HMP 60 Exodus
New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
pewnie nie będzie już tak dobrze, bo to
i czasy nie te, a i poziom wykonania
słabszy, ale można jej posłuchać. Było
nie było "Urgent" z saksofonem Toma
Gimbela, megaprzeboje "Waiting For
A Girl Like You" i "Juke Box Hero", dynamiczny
"Break It Up" czy całkiem
zadziorny, jak na czas wydania, "Night
Life" to już kanon melodyjnego rocka.
Tytułowe "more" odnosi się zaś do całkiem
przyjemnych dodatków w postaci
utworów z innych płyt. Najciekawiej
wypadają tu zagrany unplugged "Say
You Will" z fajnym dialogiem fletu
Gimbela i fortepianu Michaela Bluesteina,
dynamiczny "Feels Like The First
Time" z debiutu, pamiętny "Cold As Ice",
mocarny "Hot Blooded" i kolejny wielki
przebój "I Want To Know What Love
Is". Trochę szkoda, że nie śpiewa ich już
Lou Gramm, ale Kelly Hansen (znany
m. in. z Hurricane) to też zawodowiec,
a Jonesa, obok gitarzysty Bruce'a
Watsona, wspiera też całkiem utytułowana
sekcja: basista Jeff Pilson (Dokken,
Dio, MSG) oraz Chris Frazier
(Steve Vai, Whitesnake). Tak więc posłuchać
tej koncertówki można, ale
mnie zainspirowała ona do odkurzenia
LP's Foreigner z lat 1977-1987 i jest to
całkiem sensowne połączenie. (4)
Wojciech Chamryk
Freedom Call - 666 Weeks Beyond
Eternity
2015 SPV
Wiele zespołów co raz częściej bawi się
w ponowne wydawanie swoich najlepszych
wydawnictw. Moda ma na celu
zarobienie dodatkowych pieniędzy i jednocześnie
dać możliwość nabycia albumu,
którego kopie dawno się wyczerpały.
Freedom Call też postanowił ponownie
wydać swój najlepszy krążek
czyli "Eternity".Na szczęście tym razem
obeszło się bez ponownego nagrywania
tego wydawnictwa i psucia czegoś, co
nie wymaga poprawki. Postawiono na
bogatszą wersję tego albumu. Dodano
kilka bonusów w postaci wersji koncertowych
utworów z tej płyty, bonusów z
albumu "Land of the Crimson Dawn"
z 2012 roku i zupełnie nowy kawałek.
Całość zatytułowano "666 Weeks Beyond
Eternity". To okazało się całkiem
udanym pomysłem, bo album sam w
sobie jest perfekcyjny i nie wymaga
poprawek, a wzbogacenie go różnymi
takimi bonusami jest tylko miłym
dodatkiem. "Eternity" ma już trzynaście
lat, a mimo tego czasu jest to wciąż
dzieło kompletne i jeden z najbardziej
cenionych albumów power metalowych.
Jest na niej i energia i radość, ciekawe
przejścia, dopracowane aranżacje.
Największym jednak atutem tej płyty
jest przebojowość. Fani Gamma Ray
czy starego Helloween powinni znać
ten album i docenić jego wartość. Płyta
bardzo przypomina stylistycznie te
zespoły, słychać, że Daniel Zimmermann
sporo wyniósł z Gamma Ray.
Sprawił, że zespół Freedom Call na
tym albumie brzmi dojrzale, jest agresywniejszy
i co ważniejsze, rozwinął
skrzydła względem dwóch poprzednich
albumów. Udało się to zrobić bez porzucania
swoich wartości, tożsamości,
pozostając wciąż zespołem grającym
radosny power metal. Mimo tego, że
odszedł Sasha Gerstner, który potem
zasilił Helloween, to jednak Cedric
Dupont szybko odnalazł się w Freedom
Call i, co ciekawe, jego popisy z
Chrisem są tutaj pełne lekkości, finezji
i potrafią porwać słuchacza w prawdziwy
wir power metalu. Podniosłe chórki
to też kolejny atut tej płyty i za ten
aspekt odpowiadał choćby Tobias
Sammet czy Oliver Hartmann. Soczyste
brzmienie, takie nieco w stylu
Gamma Ray to kolejna mocna rzecz,
która sprawia że album jest perfekcyjny
i najlepszy w dorobku Niemców. Nowa
wersja składa się z dwóch płyt. Pierwsza,
to ten znany nam wszystkim album
z nieco zmienioną tracklistą pod
względem kolejności. Druga to owe
bonusy i ten zupełnie nowy utwór. Skupmy
się najpierw na pierwszej płycie, bo
to jest w końcu prawdziwe arcydzieło.
