26.04.2023 Views

HMP 60 Exodus

New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Desolate Pathway - Valley Of The

King

2014 Self-Released

Co może grać londyński kwartet założony

przez byłego gitarzystę zespołów

Pagan Altar i Sacrilege? Odpowiedź

nasuwa się od razu i Desolate Pathway

pod wodzą Vince'a Hempsteada pogrywają

archetypowy, zakorzeniony w

przełomie lat 70-tych i 80-tych heavy/

doom metal. "Valley Of The King" to

ich debiutancki, wydany nakładem zespołu

album: osiem utworów i raptem

38 minut muzyki. Jednak o tym, że nie

ilość lecz jakość przekonały już dawno

rozwleczone ponad miarę 65-75 minutowe

płyty kolosy, przez które trudno

było przebrnąć. U londyńczyków nie

ma o tym mowy, bo muzycy - z perkusistką

Mags w składzie - mają poczucie

umiaru i spore umiejętności. Co istotne

równie dobrze zespół wypada w rozpędzonych,

surowych i krótkich kompozycjach

jak "Seasons Of The Witch" i

"King Of Vultures", numerach bardziej

epickich, jak patetyczny "Last Of My

Kind (The Ring Keeper)" czy doomowych,

inspirowanych hard rockiem walcach

pokroju tytułowego openera, "Desolate

Pathway" i "Shadow Of The Tormentor".

Debiut z klasą i dowód na to,

że brytyjski tradycyjny metal jeszcze nie

szczezł w powodzi miałkiego popu i

finalistów telewizyjnych programów dla

przyszłych gwiazd jednego sezonu. (5)

Wojciech Chamryk

Devastation - Pussy Juice Blues

2015 Battle Cat Productions

Devastation. 2015. Legendy teksańskiego

thrash/death wracają na scenę? Z

nową płytą?! Błąd! Mamy bowiem do

czynienia z Belgami, dla których jest to

już drugi krążek. Belgia i thrash?

Oprócz genialnego Cyclone nie jest to

wcale takie oczywiste, więc z tym większą

ciekawością do owej płyty podszedłem.

I co? Jest dosyć przeciętnie.

Taki tam typowy thrash metal nowej

fali wyróżniający się ni to na plus, ni to

na minus. Chociaż... jeśli już to wielki

minus. Utwory są szybkie, bądź też bardzo

szybkie. Brzmią one bardzo podobne

i jedynym kawałkiem wyrastającym

ponad resztę jest "motorhead'owaty"

"Pirate Trash". Fajnie też grzeje otwierający

całość piekielnie ostry "Storm of

Hate". Na tym można opis płyty skończyć.

Gdybym miał wybrać najbardziej

nijaki i nużący album thrashowy 2-ego

tysiąclecia - wybór padłby na "Pussy

Juice Blues". Nie ma tu absolutnie nic

przyciągającego moją uwagę na dłużej.

Sugeruję poprzez to, iż powinniście obadać

ten krążek sami i wydać opinię,

aczkolwiek cudów nie uświadczycie. (2)

Łukasz Brzozowski

Distant Sun - Dark Matter

2015 Metalism

Rosja czy Rosjanie nie mają jakoś ostatnio

zbyt dobrych notowań w naszym

kraju, ale jeśli odrzucimy polityczne

uprzedzenia to okazuje się, że Distant

Sun w ciekawy sposób łączą power i

thrash metal, a ich perkusista pochodzi

z Ukrainy. W dodatku perkusista całkiem

niezły, bowiem Erland Sivolapov

ma na "Dark Matter" wiele momentów

do wykazania się i wykorzystuje je bez

pudła, udowadniając spore już mistrzostwo

w perkusyjnym fachu. Nie tylko

umiejętnie akcentuje folkowe klimaty

takiego "Gifts Of Journey" (kłania się

Blind Guardian) czy balladowego "Healer

Of Souls", ale też ostro grzmoci w

"Apocalypto", zaś w "Matrix Hacked"

rozpędza się do blastów. Basista też ma

dla siebie sporo miejsca (wstęp rzeczonego

już "Healer Of Souls", tworzenie

podkładu pod riffowanie w powerowych

galopadach), ale na "Dark Matter" królują

jednak niepodzielnie gitary, łącząc

agresywne riffy i sporo ciekawych melodii.

