HMP 60 Exodus
New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
jestem otwarty na nowe brzmienia. Nie
trafia do mnie jednak to, co zaprezentowało
na nowym albumie niemieckie
Odium. Niestety jest to muzyka, której
raczej unikam i z własnej woli nigdy
sobie nie puszczam. Często powtarzam,
że cenię twórcze odtwórstwo. Ten album
jest natomiast przykładem nietwórczego
odtwórstwa. Wszystko to już
było i teraz zostało odgrzane w niestrawny
sposób. Nudą wieje, brzmienie
werbla odstręcza, gitary jakieś takie
płaskie i nieatrakcyjne. Słaby wokal, nie
silący się zbytnio na zróżnicowania i
tworzenie melodii, które mogłyby pozostać
w naszej pamięci. Nie wiem,
mnie ta muzyka nie przekonuje. Ciekawie
robi się dopiero przy czwartym kawałku
- "Die With Pride" - gdzie gościnnie
zaśpiewał sam Paul Di'Anno. Tu
mamy jakieś zróżnicowanie i jakiś pomysł.
Dalej znowu robi się szaro i
nijako. No może z wyjątkiem "War",
gdzie pojawia się bardzo fajny chórek
dzieci. Super patent i od razu czuć przypływ
świeżej energii. Szkoda, że takich
patentów nie ma za wiele na "The
Science of Dying". Nie będę się rozpisywał
na temat poszczególnych numerów,
bo wszystkie są zasadniczo takie
same. Nie chcę chłopakom jakoś jechać,
gdyż grają technicznie bardzo ok, w
końcu są na scenie prawie dwie dekady
i z niejednego pieca chleb jedli! Nie jest
to zespół amatorów i jakichś świeżo
upieczonych leszczy. Po prostu chyba
zabrakło im troszkę pomysłów i wyszedł
średnio udany album. Na przyszłość
życzę więcej weny, bo potencjał
jest. Oby nie na wykończeniu. (3)
Przemysław Murzyn
Ostrogoth - Last Tribe Standing
2015 Empire
Gdy tylko dowiedziałem się, że legendarny
Ostrogoth nagrywa nowy materiał
byłem przeszczęśliwy. Jednak
śmierć głównego gitarzysty i kompozytora
Rudy'ego "Whiteshark" Vercruysse'a
zmąciła ten radosny nastrój. Na
chwilę obecną w składzie zespołu jest
tylko jeden oryginalny muzyk i współzałożyciel,
czyli perkusista Mario
"Grizzly" Pauwels. Oprócz niego w
Ostrogoth nie ma obecnie żadnego
muzyka związanego z tą kapelą w
przeszłości, a jedynie samych nowych,
którzy dołączali do składu w latach
2011-14. Wobec tego poważnie zastanawiałem
się nad tym czy jest w ogóle
sens grania pod tą samą nazwą, ale
skoro "Grizzly" postanowił to dalej
ciągnąć to widocznie tak ma być. Nowy
materiał "Last Tribe Standing" to
cztery premierowe kawałki plus cała
kultowa EPka "Full Moon's Eyes" zarejestrowana
na żywo w nowym składzie.
Na temat numerów live napiszę tylko
tyle, że oczywiście są znakomite jednak
w porównaniu z oryginałem zabrakło w
nich magii i tego młodzieńczego szaleństwa.
Przejdźmy jednak do sedna płyty
czyli nowych utworów. Ostrogoth w
roku 2015 brzmi bardzo heavy metalowo,
jednak słychać, że w zespole grają
inni muzycy. Brakuje tym kawałkom
trochę własnej tożsamości i czegoś co by
je wyróżniało. Nie są złe, ba są całkiem
dobre, a taki "Clouds", który jest heavy
metalową petardą utrzymaną w szybkim
tempie, nawet świetny. Jednak,
gdybym nie widział loga na okładce to
nie poznałbym, że to Ostrogoth. Wystarczy
posłuchać takiego "Return to
Heroes Museum", w którym mamy
znakomity główny riff, ale też bardzo
wyraźnie słychać Stormwitch, szczególnie
w liniach melodycznych. Podoba mi
się brzmienie instrumentów, które jest
przestrzenne, mocne i selektywne jednak
chwilami mam wrażenie, że wokal
jest za cicho. Ogólnie słucha się tego dobrze
jednak przynajmniej u mnie pozostało
spore uczucie niedosytu. Jeśli
Ostrogoth planują nagrywać kolejne
płyty to mam nadzieję, że będą lepsze, a
"Last Tribe Standing" jest dopiero rozgrzewką
podczas której nowy skład może
się ze sobą zgrać oraz pokazać fanom.