Tym razem całość otwiera instrumentalny
"The Spell". Potem, szybko atakuje
nas pierwsza petarda na tej płycie czyli
"The Eyes Of The World". To utwór,
który oddaje w pełni styl grupy.Te
charakterystyczne melodie, które nie da
się pomylić z żadnym innym zespołem i
radosne podejście. Sam ostrzejszy riff
przywołuje oczywiście Gamma Ray, co
jest największą zaletą nie tylko zaletą
tego kawałka, ale i całej płyty. "Flying
High" brzmi jak nieco mieszanka Gaia
Epicus, Hammerfall i Gamma Ray.
To kolejny hit i power metalowa petarda.
To w nim znakomicie prezentuje
swój talent Daniel Zimmermann,
który urozmaica kawałek swoimi partiami
i nadaje odpowiedniej dynamiki.
"Island of Dreams" to kolejny szybki
utwór na płycie i wyróżnia go niezwykle
chwytliwa melodia. Ten aspekt został
dopracowany i właściwie każda melodia
jest zapadająca w pamięci i ukazująca
piękno power metalu. Marszowy,
bardziej epicki "Bleeding Heart" ukazuje
to że zespół potrafi zaskoczyć i urozmaicić
materiał. Nieco słabszy może
wydawać się zaś "Flame In the Night",
który jest nieco progresywny i bardziej
pokręcony. Jednak jest to też ciekawa
kompozycja, która całkiem sporo wnosi
do tego wydawnictwa. Wielkim hitem z
tej płyty jest utrzymany w stylu
Gamma Ray czy Edguy "Metal Invasion",
który jest tym co fani power metalu
kochają. Również pozytywne emocje
wywołuje energiczny "Ages of Power",
który zaskakuje pomysłowym riffem i
helloweenowym klimatem. Jest jeszcze
klimatyczna ballada "Turn Back The
Time", mocno zakorzeniony w stylu
Kaia Hansena "Warriors" i największy
hit zespołu czyli "Land of The Light".
Druga płyta to bonusy, wśród których
głównym daniem jest nowy kawałek
zatytułowany "666 Weeks Beyond
Eternity", który niezmiernie pasuje do
tego wydawnictwa. Później pojawiają się
koncertowe wersje kawałków z "Eternity"
i utwory Freedom Call zagrane
przez Neonfly czy Powerworld. Tak
więc jest to bogata wersja "Eternity".
Nie macie w swojej kolekcji jeszcze najlepszego
albumu Freedom Call? Cóż
zespół wychodzi naprzeciw waszym
potrzebom i wydaje ponownie ten
album, tylko że w bogatszej wersji z
bonusami. Bardzo udane wznowieniem
tego klasyka, który jest kultowym
dziełem w kategorii power metalu i
szczytowe osiągnięcie Freedom Call.
Polecam. (6)
Łukasz Frasek
Hammercult - Built For War
2015 SPV
Zespół zwie się Hammercult, a na
okładce ich najnowszego tworu widnieje
monstrum dzierżące w swych dłoniach
dwa, pokaźnych rozmiarów, młoty.
Pierwsza myśl - "Typowy power metal
na europejską modłę." a tu zaskok, bo
power metal występuję na omawianym
krążku w niezbyt dużych ilościach. To
co tutaj mamy? Ano żwawy, motoryczny
i wściekle ujadający thrash/death
z lekkimi naleciałościami wcześniej
wspominanego gatunku w postaci nośnych
refrenów i podniosłych solówek.
Brzmi fajnie i jest fajnie. Może od razu,
na wstępie, nadmienię, iż gryzie mnie,
momentami, zbyt wysoki poziom patosu
co nie zawsze dobrze komponuje się
z agresywnymi, jadowitymi utworami
(dobrym przykładem są nazbyt rzewne
leady w "Ready to Roll" oraz "Altar of
Pain"). Nie bójcie się jednak, albowiem
mamy tu do czynienia z dzikim, piekielnie
szybkim stuffem, zasuwającym na
najwyższych obrotach. W zasadzie
mógłbym rzec, że fani thrash/death'owej
rzezi znajdą tu wszystko dla siebie. Tutaj
gnający przed siebie, "slayerowaty",
"Altar of Pain", tam radosny, podszyty
crossoverem "Saturday Night Circle
Pit". Coś świetnego. Wzorem na bardzo
udane zbalansowanie thrashowej sieki i
powerowego monumentalizmu jest
"Rise of The Hammer". Rześka, rwąca do
przodu zwrotka, naprzeciw której staje
wielki, bombastyczny refren, dający
niesamowitej mocy i powodujący, iż
słuchacz zdolny jest kruszyć mury.
