HMP 60 Exodus
New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
HMP: Zacznijmy od faktów dotyczących początków
istnienia kapeli. W jaki sposób powstał Quartz?
Derek Arnold: Dawno temu, bo w 1968 roku, razem
z Mikem "Taffym" Taylorem, byłem w brumbeatowym
zespole Lemon Tree. Wtedy tez dołączył do
nas Mick Hopkins, gdy nasz pierwotny gitarzysta odszedł
z kapeli. Zespół nie istniał długo, jak zresztą wiele
mu podobnych w tamtych czasach. Po tym epizodzie
razem z Mickiem sformowałem Copperfield w
1969. Na perce wspomógł nas wtedy młody Malcolm
Cope. Ten zespół też długo nie pociągnął. Mick następnie
dołączył do Idle Race na miejsce Jeffa Lynne'a.
W tym czasie Geoff Nicholls koncertował w zespole
Na płycie znajdzie się nasz najcięższy materiał
Niewiele osób kojarzy Quartz, co jest o tyle ciekawe, że ten zespół
jest dość mocno związany z Black Sabbath. Grali razem z
nimi koncerty, pracowali w studio, a jednak Quartz nie został
tak szeroko doceniony jak na to zasługiwał. Z roku na
rok ta nazwa ginęła coraz bardziej w czeluściach odmętów
historii. Aż do niedawna. Jak widać wygląd dziadków z
poczekalni w przychodni nie stoi na przeszkodzie by dalej
grzmocić siarczysty heavy metal. Quartz powrócił i nie dość,
że zagrał na legendarnym festiwalu Keep It True, to jeszcze
wydał swe wcześniej niepublikowane nagrania. Żeby tego było
mało, ekipa z Birmingham jest w trakcie przygotowywania
nowego albumu studyjnego, pierwszego od trzydziestu dwóch
lat…
Dlaczego Bandylegs? I co sprawiło, że postanowiliście
zmienić później nazwę na Quartz?
Mick Hopkins: W środku lat siedemdziesiątych graliśmy
ciągle próby i koncerty. Ciągle rozwijaliśmy swój
materiał. W 1976 podpisaliśmy kontrakt z Jet Records
i wypuściliśmy singiel o tytule "Bet You Can't
Dance/Circles". W sumie był to nasz trzeci singiel nagrany
pod szyldem Bandylegs. Gdy nagrywaliśmy już
nasz pełny debiutancki album z Tonym Iommim z
Black Sabbath, wszyscy się zgodziliśmy, że kapela
potrzebuje nowej nazwy. Tak na nowy start. Ronnie
Fowler z Jet Records zasugerował nam nazwę
Quartz. Gość wyraźnie miał smykałkę do wymyślania
nazw zespołów, zaczynających się od litery Q. Stwierdziliśmy,
że jest to dobra nazwa, która odzwierciedli
nasz styl. W końcu kwarc jest twardą skałą (hard rock
- przyp.red.).
Tony'ego Iommiego. Jak do tego doszło?
Geoff Nicholls: Wszyscy byliśmy z Birmingham i
wszyscy dorastaliśmy w tym samym środowisku. Mieliśmy
także wspólnych przyjaciół i często się spotykaliśmy
przy okazji. Albert Chapman zabrał Tony'ego
na kilka naszych koncertów. Dzięki temu dostaliśmy
od niego propozycje wzięcia udziału jako support na
kilku przystankach Black Sabbath Sabotage Tour.
To zacieśniło naszą znajomość, w efekcie której naszym
managerem został Chapman, ówczesny tour managerem
Sabbathów, a producentem naszej debiutanckiej
płyty - Tony.
Podobno Ozzy Osbourne i Brian May też brali
udział w sesji nagraniowej waszego pierwszego krążka.
W jaki dokładnie sposób to się odbyło?
Mick Hopkins: Ozzy nagrał chórki do nagranej
ponownie wersji "Circles" podczas tej sesji. Tony jednak
przyciszył je tak bardzo, że praktycznie ich nie
słychać na nagraniu. Ponadto, ten utwór nie znalazł się
na w końcu na płycie. Można go za to usłyszeć jako
bonus na wersji CD albumu "Stand Up and Fight".
Podczas naszej sesji nagraniowej w Morgan Studios w
Londynie przez studio przewinęło się wielu naszych
znajomych. Jedni mieli tam swoje sprawy do załatwienia,
inni wpadli, by zobaczyć jak nam idzie. Brian
May jest dobrym znajomym Tony'ego, więc pewnego
dnia był też obecny w studio. Grzecznie zaproponował
nam swoje usługi w zakresie edycji nagranych ścieżek
do jednego utworu. Naturalnie się zgodziliśmy - kto by
się nie zgodził? Poszliśmy więc się czegoś napić, zostawiając
Briana w studio, by mógł w spokoju tworzyć
swoją magię. Po jakimś czasie wróciliśmy z powrotem i
zastaliśmy go siedzącego po turecku pośród pociętych
fragmentów taśmy. Próbował różnych wariantów, jednak
w końcu stwierdził, że pierwotna wersja jest najlepsza.
Więc w gruncie rzeczy Brian May brał udział w
nagraniu albumu, ale jak widać… faktycznie wcale nie.
Dodam, że Tony zagrał partie na flecie w "Sugar Rain"
do mojego akompaniamentu na gitarze akustycznej
oraz harmonie gitarowe w "Mainline Rider".
nazywającym się World of Oz, a następnie dołączył
do projektu Johnny Neal and the Starliners. Obie te
kapele miały nawet pewne sukcesy wydawnicze. W
1972 Mick miał sześciomiesięczna przygodę w kanadyjskiej
grupie Fludd. Po swoim powrocie postanowił
wskrzesić Lemon Tree/Copperfield. Wtedy razem z
Mickiem, Taffym i Malcolmem zaczęliśmy grać razem
próby. Gdy do załogi dołączył także Geoff - cała
układanka stała się dla nas kompletna. I tak, w 1973,
narodził się Bandylegs, który cztery lata później przechrzciliśmy
na Quartz.
