26.04.2023 Views

HMP 60 Exodus

New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

jakim albumie zaczęło się prawdziwe Vanderbuyst -

odpowiedzią byłby właśnie "Flying Dutchmen". Pomimo

tego, że zrobiliśmy demówkę dwa lata wcześniej,

myślę, że debiutancki album był naszym pierwszym

wprowadzeniem na scenę. Również dodawanie kawałków

na żywo było czystą prezentacją naszej kapeli, by

dać ludziom do zrozumienia co potrafimy na żywo.

Oczywiście cover UFO "Rock Bottom" było także pewnym

rodzajem hołdu dla tej świetnej epoki.

Foto: Vanderbuyst

Słuchając kolejne albumy "In Dutch" (2011), "Flying

Dutchmen" (2012) oraz "At The Crack Of Dawn"

(2014) nabiera się przekonania, że ten cel osiągnęliście,

a nawet udoskonaliliście go. Z tego co pamiętam

wasze albumy miały zawsze dobre recenzje...

Tak. Jak powiedziałem wcześniej, na naszych pierwszych

dwóch albumach możesz usłyszeć rozwijający

się zespół, muzyków i kompozytorów. Na trzecim krążku

znaleźliśmy to czego szukaliśmy. Myślę, że "Flying

Dutchmen" to płyta, na której wykrzesaliśmy

wszystko co w nas najlepsze. Na naszym ostatnim wydawnictwie,

"At The Crack of Dawn", postanowiliśmy

pójść nieco dalej poprzez danie producentowi (Martin

Furia) nieco większego kawałka ciasta, rozumiesz?

Najbardziej podoba mi się to, że stworzyliśmy cztery

zupełnie odmienne albumy, a recenzje tychże - zawsze

były pozytywne.

Jedne z ważniejszych cech waszej muzyki to czad,

dynamika, ale także melodyjność...

Kochamy dynamikę, na żywo jest to ważne narzędzie,

aby wytworzyć odpowiednią atmosferę. Chwytliwa

melodia, zwłaszcza w wokalach, jest esencją dobrego

numeru. Partie gitarowe także powinny być melodyjne

i wpadające w ucho. Zawsze czuliśmy jednak, że to wokale

są najważniejsze. Ludzie chcą śpiewać refreny.

Jeśli nie ma dobrej melodii - nie zrobią tego. Zawsze

widzę to za świetny komplement, gdy ludzie nucą melodie

grane przez gitarę, a nawet partie solowe. Przy

takich sytuacjach widzę, że zrobiłem dobrą melodię.

Waszej muzyki świetnie się słucha, lecz jest pewien

niuans, który działa na waszą niekorzyść. Wasze albumy

słucha się w całości z przyjemnością i bardzo

chętnie sięga sie po nie ponownie. Nie ma - niestety

- wielkiego przeboju, coś w rodzaju "The Boys Are

Back in Town", którego nuciłby sobie pod nosem

każdy. To świadomy wasz wybór czy w ogóle o tym

nie myśleliście?

Staramy się pisać chwytliwy stuff. Ludzie często mówią

nam, że nasze kawałki utkwiły w ich głowach na

wiele dni. Jednak kawałek pokroju "The Boys Are Back

In Town" jest wyjątkowy, to zupełnie inna liga. Nawet

jeśli uporałbyś się ze stworzeniem takiego utworu, żadna

mainstreamowa rozgłośnia nie będzie puszczała

więcej takiej muzyki. Pomimo tego, kilka z naszych

piosenek bywa granych przez holenderskie radio ogólnokrajowe

raz na jakiś czas, a pewnego razu graliśmy

"Into The Fire" w ogólnokrajowej telewizji dla milionów

słuchaczy.

Wasze kompozycje są krótkie, konkretne i zwarte,

jednak nie obca jest dla was umiejętność improwizacji.

Nie chodzi mi o popisy solowe. Przykładem jest

cover UFO "Rock Bottom". Często urządzacie sobie

w czasie koncertu zabawy w improwizacje? Jak

reaguje na to publika, ciekawi mnie to, bo raczej

współczesny fan nie jest przyzwyczajony do prezentowania

w ten sposób muzyki.

Robimy to całkiem często. Myślę, że jest to droga, aby

przerobić kawałek na różne warianty. Gdy gramy

utwór tytułowy z ostatniego albumu, wydłużamy go

do dwunastu minut. Z jego wschodnim feelingiem

możesz zrobić wiele ciekawych rzeczy, których nie

uświadczysz na albumie. Fani wręcz przepadają za

tym, bo doświadczają czegoś unikatowego.