Może nie zawsze muzykom udaje

się uciec od metalowych klisz czy banału

(sztampowe refreny - skądinąd interesującego

- "Shattered Empire" czy nijaka

melodyjka "Godsdoom"), ale generalnie

mamy tu sporo mocnego, fajnego

grania na najwyższych obrotach, a

wokalista Alexey Markov dodaje do tego

surowe, agresywnie brzmiące partie,

co szczególnie efektownie brzmi w "Kill

The Freedom" oraz "Zero The Hero" - nawet

chórki nie łagodzą w najmniejszym

stopniu pełnego pasji śpiewu lidera.

Mocny debiut, bez dwóch zdań. (4,5)

Wojciech Chamryk

Drakkar - Once Upon A Time... In

Hell!

2014 Spinal

Do niedawna można było odnieść wrażenie,

że ci belgijscy speed metalowcy

poprzestaną na wydanym w 1988r. LP

"X-Rated" i okazjonalnych, krótkowtrwałych

powrotach. Jednak trzy lata

temu panowie ponownie skrzyknęli się

w 3/5 oryginalnego składu, zwerbowali

trzech nowych muzyków i na początek...

wydali nagraną ponownie i rozszerzoną

wersję swego debiutu. Teraz

dostajemy już w pełni premierowy materiał.

Drakkar wciąż grają dość melodyjny,

tradycyjny heavy/speed metal.

Czerpiący z dokonań zespołów NWO

BHM ("Never Give Up"), kojarzący się

zarówno z belgijskim metalem lat 80-

tych i grupami pokroju np. Killer ("Saint

Bartholomew's Night") czy też z zaczynającym

w tym samym czasie

Helloween ("War"). Zaskakuje mnie

tylko brzmienie perkusji w części utworów:

płaskie, syntetyczne i totalnie pozbawione

mocy, co dziwi o tyle, że w

takim "Scream It Loud" czy "War" jest

pod tym względem znacznie lepiej. Mogą

się też podobać, zarówno muzycznie

jak i tekstowo, "Yerushalayim A.D.

1096" o wyprawie krzyżowej czy poprzedzony

klimatyczną bliskowschodnią

miniaturą "Jubilation At The King

Nimrod's", zróżnicowany, mocarny "Babel".

Dlatego, mimo tych, na szczęście

niezbyt poważnych, brzmieniowych

niedociągnięć, "Once Upon A Time...

In Hell!" prezentuje się całkiem solidnie.

(4)

Dr X - Meet The Doctor

2013 Self-Released

Wojciech Chamryk

Hiszpański kwartet (chociaż swą debutancką

EP-kę nagrał jeszcze w pięcioosobowym

składzie) przypomina i z powodzeniem

kultywuje najlepsze tradycje

tamtejszego tradycyjnego metalu z lat

80-tych. Młodzi muzycy nie są jakimiś

wybitnymi wirtuozami, ale potrafią

przekonywująco wypaść zarówno w szybkich,

surowych kompozycjach jak opener

"Get Injected", podszyty rock 'n' rollowym

sznytem "Hungry For Metal", jak

też w miarowym rockerze "God Bless

Hell". Są co prawda w tych utworach

partie jeszcze rażące nieporadnością, jak

nieco amotorska sekcja w pierwszym

utworze czy równie niepewne partie rytmiczne

w drugim, ale z nawiązką rekompensują

je entuzjazm instrumentalistów,

ogniste riffy oraz przede wszystkim

śpiew Alby Karry. Jej ostry, zadziorny

głos kojarzy mi się zdecydowanie

z początkami Warlock i Doro

Pesch nie usidlonej jeszcze przez menadżerów

perspektywami kariery w Stanach

Zjednoczonych. I chociaż urokliwa

ballada "One In A Million" jest zdecydowanie

przydługa, trwa bowiem aż 7

min. 30 sec., to jednak finałowy cover

siarczystego "Rockin' In The Free World"

Neila Younga z duetem Alby i Elisy C.