Foto: Quartz
Birmingham jest miastem z którego wywodzi się całkiem
sporo kapel. Quartz, Black Sabbath, Judas Priest,
Jameson Raid, Dark Star, by wymienić kilka. Jak
wyglądała scena muzyczna w tamtym okresie?
Malcolm Cope: W dużym uogólnieniu można przyjąć,
że scena w Birmingham i dookoła niego była zwyczajnie
niesamowita. Wielu wspaniałych ludzi, wielu
wspaniałych muzyków i wiele wspaniałych kapel, które
wspominam z uśmiechem wspólnie z kolegami. Było
też naprawdę sporo miejsc, w których można było koncertować.
Praktycznie wszystkie kluby, puby i kina były
chętne gościć koncerty i chętnie je zresztą promowali.
Każdego dnia był jakiś gig. W centrum miasta
stała buda z ciastkami, gdzie się wszyscy zbierali po
koncertach. Gadaliśmy tam o wszystkim, wymienialiśmy
doświadczenia i opinie, dyskutowaliśmy o gitarach
i sprzęcie, muzyce… Wspaniałe czasy, w rzeczy
samej.
Jak myślicie, kondycja sceny, w porównaniu z tamtą,
jest teraz zupełnie inna?
David Garner: Tak mi się wydaję. Jest teraz więcej
ekstremy w muzyce metalowej. Więcej podgatunków,
które są ciągle do siebie porównywane. Wiele miejsc, w
których grało się koncerty już nie istnieje. Zorganizowanie
koncertu jest teraz o wiele trudniejsze dla zespołów.
Z drugiej strony fani mają teraz bardzo łatwy dostęp
do muzyki, nagrań video i live dzięki Internetowi.
Jest to zarówno dobre jak i złe dla zespołów. Jestem
jednak pod wielkim wrażeniem tego, jak mimo to fani
potrafią być oddani. Na naszym pierwszym koncercie
po reaktywacji, który się odbył w Birmingham, byli
ludzie z Grecji i Belgii. Na festiwalach, które gramy na
Kontynencie, widać masę ludzi z różnych części
Europy, a niektórzy z nich pojawia się na więcej niż jednym
naszym koncercie.
Debiutancki krążek Quartz powstawał pod okiem
W 1983 zawiesiliście działalność zespołu. Co spowodowało
taki obrót spraw?
Malcolm Cope: Wówczas zespół przechodził przez
wiele zmian składu i to w bardzo krótkim odstępie czasu.
Tylko ja i Mick pozostaliśmy z oryginalnego składu.
Po prostu zespół umarł śmiercią naturalną. Osobiście
uważam, że wszyscy się rozczarowali i zmęczyli
tym jak przemysł muzyczny zaczął wyglądać. Zwłaszcza
po tych wszystkich naszych próbach wybicia się,
przy których zużywaliśmy ogromne ilości czasu, wysiłku,
energii i poświęcaliśmy naprawdę wiele. Ja zostałem
wtedy ojcem, więc musiałem przearanżować swoje
priorytety. Musiałem znaleźć stałą pracę, by utrzymać
rodzinę.
Quartz wznowił działalność w 1989 roku, by zagrać
koncert na ITV Telethon Charity Event w Oldbury
razem z Black Sabbath. Dlaczego nie postanowiliście
pociągnąć tego dłużej?
Derek Arnold: O ile dobrze pamiętam, był to pomysł
Geoffa. Mimo, iż każdy z nas podążał wtedy własną
ścieżką, to nadal byliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi
i utrzymywaliśmy ze sobą kontakt. Skład Black Sabbath
tego wieczoru wyglądał następująco: Tony na
gitarze, Tony Martin za mikrofonem, Geoff Nicholls
na basie i Terry Chimes na perkusji. Geoff zagrał tego
dnia dwa koncerty, gdyż u nas grał na gitarze rytmicznej,
zanim zagrał z Sabbathami na scenie. Geoff
był wówczas bardzo zaangażowany w pracę w Black
Sabbath, To ciekawe, gdyż miał tam grać tylko przez
dwa tygodnie, bo o takie wsparcie poprosił go Tony, a
skończyło się na dwudziestu czterech latach. Taffy w
tym czasie przymierzał się do prowadzenia pubu w
nadmorskim kurorcie w Weymouth. Nie byłoby więc
w porządku wskrzeszanie Quartz na dłużej… ale jak
mówi pewne porzekadło - nigdy nie mów nigdy.
Quartz z powrotem wznowił działalność w 2012. Co
przyczyniło się do zreaktywowania kapeli?
Mick Hopkins: W lipcu 2009 roku zmarł nasz przyjaciel
Stu Clark. Stu grał na gitarze w zaprzyjaźnionym
lokalnym zespole Cryer (aka Force). W lutym
2010 reszta Cryera miała zagrać charytatywny koncert
ku jego pamięci. Naturalnie też chcieliśmy się na nim
pojawić, by pokazać nasze wsparcie. Dzięki naszemu
znajomemu - Timowi Perry'emu, na tym koncercie
pojawiło się czterech z pięciu oryginalnych członków
Quartz, a także nasz inżynier dźwięku (Shades) i technik
oświetlenia (Bobby Cool) oraz David Garner z
żoną. To był niezapomniany wieczór, a ze sceny Garry
42
QUARTZ