Intrygujące! Niestety, nie obeszło się
bez mielizn. Toporne "Blood and Fire" i
monotonne, do bólu egzaltowane "Raise
Some Hell", w którym powerowe "p2p2"
bierze górę nad thrashową prostotą i
bezkompromisowością. Poza tym - nie
mam zastrzeżeń. Izraelczycy wydali wyjątkowo
przyzwoity album, co spokojnie
pozwala mi rzec, że nie mają sobie
równych na swoim lądzie. (5)
Łukasz Brzozowski
Hammer King - Kingdom of the Hammer
King
2015 Cruz Del Sur
Hammer King to nieco dziwny zespół.
Tworzą go niemieccy muzycy, grają
koncerty głównie w Niemczech, a
zarzekają się, że są z Francji. Skąd taka
decyzja? Prawdopodobnie nakazuje im
to mit jaki sami o sobie opowiedzieli. Z
jakichś powodów nie chcą przyznawać
się do przeszłości spędzonej w szeregach
Ivory Night i postanowili nie tylko
założyć Hammer King, ale też otoczyć
go pewną baśnią. A baśń mówi, że
tytułowy Król Młotów mieszka na
zamku w Sanit-Tropez we Francji.
Podobny, choć mniejszego kalibry zabieg
zastosował kiedyś Majesty zamieniając
się w Metalforce. W każdym razie
muzycznie trudno ukryć germańskość
recenzowanej kapeli. Hammer
King w dużej mierze brzmi jak nieco
mniej helloweenowy Stormwarrior. Z
tym zespołem łączy Hammer King bardzo
wiele: galopady, zbliżone linie melodyczne,
refreny, wokalista z podobną
manierą, a niektóre numery brzmią wręcz
dosłownie jak kawałki ekipy Larsa
Ramckego (choćby "We are the Hammer",
"I'm am the King"). Co więcej,
wspólnym mianownikiem jest też "truemetalowy"
wydźwięk grupy i w mniejszym
stopniu również teksty. Poza
wpływami Stormwarrior słychać w
Hammer King wszystkie klasyczne wyznaczniki
gatunku - marszowe tempa,
wyrazisty bas, chóralnie śpiewane refreny
i podniosłe melodie. Gdzieniegdzie
brzmi Hammer King jak Burning
Starr, momentami jak Domine czy jak
Wizard. Muzyka jest niewyszukana,
wpadająca w ucho, oparta na bardzo
tradycyjnych riffach i ujęta w proste
kompozycje, dzięki czemu idealnie wpasowuje
się w standardy gatunku. Przez
nagromadzenie oczywistych atrybutów
tej estetyki - wszechobecnych młotów,
haseł typu "fight", "sacrifice" czy "king"
krążek wydaje się być nawet nieco przerysowany.
Nic dziwnego, że jeśli miałabym
kogoś doń odesłać, to tylko miłośników
gatunku. W pozostałych słuchaczach
"Kingdom of the Hammer King"
może prawdopodobnie wywołać jedynie
uśmiech. Co ciekawe, w omawiany
krążek zasadzie nie jest do końca debiutem
tej niemieckiej/francuskiej formacji
- przez lata działała ona jako Ivory
Night i wydała trzy krążki. Ba, sam
wokalista, Patrick Fuchs śpiewał na...
solowych płytach Rossa the Bossa. Być
może to jest klucz do zagadki związanej
z obraną stylistyką Hammer King.
Polecam posłuchać jako ciekawostki, a
fani takiej estetyki zapewne pozwolą zagościć
tej płycie u siebie na dłużej. (3,8)
Harem Scarem - Thirteen
2014 Frontiers
Strati
Kanadyjczycy to swoista legenda melodyjnego
rocka. Oczywiście nie w Polsce,
bo u nas takie granie nawet w okresie
jego największej popularności cieszyło
się minimalnym zainteresowaniem, a co
mówić o czasach współczesnych, ale w
innych regionach świata Harem Scarem
to uznana marka. Po ponownym
nagraniu klasycznego "Mood Swings"
przed dwoma laty zespół szybko przygotował
jego, już w pełni premierowego,
następcę. "Thirteen" nie powinien raczej
zawieść fanów grupy, bo sporo na
tej płycie udanych utworów. Takich jak
miarowy, rytmiczny opener "Garden Of
Eden", dynamiczny "Saints And Sinners"
czy podszyty zeppeliniastym bluesem
"Troubled Time". I chociaż nie zawsze
mamy tu do czynienia z jakimiś kompozytorskimi
wzlotami (mdława, popowa
pół ballada "All I Need", mocniejszy
"Never Say Never") to jednak nawet w
tych słabszych utworach niepowtarzalny
głos Harry'ego Hessa lśni pełnym
blaskiem. (4)
Wojciech Chamryk
106
RECENZJE