Myślę, że sporo w tym twojej zasługi, bowiem prezentujesz

raczej starą szkołę grania, sięgającą nawet

do Jimi'ego Hendrix'a, Uli Jon Roth'a, czy Ritchie

Blackmore'a. Czy mam rację?

Dzięki! To prawda, że wolę oldschoolowy styl gry. Wymienieni

gitarzyści nie mieli tak wielu zniekształceń w

swojej grze, więc usłyszysz u nich więcej strun i uderzeń

palców, co równa się większej dawce emocji.

Wszyscy ci gitarzyści potrafią/potrafili stworzyć bardzo

techniczną rzecz, przy czym feeling zawsze jest na

pierwszym miejscu. Widzę współczesnych gitarzystów,

którzy grają dosłownie jak roboty. Granie miliona nut

niczym karabin maszynowy potrafi być imponujące,

ale jeden dźwięk Pana Blackmore'a potrafi rozwalić

mnie jeszcze bardziej.

Gdy budowaliście swój styl muzyczny, byliście na

metalowej scenie jedynymi, teraz wśród Nowej Fali

Tradycyjnego Heavy Metalu jest więcej młodych

kapel, które sięgają po oldschoolowy heavy metal

pełen hard rockowych naleciałości. Myślę o Aktor,

Amulet, Black Trip itd. Jak sądzicie czy to z powodu

waszej udanej działalności więcej ludzi zaczęło

zwracać uwagę na taki odłam hard'n'heavy?

Byłby to, prawdopodobnie, zbyt duży kredyt zaufania

wobec nas. Jednak to świetnie, widzieć te wszystkie

młode zespoły grające taką muzykę. Starsza generacja

- nomen omen - odchodzi do lamusa, więc fani chcą

nowych kapel. Przypuszczam, że ma to więcej wspólnego

z tym drugim. Jeśli stare zespoły przestaną grać,

a ludzie zapragną nowych, hard rockowych kapel -

nowa fala otrzyma swoją szansę.

W bardzo krótkim czasie nagraliście cztery studyjne

albumy, zagraliście masę koncertów. Dla wielu staliście

się synonimem sukcesu. Często przychodzili do

was inni z kapel z nurtu Nowa Fala Tradycyjnego

Heavy Metalu i prosili o radę, czy też dopytywali się

jak wy to zrobiliście?

Czasem pytają nas o małe wskazówki, ale myślę, że

większość ludzi już wie, co będzie odpowiedzią gdy pytają,

a brzmi ona: "rock'n'roll nie jest wielką filozofią".

Sven, z naszej wytwórni oraz Bidi, nasz booker, (osoba,

zajmująca się aranżowaniem występów dla zespołów

itd. - przyp. red.) ogromnie nam pomogli. Bez

nich Vanderbuyst byłby czymś zupełnie innym niż teraz.

Nawet nasi techniczni, akustycy, znaczą dla nas

bardzo wiele, są częścią całej drużyny. Jesteśmy szczęśliwi

mając ich wokół siebie.

W twoich usta brzmi to bardzo łatwo, nagranie tych

płyt, zagranie tak wielu koncertów, tras i festiwali.

Innym kapelom to się nie udało...

Z jednej strony to całkiem proste, a z drugiej ciężkie do

zrealizowania: zespół ma być w centrum zainteresowania,

musisz się dla niego ostro poświęcać. Może brzmi

to brutalnie, ale taka jest cała prawda. Jest to też powód,

dla którego niektóre zespoły stoją w miejscu.

Przecież nikt nie chciałby powiedzieć swojej dziewczynie,

że nie przyjdzie na jej urodziny z powodu próby

z zespołem (znowu!). Dla zespołu rzuciłem wiele

razy pracę. Rzeczy tego typu nie czynią twojego życia

łatwiejszym.

Wydaje się, że brakuje wam tylko przypieczętowanie

tego sukcesu. Dlaczego tego nie zrobicie?