Martin (znanej m.in. z Dark Moor)

zaciera to niekorzystne wrażenie. Solidny

debiut, jak tak dalej pójdzie będą z

nich ludzie. (4)

Wojciech Chamryk

Dust Bolt - Awake The Riot

2014 Napalm

Czterech młodzieńców z Bawarii od

niemal dziesięciu lat z powodzeniem łoi

thrash. Niezmiennie deklarują uwielbienie

dla Kreatora i wpływy tej zasłużonej

formacji słychać na "Awake The

Riot", podobnie zresztą jak Destruction

czy Sodom. Dust Bolt nie poprzestają

jednak na rodzimych źródłach

inspiracji, śmiało sięgając też do skarbnicy

amerykańskiego thrashu (wpływy

Slayer, Vio-lence, kompetentna wersja

"Future Shock" Evildead) oraz tradycyjnego

metalu. Efekt to blisko godzina porywającego,

kipiącego energią thrashu.

Niemcy wśród setek, jak nie tysięcy,

młodych thrashowych grup z całego

świata wyróżniają się też interesującymi

kompozycjami. Sporo w nich niebanalnych

riffów ("Living Hell", "Agent

Thrash"), urozmaiconych przejść czy

patentów rytmicznych (zwolnienie w

"Soul Erazor", "Worlds Built To Deceive").

Praktycznie w każdym utworze

mamy też efektowne solówki - niekiedy

nawet dwie, jak w "Beneath The Earth",

pojawiają się melodyjne gitarowe unisona,

a "Distant Dream (The Monotonous)"

jest klasycznym już przykładem

thrashowego numeru rozwijającego się

od balladowego wstępu do szaleńczej

łupanki na najwyższych obrotach. Mocna

rzecz, nie tylko dla ortodoksyjnych

thrashers. (5)

E-Force - Demonikhol

2015 Mausoleum

Wojciech Chamryk

Wyjątkowo szybko uwinął się Eric

Forrest z nowym krążkiem. Zaledwie w

ubiegłym roku ukazał się "The Curse",

a już możemy nacieszyć nasze metalowe

uszy nowym dziełem zatytułowanym

"Demonikhol". Jak można wywnioskować

z tytułu, tym razem mamy do czynienia

z konceptem poświęconym alkoholowemu

nałogowi i spustoszeniu jakie

robi w człowieku. Tak więc temat raczej

z tych niewesołych, ale niestety bardzo

prawdziwych, bo myślę, że pewnie każdy

z nas zna kogoś kto dał się wódzie

złapać w swoje sidła. Skoro warstwa liryczna

jest niespecjalnie radosna to raczej

logiczne, że i muzyka też nie wywołuje

w nas nieskrępowanej radości

życia. Jest to thrash, ale nie w stylu Bay

Area. Może jedynie echa Exodus tutaj

pobrzmiewają od czasu do czasu.

Thrash w wydaniu E-Force jest bardziej

mechaniczny, momentami nawet odhumanizowany

i zimny. Oczywiście da się

tutaj wyczuć ducha poprzedniego zespołu

Erica, czyli wielkiego VoiVod i

przede wszystkim płyt nagranych właśnie

z Forrestem. Momentami słychać

też odrobinę groove, ale to są tylko fragmenty.

Muszę pochwalić solówki, do

odegrania których zaproszeni zostali

różni gitarzyści, ale raczej nie z tych dużych

nazwisk. Brzmią naprawdę świetnie

i dodają trochę przestrzeni do dusznej

muzyki E-Force. "Demonikhol"

ma skłonności do zapętlania się, a to

oznacza, że intryguje, wciąga i zdecydowanie

jest to rzecz na wiele przesłuchań.

Jak na razie uważam, że jest

naprawdę dobry materiał choć zachwycony

nie jestem. Jednak skoro album

z każdym kolejnym przesłuchaniem rośnie

w moich oczach i co raz bardziej

mnie ciekawi to znaczy, że zaczynam

się wkręcać. Myślę, że za jakiś czas

ocena może być jeszcze wyższa. (4,7)

Erazor - Dust Monuments

2015 Evil Spell

Maciej Osipiak

Na swym drugim albumie niemiecka

ekipa w jeszcze bardziej zdecydowany

sposób hołduje black/thrash metalowi.

Dla Black Demona i spółki czas zatrzymał

się chyba gdzieś w okolicach wczesnych

lat 90-tych i nawet w najm-

104

RECENZJE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!