Na pewno warto sprawdzić ten krążek i
usłyszeć nowe wcielenie legendy belgijskiej
i europejskiej sceny. (4)
Overtures - Rebirth
2010 Sleaszy Rider
Maciej Osipiak
Na scenie Włoskiej jest sporo zespołów
z nurtu progresywnego metalu czy też
prog-power metalu. Także konkurencja
na tym poletku jest spora. Trudno jednoznacznie
określić z jakiego punktu
startował band Overtures. Ich album
"Rebirth" to zbiór melodyjnych kompozycji,
jednak zdecydowanie bardziej
prostych, heavy/power metalowych,
ocierających się o estetykę progresji.
Mają dar Włosi do chwytliwych melodii,
każdy z ich kawałków można spokojnie
sobie zanucić. Umieją zachować
również pazura, gitary są dość cięte, a
solówki potrafią z dzikością wwiercać
się pod czaszkę. Muzycy są bardo sprawni,
w każdym dźwięku słychać ich
niesamowite umiejętności. Nie raz potrafią
zaskoczyć ciekawie zaaranżowanym
patentem. Nad muzyką góruje bardzo
dobry, wysoki a zarazem mocny
wokal Michele Guaitoli. Mimo wielu
walorów Overtures na "Rebirth" zespół
gubi brak charakteru. Bowiem mimo
melodyjności - całkiem nie głupiej - to
nic z niej w słuchaczu nie zostaje. Ot jednym
uchem wlatuje, drugim wylatuje.
Muzycznie też jest zbyt zachowawczo.
Odnoszę wrażenie, że muzycy zbyt mocno
skupili się na aspekcie komercyjnym
i chęci dotarcia do jak największej
liczby odbiorców. Overtures jest
zdecydowanie zespołem gitarowym, bliżej
rejonów melodyjnego heavy metalu.
Nie maja na stale klawiszowca. Jednak
przez ich muzyka czasami przemyka coś
z klawiszy. Zupełnie namacalne jest to
w ostatnim utworze "Daemons", który
to, rozpoczyna się krótką orkiestracją.
O dziwo najciekawiej na tym krążku
wypada wersja akustyczna "Not Too
Late" dołączona jako bonus. Gitara
akustyczna, fortepian, mini orkiestracja
w tle, całość zaaranżowana progresywnie.
Jednak jedna jaskółka nie czyni
wiosny. Na "Rebirth" jest przeciętnie.
(3)
\m/\m/
Overtures - Entering The Maze
2013 Sleaszy Rider
Wraz z pierwszymi dźwiękami openera
"The Maze" orientujemy się, że w zespole
nastąpiła przemiana. Przy zachowaniu
swoich walorów - melodyjność,
niesamowity wokalista, sprawni instrumentaliści,
gitary na pierwszym planie -
muzyka nabiera charakteru. Pierwsze
wrażenia, to jakby Włosi, do swego muzycznego
świata, zaprzęgli dokonania
Kamelot i Symphony X. Kompozycje
są naszpikowane całą masą technicznie
zagranych partii, a całość sprzęgnięta
jest niezwykłymi emocjami, dzięki którym
owa technika rozmywa się wraz z
kolejnymi dźwiękami. Do tego typowe
dla progresji granie tempami, nastrojami,
pomysłami muzycznymi, aranżacjami,
itd. Z rzadka powracają echa znane
z poprzedniego albumu "Rebirth" w postaci
prostszych rozwiązań muzycznych
i melodii. Na bohaterów wyrastają tu
gitarzyści, Adriano Crasnion i Marco
Falanga, bowiem obok wokalisty stają
się równie ważnymi narratorami muzyki
Overtures. Nie bagatelną rolę odgrywa
tu lepsza produkcja i brzmienie. Pewnym
magnum opus tego albumu jest
znowu ostatnia kompozycja, tym razem
rozbudowana, prawie dziewięciominutowa
mini suita. Utwór rozpoczyna się
dość epicką i podniosłą orkiestracją,
przechodzi w emocjonalną heavy/power
nawałnicę, z bardzo melodyjnym tematem.
Następuje chwilowe zwolnienie a
wraz z mocarnymi gitarami znowu rozpędza
się główny temat aby przy akompaniamencie
ciężkich gitar znowu zwolnić,
ale na dłużej w zdecydowanie klimatyczny
fragment. Po tym ponownie
kompozycja wraca do głównego tematu,
którego finałem jest wzrastająca moc
gitar, oczywiście w ramach heavy i power
metalu. Oblicze Overtures z "Entering
The Maze" przypadło mi do gustu,
w dodatku daje obietnice, że następne
albumy Włochów będą równie ciekawe.
Choć z drugiej strony zespół muzycznie
może pójść w każdym kierunku.