Nie powiedziałbym, że za tym tęsknimy. Czujemy się

całkiem dobrze. Patrząc z perspektywy czasu to trochę

osiągnęliśmy: cztery pełne albumy, wielokrotne trasy

koncertowe, wielkie festiwale, ponad czterysta koncertów

w dwudziestu dwóch państwach (włączając w to

Japonię) itd. słowem - nie można narzekać. Jeśli masz

na myśli koncerty na pełnych stadionach z afterami w

basenach wypełnionych szampanem, pełnymi nagich

kobiet i olbrzymimi ilościami kochanek, wtedy masz

rację, tęsknimy. Jesteśmy jednak na tyle świadomi, że

takie dni się już skończyły. Muza, którą gramy była

popularna w latach 80-tych i 70-tych. Dzisiaj masz

Shakirę, Taylor Swift, no i Slipknota. Rozumiemy

to.

Ostatni wasz album "At The Crack Of Dawn" jak

można było przypuszczać został przyjęty bardzo

dobrze. Promocja, koncerty, wasza kariera szła cały

czas do przodu i nagle, bach... wasze oświadczenie o

rozwiązaniu zespołu. Gdy w innych zespołach zaczyna

dziać się coś niedobrego, pojawiają się najpierw

plotki, następnie wzajemne oskarżanie się

stron konfliktu itd. A wy wspólne oświadczenie i po

zawodach...

Gdy nagraliśmy "At The Crack of Dawn" już wiedzieliśmy,

że to będzie koniec, stąd tytuł. Jesteśmy ogromnymi

szczęściarzami, że nasza przyjaźń przetrwała

przez tyle długich lat. To trochę dziwne: ludzie zwykli

potrzebować jakiegoś dramatu, żeby to zrozumieć, a

przynajmniej zaakceptować rozpad. Lecz czasami prawda

nie jest chaotyczna. Dla nas to słodkie pożegnanie,

jak śpiewamy w ostatnim kawałku na "At The

Crack of Dawn".

Mimo wszystko, musicie wiedzieć, że dla waszych

fanów to olbrzymi szok, bardzo trudny do przyjęcia i

wytłumaczenia.

Tak, bardzo mi przykro jeśli kogoś zawiedliśmy. Ale

gdy rozmawiamy z fanami indywidualnie, wyjaśniając

naszą decyzję - rozumieją nas. Niejeden nas zgnoił.

Widziałem też łzy i spodziewam się zobaczyć ich więcej

na naszych ostatnich gigach. Mamy dobre wspomnienia,

takie je pozostawmy w pamięci.

O tyle trudne do wytłumaczenia, że sami w oświadczeniu

podkreślacie dotychczasowe osiągnięcia, dobrą

atmosferę w zespole, wręcz przyjaźń, jest to trudno

przyjąć nawet gdy tłumaczycie, że wybraliście inne

wyzwania niż muzyka.

W rzeczy samej, gdy to czytasz możesz pomyśleć: jeśli

wszystko gra, skąd ten rozpad? Chcieliśmy to skończyć

zanim będzie za późno. Chcieliśmy za tym zatęsknić.

Niektóre zespoły grają póki nie zakończą z hukiem, ze

względu na wzajemną nienawiść. Patrząc wstecz - mamy

same dobre rzeczy do wspominania. Lubię używać

analogii sportowej. W pewnym momencie jego kariera

kończy się, nie dlatego, że nie może już więcej biec.

Nie, po prostu nie potrafi robić tego na najwyższym

poziomie, Robi krok w tył. Czujemy, że jesteśmy na

najwyższym poziomie twórczym, nie wierzymy, że

osiągniemy więcej, nie chcemy czekać na gorsze czasy.

Powiedzcie wprost jakie to wyzwania?

"Wyzwania" to zbyt duże słowo, ale nowe rzeczy wejdą

na naszą ścieżkę. Jochem niedługo zostaje ojcem. Barry

już jest zainteresowany nowymi projektami muzycznymi.

W listopadzie wybieram się na pewien czas w

podróż, a gdy wrócę mam zamiar nadrobić stracony

czas w nauce. Są to rzeczy, których nie mogliśmy robić

będąc w Vanderbuyst.

W Polsce jest takie powiedzenie: "Jak nie wiadomo o

co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze". Czy ten

idiom pasuje do sytuacji, w której się znaleźliście?

Nie założyliśmy tego zespołu z myślą o zarabianiu

pieniędzy. W sumie to zainwestowaliśmy w niego sporo

kasy, tyle ile był wart. Jeśli jesteś na trasie przez sto

dni w roku, trudnym jest posiadanie stałej roboty.

Więc muzycy ogólnie borykają się z problemami. Jeśli

VANDERBUYST 11

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!