HMP 60 Exodus
New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
tylko ich, ale nie ma co rozmyślać nad
dawno rozlanym mlekiem - lepiej posłuchać
"Metalmorphosis".
Wojciech Chamryk
siątych i kolekcjonerów wszelkiej maści
wydawnictw z tamtego okresu.
\m/\m/
Już sam ten fakt powinien zainteresować
koneserów i skusić ich do zapoznania
się z tym materiałem, którego wznowieniem
zajął się nieprzeceniony High
Roller Records. Muzyka zawarta na
tym splicie to pierwotnie brzmiący
NWOBHM z ogromnymi naleciałościami
Hard Rocka lat 70-tych czy AOR-u z
tego też okresu. Jest bardzo surowo i
bardzo brytyjsko. Pierwsze skojarzenia
jakie miałem słuchając "The Spaceward
Super Sessions" to Praying
Mantis i Samson. Generalnie zwykle
mam problem z pisaniem o wczesnym
NWOBHM, gdyż wysyp kapel tego
nurtu był tak ogromny, że spora ich
większość jest najzwyczajniej w świecie
do siebie podobna. Wszystkie są do siebie
podobne, ale przynajmniej trzymają
wysoki poziom zarówno aranżacyjny
jak i wykonawczy. Nie inaczej jest z V1
i Gibraltar. Fajne zespoły po prostu.
Nie jest to materiał, który kręciłby się w
moim odtwarzaczu przez jakiś dłuższy
czas, lecz z pewnością jest to rzecz
godna uwagi chociażby z uwagi na fakt,
jakie osobistości się udzielały w tworzeniu
tych kompozycji. Coś co w pewnym
sensie może wyróżniać opisywany materiał,
to również wyraźnie widoczne
miejscami bluesowe zacięcie. Polecam
zdecydowanie i szczególnie wszystkim
maniakom starego brytyjskiego metalu i
rocka lat 70-tych.
Vatican - Metalmorphosis
2014 Cult Metal Classic
Przemysław Murzyn
Archeologicznych wykopalisk w Stanach
Zjednoczonych ciąg dalszy. Tym
razem padło na kwintent Vatican z
Ohio. Działająca ponownie od czterech
lat grupa w pierwszych latach istnienia
(1985-1992) nie miała zbyt wiele
szczęścia, dlatego skończyło się na
trzech demówkach. I to pochodzące z
tych taśm utwory złożyły się na debitancki
album Vatican. Mimo tego, że
druga połowa lat 80-tych nie była w
USA zbyt łaskawa dla tradycyjnego
heavy metalu, to jednak nie za bardzo
rozumiem ten brak zainteresowania
wydawców grupą z niewielkiego Sandusky
- może zaważyło pochodzenie z
prowincji, brak kontaktów w branży,
etc.? Dziwne to o tyle, że Vatican całkiem
sprawnie łączył wpływy NWO
BHM z bardziej melodyjnym podejściem
("Answer To The Master"), ostro
dawał czadu w iście archetypowym dla
US power metalu stylu ("The Ripper"),
surowy speed metal też miał opanowany
całkiem nieźle ("Into The Void"). Z
kolei zamieszczone na dysku koncertowe
wersje "Mistreater" i "5th Of Metal"
potwierdzają, że na scenicznych
deskach zespół też radził sobie zawodowo.
Szkoda więc Vatican, zresztą nie
Wyzard - Future Knights
2015/1984 No Remorse
Wytwórnia No Remorse wyłowiła kolejną
perełkę z lamusa lat osiemdziesiątych,
amerykańską kapelę Wyzard,
która powstała w 1982 roku w Teksasie.
W roku powstania band nagrał dwuutworowe
demo, o którym nic nie wiem.