Uzupełnieniem albumu jest dysk DVD.
W jego centrum są oficjalne teledyski
do "Savior" z omawianego "Entering
The Maze" oraz "Fly Angel" z poprzedniego
krążka "Rebirth". Uzupełnieniem
jest sesja zarejestrowana w The Groove
Factory Academy Studio do kilku kawałków.
Jest także tzw. "the making of"
do teledysku "Savior", cover "Pirate
Song" Running Wild w wersji audio, w
takiej samej wersji można posłuchać też
całego albumu "Entering The Maze" i
coś jeszcze w stylu "inne spojrzenie".
Dla fanów melodyjnego heavy metalu i
prog metalu nowy band do rozkminienia.
(4)
\m/\m/
Pandorium - The Human Art Of Depression
2013 Self-Released
Pandorium to młody niemiecki zespół,
który swoją działalność rozpoczął w
okolicach 2009 roku. Na swoim koncie
mają EPkę "Demolition" z 2011 roku
oraz duży debiut - omawiany - "The
Human Art Of Depression" z 2013 roku.
Album wydany własnym sumptem,
co poniekąd może trochę usprawiedliwiać,
że dotarł do nas dopiero teraz.
Okładka dość fajna ale może wprowadzić
w błąd, raczej ciężko można ją kojarzyć
z thrash metalem. Nie inaczej jest
z prezencją samych muzyków. Znam
takich co oceniają kapele po wyglądzie,
w tym wypadku srodze by się przeliczyli.
Co prawda muza w wykonaniu
Pandorium to nie chamski, prostacki
thrash ale równie łatwo ścina z nóg swoim
rozmachem, fantazją i mocą. Sam
zespół przyznaje sie do inspiracji Testament,
Exodus, Heathen i Forbidden,
ale także do Death i Nevermore. Co
doskonale słychać w każdym nagraniu
na "The Human Art Of Depression".
Kompozycje tego kwartetu są rozbudowane,
znakomicie zaaranżowane, porywające,
często w agresywne thrashowe
granie wplatają różne zwolnienia i inne
przeszkadzajki. Wyłapać też można
motywy z death metalu ale tego zdecydowanie
ambitniejszego, nowoczesnego,
dopuszczającego subtelniejsze pomysły
i aranżacje. Nie psuje to ogólnego thrashowego
przesłania. Tak samo jak długość
kompozycji, najkrótsza ma trochę
ponad pięć minut (w sumie standardowy
timing dla thrashu), a najdłuższa to
prawie jedenasto minutowy kolos. Słuchacza
nie dopada jednak jakiekolwiek
uczucie przesytu. Instrumenty pracują
na najwyższych obrotach, i nie chodzi
tu o szybkość grania, a raczej technikę,
warsztat, umiejętności i wirtuozerie.
Chwalić można każdego instrumentalistę
z osobna. Mnie jednak paszcza rozdziawia
się gdy gitarzyści popisują się
swoimi umiejętnościami (rewelacyjne
sola). Ciut gorzej jest z wokalem, jego
barwa i maniera, nie jest atutem ani
śpiewaka ani zespołu. Swego czasu tak
grany thrash określano jako technothrash,
teraz trochę źle się to kojarzy,
pewnie dlatego operuje się terminem
progresywny thrash. Jak mówimy o progresji
to jeszcze wspomniałbym o brzmieniu.
Jest ono tak ustawione, że bardzo
przypomina, to co dzieje się na typowych
prog-metalowych produkcjach,
niesamowicie klarowne brzmienie, uwypuklające
każdy instrument (choć w wypadku
basu nie zawsze to się sprawdza),
każdy dźwięk, niemniej jednak zachowujące
moc potrzebną thrashowej załodze.
W wypadku tej pły-ty i pomysłów
tego zespołu sprawdza się znakomicie.
"The Human Art Of Depression" robi
niesamowite wrażenie jako całość i nie
ma sensu aby szukać jego najsłabszego
czy najmocniejszego momentu. Jeżeli
umknął waszej uwadze ten krążek warto
pokusić się o jego odnalezienie. Powinno
być o tyle łatwiej, że jakiś czas temu
wznowiła ten album Bret Hard Records.
(5)
Porphyra - Faith, Struggle, Victory
2014 Self-Released
\m/\m/
Kiedy myślicie "symfoniczny metal" słyszycie
zapewne uszyma duszy Nightwish,
Therion, Dragonland i muzykę
wykrojoną według pewnego utartego
schematu. Tymczasem ni stąd ni zowąd
w Nowym Jorku pojawił się niewielki,
wydający własnym sumptem amerykańsko-grecki
zespół grający hard'n'
heavy okraszony muzyką... bizantyń-
116
RECENZJE