
Desert Near The End - Hunt For The
Sun
2014 Total Metal
Grecki band grający na pograniczu
thrash/speed i heavy metalu. Wszystko
w raczej nowoczesnych aranżacjach i z
ciężkim, przytłaczającym brzmieniem.
Nie jest to do końca moja bajka i w
świecie Desert Near The End nie czuje
się zbyt pewnie i komfortowo. Nie przekonuje
mnie ten rodzaj krzyczanego
wokalu, który bardziej kojarzy mi się z
szeroko rozumianymi odmianami core'a.
Muzycznie panowie lubią również
pobłądzić w różnych rejonach metalowych
czeluści. Najogólniej to panowie
grają jakiś metal, lecz nie jest on dla
mnie konkretnie sprecyzowany. Kawałki
są do siebie podobne, zlewają się i po
przesłuchaniu albumu ciężko jest
wyróżnić jakikolwiek utwór. Oparte na
tym samym schemacie kompozycje z
biegiem płyty zaczynają nużyć. Nie
przyciągają uwagi i mimo, że sporo się w
nich dzieje, nie ma efektu "wow"… Są
przewidywalne i monotonne. Trzeba jednak
oddać, że zagrane niezwykle precyzyjnie
i profesjonalnie. Produkcja również
stoi na bardzo wysokim poziomie
i niczym nie odbiega od wydawnictw z
najwyższej półki. Za to niewątpliwie
należy się Grekom wielki szacun. Ciężko
mi ich porównać do jakichś konkretnych
zespołów. Na upartego można
tu znaleźć wpływy bardzo wielu innych
kapel. Poprzez nowszą Panterę, Iced
Earth po Exodus i Overkill… Naprawdę
jest tu tego wiele. Jest to mocna
pozycja i na pewno znajdzie swoich
amatorów. Mnie bynajmniej nie powaliła.
Za mało w niej polotu, za wiele
rzemiosła. (3)
Przemysław Murzyn
RECENZJE 103