Natomiast omawiane nagrania wydali
jako EPkę, raz pod tytułwm "Future
Knights", drugi raz w 1984 roku pod
szyldem wytwórni Pazuzu Records z
tytułem "Knights of Metal". Oryginał
zawiera cztery kompozycje utrzymane
w klimacie amerykańskiego metalu z lat
osiemdziesiątych. W sumie można tu
wymienić całą plejadę znanych i mniej
znanych kapel z tamtego okresu. Z pewnością
każdą trafilibyśmy w styl,
brzmienie, klimat, które wtedy prezentowało
Wyzard. Muzycznie zespół prezentuje
się dość dobrze, kawałki są w
miarę szybkie, mocne, bezpośrednie,
choć mogłyby być bardziej dopracowane
pod względem brzmieniowo/produkcyjnym,
bo w tej wersji bardziej kojarzą
się z dobrym demo. Najciekawiej
wypada utwór tytułowy, najsłabiej
"Renegade". Co prawda wtedy wiele kapel
grało ciekawiej, ale kapela siedziała
po uszy w esencji tamtejszych czasów i
teraz słucha się jej z podobną przychylnością
jak całą epokę. Trochę gorzej ma
się sprawa z wokalistą. Barwą i ogólnym
wrażaniem również utrzymuje się w
aurze dawno minionej epoki tj. lat
osiemdziesiątych. Niestety pomysłów
na dobre śpiewanie nie ma on zbyt
wielu. W wersji No Remorse EPka uzupełniona
jest nagraniem bonusowym
"Breaking The Spell". Jest to próba zagrania
bardziej złożonej muzyki.
Hmmm... nieźle ale jednak chyba wolę
to bardziej prostolinijne wcielenie.
Dużą atrakcją tego wydania jest bonusowy
dysk z nagranym koncertem.
Prawdopodobnie nagranie zrealizowane
było kamerą VHS, bo jakość obrazu jest
taka sobie. W dodatku taśma nie przetrwała
w dobrej kondycji, bo nagranie ma
usterki typowe jak dla starego VHSu.
Niemniej można zobaczyć jak wtedy
rozpoczynające karierę amerykańskie
ekipy dawały sobie radę na małych klubowych
koncertach. Poza tym Wyzard
zaprezentował się w szerszym repertuarze,
a wśród nich możemy odnaleźć
pięć nigdzie nie słyszanych kawałków. Z
tego co można wyłowić, utrzymane są
one w podobnym klimacie do tych jakie
słyszeliśmy na demo. Kiepska jakość
nagrań audio nie pozwala w pełni ocenić
wartości tych utworów. Niemniej wydaje
się że zespół bardzo dobrze czuje się
w prostszych, bezpośrednich i szybkich
kompozycjach. Ogólnie koncert jest
grany bardzo sprawnie. Niestety wokalista
nadal irytuje - może to tylko moje
odczucie - owszem dość swobodnie śpiewa
ale mam czasem wrażenie, że niczego
nie umie, oprócz wrzaskliwego wykończenia
końcówek fraz. To wydanie
"Future Knights" jest skierowane głównie
do fanów US metalu lat osiemdzie-
Echoes Of Eternity - The Forgotten
Goddess
2015/2007 Metal Mind
Metal Mind podjął się dość karkołomnego
zadania, a mianowicie postanowił
przypomnieć zespół, o którym dawno
zapomniano. Echoes Of Eternity
to amerykański band, który mieści się w
nurcie symfoniczno progresywnego power
metalu z kobiecym wokalem. Do tej
pory wydali dwa albumy, "The Forgotten
Goddess" (2007) oraz "As Shadows
Burns" (2009). Kapela muzycznie
zbytnio nie odbiega od tego co prezentują
ikony tego kierunku Nightwish czy
Within Temptation. Piękna wokalistka
pochodząca z Kanady, Francine Boucher,
również nie musi wstydzić się
swoich umiejętności. Niestety ogólnie
zespół nie potrafił przebić się przez całą
masę innych podobnych kapel. Ich albumy
nie zdobyły wielu dobrych ocen,
zaś fani woleli pozostać przy swoich
idolach. Jeżeli dobrze pamiętam ich drugi
album "As Shadows Burns" nie miał
dobrej recenzji w HMP. Przysłuchałem
się muzyce z "The Forgotten Goddess"
i mogę powiedzieć, że do tego tematu
muzycy podeszli z sercem i zaangażowaniem.
Napisali muzykę na ile starczyło
im talentu i umiejętności. Są fragmenty
- chociażby "Voices In A Dream" - gdzie
muzyka przykuwa uwagę. Ogólnie można
powiedzieć, że nie jest zła. Niemniej
nie ma w niej nic, co by przebiło
dokonania chociażby fińskich mistrzów
z Nightwich. To jest też bolączką Amerykanów,
nie mają na tyle umiejętności
aby napisać muzykę z większym rozmachem,
świetnymi melodiami oraz zaaranżować
ją w bogaty i intrygujący sposób.
Aby w ten sposób zaskoczyć fanów
i odwrócić ich uwagę - chociażby na moment
- od najbardziej utytułowanych
dokonań tuzów tej odmiany melodyjnego
power metalu. Nie pomaga tu nawet
delikatny, ciepły, z lekka marzycielski
głos Francine. Fani tej odmiany muzyki
uwielbiają właśnie takie śpiewanie,
ale widać, do odniesienia większego sukcesu
nie wystarcza. No cóż, muzycy
Echoes Of Eternity powinni się przyzwyczaić
się, że są tylko średniakami.
Jednak sądząc po długim milczeniu ciężko
im jest pogodzić się z tym stanem
rzeczy. Generalnie Echoes Of Eternity
i ich "The Forgotten Goddess" jest dla
najbardziej zagorzałych fanów symfoniczno
progresywnego power metalu.
\m/\m/
Defyance - Voices Within
2014/1992 Minotauro
Chyba normalne, że z pierwsze dźwięki
Defyance usłyszałem z ich dwóch pierwszych
albumów: "Amaranthine" i
"Time Lost". Nie ma co oszukiwać, że
poznałem te krążki w czasie ich wydania.
Było to stosunkowo niedawno.
Mślę, że pod koniec lat dziewięćdziesitych
zeszłego wieku, niewielu wiedziało
coś na temat Defyance. Wcześnieszych
nagrań też nie słyszałem. O demo
"Voices Within" z 1992 roku miałem
pewną wiedzę, niestety o ich poprzednim
wydawnictwie "Defyance" z 1989
roku w ogóle nie miałem pojęcia. Dzięki
Minotauro Records możemy zapoznać
się z tymi publikacjami. O dziwo "Voices
Within" ma zdecydowanie lepsze
brzmienie niż duży debiut. Owszem
więcej w nim surowości i bezpośredniości
ale za to dźwięk jest żywy i naturalny,
co pozwala brzmieć instrumentom pełnią
barw. Na program "Voices Within"
składa się pięć utworów, które są utrzymane
w klasycznym stylu ambitnego
amerykańskiego heavy metalu, z mocnymi
inspiracjami Queensryche. Już
wówczas muzycy mieli jasną wizję swojej
muzyki, która już wtedy była przemyślana,
świetnie zagrana, zawierała
fajne tematy muzyczne i melodie, z
wykorzystaniem kontrastów nadających
żywotności kompozycjom. Gdzieniegdzie
pojawiają się instrumenty klawiszowe
ale od początku głównymi instrumentami
w Defyance były gitary.
"Voices Within" bardzo zbliżone jest do
"Amaranthine", jednak jak już wspomniałem,
ma lepsze brzmienie i nie ma
komercyjnych naleciałości. Najspokojniej
w świecie, mogła być pierwszą pozycją
w karierze Amerykanów jako pięcioutworowa
EPka. No i znowu mogłem
posłuchać w dobrej formie Briana
Harringtona. Uzupełnieniem "Voices
Within" są trzy utwory z demo "Defyance",
które ujrzało światło dzienne w
roku 1989, czyli jeszcze w czasach, do
których tak mocno Amerykanie sie
odwołują. Nie mamy wątpliwości, że
mamy do czynienia z demo, bo jakość
dźwięku jest tak sobie. Niemniej już
wtedy muzycy myśleli aby utrwalić swoją
twórczość w jak najlepszych warunkach,
to żaden rehersal, ale nagrania na
16-sto śladzie, dlatego spokojnie możemy
odsłuchać w całości ten materiał.
Muzycznie jest już nieźle. W takich
kawałkach jak "Gypsy" i "Love's A Bitch"
jest naprawdę całkiem dojrzale. Gorzej
jest z głosem Briana - mojego ulubieńca
- jego barwa głosu jest jeszcze młodzieńcza
przez co mam wrażenie, że
wkrada się pena niepewność w śpiewaniu.
Najłatwiej wyłapać to w ostatnim
kawałku "Rebel Without A Cause". W
oryginale pierwsze demo zawiera cztery
utworu, ale redaktorzy tego wydawnictwa,
postanowili opuścić nagranie "Second
Death". Prawdopodobnie wymyślili
sobie, że jeżeli powtórzone ono zostało
na "Voices Within" i jest w dużo lepszej
jakości, to nie ma co prezentować tej
wersji z demo. Jest to moim zdaniem
bardzo duży błąd bowiem kolekcjonerzy
czy fani Defyance z pewnością
chcieliby mieć również tą pierwotną
wersję. To jedyny zgrzyt na tym wydaniu,
bowiem jako wydanie archiwalne
RECENZJE 133